Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Alfabet IV RP. Długie, ale warto przeczytac jaki horror zafundowali Polakom Kaczyńscy!

Alfabet IV RP. Długie, ale warto przeczytac jaki horror zafundowali Polakom Kaczyńscy!

Data: 2010-05-26 09:06:36
Autor: karwanjestdebilem
Alfabet IV RP. Długie, ale warto przeczytac jaki horror zafundowali Polakom Kaczyńscy!
Alfabet IV RP - część pierwsza od A do H
Wojciech Czuchnowski, Katarzyna Wiśniewska
2010-05-24, ostatnia aktualizacja 2010-05-25 17:09


Co kupi ciemny lud? Jaki pisarz "promował pederastię"? Sprawdź, co jeszcze pamiętasz z IV Rzeczypospolitej
Alfabet IV RP: część druga - od I do P



Afera gruntowa - Operacja mająca dać PiS-owi większość w Sejmie zakończyła się rozpadem koalicji i przyspieszonymi wyborami, które wygrała opozycyjna PO.




Bomba wybuchła 9 lipca 2007 r.: - Jest wystarczająco dużo przesłanek, by sądzić, że Andrzej Lepper jest w kręgu podejrzeń. Chodzi o wielomilionową łapówkę - w taki sposób premier Jarosław Kaczyński ogłosił dymisję koalicyjnego wicepremiera.
Dowodów dostarczyło mu Centralne Biuro Antykorupcyjne. Agenci poszli tropem współpracowników Leppera, Piotra R. i Andrzeja K., którzy przechwalali się, że mogą "wszystko załatwić" w resorcie rolnictwa. Odrolnienie ziemi miało np. kosztować 3 mln zł, z czego, jak twierdzili "załatwiacze", milion musi dostać Lepper. Agenci Biura wcielili się więc w biznesmenów próbujących odrolnić kilkadziesiąt hektarów gruntu w Mrągowie. W umówionym dniu decyzja o odrolnieniu jednak nie zapadła, a współpracownicy Leppera nie wzięli łapówki. CBA było przekonane, że ktoś uprzedził wicepremiera o niebezpieczeństwie.
Później okazało się, że akcja była źle przygotowana. CBA nie wiedziało, że o "sprawie Mrągowa" rozstrzygnie wiceminister z PiS, ani że to nie jest jednoosobowa decyzja, a urzędnicy ministerstwa rutynowo sprawdzą, czy odpowiednie zgody wydał samorząd lokalny, a wtedy okaże się, że papiery przedstawione przez agentów są sfałszowane.
Zanim wszystko to wyszło na jaw, CBA ogłosiło, że "koronkowa akcja" nie udała się z powodu przecieku na szczytach władzy. Tak afera gruntowa przerodziła się w aferę przeciekową .
O wysypanie akcji posądzony został szef MSWiA Janusz Kaczmarek, jeden z najbardziej zaufanych ludzi ekipy PiS. Kaczmarek bowiem zataił w czasie przesłuchania, że w noc przed akcją, po wizycie u prezydenta, spotkał się z biznesmenem Ryszardem Krauzem. CBA i ABW uznały, że to wtedy Kaczmarek zdradził tajemnicę Krauzemu, a ten przekazał ją dalej.
Konsekwencje: Zdymisjonowany Lepper zachował kontrolę nad Samoobroną. PiS zaś - zamiast zyskać w Sejmie głosy pozbawionych lidera posłów Samoobrony, stracił także wsparcie drugiego koalicjanta, LPR.
Zdymisjonowany Kaczmarek zaczął ujawniać kulisy działania aparatu sprawiedliwości za rządów PiS (w tym działania w sprawie Barbary Blidy). W 2010 r. sprawę rzekomego przecieku drogą Kaczmarek - Krauze umorzono.
W wyniku afery gruntowej wyszły na jaw metody CBA: fałszowanie dokumentów samorządowych, wprowadzanie w błąd urzędników Ministerstwa Rolnictwa i stosowanie podsłuchów bez wiedzy prokuratury i zgody sądu. W październiku 2009 r. prokuratura postawiła za to zarzuty szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu.
Andrzej K. został skazany na grzywnę, a Piotr R. na 2,5 roku więzienia (wyrok nieprawomocny). Nie udowodniono Lepperowi, że wiedział o propozycjach składanych przez współpracowników.
Zobacz też: Blida, CBA, Cztery Ziobra, Gwóźdź, Śpioch, Oligarchowie

Agenci w MSZ - Wiceminister obrony narodowej Antoni Macierewicz ogłosił, że "większość spośród byłych ministrów spraw zagranicznych [po 1989 r.] w przeszłości była agentami sowieckich służb specjalnych. Nie wszyscy, ale kilku".



Macierewicz zaatakował ministrów, bo skrytykowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego za odwołanie udziału w spotkaniu Trójkąta Weimarskiego. Pod listem do prezydenta podpisali się Władysław Bartoszewski, Włodzimierz Cimoszewicz, Bronisław Geremek, Stefan Meller, Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati, Adam Daniel Rotfeld i Krzysztof Skubiszewski.
Kierująca wtedy MSZ Anna Fotyga tłumaczyła, że nie skomentuje słów Macierewicza, bo "nie ma żadnej merytorycznej możliwości". Za Macierewiczem wstawił się o. Tadeusz Rydzyk: "Jeżeli powiedział nieprawdę, to niech mu to udowodnią". Z kolei Anna Walentynowicz, Krzysztof Wyszkowski oraz Joanna i Andrzej Gwiazdowie w liście otwartym do premiera Jarosława Kaczyńskiego chwalili Macierewicza, pisząc, że ujawniając "agentów", dokonał "czynu patriotycznego mającego na celu dobro państwa i narodu polskiego". Autorzy wzywali premiera, żeby "nie uległ nagonce".
Mimo tego wsparcia po kilku dniach Macierewicz oświadczył, że "użył niewłaściwego skrótu myślowego".

Agent Tomek: Najsłynniejszy i najprzystojniejszy agent CBA



Były policjant z Wrocławia w 2006 r. przeszedł do CBA. Wcielił się w postać młodego przedsiębiorcy wyposażonego w dwa porsche, harleya, mieszkanie w apartamentowcu, markowe ubrania i dużą ilość gotówki.
W 2007 r. zaliczył udaną prowokację pod adresem posłanki PO Beaty Sawickiej, potem rozpracowywał b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i aktorkę Weronikę Marczuk-Pazurę.
Jesienią 2009 r., rozpoznany przez osoby, które rozpracowywał, musiał zakończyć działalność "przykrywkowca". Jego zdjęcie - rozsyłane telefonami komórkowymi - stało się najpopularniejszym MMS-em w Warszawie. Nadal pracuje w CBA, ale już nie bierze udziału w akcjach specjalnych.
Konsekwencje: Willa w Kazimierzu, którą agent Tomek kupił od pewnego biznesmena, przekonany, że kupuje ją od małżeństwa Kwaśniewskich. Na willę CBA wydało 3 mln zł.
W styczniu 2010 r. Agent Tomek został "Człowiekiem Roku 2009" Gazety Polskiej " za to, że "nie zważając na polityczną i medialną nagonkę, łapał przestępców z najwyższej półki politycznej, nawet wśród tzw. celebrytów".
Zobacz też: CBA, Sawicka

Aneks - Najpilniej strzeżona i najcenniejsza spuścizna IV RP.
Powstał dziewięć miesięcy po opublikowaniu (w lutym 2007 r.) "Raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI" popularnie zwanego raportem z weryfikacji WSI lub raportem Macierewicza. Raport wywołał skandal - zarzuty nie zostały potwierdzone, a wymienione w nim osoby jedna za drugą wygrywały odszkodowania od państwa.
Aneks miał to zmienić. Podobno liczy 800 stron (raport miał ich 376), podobno Macierewicz ujawnia w nim prawdziwe oblicze oligarchów i właścicieli mediów i domaga się postawienia przed Trybunałem Stanu Lecha Wałęsy i byłych szefów MON: Janusza Onyszkiewicza i Bronisława Komorowskiego.
Prezydent Kaczyński - na którego ustawa o likwidacji WSI nakładała obowiązek publikacji aneksu - nigdy tego nie zrobił. W 2008 r. powiedział "Newsweekowi", że autor "niektóre fakty zastąpił interpretacjami" i wyciągnął "zbyt daleko idące wnioski bez wystarczających podstaw". Zastrzegł, że mógłby opublikować aneks, ale "należałoby usunąć olbrzymią ilość danych osobowych".
Konsekwencje: Aneks jako dokument ściśle tajny nadal spoczywa w sejfie Kancelarii Prezydenta. Razem z nim leżą nagrania przesłuchań żołnierzy WSI prowadzonych przez komisję Macierewicza.
Zobacz też: WSI

Blida - Była posłanka SLD popełniła samobójstwo w czasie przeszukania jej domu przez ABW, gdy pod drzwiami stali kamerzyści gotowi do sfilmowania jej w kajdankach.



25 kwietnia 2007 r. film z wyprowadzenia Blidy miał być przekazany mediom jako dowód wielkiego sukcesu w walce z "układem". Śmierć znanej i lubianej posłanki wywołała wstrząs. Przerażony minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w Sejmie zapewniał, że nic nie wiedział o planach zatrzymania Blidy - potem okazało się, że kłamał.
- Zginęła zaszczuta przez ABW - mówi z trybuny sejmowej Wacław Martyniuk (SLD)
- IV RP ma krew na rękach - dodaje Cezary Grabarczyk (PO).
Konsekwencje:
Sejmowa komisja śledcza do zbadania tej sprawy powstała dopiero po wyborach w 2007 r. Nie zakończyła jeszcze prac, ale ustaliła, że prokuratorzy prowadzący sprawę Blidy działali pod presją przełożonych i że nie było żadnej potrzeby zatrzymywania i przymusowego doprowadzania posłanki na przesłuchanie.
Śledztwo, w którym oprócz Blidy miały mieć postawione zarzuty korupcyjne inne osoby, zostało umorzone.
Zobacz też: Układ

Biała flaga - Symbol polskiej polityki europejskiej przed objęciem rządów przez PiS.
Po raz pierwszy użyte przez PiS jesienią 2004 r. w programowym dokumencie "Europa solidarnych narodów": "Idea polityki czynnej wymaga zerwania prawnych, finansowych i politycznych więzów, które krępują wewnętrzną suwerenność naszego państwa. Odzyskanie suwerenności oznacza odrzucenie polityki "stronnictwa białej flagi" i lobbystycznych układów, które służąc interesom zewnętrznym, pozostają w sprzeczności z polską racją stanu".
Konsekwencje: Kluczem do odrzucenia "polityki białej flagi" miało być "odzyskanie" MSZ. PiS - jak ogłosił Jarosław Kaczyński - "odzyskał MSZ" w maju 2006 r. Polegało to na tym, że minister spraw zagranicznych Stefan Meller podał się do dymisji - nie chciał być w rządzie razem z Andrzejem Lepperem. Mellera zastąpiła Anna Fotyga, która - jak podkreślił prezydent Lech Kaczyński, "nie należała do korporacji stworzonej w największym stopniu przez prof. Bronisława Geremka".
Zobacz też - agenci w MSZ

Bolek - Agent bezpieki kluczowy dla mitu założycielskiego IV RP. Jej twórcy już od lat 90. forsują tezę, że "Bolkiem" jest Lech Wałęsa, co stawia całą III RP w fatalnym świetle.



Zaczęło się od nocy teczek 4 czerwca 1992 r., kiedy Lech Wałęsa znalazł się na liście Macierewicza, ministra spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego. Na manifestacji z udziałem Jarosława Kaczyńskiego spalono kukłę prezydenta Wałęsy. Wojna z Wałęsą - którego bracia Kaczyńscy popierali w wyborach 1990 r. - zaczęła się, gdy prezydent odsunął ich i nie przeprowadził obiecanej dekomunizacji.
W 2005 r. atak na Wałęsę przypuściło Radio Maryja. O agenturalną przeszłość po raz kolejny oskarżył go Antoni Macierewicz. W 2008 r. "Bolkiem" ogłosili Wałęsę historycy IPN Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk: miał być agentem SB w latach 1970-76. Sęk w tym, że przekonujących dowodów na to nie przedstawili, a w 2000 r. Wałęsa został oczyszczony w procesie lustracyjnym. Ma też w IPN status pokrzywdzonego.
Prezydent Lech Kaczyński, jeszcze zanim książka Cenckiewicza i Gontarczyka się ukazała, uznał, że jest w niej "prawda o pewnych aspektach życia Wałęsy". I na antenie Polsatu nazwał Wałęsę "Bolkiem".
Konsekwencje: Wałęsa dał Lechowi Kaczyńskiemu tydzień na przeprosiny. "Prawniku, stróżu prawa. Albo mnie przeprosisz i się wycofasz, albo stajemy do płotu". Prezydent nie przeprosił. Po śmierci Lecha Kaczyńskiego Wałęsa wycofał pozew z sądu.

CBA - Zbrojne (i tajne) ramię IV RP.




Powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego PiS zapowiadał w swoim programie wyborczym w 2005 r., "bo to, co dziś dzieje się w Polsce, musi być pilnowane w sposób zdecydowany przez instytucję nieuwikłaną w dotychczasowe układy". W maju 2006 r. oprócz koalicji PiS-Samoobrona-LPR za powołaniem CBA była też PO.
Na czele Biura stanął Mariusz Kamiński, b. poseł PiS, wcześniej działacz radykalnie antykomunistycznej Ligi Republikańskiej. Wśród szefów i wyższych urzędników pionów nieoperacyjnych CBA znaleźli się ludzie PiS pracujący wcześniej w IPN, warszawskiej straży miejskiej i ratuszu lub NIK z okresu, gdy jej prezesem był Lech Kaczyński.
Według raportu z 2007 r. na jedno śledztwo w CBA przypadało dwóch agentów. W policji jeden funkcjonariusz prowadzi ok. 50 postępowań rocznie. Zarobki w CBA były o połowę wyższe niż w policji.
Konsekwencje: W 2007 r. CBA wzięło udział w kampanii po stronie PiS. Gdy zatrzymano za korupcję posłankę PO Beatę Sawicką, Kamiński pokazał na konferencji prasowej film, na którym brała łapówkę od podstawionego agenta, i oświadczył: - Ta konferencja każe się zastanowić, na kogo oddać swój głos. Polacy sami wyciągną wnioski.
Pozostałe konsekwencje - zobacz: Afera gruntowa, Agent Tomek, Dr G., Śpioch

Ciemny lud to kupi - Tak polityk PiS Jacek Kurski tłumaczył dziennikarzom, dlaczego sprzedał do mediów historyjkę o dziadku Donalda Tuska, który "według poważnych źródeł" zaciągnął się na ochotnika do Wehrmachtu.
W październiku 2005 r. przed nagraniem w Radiu TOK FM na pytanie Tomasza Lisa "Dlaczego w ogóle zacząłeś z tym dziadkiem Tuska?" - w obecności Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Wiesława Władyki i Tomasza Wołka - Kurski miał odpowiedzieć: "Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi".
Konsekwencje: Choć Kurski tych słów się wyparł, sformułowanie podchwycili politycy i publicyści, którzy do dziś często zastanawiają się, co "ciemny lud kupi", a czego nie.
Zobacz też: Dziadek z Wehrmachtu

Czarne jest czarne - Lapsus językowy, który przydarzył się premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu w exposé z 19 lipca 2006 r.
"Trzeba konsolidować świadomość narodową, budować dumę Polaków - powiedział. - Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne".
Premier natychmiast poprawił błąd, ale pomyłka była bezlitośnie wykorzystywana przez "wrogie media".

Cztery Ziobra - 18 marca 2007 r., w apogeum rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR, na konwencji PiS artysta estradowy Andrzej Rosiewicz wystąpił z utworem sławiącym nową rzeczywistość: "Wystarczą cztery Ziobra, a Polska będzie dobra". Śpiewał, że "gdy Ziobro zbierze żniwo, nadejdzie czas na Prawo i Sprawiedliwość" i "uśmiechem nas przywita IV Rzeczpospolita". Piosenka nie stała się przebojem PiS, gdyż... w refrenie artysta umieścił Janusza Kaczmarka jako pozytywnego bohatera: "Kto pracował dla wsi, a kto dla WSI /Mają jeszcze załatwić spraw parę / Ziobro i prokurator Kaczmarek".
Zobacz też: Śpioch, Afera Gruntowa, Pokaz Multimedialny

Dezubekizacja - Czyli jak b. funkcjonariusze SB zostali w policji i ABW.
Zaczęło się od pomysłu szefa MSWiA i wicepremiera Ludwika Dorna, który obejmując resort, zapowiedział "fundamentalne zmiany" w policji. Ich wyrazem miało być odejście ze służby b. funkcjonariuszy komunistycznej SB. Dorn nie przejmował się, że wielu z nich przeszło w 1990 r. pozytywną weryfikację i zakwalifikowano ich do służby niepodległemu państwu. Odejść miało 11 proc. oficerów (1869 osób) i 1701 aspirantów. Wszyscy mieli już prawa do emerytur.
Ilu zwolniono, nie wiadomo, bo minister nigdy tego nie powiedział.
Równolegle rząd przygotowywał ustawę dezubekizacyjną, w myśl której ich emerytury za czas pracy w PRL ulegały gwałtownemu obniżeniu. Ustawę przeforsował dopiero rząd PO, z którym PiS był w tej sprawie zgodny.
Konsekwencje: Byli funkcjonariusze SB robią wszystko, by jak najdłużej pozostawać w służbie, tak by ich emerytura była w przyszłości naliczana za lata pracy po 1990 r.

Doktor G. - Pierwsza akcja CBA: przeciwko lekarzowi oskarżonemu przez ministra sprawiedliwości o branie łapówek i mordowanie pacjentów.



12 lutego 2007 r. agenci CBA wyprowadzili ze szpitala w kajdankach szefa kardiochirurgii warszawskiego szpitala MSWiA dr. Mirosława G. Wszystko pokazała telewizja. Na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef CBA Mariusz Kamiński mówili o lekarzu tak, jakby jego wina była już dowiedziona: - Niestety dochodziło do czynów, które mieszczą się w kategorii zbrodni, i taki zarzut, zarzut dopuszczenia się zbrodni zabójstwa, został przez prokuratora postawiony - mówił Ziobro, dodając słynne zdanie: - Nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie.
Przeciwko lekarzowi rozpętano nagonkę. Gazety koncernu Axel Springer ("Fakt" i "Dziennik") pisały o nim "Doktor śmierć", "Potwór", "Morderca". Wątpliwości miała tylko "Gazeta". - Osoby stające w obronie kardiochirurga Mirosława G. w rzeczywistości bronią elit i grup interesów - komentował w radiu premier Jarosław Kaczyński.
16 maja 2007 r. sąd zdecydował o zwolnieniu lekarza z aresztu, stwierdzając, że nie ma podstaw do stawiania mu zarzutu zabicia pacjenta. Dwa tygodnie później "Gazeta" ujawniła, że CBA nadała sprawie dr. G. kryptonim "Mengele" - od nazwiska nazistowskiego ludobójcy.
Konsekwencje: Mirosław G. - przed zatrzymaniem jeden z najwybitniejszych kardiochirurgów, nie wrócił już do praktyki. Pozwał Ziobrę do sądu za słowa wypowiedziane na konferencji. Wygrał 30 tys. zł i przeprosiny, które Ziobro musiał ogłosić w telewizji.
Sugerowanie przez CBA, że o tym, kto dostanie przeszczep, decydują łapówki, spowodowało zapaść w transplantologii. Przez jakiś czas walka z "korupcją w służbie zdrowia" była ulubionym tematem komunikatów policji (np. "osiem lat więzienia grozi lekarzowi z Dołhobyczowa za przyjęcie 20 zł i 3 kg wieprzowiny"). CBA próbowała też tropić nieprawidłowości w rozliczeniach szpitali z NFZ, badała tysiące stron dokumentacji i przesłuchiwała pacjentów. Bez widocznych efektów.

Dziadek z Wehrmachtu - Znalazł go w rodzinie Donalda Tuska poseł PiS Jacek Kurski.
Pod koniec kampanii prezydenckiej w 2005 r. w rozmowie z tygodnikiem "Angora" powiedział: "Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu".
Kurski wyleciał ze sztabu wyborczego PiS i z partii. Na krótko. Odwołał się od decyzji sądu partyjnego, bo - jak twierdził - niewiele się pomylił. - Rzeczywiście krążyły informacje o takiej przeszłości dziadka Donalda Tuska. Prawdą też jest, że dziadek służył w Wehrmachcie. Są przesłanki, aby sądzić, że Tusk o tym wiedział - poparł go prezes PiS.
W sierpniu 2007 r. w wywiadzie dla "Wprost" premier stwierdził, że PO "jest za bardzo uzależniona od Niemców", a wręcz - "dotyczy to kręgów gdańskich - zafascynowana niemieckością".
Jaka jest prawda o dziadku Tuska? Do Wehrmachtu się nie zgłosił, ale został wcielony. Służył tam kilka miesięcy między sierpniem a październikiem 1944 r., po czym zdezerterował. Był w niemieckim obozie koncentracyjnym.
Zobacz też: Biała flaga, Ciemny lud to kupi

Ewolucja - Pseudonauka o pochodzeniu człowieka. Wymyślił ją niemrawy roślinożerca.
Teorię ewolucji powinno się bezzwłocznie wycofać z programów szkolnych, a zamiast niej uczyć kreacjonizmu. "Debatę publiczną" w tej sprawie zwołał w europarlamencie w październiku 2006 r. Maciej Giertych, eurodeputowany LPR, dendrolog i wyznawca poglądu, że Pan Bóg stworzył świat w siedem dni.
Apel zmobilizował jego syna Romana, ministra edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego: "Teoria ewolucji jest jedną z wielu teorii na powstanie życia na Ziemi i jest sprawą nauczycieli i rodziców, czy znajdzie się w programach nauczania". Wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski w rozmowie z "Gazetą" myśl tę rozwinął: "Teoria ewolucji to kłamstwo, pomyłka, którą zalegalizowano jako obowiązującą prawdę". Darwina nazwał "niewierzącym starszym panem, który tak widział świat. Może dlatego, że był wegetarianinem i zabrakło mu ognia wewnętrznego".
Konsekwencje: Mimo starań demaskatorów Darwina teoria ewolucji w szkołach została.
Posypały się protesty naukowców. Biolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego napisali: "Tego rodzaju osoby [jak Giertych i Orzechowski] powinny być jak najszybciej pozbawione możliwości wywierania wpływu na edukację młodego pokolenia Polaków". Prawdziwą naukę można zgłębiać tylko w elitarnych placówkach edukacyjnych, jak Akademia Orła, szkoła młodzieży wszechpolskiej. Maciej Giertych przedstawił tam koronne argumenty przeciwko teorii ewolucji. Są to m.in. mamucie członki. Były sztywne, co dowodzi (według badań rosyjskich), że mamuty padły uduszone. Jak wyjaśniał Giertych, pomór mamutów musiał nastąpić stosunkowo niedawno, "bo w czasach gorączki złota na Alasce jadano befsztyki z mamuta, a mięso nie przetrwałoby tak długo". A także dinozaury i smoki, które "były współczesne ludziom": - Ze wszystkich kultur docierają informacje, że je pamiętamy. Szkoci - potwora z Loch Ness, my - smoka wawelskiego - wyłożył Giertych senior.

Geje z Kanady - Brendan Fay, dokumentalista i działacz gejowski, oraz Thomas Moulston, lekarz. Zdjęcia z ich ślubu obejrzało kilka milionów Polaków.
Pojawiły się w tle orędzia, w którym 17 marca 2008 r. prezydent Lech Kaczyński tłumaczył swe wątpliwości wobec traktatu lizbońskiego (który sam wcześniej negocjował i uznawał za sukces). - Przepis Karty Praw Podstawowych poprzez brak jasnej definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety może godzić w powszechnie przyjęty w Polsce porządek moralny - mówił prezydent. Nad przygotowaniem orędzia pracował razem z nim Jacek Kurski.
Konsekwencje: Kanadyjczycy zgłosili się ze skargą do polskiego konsulatu w Nowym Jorku. Fay orędzie nazwał "homofobijną kampanią", ale mimo to wyraził życzenie spotkania z polskim prezydentem. Według "New York Timesa" konsul Krzysztof Kasprzyk przeprosił za "godny pożałowania incydent" i podziękował Fayowi za "pojednawcze podejście i empatię".

Gombrowicz - Pisarz mocno podejrzany, piewca wartości o charakterze antyedukacyjnym, takich jak homoseksualizm, tchórzostwo i lenistwo.



Dostrzegł to wicepremier i minister edukacji Roman Giertych. Dlatego maju 2007 r. wyrzucił "Ferdydurke" oraz "Trans-Atlantyk" z kanonu lektur szkolnych. W opinii szefa MEN "to książka o człowieku, który w 1939 r. migał się od służby wojskowej i wyjechał do Argentyny w poszukiwaniu przygód", a "duża część książki jest o tym, jak główny bohater poszukuje kochanka w Argentynie". - Jeżeli zmieniamy lektury, to właśnie po to, żeby zniknęły książki, które nie pokazują pozytywnego podejścia do wychowania" - uzasadniał w "Naszym Dzienniku".
Z kanonu lektur mieli też zniknąć Conrad, Goethe, Kafka, Witkacy, Herling-Grudziński i Dostojewski. Giertych zastąpił ich m.in. "Listami Nikodema" Jana Dobraczyńskiego oraz książką katolickiego publicysty Pawła Zuchniewicza "Wujek Karol. Kapłańskie lata Papieża".
Konsekwencje: Protestowali naukowcy, pisarze, nauczyciele i uczniowie. Wybitni intelektualiści włączyli się w debatę "Gazety" "Co nam czytać zakazano". Przywrócenia klasyków domagał się minister kultury Kazimierz Ujazdowski. Premier Kaczyński "nie wyobrażał sobie kanonu bez Gombrowicza". Szef MEN się złamał: Kafka i Dostojewski wrócili do kanonu. Na nowej liście lektur nadal nie było Gombrowicza, więc w lipcu 2007 r. uchylił ją rząd.

Gwóźdź - Dyktafon ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
13 sierpnia 2007 r. Kampania wyborcza była już w pełni. Minister Ziobro zwołał dziennikarzy. W podniesionej ręce trzymał cyfrowy dyktafon: "Oto gwóźdź do politycznej... zgadywanka... Andrzeja Leppera".
Chodzi oczywiście o trumnę polityczną byłego koalicyjnego wicepremiera, który oświadczył (a wcześniej zeznał w prokuraturze), że to Ziobro uprzedził go o akcji, którą CBA szykowało w Ministerstwie Rolnictwa. Ziobro miał dowód na kłamstwo Leppera, bo - jak się okazało - na spotkania z koalicyjnym ministrem chodził z magnetofonem. Nie krył, że jest z tego dumny: "Obłożę w ramki ten dyktafon i będę wspominał tę chwilę". Nagranie z rozmowy przekazał prokuraturze. Prokurator prosił jednak o oryginalny zapis, a nie o kopię na CD. Oryginał był w dyktafonie Ziobry, którego nigdy nie udało się znaleźć.
Konsekwencje: Sprawa została umorzona z braku danych "uzasadniających podejrzenie przestępstwa".
Patrz: Afera gruntowa


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,7924345,Alfabet_IV_RP___czesc_pierwsza_od_A_do_H.html#ixzz0p13iJhzq

Kto widział wokół siebie wyłącznie stare kobiety? Jak zostać oficerem w 11 dni? Kto stał tam, gdzie ZOMO, a kto był wykształciuchem? Dziś ostatni odcinek naszego alfabetu IV RP

 Praca za seks

kobiety w IV RP

4 grudnia 2006 r. w artykule "Praca za seks w Samoobronie" Marcin Kącki ujawnił w "Gazecie", że liderzy współrządzącej partii Andrzej Lepper i Stanisław Łyżwiński wykorzystują seksualnie kobiety, które zabiegają o pracę w biurach poselskich i samorządach. Lepper zaprzeczył: "To prowokacja, żeby rozbić koalicję". Posłanka Wanda Łyżwińska, żona Stanisława i wiceprzewodnicząca komisji ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn, stwierdziła: "To znaczy, że są chłopami dobrymi, że jeszcze mogą". Premier Kaczyński unikał zajęcia stanowiska. W jego imieniu Ludwik Dorn powiedział, że "nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego" i że nie będzie przyspieszonych wyborów.

Konsekwencje

Zarzuty Anety Krawczyk potwierdziły się. W lutym 2010 r. Lepper został skazany nieprawomocnie na dwa lata i trzy miesiące, a Łyżwiński - na pięć lat więzienia.

Zobacz też: Wzmożenie moralne

Rozedrganie (Rozwibrowanie)

reforma służb specjalnych

"Wstrząs kontrolowany wprowadzony przez złożoną socjotechnikę o skoordynowanej sekwencji działań" - taki pomysł na "rozwibrowanie" Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego opracował z niewielkim zespołem socjolog, specjalista od teorii "układu" prof. Andrzej Zybertowicz, który za rządów PiS znalazł zatrudnienie przy szkoleniu ABW i likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Projekt zmian w ABW pt. "Nowa konstelacja" powstawał dwa lata. Autorzy pisali, że w myśl teorii chaosu należy wprowadzić organizację w stan "chwilowej i kontrolowanej destabilizacji" zwany "fazą rozedrgania".

Konsekwencje

Projekt nie wszedł w życie. Autorzy dostali 60 tys. zł honorariów.

Zobacz też: Aneks, Dezubekizacja, WSI, Szybkie awanse



Stare kobiety

"złogi gierkowsko-gomułkowskie" w publicznym radiu

Narzekając, że "widzi wokół same stare kobiety", wiceprezes Polskiego Radia Jerzy Targalski zwalniał pracowników. Marii Szabłowskiej, dziennikarce muzycznej od 30 lat, powiedział, że musi odejść w ramach oczyszczania radia ze "złogów gierkowsko-gomułkowskich". Usprawiedliwiał go prezes radia Krzysztof Czabański: "Potrafi powiedzieć czasem coś niestosownego, nie ma wyczucia, ale warto na to spojrzeć w szerszym kontekście", "interesów dawnej sitwy".

Konsekwencje

Za nękanie pracowników rada nadzorcza radia, zdominowana przez przedstawicieli PiS, zawiesiła Targalskiego, a potem odwiesiła, "uwzględniając jego wkład pracy". Sprawę opisała w "Gazecie" Agnieszka Kublik. Targalski wytoczył jej proces, który przegrał.

Szara sieć

to ona decydowała o polskich sprawach

Pojęcie to wprowadził do obiegu premier Kaczyński. W telewizyjnym orędziu we wrześniu 2006 r. (po pierwszym wyrzuceniu z rządu Leppera i gdy TVN pokazała nagrania targów Renaty Beger z Adamem Lipińskim) mówił o naprawie aparatu państwowego podjętej przez jego rząd: "Te zmiany powinny umocnić nową nieporównanie lepszą jakość naszego życia publicznego, a poprzez to także życia gospodarczego. Ale te zmiany mogą niepokoić tych, którzy wedle słów wybitnego analityka polskiej sceny politycznej tworzą szarą sieć nieformalnych i formalnych środowisk, które dotąd, poza jakimkolwiek porządkiem prawnym, a tym bardziej konstytucyjnym, decydowały o polskich sprawach. Ci ludzie, te środowiska stracą" - tłumaczył Kaczyński.

Jako twórca idei "szarej sieci" wskazywany jest prof. Zybertowicz.



Zobacz też: Krąg podejrzeń, Rozedrganie, Stolik, Taśmy Beger, Układ

Szybkie kursy (oficerskie)

w ABW, Służbie Kontrwywiadu Wojskowego i BOR

W 2007 r. odstąpiono od wielomiesięcznych szkoleń i wprowadzono szybki tryb promocji. W BOR kursy oficerskie trwały 11 dni; w SKW - 17. Specjalnością ABW były kursy zaoczne i oszałamiające awanse. Wiceszef tej służby Grzegorz Ocieczek wszedł do niej w 2006 r. jako szeregowiec, a opuścił ją jako pułkownik. Witold Marczuk, kierujący ABW w latach 2005-06, zaczął jako podporucznik, a odszedł jako generał Służby Wywiadu Wojskowego.

Premier Kaczyński tak to tłumaczył: "Próbowaliśmy przekształcić tę część aparatu państwowego, która nie została przekształcona po 1989 r. Uważaliśmy, że sytuacja, w której aparat opresyjny niemal nie został zmieniony, jest zła i chcieliśmy to nadrobić. A jak się chce nadrobić, to trzeba szybko szkolić".

Zobacz też: Dezubekizacja, Rozedrganie, Układ

Stolik (do brydża)

mebel, który należy wywrócić

"Polacy pilnie potrzebują państwa, które nie będzie stolikiem do brydża dla partii rozgrywanych między politykami, ludźmi biznesu, aktualnymi i byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych i pospolitymi gangsterami" - te słowa z exposé premiera Kazimierza Marcinkiewicza, wygłoszonego w Sejmie 10 listopada 2005 r., natychmiast uzupełnił Jarosław Kaczyński, prezes zwycięskiego PiS: "Ten stolik do brydża, o którym mówił tutaj pan premier, stałby w dalszym ciągu i w dalszym ciągu na tym stoliku toczyłaby się gra. Trzeba wywrócić ten stolik, bo to jest pierwszy warunek zmian. Trzeba oczyścić polskie państwo" - mówił nagradzany długimi oklaskami.

Zobacz też: Krąg podejrzeń, Szara sieć, Układ

Szambo nie perfumeria

Rydzyk o prezydentowej

- To, co się stało, to skandal, nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią - mówił dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk na antenie swojej rozgłośni. Jego gniew wywołało spotkanie w Pałacu Prezydenckim z okazji Dnia Kobiet w 2007 r., gdy prezydentowa Maria Kaczyńska podpisała wymyślony przez Monikę Olejnik apel o niewprowadzanie antyaborcyjnych poprawek do konstytucji. Podpisało się pod nim również 30 znanych dziennikarek.

Konsekwencje

Prezydent Lech Kaczyński domagał się od redemptorysty przeproszenia żony. Rydzyka upomniała rada programowa Radia Maryja przy Episkopacie. Na próżno. - Za mówienie prawdy się nie przeprasza - odpowiedział ojciec dyrektor. Kilka miesięcy później mówił do studentów swojej szkoły medialnej o Marii Kaczyńskiej: - Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza.

Nagranie wykładu opublikował tygodnik "Wprost" dzień po pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę, w której wzięli udział premier Jarosław Kaczyński i jego wicepremierzy: Lepper, Giertych i Gosiewski.

Zobacz też: Telewizja Trwam

Szatani

nieporozumienie kulturowe wynikające ze słabej znajomości kanonu literatury patriotycznej

Czerwiec 2007 r. Pod kancelarią premiera kończą protest pielęgniarki. Premier Kaczyński tłumaczy samorządowcom PiS z Radomia, kto protest inspirował: "Inni szatani są tam czynni". Zdezorientowani dziennikarze pisali: "Premier uważa, że Polsce zagraża Szatan". Aluzję zrozumiał tylko Paweł Wroński z "Gazety": premier trawestował "Chorał" Kornela Ujejskiego napisany po galicyjskiej rabacji 1846 r., gdy podpuszczeni przez Austriaków chłopi wymordowali szykującą się do powstania szlachtę ("Inni szatani byli tam czynni/ O! rękę karaj, nie ślepy miecz!").

Konsekwencje

Brak patriotycznego oczytania dziennikarzy premier skomentował: "Bardzo jestem tym zmartwiony, że akurat pismo ["Gazeta Wyborcza"] wywodzące się z takiej szczególnej tradycji to zauważa, a te pisma, które jakby chciały budować innego rodzaju tradycję, pod tym względem są tak zdumiewająco słabe".

Zobacz też: KPP, Pielęgniarki

Śpioch

ukryty agent układu

Mianem "agenta śpiocha" określił Jarosław Kaczyński Janusza Kaczmarka - prokuratora krajowego, a potem szefa MSWiA w swoim rządzie, zdymisjonowanego w ramach afery gruntowo-przeciekowej. "Pan Kaczmarek to był po prostu człowiek drugiej strony, taki > śpioch <. To jest nawiązanie do agenta > śpiocha <. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent" - mówił w lipcu 2007 r. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" dodał: "Przykład Kaczmarka pokazuje, że układ jest, i to piekielnie silny, skoro był w stanie wprowadzić ludzi nawet do takiego rządu jak nasz".

Konsekwencje

Sąd pierwszej instancji (październik 2009 r.) nakazał Kaczyńskiemu przeprosić Kaczmarka za "śpiocha". Kaczyński złożył apelację.

Zobacz też: Afera gruntowa, Krąg podejrzeń, Pokaz multimedialny, Układ

Teletubisie

istoty o niejasnej tożsamości seksualnej

Ich preferencjom przyjrzała się rzeczniczka praw dziecka Ewa Sowińska z koalicyjnego LPR. W kwietniu 2007 r. zapowiedziała we "Wprost", że poprosi "psychologów z biura, by obejrzeli bajkę > Teletubbies <i ocenili, czy może być ona pokazywana w telewizji publicznej": "Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem" - wyznała. "W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst".

Konsekwencje

W styczniu 2008 r. Sowińska zajęła trzecie miejsce plebiscycie w "Washington Post" na Idiotę Roku.

Trójki

oddziały prewencyjne, dzięki którym szkoła miała być przyjazna i bezpieczna

W ramach programu Ministerstwa Edukacji Romana Giertycha z LPR "Zero tolerancji dla przemocy" każdą polską szkołę miał odwiedzić prokurator z policjantem i wizytatorem z kuratorium, by zbadać poziom bezpieczeństwa oraz porozmawiać z uczniami i nauczycielami.

Konsekwencje


Szkół okazało się za dużo jak na możliwości urzędników. MEN nie przygotował na czas wskazówek dla trójek, więc zadawały standardowe pytania: o alkohol, papierosy, chuligaństwo, a uczniowie odpowiadali często przy całej klasie.

Trybunał Konstytucyjny

"szczególna instytucja kilkunastu pań i panów przypadkowo dobranych"

Jak zauważył Jarosław Kaczyński w lutym 2006 r., w "Trybunale Konstytucyjnym są osoby w oczywisty sposób związane z SLD i widać to w ich orzecznictwie". Zdaniem prezesa PiS Trybunał wprowadza prawny "imposybilizm", "ale to się zmieni, gdy będzie wymiana jego członków". "My ludzi myślących tak jak prof. Zoll będziemy starali się nie powoływać. Bo ludzie, którzy mają kompleks antypaństwowy, do państwowych instytucji powoływać nie należy".

Kilka miesięcy później prezydent i premier oraz marszałkowie Sejmu i Senatu zbojkotowali doroczne Zgromadzenie Sędziów Trybunału. Powód: unieważnienie przez Trybunał niektórych zapisów nowej ustawy medialnej, m.in. o mianowaniu szefa KRRiT przez prezydenta.

Co jeszcze mówił premier o Trybunale? Że "traktowanie go jako zespołu mędrców, którzy nie podlegają żadnej krytyce, jest nieporozumieniem"; że "jest dziś po trosze trzecią izbą parlamentu", której zadaniem jest "petryfikacja zastanego układu społecznego, powstrzymywanie zmian. Gdy historia ruszy z miejsca, taka rola jest fatalna". Definicję podał w lipcu 2008 r.: Trybunał to "szczególna instytucja kilkunastu pań i panów przypadkowo dobranych".

Sędziowie narazili się szczególnie, wetując w maju 2007 r. wiele przepisów nowej ustawy lustracyjnej - dumy IV RP. Próbował im przeszkodzić poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, oddając się nagłej, wieczornej lekturze przygotowanych w IPN teczek sędziów.

Po obaleniu przez Trybunał ustawy lustracyjnej szef MON Aleksander Szczygło nazwał sędziów "poplecznikami komunizmu" broniącymi "interesów towarzystwa".

Konsekwencje

Nie powiodła się próba zwiększenia uprawnień prezydenta przy powoływaniu prezesa Trybunału. Ale koalicja PiS-Samoobrona-LPR powołała sześciu nowych sędziów.

Taśmy Beger

próba przejęcia przez PiS posłów Samoobrony

We wrześniu 2006 r., po pierwszym wyrzuceniu z rządu Andrzeja Leppera (drugie nastąpiło przy okazji afery gruntowej), posłanka Samoobrony Renata Beger nagrała dla programu TVN "Teraz my" swoje negocjacje z politykami PiS Adamem Lipińskim i Wojciechem Mojzesowiczem. W zamian za przejście do PiS z "grupą pięciu osób" proponowali Beger stanowisko wiceministra rolnictwa i pierwsze miejsce na liście wyborczej w jej okręgu . Mojzesowicz radził: "Lepiej pokaż, że przychodzisz do nas z przekonania. Na stanowisko lepiej poczekać dwa-trzy tygodnie. A nie wejście i stołek. Bo to by był handel. Nie od razu, bo nas zabiją".

Konsekwencje

Wybuchł skandal. Lech Kaczyński wziął w obronę PiS: "Doszło do próby semantycznego nadużycia"; taśmy Beger nie pokazują korupcji politycznej, ale "rzecz rutynową"; a sprawę rozdmuchały "wpływowe media". Kilka dni później premier Jarosław Kaczyński przeprosił w TVP wszystkich, których taśmy Beger "zaskoczyły i zatrwożyły". PiS dodatkowych głosów w Sejmie nie uzbierał, a Lepper wrócił do rządu.


Telewizja Trwam

ostoja wartości i komfortu

W lutym 2006 r. telewizja Rydzyka - jako jedyna w kraju - transmitowała na żywo podpisanie paktu stabilizacyjnego między PiS, LPR i Samoobroną. Marek Suski z PiS komentował: "Media wiarygodne będą lepiej traktowane". A Jarosław Kaczyński tłumaczył "Gazecie", że Telewizja Trwam czuła się "bardzo dyskryminowana i chciała mieć jakąś satysfakcję". Dziennikarzy pozostałych mediów wpuszczono dopiero na konferencję prasową po podpisaniu paktu. Większość ją zbojkotowała - przed drzwiami położyli mikrofony i kamery.

Traktat lizboński

trochę sukces, trochę błąd

Lech Kaczyński traktat wynegocjował, a zdaniem szefowej MSZ była to "rola oscarowa" prezydenta. Potem PiS przegrał wybory, a rząd PO zaczął zabiegać, by traktat jak najszybciej został ratyfikowany. Jarosław Kaczyński zarzucił wtedy rządowi, że "wraca do klientelizmu politycznego". PiS zapowiadał głosowanie przeciw ratyfikacji w Sejmie, jeśli nie będzie dodatkowych gwarancji dla Polski.

Prezydent też zgłosił wątpliwości: "Postanowienia traktatu, choćby te związane z rzymską wiarą, muszą zostać tak mocno zabezpieczone, jak to w prawie świeckim jest możliwe" oraz: "Nie wszystko w Unii musi być dobre dla Polski", bo zapisy Karty Praw Podstawowych mogą skutkować niemieckimi roszczeniami, a brak definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety "może godzić w powszechnie przyjęty w Polsce porządek moralny".


W kwietniu prezydent zaapelował w Sejmie o poparcie ratyfikacji. I tak się stało. Ale podpisu pod ratyfikacją wciąż nie składał. W lipcu 2008 r. zapowiedział, że czeka na ponowne głosowanie w Irlandii, która odrzuciła traktat w referendum. Do ratyfikacji wzywał prezydent Francji Nicolas Sarkozy, a o. Rydzyk protestował. "Jeśli [prezydent Kaczyński] ugnie się pod dyktatem Brukseli i go ratyfikuje, to straci zaufanie prawicy narodowej" - pisał w sierpniu w "Naszym Dzienniku" Jerzy Robert Nowak.

Konsekwencje

Prezydent ratyfikował traktat w październiku 2009 r, po 557 dniach od przyjęcia przez Sejm.

Zobacz też: Geje z Kanady

Układ

największy wróg IV RP (i Polski w ogóle)

"Zlikwidować układ" - takie zadanie Jarosław Kaczyński wyznaczył rządowi, powołując w 2005 r. koalicję PiS-LPR-Samoobrona. Układ - wyjaśnił - to "czworokąt składający się z części służb specjalnych, części środowisk przestępczych, części polityków i części środowisk biznesowych". Potem dołożył do tego "część mediów" na czele z "Gazetą Wyborczą" i TVN.

Brak postępów w ściganiu układu irytował premiera Kaczyńskiego. Według relacji Janusza Kaczmarka na naradach z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą wciąż pytał : "Kiedy wreszcie ujawnimy układ", "dlaczego jeszcze nie został rozbity", bo "jak tego nie zrobimy, przegramy wybory".

Konsekwencje

W lutym 2007 r. Kaczyński odwołał szefa MSWiA Ludwika Dorna (bo nie złapał układu) i jego funkcję powierzył Kaczmarkowi. Kaczmarek układu nie wykrył, bo - zdaniem premiera - sam był jego agentem.

Zobacz też: Blida, Oligarchowie, Stolik, Śpioch, Szara sieć

WSI

wielka likwidacja

Likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych należała do głównych punktów programu PiS w walce z układem. Uchwalił to Sejm - również głosami PO - 30 września 2006 r. Zadanie powierzono Antoniemu Macierewiczowi. W komisji weryfikującej żołnierzy wywiadu wojskowego zatrudnił działaczy prawicowych partii politycznych, naukowców z IPN i swoich dawnych współpracowników z MSW. Efektem jego pracy był ogłoszony w lutym 2007 r. "Raport o działaniach żołnierzy i pracowników WSI".

Konsekwencje

Zamiast udowodnić przestępczą działalność WSI, raport zdemaskował tajne operacje polskich służb specjalnych, ujawnił nazwiska oficerów wywiadu na placówkach zagranicznych i dane 58 osób, które współpracowały z WSI.

Zobacz też: Aneks, Szybkie awanse, Układ


Wykształciuch

wykorzeniony inteligent niepopierający PiS

Określenia tego użył w sierpniu 2006 r. wicepremier, szef MSWiA Ludwik Dorn: "Pewna wielkomiejska warstwa ludzi z wyższym wykształceniem zasklepiła się w egoizmie społecznym, a jednocześnie w odruchu kulturowej repulsji, obrony przed wszystkim, co inne, demonstruje wzmacniane przez podział polityczny postawy niechęci, lekceważenia, kulturowej agresji wobec całej innej Polski. To mocno ignorancka, egoistyczna, narcystyczna warstwa wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją. Są to właśnie wykształciuchy - mówił w wywiadzie dla "Dziennika".

Przed zarzutem, że PiS obraża ludzi wykształconych, Dorn bronił się tym, że trawestuje myśl Aleksandra Sołżenicyna. W eseju z 1974 r. rosyjski pisarz nazwał tak warstwę społeczną, która zastąpiła starą inteligencję po wytępieniu jej przez bolszewików (tytuł eseju "Obrazowanszczina" Roman Zimand przetłumaczył jako "Wykształciuchy").

Konsekwencje

W obronie "wykształciuchów" powstał nieformalny ruch społeczny, ludzie pisali do Dorna listy, niektórzy nosili koszulki z napisem: "Jestem wykształciuchem". W październiku 2007 r. Dorn próbował łagodzić, publikując "List do wykształciucha". Nie przekonał inteligencji, która w wyborach masowo opowiedziała się przeciwko rządom jego partii.

Zobacz też: Łże-elity

Wzmożenie moralne

atmosfera w IV RP trudna do utrzymania

Pojęcia tego po raz pierwszy użył Jarosław Kaczyński zimą 2005 r. w sejmowej dyskusji nad lustracją i sprawą wyniesienia przez Bronisława Wildsteina katalogu osobowego IPN (tzw. listy Wildsteina), który zawierał 160 tys. przemieszanych nazwisk funkcjonariuszy bezpieki, tajnych współpracowników i kandydatów na TW. "Mamy dzisiaj w Polsce zjawisko szczególne - wzmożenia moralnego, napięcia moralnego. Być może nawet jest to początek nowej polskiej moralnej rewolucji. Jednej z tych, które w ciągu ostatnich 200 lat nasz kraj zmieniały. Czyn Bronisława Wildsteina należy widzieć w perspektywie owego moralnego wzmożenia, owej - daj Boże - moralnej rewolucji" - mówił Kaczyński.

Konsekwencje

Kilka miesięcy po zdobyciu władzy przez PiS Wildstein został prezesem TVP. Odwołany w lutym 2007 r., dostał autorski program w telewizji.

ZOMO

1. zdegenerowany urzędnik; 2. przeciwnik polityczny PiS; 3. TVN

Porównywanie do ZOMO (Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej) było popularnym zabiegiem retorycznych w IV RP. Zaczął wicepremier Dorn: - Nowy rząd zastał służbę cywilną stworzoną przez Leszka Millera. Jej symbolem może być zomowiec prowadzący bardzo rozległe życie towarzyskie - powiedział niedługo po objęciu urzędu.

Na pozycji ZOMO ustawił oponentów premier Kaczyński w październiku 2006 r. na wiecu w Stoczni Gdańskiej: - My jesteśmy tu, gdzie wtedy. Oni tam, gdzie stało ZOMO - mówił. W radiu precyzował: - To było specyficzne, wiecowe przemówienie, na dodatek całkowicie przekręcone. Powiedziałem: "Ci, którzy na nas plują, stoją tam, gdzie stało ZOMO", czyli bronią III Rzeczpospolitej, tak jak tamci bronili PRL-u.

"Medialnym ZOMO" określił "Nasz Dziennik" telewizję TVN, gdy zbierała materiały na temat mediów Rydzyka.

Żelazny kanclerz

Jarosław Kaczyński w kanonicznym tekście "Jarosław Kaczyński chce być żelaznym kanclerzem IV RP"

W styczniu 2007 r. pod tym tytułem ukazał się w "Dzienniku" reportaż Michała Karnowskiego z gospodarskiej wizyty premiera na południu Polski. Autor, zafascynowany jego osobowością, pisał: "Kaczyński nie jest mydłkiem sterowanym przez doradców, ma wizję, która może brzmieć chropawo, ale przez niedopowiedzenia staje się atrakcyjna". Pokazał, jak premier ciężko pracuje, nie śpiąc i nie dojadając: "Tak dużo jak teraz, pracowałem tylko na początku lat 90. Czuję różnicę wieku. To ciężki urząd. Rozumiem, dlaczego Piłsudski mówił, że tak można tylko przez rok robić. Ja chcę oczywiście dłużej, ale zobaczymy" - mówi Kaczyński Karnowskiemu. W reportażu przedstawiony jest jako "szef rządu świadomy swej siły i pozycji, raczej nauczający i ogłaszający wolę swojej władzy niż zabiegający o sympatię odbiorców".

Żubr (ospały)

czyli Polska ugryziona w tyłek przez Jarosława Kaczyńskiego

W sierpniu 2007 r. poeta Jarosław Marek Rymkiewicz mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej": "Panie premierze, bez względu na to, czy pan wygra, czy przegra [wybory], powinien pan cały czas pamiętać o tym, że to, co pan wykonał, będzie pan musiał wykonać jeszcze wiele razy. Historię Polaków trzeba będzie wiele razy poruszyć, popędzić do przodu. Nie wystarczy tylko raz zmusić do galopu tego starego białowieskiego żubra. Jarosław Kaczyński jest największym polskim politykiem od czasów Józefa Piłsudskiego, tak jak Piłsudski był największym polskim politykiem od czasów kanclerza Zamoyskiego. Siła duchowa Jarosława Kaczyńskiego jest tak wielka, że stać go na to, żeby jeszcze kilka razy ugryźć w tyłek przysypiającego żubra".



Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,7935639,Alfabet_IV_RP___czesc_trzecia_od_P_do_Z.html?as=6&startsz=x#ixzz0p15pvyKW



Przemysław Warzywny

--

"Wygrana w wyborach Jarosława Kaczyńskiego może spowodować, że Polska spadnie do rangi Ruandy i Burundi, a rządziłby nią "człowiek, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych.
Wyrok w procesie apelacyjnym w aferze gruntowej uchylony. Argumenty Mariusza Kamińskiego, b. szefa CBA, i jego zwolenników, że wszystko zgodne z prawem, upadły".

Alfabet IV RP. Długie, ale warto przeczytac jaki horror zafundowali Polakom Kaczyńscy!

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona