Data: 2010-02-09 08:24:59 | |
Autor: cytryna | |
CBA nielegalnie podsłuchało ministra? Nowak w TOK FM: To byłaby bomba! | |
To kompletnie nowa sprawa. Może być hitem, jakąś bombą - tak Sławomir Nowak komentował informacje o nielegalnym podsłuchiwaniu ministra Drzewieckiego przez CBA. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza". - Gdyby to okazało się prawdą (...) to jest to rzecz bez precedensu - mówił w Poranku TOK FM Nowak.************************************************************************** Sławciowi-podnóżkowi do sztambucha. JAK “WYBORTCZA” WYMYSLIŁA AFERĘ PODSŁUCHOWA Grozą powiało z pierwszej strony piątkowej “Gazety Wyborczej”. rtykuł “Pluskwa na ministra?” przynosi sensację: “Podczas przesłuchania Tuska wyszło na jaw, że w materiałach komisji nie ma śladu podsłuchanej rozmowy ministra Drzewieckiego z żoną, choć wyciekła ona wcześniej do mediów”. “Wyborcza” pyta dramatycznie: “Czy CBA miało możliwość stosowania nielegalnego podsłuchu?”. Poseł Jarosław Urbaniak (PO) też pyta: “Czy minister polskiego rządu był podsłuchiwany przez CBA?”. A “GW” dodaje, że w Prokuraturze Krajowej nie ma wniosku o podsłuch telefonów Drzewieckiego i jego żony. O co całe zamieszanie? Chodzi o artykuł “Rz” z 20 listopada 2009 r., w którym ujawniliśmy, że ówczesny minister sportu spotkał się 22 września w warszawskim hotelu Radisson z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, a potem rozmawiał z żoną. Oto dosłowny cytat z tekstu: “Krótko po spotkaniu zadzwonił (Drzewiecki – red.) do żony, mówiąc, że szykowana jest jakaś intryga”. Dziennikarze “GW” Renata Grochal i Wojciech Czuchnowski sugerują, że artykuł “Rz” powstał na podstawie materiałów CBA z nielegalnego podsłuchu telefonu Drzewieckiego. Problem w tym, że nie napisaliśmy, iż telefon Drzewieckiego jest podsłuchiwany, ani że nasze informacje pochodzą z jakichś stenogramów CBA. “Wyborczej” nawet do głowy nie przyjdzie się zastanowić, czy o tym, że Drzewiecki dzwoni do żony, Biuro mogło dowiedzieć się w inny sposób – od świadka, od agenta, z taśm monitoringu wokół hotelu. Słowo “telefon” równa się dla niej słowu “podsłuch”. I kto tu ma obsesję? Żeby było jeszcze zabawniej, nawet premier Tusk pytany przed komisją o domniemany podsłuch w telefonie Drzewieckiego odparł: “z materiałów nie wynika, że minister Drzewiecki był podsłuchiwany”. Premier potwierdził za to, że politycy w aferze hazardowej byli podsłuchiwani przy okazji – rejestrowano ich rozmowy, “gdy dzwonili do osób podsłuchiwanych”. To wszystko. Oto korzenie wielkiej afery podsłuchowej, którą od piątku próbuje rozkręcić “GW” i którą komentują oburzeni, choć najwyraźniej niedoinformowani politycy. Oburzenie jest jak najbardziej na miejscu – to oburzające, że żadnemu z komentatorów nie chciało się sięgnąć po oryginalny artykuł i sprawdzić, co było w nim napisane. Nie zrobili tego widać także autorzy “Wyborczej”, bo twierdzą, że opisywana przez “Rz” rozmowa Drzewieckiego z żoną odbyła się 22 sierpnia 2009 r. Tymczasem my opisywaliśmy wydarzenia z 22 września, czego zresztą nie ukrywaliśmy, by nie utrudniać nadmiernie pracy dociekliwym reporterom “GW”. -- |
|