Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   100 tysięcy pomyłek sądowych rocznie

100 tysięcy pomyłek sądowych rocznie

Data: 2012-11-08 17:33:57
Autor: u2
100 tysięcy pomyłek sądowych rocznie
.... tysiące obywateli zniszczonych przez wymiar niesprawiedliwości,
takie cuda to tylko w III RP :

http://rebeliantka.nowyekran.pl/post/79203,tysiace-ludzi-zniszczonych-przez-system-prawny-w-polsce

Wywiad tygodnia w „Warszawskiej Gazecie” Nr 43, 26 października - 1
listopada 2012 r. Z Krystyną Górzyńską, blogerką „Rebeliantką”, o
systemie prawnym w Polsce rozmawiała Aldona Zaorska



Najoszczędniejsze szacunki mówią o 100 tys. pomyłek sądowych rocznie.

Tysiące ludzi zniszczonych przez system prawny w Polsce

Z Krystyną Górzyńską, blogerką „Rebeliantką”, o systemie prawnym w
Polsce rozmawiała Aldona Zaorska

Konstrukcja ustawy o ustroju sądów powszechnych czyni pociąganie sędziów
do odpowiedzialności dyscyplinarnej po prostu fikcją. Jeżeli już się
pociąga sędziów czy prokuratorów do odpowiedzialności, to są to
wykroczenia typu jazda po pijanemu czy orzekanie w sprawie kochanki, a
nie odpowiedzialność za wydawanie złych orzeczeń, niezgodnych z
przepisami prawa, przez które zniszczyli ludziom całe życie. To jest po
prostu jedna wielka patologia, wobec której obywatele są bezradni.


W Internecie można zobaczyć i przeczytać wiele relacji sporządzanych
przez Panią z procesów sądowych. Tropi Pani i pokazuje przykłady, można
powiedzieć – sądowego łamania prawa. Co sprawiło, że podjęła Pani tę
tematykę?

Doświadczenia mojej rodziny, będącej ofiarą takich sądowych patologii.
Zaczęło się dziesięć lat temu od mojego brata i ataku na niego z powodu
biznesowej działalności, którą z powodzeniem prowadził. Była to
działalność polegająca na wprowadzaniu w życie nowych standardów
sanitarnych w obiektach użyteczności publicznej typu szpitale, hotele
poprzez urządzenia spełniające nowe europejskie normy. Mój brat miał
bardzo wielu klientów, także spośród przedsiębiorstw składających
zamówienia publiczne, projektował linie gastronomiczne i pralnicze dla
dużych podmiotów, a że miał konkurencyjne ceny i świetną jakość,
wygrywał przetargi i odnosił coraz więcej sukcesów. Dość powiedzieć, że
jednym z jego klientów była nawet nasza armia. Oczywiście taka
działalność, gdy w grę wchodzą zamówienia publiczne, wymaga, a
przynajmniej powinna, spełniać wszystkie wymogi transparentności. I mój
brat je spełniał. Nie wiedział jednak, że wszedł w obszar działalności
zastrzeżonej dla niektórych.

I co się stało?

Kiedy stał się groźnym konkurentem dla już istniejących firm,
postanowiły one się go pozbyć. Zaczęło się od policji i prokuratury oraz
powiązań natury towarzyskiej. Jak się okazało jednym ze wspólników
firmy, w której mój brat pracował wcześniej, zanim założył własną
działalność, była osoba powiązana z miejscowymi prokuratorami. Kiedy
zaczął wygrywać z dotychczasowymi liderami na rynku, zaczęły się różne
dziwne sytuacje. Przy czym słowo „dziwne” jest tu niezwykle łagodne, bo
przecież nie było zbiegiem okoliczności, że mój brat został brutalnie
pobity pod jedną z restauracji, którą wyposażał. Potem próbowano go
wrobić w jakieś niezapłacone zobowiązania finansowe. Oczywiście nic
takiego nie miało miejsca, ale lata całe trwało zanim zostało to
wyjaśnione. Doszło do tego, że w międzyczasie w domu mego brata pojawił
się komornik, który przystąpił do egzekucji, chociaż nie istniał ku temu
żaden prawdziwy tytuł egzekucyjny. Komornik oraz chroniący go prokurator
i sędzia  kłamali, że czuli się przez mojego brata „zagrożeni”, więc
został on aresztowany. Postępowanie przeciwko niemu umorzono i nawet
zapłacono mu za to odszkodowanie, ale przecież to nie zmienia faktu, że
do więzienia trafił niewinny człowiek.

Co było dalej?

Ponieważ te wszystkie prowokacje i działania były nieskuteczne, brata
postanowiono zniszczyć w inny sposób – spreparowano wobec mego brata
kuriozalną historię wyłudzenia kredytu. Mój brat, który wówczas zarabiał
miesięcznie ok. 6 tys. złotych miał razem z żoną wyłudzić 3 tys. zł
kredytu na zakup komputera. Całe oszustwo miało polegać na tym, że
zamiast owych 3 tys. kredytu bezgotówkowego na zakup nowego komputera,
którą to umowę podpisywała jego żona, mieli chcieć modernizacji starego
- po prostu mieli nie dokonać zakupu za kwotę kredytu, tylko ulepszyć
stary sprzęt, dzięki czemu w porozumieniu z wykonawcami owej
modernizacji mieli zarobić… kilkaset złotych. Niewiarygodna, zmyślona
historia, której wyjaśnienie zajęło naszej rodzinie dokładnie 11 lat. To
mój brat i bratowa zostali oszukani – dostawca komputera nie tylko go
nie dostarczył i przywłaszczył sobie kredyt, ale kiedy mój brat
powiadomił o tym oszustwie, sam został oskarżony. Może dlatego, że ten
oszust był powiązany z prokuratorem okręgowym w Poznaniu w ten sposób,
że był przyjacielem brata prokuratora okręgowego. Prokuratura przegrała
tę sprawę w 2010 roku, przy czym na jaw wyszła kuriozalność aktu
oskarżenia. Ale zanim ten wyrok zapadł, mojego brata przez cztery lata
ścigano listem gończym.  Zniszczono bratu firmę, zniszczono rodzinę
(żona wystąpiła o rozwód). Dziś, pomimo rozpaczliwej walki mojego brata,
pomimo występowania przez niego do wszystkich możliwych organów
sprawiedliwości, łącznie z trzema kolejnymi ministrami, nie ma nic.

Czyli do przyjrzenia się funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości w Polsce
zmusiło Panią życie… Przekonała się Pani wówczas, że…

…że historia mojego brata jak w soczewce skupia wszystkie wady wymiaru
sprawiedliwości w Polsce. Niestety, poznałam wszystkie wady tego
systemu, który nie pozwala na wyjaśnienie prostych spraw, a który dzięki
swym rozlicznym defektom sprawia, że niewinni ludzie mają niszczone całe
życie. Dla mnie najgorsze jest to, że ludziom, którzy w różny sposób
tkwią w tym systemie - sędziom, prokuratorom, komornikom, policji, nawet
jeśli w najbardziej bezczelny sposób łamią prawo, nie można postawić
żadnych zarzutów, nie można ich pociągnąć do żadnej odpowiedzialności.
Poznałam mnóstwo pokrzywdzonych ludzi i poruszona zarówno
niesprawiedliwością jaka spotkała mego brata, jak i ich tragediami
zaczęłam o nich pisać jako bloger a od dwóch lat także jako dziennikarz
obywatelski, jeździć na rozprawy, przyglądać się, jak one wyglądają, jak
nierówno są na nich traktowane strony. Pozyskałam dużą wiedzę, której
prawdę mówiąc wolałabym nie pozyskać. Na jej podstawie mogę powiedzieć -
w Polsce tkwimy w jakieś paranoi, ale na pewno nie w systemie prawnym.

Jeśli tak, to gdzie jest jej źródło?

W systemie stalinowskim. Ten system się nie skończył. Ma swoich ludzi, w
osobach, które nie zdążyły jeszcze przejść na emeryturę albo w ich
następcach - sędziach, prokuratorach, komornikach i innych
funkcjonariuszach, których ci jeszcze stalinowscy przedstawiciele
wymiaru „sprawiedliwości” (celowo w cudzysłowie) sobie wychowali. Oni
też w tym systemie działają, tkwią powiązani rodzinnie i towarzysko i
nie potrafią pracować inaczej nich ich stalinowcy mentorzy. Ten system,
tak samo jak w czasach komunistycznych, jest skierowany przeciwko
obywatelom i zasadza się na kompletnym braku szacunku dla praw
obywatelskich, przysługujących przecież każdemu.

W Polsce nie ma praw obywatelskich?

Nie ma. Prawa obywatelskie to tylko takie „kwiatki do kożucha”. Nic
więcej. Są zapisane w przepisach prawa, ale ich egzekucja jest bardzo
trudna, coraz częściej albo niemożliwa albo wręcz się cofa, a
wprowadzane są przepisy wręcz je ograniczające, czego smutnym przykładem
jest nowelizacja ustawy o zgromadzeniach publicznych.

Ta patologiczna sytuacja w wymiarze sprawiedliwości to Pani zdaniem wina
starego układu, mentalności ludzi, którzy go tworzą, czy raczej systemu
prawnego, który stwarza możliwości różnych nadużyć, instrumentów
prawnych, które dostali do ręki?

Moim zdaniem to kwestia trzech obszarów. Pierwszy to kadry, które albo
jeszcze nie odeszły - ludzie którzy sądzili w stanie wojennym nie tyko
wciąż sądzą, ale „standardy” wyniesione z tamtego okresu przenoszą na
dzisiejsze sale sądowe i w ten sposób szkolą swoich następców - młodych
sędziów i prokuratorów. Drugi element to fatalny ustrój sądownictwa i
prokuratury.
A trzeci to kwestia przepisów prawa, które nie zostały wycofane z
kodeksów. Mam tu na myśli nie tylko słynny art. 212 kodeksu karnego ale
np. wciąż istniejący w kodeksie cywilnym tzw. bankowy tytuł egzekucyjny,
który umożliwia z każdego człowieka zrobienie dłużnika, szczególnie co
do wysokości roszczeń, których co istotne bank nie musi w żaden sposób
przed sądem udowadniać. Poznałam wielu ludzi, którzy zostali w ten
sposób po prostu przez banki zniszczeni. To jest też kwestia prawa
rodzinnego, kierowania ludzi na badania psychiatryczne bez żadnego
powodu, o czym boleśnie przekonał się Jarosław Kaczyński. Jest to
kwestia orzecznictwa, które w tej samej sprawie jest rozbieżne o 180 stopni.

Jakiś przykład?

Bardzo proszę - premier Jarosław Kaczyński będąc funkcjonariuszem
publicznym mógł być oskarżony na podstawie słynnego art. 212 kodeksu
karnego, ale lokalna funkcjonariuszka policji - rzeczniczka prasowa,
która dokonała pomówienia, już nie. Identyczna sytuacja, różne wyroki.
Taki jest zamęt w polskim prawie, że jego wykładnia zależy od dobrej lub
złej woli sędziów. Tym samym mają oni nazbyt dużą swobodę interpretacyjną.

Może należy wyjść od zmiany zasad procedowania, wpajanych przyszłym
sędziom już na studiach?

Ja nie uzurpuję sobie prawa do pouczania ustawodawcy, jak ma konstruować
prawo. Ja widzę liczne jego wady. Jak możemy mówić o zasadzie
kontradyktoryjności postępowania sądowego, jeśli biegłych w procesie
powołuje sąd z posiadanej listy? Biegłych powinni wskazywać pełnomocnicy
stron, a nie sąd. Tylko wówczas będzie mowa o ich dokładnej, rzetelnej,
wnikliwej opinii. Wyznaczając biegłego sąd sam staje się stroną. To jest
sytuacja niedopuszczalna i stwarzająca ogromne pole do nadużyć. Nie ma
co ukrywać, że bardzo często biegły po prostu realizuje oczekiwania
sądu. A ten, jak zaobserwowałam, bardzo często jest stronniczy.  Warto
też przyjrzeć się samemu sposobowi prowadzenia rozpraw, co znakomicie
pokazuje Nowy Ekran - bywa on skandaliczny. Wiele razy widziałam, jak
sędziowie manipulują przebiegiem rozpraw, zastraszają jedną ze stron lub
jej świadków, zmieniają zeznania do protokołu, wywierają presję
psychiczną na strony i świadków. Gorzej - zdarza się, co także
widziałam, że w czasie rozprawy w sądzie rejonowym, sędzia nagle
przerywa, po czym w czasie przerwy wykonuje telefon do sądu okręgowego i
omawia jej przebieg, wymieniając nazwisko jednej ze stron, radząc się
jaką ma podjąć decyzję, taka sytuacja natychmiast powinna
dyskwalifikować sędziego a jednak nie ma to miejsca. Wciąż przebieg
rozpraw nie jest nagrywany, co przecież nie powinno być w dzisiejszych
czasach żadnym problemem, a jednak istnieje przeciwko temu niesamowity
wręcz opór sędziów. Myślę, że jest to opór celowy. Tak samo, jak
uporczywe utajnianie rozpraw.

Co jest w sądownictwie Pani zdaniem najgorsze?

Kompletny brak możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności sędziów,
którzy orzekają wbrew zgromadzonemu materiałowi dowodowemu, kłamią albo
wyciągają kłamliwe wnioski. Jeżeli dany sędzia ma w sądzie wyższej
instancji kolegów i przyjaciół, to nie tylko nie ma możliwości
pociągnięcia go do odpowiedzialności, ale także możliwość obalenia jego
wyroku jest praktycznie żadna. Za orzekanie wbrew dowodom nikogo w
Polsce nie pociąga się ani do odpowiedzialności dyscyplinarnej, ani tym
bardziej - karnej, pomimo tego, że w kodeksie karnym są wydzielone
przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Nigdy nie słyszałam,
żeby jakiegokolwiek sędziego skazano za to, że orzekał wbrew dowodom. To
konstrukcja ustawy o ustroju sądów powszechnych przede wszystkim czyni
pociąganie sędziów do odpowiedzialności dyscyplinarnej po prostu fikcją.
Jeżeli już się pociąga sędziów czy prokuratorów do odpowiedzialności, to
są to wykroczenia typu jazda po pijanemu czy orzekanie w sprawie
kochanki, a nie odpowiedzialność za wydawanie złych orzeczeń,
niezgodnych z przepisami prawa przez które zniszczyli ludziom całe
życie. To jest po prostu jedna wielka patologia wobec której obywatele
są bezradni.

Jakie jeszcze obszary „patologiczne” dostrzega Pani w polskim systemie
prawnym?

Przede wszystkim prawo rodzinne. Tu istnieje kolejne pole do ogromnych
nadużyć. Niestety to  prawo jest nastawione na zasadę „wygrana -
przegrana”, a nie na dobro dziecka, które powinno być najważniejsze i
dla rodziców, i dla orzekającego sądu. Tymczasem sytuacja wygląda często
zupełnie odwrotnie i niewiele trzeba, żeby jedno z rodziców bezprawnie
całkowicie pozbawić kontaktu z dziećmi, jak się to dzieje np. w sprawie
Bogdana Goczyńskiego, który chociaż nie jest pozbawiony praw
rodzicielskich, chociaż ma sądownie zagwarantowane prawo do kontaktów z
dziećmi, od siedmiu lat ich nie widział. Nie może nawet dowiedzieć się,
do jakiego gimnazjum chodzą jego córki. Była żona pana Goczyńskiego jest
tak pewna poparcia sądu, że kompletnie lekceważy wyrok w tym zakresie i
po prostu ukrywa dzieci przed ojcem, a wymiar sprawiedliwości nadal nie
robi nic, by mu pomóc. Każde orzeczenie sądu lekceważy a policja
odmówiła mu ustalenia, do jakiej szkoły chodzą jego dzieci. Sąd zaś tym
lekceważeniem wyroku w ogóle się nie przejmuje. Takich spraw naprawdę są
dziesiątki. Inne pole do nadużyć daje prawo gospodarcze. Dopiero
niedawno Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wewnętrzny dokument finansowy
firmy windykacyjnej nie może być podstawą działań egzekucyjnych. Nie
może być jedynym dowodem w sprawie roszczeń. Przecież dopiero to
orzeczenie powstrzymało firmy windykacyjne przed dosłownie rabowaniem
ludzi. Skandalem jest utrzymywanie systemu, w którym kary grzywny są
powszechnie zamieniane zastępczo na kary pozbawienia wolności -
dokładnie odwrotnie niż w europejskim systemie prawnym. Do tego wszystko
dochodzą niewielkie możliwości rewizji wyroków poprzez składanie kasacji
do Sądu Najwyższego. To są bardzo wielkie tragedie ludzi. Ja sama znam
przypadek człowieka skazanego na dożywocie za morderstwo, którego nie
popełnił. Skazanie nastąpiło po procesie poszlakowym, w którym głównym
dowodem były znalezione w jeziorze zwłoki innej osoby aniżeli tej za
zabójstwo której doszło do skazania. Słowem - skazano na dożywocie za
zabójstwo kogoś, kogo ciała nie znaleziono. Od lat nie można przekonać
ani prokuratury, ani sądu co do tak oczywistych faktów. Może dlatego, że
w tym postępowaniu uczestniczył ten sam prokurator, który prowadził
śledztwo w sprawie śmieci Krzysztofa Olewnika. A jak wyglądało tamto
śledztwo, wiemy wszyscy. Sąd Najwyższy rozpatrzył kasację, nakazał
sądowi apelacyjnemu przeprowadzenie szeregu dowodów, sąd apelacyjny ich
nie przeprowadził, jeszcze raz wydał taki sam wyrok, ale kolejna kasacja
została już odrzucona, bo nie można w postępowaniu kasacyjnym dwa razy
podnosić tych samych zarzutów. To jest bardzo dramatyczny przykład ale
nie jedyny. Tysiące ludzi zostaje zniszczonych przez system prawny w Polsce.

Może nie jest tak źle. Państwo polskie kilka głośnych spraw przed
Trybunałem Praw Człowieka w Strassburgu przegrało…

Kilka. A postępowań sądowych, w których wydano wyroki niezgodnie z
prawem, w których zniszczono ludzi są tysiące. Najoszczędniejsze
szacunki mówią o 100 tys. pomyłek sądowych rocznie. Te wygrane przez
skrzywdzonych procesy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, to
kropla  w morzu potrzeb. I pamiętać trzeba, że nie wszyscy mają wiedzę i
możliwości występowania do tego Trybunału. Ludzie zbyt często są po
prostu bezradni wobec sądowego bezprawia. Ja myślę, że nam Strasburg nie
pomoże. Nie możemy czekać, że ktoś zmusi nasze sądownictwo do zmian.

Co więc można z tym zrobić, jak uzdrowić tę sytuację?

Myślę, że warto skłonić się ku systemowi anglosaskiemu - to jest
sytuacji, w której o winie orzeka ława przysięgłych, a funkcja sędziego
jest zwieńczeniem kariery prawniczej tylko dla najlepszych prawników o
nieposzlakowanej opinii. Warto zastanowić się nad pozbawieniem sędziów
immunitetu, wprowadzeniu zmian w systemie dyscyplinowania sędziów,
zwiększeniem dostępu do pomocy prawnej dla obywateli. Przede wszystkim
ważne jest dyscyplinowanie sędziów, stworzenie systemu, w którym będą
odpowiedzialni za podjęte decyzje. Moim zdaniem konieczne zmiany to:
zmiana ustroju sądów powszechnych, systemu prawa i ludzi, którzy ów
system wymiaru sprawiedliwości tworzą.

Powstała konfederacja blogerów, Komitet Organizacyjny Sądów
Obywatelskich, które mają przyglądać się prowadzeniu spraw przez sądy
powszechne, blogerzy dokumentują procesy i nagłaśniają pomyłki sądowe.
Może to sprawi, że w końcu coś się zmieni? Może uda się przeprowadzić
inicjatywę ustawodawczą? Słyszała Pani o planach takich działań?

Obserwując polskie społeczeństwo niestety dochodzę do wniosku, że
przeprowadzenie inicjatywy ustawodawczej będzie bardzo trudne. Ludzie po
prostu się boją. Może nie wierzą w skuteczność takiej metody. I chociaż
nie jest łatwo z inicjatywą obywatelską, mam nadzieję, że to się zmieni.
Jedna jaskółka co prawda wiosny nie czyni, ale za nią przylatują
następne i przychodzi wiosna. Mam nadzieję, że tego typu działania
ośmielą społeczeństwo, że ludzie w końcu się odważą. I w końcu uda się
skruszyć ten mur postawiony przez sądownictwo pomiędzy obywatelem a
sprawiedliwością. Wiem, że będzie to wymagało czasu ale mam nadzieję, że
w końcu się uda. Może za parę lat ale w końcu coś się zmieni. Zwłaszcza,
że już nie tylko społeczeństwo ale nawet niektórzy sędziowie zaczynają
się buntować przeciwko systemowi, w którym przez lata musieli
funkcjonować. Diagnoza jest już postawiona, pora zacząć leczenie.

Czytajcie "Warszawską Gazetę"

http://www.warszawskagazeta.pl/index.php

100 tysięcy pomyłek sądowych rocznie

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona