Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Agnostyk przeciw ateistom

Agnostyk przeciw ateistom

Data: 2011-05-01 16:49:11
Autor: Inc
Agnostyk przeciw ateistom

Agnostyk przeciw ateistom

           Polemika z bufonadÄ… znanÄ… jako „naukowy ateizm” przybiera na sile. W zeszĹ‚ym miesiÄ…cu omawiaĹ‚em polemikÄ™ Alistera McGratha, ktĂłry ze stalowÄ… konsekwencjÄ… demontuje twierdzenia Richarda Dawkinsa, natomiast tym razem mamy do czynienia ze znacznie bardziej interesujÄ…cym przypadkiem. Filozof i matematyk David Berlinski jest o tyle ciekawÄ… postaciÄ…, ĹĽe po pierwsze jest agnostykiem, czyli trudno zaliczyć go do gorliwie wierzÄ…cych obroĹ„cĂłw teizmu. Po drugie, bierze on pod lupÄ™ wszystkich najbardziej popularnych obecnie w Stanach Zjednoczonych ateistĂłw, nie koncentrujÄ…c siÄ™ tylko na jednym autorze. „Obrywają” wszyscy po kolei – Richard Dawkins, Sam Harris, Daniel Dennett, Christopher Hitchens, czyli wszyscy ci, ktĂłrzy obowiÄ…zkowo okupujÄ… pierwsze półki ksiÄ™garskie w Ameryce, znajdujÄ…c siÄ™ na listach bestsellerĂłw i bÄ™dÄ…c w czoĹ‚Ăłwce tak modnej ostatnio za wielkÄ… wodÄ… debaty. W naszym kraju temat ten niestety jest jak dotÄ…d obecny tylko wĹ›rĂłd elitarnego grona pasjonatĂłw a szeroka publicystyka wciÄ…ĹĽ omija go szerokim Ĺ‚ukiem. Mam wraĹĽenie, ĹĽe ksiÄ…ĹĽka Berlinskiego przeszĹ‚a zupeĹ‚nie bez echa w Polsce, ale biorÄ…c pod uwagÄ™ brak zainteresowania tÄ… tematykÄ… ze strony naszego mainstreamu przestaje mnie to dziwić. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy i faktem jest, ĹĽe jest to wyjÄ…tkowa ksiÄ…ĹĽka, choćby dlatego, ĹĽe bardzo rzadka jak na nasze realia. Nawet nasza krajowa publicystyka konfesyjna trzyma siÄ™ z dala od takich publikacji i temat ten jest dla niej zupeĹ‚nie obcy (pomijajÄ…c jednÄ… ksiÄ…ĹĽkÄ™ Alistera McGratha wydanÄ… ostatnio przez WAM) a ksiÄ…ĹĽka Berlinskiego zostaĹ‚a u nas opublikowana przez wydawnictwo caĹ‚kowicie Ĺ›wieckie.



             Ale do rzeczy. Wreszcie staĹ‚o siÄ™ to co musiaĹ‚o wczeĹ›niej czy później nastÄ…pić. Twierdzenia przesiÄ…kniÄ™tego scjentyzmem ateizmu zachodniego musiaĹ‚y w koĹ„cu spotkać siÄ™ z krytycznÄ… odpowiedziÄ… o rĂłwnie duĹĽej sile i wywoĹ‚ać debatÄ™. JuĹĽ nie tylko konfesyjni polemiĹ›ci angaĹĽujÄ… siÄ™ w ten spĂłr ale jak widać nawet konsekwentnie myĹ›lÄ…cy niewierzÄ…cy stajÄ… po przeciwnej stronie barykady. GdzieĹ› po Ĺ›rodku sÄ… teĹĽ postmoderniĹ›ci, ktĂłrzy wziÄ™li juĹĽ na warsztat Dawkinsa, jak pisaĹ‚em miesiÄ…c temu w tekĹ›cie poĹ›wiÄ™conym publicystyce McGratha. „Naukowy ateizm” utraciĹ‚ juĹĽ status „bezdyskusyjnej oczywistoĹ›ci” i jest to rzecz jasna spowodowane krytycznÄ… reakcjÄ… owej drugiej strony, ktĂłra tak energicznie postanowiĹ‚a wĹ‚Ä…czyć siÄ™ w tÄ™ debatÄ™. NajwyraĹşniej coraz wiÄ™cej autorĂłw znalazĹ‚o satysfakcjÄ™ w podwaĹĽaniu twierdzeĹ„, ktĂłre sÄ… po prostu Ĺ‚atwym kÄ…skiem dla kaĹĽdego choćby nawet sĹ‚abo zaprawionego czy dopiero poczÄ…tkujÄ…cego filozofa (lub nawet naukowca). Apetyt wilkĂłw, ktĂłre dostrzegĹ‚y Ĺ‚atwÄ… zdobycz, roĹ›nie.



             Im bardziej przybiera na sile ta kontrpublicystyka tym bardziej oczywiste staje siÄ™, ĹĽe twierdzenia tzw. naukowego ateizmu to tylko odgrzany staroĹ›wiecki i dawno temu obalony scjentyzm w swej najbardziej prymitywnej i infantylnej postaci ubranej jedynie w efekciarskie piĂłrka nowoczesnoĹ›ci. Agnostycyzm Berlinskiego jest duĹĽo bardziej wywaĹĽony i konsekwentny. W swej ksiÄ…ĹĽce nie szczÄ™dzi on co jakiĹ› czas gorzkich sĹ‚Ăłw krytyki rĂłwnieĹĽ i samej religii. Jednak przede wszystkim, jak na filozofa przystaĹ‚o, dzieli wĹ‚os na czworo (a potem kaĹĽdÄ… z jego czterech części na kolejne szesnaĹ›cie części) i pod mikroskopem wĹ‚asnego sceptycyzmu oraz bezwzglÄ™dnej logiki oglÄ…da fundamenty roszczeĹ„ wspomnianych modnych ateistĂłw.



Książka Berlinskiego trochę niczym dekalog składa się z 10 rozdziałów i każdy z nich jest poświęcony jakiemuś istotnemu dla tej tematyki zagadnieniu. Już na samym początku Berlinski zajmuje się fundamentem przekonań scjentycznych ateistów (czyli pojęciem prawdy w szeroko pojętej nauce) i zauważa, że tak często przywoływane w dzisiejszych czasach hasło „nauka” stało się określeniem nadużywanym w kulturze masowej do tego stopnia, że zdewaluowało się. Odkąd w XVII wieku rozpoczęła się na Zachodzie wielka rewolucja naukowa ludzkość weszła w posiadanie czterech wielkich koncepcji: mechanika Newtona, teoria pola elektromagnetycznego Maxwella, teoria względności oraz mechanika kwantowa. Teorie te są jak pojedyncze cuda, niczym wielkie szczyty górskie, które są jednak otoczone niskimi pagórkami, nie robiącymi już takiego wrażenia. Jak zauważa wybitny matematyk Roger Penrose, te wielkie teorie, które posiadamy, są imponujące i zdumiewające, jednak zawarte w nich wizje porządku świata są „kusząco niespójne”.



             Co wiÄ™cej, jak kontynuuje Berlinski, najwaĹĽniejsze pytania jakie stawia sobie ludzkość wciÄ…ĹĽ nie doczekaĹ‚y siÄ™ odpowiedzi ze strony nauki, mimo, iĹĽ sÄ… to pytania fundamentalne. WciÄ…ĹĽ nie wiemy skÄ…d wzięło siÄ™ ĹĽycie i czy w ogĂłle siÄ™ wzięło. Nie potrafimy pogodzić naszego rozumienia umysĹ‚u ludzkiego z jakÄ…kolwiek prostÄ… teoriÄ… na temat funkcjonowania mĂłzgu. Nie mamy ĹĽadnych teorii poza banaĹ‚ami. Jak stwierdza cytowany przez Berlinskiego genetyk Richard Levontin, stajemy po stronie nauki „mimo tolerancji spoĹ‚ecznoĹ›ci naukowej dla bezpodstawnych, wyssanych z palca bajeczek”.



             W rozdziale drugim Berlinski analizuje argumenty ateistĂłw, ktĂłrzy twierdzÄ…, ĹĽe moralność nie musi siÄ™ wywodzić z religii i jako taka moĹĽe zostać wyeliminowana po czym zastÄ…piona (np. przez prawo, konsensus spoĹ‚eczny lub coĹ› podobnego) jako pojÄ™cie wciÄ…ĹĽ wywoĹ‚ujÄ…ce religijne skojarzenia. Jak jednak zauwaĹĽa autor, jest to pusty frazes gdyĹĽ zastÄ…pienie zasad moralnych tzw. konsensusem spoĹ‚ecznym, umowÄ…, prawem lub jakÄ…kolwiek konwencjÄ…, wydaje siÄ™ kiepskim pomysĹ‚em biorÄ…c pod uwagÄ™ to do czego doprowadziĹ‚ choćby spoĹ‚eczny konsensus w hitlerowskich Niemczech lat 30. Berlinski przywoĹ‚uje teĹĽ inne liczne przykĹ‚ady zbrodni dokonywanych na ludzkoĹ›ci przez ateistyczne reĹĽimy i systemy spoĹ‚eczne.



             W rozdziale trzecim Berlinski na dobre przechodzi do rzeczy i analizuje twierdzenia ateistĂłw na temat pewnoĹ›ci jakÄ… daje im rzekomo nauka w kwestii wiedzy o rzeczywistoĹ›ci. Rozpoczyna od spostrzeĹĽenia, ĹĽe fizyka matematyczna pod wzglÄ™dem narracji ma formÄ™ dociekania. Fizycy pokĹ‚adajÄ… nadzieje w tym, ĹĽe WszechĹ›wiatem rzÄ…dzi pewien racjonalny plan, ktĂłry moĹĽna odkryć. Cytuje Gerarda t’Hooft, ktĂłry pisze, ĹĽe „wierzymy, ĹĽe jest coĹ› wiÄ™cej do odkrycia”. W odpowiedzi na to zdanie Berlinski stwierdza, ĹĽe jest to przecieĹĽ zwykĹ‚a deklaracja wiary.



             W nastÄ™pnej kolejnoĹ›ci Berlinski przechodzi do analizy fundamentĂłw ateistycznego scjentyzmu. Cytuje dziewiÄ™tnastowiecznego brytyjskiego matematyka W.K. Clifforda, ktĂłry w iĹ›cie hume’owskim stylu stwierdziĹ‚, ĹĽe bĹ‚Ä™dem jest wierzyć w cokolwiek na podstawie niewystarczajÄ…cych dowodĂłw. Jak jednak zauwaĹĽa Berlinski twierdzenie to jest samoobalalne, gdyĹĽ to wĹ‚aĹ›nie jego nie moĹĽna w ĹĽaden sposĂłb udowodnić. Tyczy siÄ™ to rĂłwnieĹĽ sĹ‚ynnego stwierdzenia Hume’a, ktĂłry w zasadzie orzekĹ‚ mniej wiÄ™cej to samo co orzekĹ‚ Clifford.



             AnalizujÄ…c zagadnienie „dowodu”, czyli kwestii przynaleĹĽÄ…cej do samej istoty nauki (oraz wszelkich sporĂłw Ĺ›wiatopoglÄ…dowych), Berlinski dokonuje bardzo ciekawych spostrzeĹĽeĹ„. Czym różni siÄ™ na przykĹ‚ad zaufanie do nauki od zaufania do religii? PomijajÄ…c scjentyczne bajeczki ateistĂłw o „sprawdzaniu siÄ™ nauki w praktyce”, co przecieĹĽ w ĹĽadnym wypadku wcale nie dowodzi jej epistemologicznej skutecznoĹ›ci (bĹ‚Ä™dne epistemologicznie koncepcje naukowe teĹĽ sprawdzaĹ‚y siÄ™ bardzo dobrze w praktyce), w zasadzie trudno znaleźć tu jakiekolwiek poprawne kryterium mogÄ…ce posĹ‚uĹĽyć do takiego racjonalnego rozróżnienia.



             Co wiÄ™cej, jak mÄ…drze zauwaĹĽa autor, nie istnieje uniwersalne pojÄ™cie dowodu. PojÄ™cie „dowodu” takiego czy innego zawsze zaleĹĽy bowiem od kontekstu, od wymogĂłw danej kultury, od preferencji jednostki, czy nawet reguĹ‚ obowiÄ…zujÄ…cych w danej spoĹ‚ecznoĹ›ci. Kwestia dowodu jest bardziej zagadnieniem filozoficzno psychologicznym niĹĽ przedmiotem materialnej definicji. Nawet wĹ›rĂłd naukowcĂłw nie istnieje jednomyĹ›lność w tym obszarze. To co jest dowodem dla fizyka niekoniecznie bÄ™dzie dowodem dla matematyka. Poza tym to teoria decyduje o tym czym jest dowĂłd. Ateistyczna koncepcja Ĺ›wiata odgĂłrnie wyklucza wszelkÄ… nadprzyrodzoność wiÄ™c w tym kontekĹ›cie dyskutowanie o jakichkolwiek dowodach na istnienie Boga nie ma najmniejszego sensu. Zawsze zostanÄ… one sprowadzone do wyjaĹ›nienia naturalistycznego. To tak jakby wierzyć w to, ĹĽe neutrina majÄ… jakÄ…Ĺ› masÄ™ na podstawie przekonania, ĹĽe samemu pozostaje siÄ™ w jakiejĹ› relacji do tej masy, przy czym przyczyna tego przekonania leĹĽy w samej Ĺ›lepej wierze w jego sĹ‚uszność. KtoĹ› kto nie zostanie o tym przekonany juĹĽ na wstÄ™pie nie bÄ™dzie wiedziaĹ‚ o czym w ogĂłle jest mowa ani nigdy nie dojdzie do jakiejkolwiek pewnoĹ›ci w tej materii.



             W rozdziale piÄ…tym Berlinski bierze pod lupÄ™ wielkie pytania filozoficzne na ktĂłre ateiĹ›ci odpowiadajÄ… w charakterystyczny dla siebie sposĂłb. Jak ciekawie zauwaĹĽa autor, ateistom moĹĽna postawić w tych kwestiach bardzo podobne zarzuty do tych, jakie stawiajÄ… oni teistom. Na przykĹ‚ad na pytanie „dlaczego istnieje WszechĹ›wiat” ateista Stephen Hawking odpowiada „po prostu jest”. Warto zauwaĹĽyć, ĹĽe dokĹ‚adnie taka odpowiedĹş na temat Boga zupeĹ‚nie nie jest juĹĽ satysfakcjonujÄ…ca dla ateistĂłw.



             NastÄ™pnie Berlinski powraca do zagadnienia tajemnic (tak bardzo nie lubianych i wyszydzanych przez ateistĂłw) w wierzeniach religijnych i przenosi tÄ™ tematykÄ™ w ciekawy sposĂłb na obszar naukowy (tak bardzo ukochany przez ateistĂłw). ĹšwiatĹ‚o jest zarazem falÄ… i czÄ…stkÄ… i to na dodatek w tym samym momencie. Tego sprzecznego paradoksu nie rozwikĹ‚ano w nauce mimo wielu wysiĹ‚kĂłw. Nie przeszkadza to jednak ateistom, ktĂłrym przeszkadza podobny paradoks chrzeĹ›cijaĹ„ski – TrĂłjca ĹšwiÄ™ta: BĂłg jest zarazem Ojcem, Synem i Duchem ĹšwiÄ™tym. Czemu nie? Bo to brzmi paradoksalnie. Tylko co z tego?



             Berlinski wziÄ…Ĺ‚ teĹĽ na warsztat wywody Victora Stengera, ktĂłry zdaje siÄ™ być opÄ™tany tyle samo przez swĂłj ateizm co scjentyzm i zapomina przy tym o elementarnej sensownoĹ›ci swych wywodĂłw, myĹ›lÄ…c (to zresztÄ… cecha wiÄ™kszoĹ›ci scjentycznych bufonĂłw o ateistycznej proweniencji), ĹĽe wszystko „da siÄ™ jakoĹ› wytĹ‚umaczyć naukÄ… i naturalizmem”. AtakujÄ…c stare jak Ĺ›wiat pytanie filozoficzne (wykorzystywane czasem przez teistĂłw) „czemu jest coĹ› a nie raczej nic?” Stenger wpadĹ‚ na wyjÄ…tkowo bezsensowny pomysĹ‚ i odpowiedziaĹ‚, ĹĽe „coĹ› jest bardziej naturalne niĹĽ nic”. Nie mogÄ…c siÄ™ powstrzymać od Ĺ›miechu Berlinski komentuje, ĹĽe to po prostu ĹĽadna odpowiedĹş: naturalność nie ma nic do rzeczy w tej kwestii a wiÄ™c to pytanie nadal pozostaje bez satysfakcjonujÄ…cej odpowiedzi (czemu akurat nieporadny Stenger miaĹ‚by rozwiÄ…zać ten odwieczny dylemat ludzkoĹ›ci?). W koĹ„cu „nic” moĹĽe wydawać siÄ™ tak samo naturalne (a nawet bardziej) niĹĽ „coś”. Czy próżnia jest „mniej naturalna” niĹĽ na przykĹ‚ad jabĹ‚ko? OczywiĹ›cie, ĹĽe nie.



             NastÄ™pnie dalej Berlinski ponownie wraca do maglowania scjentyzmu – kopanie tego leĹĽÄ…cego wychodzi mu zaskakujÄ…co dobrze. Jak pisze – falowej funkcji WszechĹ›wiata nie moĹĽna zobaczyć, ocenić ani zbadać. Po czym pyta „naukowych ateistĂłw”: czemu ci, ktĂłrzy uznajÄ… tÄ™ koncepcjÄ™ za prawdziwÄ…, choć nie da siÄ™ jej w ĹĽaden sposĂłb empirycznie potwierdzić, gardzÄ… koncepcjami religijnymi wĹ‚aĹ›nie dlatego, ĹĽe nie da siÄ™ ich empirycznie potwierdzić? ZdumiewajÄ…ca niekonsekwencja. Jak pisze dalej, rozwijajÄ…c temat o kolejne zagadnienia z zakresu nauki, „w nie mniejszym stopniu niĹĽ doktryny wiary religijnej, doktryny kosmologii kwantowej sÄ… takie, jakie siÄ™ wydajÄ…: stronnicze, niepeĹ‚ne, nieprzynoszÄ…ce rozstrzygniÄ™cia, sĹ‚uĹĽÄ…ce w duĹĽym stopniu ĹĽarliwym ale niezweryfikowanym przekonaniom”. Berlinski nieco ironicznie odnotowuje, ĹĽe gdyby odjąć matematykÄ™ od kosmologii kwantowej to ta ostatnia w niczym nie różniĹ‚aby siÄ™ od rozmaitych mitĂłw o stworzeniu Ĺ›wiata, w ktĂłrych jego poczÄ…tki wiÄ…ĹĽe siÄ™ z seksualnym zjazdem pierwotnych bĂłstw. Cytuje teĹĽ Alexandra Vilenkina, ktĂłry w 1984 roku napisaĹ‚, ĹĽe „to smutne ale kosmologia kwantowa najprawdopodobniej nie stanie siÄ™ naukÄ… empiryczną”.



             NastÄ™pnie Berlinski przechodzi do zagadnienia poczÄ…tku WszechĹ›wiata, omawiajÄ…c tÄ™ kwestiÄ™ pod kÄ…tem pewnych argumentĂłw za istnieniem Boga. Jako agnostyk nie uwaĹĽa oczywiĹ›cie, ĹĽe to, iĹĽ WszechĹ›wiat miaĹ‚ poczÄ…tek jest dowodem na istnienie Boga (choć zarazem nie odmawia pewnej racjonalnoĹ›ci takiemu wnioskowaniu). Omawia jednak kontrargumenty pewnych ateistĂłw, ktĂłrzy twierdzili, ĹĽe WszechĹ›wiat wcale nie musiaĹ‚ mieć poczÄ…tku. Tak mniema na przykĹ‚ad wybitny fizyk i ateista zarazem Stephen Hawking. Berlinski jednak ripostuje, ĹĽe argumenty Hawkinga zostaĹ‚y skrytykowane z punktu widzenia technicznego i filozoficznego.



             W rozdziale szĂłstym Berlinski zastanawia siÄ™ nad wiarygodnoĹ›ciÄ… teorii naukowych i w iĹ›cie kuhnowskim duchu analizuje je pod kÄ…tem zaprzeczania sobie. Teoria wzglÄ™dnoĹ›ci stoi w sprzecznoĹ›ci z doktrynÄ… mechaniki kwantowej. Kto ma racjÄ™? KtĂłra nauka? JeĹ›li obie to ĹĽadna, jeĹ›li tylko jedna to skÄ…d wiadomo, ĹĽe w ogĂłle nauka ma racjÄ™ skoro jakaĹ› jej część moĹĽe być w bĹ‚Ä™dzie? Z kolei inne teorie naukowe majÄ… powaĹĽny problem z zasadnoĹ›ciÄ… na gruncie empirii – odnosi siÄ™ to na przykĹ‚ad do oddziaĹ‚ywaĹ„ uniwersalnych, wielkich symetrii, funkcji podwĂłjnie różniczkowych jak w mechanice, rozmaitoĹ›ci Calabi-Yau, wiÄ…zaĹ„ jonowych albo pĂłl kwantowych. Taka teoria strun jest na przykĹ‚ad krytykowana pod tym kÄ…tem nawet przez samych fizykĂłw i matematykĂłw. Ani Lee Smolin ani Peter Woit (obaj przywoĹ‚ywani przez Berlinskiego) nie sÄ… w stanie przyznać jej statusu nauki empirycznej w swych opublikowanych niedawno pracach. Woit posunÄ…Ĺ‚ siÄ™ nawet do uwagi, ĹĽe struktura matematyczna, na ktĂłrej opiera siÄ™ ta teoria „jest najstraszniejszÄ… rzeczÄ… jakÄ… widziaĹ‚ w ĹĽyciu”. Co gorsza z teorii strun wyprowadza siÄ™ obecnie masÄ™ sprzecznych koncepcji. Chaos w fizyce narasta.



             W rozdziale siĂłdmym Berlinski w mistrzowskim stylu rozprawia siÄ™ z „dowodem” (noszÄ…cym umownÄ… nazwÄ™ „ostateczny boeing 747 – gambit”) Dawkinsa „na nieistnienie Boga”. Choć „dowĂłd” ten tuĹĽ po jego opublikowaniu zostaĹ‚ wrÄ™cz natychmiast zmasakrowany przez filozofĂłw i wszelkiej maĹ›ci krytykÄ™, mimo, ĹĽe Dawkins uwaĹĽa go za najwaĹĽniejszy argument w swej ksiÄ…ĹĽce „BĂłg urojony”, Berlinski nie odmawia sobie przyjemnoĹ›ci aby jeszcze raz pokopać leĹĽÄ…cego. Jak pewnie pamiÄ™tajÄ… niektĂłrzy, Dawkins twierdzi, ĹĽe skoro ktoĹ› chce wyjaĹ›nić „nieprawdopodobny WszechĹ›wiat” za pomocÄ… Boga, to nie wyjaĹ›nia niczego bo w tym momencie BĂłg „musiaĹ‚by” być jeszcze bardziej nieprawdopodobny. Berlinski odpowiada na to koĹ›lawe rozumowanie wÄ…tpliwej jakoĹ›ci w ten oto sposĂłb: coĹ› co jest nieprawdopodobne wcale nie pociÄ…ga za sobÄ… koniecznoĹ›ci wprowadzenia jeszcze bardziej nieprawdopodobnego wyjaĹ›nienia. Co to w ogĂłle za pomysĹ‚? Rozumowanie to jest zresztÄ… samoobalalne bo skoro BĂłg nie powinien istnieć gdyĹĽ jest nieprawdopodobny, to i sam WszechĹ›wiat nie powinien istnieć gdyĹĽ rĂłwnieĹĽ i jego istnienie Dawkins uwaĹĽa za coĹ› maĹ‚o prawdopodobnego. Poza tym „maĹ‚o prawdopodobne zdarzenia jednak nastÄ™pują”, jak zauwaĹĽa Berlinski. NastÄ™pnie dobija gwóźdĹş do trumny i pisze, ĹĽe rozumowanie Dawkinsa w kwestii jego „dowodu” nie posiada charakteru dedukcyjnego poniewaĹĽ orbituje jedynie w granicach prawdopodobieĹ„stwa. A tym samym dowĂłd niededukcyjny to ĹĽaden dowĂłd (bo tylko dedukcja prowadzi do absolutnej pewnoĹ›ci).



             Berlinski kwestionuje samo rozumowanie poczÄ…tkowe Dawkinsa odnoĹ›nie do Boga. SkÄ…d niby wiadomo, ĹĽe BĂłg jest nieprawdopodobny? MusielibyĹ›my poszukać tu jakiegoĹ› procesu czy czynnika losowego jaki o tym decyduje. Ale skÄ…d wziąć taki czynnik? Nie da siÄ™. Co decyduje o tym czy BĂłg jest mniej lub bardziej moĹĽliwym wynikiem jakiegoĹ› procesu losowego? Nic. SÄ… to jaĹ‚owe rozwaĹĽania jakim oddajÄ… siÄ™ ateiĹ›ci.



             Poza tym nawet jeĹ›li odwoĹ‚amy siÄ™ do jakiegoĹ› wyjaĹ›nienia nieprawdopodobnego, do czegoĹ› co mimo swego niskiego prawdopodobieĹ„stwa jak najbardziej moĹĽe zdarzyć siÄ™, to wcale nie oznacza to, ĹĽe musimy cofać siÄ™ coraz dalej w nieskoĹ„czoność, jak przyjmuje Dawkins. Berlinski przywoĹ‚uje opisany przez Sebastiana Jungera dziwny sztorm u wybrzeĹĽy Nowej Szkocji, ktĂłry zostaĹ‚ wyjaĹ›niony bardzo rzadkim zbiegiem czynnikĂłw meteorologicznych. Mimo, ĹĽe wyjaĹ›nienie to byĹ‚o oparte na maĹ‚o prawdopodobnych przesĹ‚ankach byĹ‚o poprawne i nie trzeba byĹ‚o szukać dalej. Takie rozwiÄ…zania sÄ… powszechne zarĂłwno w nauce jak i w ĹĽyciu codziennym. Nie ma potrzeby cofać siÄ™ w nieskoĹ„czoność w obszarze eksplanacyjnym. Nie istnieje zresztÄ… nieskoĹ„czony regres. Dawkins myli siÄ™ sromotnie.



             Na zakoĹ„czenie swych rozwaĹĽaĹ„ w kwestii „dowodu” Dawkinsa na nieistnienie Boga Berlinski ironicznie zauwaĹĽa, ĹĽe teologom wystarczy jeden BĂłg na wyjaĹ›nienie tego skÄ…d wziÄ…Ĺ‚ siÄ™ WszechĹ›wiat, podczas gdy Dawkins musi w tej materii odwoĹ‚ywać siÄ™ do rozbudowanej koncepcji wieloĹ›wiatĂłw. PomijajÄ…c to, ĹĽe nie ma ona nic wspĂłlnego z namacalnym doĹ›wiadczeniem, to kto tu mnoĹĽy byty ponad potrzebÄ™? Dawkins.



             W rozdziale Ăłsmym Berlinski postanawia wrzucić kilka kamyczkĂłw do kolejnego ulubionego ogrĂłdka scjentycznych ateistĂłw. OgrĂłdkiem tym jest koncepcja darwinowska. Berlinski cytuje Roberta Carroll, ktĂłry pisze, ĹĽe „WiÄ™kszość materiaĹ‚u kopalnego nie potwierdza obrazu ewolucji jako procesu stopniowych zmian”, a takiego wĹ‚aĹ›nie obrazu wymaga teoria Darwina: to jest jej istota.



Jedno z najbardziej popularnych twierdzeń scjentycznych ateistów głosi, że szympansy i ludzie mają bardzo podobne genomy, stąd my i małpy jesteśmy blisko spokrewnieni a tym samym oczywiście koncepcja darwinowska uzyskuje tu swoje mocne uzasadnienie. Berlinski jednak zauważa, iż zupełnie nie wspomina się już o tym, że szympansy i ludzie różnią się znacznie pod względem budowy tułowia i ramion, rozmiarów mózgu, anatomii miednicy, stóp i szczęk oraz proporcjonalną długością kończyn i palców, co oczywiście pociąga za sobą różnice w sposobie poruszania się i zdobywania pożywienia. Ludzie i szympansy różnią się masą szczegółów anatomicznych do tego stopnia, że ich kości są natychmiast odróżnialne.



             Dalej Berlinski wymienia fakty, ktĂłre nie mieszczÄ… siÄ™ w teorii Darwina: pochodzenie zĹ‚oĹĽonych molekuĹ‚ RNA i faĹ‚d biaĹ‚kowych; gĹ‚Ăłwne grupy wirusĂłw, archeowce i bakterie oraz gĹ‚Ăłwne linie rodowe w obrÄ™bie kaĹĽdego z tych prokariotycznych krĂłlestw; supergrupy eukariotyczne oraz krainy zoograficzne. Berlinski cytuje te dane za Eugene Koonin z National Center for Biotechnology Information w National Institutes of Health (artykuĹ‚ z 2007 roku) i nie bierze tego z sufitu. Koonin podaje rĂłwnieĹĽ, ĹĽe w etapach historii ĹĽycia pojawiajÄ… siÄ™ od razu gotowe i w peĹ‚ni uksztaĹ‚towane formy organizmĂłw ĹĽywych i brak jest etapĂłw poĹ›rednich miÄ™dzy nimi.



Berlinski ponownie omal nie wybucha śmiechem gdy analizuje zdanie Daniela Dennetta (kolejnego bardzo poczytnego ateistę z USA), który napisał, że współczesna nauka „wykazała ponad wszelką racjonalną wątpliwość” słuszność koncepcji doboru naturalnego. Berlinski ripostuje: w naukach przyrodniczych nic nie zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość. Twierdzenie „ponad wszelką wątpliwość” pochodzi z dziedziny sądownictwa i nie przynależy do zakresu orzeczeń nauk przyrodniczych. Dennett kompromituje się nieznajomością zagadnienia podobnie jak wszyscy inni doktrynerzy ateistyczni wypowiadający równie często bardzo podobne zdania w stosunku do orzeczeń darwinowskich (czy w ogóle naukowych).



             NastÄ™pnie Berlinski przechodzi do omĂłwienia prac japoĹ„skiego biologa i matematyka Motoo Kimury, ktĂłry dowodziĹ‚, ĹĽe ogromna wiÄ™kszość zmian na poziomie molekularnym nie jest spowodowana przez darwinowski dobĂłr naturalny, jak powszechnie przyjmuje siÄ™ wĹ›rĂłd ewolucjonistĂłw, ale „przez przypadkowy ciÄ…g selektywnie neutralnych albo niemal neutralnych mutacji”. Mutacje dryfujÄ… sobie w prÄ…dach czasu i zupeĹ‚nie nie przejmujÄ… siÄ™ jakÄ…Ĺ› rzekomÄ… selekcjÄ… naturalnÄ…. PoglÄ…d ten jest oczywiĹ›cie kompletnie druzgocÄ…cy dla darwinistĂłw i nie trudno zgadnąć, ĹĽe caĹ‚kowicie ignorujÄ… oni prace Kimury.



             Wreszcie Berlinski bierze pod lupÄ™ ulubione twierdzenie ewolucjonistĂłw, ktĂłrzy tak chÄ™tnie obarczajÄ… geny winÄ… (czy jak kto woli: pochwaĹ‚Ä…) za nasze zachowania, pragnienia i dÄ…ĹĽenia. Jak zauwaĹĽa autor, o dziwo wbrew temu powszechnie przyjÄ™temu mniemaniu nie ma na to twierdzenie tak naprawdÄ™ ĹĽadnych przekonujÄ…cych dowodĂłw. To tak jakby mniej wiÄ™cej postulować, ĹĽe „skĹ‚onnoĹ›ci do kleptomanii wynikajÄ… z dysocjacji wody na wodĂłr i tlen”. Berlinski ironicznie zauwaĹĽa, ĹĽe gdy Dawkins pisze, iĹĽ geny „stworzyĹ‚y nas, nasze ciaĹ‚o i umysł”, to odwoĹ‚uje siÄ™ po prostu do bliĹĽej nieokreĹ›lonego zwiÄ…zku magicznego.



Berlinski krytykuje też prace psychologów ewolucyjnych, którzy tak bardzo zdominowali popularną kulturę masową w ostatnich latach a ich tezy są niemal wszechobecne w zagadnieniach dotyczących relacji damsko męskich. Bierze na przykład pod lupę koncepcję, zgodnie z którą nasze obecne preferencje, począwszy od kulinarnych po seksualne, wykształtowały się w późnym paleolicie. Jednak jeśli tak by było, zauważa ironicznie autor, to mężczyźni na całym świecie poszukiwaliby krępych muskularnych kobiet o szerokim tyłku, grubych nogach, dużej odporności na ból, gotowych podjąć poszukiwania pożywienia natychmiast po porodzie. Oczywiście nic takiego nie ma miejsca.



             W rozdziale dziewiÄ…tym Berlinski analizuje argumenty ateistĂłw twierdzÄ…cych, ĹĽe BĂłg sĹ‚uĹĽy jako „zapchajdziura” w koncepcjach niektĂłrych teistĂłw. JeĹ›li czegoĹ› nie wyjaĹ›nia nauka to wtedy tacy teiĹ›ci twierdzÄ…, ĹĽe BĂłg jest tu dobrym wyjaĹ›nieniem. Berlinski jednak kontrargumentuje, ĹĽe to wĹ‚aĹ›nie sama nauka bardzo chÄ™tnie stosowaĹ‚a różne dziwne wyjaĹ›nienia sĹ‚uĹĽÄ…ce w zasadzie jako „zapchajdziury” wszÄ™dzie tam, gdzie nie daĹ‚o siÄ™ podać prawdziwie naukowej odpowiedzi. Co wiÄ™cej, nauka wypeĹ‚niajÄ…c jedne luki tworzyĹ‚a od razu nastÄ™pne. Einstein stworzyĹ‚ teoriÄ™ wzglÄ™dnoĹ›ci by rozwiÄ…zać problem pewnych anomalii w interpretacji teorii pola magnetycznego Maxwella. SzczegĂłlna teoria wzglÄ™dnoĹ›ci doprowadziĹ‚a Einsteina do ogĂłlnej teorii wzglÄ™dnoĹ›ci. Nie zdaĹ‚a siÄ™ jednak na wiele pod wzglÄ™dem wypeĹ‚niania luk poniewaĹĽ weszĹ‚a w sprzeczność z mechanikÄ… kwantowÄ…. Teraz jest wiÄ™c jeszcze wiÄ™cej luk do wypeĹ‚nienia i przybywa ich wraz z rozwojem nauki. No i co z popularnym twierdzeniem „naukowych ateistĂłw”, ĹĽe dziÄ™ki nauce wiemy coraz wiÄ™cej i mamy coraz mniej tajemnic o Ĺ›wiecie? Co z twierdzeniem, ĹĽe nauka w koĹ„cu wyjaĹ›ni wszystko? Co z twierdzeniem, ĹĽe jest coraz mniej luk w ktĂłrych teiĹ›ci bÄ™dÄ… mogli „upchnąć” Boga?



             PowyĹĽszy przeglÄ…d argumentĂłw z ksiÄ…ĹĽki Davida Berlinskiego jest bardzo powierzchowny i nawet w niewielkim stopniu nie oddaje treĹ›ci ani zawartoĹ›ci poszczegĂłlnych rozdziaĹ‚Ăłw. WybraĹ‚em jedynie pewien zestaw spostrzeĹĽeĹ„ a sama ksiÄ…ĹĽka jest o wiele bardziej bogata treĹ›ciowo niĹĽ niniejszy przekrĂłj tematyczny. Zainteresowanych dalszymi argumentami autora odsyĹ‚am do jego ciekawej i wyjÄ…tkowej ksiÄ…ĹĽki, ktĂłrej treść miaĹ‚ przynajmniej wstÄ™pnie przybliĹĽyć powyĹĽszy esej



David Berlinski, Szatańskie Urojenie, Ateizm i jego pretensje naukowe (Warszawa 2009), Prószyński i S-ka.


Jan Lewandowski

Data: 2011-05-01 21:37:55
Autor: J-23
Agnostyk przeciw ateistom
On 1 Maj, 23:49, Inc <g...@lljl.pl> wrote:
Agnostyk przeciw ateistom

           Polemika z bufonad± znan± jako "naukowy
ateizm" przybiera na sile. W zeszłym miesi±cu
omawiałem polemikę Alistera McGratha, który ze
stalow± konsekwencj± demontuje twierdzenia Richarda
Dawkinsa, natomiast tym razem mamy do czynienia ze
znacznie bardziej interesuj±cym przypadkiem. Filozof
i matematyk David Berlinski jest o tyle ciekaw±
postaci±, że po pierwsze jest agnostykiem, czyli
trudno zaliczyć go do gorliwie wierz±cych obrońców
teizmu. Po drugie, bierze on pod lupę wszystkich
najbardziej popularnych obecnie w Stanach
Zjednoczonych ateistów, nie koncentruj±c się tylko
na jednym autorze. "Obrywaj±" wszyscy po kolei -
Richard Dawkins, Sam Harris, Daniel Dennett,
Christopher Hitchens, czyli wszyscy ci, którzy
obowi±zkowo okupuj± pierwsze półki księgarskie w
Ameryce, znajduj±c się na listach bestsellerów i
będ±c w czołówce tak modnej ostatnio za wielk± wod±
debaty. W naszym kraju temat ten niestety jest jak
dot±d obecny tylko w¶ród elitarnego grona pasjonatów
a szeroka publicystyka wci±ż omija go szerokim
łukiem. Mam wrażenie, że ksi±żka Berlinskiego
przeszła zupełnie bez echa w Polsce, ale bior±c pod
uwagę brak zainteresowania t± tematyk± ze strony
naszego mainstreamu przestaje mnie to dziwić. Nie
zmienia to jednak postaci rzeczy i faktem jest, że
jest to wyj±tkowa ksi±żka, choćby dlatego, że bardzo
rzadka jak na nasze realia. Nawet nasza krajowa
publicystyka konfesyjna trzyma się z dala od takich
publikacji i temat ten jest dla niej zupełnie obcy
(pomijaj±c jedn± ksi±żkę Alistera McGratha wydan±
ostatnio przez WAM) a ksi±żka Berlinskiego została u
nas opublikowana przez wydawnictwo całkowicie
¶wieckie.

             Ale do rzeczy. Wreszcie stało się to co
musiało wcze¶niej czy póĽniej nast±pić. Twierdzenia
przesi±kniętego scjentyzmem ateizmu zachodniego
musiały w końcu spotkać się z krytyczn± odpowiedzi±
o równie dużej sile i wywołać debatę. Już nie tylko
konfesyjni polemi¶ci angażuj± się w ten spór ale jak
widać nawet konsekwentnie my¶l±cy niewierz±cy staj±
po przeciwnej stronie barykady. Gdzie¶ po ¶rodku s±
też postmoderni¶ci, którzy wzięli już na warsztat
Dawkinsa, jak pisałem miesi±c temu w tek¶cie
po¶więconym publicystyce McGratha. "Naukowy ateizm"
utracił już status "bezdyskusyjnej oczywisto¶ci" i
jest to rzecz jasna spowodowane krytyczn± reakcj±
owej drugiej strony, która tak energicznie
postanowiła wł±czyć się w tę debatę. NajwyraĽniej
coraz więcej autorów znalazło satysfakcję w
podważaniu twierdzeń, które s± po prostu łatwym
k±skiem dla każdego choćby nawet słabo zaprawionego
czy dopiero pocz±tkuj±cego filozofa (lub nawet
naukowca). Apetyt wilków, które dostrzegły łatw±
zdobycz, ro¶nie.

             Im bardziej przybiera na sile ta
kontrpublicystyka tym bardziej oczywiste staje się,
że twierdzenia tzw. naukowego ateizmu to tylko
odgrzany staro¶wiecki i dawno temu obalony scjentyzm
w swej najbardziej prymitywnej i infantylnej postaci
ubranej jedynie w efekciarskie piórka nowoczesno¶ci.
Agnostycyzm Berlinskiego jest dużo bardziej wyważony
i konsekwentny. W swej ksi±żce nie szczędzi on co
jaki¶ czas gorzkich słów krytyki również i samej
religii. Jednak przede wszystkim, jak na filozofa
przystało, dzieli włos na czworo (a potem każd± z
jego czterech czę¶ci na kolejne szesna¶cie czę¶ci) i
pod mikroskopem własnego sceptycyzmu oraz
bezwzględnej logiki ogl±da fundamenty roszczeń
wspomnianych modnych ateistów.

Ksi±żka Berlinskiego trochę niczym dekalog składa
się z 10 rozdziałów i każdy z nich jest po¶więcony
jakiemu¶ istotnemu dla tej tematyki zagadnieniu. Już
na samym pocz±tku Berlinski zajmuje się fundamentem
przekonań scjentycznych ateistów (czyli pojęciem
prawdy w szeroko pojętej nauce) i zauważa, że tak
często przywoływane w dzisiejszych czasach hasło
"nauka" stało się okre¶leniem nadużywanym w kulturze
masowej do tego stopnia, że zdewaluowało się. Odk±d
w XVII wieku rozpoczęła się na Zachodzie wielka
rewolucja naukowa ludzko¶ć weszła w posiadanie
czterech wielkich koncepcji: mechanika Newtona,
teoria pola elektromagnetycznego Maxwella, teoria
względno¶ci oraz mechanika kwantowa. Teorie te s±
jak pojedyncze cuda, niczym wielkie szczyty górskie,
które s± jednak otoczone niskimi pagórkami, nie
robi±cymi już takiego wrażenia. Jak zauważa wybitny
matematyk Roger Penrose, te wielkie teorie, które
posiadamy, s± imponuj±ce i zdumiewaj±ce, jednak
zawarte w nich wizje porz±dku ¶wiata s± "kusz±co
niespójne".

             Co więcej, jak kontynuuje Berlinski,
najważniejsze pytania jakie stawia sobie ludzko¶ć
wci±ż nie doczekały się odpowiedzi ze strony nauki,
mimo, iż s± to pytania fundamentalne. Wci±ż nie
wiemy sk±d wzięło się życie i czy w ogóle się
wzięło. Nie potrafimy pogodzić naszego rozumienia
umysłu ludzkiego z jak±kolwiek prost± teori± na
temat funkcjonowania mózgu. Nie mamy żadnych teorii
poza banałami. Jak stwierdza cytowany przez
Berlinskiego genetyk Richard Levontin, stajemy po
stronie nauki "mimo tolerancji społeczno¶ci naukowej
dla bezpodstawnych, wyssanych z palca bajeczek".

             W rozdziale drugim Berlinski analizuje
argumenty ateistów, którzy twierdz±, że moralno¶ć
nie musi się wywodzić z religii i jako taka może
zostać wyeliminowana po czym zast±piona (np. przez
prawo, konsensus społeczny lub co¶ podobnego) jako
pojęcie wci±ż wywołuj±ce religijne skojarzenia. Jak
jednak zauważa autor, jest to pusty frazes gdyż
zast±pienie zasad moralnych tzw. konsensusem
społecznym, umow±, prawem lub jak±kolwiek konwencj±,
wydaje się kiepskim pomysłem bior±c pod uwagę to do
czego doprowadził choćby społeczny konsensus w
hitlerowskich Niemczech lat 30. Berlinski przywołuje
też inne liczne przykłady zbrodni dokonywanych na
ludzko¶ci przez ateistyczne reżimy i systemy społeczne.

             W rozdziale trzecim Berlinski na dobre
przechodzi do rzeczy i analizuje twierdzenia
ateistów na temat pewno¶ci jak± daje im rzekomo
nauka w kwestii wiedzy o rzeczywisto¶ci. Rozpoczyna
od spostrzeżenia, że fizyka matematyczna pod
względem narracji ma formę dociekania. Fizycy
pokładaj± nadzieje w tym, że Wszech¶wiatem rz±dzi
pewien racjonalny plan, który można odkryć. Cytuje
Gerarda t'Hooft, który pisze, że "wierzymy, że jest
co¶ więcej do odkrycia". W odpowiedzi na to zdanie
Berlinski stwierdza, że jest to przecież zwykła
deklaracja wiary.

             W następnej kolejno¶ci Berlinski
przechodzi do analizy fundamentów ateistycznego
scjentyzmu. Cytuje dziewiętnastowiecznego
brytyjskiego matematyka W.K. Clifforda, który w
i¶cie hume'owskim stylu stwierdził, że błędem jest
wierzyć w cokolwiek na podstawie niewystarczaj±cych
dowodów. Jak jednak zauważa Berlinski twierdzenie to
jest samoobalalne, gdyż to wła¶nie jego nie można w
żaden sposób udowodnić. Tyczy się to również
słynnego stwierdzenia Hume'a, który w zasadzie
orzekł mniej więcej to samo co orzekł Clifford.

             Analizuj±c zagadnienie "dowodu", czyli
kwestii przynależ±cej do samej istoty nauki (oraz
wszelkich sporów ¶wiatopogl±dowych), Berlinski
dokonuje bardzo ciekawych spostrzeżeń. Czym różni
się na przykład zaufanie do nauki od zaufania do
religii? Pomijaj±c scjentyczne bajeczki ateistów o
"sprawdzaniu się nauki w praktyce", co przecież w
żadnym wypadku wcale nie dowodzi jej
epistemologicznej skuteczno¶ci (błędne
epistemologicznie koncepcje naukowe też sprawdzały
się bardzo dobrze w praktyce), w zasadzie trudno
znaleĽć tu jakiekolwiek poprawne kryterium mog±ce
posłużyć do takiego racjonalnego rozróżnienia.

             Co więcej, jak m±drze zauważa autor,
nie istnieje uniwersalne pojęcie dowodu. Pojęcie
"dowodu" takiego czy innego zawsze zależy bowiem od
kontekstu, od wymogów danej kultury, od preferencji
jednostki, czy nawet reguł obowi±zuj±cych w danej
społeczno¶ci. Kwestia dowodu jest bardziej
zagadnieniem filozoficzno psychologicznym niż
przedmiotem materialnej definicji. Nawet w¶ród
naukowców nie istnieje jednomy¶lno¶ć w tym obszarze.
To co jest dowodem dla fizyka niekoniecznie będzie
dowodem dla matematyka. Poza tym to teoria decyduje
o tym czym jest dowód. Ateistyczna koncepcja ¶wiata
odgórnie wyklucza wszelk± nadprzyrodzono¶ć więc w
tym kontek¶cie dyskutowanie o jakichkolwiek dowodach
na istnienie Boga nie ma najmniejszego sensu. Zawsze
zostan± one sprowadzone do wyja¶nienia
naturalistycznego. To tak jakby wierzyć w to, że
neutrina maj± jak±¶ masę na podstawie przekonania,
że samemu pozostaje się w jakiej¶ relacji do tej
masy, przy czym przyczyna tego przekonania leży w
samej ¶lepej wierze w jego słuszno¶ć. Kto¶ kto nie
zostanie o tym przekonany już na wstępie nie będzie
wiedział o czym w ogóle jest mowa ani nigdy nie
dojdzie do jakiejkolwiek pewno¶ci w tej materii.

             W rozdziale pi±tym Berlinski bierze pod
lupę wielkie pytania filozoficzne na które atei¶ci
odpowiadaj± w charakterystyczny dla siebie sposób.
Jak ciekawie zauważa autor, ateistom można postawić
w tych kwestiach bardzo podobne zarzuty do tych,
jakie stawiaj± oni teistom. Na przykład na pytanie
"dlaczego istnieje Wszech¶wiat" ateista Stephen
Hawking odpowiada "po prostu jest". Warto zauważyć,
że dokładnie taka odpowiedĽ na temat Boga zupełnie
nie jest już satysfakcjonuj±ca dla ateistów.

             Następnie Berlinski powraca do
zagadnienia tajemnic (tak bardzo nie lubianych i
wyszydzanych przez ateistów) w wierzeniach
religijnych i przenosi tę tematykę w ciekawy sposób
na obszar naukowy (tak bardzo ukochany przez
ateistów). ¦wiatło jest zarazem fal± i cz±stk± i to
na dodatek w tym samym momencie. Tego sprzecznego
paradoksu nie rozwikłano w nauce mimo wielu
wysiłków. Nie przeszkadza to jednak ateistom, którym
przeszkadza podobny paradoks chrze¶cijański - Trójca
¦więta: Bóg jest zarazem Ojcem, Synem i Duchem
¦więtym. Czemu nie? Bo to brzmi paradoksalnie. Tylko
co z tego?

             Berlinski wzi±ł też na warsztat wywody
Victora Stengera, który zdaje się być opętany tyle
samo przez swój ateizm co scjentyzm i zapomina przy
tym o elementarnej sensowno¶ci swych wywodów, my¶l±c
(to zreszt± cecha większo¶ci scjentycznych bufonów o
ateistycznej proweniencji), że wszystko "da się
jako¶ wytłumaczyć nauk± i naturalizmem". Atakuj±c
stare jak ¶wiat pytanie filozoficzne (wykorzystywane
czasem przez teistów) "czemu jest co¶ a nie raczej
nic?" Stenger wpadł na wyj±tkowo bezsensowny pomysł
i odpowiedział, że "co¶ jest bardziej naturalne niż
nic". Nie mog±c się powstrzymać od ¶miechu Berlinski
komentuje, że to po prostu żadna odpowiedĽ:
naturalno¶ć nie ma nic do rzeczy w tej kwestii a
więc to pytanie nadal pozostaje bez
satysfakcjonuj±cej odpowiedzi (czemu akurat
nieporadny Stenger miałby rozwi±zać ten odwieczny
dylemat ludzko¶ci?). W końcu "nic" może wydawać się
tak samo naturalne (a nawet bardziej) niż "co¶". Czy
próżnia jest "mniej naturalna" niż na przykład
jabłko? Oczywi¶cie, że nie.

             Następnie dalej Berlinski ponownie
wraca do maglowania scjentyzmu - kopanie tego
leż±cego wychodzi mu zaskakuj±co dobrze. Jak pisze -
falowej funkcji Wszech¶wiata nie można zobaczyć,
ocenić ani zbadać. Po czym pyta "naukowych
ateistów": czemu ci, którzy uznaj± tę koncepcję za
prawdziw±, choć nie da się jej w żaden sposób
empirycznie potwierdzić, gardz± koncepcjami
religijnymi wła¶nie dlatego, że nie da się ich
empirycznie potwierdzić? Zdumiewaj±ca
niekonsekwencja. Jak pisze dalej, rozwijaj±c temat o
kolejne zagadnienia z zakresu nauki, "w nie
mniejszym stopniu niż doktryny wiary religijnej,
doktryny kosmologii kwantowej s± takie, jakie się
wydaj±: stronnicze, niepełne, nieprzynosz±ce
rozstrzygnięcia, służ±ce w dużym stopniu żarliwym
ale niezweryfikowanym przekonaniom". Berlinski nieco
ironicznie odnotowuje, że gdyby odj±ć matematykę od
kosmologii kwantowej to ta ostatnia w niczym nie
różniłaby się od rozmaitych mitów o stworzeniu
¶wiata, w których jego pocz±tki wi±że się z
seksualnym zjazdem pierwotnych bóstw. Cytuje też
Alexandra Vilenkina, który w 1984 roku napisał, że
"to smutne ale kosmologia kwantowa
najprawdopodobniej nie stanie się nauk± empiryczn±".

             Następnie Berlinski przechodzi do
zagadnienia pocz±tku Wszech¶wiata, omawiaj±c tę
kwestię pod k±tem pewnych argumentów za istnieniem
Boga. Jako agnostyk nie uważa oczywi¶cie, że to, iż
Wszech¶wiat miał pocz±tek jest dowodem na istnienie
Boga (choć zarazem nie odmawia pewnej racjonalno¶ci
takiemu wnioskowaniu). Omawia jednak kontrargumenty
pewnych ateistów, którzy twierdzili, że Wszech¶wiat
wcale nie musiał mieć pocz±tku. Tak mniema na
przykład wybitny fizyk i ateista zarazem Stephen
Hawking. Berlinski jednak ripostuje, że argumenty
Hawkinga zostały skrytykowane z punktu widzenia
technicznego i filozoficznego.

             W rozdziale szóstym Berlinski
zastanawia się nad wiarygodno¶ci± teorii naukowych i
w i¶cie kuhnowskim duchu analizuje je pod k±tem
zaprzeczania sobie. Teoria względno¶ci stoi w
sprzeczno¶ci z doktryn± mechaniki kwantowej. Kto ma
rację? Która nauka? Je¶li obie to żadna, je¶li tylko
jedna to sk±d wiadomo, że w ogóle nauka ma rację
skoro jaka¶ jej czę¶ć może być w błędzie? Z kolei
inne teorie naukowe maj± poważny problem z
zasadno¶ci± na gruncie empirii - odnosi się to na
przykład do oddziaływań uniwersalnych, wielkich
symetrii, funkcji podwójnie różniczkowych jak w
mechanice, rozmaito¶ci Calabi-Yau, wi±zań jonowych
albo pól kwantowych. Taka teoria strun jest na
przykład krytykowana pod tym k±tem nawet przez
samych fizyków i matematyków. Ani Lee Smolin ani
Peter Woit (obaj przywoływani przez Berlinskiego)
nie s± w stanie przyznać jej statusu nauki
empirycznej w swych opublikowanych niedawno pracach.
Woit posun±ł się nawet do uwagi, że struktura
matematyczna, na której opiera się ta teoria "jest
najstraszniejsz± rzecz± jak± widział w życiu". Co
gorsza z teorii strun wyprowadza się obecnie masę
sprzecznych koncepcji. Chaos w fizyce narasta.

             W rozdziale siódmym Berlinski w
mistrzowskim stylu rozprawia się z "dowodem"
(nosz±cym umown± nazwę "ostateczny boeing 747 -
gambit") Dawkinsa "na nieistnienie Boga". Choć
"dowód" ten tuż po jego opublikowaniu został wręcz
natychmiast zmasakrowany przez filozofów i wszelkiej
ma¶ci krytykę, mimo, że Dawkins uważa go za
najważniejszy argument w swej ksi±żce "Bóg urojony",
Berlinski nie odmawia sobie przyjemno¶ci aby jeszcze
raz pokopać leż±cego. Jak pewnie pamiętaj±
niektórzy, Dawkins twierdzi, że skoro kto¶ chce
wyja¶nić "nieprawdopodobny Wszech¶wiat" za pomoc±
Boga, to nie wyja¶nia niczego bo w tym momencie Bóg
"musiałby" być jeszcze bardziej nieprawdopodobny.
Berlinski odpowiada na to ko¶lawe rozumowanie
w±tpliwej jako¶ci w ten oto sposób: co¶ co jest
nieprawdopodobne wcale nie poci±ga za sob±
konieczno¶ci wprowadzenia jeszcze bardziej
nieprawdopodobnego wyja¶nienia. Co to w ogóle za
pomysł? Rozumowanie to jest zreszt± samoobalalne bo
skoro Bóg nie powinien istnieć gdyż jest
nieprawdopodobny, to i sam Wszech¶wiat nie powinien
istnieć gdyż również i jego istnienie Dawkins uważa
za co¶ mało prawdopodobnego. Poza tym "mało
prawdopodobne zdarzenia jednak następuj±", jak
zauważa Berlinski. Następnie dobija gwóĽdĽ do trumny
i pisze, że rozumowanie Dawkinsa w kwestii jego
"dowodu" nie posiada charakteru dedukcyjnego
ponieważ orbituje jedynie w granicach
prawdopodobieństwa. A tym samym dowód niededukcyjny
to żaden dowód (bo tylko dedukcja prowadzi do
absolutnej pewno¶ci).

             Berlinski kwestionuje samo rozumowanie
pocz±tkowe Dawkinsa odno¶nie do Boga. Sk±d niby
wiadomo, że Bóg jest nieprawdopodobny? Musieliby¶my
poszukać tu jakiego¶ procesu czy czynnika losowego
jaki o tym decyduje. Ale sk±d wzi±ć taki czynnik?
Nie da się. Co decyduje o tym czy Bóg jest mniej lub
bardziej możliwym wynikiem jakiego¶ procesu
losowego? Nic. S± to jałowe rozważania jakim oddaj±
się atei¶ci.

             Poza tym nawet je¶li odwołamy się do
jakiego¶ wyja¶nienia nieprawdopodobnego, do czego¶
co mimo swego niskiego prawdopodobieństwa jak
najbardziej może zdarzyć się, to wcale nie oznacza
to, że musimy cofać się coraz dalej w
nieskończono¶ć, jak przyjmuje Dawkins. Berlinski
przywołuje opisany przez Sebastiana Jungera dziwny
sztorm u wybrzeży Nowej Szkocji, który został
wyja¶niony bardzo rzadkim zbiegiem czynników
meteorologicznych. Mimo, że wyja¶nienie to było
oparte na mało prawdopodobnych przesłankach było
poprawne i nie trzeba było szukać dalej. Takie
rozwi±zania s± powszechne zarówno w nauce jak i w
życiu codziennym. Nie ma potrzeby cofać się w
nieskończono¶ć w obszarze eksplanacyjnym. Nie
istnieje zreszt± nieskończony regres. Dawkins myli
się sromotnie.

             Na zakończenie swych rozważań w kwestii
"dowodu" Dawkinsa na nieistnienie Boga Berlinski
ironicznie zauważa, że teologom wystarczy jeden Bóg
na wyja¶nienie tego sk±d wzi±ł się Wszech¶wiat,
podczas gdy Dawkins musi w tej materii odwoływać się
do rozbudowanej koncepcji wielo¶wiatów. Pomijaj±c
to, że nie ma ona nic wspólnego z namacalnym
do¶wiadczeniem, to kto tu mnoży byty ponad potrzebę?
Dawkins.

             W rozdziale ósmym Berlinski postanawia
wrzucić kilka kamyczków do kolejnego ulubionego
ogródka scjentycznych ateistów. Ogródkiem tym jest
koncepcja darwinowska. Berlinski cytuje Roberta
Carroll, który pisze, że "Większo¶ć materiału
kopalnego nie potwierdza obrazu ewolucji jako
procesu stopniowych zmian", a takiego wła¶nie obrazu
wymaga teoria Darwina: to jest jej istota.

Jedno z najbardziej popularnych twierdzeń
scjentycznych ateistów głosi, że szympansy i ludzie
maj± bardzo podobne genomy, st±d my i małpy jeste¶my
blisko spokrewnieni a tym samym oczywi¶cie koncepcja
darwinowska uzyskuje tu swoje mocne uzasadnienie.
Berlinski jednak zauważa, iż zupełnie nie wspomina
się już o tym, że szympansy i ludzie różni± się
znacznie pod względem budowy tułowia i ramion,
rozmiarów mózgu, anatomii miednicy, stóp i szczęk
oraz proporcjonaln± długo¶ci± kończyn i palców, co
oczywi¶cie poci±ga za sob± różnice w sposobie
poruszania się i zdobywania pożywienia. Ludzie i
szympansy różni± się mas± szczegółów anatomicznych
do tego stopnia, że ich ko¶ci s± natychmiast
odróżnialne.

             Dalej Berlinski wymienia fakty, które
nie mieszcz± się w teorii Darwina: pochodzenie
złożonych molekuł RNA i fałd białkowych; główne
grupy wirusów, archeowce i bakterie oraz główne
linie rodowe w obrębie każdego z tych
prokariotycznych królestw; supergrupy eukariotyczne
oraz krainy zoograficzne. Berlinski cytuje te dane
za Eugene Koonin z National Center for Biotechnology
Information w National Institutes of Health (artykuł
z 2007 roku) i nie bierze tego z sufitu. Koonin
podaje również, że w etapach historii życia
pojawiaj± się od razu gotowe i w pełni ukształtowane
formy organizmów żywych i brak jest etapów
po¶rednich między nimi.

Berlinski ponownie omal nie wybucha ¶miechem gdy
analizuje zdanie Daniela Dennetta (kolejnego bardzo
poczytnego ateistę z USA), który napisał, że
współczesna nauka "wykazała ponad wszelk± racjonaln±
w±tpliwo¶ć" słuszno¶ć koncepcji doboru naturalnego.
Berlinski ripostuje: w naukach przyrodniczych nic
nie zostało udowodnione ponad wszelk± w±tpliwo¶ć.
Twierdzenie "ponad wszelk± w±tpliwo¶ć" pochodzi z
dziedziny s±downictwa i nie przynależy do zakresu
orzeczeń nauk przyrodniczych. Dennett kompromituje
się nieznajomo¶ci± zagadnienia podobnie jak wszyscy
inni doktrynerzy ateistyczni wypowiadaj±cy równie
często bardzo podobne zdania w stosunku do orzeczeń
darwinowskich (czy w ogóle naukowych).

             Następnie Berlinski przechodzi do
omówienia prac japońskiego biologa i matematyka
Motoo Kimury, który dowodził, że ogromna większo¶ć
zmian na poziomie molekularnym nie jest spowodowana
przez darwinowski dobór naturalny, jak powszechnie
przyjmuje się w¶ród ewolucjonistów, ale "przez
przypadkowy ci±g selektywnie neutralnych albo niemal
neutralnych mutacji". Mutacje dryfuj± sobie w
pr±dach czasu i zupełnie nie przejmuj± się jak±¶
rzekom± selekcj± naturaln±. Pogl±d ten jest
oczywi¶cie kompletnie druzgoc±cy dla darwinistów i
nie trudno zgadn±ć, że całkowicie ignoruj± oni prace
Kimury.

             Wreszcie Berlinski bierze pod lupę
ulubione twierdzenie ewolucjonistów, którzy tak
chętnie obarczaj± geny win± (czy jak kto woli:
pochwał±) za nasze zachowania, pragnienia i d±żenia.
Jak zauważa autor, o dziwo wbrew temu powszechnie
przyjętemu mniemaniu nie ma na to twierdzenie tak
naprawdę żadnych przekonuj±cych dowodów. To tak
jakby mniej więcej postulować, że "skłonno¶ci do
kleptomanii wynikaj± z dysocjacji wody na wodór i
tlen". Berlinski ironicznie zauważa, że gdy Dawkins
pisze, iż geny "stworzyły nas, nasze ciało i umysł",
to odwołuje się po prostu do bliżej nieokre¶lonego
zwi±zku magicznego.

Berlinski krytykuje też prace psychologów
ewolucyjnych, którzy tak bardzo zdominowali
popularn± kulturę masow± w ostatnich latach a ich
tezy s± niemal wszechobecne w zagadnieniach
dotycz±cych relacji damsko męskich. Bierze na
przykład pod lupę koncepcję, zgodnie z któr± nasze
obecne preferencje, pocz±wszy od kulinarnych po
seksualne, wykształtowały się w póĽnym paleolicie.
Jednak je¶li tak by było, zauważa ironicznie autor,
to mężczyĽni na całym ¶wiecie poszukiwaliby krępych
muskularnych kobiet o szerokim tyłku, grubych
nogach, dużej odporno¶ci na ból, gotowych podj±ć
poszukiwania pożywienia natychmiast po porodzie.
Oczywi¶cie nic takiego nie ma miejsca.

             W rozdziale dziewi±tym Berlinski
analizuje argumenty ateistów twierdz±cych, że Bóg
służy jako "zapchajdziura" w koncepcjach niektórych
teistów. Je¶li czego¶ nie wyja¶nia nauka to wtedy
tacy tei¶ci twierdz±, że Bóg jest tu dobrym
wyja¶nieniem. Berlinski jednak kontrargumentuje, że
to wła¶nie sama nauka bardzo chętnie stosowała różne
dziwne wyja¶nienia służ±ce w zasadzie jako
"zapchajdziury" wszędzie tam, gdzie nie dało się
podać prawdziwie naukowej odpowiedzi. Co więcej,
nauka wypełniaj±c jedne luki tworzyła od razu
następne. Einstein stworzył teorię względno¶ci by
rozwi±zać problem pewnych anomalii w interpretacji
teorii pola magnetycznego Maxwella. Szczególna
teoria względno¶ci doprowadziła Einsteina do ogólnej
teorii względno¶ci. Nie zdała się jednak na wiele
pod względem wypełniania luk ponieważ weszła w
sprzeczno¶ć z mechanik± kwantow±. Teraz jest więc
jeszcze więcej luk do wypełnienia i przybywa ich
wraz z rozwojem nauki. No i co z popularnym
twierdzeniem "naukowych ateistów", że dzięki nauce
wiemy coraz więcej i mamy coraz mniej tajemnic o
¶wiecie? Co z twierdzeniem, że nauka w końcu wyja¶ni
wszystko? Co z twierdzeniem, że jest coraz mniej luk
w których tei¶ci będ± mogli "upchn±ć" Boga?

             Powyższy przegl±d argumentów z ksi±żki
Davida Berlinskiego jest bardzo powierzchowny i
nawet w niewielkim stopniu nie oddaje tre¶ci ani
zawarto¶ci poszczególnych rozdziałów. Wybrałem
jedynie pewien zestaw spostrzeżeń a sama ksi±żka
jest o wiele bardziej bogata tre¶ciowo niż niniejszy
przekrój tematyczny. Zainteresowanych dalszymi
argumentami autora odsyłam do jego ciekawej i
wyj±tkowej ksi±żki, której tre¶ć miał przynajmniej
wstępnie przybliżyć powyższy esej

David Berlinski, Szatańskie Urojenie, Ateizm i jego
pretensje naukowe (Warszawa 2009), Prószyński i S-ka.

Jan Lewandowski

ctrl C = ctrl V

Data: 2011-05-02 04:29:20
Autor: J-23
Agnostyk przeciw ateistom
On 1 Maj, 23:49, Inc <g...@lljl.pl> wrote:
Agnostyk przeciw ateistom

           Polemika z bufonad± znan± jako "naukowy
ateizm" przybiera na sile...

ctrl C = ctrl V

Data: 2011-05-02 08:23:53
Autor: Leprechaun
Agnostyk przeciw ateistom

Użytkownik "Inc" <gfhf@lljl.pl> napisał w wiadomo¶ci news:ipkkgo$map$1dont-email.me...

Agnostyk przeciw ateistom

Omal się nie zr±bałe¶ z podniecenia?

BomBel

Agnostyk przeciw ateistom

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona