Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Co naprawd? widzieli archeolodzy

Co naprawd? widzieli archeolodzy

Data: 2014-02-14 18:26:28
Autor: Mark Woydak
Co naprawd? widzieli archeolodzy


„Nasz Dziennik” publikuje w całości załączony do prokuratorskich akt
dokument o skomplikowanym tytule „Prospekcja terenowa miejsca katastrofy
Tu-154M pod Smoleńskiem z użyciem metod stosowanych w archeologii”.

Autorzy materiału, pracujący pod kierunkiem prof. Andrzeja Buki, szefa
Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, diagnozują, skąd wzięły się
osmalenia na znalezionych szczątkach: powstały w wyniku zasysania
fragmentów konstrukcji samolotu przez gorące wirniki turbin łopatek
pracujących silników.

Opatrzone pokaźnym pakietem map i schematów kilkusetstronicowe końcowe
sprawozdanie to efekt dwutygodniowej pracy grupy archeologów i dwóch
geodetów, do której w razie potrzeby dołączano patologa lub technika
kryminalistycznego.

Prokuratura zastrzega, że to zaledwie jeden z materiałów włączonych w
sposób procesowy do akt śledztwa smoleńskiego, na podstawie którego nie
można formułować rozstrzygających wniosków. I ordynuje ostrożność w ocenie.

Od 13 do 27 października 2010 r. ekipa specjalistów przeszukiwała
półtorahektarowy teren na przedmieściach Smoleńska, gdzie pół roku
wcześniej rozbił się polski Tu-154M z 96 osobami na pokładzie.

Pierwotnie obszar prospekcji miał objąć powierzchnię 6 hektarów. Okazało
się jednak, że teren wymagający badań jest mniejszy, niż wcześniej
zakładano. Ale i trudniejszy. Prace utrudniały bujna roślinność i ślady
intensywnych prac ziemnych w postaci nitki betonowej drogi dojazdowej
ciągniętej do wrakowiska i przesunięcia dużych mas ziemi.

Koniec końców obszar podzielono na dwie strefy. Pierwsza z nich, oznaczona
jako sektor A, to półhektarowa strefa centralna, czyli miejsce
bezpośredniego zderzenia samolotu z ziemią. Druga, czyli sektor B, to
niemal hektarowa zewnętrzna strefa rozrzutu przedmiotów związanych z
katastrofą. To teren otaczający ze wszystkich stron sektor A, rozciągający
się wzdłuż trajektorii końcowego odcinka lotu maszyny.

Raport archeologów drobiazgowo opisuje charakterystykę postępowania
badawczego, narzędzia pomiarowe, a nawet warunki pogodowe towarzyszące
prowadzonym obserwacjom.

Sektor A – miejsce zderzenia samolotu z ziemią – został ujęty w siatkę
kwadratów o wielkości 10 na 10 metrów. W strefie B przyjęto siatkę 10 na 10
metrów i 20 na 20 metrów (na obrzeżach po stronie wschodniej). Grupa 3-6
archeologów prowadziła prospekcję przede wszystkim w obrębie strefy A i w
mniejszym stopniu – strefy B. Ekipa ta rozpoczęła pracę w środkowej części
sektora A.

Badacze przyznają, że mieli „mocno ograniczone” możliwości zastosowania
metod geofizycznych w badaniu terenu katastrofy. Powód? Zmiany w warstwach
powierzchniowych podejmowanych przez Rosjan bezpośrednio po katastrofie.
„Czynniki te powodują, że odróżnienie skutków procesów zachodzących w tym
miejscu wcześniej od tych będących bezpośrednim skutkiem samej katastrofy
za pomocą większości metod geofizycznych jest praktycznie niemożliwe”
–piszą autorzy raportu.

Badanie z użyciem detektorów prowadziły w Smoleńsku dwie dwuosobowe ekipy,
stosujące dwie różne metody pracy i posługujące się dwoma typami detektorów
metali (statyczny w strefie A i dynamiczny w B). W strefie A do rozpoznania
morfologii gruntu wykorzystano też ręczną sondę geologiczną. Za jej pomocą
archeolodzy próbowali ustalić głębokość warstw przekształconych na skutek
katastrofy i właściwości chemiczne ziemi, chcąc uchwycić dolną granicę
zalegania materialnych pozostałości tragedii.

Wszystkie znaleziska podzielono na pięć kategorii: szczątki kostne, rzeczy
pasażerów i załogi, samolot, nieokreślone, związane z katastrofą i
niezwiązane z katastrofą. Przedmioty „wyróżnione” numerowano, namierzano i
pakowano indywidualnie. Odmienny sposób postępowania obrano wobec szczątków
kostnych. Wszystkie były fotografowane in situ i metrykowane. Każdą
metryczkę z opisem sygnował polski prokurator (ppłk Tomasz Mackiewicz) i
jeden z rosyjskich śledczych.

Dokumentację elementów metalowych prowadził, równolegle do prac terenowych,
ten sam dwu- lub trzyosobowy zespół, z udziałem rosyjskiego inżyniera,
specjalisty w zakresie konstrukcji samolotów. Wynikiem tych prac jest
pełny, w większości przypadków bardzo szczegółowy opis wszystkich
znalezisk, w tym przedmiotów o charakterze osobistym i elementów
wyposażenia ruchomego samolotu. Odrębne katalogi stworzono dla szczątków
ludzkich i rzeczy ofiar.
30 tysięcy znalezisk

Na miejscu katastrofy odnaleziono w sumie 38 szczątków kostnych, ich
ekspertyz za każdym razem dokonywał wzywany ze Smoleńska rosyjski
anatomopatolog, który odsyłał je do rosyjskiego laboratorium, gdzie miały
być identyfikowane metodą DNA. Z analizy ich rozprzestrzenienia wynika,
wbrew temu, co napisała „Gazeta Polska”, że fragmenty tkanek ludzkich
odnaleziono w strefie zderzenia samolotu z ziemią, a rejony dwóch głównych
skupisk pokrywały się z miejscem bliższym tylnej części kadłuba tupolewa
oraz kokpitu. Archeolodzy zwracają uwagę na znaczące różnice w stanie ich
zachowania w zależności od tego, czy były rozproszone, czy w dużej
odległości od siebie.

Najliczniejszą grupę rzeczy podjętych przez ekipę polskich archeologów w
trakcie dwutygodniowych prac na miejscu katastrofy stanowią jednak elementy
stałe samolotu oraz kategoria znalezisk zdefiniowanych jako „nieokreślone”,
ale będące najprawdopodobniej elementami maszyny i jej wyposażenia – 84,9
proc. wszystkich znalezisk.

W sumie na wrakowisku zlokalizowano ok. 30 tys. znalezisk, z czego 10 tys.
zebrano, 20 tys. to sygnały z detekcji w strefie A. Średnia liczebność
rzeczy odnajdywanych w kwadracie 1 ara to 85. Rejony ich najsilniejszych
koncentracji leżą w strefie zderzenia samolotu z ziemią, strefie A. Dotyczy
to zarówno fragmentów samolotu, jak i rzeczy należących do ofiar. Elementy
stałe maszyny to dominująca pod względem liczebności grupa 6334 znalezisk,
rozrzuconych na obszarze 106 arów, zarówno w obszarze strefy A, jak i B.
Szczątki pod betonem

Autorzy raportu zastrzegają jednak, że część rzeczy mogła zostać rozrzucona
w wyniku znacznych przekształceń terenu po 10 kwietnia 2010 r., dlatego
spostrzeżenia na temat ich dyspersji należy traktować z dużą dozą
ostrożności. Nie mają wszak wątpliwości, że obszar największej koncentracji
fragmentów rozbitej maszyny odpowiada miejscu jej upadku, a mniejsze
zagęszczenie, ale o czytelnym zarysie, pokrywa się z trasą ostatniego
odcinka lotu tupolewa.

Badacze, co ciekawe, wskazują też na zjawisko nienaturalnej, sztucznej
południowej granicy badanego obszaru, poza którą nie ma żadnych znalezisk.
Wiążą to z przykryciem tej części terenu drogą z betonowych płyt, który
stał się przez to niedostępny dla jakichkolwiek badań.

W bezpośrednim sąsiedztwie nasypu i drogi betonowej namierzono „wyjątkową
koncentrację sygnałów detektora”. Na tej podstawie – twierdzą archeolodzy –
można uznać, że pod drogą oraz warstwą piasku i żwiru usypaną przez
rosyjskie służby wokół brzozy, o którą miał zawadzić Tu-154M, znajduje się
wiele elementów metalowych.

„Wydaje się, że koncentracja ta może być skutkiem uderzenia samolotu w tę
właśnie brzozę, w wyniku czego nastąpiło dodatkowe rozdrobnienie jego
elementów i rozrzut w kierunku południowo-zachodnim”, piszą badacze.

Detekcja w strefie B, czyli zewnętrznej strefie rozrzutu (między szosą
Kutuzowa a miejscem upadku), ujawniła trasę ostatnich sekund lotu. W ocenie
ekipy badawczej, na podstawie zniszczeń w drzewostanie i analizy rozrzutu
szczątków poszycia tupolewa można wnioskować, że maszyna „musiała lecieć po
lekkim łuku”. W tym miejscu nie odnajdywano prawie żadnych przedmiotów
mogących być fragmentami wyposażenia samolotu czy rzeczy osobistych załogi
i pasażerów. Spoczywające tu elementy konstrukcyjne odrzutowca były silnie
rozdrobnione, a niektóre z nich pogięte i osmolone. Większość rzeczy
odnalezionych we wschodniej części tego sektora leżała bezpośrednio na
powierzchni ziemi lub na głębokości 5 centymetrów. Większość elementów
duraluminiowej konstrukcji zalegała w nienaruszonej pozycji, natomiast te
odnalezione w sektorach bliskich miejscu uderzenia maszyny w ziemię były
wbite skośnie w grunt na głębokości około 5 centymetrów. Fragmenty
odnajdywane między miejscem uderzenia w ziemię a szosą do Smoleńska mają
krawędzie obrobione, farba na nich jest nieregularnie porysowana. W innych
sektorach miejsca katastrofy duraluminiowe części nie noszą takich cech.
Efekt zaorania

Wydaje się, że archeolodzy w racjonalny sposób tłumaczą stopień
rozdrobnienia szczątków maszyny i osmaleń elementów kadłuba. W ich ocenie,
duży promień rozrzutu i fragmentacji maszyny to efekt m.in. prac ciężkiego
sprzętu gąsienicowego na miejscu katastrofy. „Istotny wpływ na układ
warstwy przemieszanej i rozprzestrzenienie znajdujących się w niej
depozytów wywarły też prace związane z usuwaniem pozostałości wraku oraz
porządkowaniem terenu”, piszą uczestnicy ekspedycji. Te same czynności
miały, ich zdaniem, wpływ na znaczący stopień rozdrobnienia przedmiotów i
stan ich zachowania, a raczej zniszczenia – ciężki sprzęt rozjeżdżał
elementy lub wpychał je głęboko w ziemię.

Gorące wirniki turbin łopatek pracujących silników zasysały fragmenty
konstrukcji – stąd osmalenia.

Diagnoza archeologów jest pesymistyczna: pierwotny układ powierzchni terenu
i układ szczątków samolotu mógł się zachować jedynie pod betonowymi płytami
drogi dojazdowej i usypaną warstwą żwiru.

Data: 2014-02-15 07:56:59
Autor: MarkWoydak
Co naprawd? widzieli archeolodzy
PiS-owski PSYCHOPATA podpisujący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Pity bez umiaru
denaturat i pędzony ze zgniłych buraków samogon z 3-ciego tłoczenia dokonaly
calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla niego
ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich
chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze
starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Ten
posraniec po całonocnym fistingu z podobnym sobie indywidium wylazł z nory i
znów zasrywa grupę z rozwalonego odbytu. Módlmy się bracia i siostry!
Nadzieja na pełny powrót do zdrowia psychicznego tego osobnika jest
niewielka, a nawet bliska zera ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy
modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata! Niech dobry Mzimu ma w
opiece jego bliskich!

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1fsaj7y1qz1n1$.16w8l3p2r48w4$.dlg40tude.net...


„Nasz Dziennik” publikuje w całości załączony do prokuratorskich akt
dokument o skomplikowanym tytule „Prospekcja terenowa miejsca katastrofy
Tu-154M pod Smoleńskiem z użyciem metod stosowanych w archeologii”.

Autorzy materiału, pracujący pod kierunkiem prof. Andrzeja Buki, szefa
Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, diagnozują, skąd wzięły się
osmalenia na znalezionych szczątkach: powstały w wyniku zasysania
fragmentów konstrukcji samolotu przez gorące wirniki turbin łopatek
pracujących silników.

Opatrzone pokaźnym pakietem map i schematów kilkusetstronicowe końcowe
sprawozdanie to efekt dwutygodniowej pracy grupy archeologów i dwóch
geodetów, do której w razie potrzeby dołączano patologa lub technika
kryminalistycznego.

Prokuratura zastrzega, że to zaledwie jeden z materiałów włączonych w
sposób procesowy do akt śledztwa smoleńskiego, na podstawie którego nie
można formułować rozstrzygających wniosków. I ordynuje ostrożność w ocenie.

Od 13 do 27 października 2010 r. ekipa specjalistów przeszukiwała
półtorahektarowy teren na przedmieściach Smoleńska, gdzie pół roku
wcześniej rozbił się polski Tu-154M z 96 osobami na pokładzie.

Pierwotnie obszar prospekcji miał objąć powierzchnię 6 hektarów. Okazało
się jednak, że teren wymagający badań jest mniejszy, niż wcześniej
zakładano. Ale i trudniejszy. Prace utrudniały bujna roślinność i ślady
intensywnych prac ziemnych w postaci nitki betonowej drogi dojazdowej
ciągniętej do wrakowiska i przesunięcia dużych mas ziemi.

Koniec końców obszar podzielono na dwie strefy. Pierwsza z nich, oznaczona
jako sektor A, to półhektarowa strefa centralna, czyli miejsce
bezpośredniego zderzenia samolotu z ziemią. Druga, czyli sektor B, to
niemal hektarowa zewnętrzna strefa rozrzutu przedmiotów związanych z
katastrofą. To teren otaczający ze wszystkich stron sektor A, rozciągający
się wzdłuż trajektorii końcowego odcinka lotu maszyny.

Raport archeologów drobiazgowo opisuje charakterystykę postępowania
badawczego, narzędzia pomiarowe, a nawet warunki pogodowe towarzyszące
prowadzonym obserwacjom.

Sektor A – miejsce zderzenia samolotu z ziemią – został ujęty w siatkę
kwadratów o wielkości 10 na 10 metrów. W strefie B przyjęto siatkę 10 na 10
metrów i 20 na 20 metrów (na obrzeżach po stronie wschodniej). Grupa 3-6
archeologów prowadziła prospekcję przede wszystkim w obrębie strefy A i w
mniejszym stopniu – strefy B. Ekipa ta rozpoczęła pracę w środkowej części
sektora A.

Badacze przyznają, że mieli „mocno ograniczone” możliwości zastosowania
metod geofizycznych w badaniu terenu katastrofy. Powód? Zmiany w warstwach
powierzchniowych podejmowanych przez Rosjan bezpośrednio po katastrofie.
„Czynniki te powodują, że odróżnienie skutków procesów zachodzących w tym
miejscu wcześniej od tych będących bezpośrednim skutkiem samej katastrofy
za pomocą większości metod geofizycznych jest praktycznie niemożliwe”
–piszą autorzy raportu.

Badanie z użyciem detektorów prowadziły w Smoleńsku dwie dwuosobowe ekipy,
stosujące dwie różne metody pracy i posługujące się dwoma typami detektorów
metali (statyczny w strefie A i dynamiczny w B). W strefie A do rozpoznania
morfologii gruntu wykorzystano też ręczną sondę geologiczną. Za jej pomocą
archeolodzy próbowali ustalić głębokość warstw przekształconych na skutek
katastrofy i właściwości chemiczne ziemi, chcąc uchwycić dolną granicę
zalegania materialnych pozostałości tragedii.

Wszystkie znaleziska podzielono na pięć kategorii: szczątki kostne, rzeczy
pasażerów i załogi, samolot, nieokreślone, związane z katastrofą i
niezwiązane z katastrofą. Przedmioty „wyróżnione” numerowano, namierzano i
pakowano indywidualnie. Odmienny sposób postępowania obrano wobec szczątków
kostnych. Wszystkie były fotografowane in situ i metrykowane. Każdą
metryczkę z opisem sygnował polski prokurator (ppłk Tomasz Mackiewicz) i
jeden z rosyjskich śledczych.

Dokumentację elementów metalowych prowadził, równolegle do prac terenowych,
ten sam dwu- lub trzyosobowy zespół, z udziałem rosyjskiego inżyniera,
specjalisty w zakresie konstrukcji samolotów. Wynikiem tych prac jest
pełny, w większości przypadków bardzo szczegółowy opis wszystkich
znalezisk, w tym przedmiotów o charakterze osobistym i elementów
wyposażenia ruchomego samolotu. Odrębne katalogi stworzono dla szczątków
ludzkich i rzeczy ofiar.
30 tysięcy znalezisk

Na miejscu katastrofy odnaleziono w sumie 38 szczątków kostnych, ich
ekspertyz za każdym razem dokonywał wzywany ze Smoleńska rosyjski
anatomopatolog, który odsyłał je do rosyjskiego laboratorium, gdzie miały
być identyfikowane metodą DNA. Z analizy ich rozprzestrzenienia wynika,
wbrew temu, co napisała „Gazeta Polska”, że fragmenty tkanek ludzkich
odnaleziono w strefie zderzenia samolotu z ziemią, a rejony dwóch głównych
skupisk pokrywały się z miejscem bliższym tylnej części kadłuba tupolewa
oraz kokpitu. Archeolodzy zwracają uwagę na znaczące różnice w stanie ich
zachowania w zależności od tego, czy były rozproszone, czy w dużej
odległości od siebie.

Najliczniejszą grupę rzeczy podjętych przez ekipę polskich archeologów w
trakcie dwutygodniowych prac na miejscu katastrofy stanowią jednak elementy
stałe samolotu oraz kategoria znalezisk zdefiniowanych jako „nieokreślone”,
ale będące najprawdopodobniej elementami maszyny i jej wyposażenia – 84,9
proc. wszystkich znalezisk.

W sumie na wrakowisku zlokalizowano ok. 30 tys. znalezisk, z czego 10 tys.
zebrano, 20 tys. to sygnały z detekcji w strefie A. Średnia liczebność
rzeczy odnajdywanych w kwadracie 1 ara to 85. Rejony ich najsilniejszych
koncentracji leżą w strefie zderzenia samolotu z ziemią, strefie A. Dotyczy
to zarówno fragmentów samolotu, jak i rzeczy należących do ofiar. Elementy
stałe maszyny to dominująca pod względem liczebności grupa 6334 znalezisk,
rozrzuconych na obszarze 106 arów, zarówno w obszarze strefy A, jak i B.
Szczątki pod betonem

Autorzy raportu zastrzegają jednak, że część rzeczy mogła zostać rozrzucona
w wyniku znacznych przekształceń terenu po 10 kwietnia 2010 r., dlatego
spostrzeżenia na temat ich dyspersji należy traktować z dużą dozą
ostrożności. Nie mają wszak wątpliwości, że obszar największej koncentracji
fragmentów rozbitej maszyny odpowiada miejscu jej upadku, a mniejsze
zagęszczenie, ale o czytelnym zarysie, pokrywa się z trasą ostatniego
odcinka lotu tupolewa.

Badacze, co ciekawe, wskazują też na zjawisko nienaturalnej, sztucznej
południowej granicy badanego obszaru, poza którą nie ma żadnych znalezisk.
Wiążą to z przykryciem tej części terenu drogą z betonowych płyt, który
stał się przez to niedostępny dla jakichkolwiek badań.

W bezpośrednim sąsiedztwie nasypu i drogi betonowej namierzono „wyjątkową
koncentrację sygnałów detektora”. Na tej podstawie – twierdzą archeolodzy –
można uznać, że pod drogą oraz warstwą piasku i żwiru usypaną przez
rosyjskie służby wokół brzozy, o którą miał zawadzić Tu-154M, znajduje się
wiele elementów metalowych.

„Wydaje się, że koncentracja ta może być skutkiem uderzenia samolotu w tę
właśnie brzozę, w wyniku czego nastąpiło dodatkowe rozdrobnienie jego
elementów i rozrzut w kierunku południowo-zachodnim”, piszą badacze.

Detekcja w strefie B, czyli zewnętrznej strefie rozrzutu (między szosą
Kutuzowa a miejscem upadku), ujawniła trasę ostatnich sekund lotu. W ocenie
ekipy badawczej, na podstawie zniszczeń w drzewostanie i analizy rozrzutu
szczątków poszycia tupolewa można wnioskować, że maszyna „musiała lecieć po
lekkim łuku”. W tym miejscu nie odnajdywano prawie żadnych przedmiotów
mogących być fragmentami wyposażenia samolotu czy rzeczy osobistych załogi
i pasażerów. Spoczywające tu elementy konstrukcyjne odrzutowca były silnie
rozdrobnione, a niektóre z nich pogięte i osmolone. Większość rzeczy
odnalezionych we wschodniej części tego sektora leżała bezpośrednio na
powierzchni ziemi lub na głębokości 5 centymetrów. Większość elementów
duraluminiowej konstrukcji zalegała w nienaruszonej pozycji, natomiast te
odnalezione w sektorach bliskich miejscu uderzenia maszyny w ziemię były
wbite skośnie w grunt na głębokości około 5 centymetrów. Fragmenty
odnajdywane między miejscem uderzenia w ziemię a szosą do Smoleńska mają
krawędzie obrobione, farba na nich jest nieregularnie porysowana. W innych
sektorach miejsca katastrofy duraluminiowe części nie noszą takich cech.
Efekt zaorania

Wydaje się, że archeolodzy w racjonalny sposób tłumaczą stopień
rozdrobnienia szczątków maszyny i osmaleń elementów kadłuba. W ich ocenie,
duży promień rozrzutu i fragmentacji maszyny to efekt m.in. prac ciężkiego
sprzętu gąsienicowego na miejscu katastrofy. „Istotny wpływ na układ
warstwy przemieszanej i rozprzestrzenienie znajdujących się w niej
depozytów wywarły też prace związane z usuwaniem pozostałości wraku oraz
porządkowaniem terenu”, piszą uczestnicy ekspedycji. Te same czynności
miały, ich zdaniem, wpływ na znaczący stopień rozdrobnienia przedmiotów i
stan ich zachowania, a raczej zniszczenia – ciężki sprzęt rozjeżdżał
elementy lub wpychał je głęboko w ziemię.

Gorące wirniki turbin łopatek pracujących silników zasysały fragmenty
konstrukcji – stąd osmalenia.

Diagnoza archeologów jest pesymistyczna: pierwotny układ powierzchni terenu
i układ szczątków samolotu mógł się zachować jedynie pod betonowymi płytami
drogi dojazdowej i usypaną warstwą żwiru.

Co naprawd? widzieli archeolodzy

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona