Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Agnieszka Holland o PRL i swoim ojcu komuniście

Agnieszka Holland o PRL i swoim ojcu komuniście

Data: 2019-03-11 07:47:12
Autor: boukun
Agnieszka Holland o PRL i swoim ojcu komuniście
"Uważałam, że to normalny system". Agnieszka Holland o PRL i swoim ojcu
komuniście

Ojciec Agnieszki Holland był komunistycznym działaczem. Znana reżyserka
opowiada o tym, jaki wpływ miały na nią poglądy Henryka Hollanda. -
Uważałam, że władzy zdarzają się błędy i wypaczenia, ale generalnie jest to
normalny system - mówi artystka o swoim wczesnym podejściu do PRL. Zdradza
też, że prawie padła ofiarą gwałtu.

Publikujemy fragmenty książki Krystyny Naszkowskiej "my, dzieci komunistów",
która ukaże się 13 marca nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne:

Żydokomuna. To jest obraźliwe określenie?

Oczywiście, po to zostało wymyślone. Ono ma sens stygmatyzujący, piętnujący.
Do tego to jest określenie niesprawiedliwe. Co prawda można mówić o
nadreprezentacji Żydów wśród przedwojennych komunistów, ale pośród
społeczności żydowskiej komunistów nie było wielu.

A skąd ta nadreprezentacja?

W przedwojennej Polsce działo się mnóstwo złych rzeczy, które powodowały, że
młodzi Żydzi zwracali się ku komunizmowi. Wielu tę przedwojenną Polskę dziś
idealizuje, ale przecież wtedy narastały postawy faszystowskie i
antysemickie. I to nie tylko ze strony skrajnych organizacji, jak ONR,
zresztą wówczas zdelegalizowanego w przeciwieństwie do dzisiaj, ale również
ze strony władz państwowych.

Było więc zupełnie logiczne, że tacy ludzie jak mój ojciec wstępowali do
komunistycznej partii, bo komunizm ze swoimi hasłami równości, równych szans
dla wszystkich bez względu na wyznanie czy pochodzenie wydawał im się szansą
na lepszą ludzkość. Była to taka świecka wersja Ewangelii: "nie będzie Greka
ani Żyda"...

Co chcieli zbudować?

Ustrój sprawiedliwości społecznej. Wierzyli, że zrobią to lepiej niż w
Związku Radzieckim, bo Polska jest państwem bardziej europejskim i
cywilizowanym. Szli do partii z głębokim przekonaniem. Byli gotowi zapłacić
za tę ideę wielką cenę, latami siedzieli przed wojną w więzieniach za swoje
przekonania.

Mój ojciec (rocznik 1920) komunizował już przed wojną. Nie miał wówczas
pojęcia, co to naprawdę znaczy i co się dzieje w Sowietach. Relacje w
polskiej prasie uważał za antykomunistyczną propagandę. Nie wiedział tego
również w czasie wojny; żeby zrozumieć stan ducha takich jak on, wystarczy
przeczytać "Życie i los" Wasilija Grossmana. Nie wyobrażał sobie, w co się
to przerodzi.

A w co się przerodziło?

PRL miał różne etapy. Okres stalinowski był okrutnie represyjny i
totalitarny. Potem zrobiło się lżej. Ale nie ulega kwestii, że był to ustrój
autorytarny. Do tego głęboko nieautentyczny, jeśli chodzi o Polskę, bo
narzucony przez Związek Radziecki. System, gdzie nie istniała demokracja w
żadnej właściwie formie.

Demokracja w PRL była czysto fasadowa, pozbawiona treści. To system bez
swobód obywatelskich albo dopuszczający te swobody w bardzo ograniczonym
zakresie. Były instytucje demokratyczne, takie jak sejm, rząd itd., ale one
stanowiły tylko ozdobę, ponieważ cała polityka sprawcza działa się w
Komitecie Centralnym PZPR, jedynej de facto liczącej się partii. Pozostałe,
czyli Stronnictwo Demokratyczne i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, to były
przybudówki.

Kiedy pani zobaczyła, że coś jest nie tak z tym ustrojem?

Wydaje mi się, że dopiero kiedy znalazłam się w Pradze, czyli tak naprawdę w
1967 roku.

A przedtem?

Pewnie uważałam, że władzy zdarzają się błędy i wypaczenia, ale generalnie
jest to normalny system. Ja przecież nie miałam skali porównawczej, w ogóle
nie znałam innego świata. Nigdy nie byłam na Zachodzie. W wieku około
siedemnastu lat, w liceum zaczęłam czytać wydawnictwa "Kultury" paryskiej i
one powoli otwierały mi oczy. Przy czym mnie nie interesowały jakieś
ustrojowe, filozoficzno-politologiczne dywagacje, tylko przede wszystkim
prawda o stalinizmie.

A czym był stalinizm, że to coś strasznego, wiedziałam właściwie już w wieku
sześciu, siedmiu lat. Na pewno wiedziałam już po referacie Chruszczowa,
czyli od 1956 roku. Bardzo dużo się o tym mówiło.

(...)
Ale w domu rozmawiano o polityce?

Mnóstwo. Dyskutowali o tym moi rodzice, a po ich rozwodzie także mama z
ojczymem i ich przyjaciółmi. Drugi mąż mamy, dziennikarz i publicysta
Stanisław Brodzki, też był żydowskim komunistą, nawet znacznie bardziej homo
politicus niż mój ojciec. Brodzki do 1957 roku kierował działem kulturalnym
,,Trybuny Ludu", a potem pracował w tygodniku ,,Świat" i w "Polskich
Perspektywach".

Natomiast ojciec po pierwszym okresie powojennym, liczę w tym stalinizm,
przeżył ogromne rozczarowanie i skupił się na innych sprawach,
pozapolitycznych. Rzucił dziennikarstwo, zrobił doktorat z socjologii w PAN,
wydał książkę o Ludwiku Krzywickim, zaczął jeździć po świecie. Interesował
się bardzo kulturą, sztuką, miał mnóstwo znajomych w tych kręgach. Na
przykład moje inicjacje kulturalne nastąpiły dzięki ojcu. Zabierał mnie do
teatru, do kina, na koncerty.

Uciekał w inną sferę życia?

Nie sądzę, myślę, że miał po prostu bogatą osobowość, złożony intelekt.
Wydaje mi się, że szeroko patrzył na życie, na jego różne aspekty. Nie dało
się go zbyt prosto określić, wtłoczyć w sztywne ramy. Ojciec zaczął
komunizować szalenie wcześnie, właściwie niemalże jako dziecko.

To mi opowiadała Helena Lemańska, która była z nim w organizacji
syjonistycznej Haszomer Hacair. Mówiła mi, że Henio (Hersz) był ich
przywódcą intelektualnym i duchowym, a miał ledwie dwanaście lat. I w pewnym
momencie ich zdradził, tak to odebrali, bo przeszedł do komunistów.

Wstąpił najpierw do Rewolucyjnego Związku Niezamożnej Młodzieży Szkolnej, a
w 1935 roku do Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, organizacji wtedy
nielegalnej. I co gorsza, zabrał ze sobą grupkę kolegów z Haszomer Hacair.
Igor Newerly opisał mojego ojca w jednej ze swych książek.

Napisał, jak ojciec przyszedł na zebranie redakcji "Małego Przeglądu", to
było pismo po polsku dla żydowskiej młodzieży, które powstało z inicjatywy
Korczaka i Newerlego, redagowane przez dzieci i młodzież. Zjawił się tam
jako ośmio- czy dziewięciolatek z pistoletem i powiedział, że domaga się
miejsca dla rewolucyjnej młodzieży. Zobaczyłam wtedy ojca jak gdyby z innej
perspektywy.

Kiedykolwiek rozmawialiście o jego wyborach politycznych?

Nie, nigdy. Zginął, kiedy miałam trzynaście lat. Zresztą nasze stosunki były
dość powierzchowne.

Kiedy wyprowadził się z domu?

Właściwie to mama go wyprowadziła. To było jakieś dwa lata przed jego
śmiercią, czyli około 1959 roku. Wyprowadził się, a potem był rozwód. Ojciec
nigdy mi nie opowiadał o swoich wojennych przeżyciach, nigdy nic nie mówił o
swojej rodzinie, która zginęła w Holocauście. W ogóle nic, zero. Wszystko,
co wiem, pochodzi z opowieści jego starszej siostry, która uciekła z getta,
a potem jakoś dostała się na roboty i przeżyła. Tam poznała swojego
przyszłego męża, pod koniec wojny urodziło im się dziecko.

Ojciec niejako wymógł na nich, by po wojnie wrócili do Polski, o co zresztą
mieli do niego potem żal. Po 1968 roku wyemigrowali do Szwecji. Ojciec przed
wojna zaczął studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim i we wrześniu w
czasie obrony stolicy był felczerem w szpitalu polowym. Potem przedostał się
do Lwowa, gdzie pracował w "Czerwonym Sztandarze". Po wybuchu wojny
niemiecko-rosyjskiej był w armii - najpierw w czerwonej, a później u
Berlinga, jako oficer sanitarny, następnie jako instruktor w wydziale
polityczno-wychowawczym II Dywizji Piechoty.

*Po wojnie na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiował filozofię, odegrał
niechlubną rolę, atakując profesorów za ich "nieprawomyślność". Podpisał,
jako jeden z ośmiu studentów, list otwarty przeciwko prof. Władysławowi
Tatarkiewiczowi, co spowodowało odsunięcie Tatarkiewicza od zajęć ze
studentami. W okresie stalinowskim pisał napastliwe artykuły do gazet. O
prof. Kazimierzu Twardowskim na przykład, że jego filozofia jest "skrajnie
obskurancka i klechowska". Do 1947 roku był redaktorem naczelnym "Walki
Młodych", czołowego pisma zwalczającego wszelkie odchylenia od linii partii.
*

Myślę, że był głęboko przekonany, że najważniejszym zadaniem po wojnie jest
budowa ustroju, który nie dopuści do powtórki tego, co działo się w czasie
wojny. To determinowało wszystko. Sądzę, że namiętnie wierzył w wyższe racje
nowego systemu. Ale też miał w sobie wystarczająco dużo sprawności
moralno-intelektualnej, by w momencie, kiedy najgorsze fakty stalinizmu
wyszły na jaw, gdy okazało się, jak działał ten mechanizm, wyrwać się z
niego.

Kiedy stało się oczywiste, że to, co się działo po wojnie z ideą komunizmu,
to nie były tylko błędy i wypaczenia, ale że wydarzyły się złe, straszne,
zbrodnicze rzeczy i że, być może, zło jest zawarte w samym systemie. Bardzo
tę utratę kolejnego swego świata i wiary przeżył.

(...)
Wiedzieliście wtedy, co się u nas dzieje w Marcu i po Marcu '68? O
represjach wobec studentów, o nagonce antysemickiej?

Wiedziałam, że bito studentów i wsadzano do więzień. Byli wśród nich ludzie,
których znałam. Zorganizowaliśmy demonstrację protestującą przeciwko temu, z
której zresztą są zdjęcia. Na czele idę ja i mój mąż Laco Adamik, jeszcze
paru znajomych, ale demonstracja była naprawdę spora. Zapisaliśmy w imieniu
studentów czechosłowackich list do polskich władz i w tym pochodzie
przeszliśmy pod polską ambasadę. Już wtedy wiedziałam, że ta władza może być
brutalna.

Pamiętałam, co się działo po 1956 roku, jak tłumiono protest przeciwko
zamykaniu "Po prostu" w 1957 roku. Wówczas też były zamieszki studenckie,
demonstracje. Byłam wtedy z nianią na ulicy, milicja pałowała ludzi, puścili
gaz. Myśmy stały i płakały. Nie miałam pojęcia, dlaczego płaczę. Widziałam,
że ona płacze, ja też, ale nie rozumiałam przyczyny. Potem mi wyjaśniono, że
z powodu gazu.

W tym obrazku, który wrył mi się w pamięć, zostało mi wspomnienie
brutalności władzy. Potem w marcu dochodziły do mnie do Pragi strzępy
informacji, co się dzieje w Polsce. Nie słuchałam chyba Wolnej Europy,
szczerze mówiąc, nie miałam radia, więc to były rzeczywiście strzępy
informacji, zapośredniczone. Ale gazety czeskie o tym wtedy pisały.

Mój kolega Andrzej Zajączkowski, który był na pierwszym roku dokumentu,
przechodził wielokrotnie przez Tatry i też przynosił wiadomości. Ja byłam
wtedy zaangażowana w procesy, które się toczyły w Czechosłowacji i -
podobnie jak wielu Czechów - miałam wielkie nadzieje w stosunku do czeskich
przywódców.

Że władze czechosłowackie nie postąpią tak ze studentami, jak postąpiły
polskie?

Tak uważałam. A potem mnie aresztowano i znalazłam się w więzieniu. I
zmieniłam zdanie o czechosłowackiej władzy. To był styczeń albo luty 1970
roku. Wcześniej jednak byłam w Polsce, rozmawiałam z różnymi ludźmi,
opowiadali mi o kwestii emigracji żydowskiej, rozmawiałam też z kimś, kto
siedział.

Kiedy sama wylądowałam w czeskim więzieniu i porównałam je z opowieściami o
polskim, uznałam, że w Polsce jednak jest lepiej. W praskim więzieniu
strażnicy byli okropni. Brutalni. Praskie więzienie kojarzyło mi się z
hitlerowskim albo stalinowskim. Mnie akurat nie bili, ale innych tak.

Moją koleżankę z celi, młodziutką złodziejkę, zgwałcił ginekolog więzienny.
Na mnie się też zresztą rzucił, tylko zaczęłam krzyczeć po polsku i się
przestraszył. Po jakimś czasie mąż dostarczył mi paczkę z papierosami. Ale
że sam nie palił, to do paczki nie włożył zapałek, nie przyszło mu do głowy.

Siedziałam w celi sama, najpierw mnie trzymali, by mnie zmiękczyć w tak
zwanej dziurze. Miałam papierosy, ale nie mogłam ich zapalić. Prosiłam
strażników, by mi przypalili, ale żaden z nich tego nie zrobił, tylko się
patrzyli. To był ewidentnie sadyzm, bo ich nic nie kosztowało dać mi
zapałki. A moi koledzy, którzy siedzieli na Rakowieckiej, opowiadali, że
strażnicy byli w sumie życzliwi. Wtedy zaczęłam myśleć, że jednak Polacy są
chyba lepsi.

A za co panią wsadzili?

Pomagałam tak zwanym taternikom drukować bibułę. Złapali ich na polskiej
granicy z biuletynem. No i oni zaczęli sypać.

https://wiadomosci.wp.pl/uwazalam-ze-to-normalny-system-agnieszka-holland-o-prl-i-swoim-ojcu-komuniscie-6357150692509825a

Zdanie do zdania
wczoraj (21:10)

" Ojciec komunista"!!!! No to może jak się ma "skażony komunizmem mózg"
należałoby siedzieć cicho i nie wygadywać głupot o rzekomych "zagrożeniach
demokracji" ze strony demokratycznie wybranej władzy?

jero
4h temu

Ponura lektura. Źle się stało, że nie zrobiliśmy DEKOMUNIZACJI, jak w
Czechach, w Niemczech. Ta hydra podniosła głowę już wnet po ,,przemianach",
a teraz panoszy się z całej siły. Co z tym zrobimy?

set
49 min. temu

az trudno uwierzyc . komuna tylu mordowala ,meczyla polakow a ta
swi..........nic nie wie i udaje greka .bolek uratowal komunistow i teraz
mamy klopot . sa oni jak rak drazace pnstwo polskie. zamknac polka i
rozliczys komunistow .

Mm
4 min. temu

Szkoda słów na tych pseudo ekspertów .

Uczłowiczyć PRL
4 min. temu

Już teraz wiecie, o co chodziło w maju 1968r?? Teraz następuje próba
złagodzenia PRL, że przecież tak źle to nie było. Zobaczcie kto jest w POKO.

#Daro
5 min. temu

Już wiecie kim ona jest a kim nie jest?! Kreatura .

Rc
5 min. temu

Widać kto wspiera PO i jakie mają korzenie

Agnieszka Holland o PRL i swoim ojcu komuniście

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona