Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Bul komiruski - leniwy dozorca u fagasa tuska

Bul komiruski - leniwy dozorca u fagasa tuska

Data: 2011-08-18 21:23:06
Autor: Inc
Bul komiruski - leniwy dozorca u fagasa tuska


Bronisław Komorowski miał budować przeciwwagę dla premiera, jego sojusz z marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną miał skutkować osłabieniem szefa Platformy Obywatelskiej - taki scenariusz rozpisywała po wyborach prezydenckich część politologów i posłów partii rządzącej. Jednak jeśli nawet Komorowski myślał o takim scenariuszu, to szybko go zarzucił. Woli spokojnie urzędować w Belwederze, niż się narażać premierowi.

Po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich politycy Platformy, zaliczani do skrzydła konserwatywnego, czy szerzej do członków obozu marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, liczyli, że Pałac Prezydencki będzie przeciwwagą dla premiera Donalda Tuska. Ale nie tylko oni, bo także wielu dziennikarzy i politologów spodziewało się, że prezydent "wybije się na niepodległość", że będzie ważną częścią systemu władzy, że będzie hamował złe pomysły rządu. Po ponad roku prezydentury Komorowskiego widać, że te oczekiwania nie zostały spełnione, prezydent został sprowadzony do roli "kustosza żyrandoli" i notariusza rządu, o czym świadczy choćby fakt, że w tym czasie zawetował tylko jedną ustawę - o utworzeniu Akademii Lotniczej w Dęblinie. We wszystkich kluczowych kwestiach postępował zgodnie z interesami rządu i premiera, nawet wtedy, gdy czego innego oczekiwało od swojego prezydenta społeczeństwo. - Bronisław Komorowski nas rozczarował - mówi poseł PO.

Skręt w lewo

Oficjalnie posłowie i senatorowie Platformy Obywatelskiej prześcigają się w komplementowaniu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Trudno byłoby znaleźć wypowiedź, w której nie padałyby słowa, że jest on świetnym prezydentem, że jest ponadpartyjny, bo w podejmowaniu decyzji nie kieruje się tylko interesem PO, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika Lecha Kaczyńskiego dobrze współpracuje z rządem, że skutecznie pracuje na rzecz poprawy pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Słowem - że jest to najlepszy z dotychczasowych prezydentów, jakich mieliśmy. To wersja oficjalna, bo już w kuluarach politycy PO są mniej entuzjastyczni i nie uchylają się od krytykowania głowy państwa. I nie chodzi im wcale o liczne gafy, których autorem jest Bronisław Komorowski, to można potraktować jako słabostkę prezydenta. Jego zwolennicy w Platformie mają przede wszystkim pretensje o "zdradę konserwatywnego skrzydła".

- Prezydent Komorowski okazał się malowanym konserwatystą. Nasza grupa nie ma z jego strony żadnego wsparcia - twierdzi jeden z posłów PO, należący do tzw. skrzydła konserwatywnego. - Proszę zauważyć, że prezydent albo milczy w ważnych sprawach światopoglądowych, albo przyjął lewicową optykę - stwierdza nasz rozmówca. I podaje przykład choćby wypowiedzi na temat in vitro. Prezydent Komorowski poparł in vitro, choć wielu posłów z Platformy liczyło na to, że zachowa w tej sprawie "większy dystans", że będzie zgłaszał wiele wątpliwości, postulatów, co pozwoliłoby na przeforsowanie projektu ustawy o in vitro autorstwa posła Jarosława Gowina, gdy tymczasem w PO większość poparła lewicowe propozycje poseł Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (PO) i posła Marka Balickiego. Co prawda w Platformie także konserwatyści w zdecydowanej większości popierają samą ideę przyjęcia przez parlament ustawy regulującej kwestie in vitro, ale w pewnych sprawach ich poglądy rozmijają się z linią partii. I liczyli, że Komorowski będzie ich wspierał, tymczasem prezydent był bierny, nie włączył się do tej debaty, tak jak oczekiwali.

Sporym zaskoczeniem dla niektórych polityków rządzącej partii była też bierność prezydenta wobec ochrony rodziny. Komorowski, który w kampanii podkreślał znaczenie rodziny dla kraju, który na każdym prawie kroku chwalił się tym, że jest w tej kwestii wzorem, że sam ma liczną rodzinę, bez żadnego głosu sprzeciwu podpisał choćby bardzo złą ustawę, która rzekomo w trosce o ochronę dziecka przed przemocą zwiększa uprawnienia władz wobec rodziny. - Niepokoi mnie także bierność prezydenta w sprawie nasilającej się antykościelnej kampanii. Prezydent do tej pory nie zareagował na antyklerykalne tyrady premiera Donalda Tuska czy wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego. Czyżby Bronisławowi Komorowskiemu nie przeszkadzała taka Platforma? Obawiam się, że prezydent myśli tak samo jak nasi liderzy: tolerować będziemy tylko tych biskupów i księży, którzy nas popierają, a tych, co krytykują rząd i PO, będziemy zwalczać - relacjonuje senator Platformy. - Żartujemy nawet, że tak jak kiedyś w Austrii powstał józefinizm, tak teraz w Polsce próbuje się zbudować donaldyzm. To smutne, bo raczej spodziewałem się, że mimo wszystko, mimo długiej przyjaźni z Januszem Palikotem, prezydent będzie jednak bronił autonomii Kościoła, będzie się przeciwstawiał rządowym atakom na ludzi polskiego Kościoła - dodaje senator.

Tak musiało być

Komorowski pościągał do kancelarii dawnych swoich towarzyszy z Unii Wolności i to oni są jego głównymi doradcami, ich rad prezydent najczęściej wysłuchuje, a niestety są to w większości ludzie o lewicowej proweniencji. Także wielu zewnętrznych doradców prezydenta, proszonych o przygotowywanie np. ekspertyz prawnych, to również ludzie z tego kręgu towarzyskiego i ideowego. Główną zaś twarzą medialną prezydenta jest Tomasz Nałęcz, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że ma choćby w części konserwatywne poglądy. Ten dawny działacz PZPR, a potem kilku innych lewicowych ugrupowań w III RP, które często zmieniał (to dlatego jest uważany za "wzór politycznej lojalności"), bryluje w mediach, jest osobą, która nie tylko tłumaczy prezydenckie decyzje, ale wręcz kreuje politykę Komorowskiego. Bo skoro w telewizji na jakiś temat wypowiada się główny doradca prezydenta, to dla wielu Polaków brzmi to jak głos samego prezydenta. Dlatego, jak wyjaśnia nam osoba z kierownictwa PO, także polityka historyczna prezydenta stała się na wskroś lewicowa. - Miałem wiele zastrzeżeń do Lecha Kaczyńskiego, ale akurat jego polityka historyczna w wielu kwestiach była wzorcowa. Nie pozwoliłby on sobie na pewno na takie kompromitacje jak przemówienie w Jedwabnem czy też niefortunne przemówienie w rocznicę Powstania Warszawskiego. W obu tych sprawach Komorowski uległ "radom" Nałęcza, no i mamy pasztet - denerwuje się nasz rozmówca. I jego zdaniem, bez gruntownej przebudowy kancelarii prezydentura Bronisława Komorowskiego będzie się coraz bardziej staczać na lewicowe tory, a rzekomy konserwatyzm głowy państwa będzie tylko dawnym wspomnieniem.
Politycy Platformy są przekonani, że Bronisław Komorowski jest tak naprawdę politycznym oportunistą, nie tylko w kwestiach ideowych. Uznał, że skoro teraz w ofensywie jest lewica, skoro taki jest przekaz większości mediów, to prezydent nie będzie się im przeciwstawiał. Parafrazując prezydenta Francji Jacques´a Chiraca, Bronisław Komorowski "wykorzystuje okazję, aby siedzieć cicho".

Schetyna zawiedziony

Po wyborach wydawało się, że Komorowski będzie tworzył zgrany duet z marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną, że ich tandem będzie skuteczną przeciwwagą dla premiera i "spółdzielni" Cezarego Grabarczyka. I niektóre decyzje czy gesty traktowano jako właśnie element takiej gry. Przykładem miała być choćby dyskusja nad datą wyborów. Słyszeliśmy oto, że podobno premier Tusk żądał od prezydenta, aby wybory wyznaczono na 23 października, podczas gdy Komorowski miał się skłaniać ku 16 października, by wreszcie wyznaczyć głosowanie na posłów i senatorów na 9 października. - Nie było żadnej gry, prezydent termin wyborów wyznaczał w porozumieniu z premierem - mówi osoba z warszawskiej PO, znająca dobrze kulisy Pałacu Prezydenckiego. - Dziewiąty października to dla nas dobra data, bo im krótsza będzie kampania, tym lepiej dla rządu. I prezydent nigdy nie wyznaczyłby takiej daty głosowania, która choćby trochę zmniejszała nasze szanse wyborcze - dodaje.

Za tym, że jednak Komorowski wadzi się z Tuskiem, miały przemawiać inne sygnały. Otóż zwolennicy Grzegorza Schetyny rozpowiadali, że marszałek i prezydent mają zupełnie odrębne cele wyborcze niż premier Tusk. To prawda, że wszystkim im zależy na zwycięstwie PO, ale gdy dla szefa rządu marzeniem jest uzyskanie przez Platformę ponad połowy mandatów w Sejmie i Senacie, to już marszałek i prezydent nie chcą tak okazałego zwycięstwa, bo wtedy Tusk byłby już hegemonem w partii. - Tylko że prezydent bardzo słabo wspiera Schetynę. Nie bronił go, gdy na marszałka spadła lawina krytyki za to, że ośmielił się wytknąć premierowi opieszałość w reakcji na raport MAK. A tego wsparcia wtedy Grzegorz bardzo potrzebował - twierdzi poseł z obozu Schetyny. Prezydent wypowiedział się na temat samego raportu dopiero po paru dniach, gdy zorientował się, że nie może już milczeć, bo Polacy jednoznacznie negatywnie ocenili działania MAK. Komorowski jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, ale nie podjął próby obrony honoru wojska, gdy oczerniany był śp. gen. Andrzej Błasik, piloci Tu-154M, gdy wielu polityków, zwłaszcza z obozu rządzącego, waliło w armię jak w bęben. - Prezydent musiałby się wtedy postawić Tuskowi, a tego nie chciał, musiałby przecież zażądać choćby odwołania ministra obrony Bogdana Klicha - wyjaśniają nasi rozmówcy z PO, choć Komorowskiemu też było wygodnie przyjąć taką postawę, bo przecież była ona zgodna z partyjną propagandą i jego własną wersją zdarzeń w przypadku katastrofy smoleńskiej.

Jeden z posłów Platformy, bardzo krytyczny wobec prezydenta, twierdzi wprost, że Komorowski poddał się Tuskowi, uznał po prostu, że nie warto otwarcie zadzierać z premierem, prezydent po prostu jest za leniwy, aby przejąć polityczną inicjatywę. Ale jednocześnie nie zerwał też współpracy z marszałkiem, można powiedzieć, że prezydent siedzi okrakiem na partyjnej barykadzie. Czeka po prostu, co będzie dalej, jest kunktatorem i ruszy do boju przeciwko Tuskowi dopiero wtedy, gdy premierowi powinie się noga i w partii zmienią się nastroje. Jeśli pozycja szefa rządu się zachwieje, bo np. PO uzyska słaby wynik w październikowych wyborach, to wtedy prezydent z pewnością wesprze partyjną opozycję, będzie, parafrazując znowu innego klasyka - ministra Radosława Sikorskiego - dorzynał watahę Tuska. A w takim dobijaniu politycznych rywali Komorowski jest rzeczywiście skuteczny, co już nieraz pokazał. - Ale "prezio" niczego nie zaryzykuje, dopóki sytuacja nie będzie klarowna, dopóki nie zobaczy, że premier przegrał - twierdzi senator z obozu Grzegorza Schetyny.

Krzysztof Losz

Bul komiruski - leniwy dozorca u fagasa tuska

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona