Data: 2014-05-20 12:03:07 | |
Autor: Mark Woydak | |
Światopogląd dziadka z Wemachtu | |
Bywają w dziejach kina komedie nigdy nie nakręcone, ale mam nadzieję, że nie stanie się tak z filmem „Pan Donald szuka swego światopoglądu”. Wyobraźmy sobie bowiem taką np. scenę – Monte Cassino, Tusk już jako premier RP, od lat blisko siedmiu miłościwie nam niepanujący nad sytuacją, przemawia z okazji 70. rocznicy słynnej bitwy, jednej z najważniejszych w dziejach XX wieku. I nagle na naszych oczach zaczyna młodnieć w oczach – widzimy rosnące włosy, oczy jaśnieją i jakby mniej wilcze, by zacytować klasyka, barki podniesione, nie gniecione jeszcze tymi potwornymi zmaganiami z „brzydką panną bez posagu”, jak nazywają Polskę jego najbliżsi doradcy do spraw zagranicznych. Głos może nie tak pewny, gestykulacja nie tak profesjonalna jak dziś, a język ciała nie zdradza jeszcze wielkiego piłkarza polskiej polityki, ale już wtedy wie. I Tusk, 18 maja 2014 roku, na tydzień przed eurowyborami mówi na Monte Cassino tak: Polskość jako zadany temat… Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie miesiące, zwycięstwa klęski. Zwycięstwa? Oklaski z pierwszych rzędów zajmowanych przez rządową delegację. Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Oklaski z pierwszych rzędów zajmowanych przez rządową delegację, kilka osób w euforii zrywa się z krzeseł. Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię i każą je z dumą obnosić. Oklaski z pierwszych rzędów zajmowanych przez rządową delegację, cała w euforii zrywa się z krzeseł, Tusk macha im z uśmiechem, reszta zgromadzonych jest przerażona, rozbiega się po lesie, premier opiera się o jeden z krzyży, wyjmuje cygarko i zapala. Koniec sceny. Prawda, że niezwykłą drogę przeszedł niedoszły nauczyciel historii od tamtych słów, spisanych w 1987 roku w ankiecie „Znaku” - do klasztoru Monte Cassino, pod którym przemawiał w niedzielę z okazji 70. rocznicy tamtej niezwykłej bitwy? I mówił, że „dumny może być naród i jest dumny, który ma takich bohaterów”? A dlaczego komedia? Bo tylko ona mogłaby wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie, czy dziś Donald Tusk myśli tak, jak wtedy, gdy w PRL wypełniał ankietę, a mówi co innego, bo może mu to przysporzyć ostatnich niezdecydowanych wyborców, czy też myśli już inaczej, a polskość przestała mu się kojarzyć z „nienormalnością”. Krótko mówiąc: czy naprawdę jest z bohaterów Monte Cassino dumny, czy jedynie, jak pisał przed laty, dumę tę każą mu odczuwać „historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze”. Nie trzeba pytać Boga, panie premierze, to coś się nazywa „kampania wyborcza”. Kampania na Monte Cassino. |
|
Data: 2014-05-21 04:06:37 | |
Autor: stevep | |
Światopogląd dziadka z Wemachtu | |
W dniu .05.2014 o 19:03 Mark Woydak <markwoydak@outlook.com> pisze:
Do budy kundlu. -- stevep -- -- - Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/ |
|