Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   BARDZO TRUDNE SPRAWY - GENERAL GATES ZNA LEPIEJ, ALE NALEZY UZYWAC TERAZ FAKTOW KTORE MY ZNAMY

BARDZO TRUDNE SPRAWY - GENERAL GATES ZNA LEPIEJ, ALE NALEZY UZYWAC TERAZ FAKTOW KTORE MY ZNAMY

Data: 2009-03-14 10:15:45
Autor: Me
BARDZO TRUDNE SPRAWY - GENERAL GATES ZNA LEPIEJ, ALE NALEZY UZYWAC TERAZ FAKTOW KTORE MY ZNAMY

To bardzo glebokie; ja wycinkowo to robilam. Jest problem bo rosne
aspekty idealogii zydowskich
( nie chce wytykac od razu) zawieraja elementy dyskryminacyjne, jesli
nie faszystowskie;
in many ways Halocaust zamyka tzw. kolo hostorii. To nie do tyczy
calego Holokaustu zydowskiego.



Prosze sie klocic ze mna.


                                          Za wszystkie sluzby wlacznie
zaawansopwanymiu zydowskimi ( oni chyba nie maj nic naprzeciw abym ja
zlapala ten wiatr za nich)


Kubel wody byl kiedy  w 1947 roku ( chyba, ale moge sie mylic o rok) w
kutnie zwolano ofiary na tysiace  - prezentuja sie na zdjeciacj jak
najdorodniejsza czesc polskiego pobitego spoleczenstwa wtedy. zdjecia
te jest latwo odkopac.

Koledzy z Mosadu mowcie prawde - tak jest lepiej w koncowym
balansie.Mnie sie nawet wydaja ze ja tam bylam , ale wciaz
przechodzilam kuracje na tzw. raka kosci ( ktirego tearz ma Specetr)
i nie pamietam sie jak fizyczna potege tam, ale  " can bear the
witness". prawda jest lepsza niz klamstwo dla zydowskiego
spolecznstwa.

Ten nieszczsny rak jest wciaz przedmiotem zazdrosci - ja bylam bardzo
chora a le z powodu wrzucenia do odchodow i mieszakania tam na stojaca
ponad miesiac bez jedzenia. Po powrocie bylam bardzo popularna w
senacie. Czesto ludzie plakali w cazsie mich wystapien. zawsze bylam
obrzucana podarkami. pomagano mie. Dostalam "Sacret heart". Po
napadzie na mnie w white House, Specter poinformoal wszystkich
jak ,mnie przesladowac. MAC tez nie lepszy - jego rodzina jest lepsza
po dowiedzeniu sie o tym incydencia jak dostalam raka kosci.



Podziwiam i popieram proby pelnego porozumienia z Izraelem ale na
zasadzie opierania o  fakty.



On Mar 14, 5:26 am, "mkarwan" <mkar...@poczta.onet.pl> wrote:
Aby zrozumieć czasy, w których się żyje, warto cofnąć się niekiedy o parę
kroków, spojrzeć z dystansu i wykonać prosty eksperyment myślowy polegający
na zadaniu pytania: co by było gdyby?
Co by było, gdyby służby specjalne pewnego europejskiego państwa
zatwierdziły, a następnie realizowały program "tropienia treści żydowskich w
mediach"? Gdyby niezależna uczelnia tego kraju odwołała w trybie nagłym
międzynarodową konferencję naukową z uwagi na to, że miał w niej wziąć
udział prelegent o poglądach "semickich"?
Gdyby pewne opinie na mocy niepisanej umowy były konsekwentnie pomijane w
mediach jako "syjonistyczne", głoszącym je zaś pismom odmawiano by
kolportażu i dystrybucji?
Oczywiście stwierdzilibyśmy, że to niedopuszczalna sytuacja, a gdyby ktoś
zapytał, jaki to europejski kraj mógłby dopuścić się takich okropieństw,
odparlibyśmy, że coś takiego możliwe było tylko w początkach III Rzeszy.

Zastąpmy teraz "Żydów" i "syjonistów" przez "lewicowców" i "komunistów", a
następnie znów zapytajmy: co by było gdyby organy państwa zlecały specjalnym
komórkom tropienie lewicowców i kryptokomunistów w mediach, gdyby wywierano
wpływ na uniwersytety, aby nie zapraszały naukowców o lewicowych poglądach,
gdyby panowała nieformalna cenzura na głoszenie idei podejrzewanych o
komunizm, a czasopisma lewicowe, za cichym przyzwoleniem władz, pomijane
były przez kolporterów?
Znów stwierdzilibyśmy, nawet nie sympatyzując z lewicą czy komunizmem, że to
niedopuszczalne pogwałcenie wolności słowa, a gdyby ktoś spytał, gdzie coś
takiego mogłoby się wydarzyć, odpowiedzielibyśmy, że ani chybi chodzi o
Stany Zjednoczone w czasach szalejącego makkartyzmu.

Prawdopodobnie zdecydowana większość zgodziłaby się, że dyskryminowanie
ludzi jedynie z powodu ich przekonań jest czymś wysoce nagannym i coś
takiego nie powinno funkcjonować w demokratycznym społeczeństwie.
Niemal wszyscy uznaliby, że "tropienie Żydów", zwłaszcza kiedy pojęcie
 "Żyda" jest tak mętne i ogólne jak to, którego używali naziści, jest czymś
podłym.  Również dyskryminację osób o przekonaniach lewicowych, a nawet
skrajnie radykalnych, część z nas uznałaby za niedopuszczalną w liberalnym
państwie, niezależnie od własnej z nimi niezgody. Jak widać, odruch
sprzeciwu wobec tego rodzaju zjawisk nie jest ściśle związany z konkretnymi
poglądami politycznymi.

Czy w związku z tym możemy się w Polsce czuć bezpiecznie?
Czy człowiek może w tym kraju publicznie mówić to, co chce, nie bojąc się,
że zostanie za to ukarany przez władze bądź za ich przyzwoleniem
szykanowany? Biorąc pod uwagę wymienione wcześniej przypadki, można by
odpowiedzieć twierdząco: nie spotykamy się dziś w naszym kraju z tropieniem
"syjonistów, nikt nie jest wykluczany z życia publicznego za głoszenie
"filosemickich" poglądów.
Pomimo ostrzeżeń lewicy laickiej, po 1989 roku nikt nie prześladuje
lewicowców czy byłych komunistów.

Nie zdarzyło się też, aby jakiś uniwersytet odwołał konferencję ze względu
na udział w niej osoby głoszącej "antypolskie" poglądy, jak choćby Jan
Tomasz Gross, bądź szykanował osoby głoszące idee skrajnie lewicowe (zarówno
feministki, jak i członkowie Komunistycznej Partii Polski bez trudu znajdują
zarówno zatrudnienie na uczelniach, jak i dostęp do mediów).
Czyżby więc wszystko było w porządku i panowała u nas powszechna tolerancja
dla osób głoszących odmienne poglądy?

FEMINISTKI TO SPOLECZNY KONSTRUKT , PRODUKT SPOLECZNEJ INZYNIERII , TU
I W USA
( prawie w 100%). czy to lewicowy produkt - nie jestem pewna bo
oruyginalny motyw jest prawicowy i to prawicowcy zapominaja o
democratycznie zorganizowanym spolecznstwie,m ale lewicowcy masakruja
je.

Moze trzeba wcaiz dojrzewac do demokracji wzfledem udzialu kobiet w
niej. konstrukt hest tu uzywany przeciw kobietom NIE MAM MAJMNIEJSZE
WATPLIWOSCI, BI FENMINISTYCZNE DECYZJE W SEMACIE PODJELI SPECTER,
bIDEN I KENNEDY, NIEZALEZNIE NIEJAKO W JAKIM MIEJSCU POLITYCZNEGO
SPEKTUM ONI DZIALAJA, ALE MOZE BYC TEZ TAK ZE TYLKO SPECTER
( PRAWIOCOWIEC) KLAMIE. prosz euwazac aby nie  zakladac wiecej niz ta
grupa kobiet moze.
Niestety, tak nie jest.
Wszystkie wcześniejsze przykłady nie zostały wymyślone, lecz odnoszą się do
konkretnych zdarzeń, do których doszło w Polsce w zeszłym roku.
Jedyna różnica polega na tym, że nie dotyczyły one "syjonistów" czy
"kryptokomunistów", lecz - równie pojemnej dziś, jak w czasach hitlerowskich
pojęcie "Żyda" - kategorii "antysemitów" i "ksenofobów".
Jak już pisaliśmy w "Opcji", polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
prowadzi akcję tropienia w mediach wypowiedzi "antysemickich, rasistowskich
i ksenofobicznych", eufemistycznie nazywając to "monitorowaniem".
W tym celu posługuje się peerelowskimi aparatczykami z tytułami naukowymi,
którzy dawne metody tropienia "elementów antysocjalistycznych" wykorzystują
dziś z powodzeniem w rzekomo wolnej III RP.
Co więcej, w sponsorowanych przez władze projektach domagają się
wprowadzenia dotkliwych kar za niepoprawne opinie, co spotyka się z pełną
aprobatą polskiego rządu, tłumaczącego się, że takie są standardy
europejskie.
Przykro to mówić, ale są to standardy Europy z wizji Adolfa Hitlera..

Kolejny przykład: w grudniu ubiegłego roku władze Uniwersytetu Wrocławskiego
doprowadziły do odwołania konferencji naukowej z tego tylko powodu, że
gościem jej miał być profesor Jerzy Robert Nowak, uznany autorytatywnie
przez "Gazetę Wyborczą" za "antysemitę".
Czy nie mamy tu do czynienia z taką samą sytuacją, jak w czasach, kiedy na
wniosek nazistowskiego "Stürmera" odwoływano wykłady profesorów uznawanych
przez tę gazetę za "Żydów"?

Czy organ Adama Michnika nie zaczyna pełnić dziś takiej samej roli, jaką
pełniła w roku 1968 "Trybuna Ludu", wzywając do usunięcia z polskich uczelni
"syjonistów"?

Jak wielokrotnie pokazywano - czynił tak m.in. Norman G. Finkelstein -
pojęcie "antysemityzmu" jest dziś tak szerokie i niejasne, że dawno
przestało mieć cokolwiek wspólnego z tym, co rozumiano przez nie w czasach
II wojny i tuż po niej.
Służy ono dziś najczęściej jedynie jako broń w walce z politycznymi
przeciwnikami, których w ten sposób "odczłowiecza się", zamiast z nimi
dyskutować.
W taki sam sposób stosowano niegdyś terminy "Żyd", "kułak", "burżuj",
"reakcjonista".
Wszyscy wrzuceni do pojemnego worka wyznaczanego przez te kategorie byli
automatycznie pozbawiani praw ludzkich i nikt nie uważał za stosowne
dopuszczać ich do głosu - bo przecież nie będzie się dyskutować z "Żydem"
czy "kułakiem", gdyż sama ich natura dowodzi błędności ich poglądów.
Dziś mamy do czynienia z analogiczną sytuacją: chcąc komuś odebrać głos,
określa się go mianem "antysemity" czy "ksenofoba".

Jak widać, w nowej Europie zaczyna powoli być wprowadzany stary podział na
oświeconą Rasę Panów, zatwierdzającą, co dobre, a co złe, co wolno, a czego
nie, oraz szeroką klasę niezasługujących na głos podludzi.

Ostatni przykład dotyczy naszego miesięcznika, który od lat boryka się z
trudnościami kolportażu i dystrybucji.
Z jakichś, nieznanych nam powodów, salony Empik odmówiły dystrybucji książek
wydawnictwa Wektory, pomimo tego, że zupełnie dobrze się sprzedawały.
Również firma Kolporter odmówiła kolportażu "Opcji", choć zwroty naszego
pisma były dużo niższe niż w przypadku wielu innych gazet, które pomimo tego
Kolporter kolportuje.
Oczywiście, w obu wypadkach są to prywatne firmy i mogą podejmować swobodne
decyzje, nikomu się z tego nie tłumacząc, powstaje jednak pytanie, dlaczego
podejmują decyzje nieopłacalne z ekonomicznego punktu widzenia?
Jeśli pieniądze nie odgrywają roli, to co wpływa na to, że niektórym pismom
odmawia się kolportażu?
Czyżby chodziło o głoszone w nich poglądy?
Czyżby właściciele mediów musieli dziś dostosowywać się do cichych i
nieformalnych zaleceń władzy, która za pomocą swoich służb sugeruje, co jest
słuszne, a co nie jest?
Czy mamy do czynienia z sytuacją analogiczną do czasów III Rzeszy, kiedy
prywatni przedsiębiorcy mogli funkcjonować, o ile dostosowywali się do
wiodącej linii NSDAP?
 Jak wiadomo, w Niemczech lat 30. działały prywatne media, które ktoś
nieobeznany z sytuacją mógłby uznać za niezależne.
A jednak trudno byłoby znaleźć gazetę, która otwarcie krytykowałaby poglądy
Adolfa Hitlera albo przeciwstawiała się pogromom.
Czyżbyśmy mieli do czynienia z powtórką z historii, tyle że, jak na razie, w
delikatniejszej wersji?

Piszemy o tym wszystkim po to, aby pokazać, że za zasłoną frazesów o
tolerancji i demokracji, skrywa się nieco inna rzeczywistość.

 Jednakże, aby to sobie uświadomić, trzeba nieco oderwać się od
stereotypowego przekonania, że totalitaryzm zawsze musi przychodzić w
mundurze gestapowca.

Tak bardzo uwierzyliśmy w to, że źli mogą być jedynie "faszyści", że nie
jesteśmy w stanie dostrzec zła przychodzącego pod postacią walki z
nietolerancją i ksenofobią.

 Jesteśmy do tego stopnia przytłoczeni wypowiedziami o wydumanej
dyskryminacji rozmaitych egzotycznych grup w rodzaju gejów (którzy, nawiasem
mówiąc, są pupilkiem mediów), że przestaliśmy zwracać uwagę na faktyczną
dyskryminację ludzi myślących inaczej - choćby w "kwestii gejowskiej".

Pamiętajmy jednak, że państwa totalitarne również rozpoczynały od walki o
prawa rozmaitych, rzekomo wykluczanych grup - prawa aryjczyków, prawa
proletariatu, prawa Niemców do poszerzania przestrzeni życiowej itd.

Walka ta była zaś tylko początkiem prześladowania wszystkich tych, którzy
mieli pod tym względem jakiekolwiek wątpliwości.

Nie zapominajmy też, że żaden totalitaryzm nie był brutalny i morderczy od
samego początku: przeciwnie, na samym początku katów witano kwiatami,
wierząc ich zapewnieniom, iż celem jest powszechna równość, wolność i
braterstwo.

Obyśmy się mylili w diagnozach, ale opisane tu zdarzenia - a także wiele
innych, bardzo podobnych - sugerują, że od państwa Hitlera i Stalina dzieli
nas jedynie różnica stopnia, nie istoty.
źródłohttp://www.opcja.pop.pl/index.php?id_artykul=2723

.............

ARTYKUL NIE WYRAZA MICHM MYSLI W 100%

BARDZO TRUDNE SPRAWY - GENERAL GATES ZNA LEPIEJ, ALE NALEZY UZYWAC TERAZ FAKTOW KTORE MY ZNAMY

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona