Data: 2010-10-10 00:34:37 | |
Autor: abelicoln | |
26. Warsaw Film Festiwal | |
Dzień drugi: Obcy / Die Fremde ,reż. Feo Aladag, Niemcy 2010 Moja ocena: 3/10 Maltretowana Turczynka ucieka do Berlina, ale taki postępek oznacza splamienie honoru rodziny. Który musi być naprawiony. Dla mnie było to spore rozczarowanie, po przeczytaniu wcześniejszych – dość entuzjastycznych recenzji. Ale nie zdziwię się, jeżeli w plebiscycie publiczności ten film zajdzie wysoko. Bowiem wykorzystuje on modne tematy, gra na emocjach a kończy modelowym wręcz wyciskaczem łez. Swoją drogą chyba pierwszy raz zdarzyło mi się śmiać się (dodam że dyskretnie) na widok tak tragicznych wydarzeń. Bowiem zastanawiałem się, jak uda się autorce filmu jeszcze bardziej zagrana emocjach widza, jeśli na początku filmu pokazuje sceny z chronologicznego zakończenia. I w momencie gdy stwierdziłem, że mój pomysł jest zbyt wyświechtany – to okazało się że dokładnie on został wykorzystany… W dodatku twórczyni tego filmu idzie strasznie na skróty pokazując nam głównych bohaterów. A więc – mąż bohaterki w pierwszej swojej scenie bije dziecko, a w drugiej ją gwałci. Potrzebujemy coś więcej o nim wiedzieć? Kamera w pewnym momencie koncentruje się na jakimś facecie, kompletnie bez związku z aktualną akcją – trzy sceny później jest to nowy gach naszej głównej bohaterki. Skoro z przedstawieniem osób dramatu twórczyni idzie na taką łatwiznę, to dlaczego miałaby nie iść na skróty z opowieścią. Tak więc, chociaż bohaterka robi różne głupoty – to punkt po punkcie realizuje modelowy przykład odejścia z dysfunkcyjnego środowiska. Bo to w zamyśle został stworzony modelowy film pokazujący jak działać kobietom w tego typu sytuacji. I jak bardzo dobrze i pomocnie skonstruowany jest niemiecki system pomocy osobom w trudnej sytuacji rodzinnej. Swoją drogą bardzo mnie ubawiło to, że głowa rodziny po radę jak odzyskać honor jedzie gdzieś na prowincję Turcji. Bo przecież żaden Iman w cywilizowanej europie by nie poradził takiego sposobu na pomszczenie dobrego imienia rodziny. „My”, europejczycy, jesteśmy cywilizowani w końcu… Milczące dusze / Ovsyanki, reż. Aleksei Fedorchenko, Rosja 2010 Moja ocena: 8/10 Rytuał pożegnania zmarłej żony – zgodnie z tradycją starego ugrofińskiego ludu. Przez cały seans wydawało mi się, że jest to etnologiczna podróż w świat dawnej kultury ubrana dla łatwiejszego przyswojenia przez widza w otoczkę fabularną. Dopiero po filmie, dopytywany przez widzów scenarzysta przyznał, że są to kompletnie fikcyjne rytuały, a tylko nazwy własne wzięte są od starożytnego ludu. Taki stopień „zmylenia” widzów daje bardzo dobrą ocenę pracy koncepcyjnej twórców filmu. A poza tym, otrzymujemy piękny film, pełen zadumy i uczuć, o godzeniu się ze stratą bliskiej osoby. Która może odejść – ale uczucia po niej pozostaną. Sporą zaletą filmu jest dwójka głównych bohaterów, którzy wiozą zwłoki zmarłem nad Okę by ją spalić i „oddać” wodzie. Inną zaletą filmu jest oszczędna i intrygująca ścieżka dźwiękowa. Mi osobiście również bardzo podobała się scena erotyczna w której twórcy interesująco wybrnęli z konieczności pokazania mało apetycznego ciała faceta średnio-starszego pokolenia w łóżku. Pogorzelisko / Incendies, reż. Denis Villeneuve, Kanada, Francja 2010 Moja ocena: 6/10 (głównie za końcówkę) Dwoje dzieci musi wypełnić testament zmarłej matki – dostarczenie listów do ojca, którego uznawały za nieżyjącego, i do nieznanego im brata. Muszę się przyznać, że dawno mnie nic tak nie zaskoczyło – czy też nawet wprawiło w osłupienie – jak pomysł na splątanie poszczególnych wątków w zakończeniu tego filmu. Jakieś 5-10 minut przed końcem seansu, siedziałem sobie wygodnie w fotelu i rozmyślałem co by napisać o nim i jak porównać poziom mądrości w nim zawartych to obecnego aktualnie na ekranach „Jedz, módl się i kochaj”. A tutaj okazało się, że – na pewno z premedytacją, bo przypadkiem takiego poziomu debilizmu nie da się osiągnąć – pisarz pierwowzoru lub scenarzysta potrafił zakasować twórców „Dynastii” a nawet latynoskie telenowele. Plus taka urocza wisienka na torcie, kiedy matka zza grobu, po wrzuceniu psychiki swoich dzieci do wirówki, pisze im w liście kupę mądrości jakich nie powstydziłby się sam Paulo Coelho. Długo zbierałem szczękę z podłogi… A wcześniej zapowiadał się ten film na średnio interesujący lekko filozofujący bryk o tym, że trzeba się cofnąć by iść naprzód, czy też poznać siebie poprzez historię swoich przodków. Co prawda w brzydkich okolicznościach bliskowschodnich konfliktów a nie jakiś ładnych egzotycznych pejzażach – ale równie interesujące jak i wartościowe. Na dodatek część „historyczna” odbywa się w trakcie jednej z tamtejszych wojen, podczas których nie za bardzo wiadomo kto z kim i dlaczego. Szczególnie że twórca filmu funduje nam przeskoki w chronologii bez zbytnich wyjaśnień. -- Pozdrawiam, abelincoln http://dlugajczyk.pl |
|