Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?

Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?

Data: 2010-02-14 17:56:13
Autor: Artur Borubar
Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?
Gdzie agent Tomek miałby dzisiaj zginąć, na jakiej barykadzie przyjdzie mu polec?
-aczność! Do-o hymnu! Spo-ocznij. Sztandar wprowadzić.

Komenda za komendą, ręce przy szwach, piersi wypięte, takty Mazurka Dąbrowskiego. Uroczysta przemowa, stukot obcasów wzdłuż karnego szeregu, uściski dłoni. Słowa przysięgi, wręczenie patentów oficerskich, pochwał na piśmie, dyplomów. Energiczne skinienie głowy, ku chwale. Nadzwyczajna powaga przyjmujących ślubowanie (bywają wśród nich persony z najwyższej półki, generałowie, ministrowie, premier). Wzruszenie tych, którzy ślubują. Na wszystko zaś patrzy liberator (jedyna taka makieta na świecie, skala 1 do 1), ciężki samolot bombowy, którym wożono zrzuty dla Powstania Warszawskiego. Bo i odbywa się to w jednej z sal Muzeum Powstania, przy ulicy Grzybowskiej 79 na warszawskiej Woli.

Och, chciałoby się choć raz zobaczyć takie uroczystości. Niestety, odbywały się zawsze we wtorki, gdy Muzeum jest zamknięte dla zwiedzających. Niektóre miały charakter prawie konspiracyjny. Pod makietą liberatora zbierali się bowiem również funkcjonariusze tajnych służb, których w jawności oglądać nie należy.

- Z uwagi na rangę wybraliśmy to szczególne miejsce kojarzące się Polakom z bohaterstwem i patriotyzmem pokolenia Kolumbów, którzy oddali życie za ojczyznę - wyznała "Gazecie" Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzeczniczka ABW.

***

Musimy więc zdać się na relacje nielicznych świadków. Anonimowy pracownik Muzeum powiedział "Gazecie": - Agenci podnosili prawą rękę i chórem wygłaszali przyrzeczenie. Potem rzędami odbierali dyplomy.

Szef Muzeum Jan Ołdakowski, który miał szczęście oglądać kilka takich uroczystości, pamięta je dokładniej, ze szczegółami emocjonalnymi: - Nie było jak w dokumentalno-propagandowych filmach znad Oki: pepesze, łyse głowy, czapki w garściach, podniesione do góry dwa palce. Raczej dostojnie, patriotycznie, poważnie; widziałem tworzącą się wspólnotę. Ci, młodzi najczęściej, ludzie byli prawdziwie przejęci; to często nie są dziewczęta i chłopcy z Warszawy, którzy mogą tu wpaść, ot, tak sobie. Ruszało ich miejsce, ale też obecność kombatantów, ludzi, którzy trzymali broń w rękach, strzelali. Takie nawiązanie do tradycji to ważne doświadczenie, zwłaszcza po 11 września. Pozornie mamy czas pokoju, ale tak naprawdę funkcjonariusze wszystkich w zasadzie służb są na froncie wojny z terroryzmem. Który z nich wie, czy kontrolując walizkę na lotnisku, nie włoży rąk w kopertę z białym proszkiem; kilka godzin i po nim.

Skoro są świadkowie, to gdzie tu tajność?

Dyrektor Ołdakowski uprzedza takie pytanie: - Oglądałem przysięgi tajnych służb, lecz nie będzie ze mnie pożytku dla żadnych obcych wywiadów. Po pierwsze - nie wiem, czy wyczytywane nazwiska funkcjonariuszy były prawdziwe. Po drugie - nie mam pamięci, zwłaszcza do twarzy. Dlatego - żartuje - nie warto mnie porywać, bo nic nie powiem.

Co zaś się tyczy kombatantów uczestniczących w uroczystościach, to Muzeum przekazywało ich namiary służbom, więc selekcja byłych AK-owców jest w wyłącznej odpowiedzialności funkcjonariuszy. Sugerowano tylko, by zapraszać tych, którzy podczas wojennej konspiracji mieli coś wspólnego z wywiadem, np. kombatanta, który jako 14-latek bawił się puszką przed niemieckimi koszarami, a w rzeczywistości zapamiętywał numery rejestracyjne ciężarówek.

***

Tradycja - skądinąd nowa i świecka, sądząc po ojcach - autorach pomysłu - narodziła się za ostatnich rządów lewicy i ówczesnego zwierzchnika Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzeja Barcikowskiego. Szef ABW napisał do dyrektora Muzeum wiosną 2005 r.: "Dokonany przed dwoma laty wybór generała Roweckiego na patrona szkoły [Centralnego Ośrodka Szkoleniowego ABW] był dla nas ważną decyzją. Budując współczesny kształt służby i dążąc do przywrócenia właściwej hierarchii wartości obowiązujących w życiu publicznym, przywołaliśmy najlepszy patriotyczny wzór z polskiej tradycji - osobę twórcy i Dowódcy Armii Krajowej. >Grot < uosabia to, co jest istotą tej służby, fundamentalne zasady służby państwu - patriotyzm, honor, męstwo i ofiarność. Patriotyczne karty Polskiego Państwa Podziemnego eksponują wartość służby na rzecz bezpieczeństwa i suwerenności państwa. Swoją osobistą historią przypominają o niej podkomendni >Grota <, weterani Armii Krajowej, Kawalerowie Orderu Virtuti Militari - goście naszych uroczystości promocyjnych. Do kontaktów organizacyjnych w tej sprawie wyznaczam...".

Dyrektor Ołdakowski powiada, że zna kulisy prośby szefa agentów. Od odzyskania niepodległości minęło już 15 lat, służba zmieniła się diametralnie i gdzie indziej pojawił się wróg, ale entourage - po staremu. Sala w szkole ABW, gdzie przysięgano, w dalszym ciągu nosiła imię Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego; ostał się też ponoć portret i popiersie pierwszego czekisty. Przyznajmy, że w takich okolicznościach przyrody przysięgać trudno.

Co prawda w siostrzanej Agencji Wywiadu funkcjonariusze ślubowali po staremu "na Światowida": cztery twarze i oczy dookoła głowy, ale przecież liczy się przede wszystkim smak. Wszak - mówi Ołdakowski - amerykańscy funkcjonariusze służb wszelakich ślubują np. w Muzeum Flagi w Baltimore. Izraelczycy drapią się do Masady nad Morzem Martwym, starodawnej twierdzy symbolizującej żydowski opór przeciwko Rzymianom i walkę aż po zbiorowe samobójstwo, gdy już zbrakło nadziei. Przyjmując izraelską optykę, Muzeum Powstania bardzo pasuje do przysięgi. Są tacy Izraelczycy, którzy śmieją się z takiej optyki.

Barcikowski uruchomił lawinę. ABW ślubowała w Muzeum osiem razy. Służba Kontrwywiadu Wojskowego - pięć. Straż Graniczna - aż 11. GROM - raz. Pierwszy Pułk Specjalny Komandosów - raz. Podobnie 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego.

No i dwa razy Centralne Biuro Antykorupcyjne.

W sumie - kilkadziesiąt uroczystych przysiąg. Utajnionych, w niemej obecności makiety liberatora, oraz zaproszonych kombatantów i pracowników Muzeum. Później - wspólne zwiedzanie Muzeum. Sala do przysięgi udostępniona nieodpłatnie.

Słowem - rzecz konspiracyjna, więc nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby tydzień temu miejsca ceremonii nie wsypał prezes Jarosław Kaczyński, niezłomny patron CBA. Stało się to podczas zeznań przed komisją hazardową. Dodajmy, że prezes PiS nie pękł w krzyżowym ogniu pytań. O przysięgi agentów antykorupcjonistów nikt go nie pytał.

***

Och, chciałoby się zobaczyć przygotowania do tych uroczystości. Te kilkugodzinne próby; który funkcjonariusz i w jakim momencie ma wyjść przed szereg i jak do szeregu wrócić, by przez przypadek nie zajść drogi kolejnemu. To ślubowanie zgodnym chórem. Niestety, nie ma takiej możliwości, gdyż - wie każdy miłośnik sensacji i Jamesa Bonda - co tajne, trzeba tajniej zabezpieczyć.


 To była pełna konspiracja - opowiada pracownik Muzeum. - Kilka dni przed przysięgą wpadali panowie z CBA i wnikliwie oglądali budynek. W dniu przysięgi przyjeżdżali z czarnymi walizkami i wtedy przestawały działać nasze telefony, kamery i aparaty. Przyszli agenci zjeżdżali z samego rana i przez kilka godzin ćwiczyli, jak mają zachować się w momencie przysięgi.

- Wszędzie byli tajniacy w garniturach, którzy zachowywali się tak, jakby ktoś miał zaatakować budynek - to głos kombatanta AK, powstańca warszawskiego, dlatego warto mu wierzyć. - Bawiło nas to, mimo tych środków ostrożności niedługo będziemy znać wszystkich tajniaków w Polsce.

Dyrektor Ołdakowski uważa, że cytowany kombatant chciał sobie tylko zażartować. Kiedy Muzeum jest odwiedzane przez ważnych gości, też trzeba wszystko zabezpieczyć. Bywali tu prezydenci i ministrowie, np. ostatnio zwiedzał je premier Izraela Beniamin Netanjahu. Wtedy - co naturalne - też przejrzano każdy kąt i myszkowano we wszystkich zakamarkach. Również z tego punktu widzenia przysięgi funkcjonariuszy nie były niczym niezwykłym. Ot, rutynowe działania i nie ma się czym ekscytować.

No bo co złego jest w takiej przysiędze, nawet obłożonej tajnością? Nic. Miejsce właściwe, gdyż upamiętniające patriotyczny zryw, heroizm i poświęcenie ojczyźnie. Ludzie służący Polsce potrzebują nawiązania do właściwych wzorców. Fakt - Powstanie Warszawskie doczekało się nawet skrajnych ocen i nie idzie tu wcale o propagandowy bełkot z minionej epoki, lecz o rzetelny namysł, czemu służyło i czym skutkowało. Ale trudno zaprzeczyć, że w legendzie Powstania jest wielka siła i można z niej czerpać na różne sposoby.

Zresztą Ołdakowski zdaje sobie sprawę, jak łatwo pamięć o Powstaniu przemienić w karykaturę. Na przykład te wszystkie przebieranki, rekonstrukcje ówczesnych zdarzeń, ci faceci pod pięćdziesiątkę ganiający po Warszawie z plastikowymi karabinami. Gdzieś przecież jest ta cienka linia, za którą zaczyna się... no właśnie, co?

Pojawili się kiedyś w Muzeum ludzie, którzy zakomunikowali, że mają zamiar zrekonstruować tłumienie Powstania na Powiślu, łącznie z gwałtami; nikt nie zaprzeczy, że tak postępowali hitlerowscy żołdacy. Ołdakowski zapytał z irytacją, czy gwałty będą pozorowane, a może - zainscenizowane bardziej szczegółowo. Panowie od rekonstrukcji wyszli jak niepyszni.

- Bierze mnie pusty śmiech - powiada - gdy widzę, jak w uroczystościach patriotycznych chcą brać udział ludzie, którzy się za kogoś przebrali. Wyobraźmy sobie: rocznica cudu nad Wisłą, przed prezydentem stoją oddziały wojska, a obok nich cywile w ciuchach z epoki. To po prostu mało poważne.

A jednak przysięgi tajnych funkcjonariuszy w Muzeum Powstania dyrektor Ołdakowski umieszcza w innej kategorii.

***

Skąd więc ta cała przysięgowa ekscytacja? Po co śmichy i chichy?

Ołdakowski objaśnia, że z najzwyczajniejszej fiksacji. CBA, od jakiegoś już czasu, jest ulubionym tematem dziennikarzy. Wzięcie na muszkę tej służby to zajęcie tak łatwe, jak intelektualnie banalne. Gdyby - wyjaśnia - na liście ślubujących nie było agentów od korupcji, nikt by się nawet nie zająknął. Przecież komandosi z Lublińca, żołnierze GROM-u czy lotnicy mają prawo odwoływać się do powstańczych tradycji.

Lecz co wspólnego z tradycją powstańców mają funkcjonariusze ABW? Ani to wojsko, ani podziemna armia. Gdzie bezpośredni (a nawet pośredni) związek między żołnierzami "Parasola" lub "Zośki" a agentami CBA? W którym miejscu etos agenta Tomka Podrywacza, człowieka roku "Gazety Polskiej" (być może w stopniu oficerskim) styka się z etosem kaprala Antka Rozpylacza, kawalera Krzyża Walecznych i Virtuti Militari, poległego na rogu Brackiej i Alej Jerozolimskich w ósmym dniu Powstania? Gdzie - by użyć słów dyrektora Jana Ołdakowskiego - ta linia frontu w czasach niby-pokojowych?

Czesław Cywiński, AK-owiec z Wilna, łagiernik i prezes Światowego Związku Żołnierzy AK, uważa, że miejsce dla przysiąg i ślubowań wybrano znakomicie. Ściany Muzeum, liberator, archiwalne zdjęcia, broń - wszystko to tworzy właściwy nastrój, rozpala wyobraźnię, działa na młodych oficerów dopiero co wkraczających w służbę. Muzeum odmienia ludzi, jest kuźnią polskiego patriotyzmu. Funkcjonariusze i urzędnicy - tłumaczy - winni wiedzieć, komu służą. I właśnie to utrwala się w nich podczas podobnych ceremonii.

Zbigniew Ścibor-Rylski, generał w stanie spoczynku, powstaniec warszawski i członek kapituły Orderu Virtuti Militari, oglądał ślubowania funkcjonariuszy mundurowych pod pomnikiem Powstania Warszawskiego i nie zaprzecza, że czuł wtedy wzruszenie. Ale ci bez mundurów, tajni agenci? Może - zastanawia się - ci z CBA nie mieli odpowiedniej sali? To jakieś nadużycie pamięci powstańców, gdzie ten związek między AK i CBA? Lecz skoro dyrektor Muzeum wyraził zgodę, niech będzie.

Kiedy Anna Jakubowska, łączniczka i sanitariusza w batalionie "Zośka", usłyszała o przysięgach CBA, wbiło ją w ziemię. GROM, komandosi, lotnicy - jak najbardziej. Ale tajni agenci, niektórzy znani z dość wątpliwych etycznie wyczynów?

- Muzeum Powstania ma swoją legendę - mówi. - Jest miejscem łączącym pamięć Polaków. Oburza mnie, że wykorzystuje się to miejsce, by nadać jakiemuś wydarzeniu szczególną rangę. Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?

Prof. Magdalena Środa, etyczka, ogląda przysięgi CBA w Muzeum Powstania jako sztuczne i dziwne narodowe teatrum; rządzi tam romantyzm wraz z Sienkiewiczem, choć przydałoby się więcej Gombrowicza.

- Gdy byłam w szkole, czytaliśmy "Dziady" w podziemiach katedry - opowiada. - Był klimat, atmosfera, wszystko jak trzeba. Dziś myślę: niech tam, w końcu to była szkoła, mieliśmy naście lat, choć uważam, że w kształtowaniu młodych ludzi jest i tak za wiele romantycznej symboliki, a za mało tego, co zwyczajnie potrzebne w codziennym życiu. Ale w Muzeum takie spektakle urządzają dorośli, poważni ludzie. Odwoływanie się do cnót honorowych ma na dodatek charakter czysto dekoratywny, bez żadnego sensu. To pusty militaryzm; gdzie agent Tomek miałby dzisiaj zginąć, na jakiej barykadzie przyjdzie mu polec? Absurd jakiś, w dodatku szkodliwy.

Dla narodowego teatrum jest miejsce w muzeach. Kiedy za jego odgrywanie biorą się służby państwowe, zaczyna być śmiesznie i groźnie. Używane na co dzień psuje, bo właśnie codzienność ma w pogardzie. Stawia na cnoty heroiczne, które w nieheroicznych czasach są nie do wypełnienia. Co by szkodziło, gdyby agenci przysięgali, że będą rzetelni, skrupulatni, dotrzymają słowa, terminów, tajemnicy? Nic. Lecz jaka heroiczna niezwykłość kryje się w cnotach administracyjnych przydatnych każdemu urzędnikowi? Żadna.

Za to reżyser Marek Piwowski, twórca kultowego "Rejsu", choć zna historię przysiąg w Muzeum tylko z doniesień prasowych, uważa, że przydałoby im się więcej profesjonalnej reżyserii. Piękno i niezwykłość takiego ślubowania - sądzi - warto byłoby przełożyć na właściwą choreografię z elementami baletowymi. Oto - mówi - prawdziwa funkcja dzisiejszej sztuki.


Choreografię podzieliłby na funkcjonalną (jeden agent nie może wejść drugiemu w drogę) i ekspresyjną w sensie patriotycznym. Wszak język ciała agenta Tomka musi różnić się od języka ciała agenta od śledzenia wrogich agentów lub od takiego, który zajmuje się banalnym wyłudzaniem pieniędzy. Odpowiednio poprowadzeni daliby szefom i politykom odbierającym przysięgę jeszcze większa satysfakcję.

- Myślę - snuje reżyserską wizję - że w przypadku agenta Tomka słowa przysięgi winny lecieć z playbacku; tak można w twórczy sposób rozwiązać wszystkie dylematy moralne. Ślubowanie tajniaków w Muzeum Powstania dopiero nadaje się na film. Jakoś śmieszny i mocno tragiczny.


http://wyborcza.pl/1,75248,7556093,Tomek_Podrywacz_i_Antek_Rozpylacz.html?as=1&ias=2&startsz=x


Przemek

--
Sledztwo w sprawie afery hazardowej Jarosława Kaczyńskiego wykazało, że w czasie rządów PiS
liczba automatów o niskich wygranych wzrosła o 200 proc., a wicepremier Gosiewski lobbował na rzecz Totalizatora Sportowego.

Data: 2010-02-14 18:32:04
Autor: HaMMeR
Co CBA ma wspólnego z walką o Pol skę?
On 2010-02-14 17:56, Artur Borubar wrote:
Za to reżyser Marek Piwowski, twórca kultowego "Rejsu", choć zna historię
przysiąg w Muzeum tylko z doniesień prasowych, uważa, że przydałoby im się
więcej profesjonalnej reżyserii. Piękno i niezwykłość takiego ślubowania -
sądzi - warto byłoby przełożyć na właściwą choreografię z elementami
baletowymi. Oto - mówi - prawdziwa funkcja dzisiejszej sztuki.

-- -- -- -- -- -- --

Swietne jaja, szkoda tylko, ze ten bezwstydny kpiarz:

'Za to reżyser Marek Piwowski, twórca kultowego "Rejsu", choć zna historię
przysiąg w Muzeum tylko z doniesień prasowych, uważa, że przydałoby im się
więcej profesjonalnej reżyserii. Piękno i niezwykłość takiego ślubowania -
sądzi - warto byłoby przełożyć na właściwą choreografię z elementami
baletowymi. Oto - mówi - prawdziwa funkcja dzisiejszej sztuki.'

....zapomnial, ze wykrecal te swoje 'baletowe piruety' w 'sluzbach'.., jako TW...
H

Data: 2010-02-14 18:38:23
Autor: marek czaplicki
Co CBA ma wspólnego z walką o Pol skę?
Artur Borubar pisze:
http://wyborcza.pl/1,75248,7556093,Tomek_Podrywacz_i_Antek_Rozpylacz.html?as=1&ias=2&startsz=x


Przemek

wydaje mi się, że pytanie jest źle postawione. czy walka o Polskę ma coś wspólnego z CBA? ale to tylko moje subiektywne zdanie :-) .

Data: 2010-02-14 19:46:38
Autor: brat_olin
Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?

"Artur Borubar" <brońmy RP przed pisem@op.pl> wrote

- Myślę - snuje reżyserską wizję - że w przypadku agenta Tomka słowa
przysięgi winny lecieć z playbacku; tak można w twórczy sposób rozwiązać
wszystkie dylematy moralne. Ślubowanie tajniaków w Muzeum Powstania
dopiero
nadaje się na film. Jakoś śmieszny i mocno tragiczny.
http://wyborcza.pl/1,75248,7556093,Tomek_Podrywacz_i_Antek_Rozpylacz

Wyborcza jak zwykle.  GWno - i wszystko jasne!

--
Smart questions to stupid answers

Co CBA ma wspólnego z walką o Polskę?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona