Data: 2017-02-02 07:57:01 | |
Autor: Mark Woydak | |
3. Mit organizatora strajku | |
3. Mit organizatora strajku Nie wiemy, jak wyglądały rozmowy Wałęsy z funkcjonariuszami SB podczas strajku. Jest faktem, że przez pierwsze trzy dni protestu wszystko szło zgodnie z planem. Mjr Jerzy Frączkowski wspomina, że dyrektor Stoczni Gdańskiej Klemens Gniech wyrażał radość, że na czele Komitetu Strajkowego stanął właśnie Lech Wałęsa, którego dobrze znał jeszcze z Grudnia '70. Był przekonany, że się z nim dogada. I tak się stało. 16 sierpnia Wałęsa triumfalnie ogłosił zakończenie strajku po tym, jak władze reprezentowane przez dyrektora Gniecha wyraziły zgodę na główne żądania strajkujących (m.in. podwyżkę płac, tablicę ku czci poległych w 1970 r. i przywrócenie do pracy zwolnionych stoczniowców), a Komitet Strajkowy przegłosował zakończenie strajku. Wałęsa ogłosił tę decyzję publicznie o godzinie 14.17. Wstając od stołu w sali BHP, zwrócił się do stoczniowców przez radiowęzeł: ,,Stoczniowcy, delegaci i komitet strajkowy uważają, że mamy, co chcieliśmy. Dziękuję wam za wytrwanie. Ze stoczni, jak obiecałem, wyjdę ostatni. Ja ogłaszam, że podstawowe sprawy zostały rozwiązane. Nadszedł moment zakończenia zmagań. Pozwalam do osiemnastej wszystkim opuścić stocznię". Gniech wraca do swojego biura, dzwoni do ministra przemysłu maszynowego Aleksandra Kopcia i z satysfakcją raportuje: ,,Wszystko poszło, jak się umawialiśmy... Tak... Skończony... Podpisaliśmy... Gładko... W poniedziałek przychodzą do pracy". Wałęsa znalazł się w sytuacji podobnej do tej, kiedy 15 grudnia 1970 r. stanął w oknie Komendy Miejskiej MO i próbował przemawiać do stoczniowców. Doskonale zapamiętał swój nowy dramat. W Drodze nadziei przytacza relację swojego przyjaciela - Leona Stobieckiego, z którą nawet nie próbuje polemizować: ,,Lechu, widząc mnie i Zdzicha, podnosi ręce i mówi: Zwyciężyłem. - A ja mówię: - Ch... żeś zwyciężył. Ty żeś przegrał. Zobacz, co się robi na terenie Stoczni, masz pocięte kable, nagłośnienie jest porąbane siekierami, na murach wypisują tobie zdrajca, szpicel i cię opluwają. A jak wyjedziesz za bramę, to cię ukamienują. - Lecha zamurowało i pyta: Jezus, co ja zrobiłem? - A Zdzichu mu powiedział: - Co żeś zrobił, wszystkich nas sprzedałeś". Decyzja o zakończeniu strajku, którą przez stoczniowe megafony ogłosił Wałęsa, spotkała się z oburzeniem części załogi stoczni, przedstawicieli innych strajkujących zakładów, a także obecnych na terenie zakładu działaczy WZZ (zwłaszcza Anny Walentynowicz i Aliny Pienkowskiej), którzy domagali się kontynuowania strajku do czasu realizacji postulatów zgłoszonych przez inne zakłady pracy (m.in. zalegalizowanie Wolnych Związków Zawodowych)". Dokumenty SB potwierdzają tę relację. Wałęsa został oskarżony o zdradę: ,,Znaczna część stoczniowców opuściła teren zakładu. Pozostała grupa około 1200 osób na czele z B. Borusewiczem i A. Walentynowicz zorganizowała wiec i nawoływała do kontynuowania strajku. Lech Wałęsa jednoznacznie oświadczył, że sprawę strajku uważa za załatwioną. Borusewicz i Walentynowicz oraz Szołoch wraz z grupą postanowili nadal strajkować zarzucając Wałęsie zdradę". Po opanowaniu sytuacji w Stoczni Gdańskiej im. Lenina znów pojawił się problem przywództwa strajkowego. Świadek tego dramatu - Leszek Zborowski, w następujący sposób zapamiętał tę sytuację: ,,Wałęsa strajk rozbił i natychmiast zniknął. Powstała bardzo trudna sytuacja. Do stoczni powoli wracali jej pracownicy. (...) I w tym momencie pojawił się Wałęsa. Borusewicz zażądał więc, aby ten naprawił to, co zepsuł i przemawiał do ludzi, aż zapadnie decyzja, kto poprowadzi strajk. Wałęsa zdecydowanie odmówił. Byłem jednym z kilku świadków tej sytuacji. Wódz [Wałęsa] nie był już w stanie niczym nas zaskoczyć. Ktoś z obecnych nazwał go agentem. Powstała prawdziwa awantura. Bogdan Borusewicz był tak zdenerwowany zachowaniem Wałęsy, że z trudem panował nad nerwami. Po trwającej dłuższą chwilę kłótni Bogdan, krzycząc, przypomniał wodzowi, że to właśnie jego koledzy z WZZ-tów wspierali go w ostatnich kilku latach i że jest im winien przynajmniej tyle. Miał w końcu pomóc uratować strajk, który właśnie rozbił. Wałęsa ponownie odmówił. W tym momencie całemu zajściu przyglądała się już znaczna grupa stoczniowców. Ludzie nie byli pewni, co się dzieje. Ktoś zaczął wpychać wodza na wózek, a inni zaczęli skandować jego imię. W tej sytuacji nie miał on już żadnego wyboru, jak tylko chwycić mikrofon i zacząć mówić. Krótko po tym stał się ponownie wodzem, a jedyne co można było zrobić, to nie pozwolić mu rozbić strajku po raz drugi". Tak też się stało. Przywództwo Lecha Wałęsy ,,przyklepano" wieczorem 16 sierpnia podczas spotkania w sali BHP. Nieco wystraszony, miał się zwrócić do WZZ-owców słowami: ,,Czy pozwolicie mi dalej przewodniczyć? Jak się nie będę nadawał, to mnie zmienicie". Uzyskał akceptację, ale od tej pory miał koło siebie Andrzeja Gwiazdę, Alinę Pienkowską, Bogdana Borusewicza i innych wolnych związkowców. Mimo publicznie formułowanych wobec Wałęsy oskarżeń o zdradę zdołał on - w warunkach wszechogarniającego chaosu i krańcowego napięcia - uratować swoją pozycję i stanął na czele Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Przypadek? W takich sytuacjach nawet niewielka, ale dobrze zorganizowana grupa, która w sposób zdyscyplinowany wykonuje rozkazy, potrafi skutecznie sterować nastrojami i działaniami wielkich mas ludzkich. SB taką organizacją dysponowała. Czy jej użyła, by obsadzić i umocnić, jak sam o sobie mówił Wałęsa - ,,Lesia" na pozycji lidera? Na pewno SB mogła być znów usatysfakcjonowana... |
|