Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Bro atomowa w Polsce?

Bro atomowa w Polsce?

Data: 2015-12-07 11:09:25
Autor: Mark Woydak
Bro atomowa w Polsce?


Broń atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

    Polska powinna rozpatrywać wszystkie opcje zwiększające nasze
bezpieczeństwo, w tym przystąpienie do programu Nuclear Sharing.

    Warto przypomnieć, iż w naszym kraju ostro krytykowano prezydenta
Wałęsę, gdy ten domagał się wyprowadzenia wojsk sowieckich z kraju, a
zwolenników wejścia Polski do NATO nazywano szaleńcami. Mamy tradycję
określania rzeczy, które potem okazują się racjonalne, nieracjonalnymi, a
tych, którzy o nich mówią – nierozsądnymi.

    Dyplomacja to nic innego jak handel. Kto wie, czy jeśli nie zaczniemy
mówić głośno o naszych daleko idących oczekiwaniach (lub zgoła wyślemy
sygnał) to nasi sojusznicy nie uznają, iż już lepiej by do Polski trafiły
poważne siły konwencjonalne NATO. „Lepiej dać Polakom te dwie brygady,
byleby już siedzieli cicho”.

W zeszły czwartek w Polsat News 2 w programie „Prawy do Lewego” gościłem
podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Tomasz Szatkowskiego.
Rozmawialiśmy prawie pół godziny poruszając cały katalog spraw od szczytu
NATO, oceny programu zakupu systemu obrony przeciwlotniczej, a na kondycji
polskiego przemysłu zbrojeniowego kończąc. Powszechne poruszenie wywołała
jednak wypowiedź
ministra Szatkowskiego, który na moje uzupełniające pytanie o to, czy
mówiąc o odstraszaniu ma na myśli ew. przystąpienie do programu Nuclear
Sharing powiedział, że należy rozpatrzyć wszystkie możliwe opcje. Powyższe
słowa wywołały w Polsce małe trzęsienie ziemi. Cóż to oznacza? Czy
przeciwnicy uważają, że opcji rozważać nie należy? A może chodzi o walkę
polityczną?

    Rosyjski rewanżyzm

Ośrodek Analiz Strategicznych, którego mam zaszczyt być prezesem został
stworzony przez bardzo różnych ludzi o różnych drogach życiowych i różnych
poglądach na wiele spraw. Łączy nas spojrzenie na kwestie bezpieczeństwa i
tego, iż jego podstawą jest NATO, a racją stanu – utrzymanie więzi
transatlantyckich. Wysoko cenimy też udział Polski w Unii Europejskiej.
Łączy nas przekonanie, iż Polski nie stać na polsko – polską wojnę w
sprawach podstawowych. Prezes Rady Fundacji OAS Michał Broniatowski, który
daleki jest od poparcia dla PIS, a entuzjastą ministra Macierewicza pewnie
nigdy nie zostanie napisał, odnosząc się do wywiadu ministra Szatkowskiego:
„co do meritum, to, jak wiemy z filmów przyrodniczych, podstawową taktyką
obronną małych zwierząt w dżungli, jest przede wszystkim ucieczka, a poza
tym odstraszanie. Każdy goryl czy pyton musi brać pod uwagę, że choćby nie
wiem jak był silniejszy, to atakowanie jeża wiąże się z pewnymi
przykrościami. Polska uciec nie może więc musi móc odstraszać. To prawda,
tym bardziej ponura, że choćbyśmy nie wiem jak chowali głowę w piasek, to
stoimy wobec realnego zagrożenia wojną”.

Polska jest zagrożona przez rosyjski rewanżyzm i militaryzm. Nasze
bezpieczeństwo nie dotyczy jednak tylko tego, co się stanie w wypadku
wojny. To kwestia tego, czy będąc krajem bezpiecznym i na trwałe
zakotwiczonym na Zachodzie, zdołamy przyciągać inwestycje i kapitał i
będziemy dzięki temu nadganiać dystans cywilizacyjny, który nadal oddziela
nas od naszych partnerów ze „starej Europy”. Rosja niestety powróciła do
neoimperialnego myślenia, a miazmaty przeszłości wyznaczają jej myślenie.
Warto pamiętać, iż zarówno w czasie manewrów Zapad tak w 2009, jak i wg
innych doniesień również w 2013 Moskwa ćwiczyła nie tylko wojnę
konwencjonalną z Polską, ale nawet atak jądrowy na Warszawę. Polska w tym
samym okresie (2009) rozformowywała jednostki, leżące na wschód od Wisły,
które miałyby bronić Warszawy oraz deklarowała polityczne zbliżenie z
Moskwą. Otrzeźwienie przyszło wraz w wojną na Ukrainie. Rzecz nie w tym
jednak, by publicznie porównywać Władimira Putina do Adolfa Hiltera (czego
robić nie wolno, a co robili pełniący poważne funkcje polscy politycy,
którzy najpierw popierali reset, by potem ostrą retoryką przykrywać swoje
błędy), ale by podjąć takie konkretne kroki, które spowodują, iż Polska
będzie dalej mogła się rozwijać. Dzisiejsze możliwości militarne oraz
posiadane przez nas gwarancje bezpieczeństwa nie są zadowalające.

Aby przekonać naszych sojuszników do większego zaangażowania i udzielenia
nam poważniejszych gwarancji bezpieczeństwa musimy jednak sami zacząć
traktować się na serio. Czas przede wszystkim odłożyć do lamusa
wyświechtane hasełko o „wymachiwaniu szabelką” na określenie każdego
asertywnego zachowania. Asertywność to tyle, co brak agresji, ale zarazem
zdolność do artykułowania własnych interesów. To cecha dojrzałych narodów,
zdolnych do znajdowania złotego środka pomiędzy kompleksem postkolonialnym,
a rozbuchanym hurraoptymizmem i poczuciem, iż można wszystko. Historycznie
Polska zazwyczaj wpadała w jedną z dwóch skrajności. Pierwszą symbolizuje
scena z „Lotnej”, która ukazywała szarżę kawalerii na czołgi. Rzecz w tym,
iż scena ta fałszowała historię, a polscy kawalerzyści owszem używali koni
(tak jak skądinąd również Wermacht), ale do przemieszczenia się, a nie do
walki z czołgami. To, iż mit owych szarż do dziś pokutuje w Polsce to
niestety pośmiertny tryumf tak niemieckiej, jak i komunistycznej
propagandy, które wolały, by Polacy sądzili, iż każde zachowanie inne niż
„machanie białą flagą” to „wymachiwanie szabelką” właśnie. Drugą
skrajnością byłoby dążenie do posiadania własnej broni atomowej – taką
jednak opcję minister Szatkowski jednoznacznie wykluczył.

    Czy to realne?

Krytycy słów wiceszefa MON podnoszą, iż skoro nie ma dziś szans na to, by
Amerykanie zdecydowali się na składowanie broni jądrowej w Polsce to nie
warto o tym mówić. Powyższe jest nieprawdą z dwóch powodów.

Po pierwsze to, co nie jest możliwe dzisiaj może być możliwe za 10, czy 15
lat. Warto przypomnieć, iż w naszym kraju ostro krytykowano prezydenta
Wałęsę, gdy ten domagał się wyprowadzenia wojsk sowieckich z kraju, a
zwolenników wejścia Polski do NATO nazywano szaleńcami. Mamy tradycję
określania rzeczy, które potem okazują się racjonalne, nieracjonalnymi, a
tych, którzy o nich mówią – nierozsądnymi. Owszem dziś nasi sojusznicy nie
chcą słyszeć o bazach NATO. Gdzie w tym wszystkim zatem miejsce na rozmowę
o broni jądrowej? Ano dziś i jutro nigdzie. Kto wie, co będzie jednak
możliwe, jeśli Rosja rozpęta kolejną wojnę, co – dodajmy – wcale nie jest
niemożliwe. Cytowany już Michał Broniatowski napisał „Rosyjskie
bombardowania Gruzji? Nie, to nie może się stać. Aneksja Krymu i
zestrzeliwanie cywilnych samolotów? No co wy, chyba ten Putin musiałby
zwariować. Ostrzał Syrii rakietami, z oddalonego o ponad 1000 km morza
Kaspijskiego? Ee, nie odważy się, a poza tym nie wceluje. Wcelował. Nie
żyjemy już w ciepłej opończy „końca historii” ani w iluzjach resetu z
pokojową Moskwą. Należy uznać, że Rosja jest gotowa… I nawet jeżeli ma
nigdy nie zaatakować, to zawsze w mocy pozostaje si vis pacem, para
bellum”.

By, to co dziś nie jest możliwe stało się realne musimy zacząć mówić głośno
o tym, że oczekujemy gwarancji bezpieczeństwa takich, jak obowiązywały w
czasie Zimnej Wojny. Przeszkodą dla tego jest jednak przeświadczenie wielu
w Polsce, iż Zimna Wojna (albo bodaj konstatacja tego, iż ta ma miejsce) to
coś, czego musimy uniknąć za wszelką cenę. Taka filozofia oznacza tymczasem
faktyczną zgodę na rosyjski rewanżym. W odniesieniu do Ukrainy przybiera
ona formę filozofii deeskalacji, tj. takiego zachowania, które oznacza, iż
Zachód nie domga się od Rosji cofnięcia się, a jedynie zatrzymania na tej
rubieży do której Moskwa dotarła. Rosja wie, że jeśli będzie niszczyć
Ukrainę po kawałku, a jej terytorium zajmować małymi kęsami nic się jej
poważnego nie stanie, a sankcje z czasem zostaną zawieszone. Ucieczka od
słowa Zimna Wojna oznacza też petryfikowanie naszego statusu członka NATO
drugiej kategorii. Czas powiedzieć Zachodowi, że Zimna Wojna powróciła.
Dobrze, by nasi sojusznicy zrozumieli, że Polska baz NATO nie chce, bo taki
ma kaprys, ale dlatego, że czuje się zagrożona. Na tyle poważnie zagrożona,
że rozpatruje opcje, wydawać by się mogło, nierealne. Potępiający ministra
Szatkowskiego wierzą zapewne, że lepiej by zajmował się tym, czy ściągnąć
do Polski na rotacyjnej zasadzie batalion lekko uzbrojonej piechoty, czy
pluton piechoty morskiej. W interesie Polski jest jednak mieć realne,
twarde gwarancje bezpieczeństwa, a nie obietnice i zapowiedzi. Szczególnie,
że Władimir Putin nie gra już w brydża, ale w pokera i coraz częściej mówi
sprawdzam. Gwarancje bezpieczeństwa to nie militaryzm, a wyraz realnej
oceny otaczającej rzeczywistości.

Drugim powodem, dla którego warto pokazać Zachodowi, iż domagamy się
poważnych gwarancji bezpieczeństwa jest to, iż dyplomacja to nic innego jak
handel. Kto wie, czy jeśli nie zaczniemy mówić głośno o naszych daleko
idących oczekiwaniach (lub zgoła wyślemy sygnał) to nasi sojusznicy nie
uznają, iż już lepiej by do Polski trafiły poważne siły konwencjonalne
NATO. „Lepiej dać Polakom te dwie brygady, byleby już siedzieli cicho”.
Ochoczo krytykujący min. Szatkowskiego wydają się tymczasem nadal żyć w
latach 90, w których rosyjskie zagrożenie było czymś bardzo odległym.
Sojuszników z NATO traktują bez należnego sceptycyzmu, dyplomację zaś
traktują jako misję i miejsce starcia idei i racji, a nie miejsce ucierania
się interesów i grę. W grze zaś trzeba mieć z czego ustępować. I nic to, że
nie my decydować będziemy o tym, czy Polska przystąpi do programu Nuclear
Sharing oraz o tym, czy do baz w Polsce trafi amerykańska broń jądrowa.
Percepcja w dyplomacji jest nieraz warta tyle samo, co realne możliwości.
Podobnie skądinąd dzieje się z bronią jądrową, której nie trzeba było użyć
ani razu przez cały okres Zimnej Wojny, dokładnie dlatego, iż każda ze
stron wiedziała, iż druga strona również nią dysponuje. Świat uniknął
militarnego starcia Zachodu i bloku wschodniego nie pomimo, a dzięki broni
jądrowej.

Polska musi oczywiście uniknąć zarzutu, że zapanował u nas wojujący
militaryzm i że jakich gwarancji Polska nie otrzyma, to domagać się będzie
więcej. Problem polega wszakże na tym, że już teraz nasi przeciwnicy
podnoszą, iż Polska kieruje się w swoich działaniach rzekomą rusofobią. O
ile jednak musimy brać pod uwagę niechętną nam narrację, to równocześnie
nie możemy przez to rezygnować z działań zgodnych z naszą racją stanu.

    Sojusznicy i przeciwnicy

Czy mamy dla naszej sprawy sojuszników? A czy mieliśmy ich wielu, gdy
pierwszy raz powiedzieliśmy, iż chcemy być członkami NATO? Pamiętajmy, iż o
ile minister Szatkowski ledwie napomknął o tym, iż rozważamy opcje to już
np. były bardzo wysoki rangą urzędnik Pentagonu, a obecnie wiceszef Center
for Strategic and Budgetary Assessments Jim Thomas już w początku 2014 r. w
Wall Street Journal otwarcie napisał, iż jedyną metodą powstrzymywania
Rosji jest rozmieszczenie broni jądrowej w nowych państwach członkowskich
NATO. J. Thomas nie był przy tym jedynym – w podobnym tonie wypowiadali się
również wpływowi Kongresmeni. Warto w tym miejscu powiedzieć, iż pozytywnie
nt. odstraszania nuklearnego wypowiedział się, nieraz przecież krytykowany
przez PiS, b. szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej.

Nasi rodzimi pacyfiści, przekonani, iż najlepszą metodą obrony jest zasada,
by się jako naród i państwo „nie wychylać” robią tak zapewne z głębokiego
przekonania, iż czynią słusznie. Ufam w ich szczerość i patriotyzm. Warto
jednak im przypomnieć, iż ich poprzednicy z Zachodniej Europy, którzy w
latach 80 protestowali przeciw amerykańskiej broni jądrowej w Europie oraz
przeciw amerykańskim „Pershingom” potem okazali się być zmanipulowani, a
czasem opłaceni przez sowiecki wywiad KGB.

Przeciwnicy podnoszą dwa argumenty o rzekomo „prawnym” charakterze.

Po pierwsze mówią o Traktacie o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej.
Argument, iż dołączenie do programu Nuclear Sharing byłoby naruszeniem
reżimu nieproliferacji (traktatu NPT) nie wytrzymuje krytyki. Broń
nuklearna w ramach tego programu znajduje się w rękach USA, a jej ew.
przekazanie ma miejsce dopiero w racie wybuchu wojny, gdy reżim NPT i tak
już nie obowiązuje. W ramach programu broń nuklearna składowana jest w
Turcji, Włoszech, Niemczech, Belgii oraz Holandii, tj. w krajach, których
nie dotyczą rosyjskie resentymenty.

Pod drugie wspominają o zobowiązaniach NATO wobec Rosji, które jakoby miały
zostać podjęte w momencie zjednoczenia Niemiec tudzież zapisach Aktu
NATO-Rosja z 1997 r. Rzecz w tym, iż nawet jeśli Zachód dał przy okazji
zjednoczenia Niemiec jakieś gwarancje Rosji, które dotyczyłyby Polski to
podnoszenie tego argumentu przez Polaków jest skandaliczne. Oznacza bowiem
akceptację tego, iż Związek Sowiecki miał prawo żądać czegokolwiek w
odniesieniu do naszej przyszłości, a Zachód miał prawo to obiecać. Akt
NATO-Rosja z kolei został złamany tyle razy przez Rosję, że traktowanie
jego zapisów (skądinąd politycznych, a nie prawnych) jako przeszkody
również musi budzić zdumienie. Tym, którzy przypominają o traktatach warto
skądinąd przypomnieć, iż dokładnie dwa dni temu minęła 21 rocznica
podpisania przez Rosję, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię tzw „memorandum
budapesztańskiego”, w którym państwa te gwarantowały Ukrainie, w zamian za
zrzeczenie się broni jądrowej, nienaruszalność granic. To, czy z punktu
widzenia Kijowa rezygnacja z borni jądrowej było dobrym pomysłem jest
pytaniem retorycznym.

Czy o programie Nuclear Sharing należy rozmawiać otwarcie? Tak. Tak, gdyż
sam fakt, iż o tym mówimy ma swoje zalety, o czym było powyżej. Tak, gdyż
to sprawa zbyt poważna, by nie rozmawiać o niej z Polakami.

Kontrowersje wokół wypowiedzi min. Szatkowskiego są o tyle zabawne, iż
wiceszef MON niczego, co było przedmiotem powyższej analizy nie powiedział.
Jako ekspert ma wiedzę i mógłby się nią podzielić. Nie uczynił tego, a więc
zachował się wstrzemięźliwie. Ma wiedzę, więc tym lepiej, że jest
wiceszefem MON. O bezpieczeństwie bowiem należy myśleć na serio. A trochę
trzeba również powiedzieć.

Data: 2015-12-07 18:17:11
Autor: z
Broń atomowa w Polsce?
W dniu 2015-12-07 o 18:09, Mark Woydak pisze:


Bro atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

     Polska powinna rozpatrywa wszystkie opcje zwikszajce nasze
bezpieczestwo, w tym przystpienie do programu Nuclear Sharing.

a Petru? Co o tym myli Petru????? Czy ju wiadomo?

z

Data: 2015-12-07 11:31:50
Autor: Mark Woydak
Bro atomowa w Polsce?
Dnia Mon, 7 Dec 2015 18:17:11 +0100, z napisa(a):

W dniu 2015-12-07 o 18:09, Mark Woydak pisze:


Bro atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

     Polska powinna rozpatrywa wszystkie opcje zwikszajce nasze
bezpieczestwo, w tym przystpienie do programu Nuclear Sharing.

a Petru? Co o tym myli Petru????? Czy ju wiadomo?


Wiadomo bdzie, jak pogada sobie ze starszymi czonkami kahau.

Data: 2015-12-07 19:41:58
Autor: Mark Woydak
Bro atomowa w Polsce?
WON SUWALSKI BYDLAKU PODSZYWACZU z eternal-september.org; !!!


Mark Woydak

--

Uytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forest.de> napisa w wiadomoci news:1gtazr3zsmtks.194i5q91jftb1.dlg40tude.net...
Dnia Mon, 7 Dec 2015 18:17:11 +0100, z napisa(a):

W dniu 2015-12-07 o 18:09, Mark Woydak pisze:


Bro atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

     Polska powinna rozpatrywa wszystkie opcje zwikszajce nasze
bezpieczestwo, w tym przystpienie do programu Nuclear Sharing.

a Petru? Co o tym myli Petru????? Czy ju wiadomo?


Wiadomo bdzie, jak pogada sobie ze starszymi czonkami kahau.

Data: 2015-12-07 19:42:27
Autor: Mark Woydak
Bro atomowa w Polsce?

Uytkownik "z" <z@z.pl> napisa w wiadomoci news:5665bf16$0$22834$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2015-12-07 o 18:09, PODSZYWACZ Mark Woydak pisze:


Bro atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

     Polska powinna rozpatrywa wszystkie opcje zwikszajce nasze
bezpieczestwo, w tym przystpienie do programu Nuclear Sharing.

a Petru? Co o tym myli Petru????? Czy ju wiadomo?

z

Data: 2015-12-07 20:24:29
Autor: stevep
Bro atomowa w Polsce?
W dniu .12.2015 o 18:17 z <z@z.pl> pisze:

W dniu 2015-12-07 o 18:09, Mark Woydak pisze:


Bro atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

     Polska powinna rozpatrywa wszystkie opcje zwikszajce nasze
bezpieczestwo, w tym przystpienie do programu Nuclear Sharing.

a Petru? Co o tym myli Petru????? Czy ju wiadomo?

z

Myli e kretyn.

--
stevep
-- -- -
Uywam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Data: 2015-12-07 19:41:47
Autor: Mark Woydak
Broń atomowa w Polsce?
WON SUWALSKI BYDLAKU PODSZYWACZU z eternal-september.org; !!!


Mark Woydak

--


PODSZYWACZ "Mark Woydak" <mark.woydak@forest.de> napisał w wiadomości
news:1hvb1qzr3azir.1kit9pcfk3usl.dlg40tude.net...


Broń atomowa w Polsce?

Witold Jurasz

   Polska powinna rozpatrywać wszystkie opcje zwiększające nasze
bezpieczeństwo, w tym przystąpienie do programu Nuclear Sharing.

   Warto przypomnieć, iż w naszym kraju ostro krytykowano prezydenta
Wałęsę, gdy ten domagał się wyprowadzenia wojsk sowieckich z kraju, a
zwolenników wejścia Polski do NATO nazywano szaleńcami. Mamy tradycję
określania rzeczy, które potem okazują się racjonalne, nieracjonalnymi, a
tych, którzy o nich mówią – nierozsądnymi.

   Dyplomacja to nic innego jak handel. Kto wie, czy jeśli nie zaczniemy
mówić głośno o naszych daleko idących oczekiwaniach (lub zgoła wyślemy
sygnał) to nasi sojusznicy nie uznają, iż już lepiej by do Polski trafiły
poważne siły konwencjonalne NATO. „Lepiej dać Polakom te dwie brygady,
byleby już siedzieli cicho”.

W zeszły czwartek w Polsat News 2 w programie „Prawy do Lewego” gościłem
podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Tomasz Szatkowskiego.
Rozmawialiśmy prawie pół godziny poruszając cały katalog spraw od szczytu
NATO, oceny programu zakupu systemu obrony przeciwlotniczej, a na kondycji
polskiego przemysłu zbrojeniowego kończąc. Powszechne poruszenie wywołała
jednak wypowiedź
ministra Szatkowskiego, który na moje uzupełniające pytanie o to, czy
mówiąc o odstraszaniu ma na myśli ew. przystąpienie do programu Nuclear
Sharing powiedział, że należy rozpatrzyć wszystkie możliwe opcje. Powyższe
słowa wywołały w Polsce małe trzęsienie ziemi. Cóż to oznacza? Czy
przeciwnicy uważają, że opcji rozważać nie należy? A może chodzi o walkę
polityczną?

   Rosyjski rewanżyzm

Ośrodek Analiz Strategicznych, którego mam zaszczyt być prezesem został
stworzony przez bardzo różnych ludzi o różnych drogach życiowych i różnych
poglądach na wiele spraw. Łączy nas spojrzenie na kwestie bezpieczeństwa i
tego, iż jego podstawą jest NATO, a racją stanu – utrzymanie więzi
transatlantyckich. Wysoko cenimy też udział Polski w Unii Europejskiej.
Łączy nas przekonanie, iż Polski nie stać na polsko – polską wojnę w
sprawach podstawowych. Prezes Rady Fundacji OAS Michał Broniatowski, który
daleki jest od poparcia dla PIS, a entuzjastą ministra Macierewicza pewnie
nigdy nie zostanie napisał, odnosząc się do wywiadu ministra
Szatkowskiego:
„co do meritum, to, jak wiemy z filmów przyrodniczych, podstawową taktyką
obronną małych zwierząt w dżungli, jest przede wszystkim ucieczka, a poza
tym odstraszanie. Każdy goryl czy pyton musi brać pod uwagę, że choćby nie
wiem jak był silniejszy, to atakowanie jeża wiąże się z pewnymi
przykrościami. Polska uciec nie może więc musi móc odstraszać. To prawda,
tym bardziej ponura, że choćbyśmy nie wiem jak chowali głowę w piasek, to
stoimy wobec realnego zagrożenia wojną”.

Polska jest zagrożona przez rosyjski rewanżyzm i militaryzm. Nasze
bezpieczeństwo nie dotyczy jednak tylko tego, co się stanie w wypadku
wojny. To kwestia tego, czy będąc krajem bezpiecznym i na trwałe
zakotwiczonym na Zachodzie, zdołamy przyciągać inwestycje i kapitał i
będziemy dzięki temu nadganiać dystans cywilizacyjny, który nadal oddziela
nas od naszych partnerów ze „starej Europy”. Rosja niestety powróciła do
neoimperialnego myślenia, a miazmaty przeszłości wyznaczają jej myślenie.
Warto pamiętać, iż zarówno w czasie manewrów Zapad tak w 2009, jak i wg
innych doniesień również w 2013 Moskwa ćwiczyła nie tylko wojnę
konwencjonalną z Polską, ale nawet atak jądrowy na Warszawę. Polska w tym
samym okresie (2009) rozformowywała jednostki, leżące na wschód od Wisły,
które miałyby bronić Warszawy oraz deklarowała polityczne zbliżenie z
Moskwą. Otrzeźwienie przyszło wraz w wojną na Ukrainie. Rzecz nie w tym
jednak, by publicznie porównywać Władimira Putina do Adolfa Hiltera (czego
robić nie wolno, a co robili pełniący poważne funkcje polscy politycy,
którzy najpierw popierali reset, by potem ostrą retoryką przykrywać swoje
błędy), ale by podjąć takie konkretne kroki, które spowodują, iż Polska
będzie dalej mogła się rozwijać. Dzisiejsze możliwości militarne oraz
posiadane przez nas gwarancje bezpieczeństwa nie są zadowalające.

Aby przekonać naszych sojuszników do większego zaangażowania i udzielenia
nam poważniejszych gwarancji bezpieczeństwa musimy jednak sami zacząć
traktować się na serio. Czas przede wszystkim odłożyć do lamusa
wyświechtane hasełko o „wymachiwaniu szabelką” na określenie każdego
asertywnego zachowania. Asertywność to tyle, co brak agresji, ale zarazem
zdolność do artykułowania własnych interesów. To cecha dojrzałych narodów,
zdolnych do znajdowania złotego środka pomiędzy kompleksem
postkolonialnym,
a rozbuchanym hurraoptymizmem i poczuciem, iż można wszystko. Historycznie
Polska zazwyczaj wpadała w jedną z dwóch skrajności. Pierwszą symbolizuje
scena z „Lotnej”, która ukazywała szarżę kawalerii na czołgi. Rzecz w tym,
iż scena ta fałszowała historię, a polscy kawalerzyści owszem używali koni
(tak jak skądinąd również Wermacht), ale do przemieszczenia się, a nie do
walki z czołgami. To, iż mit owych szarż do dziś pokutuje w Polsce to
niestety pośmiertny tryumf tak niemieckiej, jak i komunistycznej
propagandy, które wolały, by Polacy sądzili, iż każde zachowanie inne niż
„machanie białą flagą” to „wymachiwanie szabelką” właśnie. Drugą
skrajnością byłoby dążenie do posiadania własnej broni atomowej – taką
jednak opcję minister Szatkowski jednoznacznie wykluczył.

   Czy to realne?

Krytycy słów wiceszefa MON podnoszą, iż skoro nie ma dziś szans na to, by
Amerykanie zdecydowali się na składowanie broni jądrowej w Polsce to nie
warto o tym mówić. Powyższe jest nieprawdą z dwóch powodów.

Po pierwsze to, co nie jest możliwe dzisiaj może być możliwe za 10, czy 15
lat. Warto przypomnieć, iż w naszym kraju ostro krytykowano prezydenta
Wałęsę, gdy ten domagał się wyprowadzenia wojsk sowieckich z kraju, a
zwolenników wejścia Polski do NATO nazywano szaleńcami. Mamy tradycję
określania rzeczy, które potem okazują się racjonalne, nieracjonalnymi, a
tych, którzy o nich mówią – nierozsądnymi. Owszem dziś nasi sojusznicy nie
chcą słyszeć o bazach NATO. Gdzie w tym wszystkim zatem miejsce na rozmowę
o broni jądrowej? Ano dziś i jutro nigdzie. Kto wie, co będzie jednak
możliwe, jeśli Rosja rozpęta kolejną wojnę, co – dodajmy – wcale nie jest
niemożliwe. Cytowany już Michał Broniatowski napisał „Rosyjskie
bombardowania Gruzji? Nie, to nie może się stać. Aneksja Krymu i
zestrzeliwanie cywilnych samolotów? No co wy, chyba ten Putin musiałby
zwariować. Ostrzał Syrii rakietami, z oddalonego o ponad 1000 km morza
Kaspijskiego? Ee, nie odważy się, a poza tym nie wceluje. Wcelował. Nie
żyjemy już w ciepłej opończy „końca historii” ani w iluzjach resetu z
pokojową Moskwą. Należy uznać, że Rosja jest gotowa… I nawet jeżeli ma
nigdy nie zaatakować, to zawsze w mocy pozostaje si vis pacem, para
bellum”.

By, to co dziś nie jest możliwe stało się realne musimy zacząć mówić
głośno
o tym, że oczekujemy gwarancji bezpieczeństwa takich, jak obowiązywały w
czasie Zimnej Wojny. Przeszkodą dla tego jest jednak przeświadczenie wielu
w Polsce, iż Zimna Wojna (albo bodaj konstatacja tego, iż ta ma miejsce)
to
coś, czego musimy uniknąć za wszelką cenę. Taka filozofia oznacza
tymczasem
faktyczną zgodę na rosyjski rewanżym. W odniesieniu do Ukrainy przybiera
ona formę filozofii deeskalacji, tj. takiego zachowania, które oznacza, iż
Zachód nie domga się od Rosji cofnięcia się, a jedynie zatrzymania na tej
rubieży do której Moskwa dotarła. Rosja wie, że jeśli będzie niszczyć
Ukrainę po kawałku, a jej terytorium zajmować małymi kęsami nic się jej
poważnego nie stanie, a sankcje z czasem zostaną zawieszone. Ucieczka od
słowa Zimna Wojna oznacza też petryfikowanie naszego statusu członka NATO
drugiej kategorii. Czas powiedzieć Zachodowi, że Zimna Wojna powróciła.
Dobrze, by nasi sojusznicy zrozumieli, że Polska baz NATO nie chce, bo
taki
ma kaprys, ale dlatego, że czuje się zagrożona. Na tyle poważnie
zagrożona,
że rozpatruje opcje, wydawać by się mogło, nierealne. Potępiający ministra
Szatkowskiego wierzą zapewne, że lepiej by zajmował się tym, czy ściągnąć
do Polski na rotacyjnej zasadzie batalion lekko uzbrojonej piechoty, czy
pluton piechoty morskiej. W interesie Polski jest jednak mieć realne,
twarde gwarancje bezpieczeństwa, a nie obietnice i zapowiedzi.
Szczególnie,
że Władimir Putin nie gra już w brydża, ale w pokera i coraz częściej mówi
sprawdzam. Gwarancje bezpieczeństwa to nie militaryzm, a wyraz realnej
oceny otaczającej rzeczywistości.

Drugim powodem, dla którego warto pokazać Zachodowi, iż domagamy się
poważnych gwarancji bezpieczeństwa jest to, iż dyplomacja to nic innego
jak
handel. Kto wie, czy jeśli nie zaczniemy mówić głośno o naszych daleko
idących oczekiwaniach (lub zgoła wyślemy sygnał) to nasi sojusznicy nie
uznają, iż już lepiej by do Polski trafiły poważne siły konwencjonalne
NATO. „Lepiej dać Polakom te dwie brygady, byleby już siedzieli cicho”.
Ochoczo krytykujący min. Szatkowskiego wydają się tymczasem nadal żyć w
latach 90, w których rosyjskie zagrożenie było czymś bardzo odległym.
Sojuszników z NATO traktują bez należnego sceptycyzmu, dyplomację zaś
traktują jako misję i miejsce starcia idei i racji, a nie miejsce
ucierania
się interesów i grę. W grze zaś trzeba mieć z czego ustępować. I nic to,
że
nie my decydować będziemy o tym, czy Polska przystąpi do programu Nuclear
Sharing oraz o tym, czy do baz w Polsce trafi amerykańska broń jądrowa.
Percepcja w dyplomacji jest nieraz warta tyle samo, co realne możliwości.
Podobnie skądinąd dzieje się z bronią jądrową, której nie trzeba było użyć
ani razu przez cały okres Zimnej Wojny, dokładnie dlatego, iż każda ze
stron wiedziała, iż druga strona również nią dysponuje. Świat uniknął
militarnego starcia Zachodu i bloku wschodniego nie pomimo, a dzięki broni
jądrowej.

Polska musi oczywiście uniknąć zarzutu, że zapanował u nas wojujący
militaryzm i że jakich gwarancji Polska nie otrzyma, to domagać się będzie
więcej. Problem polega wszakże na tym, że już teraz nasi przeciwnicy
podnoszą, iż Polska kieruje się w swoich działaniach rzekomą rusofobią. O
ile jednak musimy brać pod uwagę niechętną nam narrację, to równocześnie
nie możemy przez to rezygnować z działań zgodnych z naszą racją stanu.

   Sojusznicy i przeciwnicy

Czy mamy dla naszej sprawy sojuszników? A czy mieliśmy ich wielu, gdy
pierwszy raz powiedzieliśmy, iż chcemy być członkami NATO? Pamiętajmy, iż
o
ile minister Szatkowski ledwie napomknął o tym, iż rozważamy opcje to już
np. były bardzo wysoki rangą urzędnik Pentagonu, a obecnie wiceszef Center
for Strategic and Budgetary Assessments Jim Thomas już w początku 2014 r.
w
Wall Street Journal otwarcie napisał, iż jedyną metodą powstrzymywania
Rosji jest rozmieszczenie broni jądrowej w nowych państwach członkowskich
NATO. J. Thomas nie był przy tym jedynym – w podobnym tonie wypowiadali
się
również wpływowi Kongresmeni. Warto w tym miejscu powiedzieć, iż
pozytywnie
nt. odstraszania nuklearnego wypowiedział się, nieraz przecież krytykowany
przez PiS, b. szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej.

Nasi rodzimi pacyfiści, przekonani, iż najlepszą metodą obrony jest
zasada,
by się jako naród i państwo „nie wychylać” robią tak zapewne z głębokiego
przekonania, iż czynią słusznie. Ufam w ich szczerość i patriotyzm. Warto
jednak im przypomnieć, iż ich poprzednicy z Zachodniej Europy, którzy w
latach 80 protestowali przeciw amerykańskiej broni jądrowej w Europie oraz
przeciw amerykańskim „Pershingom” potem okazali się być zmanipulowani, a
czasem opłaceni przez sowiecki wywiad KGB.

Przeciwnicy podnoszą dwa argumenty o rzekomo „prawnym” charakterze.

Po pierwsze mówią o Traktacie o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej.
Argument, iż dołączenie do programu Nuclear Sharing byłoby naruszeniem
reżimu nieproliferacji (traktatu NPT) nie wytrzymuje krytyki. Broń
nuklearna w ramach tego programu znajduje się w rękach USA, a jej ew.
przekazanie ma miejsce dopiero w racie wybuchu wojny, gdy reżim NPT i tak
już nie obowiązuje. W ramach programu broń nuklearna składowana jest w
Turcji, Włoszech, Niemczech, Belgii oraz Holandii, tj. w krajach, których
nie dotyczą rosyjskie resentymenty.

Pod drugie wspominają o zobowiązaniach NATO wobec Rosji, które jakoby
miały
zostać podjęte w momencie zjednoczenia Niemiec tudzież zapisach Aktu
NATO-Rosja z 1997 r. Rzecz w tym, iż nawet jeśli Zachód dał przy okazji
zjednoczenia Niemiec jakieś gwarancje Rosji, które dotyczyłyby Polski to
podnoszenie tego argumentu przez Polaków jest skandaliczne. Oznacza bowiem
akceptację tego, iż Związek Sowiecki miał prawo żądać czegokolwiek w
odniesieniu do naszej przyszłości, a Zachód miał prawo to obiecać. Akt
NATO-Rosja z kolei został złamany tyle razy przez Rosję, że traktowanie
jego zapisów (skądinąd politycznych, a nie prawnych) jako przeszkody
również musi budzić zdumienie. Tym, którzy przypominają o traktatach warto
skądinąd przypomnieć, iż dokładnie dwa dni temu minęła 21 rocznica
podpisania przez Rosję, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię tzw
„memorandum
budapesztańskiego”, w którym państwa te gwarantowały Ukrainie, w zamian za
zrzeczenie się broni jądrowej, nienaruszalność granic. To, czy z punktu
widzenia Kijowa rezygnacja z borni jądrowej było dobrym pomysłem jest
pytaniem retorycznym.

Czy o programie Nuclear Sharing należy rozmawiać otwarcie? Tak. Tak, gdyż
sam fakt, iż o tym mówimy ma swoje zalety, o czym było powyżej. Tak, gdyż
to sprawa zbyt poważna, by nie rozmawiać o niej z Polakami.

Kontrowersje wokół wypowiedzi min. Szatkowskiego są o tyle zabawne, iż
wiceszef MON niczego, co było przedmiotem powyższej analizy nie
powiedział.
Jako ekspert ma wiedzę i mógłby się nią podzielić. Nie uczynił tego, a
więc
zachował się wstrzemięźliwie. Ma wiedzę, więc tym lepiej, że jest
wiceszefem MON. O bezpieczeństwie bowiem należy myśleć na serio. A trochę
trzeba również powiedzieć.


Bro atomowa w Polsce?

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona