Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Arcybiskup Cyngiel

Arcybiskup Cyngiel

Data: 2009-03-01 09:31:06
Autor: mkarwan
Arcybiskup Cyngiel
Jak pokazuje przykład Kazimierza Marcinkiewicza miłość bywa ślepa.
I nie dotyczy to tylko miłości do kobiet, ale także rozmaitych intelektualnych zauroczeń.
A najnowszym tego przykładem jest arcybiskup Józef Życiński, który -
postanowił udowodnić, że jest nie gorszym "cynglem GW" niż Agnieszka Kublik
czy Paweł Smoleński - i poświęcił obronie Adama Michnika i Heleny Łuczywo
kazanie na Środę Popielcową.

- W zeszłym tygodniu jedno z pism codziennych wydrukowało atak na drugą
gazetę, oskarżając, że tam są Żydzi, to oni wszystko potrafią, formułując
prywatne wycieczki, które dla miłośników plotek będą mieć dużą wartość i
zainteresowanie, a do tego wykorzystując instrumentalnie do wywiadu chorego,
który od lat boryka się i przeżywa poważne problemy psychiczne - grzmiał
metropolita lubelski.
A dalej było tylko lepiej.
Z kazania można się było dowiedzieć, że - wielcy twórcy kultury - są
zażenowani "antysemityzmem", jaki można znaleźć w polskiej prasie.

Polemika z tego rodzaju "publicystyką" (bo trudno uznać to za homilię czy
kazanie) jest niezmiernie trudna.
Albowiem ksiądz arcybiskup nie przeczytał rzeczonego wywiadu z Michałem
Cichym, albo celowo zniekształca jego przekaz, by ułatwić sobie zadanie
(trzeciej możliwości, że metropolita nie umie czytać ze zrozumieniem nie
biorę pod uwagę, bo jego znakomite książki filozoficzne pokazały, że
czytelnikiem jest uważnym). Skąd tak surowy wniosek?
Otóż w wywiadzie nigdzie nie pojawiają się odniesienia antysemickie.
Cichy wspomina wprawdzie o pochodzeniu Heleny Łuczywo czy Adama Michnika, i
o tym jak wpłynęło ono na ich perspektywe, ale tego rodzaju refleksje trudno
uznać za antysemickie.
Są one po prostu elementem opisu rzeczywistości "Gazety Wyborczej" i próbą
zrozumienia jej postawy w minionym dwudziestoleciu.

Manipulacja arcybiskupa, który oskarża o antysemityzm "Dziennik", może być
groźna. Nie dlatego, że straci na tym jakaś gazeta, ale dlatego, że straci
na tym dialog polsko-żydowski.
Po raz kolejny okazuje się bowiem, że jest on wykorzystywany do bieżącej gry
politycznej, że oskarżenia o antysemityzm są elementem rozgrywek, które
wyciąga się, by pognębić przeciwnika i odebrać mu moralne prawo do
polemizowania z ideowymi oponentami.
Szczególnie często po taką broń sięgała "Gazeta Wyborcza" i rozmaici
zwolennicy dialogu.
Teraz sięgnął po niego arcybiskup Życiński.

Ale takie instrumentalne wykorzystywanie antysemityzmu jest groźne także dla
samych Żydów.
Znakomicie ilustruje to przypowieść, jaką przywołuje ks. Waldemar
Chrostowski w wydanym właśnie przez wydawnictwo "Fronda" tomie "Kościół,
Żydzi, Polska".
Jej głównym bohaterem jest błazen, który wyspecjalizował się w bieganiu po
mieście i krzyczeniu, że właśnie wybuchł pożar.
Ludzie bawili się z nim w ten sposób co wieczór, i mieli z tego niezły ubaw.
Aż do momentu, gdy pożar rzeczywiście wybuchł błazen zauważył go jako
pierwszy i postanowił ostrzec ludzi, krzycząc "pożar, pożar".
Ale oni mu nie uwierzyli i spłonęła poława miasta. Arcybiskup Życiński
niestety spełnia obecnie rolę takiego błazna.
Oskarżając o antysemityzm w sytuacji, gdy mamy do czynienia z polemiką
między redakcjami, czy próbą zrozumienia fenomentu "Gazety Wyborczej" jest
groźną zabawą słowami.
Bowiem, gdy przyjdzie moment (a nie możemy tego, szczególnie w sytuacji
głębokiego kryzysu ekonomicznego, wykluczyć), że pojawi się prawdziwy
antysemityzm, nikt już nie będzie wierzył w słowa, które wcześniej rzucano
na wiatr i wykorzystywano do zwalczania przeciwników ideowych.
A odpowiedzialność za to spoczywać będzie właśnie na "bojownikach z
antysemityzmem", którzy zamiast prowadzić rzeczywisty dialog zajęli się
etykietowaniem.

Publicystyczny spadek formy arcybiskupa czy jego szkodliwa dla dialogu
polsko-żydowskiego działalność jest tym smutniejsza, że dokonuje się nie na
łamach jakiejś gazety, ale w świątyni.
I to w dzień początku Wielkiego Postu. Ten dzień jest w Kościele dniem
szczególnym, wezwaniem do pokuty, a nie okazją do wątpliwych w treści
połajanek polityczno-redakcyjnych.
Metropolita zatem, w takim dniu, powinien zapomnieć, czyjej gazety jest
"człowiekiem roku" i kto najwytrwalej go bronił, a zająć się wypełnianiem
swojego powołania biskupiego.
Jeśli ksiądz arcybiskup nie wie, co to znaczy, to mógłby skorzystać ze
znakomitych kazań św. Jana Chryzostoma (bo choć to, zdaniem wielu
komentatorów, antysemita - to kazania wielkopostne miał znakomite), św.
Efrema Syryjczyka czy choćby Cyryla Jerozolimskiego.
Ich lektura byłaby z pewnością większym pożytkiem tak dla arcybiskupa, jak i
jego wiernych, niż zmiksowane danie z porannej lektury "Gazety Wyborczej",
jakie zaserwował w ramach Środy Popielcowej swoim wiernym metropolita
lubelski.

źródło http://terlikowski.salon24.pl/389070.html

Data: 2009-03-01 13:33:05
Autor: cytryna
Arcybiskup Cyngiel
Jak pokazuje przykład Kazimierza Marcinkiewicza miłość bywa ślepa.
I nie dotyczy to tylko miłości do kobiet, ale także rozmaitych intelektualnych zauroczeń.
A najnowszym tego przykładem jest arcybiskup Józef Życiński, który -
postanowił udowodnić, że jest nie gorszym "cynglem GW" niż Agnieszka Kublik
czy Paweł Smoleński - i poświęcił obronie Adama Michnika i Heleny Łuczywo
kazanie na Środę Popielcową.

- W zeszłym tygodniu jedno z pism codziennych wydrukowało atak na drugą
gazetę, oskarżając, że tam są Żydzi, to oni wszystko potrafią, formułując
prywatne wycieczki, które dla miłośników plotek będą mieć dużą wartość i
zainteresowanie, a do tego wykorzystując instrumentalnie do wywiadu chorego,
który od lat boryka się i przeżywa poważne problemy psychiczne - grzmiał
metropolita lubelski.
A dalej było tylko lepiej.
Z kazania można się było dowiedzieć, że - wielcy twórcy kultury - są
zażenowani "antysemityzmem", jaki można znaleźć w polskiej prasie.

Polemika z tego rodzaju "publicystyką" (bo trudno uznać to za homilię czy
kazanie) jest niezmiernie trudna.
Albowiem ksiądz arcybiskup nie przeczytał rzeczonego wywiadu z Michałem
Cichym, albo celowo zniekształca jego przekaz, by ułatwić sobie zadanie
(trzeciej możliwości, że metropolita nie umie czytać ze zrozumieniem nie
biorę pod uwagę, bo jego znakomite książki filozoficzne pokazały, że
czytelnikiem jest uważnym). Skąd tak surowy wniosek?
Otóż w wywiadzie nigdzie nie pojawiają się odniesienia antysemickie.
Cichy wspomina wprawdzie o pochodzeniu Heleny Łuczywo czy Adama Michnika, i
o tym jak wpłynęło ono na ich perspektywe, ale tego rodzaju refleksje trudno
uznać za antysemickie.
Są one po prostu elementem opisu rzeczywistości "Gazety Wyborczej" i próbą
zrozumienia jej postawy w minionym dwudziestoleciu.

Manipulacja arcybiskupa, który oskarża o antysemityzm "Dziennik", może być
groźna. Nie dlatego, że straci na tym jakaś gazeta, ale dlatego, że straci
na tym dialog polsko-żydowski.
Po raz kolejny okazuje się bowiem, że jest on wykorzystywany do bieżącej gry
politycznej, że oskarżenia o antysemityzm są elementem rozgrywek, które
wyciąga się, by pognębić przeciwnika i odebrać mu moralne prawo do
polemizowania z ideowymi oponentami.
Szczególnie często po taką broń sięgała "Gazeta Wyborcza" i rozmaici
zwolennicy dialogu.
Teraz sięgnął po niego arcybiskup Życiński.

Ale takie instrumentalne wykorzystywanie antysemityzmu jest groźne także dla
samych Żydów.
Znakomicie ilustruje to przypowieść, jaką przywołuje ks. Waldemar
Chrostowski w wydanym właśnie przez wydawnictwo "Fronda" tomie "Kościół,
Żydzi, Polska".
Jej głównym bohaterem jest błazen, który wyspecjalizował się w bieganiu po
mieście i krzyczeniu, że właśnie wybuchł pożar.
Ludzie bawili się z nim w ten sposób co wieczór, i mieli z tego niezły ubaw.
Aż do momentu, gdy pożar rzeczywiście wybuchł błazen zauważył go jako
pierwszy i postanowił ostrzec ludzi, krzycząc "pożar, pożar".
Ale oni mu nie uwierzyli i spłonęła poława miasta. Arcybiskup Życiński
niestety spełnia obecnie rolę takiego błazna.
Oskarżając o antysemityzm w sytuacji, gdy mamy do czynienia z polemiką
między redakcjami, czy próbą zrozumienia fenomentu "Gazety Wyborczej" jest
groźną zabawą słowami.
Bowiem, gdy przyjdzie moment (a nie możemy tego, szczególnie w sytuacji
głębokiego kryzysu ekonomicznego, wykluczyć), że pojawi się prawdziwy
antysemityzm, nikt już nie będzie wierzył w słowa, które wcześniej rzucano
na wiatr i wykorzystywano do zwalczania przeciwników ideowych.
A odpowiedzialność za to spoczywać będzie właśnie na "bojownikach z
antysemityzmem", którzy zamiast prowadzić rzeczywisty dialog zajęli się
etykietowaniem.

Publicystyczny spadek formy arcybiskupa czy jego szkodliwa dla dialogu
polsko-żydowskiego działalność jest tym smutniejsza, że dokonuje się nie na
łamach jakiejś gazety, ale w świątyni.
I to w dzień początku Wielkiego Postu. Ten dzień jest w Kościele dniem
szczególnym, wezwaniem do pokuty, a nie okazją do wątpliwych w treści
połajanek polityczno-redakcyjnych.
Metropolita zatem, w takim dniu, powinien zapomnieć, czyjej gazety jest
"człowiekiem roku" i kto najwytrwalej go bronił, a zająć się wypełnianiem
swojego powołania biskupiego.
Jeśli ksiądz arcybiskup nie wie, co to znaczy, to mógłby skorzystać ze
znakomitych kazań św. Jana Chryzostoma (bo choć to, zdaniem wielu
komentatorów, antysemita - to kazania wielkopostne miał znakomite), św.
Efrema Syryjczyka czy choćby Cyryla Jerozolimskiego.
Ich lektura byłaby z pewnością większym pożytkiem tak dla arcybiskupa, jak i
jego wiernych, niż zmiksowane danie z porannej lektury "Gazety Wyborczej",
jakie zaserwował w ramach Środy Popielcowej swoim wiernym metropolita
lubelski.

źródło http://terlikowski.salon24.pl/389070.html

**************************************************************************

TW Filozof już tak ma. Stale wyskakuje przed szereg szkodząc Kościołowi więcej
niż niejeden agnostyk czy wręcz wojujący ateista. Szkodliwośc tego purpurata polega na tym, że wielu ludzi nie znających jego poglądów z powagą traktuje jego szalone enuncjacje.Ten pożałowania godny kapelan GWna ani chybi skończy tak jak jego kumpel z Poznania, choć przyczyny będa inne. --


Arcybiskup Cyngiel

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona