Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Bliski koniec "uprzątania" Syrii z najemników Zachodu?

Bliski koniec "uprzątania" Syrii z najemników Zachodu?

Data: 2016-02-21 09:29:52
Autor: mkarwan
Bliski koniec "uprzątania" Syrii z najemników Zachodu?
Pod Aleppo siły syryjsko-rosyjskie osiągają przewagę nad opcją turecko-terrorystyczną. Wojna syryjska wkroczyła w nowy etap. Co może być dalej?

Wejście Rosji do bezpośredniej gry wojskowej na Bliskim Wschodzie spowodowało pożądany przełom w wojnie syryjskiej.
Obecnie armia prezydenta Assada przy kluczowym wsparciu lotnictwa rosyjskiego rozpoczęła bardzo skuteczną i chyba decydującą ofensywę przeciw terrorystom w północno-zachodniej Syrii.
Ma ona na celu rozbicie lub likwidację dżihadu w tej części kraju, całkowite oswobodzenie Aleppo i odepchnięcie terrorystów od kluczowego rejonu Latakii, który jest główną ojczyzną alawitów - szyickiej mniejszości, z której pochodzi Assad i większość kadry oficerskiej zwłaszcza w syryjskim lotnictwie.
To właśnie alawici mieli być w planach terrorystów zgładzeni w pierwszej kolejności do ostatniego niemowlęcia.
Konsekwencją obecnej ofensywy jest masowa ucieczka nie tylko samych terrorystów, ale i tej części sunnickiej ludności cywilnej (conajmniej 30-70 tys.), która ich bezposrednio i aktywnie  popierała i teraz boi się zemsty sił rządowych oraz administracji, która po nich tam powróci wraz z bezpieką, co jest dla każdego oczywiste. Uchodźcy ci szturmują granicę turecką, ale Ankara blokuje im przejścia pragnąc ich kosztem zaostrzyć sytuację i wymusić reakcję NATO przeciwko siłom Damaszku.  Władze tureckie oświadczyły, że pozwolą nowej fali uchodźców na przekroczenie granicy tylko w przypadku absolutnej konieczności.

Armia syryjska, uskrzydlona ostatnimi zwycięstwami i zasilona rosyjskimi dostawami broni i amunicji domyka ostatnie kotły pod Aleppo, w których ostrzeliwuje wspieranych przez Turcję i Zachód "umiarkowanych terrorystów".
Rozpoczyna się też faza końcowa: odcinanie od granicy tureckiej prowincji Idlib - głównego matecznika "umiarkowanych terrorystów", co by go pozbawiło dostaw i skazało na niechybną zagładę.
W szeregi brodatych bandytów wkrada się panika. Dotarcie wojsk Assada do granicy z Turcją oznaczałoby likwidację najemnych "rebeliantów" realizujących cele Ankary i Zachodu w tej części Syrii, a to drastycznie ograniczy realny wpływ Turcji na rozwój sytuacji w pozostałej części kraju.
Oznaczałoby to także zaraz potem szybką klęskę Państwa Islamskiego w jego obecnym kształcie, a w konsekwencji również załamanie się zachodnio-izraelskich planów przenicowania mapy Bliskiego Wschodu.

W działaniach tej drugiej strony pojawił się chaos.
Mimo szumnych zapowiedzi Arabia Saudyjska jeszcze nie przerzuciła do Turcji samolotów i żołnierzy.
Turcja drugi dzień bombarduje teren Syrii i wysyła do Syrii oddziały najemników.
W wyniku ostrzału tureckiego zginęli mieszkańcy oraz co najmniej 30 żołnierzy kurdyjskich.
Kurdowie twierdzą że kilkusetosobowe oddziały, jakie wjechały z terenu Turcji to są regularne oddziały tureckie.
W samej Turcji narasta sprzeciw opozycji dla tego, co się dzieje, czyli grożącej wojny z Syrią.
Amerykanie z kolei są wściekli na turecką samowolę.
Syria wzywa na pomoc ONZ po bombardowaniu terytorium Syrii, do czego rząd Turcji jawnie się przyznaje.
Syria określa te bombardowania "bezpośrednim poparciem dla terrorystów".

Pierwszym  problemem, o który pytają w Europie jest masowy napływ uchodźców.
Według władz tureckich może ich przybyc jeszcze 600 tysiecy, a już przebywa u nich ok. 2,7 miliona uchodźców i migrantów, przeważnie z Syrii.
W ubiegłym roku do Unii Europejskiej, głównie do Niemiec, napłynęło z tureckiego kierunku ponad milion osób, w tym ponad 320 tysiecy Syryjczyków (Eurostat).
Na podstawie porozumień unijno-tureckich z końca ubiegłego roku, w zamian za ponad 3 mld euro pomocy finansowej, zobowiązanie do odmrożenia negocjacji akcesyjnych, liberalizacji wizowej oraz program kontrolowanych przesiedleń uchodźców z Turcji do UE, Ankara zobowiązała się do współpracy w zahamowaniu niekontrolowanego przepływu uchodźców przez swoje terytorium do UE.
Współpraca - nastawiana na zarządzanie kryzysem, bez możliwości jego zasadniczego rozwiązania - dla obu stron przebiega poniżej oczekiwań, co ma być tematem rozmów na szczycie unijno-tureckim 18 lutego.
Obecna zmiana sytuacji wojskowej w Syrii znacząco zaostrza jednak problem, co było powodem nieplanowanej wcześniej wizyty w Turcji kanclerz Merkel (8 lutego), zgrzytania zębów w Brukseli, głupiego apelu Hollande'a do Rosji, aby się z Syrii wycofała itp.

Dla Turcji uchodźcy są jednak tylko jednym z problemów wynikających z nowej fazy wojny syryjskiej.
W optyce Ankary o wiele większe zagrożenia stanowi sama armia syryjska, ponadto rozdrażniona zestrzeleniem samolotu i otwarcie wroga wobec Turcji Rosja, nieco dyskretniej ale przeciez także prosyryjski Iran, no i Kurdowie, zwłaszcza syryjscy.
Poza turecką kontrolą coraz bardziej pozostaje Daesz. Paserska współpraca z tą formacją, nieudolnie przedtem ukrywana, jest przedmiotem coraz ostrzejszej krytyki ze strony sojuszników Turcji z NATO, a turecką przeciwwagą dla najbardziej radykalnych podrzynaczy gardeł miały być właśnie siły tzw. umiarkowanych terrorystów (niektóre formacje islamistów, Turkmeni syryjscy itp.) z północnej Syrii, wspierane nieoficjalnie przez Turcję.
W celu bardziej otwartego i mocniejszego ich wsparcia Turcja nadal forsuje projekt ustanowienia strefy bezpieczeństwa (w tym zakazu lotów) w północnej Syrii, ale do tego potrzebne jest jej wsparcie ze strony Zachodu.
Turcja nigdy nie była i nie jest w stanie wprowadzić tego sama, a obecnie wobec jej otwartej konfrontacji z Rosją, stało się to jeszcze mniej prawdopodobne. NATO i w ogóle Zachód, niechętny do bezpośredniego militarnego zaangażowania się w Syrii i pragnący wyciągać gorace kasztany z ognia cudzymi rękoma, dotąd ignorował postulaty tureckie.
Obecna ofensywa syryjsko-rosyjska grozi jednak m.in. likwidacją istniejących nieoficjalnie przyczółków tureckich i przeniesieniem konfliktu na terytorium Turcji, do Kurdystanu.
Jedną z konsekwencji byłoby przenikanie do Turcji (i UE)  tzw. umiarkowanych terrorystów, których nikt u siebie mieć by nie chciał, a drugą wzmocnienie sił kurdyjskich i w Syrii i w Turcji.
W obu przypadkach chodzi o siły polityczne i wojskowe związane z lewicową i świecką Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), otwarcie wrogą wobec Turcji.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że na wniosek Turcji do rozmów w Genewie nie zaproszono Kurdów syryjskich.
Nic o nich nie mówi się w "umowie Kerry-Ławrow".
Tzw. "przerwanie ognia" nie dotyczy Kurdów.
A przecież o ich sukcesach słyszy się stale.
Są w Latakii, są w północnym Aleppo.
Po zdobyciu Zapory Tiszrin pojawił się dziwny komunikat rosyjskiego Sztabu Generalnego o tym, że "armia syryjska wraz z oddziałami kurdyjskimi zajęła tamę".
Były też rosyjskie informacje o dostarczaniu uzbrojenia i wyposażenia "oddziałom kurdyjskim".
Wiadomo, że są wśród Kurdów doradcy rosyjscy i "powstańcy z Donbasu".
Nie jest więc wykluczone, że mamy tam de facto do czynienia z armią syryjską, która już jako "oddziały kurdyjskie" mimo ustaleń dyplomatycznych może dalej prowadzić działania wojenne.
Bliskość współdziałania obu tych sił i patronat sprytniejszej od wszystkich Rosji, która przejmuje sprawę kurdyjską pod swój parasol, oraz desperacki upór Turcji, aby kwestia niepodległości Kurdystanu nie ujrzała światła dziennego, staje się  kolejnym zakrętem tej wojny, na której dalszy ciąg chyba nie trzeba będzie długo czekać.

Obecna strategia Ankary wobec kryzysu uchodźczego polega na stanowczym niewpuszczaniu uchodźców syryjskich przez granicę.
Europa mocno krytykuje za to Turcję, ale prawdopodobnie poczuje się zmuszona do kierowania pomocy humanitarnej za pośrednictwem Turcji, na terytorium Syrii, co prowadziłoby do wzrostu europejskiej obecności i aktywności w pobliżu syryjskiej wojny, a na tym właśnie - to znaczy na jak najgłębszym i najbardziej bezpośrednim wciągnięciu Europy (i NATO) w ten konflikt zależy Turcji.

Również w tym celu Ankara podnosi larum w sprawie lania, jakie siły syryjsko-rosyjskie spuszczają obecnie jej pupilom, twierdząc że to brutalność tej ofensywy jest bezpośrednią przyczyną obecnego kryzysu.
Turcy szacują, że w najgorszym wariancie z Syrii może uciekać nawet 600 tys. osób.
Kanclerz Merkel już w to uwierzyła i chce dosypać Turkom pieniędzy (stąd jej nieplanowana wizyta w Turcji 8 lutego), a NATO angażuje swą marynarkę do kontroli przemytu uchodźców przez Morze Egejskie.
W ten sposób Turcja pośrednio chce osiągnąć swój stary cel: zdefiniować strefę kryzysu humanitarnego w Syrii, a następnie możliwie szybko przekształcić ją w strefę bezpieczeństwa  z niezbędną strefą zakazu lotów i ewentualną operacją naziemną, czyli zaangażowaniem militarnym, co by chroniło wskazaną strefę i sojuszników Ankary przed dalszą ofensywą sił Damaszku.
To by pozwoliło przynajmniej na trwały rozbiór Syrii i m.in. utworzenie w Syrii tureckiej strefy buforowej oraz o kontrolę pasa wzdłuż północnej granicy Syrii, który nazywam "kurdyjską polędwicą".
Chodzi więc o realizację tureckiego projektu, odrzuconego przez Zachód jeszcze w czasie jesiennych negocjacji.
Nieoficjalnym szantażem ze strony Turcji jest rezygnacja ze współpracy z UE i wpuszczenie wolnego strumienia uchodźców do Europy.

Oznacza to, że dotychczasowe problemy związane z uchodźcami i m.in. przenikaniem radykałów i "umiarkowanych terrorystów" z Syrii do Turcji i Europy (bo jak się okazuje głównie tacy stamtąd teraz uciekają) mogą wkrótce ulec znacznemu nasileniu.
Turcja uparcie  powraca do pomysłu strefy bezpieczeństwa, chociaż w miarę upływu czasu rosną polityczne koszty takiego rozwiązania, a potencjalne zyski są coraz bardziej wątpliwe.
Z perspektywy Ankary problem utworzenia strefy bezpieczeństwa staje się również kluczowym i decydującym elementem dla przyszłych relacji turecko-unijnych.

Coraz wiekszego znaczenia nabiera zatem dialog między Brukselą a Ankarą w najbliższych tygodniach, a przede wszystkim zbliżający się szczyt turecko-unijny w Brukseli (18 lutego).
Unia nie wypracowała jak dotąd strategicznej alternatywy dla współpracy z Turcją w celu ograniczenia rozmiarów kryzysu migracyjnego, ta zaś w coraz większym stopniu pociąga ryzyko zaangażowania w kryzys syryjski czyli w konsekwencji także ryzyko konfrontacji z Rosją, czego dotąd UE konsekwentnie unikała.
Rozejście się unijnej i tureckiej wizji problemów bliskowschodnich oznaczałoby z kolei postępującą erozję współpracy na poziomie strategicznym, również w łonie NATO, i niosłoby ryzyko dramatycznego zaostrzenia kryzysu migracyjnego, a więc i wymuszoną gruntowną rewizję polityki unijnej wobec Turcji i Bliskiego Wschodu.

źródło http://jeznach.neon24.pl/post/129681,dalej-niz-aleppo

Bliski koniec "uprzątania" Syrii z najemników Zachodu?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona