Data: 2012-07-08 12:04:12 | |
Autor: u2 | |
Car Tuskin | |
... wsystko czego sie tknie to zamienia w zloto :)
http://niezalezna.pl/30783-donald-midas Donald Midas Zbudowane stadiony, z górującym nad całą stolicą Narodowym na czele, staną się architektonicznymi pomnikami „sukcesu Polski Donalda Tuska” i nabiorą charakteru narzędzia reklamy politycznej. Warszawa miała już w swojej historii wiele obiektów, które pełniły podobną rolę. Dość wspomnieć olbrzymią cerkiew, sobór Aleksandra Newskiego, wyrosłą w samym sercu miasta, na placu Saskim. Oktawian August był geniuszem politycznym. Doskonale wiedział, że prawdziwą władzę sprawuje się nie tylko za pomocą siły wojskowej, ale także obejmując rząd dusz. Gdy pokonał już wszystkich przeciwników, gdy cały świat miał u swoich stóp, wtedy wszedł do rzymskiego senatu i wzdychając obłudnie, powiedział coś w stylu: „To ja już dziękuję, panowie, wycofuję się, a wy bawcie się dalej”. Senatorowie rzucili mu się do kolan, prawie płacząc, i w końcu wybłagali, żeby jeszcze trochę porządził. Bo bez niego, bez prawdziwego Ojca Ojczyzny (Pater Patriae), kraj runie w przepaść. Oktawian łaskawie się zgodził. I panował dalej przez lat kilkadziesiąt, zostając pierwszym rzymskim cesarzem, który rządził, używając trików formalnych, takich jak ciągle odnawiana władza trybuńska. Oficjalnie istniała dalej republika. Nieoficjalnie rządził On. Princeps. August. Wzorem Oktawiana, czyli polski Circus Maximus Jego siłą był autorytet, czyli inaczej mówiąc, cały system pozaoficjalnych wpływów, który powodował, że Oktawian robił, co chciał. A lud go kochał. Za to, że był spokój. Że nie było wojen domowych. Lud chciał tylko trochę rozrywki, chleba na stole i silnej ręki nad sobą. I to wszystko dostawał. Oktawian August był także absolutnym mistrzem, jeśli chodzi o wykorzystanie architektury i sztuki do propagandowego wzmacniania swojej władzy. Każdy posąg w Rzymie, każda moneta i każdy budynek użyteczności publicznej – od łaźni, przez świątynię, teatr, forum, mauzoleum po Circus Maximus – musiał pełnić funkcję wzmacniacza systemu, w którym Oktawian stanowił główny element. Minęło dwa tysiące lat z okładem i na dalekiej barbarzyńskiej ziemi pojawił się ktoś, kto najwyraźniej czerpie pełnymi garściami z worka starożytnych sztuczek. Także budowlano-sportowych. To premier polskiego rządu – Donald Tusk. I choć porównanie Donalda z Oktawianem to jak postawienie w jednym szeregu Michała Anioła ze Stanisławem Aniołem z filmu Barei, to pewien spryt i umiejętność przekuwania najgorszych wpadek oraz błędów na propagandowe zwycięstwa zasługują na uwagę. Przygotowania do Euro od momentu, gdy władzę przejęła Platforma Obywatelska, stały się dla niej pretekstem do wszelkiego rodzaju zabiegów marketingowych i malowania rzeczywistości różową barwą. Pojawiły się plany skoku cywilizacyjnego, rysowano sieci autostrad, opowiadano o nowych stadionach, dworcach, halach, drogach, ścieżkach, orlikach, przystankach autobusowych i szybkich kolejach. Nie obiecano jedynie polskiego kosmodromu Bajkonur. Efekty znamy. Z wielkich planów pozostały właściwie owe stadiony. Poza stadionami udało się zrobić rzutem na taśmę, za pomocą jednej, magicznej niemieckiej maszyny kładącej masę bitumiczną na całej szerokości jezdni, odcinek drogi między Strykowem a Węzłem Konotopa. Przy okazji doprowadzono do bankructwa dziesiątki polskich firm. Jednak pomimo ewidentnych porażek całość w genialny sposób oprawiono medialnie i ogłoszono… sukces. Tym samym premier Tusk zrównał się w osiągnięciach z królem Midasem. Czego nie dotknie, zamienia się w asfalt. Cytadela i cerkwie Mistrzostwa się skończyły i teraz dopiero nastąpi prawdziwy epilog. Rozpocznie się wielka propagandowa konsumpcja olbrzymiego „sukcesu Polski”. I co łatwe do przewidzenia, będzie to „sukces Polski Donalda Tuska”. A zbudowane stadiony, z górującym nad całą stolicą Narodowym na czele, staną się architektonicznymi pomnikami wydarzenia i nabiorą charakteru narzędzia reklamy politycznej… Warszawa miała już w swojej historii wiele obiektów, które pełniły podobną rolę. Dość wspomnieć olbrzymią cerkiew, sobór Aleksandra Newskiego, wyrosłą w samym sercu miasta, na placu Saskim. Stanęła ona w miejscu, gdzie wcześniej ranił serca Polaków obelisk upamiętniający lojalistycznych wobec cara polskich generałów z okresu powstania listopadowego. Budowę soboru rozpoczęto w 1894 r., a powstająca świątynia miała przytłoczyć miasto ogromem. I przytłoczyła. Była widoczna z wielu miejsc, czasem bardzo odległych, wyłaniając się nagle w perspektywie uliczek. Sama dzwonnica miała 70 m wysokości. W ceremonii poświęcenia w 1912 r. wziął udział warszawski generał-gubernator Georgij Skałon, a Car Mikołaj II przysłał telegram gratulacyjny. Po odzyskaniu niepodległości toczyła się w kraju ożywiona dyskusja, co zrobić z gigantem górującym nad miastem. Niektórzy, jak Stefan Żeromski, proponowali pozostawienie go i uczynienie z niego muzeum martyrologii polskiej. Jednak ludzie nie byli w stanie dłużej znieść widoku rosyjskich świątyń – były znienawidzonym emblematem obcej władzy. Ostatecznie sobór rozebrano w połowie lat 20., tak jak i pozostałe cerkwie, nie tylko warszawskie. Akcja przywracania krajowi tożsamości, także pod względem wyrazistych znaków kulturowo-religijnych, ogarnęła całą II Rzeczpospolitą. Właśnie dlatego, że cerkwie budowane przez Moskali, poza funkcją sakralną, pełniły jednocześnie rolę propagandową jako symbol panowania nad ciałem i duszą Polski. Moskiewską politykę wynaradawiania Polaków prowadzono także na polu religijnym – katolicyzm polski był bowiem skałą, na której opierał się nasz patriotyzm. Zresztą Rosjanie zamieniali na prawosławne świątynie, co się tylko dało, np. pałac Staszica lub niektóre katolickie kościoły. Robili to prostą metodą, domontowując na dachu charakterystyczne, cebulaste kopuły. Po takiej „rewitalizacji” świątyni pijarów na placu Krasińskich, czyli obecnej katedry polowej WP, oburzeni warszawiacy śpiewali na ulicach: Poczekajcie no kopułki, Przyjdą jeszcze z Francji pułki, My nie chcemy obcej wiary,Wróci nasza i pijary. Cerkiew pw. św. Marii Magdaleny na warszawskiej Pradze została postawiona na prawym brzegu także z racji praktyczno-propagandowych. Chodziło o to, żeby podróżni przyjeżdżający do stolicy Królestwa Kongresowego od strony Wilna i Petersburga świeżo zbudowaną linią kolejową i wysiadający na nowym dworcu mogli od razu cieszyć oczy znakiem rosyjskiego panowania. Najmocniejszym jednak narzędziem propagandowym wieku XIX była Cytadela Warszawska. Wyrosła z carskiej wściekłości po powstaniu listopadowym. Paskiewicz chciał mieć fortecę, z której mógłby szachować miasto za pomocą wymierzonych w nie dział. Car też tego chciał. Cytadela stała się symbolem panowania Moskali nad Polską. Jednocześnie czyniła z Warszawy miasto podległe tym samym zasadom sprawowania władzy, jakie funkcjonowały w Imperium Rosyjskim. W końcu Twierdza Pietropawłowska została wybudowana nad brzegiem Newy w centrum Petersburga. Postawiona po to, żeby pilnować… mieszkańców miasta, poddanych cara, a nie żeby ich bronić przed zewnętrznym przeciwnikiem. Do dzisiaj robi ponure wrażenie. Jest w niej coś przerażającego, mrocznego, na wskroś rosyjskiego, coś z ciasnej, wionącej pleśnią duchoty III części „Dziadów”. W jednym miejscu było zarówno potworne więzienie, jak i miejsce pochówku carów Romanowów. Stając przed równym szeregiem białych płyt nagrobnych, wojskowo jednakich, od Katarzyny II do Aleksandra III, zadajemy sobie pytanie – ileż dzikiego lęku musi być w rosyjskiej, imperatorskiej władzy, że na miejsce wiecznego odpoczynku wybiera sobie więzienie, w którym dręczeni byli skazywani przez nią buntownicy? Cytadela Warszawska, górująca nad stolicą jak groźna ceglana pięść, była także gniazdem, w którym kłębiła się rosyjska władza. Stacjonowało tam wojsko, miały siedziby obie komisje śledcze i oczywiście – przeznaczone dla Polaków – więzienie, słynny Dziesiąty Pawilon. Całość miała wymiar podwójny – związany z siłą fizyczną, z demonstracją przemocy, i propagandowy, przypominający, kto tu rządzi. Pałac Stalina i pomniki oswoboditieli Po II wojnie światowej na gruzach miasta został zbudowany kolejny symbol władzy – Pałac im. Józefa Stalina, obecnie zwany Pałacem Kultury i Nauki. I on też zawisł nad miastem, rzucając długi cień, jak statek kosmitów z jakiegoś hollywoodzkiego filmu science fiction. Władza rosyjska przechodziła kolejne mutacje, ale rdzeń jej funkcjonowania pozostawał taki sam. Stalin uważał, że „ludzie potrzebują cara, którego mogą czcić, dla którego mogą żyć i pracować”. I Józef Wissarionowicz sam porównywał się do Piotra Wielkiego, Aleksandra I i Mikołaja I, a nawet do szachów perskich. Za alter ego, prawdziwy wzór do naśladowania, obrał sobie Iwana Groźnego. I rzeczywiście w okrucieństwie doścignął mistrza. Niestety, w polskiej stolicy zostały jeszcze propagandowe narzędzia sowieckiego panowania: pomniki sowieckich oswoboditieli. Ostatnio nawet niektórym zabytkom przywraca się „odpowiednie, historyczne brzmienie”. Stoczni Gdańskiej oddano z powrotem imię Lenina! A czemuż by nie iść dalej? Gdyby tak odsłonić ukryty pod neonem Pałacu Kultury i Nauki, wykuty w kamieniu napis „Pałac im. Józefa Stalina”? W końcu byłoby to w zgodzie z prawdą. Sam budynek jest przecież zabytkiem, tak jak stocznia… Kiedyś władza uprawiała propagandę poprzez architekturę w sposób jawny – stawiała pałac, wykuwała odpowiednie zgłoski i każdy wiedział, kto go dla narodu zbudował, kiedy i dlaczego. Naród mógł czuć wdzięczność. A teraz? Już nie jest tak łatwo. Stadion można postawić. Piękny. Biało-czerwony. Widoczny z daleka. Można nawet nazwać tak, żeby było wzruszająco, pięknie i poprawnie. Imienia Kazimierza Górskiego. Jednak kiedy zacznie się po Euro festiwal konsumowania sukcesu, to i tak większość Polaków będzie przekonana, że prawdziwa, wszczepiona podprogowo nazwa brzmi – Stadion Narodowy im. Donalda Franciszka Tuska. |
|
Data: 2012-07-08 12:37:07 | |
Autor: pluton | |
Car Tuskin | |
mozna poprosic o streszczenie w 1 zdaniu ?
-- pozdrawiam P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online Nullification |
|