Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Co nie daje ateiscie spac po nocach

Co nie daje ateiscie spac po nocach

Data: 2013-10-21 04:25:26
Autor: Mark Woydak
Co nie daje ateiscie spac po nocach

Jak laicyzm przygotowywał grunt pod totalitaryzm

Katolicyzm był przez wszystkich rewolucjonistów postrzegany jako
najistotniejsza przeszkoda na drodze ustanowienia „nowego ładu”, który miał
ukształtować „nowego człowieka” wedle rewolucyjnej ideologii - pisze
Grzegorz Kucharczyk.

Wielki myśliciel katolicki, prof. P. C. de Oliveira w swoim najważniejszym
dziele Rewolucja i kontrrewolucja jako istotę przewrotu rewolucyjnego
wskazał wolę „zniszczenia legitymowanego ładu rzeczy i zastąpienie go
sytuacją nie-legitymowaną”. Jaki jest zaś „legitymowany ład rzeczy”, ład po
prostu? To nic innego jak „pokój Chrystusa w królestwie Chrystusa, a więc
cywilizacja chrześcijańska, surowa i hierarchiczna, z gruntu sakralna,
antyegalitarna i antyliberalna”[1].

Historyczna rzeczywistość kolejnych wstrząsów rewolucyjnych – począwszy od
rewolucji francuskiej – potwierdza tę diagnozę brazylijskiego myśliciela.
Chrześcijaństwo, a przede wszystkim katolicyzm był przez wszystkich
rewolucjonistów postrzegany jako najistotniejsza przeszkoda na drodze
ustanowienia „nowego ładu”, który miał ukształtować „nowego człowieka”
wedle rewolucyjnej ideologii. Rewolucja francuska była pod tym względem
wzorcem, powielanym następnie przez kolejnych rewolucjonistów w XIX i XX w.
Nic też nie zapowiada, by wiek obecny był pod tym względem jakimś
wyjątkiem.

Jeden z deputowanych do rewolucyjnego parlamentu francuskiego w
następujących słowach określał istotę polityki rewolucyjnej: „Stworzone
zostały dla Narodu prawa; obecnie rzecz w tym, aby stworzyć Naród dla tych
praw”[2]. Wtórował mu amerykański sympatyk rewolucji francuskiej, Th.
Paine, który rzeczywistość polityczną we Francji i w Europie po 1789 r.
skomentował następująco: „Jest w naszej mocy zacząć świat na nowo […].
Narodziny nowego świata już się zbliżają”[3]. Jak wiemy, zmieniono nawet
sposób mierzenia czasu. Żeby tak szeroko zakrojone zmiany przeprowadzić,
należało uderzyć w podstawę, z której wyrastały wszystkie te obyczaje,
prawa, idee i sensy słów – czyli w cywilizację chrześcijańską (a w
przypadku Francji – katolicką), dlatego też obserwując politykę rewolucji
francuskiej wobec Kościoła dostrzegamy narastającą eskalację wrogości wobec
wspólnoty ludzi wierzących w Chrystusa: poczynając od zadekretowanej w 1789
r. konfiskaty wszystkich majątków kościelnych, poprzez tzw. konstytucję
cywilną kleru z 1790 r. (będącą de facto próbą próbą ustanowienia we
Francji schizmatyckiego Kościoła) i represje skierowane wobec księży,
którzy nie chcieli złożyć przysięgi na ten dokument (w 1792 r. jako karę
dla „niezaprzysiężonych” zadekretowano banicję, a od 1793 r. karano
śmiercią).

To nic innego jak wypełnienie płomiennego apelu pewnego członka klubu
jakobinów, który wzywał: „Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z
ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Rytuały, tajemnice,
moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi... Oddajcie nam
pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas
Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata... nie chcemy
więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia”[4].

Autorem tych słów był markiz D. A. F. de Sade. Słynny pornograf miał
szczególny dług wdzięczności wobec rewolucji. Do lipca 1789 r., na prośbę
swojej rodziny przetrzymywany był w zakładzie dla obłąkanych w Charenton.
Niewiele brakowało, by znalazł się w gronie wyswobodzonych 14 VII 1789 r.
paru więźniów Bastylii, która była wcześniejszym miejscem jego odosobnienia
(również na prośbę rodziny).
Przeczytaj także:

Jak wiadomo rewolucja francuska nie cofnęła się przed ludobójstwem, by
„zmienić ludzi”. Wojna w Wandei, pierwsze ludobójstwo w dziejach nowożytnej
Europy nosiło znamiona wojny religijnej. Lud Wandei walczył pod sztandarami
Najświętszego Serca Jezusowego (Sacre Coeur), a armię, którą stworzył,
nazwał „Armią Królewską i Katolicką”. Z drugiej zaś strony rewolucjoniści
nie kryli, że przynoszą do krainy „od wieków tkwiącej w  okowach fanatyzmu
i zabobonu” światło „prawdziwego oświecenia i postępu”.

Wojna wypowiedziana chrześcijaństwu przez rewolucję francuską była wzorcowa
także w tym sensie, że równolegle z polityką krwawego terroru wymierzonego
wobec ludzi wierzących w Chrystusa (bez względu na to, czy byli to duchowni
czy świeccy) stosowany był wobec nich swoisty „przemysł pogardy”. Nienawiść
szła w parze z lekceważeniem.

Gdy w 1793 r. swoje apogeum osiągała rozpętana przez rewolucyjne władze
kampania dechrystianizacyjna, M. J. Chalier, komisarz republiki na Lyon –
odpowiedzialny za krwawe powstania mieszkańców tego miasta przeciw
republice (dlatego przeszedł do historii jako „kat Lyonu”), stwierdzał, że
„księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest
triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą
agonię zgrai tych niegodziwców”[5]. Rok później, prokurator trybunału
rewolucyjnego domagając się (skutecznie) posłania na szafot karmelitanek z
Compiegne, jako okoliczność szczególnie je obciążającą wskazywał ich
„fanatyzm” i precyzował: „Przez fanatyzm rozumiem wasze przywiązanie do
waszych dziecinnych wierzeń, do waszych śmiesznych praktyk religijnych”[6].

Dzisiaj środowiska liberalno-lewicowe domagające się po obydwu stronach
oceanu penalizacji „mowy nienawiści”, wyraźnie zapomniały, że pierwszymi,
którzy na szeroką skalę ją stosowali byli ich ideowi antenaci z czasów
rewolucji francuskiej, a następnie z epoki XIX-wiecznych „wojen o kulturę”.
Dokonująca się w tamtej epoce forsowana przez państwo brutalna, odgórnie
narzucana laicyzacja, dla niepoznaki posługująca się hasłem „rozdziału
Kościoła od państwa” nie tylko kończyła się próbą podporządkowania Kościoła
państwu, ale jej rezultatem było również wprowadzanie ostrego podziału
wewnątrz poszczególnych społeczeństw. Kulturkampfy te oznaczały
stygmatyzację dużego segmentu społeczeństwa jako „zacofanego” i
„reprezentującego niższą kulturę”. Wobec takich ludzi liberalne rządy – czy
to we Włoszech, czy we Francji, nie mówiąc o Prusach, gdzie w latach 70.
XIX w. rządził O. von Bismarck, popierany przez miejscowych liberałów – bez
wahania stosowały sprawdzoną maksymę francuskiej rewolucji o tym, że „nie
ma wolności dla wrogów wolności”. Bo przecież dla antykatolickiej
propagandy katolicy byli poważnym problemem, byli „wrogiem wewnętrznym”.
Nieprzypadkowo to właśnie w tej epoce „wojen o kulturę” pojawia się figura
„starszej kobiety modlącej się na różańcu” jako symbolu kołtunerii i
ciemnogrodu. Współcześni kontynuatorzy tej „mowy nienawiści” mówią o
„moherowych beretach”.

Charakterystyczne było także to, że wszędzie propagatorzy polityki
bezwzględnej laicyzacji gładko przechodzili do porządku dziennego nad
kwestią wolności obywateli, którzy byli represjonowani ze względu na
wybraną drogę życiową (stan duchowny) czy wybrany model szkolnictwa dla
swoich dzieci (szkoła katolicka). Dla promotorów laickości słowo „wolność”
miało jednak bardzo specyficzny sens. Urzędujący w latach 1902–1905 premier
J. L. É. Combes, odnosząc się do zarzutów katolickiej opozycji w
parlamencie, że jego polityka brutalnego usuwania zakonów z Francji i
zamykania katolickich szkół gwałci prawo obywateli do nieskrępowanego
wybierania sposobu kształcenia swoich dzieci, stwierdzał wprost, że
„wolność kształcenia nie należy do tych istotnych praw przynależnych
obywatelowi [...]. Nie jest ona jedną ze swobód naturalnych czy też
koniecznych, która stanowiłaby integralną część praw obywatela [...] Nie ma
przyczyny, dla której państwo nie mogłoby zakazać nauczania osobom
indywidualnym, czy też zbiorowiskom, których doktryny oraz interesy są w
absolutnej sprzeczności z fundamentalnymi doktrynami i ogólnymi interesami,
nad którymi ono [państwo – dop. G. K.] czuwa”[7].

Z pogardą okazywaną wobec obywateli, którzy dopominali się o swoje prawa
(jako ludzie wierzący i rodzice pragnący jak najlepszej edukacji dla swoich
dzieci), szedł u laicyzatorów prawdziwy kult państwa. W tym przypadku
wyznawany przez nich liberalizm z jego programową niechęcią wobec państwa
odchodził na plan dalszy wobec o wiele bardziej pilniejszej dla nich
sprawy, jakim było wprowadzenie żelazną ręką „postępu i tolerancji”, a
żelazna ręka powinna należeć do państwa.

W 1874 r. w zenicie prześladowań Kościoła podczas bismarckowskiego
Kulturkampfu jeden z protestancko-liberalnych dzienników w następujący
sposób wyjaśniał, że nie ma sprzeczności między hasłami o wolności i
tolerancji, a brutalnym prześladowaniem katolików: „Niech ci, którzy w
swojej straszliwej mądrości uważają, że państwo zbyt daleko poszło w
podjętych przez siebie środkach przeciw hierarchii [katolickiej], w końcu
zauważą, w jakich czasach żyjemy. Przeciw wrogowi absolutnie zdecydowanemu
na wszystko nic nie można osiągnąć odwołując się li tylko do tej biernej
tolerancji, która wzdraga się przed każdym zdecydowanym krokiem i raczej
woli wrogowi ustępować. W walce o być albo nie być, tylko posunięte do
ostatecznych granic zdecydowanie i zaangażowanie wszystkich sił może
zapewnić zwycięstwo”[8].

Stanowisko to pozostawało w całkowitej zgodzie z definicją liberalizmu
podaną w 1875 r. przez H. von Sybela: „być liberałem oznacza wyzwalanie
jednostki z jarzma przesądu, nietolerancji, ze zniewolenia duchowego. Być
liberałem – to w kwestiach narodowych pilnowanie, by większość narodu nie
była zniewolona przez przesądy poszczególnych [katolickich – dop. G. K.]
prowincji”[9].

W ten sposób przygotowywano grunt pod nadejście epoki państw totalitarnych.
Pisał o tym w swojej encyklice Summi pontificatus papież Pius XII. W
dokumencie z 1939 r., ogłoszonym, gdy trwała już II wojna światowa, Ojciec
Święty diagnozując „główną chorobę czasu: świat bez Boga i bez Chrystusa”,
która w 1939 r. już w pełni ujawniła swoje straszliwe oblicze w postaci
totalitarnej statolatrii, wskazywał na głębsze korzenie tego zła. W tym
właśnie kontekście Pius XII mówił o fatalnym „zaślepieniu” ludzi, którzy
„domagali się usunięcia Boskiego Zbawiciela ze swego życia, a zwłaszcza z
życia publicznego”. Jak pisał papież: „Państwo i społeczeństwo
dostosowywało się we wszystkim do dowolnych haseł i teorii tak zwanego
laicyzmu, a proces ten postępował coraz szybciej i spotykał się z ogólnym
uznaniem. Prąd laicyzacji życia doszedł wreszcie aż do tego, że od
ożywczego i dobroczynnego wpływu Boga i Kościoła odwiódł pojedynczego
obywatela, rodzinę i państwo, i to nawet w krajach, które przez wiele
wieków szczyciły się chrześcijańską kulturą i obyczajami”[10].

W ten sposób papież Pius XII rozwinął nauczanie swojego wielkiego
poprzednika na Stolicy Piotrowej, bł. Piusa IX, który w swoim słynnym
Syllabusie z 1864 r. jako jeden z najpoważniejszych błędów epoki nowożytnej
wskazywał pogląd głoszący, że to państwo i tylko państwo powinno być
źródłem i punktem odniesienia dla prawa rządzącego daną społecznością. Już
wtedy błogosławiony papież jasno dostrzegał, że państwo może stać się
straszliwym instrumentem w rękach autorów antykatolickich wojen o kulturę.
Papież Pius XII pisząc wspomnianą encyklikę u progu najstraszliwszej wojny
w dziejach świata widział już skutki tej fatalnej uzurpacji.

Grzegorz Kucharczyk, Cywilizacja 43/2012

[1] P. C. de Oliveira, Revolution et contre-revolution, Sao Paolo 1960, s.
53, 83.

[2] Cyt. za: J. Baszkiewicz, Nowy człowiek, nowy naród, nowy świat.
Mitologia i rzeczywistość rewolucji francuskiej, Warszawa 1993, s. 51.

[3] Tamże, s. 394.

[4] D. A. F. de Sade, Pisma polityczne, przeł. B. Banasiak [i in.],
Warszawa 1997, s. 205.

[5] Cyt. za: G. Kucharczyk, Czerwone karty Kościoła, wyd. 2 rozszerz.,
Dębogóra–Kraków 2008, s. 75.

[6] Tamże, s. 78.

[7] E. Lecanuet, L’eglise de France sous la troisieme republique, vol. 3,
Paris 1910, s. 408.

[8] C. Lepp, Protestantisch-liberaler Aufbruch in die Moderne. Der deutsche
Protestantenverein in der Zeit der Reichsgründung und des Kulturkampfem,
Gütersloh 1996, s. 351.

[9] J. B. Kißling, Geschichte des Kulturkampfem im Deutschen Reiche, Bd. 3,
Freiburg im Breisgau 1916, s. 152.

[10] Pius XII, Encyklika Summi Pontificatus [online], [dostęp: 7 XII 2012],
dostępny w Internecie:
<http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/summi_pontificatus_20101939.html>.

Data: 2013-10-21 17:35:57
Autor: Mark Woydak
Co nie daje ateiscie spac po nocach

Psychopata podpisujący się "Mark Woydak" piszący z mx05.eternal-september.org uzywający czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to pisowcki oszołom podszywaniec. Fakt, że podszywa się pod moje dane świadczy od daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina
dokonały całkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma już dla niego ratunku!

MW


Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:l0ohf9ctt2g3$.vkh76nrc3mx7$.dlg40tude.net...

Jak laicyzm przygotowywał grunt pod totalitaryzm

Katolicyzm był przez wszystkich rewolucjonistów postrzegany jako
najistotniejsza przeszkoda na drodze ustanowienia „nowego ładu”, który miał
ukształtować „nowego człowieka” wedle rewolucyjnej ideologii - pisze
Grzegorz Kucharczyk.

Wielki myśliciel katolicki, prof. P. C. de Oliveira w swoim najważniejszym
dziele Rewolucja i kontrrewolucja jako istotę przewrotu rewolucyjnego
wskazał wolę „zniszczenia legitymowanego ładu rzeczy i zastąpienie go
sytuacją nie-legitymowaną”. Jaki jest zaś „legitymowany ład rzeczy”, ład po
prostu? To nic innego jak „pokój Chrystusa w królestwie Chrystusa, a więc
cywilizacja chrześcijańska, surowa i hierarchiczna, z gruntu sakralna,
antyegalitarna i antyliberalna”[1].

Historyczna rzeczywistość kolejnych wstrząsów rewolucyjnych – począwszy od
rewolucji francuskiej – potwierdza tę diagnozę brazylijskiego myśliciela.
Chrześcijaństwo, a przede wszystkim katolicyzm był przez wszystkich
rewolucjonistów postrzegany jako najistotniejsza przeszkoda na drodze
ustanowienia „nowego ładu”, który miał ukształtować „nowego człowieka”
wedle rewolucyjnej ideologii. Rewolucja francuska była pod tym względem
wzorcem, powielanym następnie przez kolejnych rewolucjonistów w XIX i XX w.
Nic też nie zapowiada, by wiek obecny był pod tym względem jakimś
wyjątkiem.

Jeden z deputowanych do rewolucyjnego parlamentu francuskiego w
następujących słowach określał istotę polityki rewolucyjnej: „Stworzone
zostały dla Narodu prawa; obecnie rzecz w tym, aby stworzyć Naród dla tych
praw”[2]. Wtórował mu amerykański sympatyk rewolucji francuskiej, Th.
Paine, który rzeczywistość polityczną we Francji i w Europie po 1789 r.
skomentował następująco: „Jest w naszej mocy zacząć świat na nowo […].
Narodziny nowego świata już się zbliżają”[3]. Jak wiemy, zmieniono nawet
sposób mierzenia czasu. Żeby tak szeroko zakrojone zmiany przeprowadzić,
należało uderzyć w podstawę, z której wyrastały wszystkie te obyczaje,
prawa, idee i sensy słów – czyli w cywilizację chrześcijańską (a w
przypadku Francji – katolicką), dlatego też obserwując politykę rewolucji
francuskiej wobec Kościoła dostrzegamy narastającą eskalację wrogości wobec
wspólnoty ludzi wierzących w Chrystusa: poczynając od zadekretowanej w 1789
r. konfiskaty wszystkich majątków kościelnych, poprzez tzw. konstytucję
cywilną kleru z 1790 r. (będącą de facto próbą próbą ustanowienia we
Francji schizmatyckiego Kościoła) i represje skierowane wobec księży,
którzy nie chcieli złożyć przysięgi na ten dokument (w 1792 r. jako karę
dla „niezaprzysiężonych” zadekretowano banicję, a od 1793 r. karano
śmiercią).

To nic innego jak wypełnienie płomiennego apelu pewnego członka klubu
jakobinów, który wzywał: „Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z
ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Rytuały, tajemnice,
moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi... Oddajcie nam
pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas
Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata... nie chcemy
więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia”[4].

Autorem tych słów był markiz D. A. F. de Sade. Słynny pornograf miał
szczególny dług wdzięczności wobec rewolucji. Do lipca 1789 r., na prośbę
swojej rodziny przetrzymywany był w zakładzie dla obłąkanych w Charenton.
Niewiele brakowało, by znalazł się w gronie wyswobodzonych 14 VII 1789 r.
paru więźniów Bastylii, która była wcześniejszym miejscem jego odosobnienia
(również na prośbę rodziny).
Przeczytaj także:

Jak wiadomo rewolucja francuska nie cofnęła się przed ludobójstwem, by
„zmienić ludzi”. Wojna w Wandei, pierwsze ludobójstwo w dziejach nowożytnej
Europy nosiło znamiona wojny religijnej. Lud Wandei walczył pod sztandarami
Najświętszego Serca Jezusowego (Sacre Coeur), a armię, którą stworzył,
nazwał „Armią Królewską i Katolicką”. Z drugiej zaś strony rewolucjoniści
nie kryli, że przynoszą do krainy „od wieków tkwiącej w  okowach fanatyzmu
i zabobonu” światło „prawdziwego oświecenia i postępu”.

Wojna wypowiedziana chrześcijaństwu przez rewolucję francuską była wzorcowa
także w tym sensie, że równolegle z polityką krwawego terroru wymierzonego
wobec ludzi wierzących w Chrystusa (bez względu na to, czy byli to duchowni
czy świeccy) stosowany był wobec nich swoisty „przemysł pogardy”. Nienawiść
szła w parze z lekceważeniem.

Gdy w 1793 r. swoje apogeum osiągała rozpętana przez rewolucyjne władze
kampania dechrystianizacyjna, M. J. Chalier, komisarz republiki na Lyon –
odpowiedzialny za krwawe powstania mieszkańców tego miasta przeciw
republice (dlatego przeszedł do historii jako „kat Lyonu”), stwierdzał, że
„księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest
triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą
agonię zgrai tych niegodziwców”[5]. Rok później, prokurator trybunału
rewolucyjnego domagając się (skutecznie) posłania na szafot karmelitanek z
Compiegne, jako okoliczność szczególnie je obciążającą wskazywał ich
„fanatyzm” i precyzował: „Przez fanatyzm rozumiem wasze przywiązanie do
waszych dziecinnych wierzeń, do waszych śmiesznych praktyk religijnych”[6].

Dzisiaj środowiska liberalno-lewicowe domagające się po obydwu stronach
oceanu penalizacji „mowy nienawiści”, wyraźnie zapomniały, że pierwszymi,
którzy na szeroką skalę ją stosowali byli ich ideowi antenaci z czasów
rewolucji francuskiej, a następnie z epoki XIX-wiecznych „wojen o kulturę”.
Dokonująca się w tamtej epoce forsowana przez państwo brutalna, odgórnie
narzucana laicyzacja, dla niepoznaki posługująca się hasłem „rozdziału
Kościoła od państwa” nie tylko kończyła się próbą podporządkowania Kościoła
państwu, ale jej rezultatem było również wprowadzanie ostrego podziału
wewnątrz poszczególnych społeczeństw. Kulturkampfy te oznaczały
stygmatyzację dużego segmentu społeczeństwa jako „zacofanego” i
„reprezentującego niższą kulturę”. Wobec takich ludzi liberalne rządy – czy
to we Włoszech, czy we Francji, nie mówiąc o Prusach, gdzie w latach 70.
XIX w. rządził O. von Bismarck, popierany przez miejscowych liberałów – bez
wahania stosowały sprawdzoną maksymę francuskiej rewolucji o tym, że „nie
ma wolności dla wrogów wolności”. Bo przecież dla antykatolickiej
propagandy katolicy byli poważnym problemem, byli „wrogiem wewnętrznym”.
Nieprzypadkowo to właśnie w tej epoce „wojen o kulturę” pojawia się figura
„starszej kobiety modlącej się na różańcu” jako symbolu kołtunerii i
ciemnogrodu. Współcześni kontynuatorzy tej „mowy nienawiści” mówią o
„moherowych beretach”.

Charakterystyczne było także to, że wszędzie propagatorzy polityki
bezwzględnej laicyzacji gładko przechodzili do porządku dziennego nad
kwestią wolności obywateli, którzy byli represjonowani ze względu na
wybraną drogę życiową (stan duchowny) czy wybrany model szkolnictwa dla
swoich dzieci (szkoła katolicka). Dla promotorów laickości słowo „wolność”
miało jednak bardzo specyficzny sens. Urzędujący w latach 1902–1905 premier
J. L. É. Combes, odnosząc się do zarzutów katolickiej opozycji w
parlamencie, że jego polityka brutalnego usuwania zakonów z Francji i
zamykania katolickich szkół gwałci prawo obywateli do nieskrępowanego
wybierania sposobu kształcenia swoich dzieci, stwierdzał wprost, że
„wolność kształcenia nie należy do tych istotnych praw przynależnych
obywatelowi [...]. Nie jest ona jedną ze swobód naturalnych czy też
koniecznych, która stanowiłaby integralną część praw obywatela [...] Nie ma
przyczyny, dla której państwo nie mogłoby zakazać nauczania osobom
indywidualnym, czy też zbiorowiskom, których doktryny oraz interesy są w
absolutnej sprzeczności z fundamentalnymi doktrynami i ogólnymi interesami,
nad którymi ono [państwo – dop. G. K.] czuwa”[7].

Z pogardą okazywaną wobec obywateli, którzy dopominali się o swoje prawa
(jako ludzie wierzący i rodzice pragnący jak najlepszej edukacji dla swoich
dzieci), szedł u laicyzatorów prawdziwy kult państwa. W tym przypadku
wyznawany przez nich liberalizm z jego programową niechęcią wobec państwa
odchodził na plan dalszy wobec o wiele bardziej pilniejszej dla nich
sprawy, jakim było wprowadzenie żelazną ręką „postępu i tolerancji”, a
żelazna ręka powinna należeć do państwa.

W 1874 r. w zenicie prześladowań Kościoła podczas bismarckowskiego
Kulturkampfu jeden z protestancko-liberalnych dzienników w następujący
sposób wyjaśniał, że nie ma sprzeczności między hasłami o wolności i
tolerancji, a brutalnym prześladowaniem katolików: „Niech ci, którzy w
swojej straszliwej mądrości uważają, że państwo zbyt daleko poszło w
podjętych przez siebie środkach przeciw hierarchii [katolickiej], w końcu
zauważą, w jakich czasach żyjemy. Przeciw wrogowi absolutnie zdecydowanemu
na wszystko nic nie można osiągnąć odwołując się li tylko do tej biernej
tolerancji, która wzdraga się przed każdym zdecydowanym krokiem i raczej
woli wrogowi ustępować. W walce o być albo nie być, tylko posunięte do
ostatecznych granic zdecydowanie i zaangażowanie wszystkich sił może
zapewnić zwycięstwo”[8].

Stanowisko to pozostawało w całkowitej zgodzie z definicją liberalizmu
podaną w 1875 r. przez H. von Sybela: „być liberałem oznacza wyzwalanie
jednostki z jarzma przesądu, nietolerancji, ze zniewolenia duchowego. Być
liberałem – to w kwestiach narodowych pilnowanie, by większość narodu nie
była zniewolona przez przesądy poszczególnych [katolickich – dop. G. K.]
prowincji”[9].

W ten sposób przygotowywano grunt pod nadejście epoki państw totalitarnych.
Pisał o tym w swojej encyklice Summi pontificatus papież Pius XII. W
dokumencie z 1939 r., ogłoszonym, gdy trwała już II wojna światowa, Ojciec
Święty diagnozując „główną chorobę czasu: świat bez Boga i bez Chrystusa”,
która w 1939 r. już w pełni ujawniła swoje straszliwe oblicze w postaci
totalitarnej statolatrii, wskazywał na głębsze korzenie tego zła. W tym
właśnie kontekście Pius XII mówił o fatalnym „zaślepieniu” ludzi, którzy
„domagali się usunięcia Boskiego Zbawiciela ze swego życia, a zwłaszcza z
życia publicznego”. Jak pisał papież: „Państwo i społeczeństwo
dostosowywało się we wszystkim do dowolnych haseł i teorii tak zwanego
laicyzmu, a proces ten postępował coraz szybciej i spotykał się z ogólnym
uznaniem. Prąd laicyzacji życia doszedł wreszcie aż do tego, że od
ożywczego i dobroczynnego wpływu Boga i Kościoła odwiódł pojedynczego
obywatela, rodzinę i państwo, i to nawet w krajach, które przez wiele
wieków szczyciły się chrześcijańską kulturą i obyczajami”[10].

W ten sposób papież Pius XII rozwinął nauczanie swojego wielkiego
poprzednika na Stolicy Piotrowej, bł. Piusa IX, który w swoim słynnym
Syllabusie z 1864 r. jako jeden z najpoważniejszych błędów epoki nowożytnej
wskazywał pogląd głoszący, że to państwo i tylko państwo powinno być
źródłem i punktem odniesienia dla prawa rządzącego daną społecznością. Już
wtedy błogosławiony papież jasno dostrzegał, że państwo może stać się
straszliwym instrumentem w rękach autorów antykatolickich wojen o kulturę.
Papież Pius XII pisząc wspomnianą encyklikę u progu najstraszliwszej wojny
w dziejach świata widział już skutki tej fatalnej uzurpacji.

Grzegorz Kucharczyk, Cywilizacja 43/2012

[1] P. C. de Oliveira, Revolution et contre-revolution, Sao Paolo 1960, s.
53, 83.

[2] Cyt. za: J. Baszkiewicz, Nowy człowiek, nowy naród, nowy świat.
Mitologia i rzeczywistość rewolucji francuskiej, Warszawa 1993, s. 51.

[3] Tamże, s. 394.

[4] D. A. F. de Sade, Pisma polityczne, przeł. B. Banasiak [i in.],
Warszawa 1997, s. 205.

[5] Cyt. za: G. Kucharczyk, Czerwone karty Kościoła, wyd. 2 rozszerz.,
Dębogóra–Kraków 2008, s. 75.

[6] Tamże, s. 78.

[7] E. Lecanuet, L’eglise de France sous la troisieme republique, vol. 3,
Paris 1910, s. 408.

[8] C. Lepp, Protestantisch-liberaler Aufbruch in die Moderne. Der deutsche
Protestantenverein in der Zeit der Reichsgründung und des Kulturkampfem,
Gütersloh 1996, s. 351.

[9] J. B. Kißling, Geschichte des Kulturkampfem im Deutschen Reiche, Bd. 3,
Freiburg im Breisgau 1916, s. 152.

[10] Pius XII, Encyklika Summi Pontificatus [online], [dostęp: 7 XII 2012],
dostępny w Internecie:
<http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/summi_pontificatus_20101939.html>.

Data: 2013-10-23 01:11:03
Autor: jr
Co nie daje ateiscie spac po nocach

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:l0ohf9ctt2g3$.vkh76nrc3mx7$.dlg40tude.net...
|
| Jak laicyzm przygotowywał grunt pod totalitaryzm
|
| Katolicyzm był przez wszystkich rewolucjonistów postrzegany jako
| najistotniejsza

Niezawsze najistotniejszą. W początkowej fazie bolszewickiej rewolucji głównym wrogiem było prawosławie i buddyzm. Wsród Bolszewików było sporo Polaków. Poza tym wszyscy w Europie (w tym w Polsce i w Watykanie) liczyli na to, że bolszewizm jest stanem przejściowym, że zniszczoną Rosję uda się kiedyś poddać zachodnim wpływom (stąd brak konsekwencji w walce z Leninem). Tak więc aby podtrzymywać te mżonki, w pierwszej fazie bolszewicy oszczędzali kościoły na terenie Rosji. W latach dwudziestych pozwolili nawet na misję pomocy humanitarnej z Watykanu (której większosc oczywiście trafiła do wojska i organów władz).

 przeszkoda na drodze ustanowienia „nowego ładu”, który miał

Katolicyzm (jak każda zresztą religia) był dla komunistów przeszkodą, jednak do czasów Stefana Wyszyńskiego, który sprzeniewierzył się ówczesnym naukom Kościoła zawierając porozumienia z władzami komunistycznej Polski. Był to precedens, który zaowocował zwrotem w polityce kościelnej za pontyfikatu Jana XXIII. Wyszyński był czynnym współtwórcą Vaticanum II, który to sobór postulował współistnienie Kościoła z komunizmem i przyczynił się w Kościele do szerego patologi typu 'Teologia  Wyzwolenia. Polski kosciół Wyszyńskiego był dla komunistów poletkiem doświadczalnym w dziele wmontowywania katolicyzmu w system marksistowskiej ideologii i władzy.
Proponuje na ten temat Józefa Mackiewicza:

'Zwycięstwo prowokacji'
http://tylkoprawda.akcja.pl/teksty.htm
http://www.pogon.lt/czytelnia-dziel-juz-mackiewicza.html
'W cieniu krzyża' (do słuchania)
http://www.4shared.com/dir/FpM7CZo2/W_cieniu_krzyza-_Jozef_Mackiew.html#dir=FpM7CZo2
http://chomikuj.pl/maria_/J*c3*b3zef+Mackiewicz/W+cieniu+Krzy*c5*bca
'Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy' - recenzje:
http://rzymskikatolik.blox.pl/2011/02/Z-ksiegarskiej-polki-Jozef-Mackiewicz.html

Data: 2013-10-23 18:29:55
Autor: Mark Woydak
Co nie daje ateiscie spac po nocach

Użytkownik "jr" <bezadresu@jr.pl> napisał w wiadomości news:l470qm$tq4$1node2.news.atman.pl...

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości
news:l0ohf9ctt2g3$.vkh76nrc3mx7$.dlg40tude.net...
|
| Jak laicyzm przygotowywał grunt pod totalitaryzm
|
| Katolicyzm był przez wszystkich rewolucjonistów postrzegany jako
| najistotniejsza

Niezawsze najistotniejszą. W początkowej fazie bolszewickiej rewolucji głównym
wrogiem było prawosławie i buddyzm. Wsród Bolszewików było sporo Polaków. Poza
tym wszyscy w Europie (w tym w Polsce i w Watykanie) liczyli na to, że
bolszewizm jest stanem przejściowym, że zniszczoną Rosję uda się kiedyś poddać
zachodnim wpływom (stąd brak konsekwencji w walce z Leninem). Tak więc aby
podtrzymywać te mżonki, w pierwszej fazie bolszewicy oszczędzali kościoły na
terenie Rosji. W latach dwudziestych pozwolili nawet na misję pomocy
humanitarnej z Watykanu (której większosc oczywiście trafiła do wojska i organów
władz).

Ten psychopata podpisujący się "Mark Woydak" piszący z
mx05.eternal-september.org uzywający czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to
pisowcki oszołom podszywaniec. Fakt, że podszywa się pod moje dane świadczy
od daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina
dokonały całkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma już dla
niego ratunku!

MW

Co nie daje ateiscie spac po nocach

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona