Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Bez swojej wiedzy i zgody...

Bez swojej wiedzy i zgody...

Data: 2010-02-02 11:33:29
Autor: cirrus
Bez swojej wiedzy i zgody...
Uzytkownik "Wlodzimierz Zabotynski" <a_rem@poczta.onet.pl> napisal w wiadomosci news:6c004$4b66ff0e$54702a04$30771news.chello.at...
Stanislaw Michalkiewicz, 30-01-2010
Bo to jest wielka prawda stara; z poczwarki, miast motyla, nedzna wykluje
sie poczwara…”. Nie ma zbrodni bez kary, a w dodatku – „zbrodnia nie
nazwana jest jak trucizna utajona w winie”. Nic wiec dziwnego, ze w 20
lat po bliskich spotkaniach III stopnia z generalem Kiszczakiem, jakie w
róznych Magdalenkach odbywali konfidenci i pozyteczni idioci, wbrew
obiegowej opinii o bezowocnosci takich stosunków, Polske zaczyna zalewac
fala osobliwego potomstwa tej sodomii, poprzez powiazania z razwiedka,
pretendujacego do pelnienia obowiazków elity.
Niektórzy, dla lepszego kamuflazu, przebieraja sie nawet za duszpasterzy,
chociaz na dobra sprawe nikt przytomny nie powinien powierzyc ich pieczy
nawet duszy od zelazka, ale wiekszosc, jak na przyklad przewodniczacy
sejmowej komisji sledczej, pan posel Miroslaw Sekula, jesli nie próbuje
zachowac nawet pozorów przyzwoitosci, to prawdopodobnie „bez swojej
wiedzy i zgody”. W dodatku pan przewodniczacy ma jeszcze i to szczescie,
ze urodzil sie dopiero w 1955 roku, bo az strach pomyslec, czego by
narobil, gdyby, dajmy na to, urodzil sie wczesniej.
Na przyklad, taki Roland Freisler, który urodzil sie w 1893 roku, najpierw
byl bezbarwnym adwokacina. W 1925 roku wstapil do Narodowosocjalistycznej
Niemieckiej Partii Robotniczej i pnac sie do coraz wyzszych grzadek po
szczeblach urzedniczej kariery, zostal wreszcie prezesem Trybunalu
Ludowego i w tym charakterze dopuscil sie obrzydliwych mordów sadowych na
uczestnikach spisku 20 lipca 1944 roku. Jedna z postaci owej obrzydliwosci
byly obelgi, jakimi Roland Freisler obrzucal podsadnych, chociaz wcale nie
musial. Czy robil to z checi przypodobania sie Adolfowi Hitlerowi, czy tez
juz machinalnie, „bez swojej wiedzy i zgody” Podobnie Mieczyslaw Widaj,
który urodzil sie nawet troche pózniej, bo dopiero w roku 1912 i moze
dokonalby zywota w miare przyzwoicie, gdyby w 1948 roku diabel nie
podkusil go, by zapisal sie do PZPR. Jako juz partyjny sedzia wojskowy
dopuscil sie niezliczonych zbrodni sadowych, wydajac równiez 106 wyroków
smierci, m.in. na asa polskiego lotnictwa, plk Stanislawa Skalskiego,
czy majora Zygmunta „Lupaszke” Szendzielarza.
Pan Miroslaw Sekula chyba tez musial byc kuszony i to w dodatku chyba nie
przez jednego, ale co najmniej przez dwóch diablów, skoro najpierw zapisal
sie do AWS, a potem – do Platformy Obywatelskiej. Czym go diably kusily?
Jakie miraze mu podsuwaly? Na razie, to znaczy – na tym etapie razwiedka
zadnych morderstw chyba sie od niego nie domaga, ale po pierwsze –
przeciez nie powiedziala jeszcze ostatniego slowa, a po drugie – juz
starozytni Rzymianie zauwazyli, ze consuetudo est altera natura, co w
przelozeniu na ludowe przyslowie wyklada sie, ze od rzemyczka do
koniczka. Przywilej póznego urodzenia, owszem – chroni, ale tylko do
pewnego momentu. Zreszta – ta urzednicza bezbarwnosc, to cedzenie slów
przez zacisniete zeby… Wiec jesli na nastepnym etapie, w miare postepu
socjalizmu walka klasowa znowu sie zaostrzy, to kto wie, czy nie pojawi
sie kolejny diabel z nowymi ofertami?
O ile tedy panu poslowi Miroslawowi Sekule postepowanie „bez swojej
wiedzy i zgody” mozna przypisac z uprzejmosci, o tyle panu prezydentowi
Lechowi Kaczynskiemu postepowanie takie musimy przypisac z obowiazku
mówienia prawdy. Odbierajac na praskich Hradczanach z rak prezydenta
Waclawa Klausa order Bialego Lwa z Lancuchem pan prezydent Kaczynski
zupelnie serio powiedzial, ze po ratyfikacji traktatu lizbonskiego Unia
Europejska powinna byc silnym „zwiazkiem panstw”, a nie –
„superpanstwem”. Problem polega na tym, ze wlasnie w traktacie
lizbonskim zapisane sa postanowienia, które Wspólnoty Europejskie,
bedace forma istnienia „zwiazku panstw”, przeksztalcaja w Unie
Europejska, która jest panstwem zwiazkowym, a wiec – rodzajem
„superpanstwa”.
Wprawdzie jest rozkaz, zeby udawac, iz Unia Europejska nie tylko „super”,
ale w ogóle zadnym „panstwem” nie jest, ale co z tego, kiedy w traktacie
lizbonskim wszystkie wlasciwosci panstwa sa jej przypisane, moze z
wyjatkiem najbardziej zewnetrznych, symbolicznych znamion, jak flaga,
godlo i hymn – które dla zmylenia naiwnych i uspokojenia hipokrytów
zostaly z traktatu usuniete. Unia Europejska ma bowiem terytorium,
obejmujace obszar wszystkich panstw stanowiacych jej czesci skladowe, ma
obywateli, którymi wszyscy stalismy sie 1 grudnia, w dniu wejscia w
zycie traktatu lizbonskiego, a wiec „ludnosc” – no i wreszcie wladze w
postaci prezydenta, ministra spraw zagranicznych, Komisji Europejskiej
Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, ma Europejski Bank
Centralny i wspólna walute, ma Europol, czyli wspólna policje, Eurojust,
czyli prokurature, ma organy wladzy sadowniczej, a takze – sile zbrojna
w postaci UZE.
Poniewaz jest absolutnie wykluczone, by pan prezydent Kaczynski w
obecnosci czeskiego prezydenta Klausa, który traktat lizbonski
najwyrazniej zna, mógl swiadomie klamac, mamy dwie mozliwosci: albo pan
prezydent Kaczynski traktatu lizbonskiego nie zna, albo wprawdzie znal,
ale juz zapomnial, co w nim jest zapisane. Pierwsza mozliwosc wydaje sie
na pierwszy rzut oka malo prawdopodobna, bo, jak pamietamy, pan
prezydent Kaczynski traktat lizbonski negocjowal, a skoro tak, to nie
znac go nie moze. Kiedy jednak przypomnimy sobie, jak wygladalo to
negocjowanie, to znaczy – jak pan prezydent, w trakcie niezwykle
czestych przerw, wielokrotnie laczyl sie telefonicznie ze swym bratem
Jaroslawem, a takze – ze po zakonczeniu negocjacji nie tylko on, ale
równiez pozostali ich uczestnicy mieli trudnosci z wyjasnieniem, na czym
wlasciwie polegal ich negocjacyjny sukces, to prawdopodobienstwo, iz pan
prezydent negocjowal traktat lizbonski „bez swojej wiedzy i zgody”,
wydaje sie calkiem spore. Ale nie mozna tez wykluczyc z góry mozliwosci
drugiej – ze prawdzie pan prezydent traktat lizbonski mniej wiecej znal,
ale juz zapomnial o co tam chodzilo.
Rzecz w tym, ze trudnosci z objasnieniem negocjacyjnego sukcesu mogly
wynikac z dysonansu miedzy propagandowa potrzeba sukcesu, a
rzeczywistoscia. Jak bowiem pamietamy, zarówno rzad pana premiera
Jaroslawa Kaczynskiego, jak i pan prezydent, lubili prezentowac sie
opinii publicznej w charakterze plomiennych obronców interesów
narodowych i panstwowych. Poniewaz bylo oczywiste, ze traktat lizbonski
w obydwa te interesy godzi, trzeba bylo, gwoli zatarcia tego
nieprzyjemnego wrazenia, wykreowac jakis sukces. Poniewaz zadnego
sukcesu nie bylo, zastapiono go czysta propaganda i stad trudnosci z
objasnieniem opinii publicznej, na czym wlasciwie on polegal. Nie musze
chyba nikogo przekonywac, ze dla pana prezydenta musialo to byc
niezwykle przykre przezycie traumatyczne, a wiadomo, ze tego rodzaju
przezycia ludzie chetnie wymazuja ze swiadomosci. Totez nic dziwnego, ze
pan prezydent moze dzisiaj juz nie pamietac, co wlasciwie jesienia
ratyfikowal i na Hradczanach wprawdzie mówil calkiem serio i szczerze,
ale mimo to – „bez swojej wiedzy i zgody”.
Stanislaw Michalkiewicz
Tygodnik "Najwyzszy Czas"

Wczoraj Wencie (obecnemu trenerowi pilkarzy recznych) przypomniano spotkanie z Kiszczakiem, piekna analogia do obecnego spotkania  z Lechem kaczynskim.

--
stevep

Bez swojej wiedzy i zgody...

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona