Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Braci Ziobro łączy jedno: pragnienie władzy.

Braci Ziobro łączy jedno: pragnienie władzy.

Data: 2011-07-10 09:03:35
Autor: Przemysław W
Braci Ziobro łączy jedno: pragnienie władzy.
Bez niego Zbigniew Ziobro byłby nikim. Młodszy o siedem lat brat Witold stoi za większością jego decyzji. Bez Ziobry nie byłoby Ziobry.

Charakterologicznie są kompletnie różni. Nasi rozmówcy mówią: jak awers i rewers. Ale łączy ich jedno: pragnienie władzy. Otwarty, łatwo nawiązujący kontakty i błyskotliwy 33-letni Witold jest dla zamkniętego, kostycznego i nieufnego 40-letniego Zbigniewa nieoceniony. Podpowiada, jak działać, i podsuwa swoich ludzi. Jest jego politycznym mózgiem. Sprawniejszy intelektualnie, silniejszy psychicznie i znacznie bardziej doświadczony w politycznych gierkach. Pozostaje w cieniu, ale to on ma kluczowy wpływ na wszystkie decyzje brata. W dodatku biografia Witolda Ziobry jest znacznie bardziej intrygująca niż życiorys Zbigniewa. Bo Witek nie zawsze działał w cieniu.

Jest 13 października 1999 roku, Kraków. Witold pisze do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego: "Zwracam się z wnioskiem o wyciągnięcie stosownych konsekwencji dyscyplinarnych wobec kontrolera nr 587, który w bezprawny i karygodny sposób dokonał zatrzymania mojej osoby, używając siły fizycznej m.in. podczas próby wysiadania kopnął mnie kolanem w genitalia". Używa papieru firmowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów działającego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest przewodniczącym uczelnianej organizacji NZS. Kontroler przekonuje, że Ziobro próbował uciec, wypychając go z tramwaju. "Pasażer zachowywał się w sposób agresywny i straszył mnie konsekwencjami służbowymi z uwagi na - jak to określił - duże znajomości, które posiada" - napisał w odpowiedzi. Trudno oczywiście przesądzać, kto kogo chciał kopnąć w genitalia, ale Ziobro znajomości miał. Wysyła skargę na kontrolera do swojego znajomego - wiceszefa rady nadzorczej MPK Jacka Zielińskiego, byłego szefa NZS.

To bardzo charakterystyczne: Witold Ziobro często korzysta z kontaktów, które wyrobił sobie podczas działalności w NZS, gdzie nauczył się tajników gry o władzę. A nawiązane w studenckich czasach znajomości procentują do dziś. I ułatwiają robienie dużej polityki.

Różowy sztuczny penis

Jest 3 czerwca 2010 roku, Londyn. Na eleganckim prezydialnym stole okrytym czerwonym suknem ląduje różowy sztuczny penis. Bronisław Komorowski jako kandydat na prezydenta odwiedza polskich imigrantów na Wyspach. Plastikowym gadżetem rzuca w Komorowskiego polonijny aktywista Sławomir Wróbel. Wróbel to dobry kolega Witolda Ziobry. Razem działali w krakowskim NZS. I choć potem wielo-krotnie ostro ze sobą konkurowali, dziś znów blisko współpracują.

"Przewodniczącym NZS UJ zostałem dwukrotnie, wybrany głosami kilkuset osób, co było ewenementem na skalę ogólnopolską, biorąc pod uwagę liczbę członków NZS w całym kraju. Sądzę, że był to dowód uznania dla moich współpracowników i dla mnie osobiście jako młodego społecznika" - wspominał w 2007 roku Witold Ziobro działalność w NZS w e-mailu do "Newsweeka".

Do NZS zgłosił się na pierwszym roku prawa. Już wówczas popychał studentów w kierunku polityki. Według naszych ustaleń w 1995 roku namawiał władze NZS do poparcia kandydatury Hanny Gronkiewicz-Waltz na prezydenta RP. Ale tak naprawdę w NZS polityka była tylko tłem. - Liczyła się walka o władzę, bo władza dawała dostęp do kasy - wspomina znajomy Ziobry, członek władz NZS pod koniec lat 90. Organizacje studenckie dostawały spore pieniądze z budżetu państwa, do tego dochodziło dofinansowanie z uczelni, zyski z własnych biznesów i programy unijne. - Witek nie tolerował sprzeciwu. Albo byłeś ślepo oddany, albo cię nie było - wspomina jeden z działaczy NZS, dziś w biznesie.

Najpoważniejszy zarzut wobec Ziobry dotyczy tego, że kierowany przez niego NZS na UJ wziął pieniądze na szkolenia dla bezrobotnych, które miały być prowadzone pod egidą Solidarności w 2000 roku. Jednak według źródeł "Newsweeka" wywodzących się z dawnego NZS i Solidarności szkolenia nigdy się nie odbyły. Ziobro odpowiada: "Gdyby cokolwiek spośród stawianych nam zarzutów było prawdą, biorąc pod uwagę determinację naszych przeciwników, pierwsza lepsza kontrola odkryłaby ewentualne nieprawidłowości. Tymczasem mimo że nasze działania były kontrolowane, nigdy nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości". W PiS oraz wśród znajomych braci Ziobrów powszechne jest jednak przekonanie, że ciągnące się za Witkiem kontrowersje utrudniają mu otwarte wejście do polityki. Dlatego na razie gra w drugim szeregu, reżyserując karierę brata.

Tarapaty brata

Policjanci z bronią wpadają do akademika Akademii Rolniczej o godz. 6 rano i wyprowadzają Marka K. w majtkach i kajdankach. Jest 14 stycznia 1994 roku, Kraków.
Marek K. to znajomy brata Witolda Ziobry, Zbigniewa. Jesienią 1993 roku Zbyszek zaczyna odbierać telefony z pogróżkami i dostawać anonimy. Prowadzi własne śledztwo i informuje policję, że to m.in. Marek K. grozi mu śmiercią. Prokuratura kieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko Markowi K. Kiedy jednak Ziobro zaczyna proces przegrywać, do akcji wkracza jego młodszy brat. Podczas jednej z rozpraw Witold nagle zgłasza się na świadka. - Wtedy zobaczyłem go pierwszy raz w życiu - wspomina dziś Marek K. w rozmowie z "Newsweekiem". Nagle, po kilku latach procesu, Witold oświadcza, że rozpoznaje głos Marka K., bo to jego słyszał w anonimowych telefonach do brata. Sędzia się dziwi: - Jak świadek mógł rozpoznać głos oskarżonego, który przez całą rozprawę milczy? Zeznaniom młodego Ziobry nie dają wiary sądy dwóch instancji. Po wieloletnim procesie Marek K. zostaje uniewinniony.

To była pierwsza poważna sytuacja, w której Witold Ziobro starał się pomóc bratu w tarapatach. Był wówczas jeszcze w liceum. Od tej pory przez niemal dwie dekady Witold jest cieniem Zbyszka, jego powiernikiem i doradcą. W listopadzie 1999 roku pomagał mu zakładać stowarzyszenie Katon, które miało się zajmować pomocą dla ofiar przestępstw, a stało się jedynie trampoliną polityczną Zbyszka. Pojawiał się w Sejmie, by doradzać bratu, który robił karierę w komisji śledczej ds. afery Rywina. Po jego namowach Zbyszek zdecydował się kandydować do Parlamentu Europejskiego.

Dzięki koneksjom Witold pracuje w europarlamencie już od 2003 roku - jest urzędnikiem we frakcji PiS. Pracę załatwił mu europoseł Adam Bielan (wówczas PiS, dziś PJN). To dawny kolega z NZS, z którym Ziobro na przemian blisko współpracował i ostro rywalizował. - Odkreśliłem przeszłość grubą kreską - przekonuje Bielan, mówiąc o zatrudnieniu Witka w Brukseli. Ale ta wielkoduszność nie trwała długo. Znów skoczyli sobie do gardeł, gdy się okazało, że Witek namawia Zbyszka, aby startował w wyborach do europarlamentu w 2004 roku. I to w Małopolsce, czyli w okręgu Bielana.

Zbigniew Ziobro zrealizował plan brata pięć lat później - w 2009 roku znalazł się w europarlamencie. Witek stoi na czele sztabu wspierającego byłego ministra sprawiedliwości. Należą do niego także była dziennikarka TVP Patrycja Kotecka (uchodzi za narzeczoną Zbigniewa Ziobry) i europoseł PiS Jacek Kurski. Z Kurskim dobrze się znają z gorącej kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku. Według naszych informacji Witold Ziobro pomagał Kurskiemu stworzyć wykaz haków na Donalda Tuska, na którym pojawił się słynny dziadek z Wehrmachtu.

"Młody" Ziobro

Nasi rozmówcy opowiadają, że Zbyszek jest zakładnikiem Witka. Nawet jeśli zdarza się, że nie słucha jego rad, to za jakiś czas i tak musi pokornie prosić o pomoc. - W Brukseli nie potrafił sobie nawet zamówić samochodu, który przysługuje każdemu deputowanemu - mówi znajomy obu braci.

"Młody" - jak mówi się o nim w kręgach PiS - stara się mieć dobre kontakty z biznesem. Jego najbliższym współpracownikiem jest Michał Krupiński (rocznik 1981), którego za czasów PiS zrobił wiceministrem skarbu. Przez jakiś czas nawet razem mieszkali. Jego kompanem jest też zatrudniony w PKO BP Łukasz Dziekoński, syn Olgierda Dziekońskiego, ministra w Kancelarii Prezydenta. Witkowi nie przeszkadza, że Dziekoński jest związany z PO. Bo Witold to pragmatyk.

Potwierdzają to wybory samorządowe. Ziobrowie przez lata brutalnie zwalczali lewicowego prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. A w tym roku przegrany w krakowskich wyborach prezydenckich człowiek Ziobry, Andrzej Duda, poparł w drugiej turze Majchrowskiego, co umożliwiło mu zwycięstwo. Poufne rozmowy na ten temat w imieniu brata prowadził właśnie Witold Ziobro.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jeśli Zbyszek będzie się piął w górę, to jego zaplecze zbuduje Witek. Tworzy armię, która ruszy do boju o najważniejsze stanowiska dla brata. Było to wyraźnie widać, gdy Zbyszek był ministrem sprawiedliwości. W swojej polityce personalnej opierał się w dużej mierze na ludziach Witolda. Wielu współpracowników "Młodego" objęło posady w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim i licznych spółkach państwowych, na czele z... Polskim Wydawnictwem Muzycznym, największym wydawcą nut w Polsce.

W czasach rządów PiS Witold był w Małopolsce politycznym komisarzem. Gdy się okazało, że jedna z pracownic urzędu wojewódzkiego została zauważona na zdjęciu z Aleksandrem Kwaśniewskim, ludzie Witolda natychmiast go o tym poinformowali. Minister Zbigniew osobiście interweniował, aby ją zwolnić. - W polityce Zbyszek jest bardziej typem Kaczyńskiego. Stosuje mało wysublimowane metody, a z wykańczania ludzi robi spektakl. Witek jest bardziej jak Tusk. Działa w białych rękawiczkach - opowiada europoseł z klubu PiS.

Witold pomagał bratu w kluczowych momentach rządów PiS. Wyposażył gubiącego się w technice Zbigniewa w słynny "gwóźdź", czyli cyfrowy dyktafon, na który Ziobro nagrał swoje rozmowy z Andrzejem Lepperem z czasów afery gruntowej. Wziął na siebie także najtrudniejszą i najdelikatniejszą sprawę - wyjaśnienie okoliczności śmierci ojca.

Młody, bezczelny, pozbawiony manier

W czerwcu 2006 roku w Krakowie Jerzy Ziobro trafił do krakowskiego szpitala na badania kardiologiczne. Okazało się, że wskazany jest zabieg. Ojciec braci umarł w wyniku komplikacji po operacji. Ziobro był wówczas ministrem sprawiedliwości. - Powiedział mi wtedy, że oficjalnie będzie się trzymał od tej sprawy z daleka, dlatego to Witek złoży doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - wspomina jeden z ówczesnych prokuratorów. W zawiadomieniu Witold argumentował, że musiało dojść do błędu w sztuce lekarskiej. W 2008 roku - już za rządów Platformy Obywatelskiej - prokuratura umorzyła postępowanie. Jednak rodzina Ziobrów zamówiła ekspertyzy specjalistów z kilku krajów, które dowodzą, że lekarze popełnili rażące błędy. Sąd nakazał więc prokuraturze wznowienie śledztwa. Postępowanie trwa, głównie dzięki uporowi Witolda.

Witold też ma ambicje - tak jak brat chciał kandydować do Parlamentu Europejskiego. Dlatego zaczął regularnie odwiedzać Jarosława Kaczyńskiego i przekazywać mu zakulisowe ploteczki z Brukseli. Jednak kiedy poprosił o miejsce na listach, nie dostał go. - Jarosław nie przepada za Witkiem, bo jest młody, bezczelny i pozbawiony manier - opowiada osoba z kręgu PiS.

A to znaczy, że dopóki Kaczyński rządzi Prawem i Sprawiedliwością, Witold może liczyć tylko na rolę brata swego brata. - Wiem, że Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę z wpływu Witka na Zbyszka. Kaczyński świetnie rozpoznaje relacje między ludźmi i potrafi to wykorzystywać - mówi znajomy Ziobrów z PiS. Na razie jednak wygląda na to, że to Ziobrowie - a na pewno Witold - lepiej rozpoznali lidera PiS. W tej chwili wpychają Jarosława Kaczyńskiego w polityczny radykalizm, który musi się skończyć przegraną w wyborach, a w konsekwencji - próbą odsunięcia go od władzy w partii.

Według naszych informacji takie scenariusze Witold kreśli już od kilku lat, a w ostatnim roku szczególnie intensywnie. Jeszcze przed Smoleńskiem badał grunt pod wyjście starszego brata z PiS i założenie nowej partii w razie przegranej Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Rozłam mógł być jedynym wyjściem, bo prezydent nie znosił braci Ziobrów i robił wszystko, by nie przejęli władzy w partii. Po tragedii smoleńskiej Ziobrowie szybko przystąpili do ataku. Wspomagani przez europosła PiS Jacka Kurskiego zaczęli sondować, czy Zbyszek mógłby zostać kandydatem na prezydenta, co oznaczałoby odesłanie Jarosława Kaczyńskiego na polityczną emeryturę.

Plan ten zablokował m.in. Adam Bielan. Dlatego wraz z grupą posłów musiał odejść z PiS do ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, kiedy po wyborach Ziobro zaczął umacniać swoją pozycję w partii. Bo polityków, którzy odeszli do PJN, i tych, którzy pozostali w PiS, różni dziś właściwie tylko jedno. Pierwsi nie chcą, aby Ziobro był delfinem Kaczyńskiego. A drudzy uważają, że nie ma innego wyjścia. Chyba nie zdają sobie sprawy, że jeżeli Zbigniew zostanie delfinem, to Witold będzie jego treserem.



http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/witold-ziobro-- brat-zbigniewa,69541,1



Przemek

--

W białej księdze z rewelacji, którymi karmiono nas przez rok, nie zostało
nic. Nie ma magnesu, nie ma helu, nie ma sztucznej mgły - stwierdził w radiu
ZET Marek Siwiec, eurodeputowany SLD.- W 38 milionowym kraju nie znalazł się
ani jeden poważny człowiek, który te bzdury by firmował własnym nazwiskiem -
stwierdził Tomasz Nałęcz.

Braci Ziobro łączy jedno: pragnienie władzy.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona