Data: 2015-05-22 18:43:40 | |
Autor: P03 | |
50 twarzy Bronisława Komorowskiego (jedna gorsza od drugiej) | |
Jedyna amerykańska kampania prezydencka, którą miałem okazję śledzić z bliska i na własne oczy, była akurat tą bodaj najmniej porywającą w minionym stuleciu. Republikanie, oczyma których na nią patrzyłem, wystawili do wyścigu starego dziadka z zasługami dla partii, ale bez cienia charyzmy - nazywał się Robert Dole, jestem pewien, że nikomu nic to nazwisko nie mówi, i prawie całe dorosłe życie był politykiem; właściwie uosabiał klasę polityczną, "beltway", to, czego Amerykanie nie lubią nie mniej od Polaków. Zapytany, dlaczego kandyduje, palnął "zasłużyłem sobie całym swoim życiem na to, by zostać prezydentem" - media robiły sobie z tego jaja tygodniami. Oczywiście, zapędzono do pracy przy nim wszystkie zatrudniane przez partię "communications", w tym i mój NRCC, gdzie stażowałem, szkolono medialnie, ustawiano głos i strategie, ale nic to nie dało, bo dać nie mogło. Nie żałuj prezydentowi własnego Matrixa, każdy ma prawo do własnego Matrixa, największa krzywda to pokazać takiemu rzeczywistość - zbudzisz z pięknego snu i oberwiesz po głowie. Niech tam sobie śni swe sny o potędze. -- P03 |
|