Data: 2017-02-02 07:57:56 | |
Autor: Mark Woydak | |
11. Mit obrońcy ,,Solidarności" | |
11. Mit obrońcy ,,Solidarności" Na początku listopada 1981 r. Wałęsa spotkał się z Wojciechem Jaruzelskim i prymasem Józefem Glempem, ale niechętnie mówił o przebiegu i efektach tej rozmowy. Znów na forum Komisji Krajowej pojawiły się głosy, by odwołać Wałęsę z funkcji przewodniczącego KK NSZZ ,,Solidarność". Nerwowa atmosfera udzieliła się także działaczom gdańskiej ,,Solidarności". Podczas listopadowych obrad Walnego Zebrania Delegatów Regionu Gdańskiego NSZZ ,,Solidarność" w Gdańsku zarzucano Wałęsie ,,brak jakiejkolwiek rzeczowej informacji ze spotkania z prymasem Glempem i Jaruzelskim". Rozemocjonowany Wałęsa w chaotycznej formie tłumaczył, że było to ,,spotkanie niewiążące", które ,,doprowadziło do ustalenia terminów spotkań w grupach roboczych, w których ludzie fachowi dyskutować będą konkrety". Po grudniowej pacyfikacji strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie było już jasne, że zbliża się finał tej konfrontacji i zaczyna się wojna. ,,Sytuacja, w której Związek walczy z rządem, a rząd ze Związkiem - jest zabójcza dla kraju" - mówił przejęty Władysław Siła-Nowicki. Nieuchronność konfrontacji wydawała się oczywista. Nawet zagrożony ze strony wewnątrzzwiązkowej opozycji Wałęsa ze względów taktycznych dopasował się wówczas do bojowych nastrojów panujących wśród członków Komisji Krajowej NSZZ ,,Solidarność". Publicznie, w Drodze nadziei, przedstawi swoje zachowanie następująco: ,,Tak więc wybieram następujący wariant: robię się największym radykałem, dołączam w Radomiu do nastroju całej sali po to, żeby się nie dać zostawić z boku wobec nadchodzących wydarzeń. W Radomiu poszedłem na ostro wbrew swoim przekonaniom, żeby nie dać się odłączyć". Dzięki zachowanemu w archiwum IPN stenogramowi rozmowy z pułkownikami wojska i SB w 1982 r. możemy poznać jeszcze inne kulisy Radomia: ,,Jadąc do Radomia spotkałem się z panem Mieczysławem F. Rakowskim, z panem Stanisławem Cioskiem i prymasem Józefem Glempem. Mówię - >>panowie, ja się poddaję. Do Radomia jadę, ale będę wyrzucony, albo sam spowoduję, że odchodzę, bo mi ta linia i towarzystwo nie odpowiada<<. Wszyscy, z panem Rakowskim i Cioskiem, powiedzieli, że nie - Wałęsa musi zostać. Gdybym został, to musiałbym cokolwiek powiedzieć. Jednocześnie powiedziałem to w innym akcencie. Powiedziałem to, kiedy rozwalałem Jacka Kuronia, kiedy powiedziałem - co mi ty tworzysz, jakie partie, że przez to będziemy musieli dostać po szczękach, bo żadna władza się nie podda. Ja mówiłem w innym kontekście. Jednocześnie musiałem trochę twardziej powiedzieć, ale się z tym nie zgadzałem. Miałem zamiar co innego powiedzieć. Mój rzecznik prasowy mówił, że ja między Radomiem i Gdańskiem robię zwrot, żeby mi dano pełnomocnictwa na prezydium. Nie dano mi, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Taka jest prawda. Powiedziałem w Radomiu, że teraz dochodzi do konfrontacji. Myślałem, że dojdzie wiosną. Miałem na uwadze to, że władza dąży do konfrontacji. Mojego wojewodę, pana Jerzego Kołodziejskiego poprosiłem i mu przedstawiłem, jak będzie wyglądał Związek za 2-3 miesiące. Wyrzuciłbym prawdopodobnie doradców całkowicie tych, którzy psuliby mi. Ustaliłbym pracę związkową tak, żeby nam nie burzyła. To wszystko przewidziałem. Po prostu nie zdążyłem". ,,Czas ustępstw się skończył i należy przejść do działań zdecydowanych" - grzmiał jeszcze Wałęsa 2 grudnia 1981 r. podczas posiedzenia Komisji Krajowej w Warszawie. Ale w oczach komunistów była to tylko gra. Kiszczak miał wówczas tłumaczyć to szefowi KGB Jurijowi Andropowowi: ,,Wałęsa może używać agresywnej retoryki, żeby zadowolić >>ekstremistów<< w >>Solidarności<<, ale myśli w umiarkowanych kategoriach". Wałęsa nie znał dokładnego terminu wprowadzenia stanu wojennego, ale był gotowy na współpracę z komunistami pomimo zbrojnej napaści na ,,Solidarność". Dlatego 13 grudnia spokojnie zgodził się na przewiezienie do pałacyku rządowego w Chylicach, gdzie był traktowany jako ,,gość" rządu PRL. Żona Danuta w towarzystwie księdza Henryka Jankowskiego i Mieczysława Wachowskiego, który miał się za parę godzin stawić u ,,generała Bogusława Stachury względnie gen. Władysława Ciastonia w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej", w imieniu męża udała się do Stoczni, gdzie ukonstytuował się Krajowy Komitet Strajkowy. Wobec strajkującej załogi złożyła uspokajający komunikat o rozmowach prowadzonych przez Lecha w Warszawie. W Chylicach Wałęsa trwał w przekonaniu, że pozostaje niezbędnym partnerem dla władz, ale szybko ,,dotarło do niego, że kraj nie zastrajkował z powodu Wałęsy" i że ,,bez doradców - Geremka i innych - jest analfabetą politycznym". ,,Prosił, żebym nie robił mu krzywdy" - relacjonował podczas posiedzenia Biura Politycznego rozmowę z Wałęsą Kiszczak. Wartość Wałęsy dramatycznie spadła. Również dlatego, że jego cechy osobiste kompromitowały go nie tylko w oczach działaczy ,,Solidarności", ale również w ocenie władz, stąd wypowiedź Kiszczaka: ,,Wałęsa nie zmienił się, jest to mały człowiek, żulik, lis, chytry człowiek, chce oszukać partnera. Mówi, że jest zwolennikiem gen. Jaruzelskiego, że stan wojenny był konieczny, ale że powinien trwać trzy miesiące, że nie wszyscy powinni być internowani. Stwierdził, że szkoda, że partia nie wprowadziła stanu wojennego. Jest za socjalizmem, ale bez wypaczeń na dole, socjalizm jest piękną ideą, wdrażanie na dole niedobre. Jest za przyjaźnią polsko-radziecką, przeciw kuroniadzie. Wyczyścił z niej komisję w Gdańsku, nie zdążył tego zrobić w KKP, w prezydium KKP. Chciał odejść z >>Solidarności<<, ale bardzo prosił go Rakowski i Ciosek. Stwierdził, że pojechał do Radomia i grał i teraz gra. Uważa, że rozwiązanie >>Solidarności<< jest błędem, nowe związki zawodowe sprawy nie załatwiają. Chce rozmów z rządem. Mówi, że ma rozwiązania. Zagubił się, nie może dogonić pociągu". |
|