Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   10-04-2010 (2)

10-04-2010 (2)

Data: 2011-04-09 23:22:15
Autor: Inc
10-04-2010 (2)

Kto czekał na Pana w Witebsku?

Było przywitanie przez gubernatora, ale nie mam wątpliwości, że on czekał już na Tuska. Podstawiono autobus, była pani konsul z Rosji (Longina Putka – przyp. red.), która udzieliła teraz haniebnego wywiadu „Gazecie Wyborczej". Nieprawdopodobny stek kłamstw – te opisy rozmów o polityce, rzekomych przekleństw. Każdy, kto zna nasze środowisko, wie że wulgaryzmy nie są w nim codziennością. Nie twierdzę, że nikt nigdy nie zaklnie, ale na pewno nie przy kobietach.

Minęła Was kolumna samochodów premiera.

W ogóle tego nie zauważyłem. Powiedzieli mi o tym koledzy.

Premier relacjonował ostatnio, że nie miał na to wpływu. Powiedział, że nawet minister Graś miał prosić rosyjskiego kierowcę, by poczekał na Wasz autobus, ale Rosjanie najwyraźniej dostali inne „prikazy".

Nie wiem, jak było, nie będę tego komentował. Wiem, że mnie minęli, a ja tego nie zarejestrowałem. Siedziałem sam, podobnie jak w samolocie. Myślałem o tym, co się stało. O bracie. I że najstraszliwsze w tym wszystkim jest to, że się tego nie odwróci.

Później zauważyłem, trudno było nie zauważyć, że jeździmy w kółko po jakimś placyku. Wreszcie podjechaliśmy pod bramę lotniska. Nie potrafię ocenić, jak długo tam staliśmy – dwadzieścia czy czterdzieści minut.

Pamięta Pan pierwsze chwile na lotnisku?

Dużo świateł, wielu ludzi, namioty wojskowe przypominające te z PRL-u. Przywitał nas jakiś starszy pan, później się okazało, że to ambasador Jerzy Bahr. Poszliśmy na miejsce katastrofy, chwilę się pomodliliśmy. Namawiano mnie, abym nie szedł do brata. Powiedziałem, że przecież po to tu przyjechałem. Rozpoznałem go bez trudu. Miał twarz łatwą do rozpoznania, szczupłą, ściśnięte usta. Od jakiegoś czasu mocno się odchudzał, a dodatkowo choroba mamy spowodowała, że był chyba najlżejszy od 20-30 lat.

Rosjanie naciskali, że chcą zabrać ciało Pana Prezydenta do Moskwy.

Był o to ostry spór, który zakończył się, gdy powiedziałem, jaka jest cecha charakterystyczna brata – blizna na ramieniu po wypadku samochodowym. Do tego momentu Rosjanie nie chcieli mi uwierzyć.

Nie zgadzał się Pan na badania DNA, im na tym zależało.

Nie wiem, czy dlatego chcieli zabrać ciało, ale wyraźnie chcieli. Zachowywali się uprzejmie. Jeden z nich miał na głowie czapkę, zwróciłem mu na to uwagę, przecież obok leżało ciało prezydenta. Grzecznie ją zdjął. Pamiętam też, że gdy modliłem się nad ciałem brata, to jeden z funkcjonariuszy mówił coś nieprzyjemnego na ten temat. Drugi oponował, że skoro jestem wierzący, to jest moja ideologia – takiego słowa użył – to mam prawo ją demonstrować... A nawet dobrze to o mnie świadczy.

Pocałowałem brata. Zauważyłem, że jest potwornie zimny, wręcz zlodowaciały.

W całej tej sytuacji bardzo pozytywnie wyróżnił się Paweł Kowal. Przyznaję to, mimo tego, gdzie w tej chwili jest. To on wziął na siebie rozmowy z Rosjanami. Minister ds. nadzwyczajnym Siergiej Szojgu zgodził się, abyśmy zabrali trumnę z ciałem Leszka. Pojechaliśmy na chwilę do hotelu. Po drodze padła propozycja spotkania z Tuskiem, z Putinem, by złożyli mi kondolencje. Jerzy Bahr namawiał mnie do tego. Zdecydowanie odmówiłem. W pewnym momencie musiał wyjechać. Dowiedziałem się później od Pawła Kowala, że jest po wylewie, nie może przekroczyć pewnej liczby godzin pracy i wtedy wszystkie jego obowiązki przejął Turowski.

W hotelu dowiedzieliśmy się, że Putin wzywa Kowala. Okazało się, że nie ma mowy o zabraniu ciała. Putin stwierdził, że mają przepisy, że to głowa państwa, że muszą zorganizować oficjalne pożegnanie. Kowal zapytał Putina, czy wobec tego możemy odlecieć. Chciałem jak najszybciej być przy mamie. Mimo zgody, minęło sporo czasu do wylotu, bo służby graniczne bardzo długo sprawdzały nasze dokumenty. Odniosłem wrażenie, że ta kontrola jest złośliwie wydłużana.

W końcu wystartowaliśmy i o czwartej rano byliśmy na Okęciu, gdzie spotkaliśmy osoby z kancelarii prezydenta, m.in. Macieja Łopińskiego. Wybierali się CASĄ do Smoleńska, by uczestniczyć w pożegnaniu trumny z ciałem prezydenta. Skądinąd później około dwóch godzin nad tym Smoleńskiem wisieli.

Były problemy z lądowaniem?

Pytano ich przez radio, po co tu przylecieli. To a propos tego, jak od samego początku wyglądała ta przyjaźń polsko-rosyjska.

Zdziwiło Pana to powitanie Prezydenta przez Polaków na ulicach Warszawy?

Zupełnie się tego nie spodziewałem.

Czy Rosjanie w Smoleńsku mówili o przyczynach katastrofy?

Przez Pawła Kowala docierały do mnie wiadomości, że Rosjanie mówią o czterech podejściach do lądowania. Wiedziałem, że już zaczyna się dezinformacja. W cztery lądowania z udziałem Leszka zupełnie nie wierzyłem. Nawet nie w to, że nakazywałby, ale że zgodziłby się na lądowanie w skrajnie złych warunkach. Nie miał żadnych samobójczych tendencji. Chciał żyć, chciał, żeby mama wyzdrowiała, chciał walczyć w tych wyborach. Tuż przed jego wylotem, gdy wracałem wieczorem ze szpitala, humor mi się trochę poprawił, bo okazało się, że zmieniły się badania, które dawały ciągle dużą przewagę Komorowskiemu. Ale ona bardzo mocno zmalała. To zawsze był taki oddech świeżego powietrza.

Kiedy powiedział Pan o wszystkim mamie?

W rozmowie z Anitą Gargas mama mówiła, że to było w końcu maja. Mi się wydaje, że jednak na początku czerwca. Najpierw mama była w takim stanie, że brała mnie za Leszka. Czyli raz byłem u niej jako brat, raz jako ja. Jakoś nie zastanawiało jej to, że nigdy nie bywamy razem, a przecież bardzo często przychodziliśmy wspólnie. Później, gdy jej stan się poprawiał, zacząłem opowiadać o tej wyprawie do Ameryki Łacińskiej, o pyle wulkanicznym, łączności tylko przez telefon. Mówiłem na tyle barwnie, że wierzyła, iż brat nie może wrócić, później, że wraca statkiem. Opowiadałem, co na tym statku się dzieje, wymyślałem całą fabułę. Dyrektor szpitala też podrzucił jakieś pomysły do tej historii. W pewnym momencie lekarze, po konsultacji z psychologiem, stwierdzili, że już można powiedzieć. To było jakieś dwa miesiące po katastrofie.

To był jeden z najtrudniejszych dla Pana momentów od 10 kwietnia?

Poza samym dniem tragedii, ta rozmowa z mamą była najtrudniejsza. Nie było wiadomo, jakie wywoła konsekwencje. One niestety były złe. Była już na zaawansowanym etapie rehabilitacji. Gdy odzyskała przytomność, nie była w stanie ruszyć nawet małym palcem. Zupełny paraliż, ale nie nerwowy, lecz mięśniowy, czyli do odbudowania. Rehabilitacja na początku jest bardzo powolna, a później następuje gwałtowne przyspieszenie. U mamy był już ten etap. Zaczęła nawet chodzić. I gdy się dowiedziała, wszystko się cofnęło. Na skutek wstrząsu i silnych środków uspokajających, które działały przeciwnie do rehabilitacji – rozluźniały mięśnie. Przedłużyło to pobyt mamy w szpitalu o jakieś półtora miesiąca. Ale nie było innego wyjścia. Statek musiał dopłynąć do Europy.

10-04-2010 (2)

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona