Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   25-lecie III UBeckiej

25-lecie III UBeckiej

Data: 2014-06-07 12:38:31
Autor: Mark*Woydak
25-lecie III UBeckiej
DO BUDY KUNDLU PODSZYWACZU!

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <markwoydak@outlook.com> napisał w wiadomości news:lmu4h0$kcu$1dont-email.me...

7 skandali polskiej wolności!

Nie wszyscy fetują 25. rocznicę odrodzenia demokracji w Polsce. Wielu Polaków inaczej niż elity ocenia III RP. Bezrobotni, wykluczeni czy upodleni przez fiskusa i służbę zdrowia – w ich ocenie historia wolnej od komunistycznego jarzma Polski charakteryzuje się przewagą porażek nad sukcesami. Nie nam oceniać, kto ma rację. Ale warto podkreślać negatywną stronę bilansu III RP, choćby po to, by wstrząsnąć politykami i upomnieć się o tych, którzy na transformacji ustrojowej wyszli źle

1. Złodziejska prywatyzacja
To termin często obśmiewany przez ekonomicznych beneficjentów III RP. Zwłaszcza przez tych, którzy dorobili się gigantycznych pieniędzy. Ale czy naprawdę zasługuje tylko na kwitowanie rechotem? Czy termin nie oddaje bezkarności, którą manifestowało wielu nuworyszy 20 lat temu? Powiedzieć, że „prywatyzacja była uwłaszczeniem się układu” to może i radykalny osąd, ale chyba nie zrodził się zupełnie bez przyczyny. Ludzie zaczęli posługiwać się nim jak pewnym skrótem myślowym, podsumowującym afery gospodarcze w latach 90.

Prywatyzacja Cementowni Ożarów (1992–1995), w którą zamieszany był słynny lobbysta Marek Dochnal, czy Program Powszechnej Prywatyzacji (PPP) 512 przedsiębiorstw państwowych (w 1996 r. było to ok. 10% majątku skarbu państwa) to tylko ilustracja tego, co się działo. Warto przypomnieć, że NFI, które dzięki PPP miały w swoich portfelach akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw, były zarządzane w taki sposób, by maksymalizować zyski biznesmenów i powiązanych z nimi polityków, a nie samych firm. Proces tworzenia i zarządzania NFI był po prostu mechanizmem służącym uwłaszczeniu części klasy politycznej. Po drodze były jeszcze afery z Towarzystwem Ubezpieczeniowym Polisa, Laboratorium Frakcjonowania Osocza, afera sprzętowa z lewymi darowiznami dla szpitali (w którą bezpośrednio zamieszane było Biuro do Spraw Prywatyzacji i Zamówień Publicznych), a także afera FOZZ, PFRON, Art B, Bogatina, alkoholowa czy wekslowa, w której za pomocą spółek skarbu państwa powiązanych z Polskimi Kolejami Państwowymi wystawiane były weksle umożliwiające wytransferowanie pieniędzy z PKP.

Co gorsza, XXI wiek nie przyniósł radykalnych zmian. Apetyty ludzi władzy wciąż nie zostały zaspokojone. Najpierw była afera z prywatyzacją Fabryki Wagon S.A., a później gigantyczna afera TON AGRO. Towarzystwo Obrotu Nieruchomościami AGRO S.A. było spółką zależną Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. W lutym 2003 r. został zatrzymany prezes tej firmy. Zostały mu postawione zarzuty związane m.in. z niegospodarnością przy sprzedaży gruntów, na których budowany był hipermarket Auchan. Trudno wymienić wszystkie afery: hazardowa, Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, tzw. trójkąta Buchacza (chodziło o niegospodarność w spółce Chemia Polska) czy przy informatyzacji wielu państwowych instytucji.

Niektórzy twierdzą, że to, co wyszło na jaw, było jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Tak więc ponownie zadajemy pytanie: czy złodziejska prywatyzacja w Polsce to faktycznie termin krzywdzący?

2. Robotnicy, którzy walczyli o wolność, zostali bez środków do życia
Gdy jedni się w III RP bogacili, inni dramatycznie ubożeli. Najlepszym przykładem są losy polskich stoczniowców. Stocznie w Gdyni i Szczecinie zamknięto, a ta w Gdańsku, która była kolebką „Solidarności”, jest dziś swoim cieniem. Ci ze związkowców, którym udało się dojść do władzy, dziś nie narzekają. Ale szeregowy stoczniowiec z „Solidarności” ma pod górkę. Tomasz Serafin (76 l.) pisał do swoich dawnych kolegów w Sejmie i w Senacie listy, w których prosił o pomoc. Mężczyzna nie ma ciepłej wody, lodówki, pralki, ZUS wypłaca mu 780 zł renty za kalectwo, którego się nabawił, gdy został pobity przez esbeków. Żaden z kolegów nie odpisał.

3. Niesprawiedliwe prawo deprawuje władzę i oddala ją od społeczeństwa

Ile to już razy słyszeliśmy, że ten lub inny polityk zasłania się immunitetem? Trudno zliczyć. Ile razy wytykaliśmy władzy, że nie może wymagać od społeczeństwa wyrzeczeń, gdy sama ustawia się na lata za pomocą synekur w państwowych spółkach? Właściwie nie było po 1989 r. w Sejmie takiej partii, której członkowie nie korzystaliby z możliwości dorobienia na zasiadaniu w zupełnie bezideowej i bezproduktywnej komisji czy zaoszczędzenia na „delegacjach” (np. na Galapagos, gdzie rzekomo debatowali o ważkich problemach świata). Nie można upominać się o wartości, gdy korzysta się z usług prostytutek lub ma się obity ryj po pijackiej burdzie przed knajpą. Nie można wycierać sobie gęby frazesami o odpowiedzialności, gdy samemu nie daje się dobrego przykładu (zostawiając żonę i dzieci, łamiąc przepisy drogowe, wyjeżdżając na weekend służbowym autem, kręcąc lody na wszystkim, co państwowe). Nie można bezkarnie obrażać całych grup społecznych tylko dlatego, że mają odmienne poglądy, a później – jak gdyby nigdy nic – samemu zmienić barwy polityczne i dokonać 180-stopniowej wolty światopoglądowej. No i nie można raz być przeciwko aborcji, a rok później za całkowitą aborcyjną swobodą i jeszcze za każdym razem pleść androny, że trzeba karać więzieniem lub szpitalem psychiatrycznym tych, którzy myślą inaczej.




Czyż nie na to po­zwo­lo­no po­li­ty­kom w III RP? Czy nie może być tak jak w Ho­lan­dii, gdzie prak­tycz­nie nie ma im­mu­ni­te­tów dla par­la­men­ta­rzy­stów? Dla­cze­go od pol­skich par­la­men­ta­rzy­stów le­piej za­ra­bia­ją tylko wło­scy? Dla­cze­go nie ma re­gu­la­cji, które na­ka­zy­wa­ły­by po­słom przyj­mo­wać wy­bor­ców w swoim biu­rze? Prze­cież obec­ny stan pro­mu­je pa­to­lo­gię, bo funk­cjo­no­wa­nie biur po­sel­skich to fik­cja słu­żą­ca do za­ra­bia­nia jesz­cze więk­szych pie­nię­dzy.

4. Służ­ba zdro­wia dla zdro­wych i bo­ga­tych

To, co dzie­je się w pol­skiej służ­bie zdro­wia, woła o po­mstę do nieba. Po­dej­mo­wa­no dzie­siąt­ki eks­pe­ry­men­tów w celu uspraw­nie­nia i fi­nan­so­we­go uszczel­nie­nia sys­te­mu. Wszyst­ko na nic. Lu­dzie wciąż cze­ka­ją mie­sią­ca­mi (nie­rzad­ko la­ta­mi) na wi­zy­tę u spe­cja­li­sty. Roz­pa­sa­nie nie­któ­rych le­ka­rzy, trak­tu­ją­cych pa­cjen­ta w pań­stwo­wym szpi­ta­lu jak zło ko­niecz­ne, wciąż po­zo­sta­je bez­kar­ne. Ma się wra­że­nie, że or­ga­ni­za­cje śro­do­wi­sko­we chro­nią sta­tus quo.

Zresz­tą nie po­win­no to dzi­wić. Or­dy­na­tor, który prze­śpi dyżur w szpi­ta­lu i ma do­stęp do kart naj­bar­dziej zde­spe­ro­wa­nych pa­cjen­tów, może za­ofe­ro­wać im szyb­ką pomoc w swo­jej pry­wat­nej kli­ni­ce. Za­ra­bia na tym kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy mie­sięcz­nie, więc dla­cze­go miał­by chcieć zmian. Do tego do­cho­dzi in­do­len­cja urzęd­ni­ków w NFZ, któ­rzy – po­dob­nie jak po­li­ty­cy – zu­peł­nie stra­ci­li kon­takt z cho­ry­mi.

5. Roz­war­stwie­nie spo­łecz­ne

Pod­czas gdy kraje Eu­ro­py Za­chod­niej za­sta­na­wia­ją się, jak zmniej­szyć dys­pro­por­cje po­mię­dzy po­zio­mem życia naj­bo­gat­szych i naj­bied­niej­szych, w Pol­sce trwa dys­ku­sja, jak bo­ga­ty ma stać się jesz­cze bo­gat­szy, by pomóc bied­niej­sze­mu. Jak bo­ha­te­rów przed­sta­wia się ludzi fi­nan­so­we­go suk­ce­su, któ­rzy na licz­nych ga­lach ni­czym hol­ly­wo­odz­cy ce­le­bry­ci roz­da­ją au­to­gra­fy ma­lucz­kim. Pro­mo­wa­ne są po­sta­wy „po­staw wszyst­ko na jedną kartę” i „nie licz się z kosz­ta­mi”, co oczy­wi­ście skut­ku­je pra­co­ho­li­zmem, roz­pa­dem więzi ro­dzin­nych i znie­czu­li­cą spo­łecz­ną. Ci, któ­rzy do­cho­dzą do pie­nię­dzy, od­gra­dza­ją się od tych, któ­rzy ma­jąt­ku nie zbili, mu­ra­mi luk­su­so­wych osie­dli. War­tość czło­wie­ka prze­li­cza­na jest na pie­nią­dze. Za­sa­da, że sza­cu­nek na­le­ży się każ­de­mu bez wzglę­du na jego sta­tus ma­jąt­ko­wy, ule­gła ero­zji, jakby ze­sta­rza­ła się i nie pa­su­je do cza­sów, w któ­rych hołd skła­da się tylko bo­ga­tym.

A prze­cież nie jest winą rol­ni­ków, któ­rzy przez całe życie kar­mi­li świ­nie w PGR, że nie zdo­by­li od­po­wied­nich kom­pe­ten­cji, by po­ra­dzić sobie w mie­ście. Nie jest winą szwacz­ki, że jej tkal­nia zban­kru­to­wa­ła, bo wszyst­ko szyje się dziś w Chi­nach. Czy można winić hi­sto­ry­ka za to, że nie może zna­leźć pracy w za­wo­dzie? Od lat udzie­la on ko­re­pe­ty­cji bez ubez­pie­cze­nia spo­łecz­ne­go, co bę­dzie skut­ko­wa­ło nędzą na stare lata...

6. Nie­dzia­ła­ją­ce pań­stwo

Niektórzy mówią, że państwo u nas nie działa. Inni mówią: to nieprawda, państwa już dawno nie ma! Jedno jest pewne. Do instytucji państwowych w Polsce trzeba mieć ograniczone zaufanie. Bo jak tu mieć zaufanie do urzędu, który – w najlepszym razie – traktuje człowieka jak rubrykę w dokumencie. A rubryka, jak wiadomo, nie czuje, nie skarży się, nie protestuje. Tak jak nie protestuje dziecko, które przechodzi gehennę w patologicznej rodzinie. Tak jak nie protestują podopieczni domów opieki społecznej czy wychowankowie instytucji rzekomo resocjalizujących, w których nastolatki uczą się jedynie pogardy dla świata i agresji. Z drugiej strony – gdy państwo nie ma narzędzi samoograniczających się, dochodzi do tak gorszących afer jak te z Lwem Rywinem czy z Amber Gold. A jeśli nie ma kontroli, to i nie ma strachu przed konsekwencjami. Ileż katastrof było z tego powodu, że gdzieś ktoś nie dopilnował regulaminu. Dziś mówi się głośno, że katastrofa smoleńska była właśnie konsekwencją tego, iż zawiodło państwo i jego procedury.

7. Polski wymiar niesprawiedliwości

Sprawa śmierci Krzysztofa Olewnika, a ściślej to, w jaki sposób ją prowadzono, to już symbol. Rodzina nie mogła liczyć ani na policję, ani na prokuraturę. Dziwne zależności personalne powodowały dziwne zbiegi okoliczności. Ginęły akta, dowody, zacierano ślady, a rodzice zamordowanego Krzysztofa wciąż muszą rozdrapywać niezabliźnioną ranę. Nie wszyscy wytrzymują to psychicznie. Ostatnio powiesiła się kobieta, która nie mogła doczekać się sprawiedliwości w nierównym sporze z fiskusem, choć kilkanaście razy – bo jej sprawa wielokrotnie trafiała na wokandę –potrafiła udowodnić, że urzędnicy skarbowi nie mają racji. Ale system ją pokonał. Trzeba też tu przypomnieć sprawę Romana Kluski, przedsiębiorcy, którego państwo doprowadziło do bankructwa. Kluska był kiedyś jednym z najbogatszych Polaków, ale przegrał ze skarbowym matrixem i już nie miał siły na to, by odbudowywać dawną potęgę. Sądy też zawiodły w tej sprawie. Nikt nie poniósł konsekwencji...

Chichotem historii jest też to, że generał Wojciech Jaruzelski nie został nigdy osądzony (mniejsza o wyrok, który – przynajmniej teoretycznie – mógł przecież być nawet uniewinniający) i do końca swoich dni pobierał wysokie uposażenie, a ci, którzy walczyli z komuną, nierzadko klepią straszną biedę.

Czy to jest sprawiedliwe?








25-lecie III UBeckiej

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona