Data: 2018-11-16 00:32:44 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Im zimniej i jesienniej tym mniej ich jeździ. Przepytałem kilka pań w pracy w miarę regularnie jeżdżących na rowerze w ciepłe dni na okoliczność i padły odpowiedzi typu: za zimno, odłożyłam rower do wiosny. I pewnie wielu innych czyni podobnie. A przecież warunki wciąż są dobre do jeżdżenia. Korki samochodowe nawet większe. Wystarczy się cieplej, i odpowiednio, ubrać. Ale tak już jest.
|
|
Data: 2018-11-16 02:10:30 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu piątek, 16 listopada 2018 09:32:46 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał:
A przecież warunki wciąż są dobre do jeżdżenia. Korki samochodowe nawet większe. Wystarczy się cieplej, i odpowiednio, ubrać. Ale tak już jest. Trafiłem właśnie na ciekawy artykuł o ciekawej książce, więc podepnę tutaj: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jak-rowery-moga-uratowac-swiat-petera-walkera-recenzja/5qqb33t -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-16 02:44:32 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Trafiłem właśnie na ciekawy artykuł o ciekawej książce, więc podepnę tutaj: Z przyjemnoscia przeczytalem tę recenzję. Mam tylko taką uwagę (nie do Ciebie oczywiście), ze tytuł jest zbyt patetyczny.. Nie chodzi o to aby ktos przekonany do roweru kupił te ksiązkę (ja zamierzam), ale aby zachecić do przeczytania osoby neutralne, albo lekko przeciwne. Zatwardzialego brzuchatego automobilisty nie przekonasz, no chyba, ze bedzie jezdzic duzo ładnych lasek w spódnicach, szpilkach i z rozwianymi włosami.... I w tę stronę powinna pojśc promocja rowerow. Wiem, wiem, seksistowskie, ale zadziala :) |
|
Data: 2018-11-17 08:56:17 | |
Autor: n | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Widzę, że podobnie jak ja się starzejesz ;-))
-- -- - duzo ładnych lasek w spódnicach, szpilkach i z rozwianymi włosami. |
|
Data: 2018-11-17 06:35:04 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu piątek, 16 listopada 2018 11:10:32 UTC+1 użytkownik Jacek G. napisał:
Trafiłem właśnie na ciekawy artykuł o ciekawej książce, więc podepnę tutaj: Też przeczytałem i pewnie kupię. Po to by przekonywać innych. :) Ale temat jest znacznie poważniejszy niż się pozornie wydaje. Postaram się coś o tym napisać, bo mam kilka przemyśleń, z którymi warto się podzielić z innymi. |
|
Data: 2018-11-17 10:41:43 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej rowerzystów | |
imho mogli dać inny tytuł, np
"co mogą zrobić kierowcy, by uratować świat?" a treść jest odpowiedzią :-) |
|
Data: 2018-11-20 03:05:56 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
andrzej...@gmail.com napisał:
Też przeczytałem i pewnie kupię. Po to by przekonywać innych. :) Ale temat jest znacznie poważniejszy niż się pozornie wydaje. Postaram się coś o tym napisać, bo mam kilka przemyśleń, z którymi warto się podzielić z innymi. ksiazke zamowilem. Wklejam fragment ksiazki skopiowany z darmowego pfd dostepnego w sieci. Linku nie kopiuje, gdyz i tak za chwile zniknie... Jednozdaniow podsumowanie ponizszego fragmentu: Jeśli ktoś mysli, ze "propaguje jazde rowerem jezdzac po miescie w kasku i lajkrach i tylko po jezdni bo sciezki sa be, to odnosi to skutek zupelnie odwrotny od zamierzonego 23 Wstęp Nie każdy, kto jeździ rowerem, jest rowerzystą Był niedzielny poranek, około godziny 10.30. Za kilka dni miałem zacząć pisać ten tekst. Zza rogu wyłoniła się grupa rowerzystów. Musiało być ich chyba ze trzydziestu, na wszystkich rodzajach rowerów, jakie tylko można sobie wyobrazić. Z przodu, na zabytkowym składaku, spokojnym, królewskim tempem pedałowała pani po sześćdziesiątce. Miała na sobie czerwone spodnie i jasnoniebieski daszek osłaniający oczy od słońca. Stałem na chodniku i patrzyłem, a ona, przejeżdżając obok, uśmiechnęła się do mnie szeroko. Za nią jechali mężczyźni i kobiety w różnym wieku. Na kilkorgu zauważyłem charakterystyczne miejskie akcesoria rowerowe, to znaczy odblaskowe kurtki i błyszczące kaski, ale większość ubrana była w codzienne stroje i jechała na zwyczajnych rowerach. Nie miałem pojęcia, czy to jakaś tajemnicza zorganizowana grupa, czy to układ świateł na skrzyżowaniu i przypadek uformowały ten wspaniały peleton. Uderzyła mnie wtedy pewna myśl: jeszcze kilka miesięcy temu ci ludzie by się tu w ogóle nie pojawili. ,,Tu" to znaczy na Lower Thames Street w centrum Londynu, czyli, jak sama nazwa wskazuje, na ulicy biegnącej wzdłuż Tamizy. To bardzo stary szlak komunikacyjny - wzmianki o nim pojawiają się już w miejskich dokumentach z XI wieku. W latach sześćdziesiątych XX wieku ulica została przebudowana i poszerzona. Stała się czteropasmową miejską autostradą, typową dla tamtych czasów, kiedy to dominacja samochodów wydawała się absolutna i niezagrożona. 24 25 Od tego czasu bardzo niewielu rowerzystów zapuszczało się na Lower Thames Street, która na zachód przechodzi w równie nieprzyjazną Upper Thames Street. Jeździli nią tylko najwięksi zapaleńcy i śmiałkowie, prawie wyłącznie młodzi mężczyźni. Najczęściej byli to jadący w pośpiechu zawodowi kurierzy, którym nie przeszkadzało lawirowanie między sznurami taksówek i ciężarówek oraz pędzenie betonowymi kanionami pod mostami. Zawsze czułem się na rowerze dosyć pewnie, ale Lower Thames Street unikałem, jeśli tylko mogłem. To nie była miła trasa. Sama myśl, że kobieta w statecznym wieku mogłaby tamtędy przejechać, nawet w niedzielny poranek, była niedorzeczna. Dla takich rowerzystek ogromne połacie miasta pozostawały nieosiągalne. Co zatem się zmieniło? Nic wielkiego. Pojawiła się droga dla rowerów. W 2014 r. postanowiono, że ulice Lower i Upper Thames Street będą częścią jednej z pierwszych dwóch tras w stylu holenderskim - szumnie zwanych rowerowymi drogami szybkiego ruchu - na których pojawią się krawężniki, oddzielające rowerzystów od ruchu samochodowego, bezpieczne skrzyżowania i wydzielona faza świateł dla rowerów. Projekt budził kontrowersje. Firmy zlokalizowane wzdłuż ulicy protestowały, że drogi dla rowerów doprowadzą do paraliżu Londynu. Zrzeszenie reprezentujące legendarne czarne taksówki otwarcie śmiało się z pomysłu, że w mieście znajdzie się tylu cyklistów, żeby zapełnić takie szerokie pasy rowerowe. Wróżono, że poza godzinami szczytu nikt nie będzie tamtędy jeździł i trasa zarośnie chwastami. Rowerostrady otwarto w maju 2015 r. Dłuższa, na linii wschód-zachód, biegła Lower Thames Street, krótsza prowadziła z południa na północ. I wtedy pojawili się rowerzyści. Tłumnie. Ponieważ moja droga do pracy prowadziła trasą północ-południe, sam zacząłem z niej korzystać. Rowerem po Londynie zacząłem się przemieszczać już wiele lat wcześniej, w okresie, kiedy taka decyzja czyniła z ciebie dziwaka. Rowerzystów w tamtych czasach było tak niewielu, że czasem pozdrawialiśmy się skinieniem głowy.. A na nowej, wydzielonej drodze dla rowerów, kiedy stanąłem na światłach, znalazłem się w towarzystwie dwudziestu kilku innych osób. Po drugiej stronie skrzyżowania czekała równie liczna grupa. Ale bardziej niż liczba zaciekawiła mnie tożsamość nowych cyklistów. Londyńska scena rowerowa przez długi czas była zdominowana przez żwawych młodych chłopaków na szybkich rowerach, odzianych w specjalistyczne stroje - owoc dzikiej kultury drogowej i braku infrastruktury przeznaczonej dla rowerzystów. Teraz na rowerach zaczęli jeździć inni ludzie: starsi, młodsi, wolniejsi, noszący codziennie ubrania, i nikt z nich nie jeździł na lekkich wyścigówkach o ultracienkich oponach. Ta książka opowiada właśnie o takich zwyczajnych rowerzystach oraz o tym, jak zaskakująco i różnorodnie mogą oni zmieniać miejskie otoczenie i styl życia na lepsze. Opowiada o takich ludziach jak pani po sześćdziesiątce z daszkiem i kolorowym tłumie podążającym za nią. Tak właściwie można by stwierdzić, że ta książka w ogóle nie jest o rowerzystach. W pewnym sensie tak, oczywiście. Opisuje, jak wiele wspaniałych i zaskakujących rzeczy możemy zyskać w wymiarze indywidualnym i społecznym, jeśli więcej osób zacznie poruszać się rowerem. A jeśli ktoś jeździ rowerem, to znaczy, że jest rowerzystą. Zgadza się? Cóż, tak i nie. W wielu krajach, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, Ameryce, Australii i wszędzie, gdzie prywatne samochody pozostają dominującym środkiem transportu, słowa ,,jestem rowerzystą" od razu wywołują szereg skojarzeń. Jesteś entuzjastą. Może nawet aktywistą. Jeździsz rowerem wszędzie i lubisz to głośno podkreślać. Pewnie masz wyrobione zdanie o przerzutkach, a twoja szafa pełna jest kiczowatych, obcisłych strojów. Ja sam po części zaliczam się do tej kategorii. Od kilkudziesięciu lat jeżdżę rowerem regularnie, zdarzało mi się jeździć na długie dystanse. Na co dzień zajmuję się tematyką polityczną, ale dla mojej 26 27 z kontynentu. Jeżdżę przede wszystkim w zwykłym ubraniu na solidnym rowerze, na którym mogę siedzieć prosto. Z przodu mam koszyk, z tyłu fotelik dla dziecka (i czasem dziecko). Jeżdżę na krótkich trasach do sklepu, do pracy, do szkoły. Stopniowo, ku mojej satysfakcji, staję się częścią rozwiązania. To o tyle istotne, że w świetle wielu przekonujących dowodów jazda rowerem może stać się zjawiskiem masowym - czyli kiedy około 20 albo nawet 30 procent wszystkich podróży w kraju odbywa się przy jego użyciu - wyłącznie, jeśli rower trafi do głównego nurtu i stanie się codziennym wyborem. Może się to wydawać oczywiste, nawet tautologiczne, ale nie można przeceniać wagi tego stwierdzenia. Oznacza to bowiem, że nie da się nakłonić wielu ludzi do przesiadki na dwa kółka, jeśli większość rowerzystów jeździ wyposażona w kaski, odblaskowe kurtki, kamerki oraz inne technologiczne gadżety popularne w krajach mało przyjaznych dla rowerzystów. Rower postrzegany jako hobby, albo co gorsza, sport ekstremalny nigdy nie przekona do siebie więcej niż kilka procent populacji. W późniejszej części książki zagłębimy się w tajemniczą i nieintuicyjną problematykę kasków i odblaskowych strojów. Teraz warto podkreślić jedną rzecz: te akcesoria same w sobie nie są złe, ale stanowią nie tyle sprzęt zapewniający bezpieczeństwo, co raczej sygnał, że w danej sieci drogowej rowerzyści nie czują się w pełni bezpiecznie. Jak to zatem zmienić? Dochodzimy do kolejnego ważnego punktu. Jak dowodzi przykład Lower Thames Street (i wielu innych miejsc), żeby ludzie masowo zaczęli jeździć na rowerach, potrzebna jest przyzwoita infrastruktura oraz planowanie. Kraje, gdzie rowery są powszechne, mają kilka wspólnych cech. Po pierwsze, osobne pasy dla rowerów, które chronią przed ruchem samochodowym z fizycznymi barierami na większych drogach. Po drugie, ograniczenie prędkości na mniejszych ulicach. Kiedy takie rozwiązania stosuje się kompleksowo, kaski i kamizelki nagle znikają. Nikt już ich nie potrzebuje. gazety, ,,The Guardian", napisałem też sporo artykułów o rowerach. Od czasu do czasu dostaję na Gwiazdkę rowerowe prezenty. Uważam jednak, że świat potrzebuje mniej ludzi takich jak ja, za to więcej takich rowerzystów jak ta grupka na Lower Thames Street, czyli osób, które nie podchodzą do tematu rowerów tak poważnie. Jeśli rower rzeczywiście ma uratować świat, to nie dokonają tego drogowi wojownicy odziani w lycrę. Na duże - a nawet ogromne - zmiany możemy liczyć, gdy społeczeństwo przestanie postrzegać jazdę na rowerze jako hobby, sport, misję czy styl życia. Zmiany się dokonają, kiedy rower stanie się po prostu wygodnym, szybkim i tanim środkiem transportu, który przy okazji ma tę zaletę, że zapewnia odrobinę ruchu. A takie spojrzenie niestety nie jest zbyt częste w samochodocentrycznych krajach. Rowerzyści są ciągle uważani za odrębną frakcję. Niszę. Są też postrzegani jako zaskakująco jednorodna grupa. Tak jakbym w momencie, kiedy przekładam nogę przez ramę, stawał się kroplą w morzu. Nikogo nie interesuje, że poruszam się też samochodem, pociągiem, autobusem, metrem, na własnych nogach, rzadziej taksówką, samolotem, jeszcze rzadziej tramwajem, i bardzo, ale to bardzo rzadko podróżuję na drugą stronę Tamizy trochę ekscentryczną i mało uczęszczaną kolejką linową we wschodnim Londynie. Z jakiegoś powodu elementem, który ma mnie określać, jest rower. Są miejsca, gdzie sprawy mają się zgoła inaczej. Holendrzy i Duńczycy - przeczytacie o nich sporo w tej książce - najczęściej uważają, że jazda rowerem to wyjątkowo wydajna forma chodzenia. W pewnych krajach jazda rowerem jest tak powszechna, tak normalna, że praktycznie nikt nie identyfikuje się jako rowerzysta, bo równie dobrze mógłby utożsamiać się z ludźmi noszącymi płaszcze lub myjącymi się pod prysznicem. Jeśli chodzi o mnie, to z biegiem lat, nawet jeśli co jakiś czas zdarza mi się oglądać z rozmarzeniem błyszczące, drogie rowery w specjalistycznych magazynach, to korzystam z roweru jak Europejczycy 28 29 Takie systemy muszą nie tylko być właściwie zaprojektowane i utrzymywane, ale też spójne, pozbawione luk oraz muszą chronić użytkowników w niebezpiecznych punktach, na przykład na skrzyżowaniach. Muszą być bezpieczne i czytelne dla rowerzystów poruszających się z różną prędkością, a także o różnej pewności siebie, w tym dzieci i seniorów. Wymagają planowania, inwestycji oraz, przede wszystkim, politycznej woli, żeby odebrać przestrzeń samochodom - a wszystkie te elementy często stanowią rzadkość. Pozostaje jedno pytanie, i właśnie to pytanie przyświeca tej książce: dlaczego? Dlaczego kierowcy, ciągle stanowiący większość użytkowników transportu w praktycznie wszystkich uprzemysłowionych krajach, mają ustąpić anachronicznym, powolnym natrętom na dwóch kółkach, z tymi spodniami utytłanymi smarem, dzwonkami i wiklinowymi koszykami? Staram się to wyjaśnić w najbliższych rozdziałach. Chwilowo wyobraźmy sobie, co by się stało, gdybym za pomocą magicznego przycisku mógł wywindować śmieszny dwuprocentowy udział rowerów w brytyjskim transporcie1 do wartości zbliżonych do holenderskich 25 procent.2 W jednej chwili miliony obywateli prowadzących chronicznie siedzący tryb życia odbywałyby rocznie dużo podróży wymagających aktywności fizycznej. W następnym rozdziale omawiam szczegółowo dramatyczne zagrożenia dla zdrowia publicznego związane z brakiem ruchu. Moje ostrożne obliczenia (nawet jeśli są robione nieprofesjonalnie) wskazują, że skok udziału ruchu rowerowego do 25 procent uratowałby przed śmiercią co roku przynajmniej 15 tysięcy osób w samej Wielkiej Brytanii. A to tylko jeden kraj. Pomnóżmy to przez liczbę mieszkańców świata, i okaże się, że przesiadka z samochodu na rower - nawet w przypadku wyłącznie krótkich przejazdów w miastach - mogłaby ocalić życie milionom ludzi rocznie. Abstrahując od tego, czy jest to możliwe wyłącznie poprzez zmianę sposobu poruszania się, brzmi to może przesadnie. Ale głównie dlatego, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy ze skali pandemii chorób, jakie na całym świecie powoduje siedzący tryb życia. Ani z tego, że mogą one niedługo doprowadzić naszą służbę zdrowia do bankructwa. Już samo to wydaje się wystarczającym argumentem, żeby zamówić armię buldożerów i zacząć od razu budować drogi dla rowerów. Do tego dochodzi redukcja smogu oraz korzyści związane z ograniczeniem zmian klimatycznych. Mniej samochodów oznacza też mniej rodzin opłakujących ofiary wypadków drogowych, zwłaszcza te najbardziej bezbronne jak dzieci i seniorzy. Możemy doliczyć też poprawę stanu zdrowia psychicznego obywateli i kwitnące lokalne gospodarki. Jednak przede wszystkim po naciśnięciu tego magicznego guzika okazałoby się, że obudzilibyśmy się w miastach i miasteczkach bardziej przyjaznych dla człowieka, a nie dla szybkich, anonimowych, jednotonowych blaszanych pudeł, które często przewożą pojedyncze osoby na absurdalnie krótkie dystanse. Nie oznacza to absolutnie, że w rowerocentrycznej wizji przyszłości nie ma miejsca dla samochodów. Oczywiście dalej będą istniały, tylko może zastąpią je auta niepotrzebujące kierowców. Na razie z samochodów korzystamy zdecydowanie za często i zwykle do niewłaściwych celów. W świecie zdominowanym przez rowery ludzie mogą się przechadzać, dzieci mogą się bawić, wszyscy oddychają czystym powietrzem, nic nie zagłusza rozmów i nie ma śladu po wszechobecnej, hałaśliwej, śmierdzącej i zabójczej pladze naszych czasów, jaką stanowią auta. Gdyby starsza pani w daszku jechała Lower Thames Street samochodem, to nie mielibyśmy okazji wymienić uśmiechów. Stałaby się kolejną bezosobową głową, widzianą za szybą przez mgnienie oka. Rowerzyści wyglądają bardziej ludzko i poruszają się z ludzką prędkością. W kontekście zalet miejskiego życia jest to nie do przecenienia. Zatem tak - rowery mogą uratować świat - a przynajmniej sprawić, że stanie się znacząco i zauważalnie zdrowszy, bezpieczniejszy, sprawiedliwszy i szczęśliwszy. 30 31 Trzeba tu podkreślić dwa główne punkty. Po pierwsze, budowa bezpiecznej, inkluzywnej i przystępnej infrastruktury rowerowej służy nie tylko ludziom, którzy poruszają się jednośladami. Nawet jeśli nasza stopa nie postanie na żadnej ścieżce rowerowej, to ciągle możemy się cieszyć czystszym powietrzem, bezpieczniejszymi i cichszymi ulicami oraz tkanką miejską dostosowaną do ludzi. Mało kto lubi siedzieć w kawiarnianym ogródku obok trasy, którą pędzą samochody. Ale jeśli drogą przejeżdżają rowery, to praktycznie się ich nie zauważa. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto po wizycie w Kopenhadze lub Amsterdamie powiedział: ,,Fajne miasto, szkoda tylko, że mają tak mało samochodów". Druga zaleta też dotyczy wszystkich: więcej dróg dla rowerów oznacza zasadniczo mniej korków, także dla ludzi jeżdżących samochodami, ciężarówkami i autobusami. Może się to wydawać sprzeczne z intuicją, zwłaszcza że podstawowym sposobem na promocję ruchu rowerowego jest odbieranie przestrzeni samochodom na głównych ulicach i utrudnianie jazdy autem na pozostałych trasach. Może to prowadzić do kontrowersji, więc w Wielkiej Brytanii oraz innych krajach odpowiedzią na plany stworzenia porządnej infrastruktury rowerowej są prognozy drogowego chaosu. O ile ruch kołowy może rzeczywiście napotkać problemy na etapie budowy dróg rowerowych i w pierwszym okresie po ich uruchomieniu, bo kierowcy muszą przyzwyczaić się do nowych warunków, o tyle doświadczenia z całego świata dowodzą, że w ostatecznym rozrachunku rowery pozwalają odkorkować ulice. Dzieje się tak, ponieważ rowery wyjątkowo dobrze wykorzystują przestrzeń. W standardowych wyliczeniach przyjmuje się, że przeciętnie pasem ruchu na jezdni może przejechać niecałe 2 tysiące samochodów na godzinę. W przypadku rowerów ta liczba może wynosić do 14 tysięcy na godzinę. Nawet jeśli uwzględnimy w rachunku autobusy, to i tak rowery umożliwiają przetransportowanie dużo większej liczby ludzi tą samą drogą, a przy tym wymagają dużo mniej przestrzeni na parkowanie. Koniec końców więcej rowerów oznacza więcej miejsca na drodze dla samochodów, które naprawdę muszą pokonać tę trasę, oraz więcej wolnych miejsc w pojazdach komunikacji publicznej. Jeden fakt należy podkreślać z całą mocą. Żyjemy w czasach, kiedy wyburzanie całych kwartałów po to, żeby poszerzyć ulice, nie jest już politycznie akceptowalne, a w zakorkowanych zabytkowych miastach i miasteczkach powierzchnia ulic jest siłą rzeczy skończona. Tymczasem coraz więcej ludzi chce się nimi przemieszczać. To rodzi pytanie, które trzeba w kółko zadawać przeciwnikom infrastruktury rowerowej: jeśli nie rowery, to co? Jak rozładować nieustający korek? Należy też zwrócić uwagę, że nie trzeba być zagorzałym wyznawcą ekologicznego stylu życia, żeby popierać ruch rowerowy. Cieszę się, że jeżdżąc na rowerze, ograniczam produkcję gazów cieplarnianych. Ale ten argument raczej nie znajdzie się na liście pięciu głównych powodów, dla których wybieram rower. Jeżdżę na rowerze, bo tak jest wygodniej, taniej, przyjemniej i mogę dotrzeć na miejsce na czas. Jeżdżę na rowerze, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Tak wielką, że jestem pewnie jedną z niewielu osób, które cieszą się na myśl o dojeździe do pracy. Jeżdżenie po mieście rowerem oznacza, że nie muszę się martwić, kiedy znajdę czas na siłownię. Nie jestem szalonym luddystą i nie uważam, że powinniśmy obrazić się na współczesność i wrócić do antycznych technologii. To kolejny paradoks związany z rowerami, może największy. Chociaż zasadnicza forma roweru nie uległa większym zmianom od jego wynalezienia pod koniec XIX wieku, to jest to pojazd wyjątkowo dobrze przystosowany do coraz silniej zurbanizowanego współczesnego świata. Ponad połowa ludności na świecie żyje obecnie w mniejszych lub większych ośrodkach miejskich3, z których wiele stoi i dusi się w korkach. Rower może odegrać olbrzymią rolę w naprawieniu tego stanu rzeczy, zresztą w wielu miejscach już tak się dzieje. Chociaż w następnych rozdziałach piszę w dość ponurym tonie o katastrofie zdrowotnej, miastach dławiących się smogiem i o ofiarach wypadków drogowych, to za rogiem czeka realna zmiana. Ta książka opowiada więc przede wszystkim o nadziei. |
|
Data: 2018-11-20 13:21:25 | |
Autor: cytawa | |
Coraz mniej rowerzystów | |
zbrochaty@gmail.com pisze:
O ile recenzje przeczytalem z wielka przyjemnoscia to ten przytoczony fragment jest dla mnie malo strawny.Nie lubie takiego jezyka czyli duzo slow malo tresci, choc ogolnie zgadzam sie. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-11-20 07:23:32 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
O ile recenzje przeczytalem z wielka przyjemnoscia to ten przytoczony fragment jest dla mnie malo strawny.Nie lubie takiego jezyka czyli duzo slow malo tresci, choc ogolnie zgadzam sie. Jan Cytawa To jest fragment książki, czyli sa tez czesci opisowe. Jak bede mial ja przed soba to moze potraktuje jak lekture szkolna, czyli czesci opisowe bede "czytal" kartkując. |
|
Data: 2018-11-20 03:16:31 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Też przeczytałem i pewnie kupię. Po to by przekonywać innych. :) Ale temat jest znacznie poważniejszy niż się pozornie wydaje. Postaram się coś o tym napisać, bo mam kilka przemyśleń, z którymi warto się podzielić z innymi. Jeszcze raz wklejam, poprzednio pomieszaly sie strony. Link tez wklejam dla wygody... http://cyfroteka.pl/ebooki/Jak_rowery_moga_uratowac_swiat-ebook/p00621449i006 Wstęp Nie każdy, kto jeździ rowerem, jest rowerzystą Był niedzielny poranek, około godziny 10.30. Za kilka dni miałem zacząć pisać ten tekst. Zza rogu wyłoniła się grupa rowerzystów. Musiało być ich chyba ze trzydziestu, na wszystkich rodzajach rowerów, jakie tylko można sobie wyobrazić. Z przodu, na zabytkowym składaku, spokojnym, królewskim tempem pedałowała pani po sześćdziesiątce. Miała na sobie czerwone spodnie i jasnoniebieski daszek osłaniający oczy od słońca. Stałem na chodniku i patrzyłem, a ona, przejeżdżając obok, uśmiechnęła się do mnie szeroko. Za nią jechali mężczyźni i kobiety w różnym wieku. Na kilkorgu zauważyłem charakterystyczne miejskie akcesoria rowerowe, to znaczy odblaskowe kurtki i błyszczące kaski, ale większość ubrana była w codzienne stroje i jechała na zwyczajnych rowerach. Nie miałem pojęcia, czy to jakaś tajemnicza zorganizowana grupa, czy to układ świateł na skrzyżowaniu i przypadek uformowały ten wspaniały peleton. Uderzyła mnie wtedy pewna myśl: jeszcze kilka miesięcy temu ci ludzie by się tu w ogóle nie pojawili. ,,Tu" to znaczy na Lower Thames Street w centrum Londynu, czyli, jak sama nazwa wskazuje, na ulicy biegnącej wzdłuż Tamizy. To bardzo stary szlak komunikacyjny - wzmianki o nim pojawiają się już w miejskich dokumentach z XI wieku. W latach sześćdziesiątych XX wieku ulica została przebudowana i poszerzona. Stała się czteropasmową miejską autostradą, typową dla tamtych czasów, kiedy to dominacja samochodów wydawała się absolutna i niezagrożona. Od tego czasu bardzo niewielu rowerzystów zapuszczało się na Lower Thames Street, która na zachód przechodzi w równie nieprzyjazną Upper Thames Street. Jeździli nią tylko najwięksi zapaleńcy i śmiałkowie, prawie wyłącznie młodzi mężczyźni. Najczęściej byli to jadący w pośpiechu zawodowi kurierzy, którym nie przeszkadzało lawirowanie między sznurami taksówek i ciężarówek oraz pędzenie betonowymi kanionami pod mostami. Zawsze czułem się na rowerze dosyć pewnie, ale Lower Thames Street unikałem, jeśli tylko mogłem. To nie była miła trasa. Sama myśl, że kobieta w statecznym wieku mogłaby tamtędy przejechać, nawet w niedzielny poranek, była niedorzeczna. Dla takich rowerzystek ogromne połacie miasta pozostawały nieosiągalne. Co zatem się zmieniło? Nic wielkiego. Pojawiła się droga dla rowerów. W 2014 r. postanowiono, że ulice Lower i Upper Thames Street będą częścią jednej z pierwszych dwóch tras w stylu holenderskim - szumnie zwanych rowerowymi drogami szybkiego ruchu - na których pojawią się krawężniki, oddzielające rowerzystów od ruchu samochodowego, bezpieczne skrzyżowania i wydzielona faza świateł dla rowerów. Projekt budził kontrowersje. Firmy zlokalizowane wzdłuż ulicy protestowały, że drogi dla rowerów doprowadzą do paraliżu Londynu. Zrzeszenie reprezentujące legendarne czarne taksówki otwarcie śmiało się z pomysłu, że w mieście znajdzie się tylu cyklistów, żeby zapełnić takie szerokie pasy rowerowe. Wróżono, że poza godzinami szczytu nikt nie będzie tamtędy jeździł i trasa zarośnie chwastami. Rowerostrady otwarto w maju 2015 r. Dłuższa, na linii wschód-zachód, biegła Lower Thames Street, krótsza prowadziła z południa na północ. I wtedy pojawili się rowerzyści. Tłumnie. Ponieważ moja droga do pracy prowadziła trasą północ-południe, sam zacząłem z niej korzystać. Rowerem po Londynie zacząłem się przemieszczać już wiele lat wcześniej, w okresie, kiedy taka decyzja czyniła z ciebie dziwaka. Rowerzystów w tamtych czasach było tak niewielu, że czasem pozdrawialiśmy się skinieniem głowy.. A na nowej, wydzielonej drodze dla rowerów, kiedy stanąłem na światłach, znalazłem się w towarzystwie dwudziestu kilku innych osób. Po drugiej stronie skrzyżowania czekała równie liczna grupa. Ale bardziej niż liczba zaciekawiła mnie tożsamość nowych cyklistów. Londyńska scena rowerowa przez długi czas była zdominowana przez żwawych młodych chłopaków na szybkich rowerach, odzianych w specjalistyczne stroje - owoc dzikiej kultury drogowej i braku infrastruktury przeznaczonej dla rowerzystów. Teraz na rowerach zaczęli jeździć inni ludzie: starsi, młodsi, wolniejsi, noszący codziennie ubrania, i nikt z nich nie jeździł na lekkich wyścigówkach o ultracienkich oponach. Ta książka opowiada właśnie o takich zwyczajnych rowerzystach oraz o tym, jak zaskakująco i różnorodnie mogą oni zmieniać miejskie otoczenie i styl życia na lepsze. Opowiada o takich ludziach jak pani po sześćdziesiątce z daszkiem i kolorowym tłumie podążającym za nią. Tak właściwie można by stwierdzić, że ta książka w ogóle nie jest o rowerzystach. W pewnym sensie tak, oczywiście. Opisuje, jak wiele wspaniałych i zaskakujących rzeczy możemy zyskać w wymiarze indywidualnym i społecznym, jeśli więcej osób zacznie poruszać się rowerem. A jeśli ktoś jeździ rowerem, to znaczy, że jest rowerzystą. Zgadza się? Cóż, tak i nie. W wielu krajach, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, Ameryce, Australii i wszędzie, gdzie prywatne samochody pozostają dominującym środkiem transportu, słowa ,,jestem rowerzystą" od razu wywołują szereg skojarzeń. Jesteś entuzjastą. Może nawet aktywistą. Jeździsz rowerem wszędzie i lubisz to głośno podkreślać. Pewnie masz wyrobione zdanie o przerzutkach, a twoja szafa pełna jest kiczowatych, obcisłych strojów. Ja sam po części zaliczam się do tej kategorii. Od kilkudziesięciu lat jeżdżę rowerem regularnie, zdarzało mi się jeździć na długie dystanse. Na co dzień zajmuję się tematyką polityczną, ale dla mojej gazety, ,,The Guardian", napisałem też sporo artykułów o rowerach. Od czasu do czasu dostaję na Gwiazdkę rowerowe prezenty. Uważam jednak, że świat potrzebuje mniej ludzi takich jak ja, za to więcej takich rowerzystów jak ta grupka na Lower Thames Street, czyli osób, które nie podchodzą do tematu rowerów tak poważnie. Jeśli rower rzeczywiście ma uratować świat, to nie dokonają tego drogowi wojownicy odziani w lycrę. Na duże - a nawet ogromne - zmiany możemy liczyć, gdy społeczeństwo przestanie postrzegać jazdę na rowerze jako hobby, sport, misję czy styl życia. Zmiany się dokonają, kiedy rower stanie się po prostu wygodnym, szybkim i tanim środkiem transportu, który przy okazji ma tę zaletę, że zapewnia odrobinę ruchu. A takie spojrzenie niestety nie jest zbyt częste w samochodocentrycznych krajach. Rowerzyści są ciągle uważani za odrębną frakcję. Niszę. Są też postrzegani jako zaskakująco jednorodna grupa. Tak jakbym w momencie, kiedy przekładam nogę przez ramę, stawał się kroplą w morzu. Nikogo nie interesuje, że poruszam się też samochodem, pociągiem, autobusem, metrem, na własnych nogach, rzadziej taksówką, samolotem, jeszcze rzadziej tramwajem, i bardzo, ale to bardzo rzadko podróżuję na drugą stronę Tamizy trochę ekscentryczną i mało uczęszczaną kolejką linową we wschodnim Londynie. Z jakiegoś powodu elementem, który ma mnie określać, jest rower. Są miejsca, gdzie sprawy mają się zgoła inaczej. Holendrzy i Duńczycy - przeczytacie o nich sporo w tej książce - najczęściej uważają, że jazda rowerem to wyjątkowo wydajna forma chodzenia. W pewnych krajach jazda rowerem jest tak powszechna, tak normalna, że praktycznie nikt nie identyfikuje się jako rowerzysta, bo równie dobrze mógłby utożsamiać się z ludźmi noszącymi płaszcze lub myjącymi się pod prysznicem. Jeśli chodzi o mnie, to z biegiem lat, nawet jeśli co jakiś czas zdarza mi się oglądać z rozmarzeniem błyszczące, drogie rowery w specjalistycznych magazynach, to korzystam z roweru jak Europejczycy z kontynentu. Jeżdżę przede wszystkim w zwykłym ubraniu na solidnym rowerze, na którym mogę siedzieć prosto. Z przodu mam koszyk, z tyłu fotelik dla dziecka (i czasem dziecko). Jeżdżę na krótkich trasach do sklepu, do pracy, do szkoły. Stopniowo, ku mojej satysfakcji, staję się częścią rozwiązania. To o tyle istotne, że w świetle wielu przekonujących dowodów jazda rowerem może stać się zjawiskiem masowym - czyli kiedy około 20 albo nawet 30 procent wszystkich podróży w kraju odbywa się przy jego użyciu - wyłącznie, jeśli rower trafi do głównego nurtu i stanie się codziennym wyborem. Może się to wydawać oczywiste, nawet tautologiczne, ale nie można przeceniać wagi tego stwierdzenia. Oznacza to bowiem, że nie da się nakłonić wielu ludzi do przesiadki na dwa kółka, jeśli większość rowerzystów jeździ wyposażona w kaski, odblaskowe kurtki, kamerki oraz inne technologiczne gadżety popularne w krajach mało przyjaznych dla rowerzystów. Rower postrzegany jako hobby, albo co gorsza, sport ekstremalny nigdy nie przekona do siebie więcej niż kilka procent populacji. W późniejszej części książki zagłębimy się w tajemniczą i nieintuicyjną problematykę kasków i odblaskowych strojów. Teraz warto podkreślić jedną rzecz: te akcesoria same w sobie nie są złe, ale stanowią nie tyle sprzęt zapewniający bezpieczeństwo, co raczej sygnał, że w danej sieci drogowej rowerzyści nie czują się w pełni bezpiecznie. Jak to zatem zmienić? Dochodzimy do kolejnego ważnego punktu. Jak dowodzi przykład Lower Thames Street (i wielu innych miejsc), żeby ludzie masowo zaczęli jeździć na rowerach, potrzebna jest przyzwoita infrastruktura oraz planowanie. Kraje, gdzie rowery są powszechne, mają kilka wspólnych cech. Po pierwsze, osobne pasy dla rowerów, które chronią przed ruchem samochodowym z fizycznymi barierami na większych drogach. Po drugie, ograniczenie prędkości na mniejszych ulicach. Kiedy takie rozwiązania stosuje się kompleksowo, kaski i kamizelki nagle znikają. Nikt już ich nie potrzebuje. Takie systemy muszą nie tylko być właściwie zaprojektowane i utrzymywane, ale też spójne, pozbawione luk oraz muszą chronić użytkowników w niebezpiecznych punktach, na przykład na skrzyżowaniach. Muszą być bezpieczne i czytelne dla rowerzystów poruszających się z różną prędkością, a także o różnej pewności siebie, w tym dzieci i seniorów. Wymagają planowania, inwestycji oraz, przede wszystkim, politycznej woli, żeby odebrać przestrzeń samochodom - a wszystkie te elementy często stanowią rzadkość. Pozostaje jedno pytanie, i właśnie to pytanie przyświeca tej książce: dlaczego? Dlaczego kierowcy, ciągle stanowiący większość użytkowników transportu w praktycznie wszystkich uprzemysłowionych krajach, mają ustąpić anachronicznym, powolnym natrętom na dwóch kółkach, z tymi spodniami utytłanymi smarem, dzwonkami i wiklinowymi koszykami? Staram się to wyjaśnić w najbliższych rozdziałach. Chwilowo wyobraźmy sobie, co by się stało, gdybym za pomocą magicznego przycisku mógł wywindować śmieszny dwuprocentowy udział rowerów w brytyjskim transporcie1 do wartości zbliżonych do holenderskich 25 procent.2 W jednej chwili miliony obywateli prowadzących chronicznie siedzący tryb życia odbywałyby rocznie dużo podróży wymagających aktywności fizycznej. W następnym rozdziale omawiam szczegółowo dramatyczne zagrożenia dla zdrowia publicznego związane z brakiem ruchu. Moje ostrożne obliczenia (nawet jeśli są robione nieprofesjonalnie) wskazują, że skok udziału ruchu rowerowego do 25 procent uratowałby przed śmiercią co roku przynajmniej 15 tysięcy osób w samej Wielkiej Brytanii. A to tylko jeden kraj. Pomnóżmy to przez liczbę mieszkańców świata, i okaże się, że przesiadka z samochodu na rower - nawet w przypadku wyłącznie krótkich przejazdów w miastach - mogłaby ocalić życie milionom ludzi rocznie. Abstrahując od tego, czy jest to możliwe wyłącznie poprzez zmianę sposobu poruszania się, brzmi to może przesadnie. Ale głównie dlatego, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy ze skali pandemii chorób, jakie na całym świecie powoduje siedzący tryb życia. Ani z tego, że mogą one niedługo doprowadzić naszą służbę zdrowia do bankructwa. Już samo to wydaje się wystarczającym argumentem, żeby zamówić armię buldożerów i zacząć od razu budować drogi dla rowerów. Do tego dochodzi redukcja smogu oraz korzyści związane z ograniczeniem zmian klimatycznych. Mniej samochodów oznacza też mniej rodzin opłakujących ofiary wypadków drogowych, zwłaszcza te najbardziej bezbronne jak dzieci i seniorzy. Możemy doliczyć też poprawę stanu zdrowia psychicznego obywateli i kwitnące lokalne gospodarki. Jednak przede wszystkim po naciśnięciu tego magicznego guzika okazałoby się, że obudzilibyśmy się w miastach i miasteczkach bardziej przyjaznych dla człowieka, a nie dla szybkich, anonimowych, jednotonowych blaszanych pudeł, które często przewożą pojedyncze osoby na absurdalnie krótkie dystanse. Nie oznacza to absolutnie, że w rowerocentrycznej wizji przyszłości nie ma miejsca dla samochodów. Oczywiście dalej będą istniały, tylko może zastąpią je auta niepotrzebujące kierowców. Na razie z samochodów korzystamy zdecydowanie za często i zwykle do niewłaściwych celów. W świecie zdominowanym przez rowery ludzie mogą się przechadzać, dzieci mogą się bawić, wszyscy oddychają czystym powietrzem, nic nie zagłusza rozmów i nie ma śladu po wszechobecnej, hałaśliwej, śmierdzącej i zabójczej pladze naszych czasów, jaką stanowią auta. Gdyby starsza pani w daszku jechała Lower Thames Street samochodem, to nie mielibyśmy okazji wymienić uśmiechów. Stałaby się kolejną bezosobową głową, widzianą za szybą przez mgnienie oka. Rowerzyści wyglądają bardziej ludzko i poruszają się z ludzką prędkością. W kontekście zalet miejskiego życia jest to nie do przecenienia. Zatem tak - rowery mogą uratować świat - a przynajmniej sprawić, że stanie się znacząco i zauważalnie zdrowszy, bezpieczniejszy, sprawiedliwszy i szczęśliwszy Trzeba tu podkreślić dwa główne punkty. Po pierwsze, budowa bezpiecznej, inkluzywnej i przystępnej infrastruktury rowerowej służy nie tylko ludziom, którzy poruszają się jednośladami. Nawet jeśli nasza stopa nie postanie na żadnej ścieżce rowerowej, to ciągle możemy się cieszyć czystszym powietrzem, bezpieczniejszymi i cichszymi ulicami oraz tkanką miejską dostosowaną do ludzi. Mało kto lubi siedzieć w kawiarnianym ogródku obok trasy, którą pędzą samochody. Ale jeśli drogą przejeżdżają rowery, to praktycznie się ich nie zauważa. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto po wizycie w Kopenhadze lub Amsterdamie powiedział: ,,Fajne miasto, szkoda tylko, że mają tak mało samochodów". Druga zaleta też dotyczy wszystkich: więcej dróg dla rowerów oznacza zasadniczo mniej korków, także dla ludzi jeżdżących samochodami, ciężarówkami i autobusami. Może się to wydawać sprzeczne z intuicją, zwłaszcza że podstawowym sposobem na promocję ruchu rowerowego jest odbieranie przestrzeni samochodom na głównych ulicach i utrudnianie jazdy autem na pozostałych trasach. Może to prowadzić do kontrowersji, więc w Wielkiej Brytanii oraz innych krajach odpowiedzią na plany stworzenia porządnej infrastruktury rowerowej są prognozy drogowego chaosu. O ile ruch kołowy może rzeczywiście napotkać problemy na etapie budowy dróg rowerowych i w pierwszym okresie po ich uruchomieniu, bo kierowcy muszą przyzwyczaić się do nowych warunków, o tyle doświadczenia z całego świata dowodzą, że w ostatecznym rozrachunku rowery pozwalają odkorkować ulice. Dzieje się tak, ponieważ rowery wyjątkowo dobrze wykorzystują przestrzeń. W standardowych wyliczeniach przyjmuje się, że przeciętnie pasem ruchu na jezdni może przejechać niecałe 2 tysiące samochodów na godzinę. W przypadku rowerów ta liczba może wynosić do 14 tysięcy na godzinę. Nawet jeśli uwzględnimy w rachunku autobusy, to i tak rowery umożliwiają przetransportowanie dużo większej liczby ludzi tą samą drogą, a przy tym wymagają dużo mniej przestrzeni na parkowanie. Koniec końców więcej rowerów oznacza więcej miejsca na drodze dla samochodów, które naprawdę muszą pokonać tę trasę, oraz więcej wolnych miejsc w pojazdach komunikacji publicznej. Jeden fakt należy podkreślać z całą mocą. Żyjemy w czasach, kiedy wyburzanie całych kwartałów po to, żeby poszerzyć ulice, nie jest już politycznie akceptowalne, a w zakorkowanych zabytkowych miastach i miasteczkach powierzchnia ulic jest siłą rzeczy skończona. Tymczasem coraz więcej ludzi chce się nimi przemieszczać. To rodzi pytanie, które trzeba w kółko zadawać przeciwnikom infrastruktury rowerowej: jeśli nie rowery, to co? Jak rozładować nieustający korek? Należy też zwrócić uwagę, że nie trzeba być zagorzałym wyznawcą ekologicznego stylu życia, żeby popierać ruch rowerowy. Cieszę się, że jeżdżąc na rowerze, ograniczam produkcję gazów cieplarnianych. Ale ten argument raczej nie znajdzie się na liście pięciu głównych powodów, dla których wybieram rower. Jeżdżę na rowerze, bo tak jest wygodniej, taniej, przyjemniej i mogę dotrzeć na miejsce na czas. Jeżdżę na rowerze, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Tak wielką, że jestem pewnie jedną z niewielu osób, które cieszą się na myśl o dojeździe do pracy. Jeżdżenie po mieście rowerem oznacza, że nie muszę się martwić, kiedy znajdę czas na siłownię. Nie jestem szalonym luddystą i nie uważam, że powinniśmy obrazić się na współczesność i wrócić do antycznych technologii. To kolejny paradoks związany z rowerami, może największy. Chociaż zasadnicza forma roweru nie uległa większym zmianom od jego wynalezienia pod koniec XIX wieku, to jest to pojazd wyjątkowo dobrze przystosowany do coraz silniej zurbanizowanego współczesnego świata. Ponad połowa ludności na świecie żyje obecnie w mniejszych lub większych ośrodkach miejskich3 , z których wiele stoi i dusi się w korkach. Rower może odegrać olbrzymią rolę w naprawieniu tego stanu rzeczy, zresztą w wielu miejscach już tak się dzieje. Chociaż w następnych rozdziałach piszę w dość ponurym tonie o katastrofie zdrowotnej, miastach dławiących się smogiem i o ofiarach wypadków drogowych, to za rogiem czeka realna zmiana. Ta książka opowiada więc przede wszystkim o nadziei |
|
Data: 2018-11-20 12:30:47 | |
Autor: n | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Myślisz, że przeczytamy dwa razy?
To sformatuj porządnie bez zawijania wierszy po ćwierć linijki i wklej trzeci raz ;-) No chyba, że to nowoczesny format na smartfony: 80 linijek po 25 znaków na stronę... -- -- - Jeszcze raz wklejam, poprzednio pomieszaly sie strony. |
|
Data: 2018-11-20 12:31:32 | |
Autor: n | |
Coraz mniej rowerzystów | |
A tak w ogóle to przerób na audiobooka :-)
-- -- - sformatuj porządnie bez zawijania wierszy |
|
Data: 2018-11-20 12:51:04 | |
Autor: m | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu 20.11.2018 o 12:30, n pisze:
Myślisz, że przeczytamy dwa razy? Akurat ty ostatni powinienes się wypowiadać o formatowaniu przekazów usenetowych. p. m. |
|
Data: 2018-11-16 09:39:56 | |
Autor: Piotr Majka | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu 16.11.2018 o 09:32, andrzej.ozieblo@gmail.com pisze:
Im zimniej i jesienniej tym mniej ich jeździ. Przepytałem kilka pań w pracy w miarę regularnie jeżdżących na rowerze w ciepłe dni na okoliczność i padły odpowiedzi typu: za zimno, odłożyłam rower do wiosny. I pewnie wielu innych czyni podobnie. A przecież warunki wciąż są dobre do jeżdżenia. Korki samochodowe nawet większe. Wystarczy się cieplej, i odpowiednio, ubrać. Ale tak już jest. Ale to porozmawiaj z nimi o tym, a nie z nami. 80% ludzi którzy nie jeżdżą w temp poniżej 10 stopni to osoby dla których rower nie jest hobby. Nie mają dedykowanej odzieży na rower, nie chce się im przebierać w pracy, itd, itp. Nic na siłę - dla mnie lepiej, więcej miejsca na ddr'ach :-> |
|
Data: 2018-11-16 01:01:40 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu piątek, 16 listopada 2018 09:39:58 UTC+1 użytkownik Piotr Majka napisał:
Ale to porozmawiaj z nimi o tym, a nie z nami. 80% ludzi którzy nie jeżdżą w temp poniżej 10 stopni to osoby dla których rower nie jest hobby. Nie mają dedykowanej odzieży na rower, nie chce się im przebierać w pracy, itd, itp. Nic na siłę - dla mnie lepiej, więcej miejsca na ddr'ach :-> Rozmawiałem, namawiałem. Sam po mieście nie jeżdżę w dedykowanych ciuchach. Nie przebieram się. Faktem jest, że stosunkowo mało się pocę i jeżdżę dość łagodnie. A co do ostatniego zdania zgoda, niestety. Z egoistycznego punktu widzenia tak jest dla mnie lepiej. Ze stojącymi w korkach samochodami się "dogaduję", a na ścieżkach rowerowych czy chodnikach, luźniej. |
|
Data: 2018-11-16 12:16:57 | |
Autor: cytawa | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Piotr Majka pisze:
Ale to porozmawiaj z nimi o tym, a nie z nami. 80% ludzi którzy nie Nie rozumiem czasem sciezek rozumowania naszych rodakow. Przeciez dojazdy do pracy w chlodne dnie sa nawet latwiejsze i przyjemniejsze niz w dnie gorace. Ciekaw jestem jak te statystyki wygladaja w Holandii. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-11-16 04:30:17 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Nie rozumiem czasem sciezek rozumowania naszych rodakow. Przeciez dojazdy do pracy w chlodne dnie sa nawet latwiejsze i przyjemniejsze niz w dnie gorace. Ale to wiesz teraz, bo pewnie od dziecka jezdziles caly rok. Dla mnie kiedys lato to byl rower, a zima to narty. I było tak dlugo. Dopiero po jakims czasie gdy mialem 20 kg nadwagi zaczalem zastanawiac sie nad wieksza aktywnoscia w zimie. Padlo na rower, gdyz wtedy nie znosilem biegac. Pierwsze jazdy po sniegu, okazalo sie ze opony gorala calkiem niezle trzymają, ale i tak wywrotki byly na poczatku. Jezdzilem w kurtce i rekawicach narciarskich, poczatkowo takze w kasku. Okazalo sie ze przy upadkach najbardziej potrzebne sa dlonie, stad rekawice narciarskie dobrze sie sprawdzaja, a jednoczesnie sa cieple i daja rade obslugiwac manetki i klamki. Kask okazal sie niepotrzebny, buty musza być cieple, a kurtka narciarska znakomicie spelnia zadanie bo nie jest zbyt ciepla i ma wywietrzniki pod pachami na zamki blystawiczne. Dopiero jak sie przekonalem, ze nie dostaje kataru po kazdej jezdzie ani zapalenia pluc to coraz czesciej zacząlem jezdzic "po cywilnemu" w miescie. Jak mokro to tez, bo blotniki daja rade. Ale nawet teraz zadna sila mnie nie zmusi do jazdy w deszczu. Wole stac w korku Zatem sciezki rozumowania sa dlugie i pokretne... |
|
Data: 2018-11-17 08:55:13 | |
Autor: n | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Ja mam problem z głową.
To znaczy mi wieje :-) Mimo asortymentu porządnych czapek z wkładkami typu windstoper. Ochroną przeciw przewiewaniu jest kaptur, tyle że w kapurze jest bardzo zaburzona widzialność na boki co bywa bardzo niebezpieczne na skrzyżowaniach itp. W sumie mam wrażenie, że najgorszy jest okres przejsciowy między latem, a zimą, bo jak mróz to wiadomo jak się ubrać. -- -- - Przeciez dojazdy do pracy w chlodne dnie sa nawet latwiejsze i przyjemniejsze niz w dnie gorace. |
|
Data: 2018-11-20 11:05:00 | |
Autor: cytawa | |
Coraz mniej rowerzystów | |
n pisze:
Ja mam problem z głową. Mimo asortymentu porządnych czapek z wkładkami typu windstoper. No tak. O tym zapomnialem. Ale ja jezdze z gola glowa caly rok. A dokladniej mam tylko opaske polarowa na czole. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-11-16 12:23:53 | |
Autor: m | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu 16.11.2018 o 09:32, andrzej.ozieblo@gmail.com pisze:
Im zimniej i jesienniej tym mniej ich jeździ. Przepytałem kilka pań w Wystarczy się odpowiednio ubrać to łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. Mi zajęło ponad rok dopracowanie sposobu ubierania się, metodą prób i błedów. p. m. |
|
Data: 2018-11-16 14:41:15 | |
Autor: abn140 | |
Coraz mniej | |
no i do czego doszedles?ponad rok dopracowanie sposobu ja czasem latam nawet w mroz i to nawet jak dla pl silny, ale i tak nie umiem trafic z ciuchami. albo za cieplo albo za zimno albo mokry wracam... kupowales cos dedykowanego pod rower? co? thx |
|
Data: 2018-11-16 16:32:32 | |
Autor: m | |
Coraz mniej | |
W dniu 16.11.2018 o 14:41, abn140 pisze:
no i do czego doszedles?ponad rok dopracowanie sposobu Generalna zasada jest taka: musi być zimno na początku, żeby potem było dobrze. Jak na początku jest ciepło to potem będzie sauna i w efekcie się przeziębię. Spodnie - normalne dżinsy czasem bojówki. Jak mróz - dokładam ocieplacze na kolana. Akurat nogi to jest ta część ciała która mi marznie najmniej. Koniecznie jakies rękawiczki. Trzy kominy, jeden na szyję, jeden na głowę i jeden w odwodzie jakby bardziej wiało niż się spodziewałem. W mrozy - dodatkowo kominiarka. Jeżeli rower jest celem samym w sobie albo mam się gdzie przebrać, wtedy warstwa bądź dwie koszulki termoaktywnej (ale letniej, te zimowe są za grube IMHO) + polar. Jeżeli mam się pokazać ludziom bez tego polara, zamiast koszulki termo daję normalną podkoszulkę + koszulę, ale wtedy muszę się ubrać tak żeby się na pewno nie spocić (ewentualnie lżej jechać). Jeżeli pada, zamiast polara daję kurtkę górską, często rezygnując . Jeżeli jest mróz - daję kurtkę górską dodatkowo do polara, lub kurtka + kilka warstw termo. Ale i tak co roku, przy zmianie pogody przez pierwsze 2 jazdy musze się dokalibrować do pogody. Grunt to wyczucie i zasada "żeby było zimno". p. m. |
|
Data: 2018-11-16 09:13:40 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej | |
musi być zimno na początku, żeby potem było dobrzeE tam. Duzży bagażnik pudłowy albo sakwy (byle nie plecak) i co parę minut (np. na światłach) kolejna warstwa precz |
|
Data: 2018-11-16 18:26:29 | |
Autor: m | |
Coraz mniej | |
W dniu 16.11.2018 o 18:13, Olivander pisze:
musi być zimno na początku, żeby potem było dobrzeE tam. Duzży bagażnik pudłowy albo sakwy (byle nie plecak) Sakwy i "na światłach" nie bardzo pasi. Mi by się nie chciało bawić. Wolę znieść te kilka minut zimna. Poza tym, z ubieraniem sie na cebulkę mam ten problem, że chyba nie łapię tej idei. U mnie warstwa która miałaby iśc precz, to jest ta z samego spodu. Trudnowykonalne. p. m. |
|
Data: 2018-11-20 07:11:12 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej | |
warstwa która miałaby iśc precz, to jest ta z samego spodu.. Trudnowykonalne.Natchnąłeś mnie! Jak by nam się chciało, można by zarobić, trzeba by tylko opatentować bieliznę, gł. podkoszulkę, którą dało by się zdjąć nie zdejmując koszuli+swetra+bluzy itd ;-) Przyznam, że drugim źródłem natchnienia było uważne obejrzenie filmu ze sceną striptisu. Tam to dawno rozwiązano! T-shirt dla rowerzysty jesienno-zimowego powinien się składać z dwóch płatów materiału, połączonych albo na 4 rzepy, albo na troczki jakimi się dawniej sznurowało namioty wojskowe, albo pokrowce na żagle. Zatrzymujesz się, sprawnym ruchem odbezpieczasz przez kołnierz dwa połączenia górne (wyrywając połączone zawleczki "pagonów/naramienników"), a potem co najmniej jedno dolne (zawleczki "lampasów") i koszulkę możesz zdjąć albo górą, albo dołem. A następnie wytrenowanym "seksownym ruchem" rzucić to wrednemu kierowcy na przednią szybę: dzięki przepoceniu materiał powinien tam przymlasnąć ;-) |
|
Data: 2018-11-20 18:27:37 | |
Autor: m | |
Coraz mniej | |
W dniu 20.11.2018 o 16:11, Olivander pisze:
warstwa która miałaby iśc precz, to jest ta z samego spodu.. Trudnowykonalne.Natchnąłeś mnie! Jak by nam się chciało, można by zarobić, trzeba by tylko opatentować bieliznę, gł. podkoszulkę, którą dało by się zdjąć nie zdejmując koszuli+swetra+bluzy itd ;-) Przyznam, że drugim źródłem natchnienia było uważne obejrzenie filmu ze sceną striptisu. Tam to dawno rozwiązano! T-shirt dla rowerzysty jesienno-zimowego powinien się składać z dwóch płatów materiału, połączonych albo na 4 rzepy, albo na troczki jakimi się dawniej sznurowało namioty wojskowe, albo pokrowce na żagle. Zatrzymujesz się, sprawnym ruchem odbezpieczasz przez kołnierz dwa połączenia górne (wyrywając połączone zawleczki "pagonów/naramienników"), a potem co najmniej jedno dolne (zawleczki "lampasów") i koszulkę możesz zdjąć albo górą, albo dołem. A następnie wytrenowanym "seksownym ruchem" rzucić to wrednemu kierowcy na przednią szybę: dzięki przepoceniu materiał powinien tam przymlasnąć ;-) To jeszcze sobie wyobrażam. Ale weź mi teraz opatentuj sposób zakładania tego :):) p. m. |
|
Data: 2018-11-20 15:41:45 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej | |
pikuś. sznurowanie pokrowca grota starej dezety zajmowalo mi minutę.
tu to równie krótko. a prowizorke do testów moźna zszywać dużym szydłem i grubym juzingiem. kilka sekund. i wystarczy jeden "lampas", i dwa "pagony", jeśli zdejmowana dołem albo jeden "pagon" i dwa "lampasy", jeśli górą moźe rzeczywiście zrobię sobie bieliznę z polaru, albo z tetrowej pieluchy :-) tylko po co? do tej pory wystarczyło mi zdejmowanie warstw od strony wierzchu... |
|
Data: 2018-11-21 07:02:46 | |
Autor: abn140 | |
Coraz mniej | |
z polaru, albo z tetrowej pieluchy :-)no wlasnie. te wszystkie potowki, termiczne koszulki itp, jak zwal tak zwal, w prawie stu procentach sa robione z syntetykow. matka natura przegrywa? bawelna sie nie nadaje, a welna? dlaczego tak jest ze jak przy samym ciele to tylko plastik? |
|
Data: 2018-11-20 23:14:17 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej | |
W dniu środa, 21 listopada 2018 07:02:48 UTC+1 użytkownik abn140 napisał:
> z polaru, albo z tetrowej pieluchy :-)Nie koniecznie. Słyszałeś chyba o bieliźnie z wełny merynosów? Świetna rzecz, tyle, że dość droga. Nie śmierdzi po zapoceniu, grzeje nawet gdy jest wilgotna, nie "gryzie" jak zwykła wełna owcza. -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-21 09:17:48 | |
Autor: n | |
Coraz mniej | |
I kurczy się w praniach jak skurczybyk.
Koszulkę oddałem mniejszemu kuzynowi, zostawiłem czapkę ;-) BTW i na rower i na narty koszulka z długimi rękawami za gorąca była. A z gryzieniem to zależy od wrażliwości. Dobre do spokojnego siedzenia w zimnie (wędkarze, żeglarze, czekający na PKS ;)). "Śmierdzi" po swojemu (owczemu). -- -- - Słyszałeś chyba o bieliźnie z wełny merynosów? |
|
Data: 2018-11-21 09:34:29 | |
Autor: m | |
Coraz mniej | |
W dniu 21.11.2018 o 08:14, Jacek G. pisze:
W dniu środa, 21 listopada 2018 07:02:48 UTC+1 użytkownik abn140 Słyszałem że bieliznę dla pierwszych polarników robiono z jedwabiu, ze względu na w/w właściwości. Nie wiem ile w tym prawdy. p. m. |
|
Data: 2018-11-21 11:56:33 | |
Autor: Szuwarek | |
Coraz mniej | |
m pisze:
W dniu 21.11.2018 o 08:14, Jacek G. pisze:O ile pamiętam to warstwa jedwabiu była gdzieś pośrodku. Dzięki poślizgowi pomiędzy warstwami, była większa swoboda ruchów i np. przy podnoszeniu rąk najbliższa ciału warstwa nie podnosiła się. Ciekawy artykuł o wyprawie Mallory'ego na Mount Everest (wiem, że to NTG), ale w opisie jest omówienie jego stroju. Pozdrawiam |
|
Data: 2018-11-21 12:01:45 | |
Autor: m | |
Coraz mniej | |
W dniu 21.11.2018 o 11:56, Szuwarek pisze:
m pisze: Jestem przekonany że czytałem o bieliźnie jedwabnej. Że w tych temperaturach pot jest największym wrogiem, więc trzeba go natychmiast wchłonąć. Nie wiem kiedy czytałem i której wyprawy to dotyczyło, ale na pewno to dotyczyło wypraw z połowy XX wieku lub wcześniejszych. Pamiętam że uderzyło mnie to, bo jedwab jaki znałem wtedy, zupełnie nie kojarzy mi się z czymś w czym się człowiek nie poci, wręcz przeciwnie - bardziej z czymś co się niemiłosiernie lepi do ciała przy byle wilgoci. p. m. |
|
Data: 2018-11-21 14:15:36 | |
Autor: n | |
Coraz mniej | |
Do tego jedwab był częściowo nieprzewiewny, bo wełna przewiewna prawie jak polar.
Swoja droga dwie warstwy polaru o siebie to tarcie wieksze niz opon o asfalt ;-) -- -- - O ile pamiętam to warstwa jedwabiu była gdzieś pośrodku. |
|
Data: 2018-11-22 10:41:21 | |
Autor: Szuwarek | |
Coraz mniej | |
// ciach
O ile pamiętam to warstwa jedwabiu była gdzieś pośrodku. Dzięki poślizgowi pomiędzy warstwami, była większa swoboda ruchów i np. przy podnoszeniu rąk najbliższa ciału warstwa nie podnosiła się. https://brytan.com.pl/dlaczego-wierze-mallory-i-irvine-everst-1924-roku/ Jeszcze raz, coś link się nie wkleił. Pozdrawiam |
|
Data: 2018-11-21 13:22:39 | |
Autor: abn140 | |
Coraz mniej | |
z welny merynosow mam skarpety do lazikowania po gorach.Jacek G. i faktycznie. tam sie to sprawdza super. co do bielizny to nie wiem czy nie gryzie. nawet jesli innych nie to ja jestem tu dosc specyficzny. inni nizej widze inne wady wytkneli... a te no lamy, yyy, alpaki. jest cos z tego? |
|
Data: 2018-11-21 04:39:31 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej | |
W dniu środa, 21 listopada 2018 13:22:42 UTC+1 użytkownik abn140 napisał:
>>Jacek G. Mam dwie koszulki z merynosa - jedną na lato z krótkim rękawem i jedną na chłodniejsze dni z długim. Rodzina i znajomi też mają różne ubrania z merynosów. I nie jest prawdą, że po praniu się kurczą - nic takiego nie stwierdziłem, a używam ich od 5 lat. Nie słyszałem też, aby kogoś z rodziny lub znajomych ta wełna gryzła, ale to może być indywidualna sprawa. Nie zauważyłem też aby te ubrania śmierdziały w jakikolwiek sposób. Może to też zależy czy jest to czysty merynos czy z jakimiś dodatkami, bo takie koszulki też były w handlu. Ja mam wersję najtańszą z Decathlonu i spisuje się dobrze przy różnych aktywnościach zarówno latem jak zimą. -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-21 14:17:48 | |
Autor: n | |
Coraz mniej | |
Jak wilgotna wełna nie jedzie owcą to chyba oszukana ;-)
-- -- - Nie zauważyłem też aby te ubrania śmierdziały w jakikolwiek sposób. |
|
Data: 2018-11-21 09:57:37 | |
Autor: Marek | |
Coraz mniej | |
W dniu środa, 21 listopada 2018 14:17:54 UTC+1 użytkownik n napisał:
Jak wilgotna wełna nie jedzie owcą to chyba oszukana ;-) To dotyczy etnosweterków "od gaździny", sprzedawanych między "góralskimi serkami" imitującymi oscypki. Ewentualnie babcinych dzierganek. Nowoczesne dzianiny merino (z wełny merynosów) w wyglądzie i kontakcie ze skórą nie przypominają tradycyjnych wyrobów z wełny naszych owiec. O zaletach pisał Jacek, ale warto też wspomnieć o wadach. "Merino wool" jest mniej wytrzymała mechanicznie niż dzianiny z polimerów. I lubią ją mole. Z moich szmatek starzeją się bez dziur tylko "bodymapowane" z Lidla. Są z jakiejś mieszanki włókien i mole tego nie chcą. Ale za to przy dłuższym używaniu śmierdzą prawie jak syntetyki, więc właściwości bakteriostatycznych włosa z merynosa tam niewiele. Ponoć Jakub Postrzygacz w swej podróży przez australijską pustynię miał za ciuch użytkowy tylko jeden komplet odzieży z merino. Po przygodzie chwalił ten zestaw. Choć może to wynika ze zobowiązania wobec sponsora. Jak ktoś z góry zakłada, że go owcza wełna będzie gryzła, może pokombinować z króliczą i poszukać bielizny z angory. A wśród "plastików" nieźle z bakcylami rozkładającymi pot radzi sobie meryl. Miałem kiedyś koszulkę z tego materiału. Informację o trwałym działaniu bakteriostatycznym srebra w jego strukturze wziąłem za marketingowy bajer, spodziewając się, że efekt zniknie po kilku praniach. Ale nie zniknął. Niestety, zniknął kiedyś ciuch. Poszedł w świat ode mnie, jak pierścień Saurona od Golluma. A dawał radę nawet w czasie letnich wycieczek, gdy przez wiele dni praktycznie nie zdejmowałem go z grzbietu, co najwyżej płucząc tylko w wodzie podczas mycia. -- Marek |
|
Data: 2018-11-21 20:14:14 | |
Autor: borsuk | |
Coraz mniej | |
W dniu 2018-11-21 o 13:39, Jacek G. pisze:
...Rodzina i znajomi też mają różne ubrania z merynosów. I nie jest prawdą, że po praniu się kurczą - nic takiego nie stwierdziłem, a używam ich od 5 lat. Nie słyszałem też, aby kogoś z rodziny lub znajomych ta wełna gryzła, ale to może być indywidualna sprawa. Nie zauważyłem też aby te ubrania śmierdziały w jakikolwiek sposób... Widać, że tu sama młodzież pisze ;). Nie pamiętacie wełnianych kąpielówek, w latach 50-tych to była norma. W odróżnieniu od bawełnianych nie wyciągały się i dobrze trzymały fiuta, a majtek z tworzyw jeszcze nie było. Śmierdziały jeżeli ktoś się nie mył, natomiast wilgotne powodowały rany w pachwinach i po kąpieli trzeba było się przebierać. Kurczyły się przy praniu w zbyt wysokiej temperaturze. |
|
Data: 2018-11-21 22:51:46 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej | |
W dniu 2018-11-21 o 20:14, borsuk pisze:
W dniu 2018-11-21 o 13:39, Jacek G. pisze:.... Widać, że tu sama młodzież pisze ;).Dzięki, za komplement :) w końcu wiek to sprawa względna. > Nie pamiętacie wełnianych kąpielówek, w latach 50-tych to była norma. W latach 50-tych to ja się urodziłem, ale wiele z tych czasów faktycznie nie pamiętam. W odróżnieniu od bawełnianych nie wyciągały się i dobrze trzymały fiuta, a majtek z tworzyw jeszcze nie było. Śmierdziały jeżeli ktoś się nie mył, natomiast wilgotne powodowały rany w pachwinach i po kąpieli trzeba było się przebierać. Kurczyły się przy praniu w zbyt wysokiej temperaturze.No widzisz, więc historia zatacza koło, tyle, że teraz takie majtki z wełny merynosa to niezły luksus: https://merino-sklep.pl/pol_m_KOLEKCJA-MESKA_Bielizna-icebreaker-70721.html -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-22 09:33:49 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej | |
> W odróżnieniu od bawełnianych nie wyciągały się i dobrze trzymały fiuta, a > majtek z tworzyw jeszcze nie było. Śmierdziały jeżeli ktoś się nie mył, > natomiast wilgotne powodowały rany w pachwinach i po kąpieli trzeba było > się przebierać. Kurczyły się przy praniu w zbyt wysokiej temperaturze. No prosze, czego to czlowiek sie moze dowiedziec. Nie slyszalem o drapiacych przyrodzenie welnianych kapielowkach sprzed ponad 60 lat, ani wspolczesnych majtkach z merynosa... Ja od roku uzywam tego: https://devold.pl/koszulka-meska-duo-active-p10292 Poprzedni model tej bielizny uzywalem intensywnie (rower, narty, bieganie) przez prawie 10 lat, praktycznie codziennie w okresie jesien-zima-wiosna. Zaczynala smierdziec dopiero trzeciego-czwartego dnia. Nic nie gryzie. Mialem postrzepiony od zegarka lewy mankiet i zaczely sie robic male dziury pod pachami. Ale zelazko wykonczylo koszulke do konca, gdyz ktos wpadl na pomysl aby wyprasowac. Koszulka jest dwuwarstwowa, ale polaczenie miedzy warstwami jest siatką punktow syntetycznych ... i szlag ja trafil |
|
Data: 2018-11-19 11:10:05 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu piątek, 16 listopada 2018 09:32:46 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał:
Im zimniej i jesienniej tym mniej ich jeździ. Dziś, około zera stopni, nie spotkałem żadnego rowerzysty. Fakt, nie jechałem daleko. A moja teoria odnośnie użytkowego stosowania rowerów, bo z rekreacją to trochę inna sprawa, dotyczy podłoża... religijnego. :) Zastanówmy się w jakich krajach, dla uproszczenia - Europy, procentowo najwięcej ludzi korzysta z rowerów? Na pewno Holandia, ale już nie sąsiednia Belgia, Dania, kraje skandynawskie, częściowo Niemcy. A więc kraje o mentalności ukształtowanej przez protestantyzm. A gdzie najmniej? Kraje południowe, Francja, Hiszpania, w których dominował katolicyzm. No i kraje Europy wschodniej. Nie trzeba nikomu tłumaczyć jakie są mentalne różnice pomiędzy mieszkańcami obu rodzajami krajów tymi z zaszłością protestancką i katolicką. Wystarczy odwiedzić jakikolwiek kościół protestancki, gdzie dominuje skromność, czyli odwrotność przepychu, brak zewnętrznych oznak bogactwa i porównać do przeciętnego kościoła katolickiego. I tacy są mniej więcej protestanci. Mój znajomy Duńczyk, dziś emeryt, ale do niedawna prezes dużego banku, do pracy jeździł zazwyczaj rowerem, a tylko niekiedy nieco podstarzałą Toyotą Avensis bez żadnych wodotrysków. Mieszka w skromnym domku na przedmieściach Aarhus, niewiele różniącym się od okolicznych domów. I podobnie inni. Oni to maja we krwi. Są skromni, nie lubią pokazywać bogactwa, i przy tym są bardzo praktyczni. Rower, z jego poręcznością, praktycznością, wygodą w poruszaniu się na odległości do kilku km, doskonale im pasuje. I korzystają z niego nagminnie. BTW wychodzi im to na zdrowie. Nie jestem pewien statystyk, ale Holendrzy i Duńczycy maja niski procent zachorowalności na choroby związane z układem krążenia, nie widać u nich wielu otyłych. Ze statystykami trzeba postępować ostrożnie, bo np. Francuzi też mają niską zapadalność na zawały serca, choć ich stopień "zroweryzowania" jest podobny do naszego.. Podobno ratuje ich dieta śródziemnomorska, zwłaszcza spożywanie czerwonych płynów z zawartością alkoholu. :) Rzecz nie jest jednoznaczna, a sam jestem tego najlepszym przykładem. Choć katolik reprezentuję protestanckie podejście do świata i życia nie tylko w aspekcie rowerowym. :) |
|
Data: 2018-11-19 12:53:36 | |
Autor: Rowerex | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu poniedziałek, 19 listopada 2018 20:10:07 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał:
W dniu piątek, 16 listopada 2018 09:32:46 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał: Podłoże jest mentalne - biedny furman, rowerzysta czy pieszy żyjący latami w socrealiźmie z wszechobecną reglamentacją wszystkiego - gdy wreszcie jest możliwość sięgnięcia po wygodne zdobycze cywilizacji kapitalistycznej zechce żyć jak prawdziwy kapitalista - wielka wygodna bryka, ciepło, wygoda, komfort... Nie można dojechać autem pod drzwi supermarketu = lament. Nie można dowieźć dziecka pod drzwi przedszkola lub szkoły = lament. Powolna, nieogrzewana, komunikacja miejska = lament. Śliskie chodniki, upierdliwe drogi dla rowerów = to dla biedoty.. Pedalarze w pedalskich ciuchach na drogach = lament. Wielkie wygodne auto, klimatyzacja, ogrzewanie, odtwarzacz radiowy, muzyka, wyciszone wnętrze = komfort, żyć nie umierać, siedzieć w wygodnym aucie, w całkowitej izolacji od obcych, od otoczenia - TEREN PRYWATNY! OBCY WYPIE..LAĆ! Pozdr- -Rowerex |
|
Data: 2018-11-20 03:34:28 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu poniedziałek, 19 listopada 2018 21:53:38 UTC+1 użytkownik Rowerex napisał:
Podłoże jest mentalne - biedny furman, rowerzysta czy pieszy żyjący latami w socrealiźmie z wszechobecną reglamentacją wszystkiego - gdy wreszcie jest możliwość sięgnięcia po wygodne zdobycze cywilizacji kapitalistycznej zechce żyć jak prawdziwy kapitalista - wielka wygodna bryka, ciepło, wygoda, komfort...Myślę, że trochę upraszczasz i przesadzasz. Sporo racji ma Andrzej - co potwierdzają przykłady różnic między krajami północnej i południowej Europy zwłaszcza, że przecież południe ma korzystniejsze warunki klimatyczne). Ale zgodzę się też, że u nas nakłada się na to kompleks ubogiego krewnego i nowobogactwa, ale też brak odpowiedniej infrastruktury rowerowej. Spore znaczenie ma też zwykłe, naturalne dążenie do podążania drogą najmniejszego oporu.. Tak jak potok płynie w dół, a nie pod górę, tak człowiek szuka najłatwiejszych rozwiązań. Jeśli ktoś ma do wyboru spędzenie pół godz. w ciepłym aucie przy muzyczce (choćby w korku) lub pół godziny na rowerze w mrozie i wietrze i jeszcze ochlapywany przez auta, to większość wybierze to pierwsze rozwiązanie. Ludzie generalnie unikają zimna, a chyba większość wolałaby, żeby zimy w ogóle nie było. Zauważyłem, że takie opinie nasiliły się gdy mocno się zmotoryzowaliśmy, wcześniej ludzie jakoś uważali, że zimą ma być zimno, czyli zgodnie z naszą strefą klimatyczną i nie robili z tego tragedii. Ja osobiście lubię zimę, ale taką prawdziwą z mrozem i śniegiem, a ostatnie zimy są niestety szoro-bure i z temperaturami koło 0, które są znacznie mniej przyjemne niż lekki mróz. Tyle, że rowerem raczej nie jeżdżę - użytkowo nie potrzebuję, a rekreacyjnie nie jest to przyjemne - wolę narty - o ile są warunki, lub pieszo w góry. -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-20 08:49:23 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu wtorek, 20 listopada 2018 12:34:29 UTC+1 użytkownik Jacek G. napisał:
Myślę, że trochę upraszczasz i przesadzasz. Sporo racji ma Andrzej - co potwierdzają przykłady różnic między krajami północnej i południowej Europy zwłaszcza, że przecież południe ma korzystniejsze warunki klimatyczne). Ale zgodzę się też, że u nas nakłada się na to kompleks ubogiego krewnego i nowobogactwa, ale też brak odpowiedniej infrastruktury rowerowej. Właśnie tak. Pisałem w szerszym ujęciu, niekoniecznie tylko w odniesieniu do naszego kraju. Takie myślenie spowodowane m.in. wieloletnim pobytem za granicą. Ale w odniesieniu do Polski, myślę, że na mentalność katolicką nakłada się, tak jak piszesz, mentalność nowobogackiego, który nie do końca pozbył się słomy w obuwiu. :) I brak infrastruktury rowerowej, choć tu poprawa następuje. Z ciekawości zerknąłem na statystyki umieralności na choroby układu krążenia w Europie. Codzienne rowerowanie powinno mieć na nie wpływ. I faktycznie ma, ale nie jest on całkiem oczywisty: https://goo.gl/TxDrHz Wykres pochodzi z 2014 r. Myślę, że od tego czasu wiele się nie zmieniło. Kraje rowerujące przodują, fakt, ale pierwsze miejsce, w sensie najmniejszej liczby zgonów, zajmuje Francja, bardzo przeciętna, by nie powiedzieć słaba w codziennym rowerowaniu. Podobnie Hiszpania i Portugalia. Widać pozytywny wpływ oliwy i wina. :) Czy nawet dość otyła Grecja. I Polska wygląda w tym zestawieniu nie najgorzej. A najgorsi są nasi sąsiedzi, zwłaszcza Litwa. |
|
Data: 2018-11-20 13:40:37 | |
Autor: Ignac | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu wtorek, 20 listopada 2018 17:49:26 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał:
W dniu wtorek, 20 listopada 2018 12:34:29 UTC+1 użytkownik Jacek G. napisał: Aby rower stał się powszechnym środkiem transportu, do tego potrzebna jest edukacja, która zmieni mentalność i naturalne przyzwyczajenia do cywilizacyjnego "wygodnictwa". To ostatnie, będzie bardzo trudno zmienić, bo lenistwo fizyczne, jak i intelektualne jest nieskomplikowanie proste- pełna lodówka i pilot od tv, są tuż obok. A rower, jest biegunowo odległy od samochodu, pod względem komfortu, szybkości jak i społecznego statusu. Jak ten swoisty węzeł gordyjski rozwiązać? Tylko poprzez edukację, bo ona poprawia wszystko. Pocieszające jest tylko to, że nas wszystkich do rowerowego stylu życia nie trzeba przekonywać, reszta niech robi co chce, byle nas widzieli na drodze! |
|
Data: 2018-11-21 01:53:37 | |
Autor: Rowerex | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu wtorek, 20 listopada 2018 22:40:39 UTC+1 użytkownik Ignac napisał:
Pocieszające jest tylko to, że nas wszystkich do rowerowego stylu życia nie trzeba przekonywać, reszta niech robi co chce, byle nas widzieli na drodze! Poszukam dziury w całym - gdyby ta dyskusja odbywała się w hipotetycznych czasach gdy istniałyby ubite drogi, ale nie byłoby samochodów tylko rowery, to dyskutowano by na temat małej ilości pieszych w porównaniu do rowerzystów - że jazda rowerem to wygodnictwo, bo mniej wysiłku na tym samym dystansie, bo co to za wysiłek, gdy wiezie się 15kg bagażu na rowerze, zamiast dźwigania tego w rękach, na plecach, czy na głowie jak w Afryce. Zatem zostawmy rowery i idźmy na kilkugodzinny spacer po otwartym terenie, a nie po galerii handlowej, robiąc zakupy w małych sklepach i dźwigając wszystko w rękach lub na plecach. Dodatkowo w ciężkich zimowych butach i żwawym krokiem. Tak przy okazji, szybki i długi spacer w ciężkim zimowym obuwiu jest bardzo korzystny dla jazdy rowerem - to taka moja obserwacja. Pracuje sporo mięśni zaangażowanych w jazdę rowerem i sporo dodatkowych. A już formą sportową jest "nordic walking" - szkoda jednak, że wielu ma obawy przed tym sportem kojarząc go ze starszymi ludźmi podpierającymi się kijkami do NW - ale to nie na tym polega - prawdziwy nordic walking to chodzenie z taką prędkością, przy której bez kijków człowiek natychmiast traci równowagę i się przewraca - a takie tempo naprawdę daje w kość. Wersją hard-core jest NW a'la Justyna Kowalczyk, czyli ciągnięcie za sobą po ziemi opony przywiązanej do pasa.... Pozdr- -Rowerex |
|
Data: 2018-11-21 12:19:41 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu środa, 21 listopada 2018 10:53:39 UTC+1 użytkownik Rowerex napisał:
Zatem zostawmy rowery i idźmy na kilkugodzinny spacer po otwartym terenie, a nie po galerii handlowej, robiąc zakupy w małych sklepach i dźwigając wszystko w rękach lub na plecach. Dodatkowo w ciężkich zimowych butach i żwawym krokiem. Właśnie to zrobiłem. Co prawda bez obciążenia. Niestety z konieczności. :) Podkusiło mnie by poprawić piastę Sachs 3. W zimnie trochę przeskakiwało. Zdiagnozowałem, że kleją się ząbki napędzające. Pół dnia poprawiałem i jest źle. Coś nie tak musiałem złożyć, choć piasta wydaje ogarnialna. Anyway rower stoi a ja pieszkom. Idę do pracy szybkim krokiem ciut ponad dwa razy dłużej niż jadę rowerem. I dużo bardziej się męczę. A w moim wieku i z moim podejściem do życia właśnie o to chodzi. :) Może w ogóle zrezygnuję z roweru i przejdę na marsz. :) |
|
Data: 2018-11-21 23:47:08 | |
Autor: Jacek G. | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu 2018-11-21 o 21:19, andrzej.ozieblo@gmail.com pisze:
Właśnie to zrobiłem. Co prawda bez obciążenia. Niestety z konieczności. :) Anyway rower stoi a ja pieszkom. Idę do pracy szybkim krokiem ciut ponad dwa razy dłużej niż jadę rowerem. I dużo bardziej się męczę. A w moimAż tak, to może nie warto, ale chyba nie jest głupie, aby różnicować rodzaje aktywności. Ja od pewnego czasu realizuję w czasie wakacji właśnie takie rowerowo - piesze (górskie) wyjazdy. Pozwala to bardziej wszechstronnie poznać dany teren, a z drugiej strony uruchamiać różne partie mięśni. -- Jacek G. |
|
Data: 2018-11-22 11:43:49 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu środa, 21 listopada 2018 23:47:07 UTC+1 użytkownik Jacek G.. napisał:
Aż tak, to może nie warto, ale chyba nie jest głupie, aby różnicować rodzaje aktywności. Ja od pewnego czasu realizuję w czasie wakacji właśnie takie rowerowo - piesze (górskie) wyjazdy. Pozwala to bardziej wszechstronnie poznać dany teren, a z drugiej strony uruchamiać różne partie mięśni. W sumie tak właśnie robię, zwłaszcza w czasie wakacji letnich. W górach wciąż dużo chodzę, ale mniej po nich jeżdżę na rowerze, mniej głównie z powodu dolegliwości kręgosłupowych. Ale typowe połączenie obu aktywności to nasze morze. Jeżdżę po interiorze na rowerze i kilometry idę brzegiem plaży. A na bieganie nie dam się namówić. :) Po pierwsze, strasznie nudne. Po drugie, podobnie jak Rowerex odczuwam jakieś bóle stawowe, które przy innych aktywnościach się nie ujawniają. A po trzecie, dałem się przekonać, że bieganie, pomimo wielu zalet, z wielu powodów jest szkodliwe. |
|
Data: 2018-11-22 12:43:54 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
A po trzecie, dałem się przekonać, że bieganie, pomimo wielu zalet, z wielu powodów jest szkodliwe. Tak jak wiekszosc ortopedow, ktorzy widza objawy biegaczy, ktorzy biegaja w butach na grubej amortyzacji ze sporym przewyzszeniem piety nad srodstopiem. Wtedy ludzie biegaja ladujac na piecie, nie pracuje Achilles i wszystkie partie miesni z tylu nogi pracuja znacznie mniej. Sam tak biegalem i ciagle mialem jakies problemy. Jesli biegasz boso, w skarpetkach ochronnych, albo w butach minimalistycznych to nie masz mozliwosci lądowac na piecie, gdyz to boli, a wtedy naturalnie lądujesz na palcach i srodstopiu. Uwierz mi ze kregoslup nie boli po bieganiu, a kazdy z nas po iluś tam latach siedzenia ma powysuwane dyski spomiedzy kregow na odcinku ledzwiowym. Ja dodatkowo sobie żle dzwignalem ciężar i prawie rok mialem problemy. Teraz tez musze uwazac. Myslisz, ze ewolucja tak by zaprojektowala nasz szkielet, ze szkodliwy by byl podstawowy sposob zdobycia miesa - kilkugodzinny bieg w upale za antylopa, aby ja zagonic na śmierc ew. dobic zaostrzonym kijem? W czasach gdy nie byl znany łuk? (łuk jest znany od 40 000 lat, a konstrukcja szkieletu niewiele sie zmienila od Homo Erectusa - od 2 mln lat) Do wczesnych lat siedemdziesiatych malo kto uskarzal sie na kontuzje biegowe, dopiero po wprowadzeniu na rynek butow Nike na grubej amortyzacji nastapił lawinowy wzrost kontuzji od biegania... Stad Twoje przekonanie o szkodliwosci biegania |
|
Data: 2018-11-22 22:14:14 | |
Autor: Jacek Maciejewski | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Dnia Thu, 22 Nov 2018 12:43:54 -0800 (PST), zbrochaty@gmail.com
napisał(a): Myslisz, ze ewolucja tak by zaprojektowala nasz szkielet, ze szkodliwy by byl podstawowy sposob zdobycia miesa - kilkugodzinny bieg w upale za antylopa, aby ja zagonic na śmierc ew. dobic zaostrzonym kijem? W czasach gdy nie byl znany łuk? (łuk jest znany od 40 000 lat, a konstrukcja szkieletu niewiele sie zmienila od Homo Erectusa - od 2 mln lat) Wszystko cacy ale oni wtedy żyli średnio 30 lat :) Jak miałem tyle to se biegałem do oporu a teraz przebiegnę kilka razy po 100 czy 200 m i mam urazy ścięgien czy ogólnie wiązadeł. Mając 70+ niestety trzeba sobie odpuścić niektóre rzeczy. Np. podciągnę się na drążku bo mięśni starcza ale za trzecim razem mam uraz wiązadeł i pół roku bólu. Na szczęście, rowerem mogę dawkować zmęczenie w pełnym zakresie. Mogę wyjechać na szybką traskę 10 km po górkach, wrócić mokry i jest OK, nic mi nie strzyka :) PS. Ludziska, litości, nie korzystajcie z tego syfa: User-Agent: G2/1.0 -- Jacek I hate haters. |
|
Data: 2018-11-23 07:34:11 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Wszystko cacy ale oni wtedy żyli średnio 30 lat :) Jak miałem tyle to se Masz absolutnie rację, jeden umarł przy narodzinach, drugi jak mial 10 lat, a trzeci dozył do 80. Średnia wychodzi 30. W czasach paleo o ile ktos nie umarl przy porodzie, a w wieku dzieciecym nie umarl z chorob, albo nie byl zabity przez drapieznika i nie zginął pozniej w walce to dozywal w pelnej sprawnosci do 70-80 lat. Widzialem Buszmena 70+, chudy, sprezysty, biegal i poruszal sie jak nastolatek, po prostu pozazdroscic. Dawniej ludzie mierzyli 180-190 cm, mieli roznorodna diete, wbrew pozoru w czesci tylko miesna i po spelnieniu warunkow o ktorych pisalem zyli dosc dlugo. Dopiero kultura rolnicza spowodowala monotonna diete, wiecej chorob i znaczne zmniejszenie rozmiarow ludzi. Generalnie trzeba walczyc z zanikiem miesni na stare lata. Kiedys w liceum podciagalem sie 25 razy, a teraz ledwie 15 - kilka kilo wiecej i mniej sil. Dlatego Panowie trzeba sie przeprosic z silownia niestety, tzn ja bede musial sie zmusic... Nie znosilem biegac, teraz sprawia mi ogromna frajde, basen, kiedys nuda, sciana-sciana, a teraz przeplyne spokojnie 3 km i po otwartym akwenie tez Teraz kolej na silownie - moze jakaś fajna trenerka zmotywuje do regularnosci :) |
|
Data: 2018-11-22 09:20:39 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
A w moim wieku i z moim podejściem "Przejdz" na bieg :) |
|
Data: 2018-11-22 11:13:10 | |
Autor: Rowerex | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu czwartek, 22 listopada 2018 18:20:42 UTC+1 użytkownik zbro...@gmail.com napisał:
> A w moim wieku i z moim podejściem Bieg to inna bajka - przejadę rowerem 5 godzin jadąc jak dla siebie w niezłym tempie, ale nie potrafię przebiec kilkudziesięciu metrów, a przebiegnięcie połowy kilometra jest obecnie dla mnie czymś nierealnym. Próbowałem ponownie zacząć biegać jakieś 10 late temu - początek to ponad dwa miesiące marszobiegów, więcej marszu niż biegu, potem byłem w stanie przebiec nawet godzinę bez zatrzymywania się. I pewnie bym nie przestał, gdyby nie nawracająca dolegliwość stopy, nie pamiętam której, ale coś w spodniej części stopy powodowało przeszywający ból przy kontakcie stopy z podłożem, tak jakby coś się naciągało i przy tym zaczynało cholernie boleć. Jakieś 20 lat temu gdy po praz pierwszy zacząłem próbować biegać skończyło się tak samo - nie miało znaczenia, czy buty miały amortyzację, czy nie... Może kiedyś spróbuję ponownie... Pozdr- -Rowerex |
|
Data: 2018-11-22 12:20:07 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu czwartek, 22 listopada 2018 20:13:13 UTC+1 użytkownik Rowerex napisał:
W dniu czwartek, 22 listopada 2018 18:20:42 UTC+1 użytkownik zbro...@gmail.com napisał: Prawdobodobnie masz to co ja mialem. Nacisk na nerw spowodowany plaskostopiem podłuznym, albo poprzecznym. Ja mialem czasami taki bol - najczesciej po spacerze w sztywnych traperach lub zejsciu po nartach w butach narciarskich - ze musialem czasami stanac, bo nie moglem dalej isc. Teraz tylko minimalnie i coraz rzadziej, ale od 5 lat biegam na bosaka. Teraz, gdy temp < 4'C to w skarpetkach neoprenowych. To jest najlepsza pora, aby zaczac - jest miekko w lesie i dodatkowo jest duzo opadlych lisci... Takie skarpetki daja rade w moim przypadku do minus 14'C, ale musi byc puszysty snieg, aby bylo miekko. I tylko nie daj sie, aby ortopeda namowil cie na jakies wkladki do butow. Podparcie luku stopy spowoduje tymczasowa poprawe, ale miesnie skapcanieją i problem wroci jeszcze ostrzej. Zatem trzeba cwiczyc nogi/stopy wedlug zasad ewolucji. Ale jest jeden wyjatek: rower :)) |
|
Data: 2018-11-22 12:52:23 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Teraz tylko minimalnie i coraz rzadziej, ale od 5 lat biegam na bosaka. troche żle sie wyrazilem: Bole mam minimalne i coraz rzadziej wystepujace, ale na bosaka biegam dosc intensywnie: 30-40 km tygodniowo |
|
Data: 2019-03-01 12:36:06 | |
Autor: Ĺ | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Zastanawiam się, dlaczego w dość ubogim kraju jakim jest Polska właściwie nie ma silnikowych trójkołówek (odpowiedników azjatyckich "tuk-tuków") czy podobnych wynalazków, oczywiście poza rikszami w Łodzi ;-)
Prawdopodobnie dlatego, że u nas tacy byliby wyśmiewani, swoiste przeniesienie staropolskiej zasady "zastaw się, a postaw się". -- -- - u nas nakłada się na to kompleks ubogiego krewnego i nowobogactwa |
|
Data: 2019-03-01 07:21:26 | |
Autor: zbrochaty | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Zastanawiam się, dlaczego [...] nie ma [...] "tuk-tuków") Prawdopodobnie dlatego [...] To pomysl jeszcze troche, a znajdziesz odpowiedz |
|
Data: 2018-11-20 10:28:37 | |
Autor: Rowerex | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu wtorek, 20 listopada 2018 12:34:29 UTC+1 użytkownik Jacek G. napisał:
W dniu poniedziałek, 19 listopada 2018 21:53:38 UTC+1 użytkownik Rowerex napisał: W odniesieniu do organizmów żywych najlepsze są teorie proste, takich których nie da się już bardzie uprościć, bo tak te organizmy działają. Podstawa to zaspokojenie podstawowych potrzeb i minimalny wydatek energetyczny, po to by przetrwać i przedłużyć gatunek - koniec i kropka. Cywilizacja zaprzeczyła naturze - w naszych szerokościach geograficznych zimą ma być człowiekowi zimno, ale cywilizacja to zmieniła. Zimą powinniśmy chudnąć z braku pożywienia czerpiąc energię z zapasu tłuszczu, tak samo jak to robią zwierzęta, ale cywilizacja to odwróciła i zimą ludzie tyją, a w ciepłych porach usiłują schudnąć wbrew naturze, która zasypuje ich wtedy mnóstwem łatwo dostępnego pożywienia. Natomiast zwalczanie negatywnych skutków cywilizacji, to już przejawy wyższej inteligencji, do której trzeba samozaparcia i wyrzeczeń. Odmówienie sobie ciepłego lokum, ciepłej izolacji od zimnego otoczenia, to działanie wbrew podpowiedziom podstawowych zwierzęcych instynktów, które człowiek ma jak każde zwierze. Skłonność do wygody, izolacji i szukania przyjemnych warunków temperaturowych, to uleganie podstawowym instynktom - a cywilizacja tym właśnie kusi... W Polsce mieliśmy długo kulturę niedostatku, a teraz króluje kultura dostatku, nagle prawie wszystko stało się "terenem prywatnym", na który obcy wstępu nie mają, ma być łatwo, ciepło i przyjemnie. To co, może niech jakiś klub fitness z siłownią wyłączy na zimę ogrzewanie? Niech ludzie ćwiczą przy np. +5stC - przecież to całkiem przyjemna temperatura - ciekawe jak wtedy zmieniłaby się frekwencja... Pozdr- -Rowerex |
|
Data: 2018-11-20 12:40:56 | |
Autor: n | |
Coraz mniej rowerzystów | |
No to spie....aj stąd ;-))
-- -- - rowerem raczej nie jeżdżę - użytkowo nie potrzebuję, a rekreacyjnie nie jest to przyjemne |
|
Data: 2018-11-20 13:24:17 | |
Autor: cytawa | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu 2018-11-20 o 12:40, n pisze:
No to spie....aj stąd ;-)) ?????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!! |
|
Data: 2018-11-20 06:44:21 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej rowerzystów | |
teoria odnośnie użytkowego stosowania rowerów, /../ dotyczy podłoża... religijnego. :) ten kij już w to mrowisko wtykano, z niezłymi rezultatami można też zabawić się w korelacje "roweryzmu" z -rocznym opadem atmosferycznym -przynależnością do partii "politycznej" -epidemiologią schizofrenii, cyklofrenii itp chorób może być... hałaśliwie ;-) |
|
Data: 2019-01-18 13:33:17 | |
Autor: Ĺ | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Ee tam, dzień jak co dzień, wiozłem pasażera w foteliku ;-)
-- -- - Dziś, około zera stopni, nie spotkałem żadnego rowerzysty. |
|
Data: 2018-12-06 12:27:00 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Rowerzystów niewielu, ale trochę ich jednak jeździ. 3/4 młodych (z mojego punktu widzenia :)) ale i trochę starych 60+. A Kraków, rozkopany, w przedłużających się remontach, zakorkowany, nadaje się idealnie do przemieszczania rowerowego. Nawet w obecnych temperaturach ok. 0 st. Dla mnie, notorycznego rowerzysty, sytuacja jest idealna. :)
|
|
Data: 2018-12-17 12:23:29 | |
Autor: P. KoFi | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Jak Kraków i rower to tylko Rowerowe kondominium
https://www.youtube.com/watch?v=7RwASdA4LSU Fajny kanal :))) Rowerzystów niewielu, ale trochę ich jednak jeździ. 3/4 młodych (z mojego punktu widzenia :)) ale i trochę starych 60+. A Kraków, rozkopany, w przedłużających się remontach, zakorkowany, nadaje się idealnie do przemieszczania rowerowego. Nawet w obecnych temperaturach ok. 0 st. Dla mnie, notorycznego rowerzysty, sytuacja jest idealna. :) |
|
Data: 2019-01-18 05:57:11 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu czwartek, 6 grudnia 2018 21:27:03 UTC+1 użytkownik andrzej...@gmail.com napisał:
Rowerzystów niewielu, ale trochę ich jednak jeździ.Niestety, przyczyny bywają i (nie poruszałem tego od razu, by bieżączka nie przywaliła głównego tematu): goo.gl/DhHZon Ta śmierć była blisko i niemal równoczesna z zamordowaniem prezydenta Adamowicza, a została szybko wyszydzona i zapomniana. Państwo stanowczo depcze trolli politycznych, ale na roweraków wręcz wypada modnie pluć. Komentarze pod artykułem - porażają. I wszystkie są legalne, a jedynie portal cenzuruje (imho nielegalnie i hgw na jakich kryteriach), ale Państwo ma gdzieś, że hoduje morderców, rok w rok zabijających tysiące ludzi, byle dygnitarze nie byli zagrożeni. Więc zimą nas mniej. |
|
Data: 2019-01-18 12:29:21 | |
Autor: andrzej.ozieblo | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu piątek, 18 stycznia 2019 14:57:13 UTC+1 użytkownik Olivander napisał:
Ta śmierć była blisko i niemal równoczesna z zamordowaniem prezydenta Adamowicza, a została szybko wyszydzona i zapomniana.. Państwo stanowczo depcze trolli politycznych, ale na roweraków wręcz wypada modnie pluć. Komentarze pod artykułem - porażają. Mimo wszystko nie porównywałbym obu śmierci. Prezydenta zabił nawiedzony kryminalista, tu zginął człowiek z powodu.... prawdopodobnie obojga: rowerzysty i kobiety. Trudno mi stwierdzić kto bardziej zawinił. Jako codzienny rowerzysta, nie pchałbym się z rowerem na taka trasę. Ale nie znam sytuacji więc się zbyt mocno nie wypowiadam. Przeglądnąłem komentarze. Są jakie są. Jedne głupie, drugie takie sobie. Trafiają się też rozsądne. Swoją droga dziwię się kierowcom atakującym rowerzystów. Przecież każdy taki rowerzysta na drodze to jeden samochód mniej, czyli dla samochodziarzy lepiej. Powinni to docenić. Jakoś zapominają, że prawie każdy dorosły człowiek w tym kraju, w tym notoryczni rowerzyści, samochód posiada i od czasu do czasu go używa. Nie zdają sobie też sprawę, że dla doświadczonego i ostrożnego rowerzysty rower jest zdecydowanie wydajniejszym środkiem transportu w mieście niż samochód. I w sumie dość bezpiecznym przy zachowaniu pewnych warunków. Jeżdżę rowerem codziennie, nawet w śniegi. Ale przyznam, że w pracy bywam czasem jedynym rowerzystą, dodajmy mocno starszym. W cieplejszym sezonie dojeżdża wielu. |
|
Data: 2019-01-20 21:58:23 | |
Autor: tom | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Dnia 18.01.2019 andrzej.ozieblo@gmail.com <andrzej.ozieblo@gmail.com> napisał/a:
[...] Swoją droga dziwię się kierowcom atakującym rowerzystów. Przecież każdy taki rowerzysta na drodze to jeden samochód mniej, czyli dla samochodziarzy lepiej. Powinni to docenić. Jakoś zapominają, że prawie każdy dorosły człowiek w tym kraju, w tym notoryczni rowerzyści, samochód posiada i od czasu do czasu go używa. Myślę, ze Ci komentujący w internetach uważają rowerzystów za biedaków, których nie stać na samochód. Czyli za gorszych, bo biedniejszych. A jak gorszych, to takich z którymi mozna się mniej liczyć. I to o czym piszesz nie mieści im się się w głowie, że można wybrać inny srodek transportu niż samochód. Dobre jest to, że takie postawy spotkać łatwiej w sieci niż w życiu. -- Tomek Kańka |
|
Data: 2019-01-20 19:20:29 | |
Autor: Ĺ | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Gdy jadę samochodem i po zmroku widzę jedno błyskające światełko na jezdni (białe naprzeciwko lub czerwone przede mną), to pierwsza odruchowa myśl "co to za wariat" zanim refleksja przecież godzinę temu ja sam tak...
Do jeżdżenia rowerem są chodniki!!! (brak emotikonu z uwagi na fatalny koniec) -- -- - Państwo ma gdzieś, że hoduje morderców, rok w rok zabijających tysiące ludzi, byle dygnitarze nie byli zagrożeni. |
|
Data: 2019-01-20 14:22:25 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu niedziela, 20 stycznia 2019 19:20:30 UTC+1 użytkownik ń napisał:
Gdy jadę samochodem i po zmroku widzę jedno błyskające światełko na jezdni (białe naprzeciwko lub czerwone przede mną), to pierwsza odruchowa myśl "co to za wariat" zanim refleksja przecież godzinę temu ja sam tak...1. Zdarzenie miało miejsce po świcie, w świetle dnia, światełkologia, odblaskologia itp -ogie - są nie na temat. 2. Tam nie ma chodników. To jezdnie bez pobocz, po bokach ściany, jak tunel. Alternatywne trasy są dłuższe i nielegalne (m.in. trzeba użyć chodnik), i policja ściga, a piesi ich szczują. 3. Tak masz rację, m.in. policyjne ściganie chodnikowców zabiło kolejnego rowerzystę. Nie pierwszego, nie ostatniego. Dlatego od zawsze postuluję, żeby każdy policjant miał obowiązek osobiście odbywać część patroli na rowerze. Np. co czwarty, co poąty, kwestia dyskusji. Selekcja naturalna dokona reszty. Szczególnie drogówce by się przydało. Nie wierzę, że da się im poszerzyć horyzonty inaczej niż przemocą. To może się odbyć tylko na rozkaz, sami z siebie nie zrezygnują z wygody i ciepełka. Ale w końcu kiedyś się zdarzy polityk z jajami, który im to nakarze. Więc trzeba drążyć temat, by był stale w obiegu, bo politycy nie są ani dość bystrzy, ani dość odważni, by to samodzielnie wymyślić. Musi któremuś możnemu (dowolnego koloru) ktoś bliski zginąć pod kołami i wtedy trzeba mu podstawić pod nos tę receptę, wykorzystać chwilę wkurzenia, chwilę gotowości do przeciwstawienia się motomotłochowi. Może to będzie jutro, a może to będzie tak odległa przyszłość, że już nas wszystkich nie będzie, ale bez tego policja będzie miała coraz więcej krwi na rękach. |
|
Data: 2019-01-21 00:23:14 | |
Autor: przemek.jedrzejczak | |
Coraz mniej rowerzystów | |
-- Więc trzeba drążyć temat, by był stale w obiegu, bo politycy nie są ani dość bystrzy, ani dość odważni, by to samodzielnie wymyślić. Musi któremuś możnemu (dowolnego koloru) ktoś bliski zginąć pod kołami i wtedy trzeba mu podstawić pod nos tę receptę, wykorzystać chwilę wkurzenia, chwilę gotowości do przeciwstawienia się motomotłochowi. niestety obecni lokatorzy nie rokuja, sami sieja spustoszenie na drogach a rower kojarzy im sie wywrotowo :-)
|
|
Data: 2019-01-21 13:34:07 | |
Autor: cytawa | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Olivander pisze:
Tak masz rację, m.in. policyjne ściganie chodnikowców zabiło Dlatego twierdze, ze w sytuacji gdy nie stwarzalo sie zagrozenia, np. wolna jazda, brak duzego ruchu pieszego, nie wolno przyjmowac mandatu. Niech policja oddaje sprawe do sadu. Sam slyszalem jak premier Morawiecki mowil, ze prawo sie nie liczy, bo liczy sie interes spoleczny. Idzmy wiec tym tropem. Jan Cytawa |
|
Data: 2019-01-22 01:07:13 | |
Autor: tom | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Dnia 21.01.2019 cytawa <cytawa@hektor.umcs.lublin.pl> napisał/a:
To AFAIRC mówił Kornel Morawiecki, ojciec premiera. Nie zmienia to skandaliczności wypowiedzi. -- Tomek Kańka |
|
Data: 2019-01-22 04:14:41 | |
Autor: Olivander | |
Coraz mniej rowerzystów | |
W dniu wtorek, 22 stycznia 2019 02:07:14 UTC+1 użytkownik tom napisał:
Dnia 21.01.2019 cytawa napisał/a/o: (na marginesie - odbrązawiajmy nie pomijając nikogo, np. siebie: Stary Morawiecki, choć swoje cojones miał, nigdy nie był orłem sprytu emocjonalnego, nawet za styropianowych czasów. No i ten nepotyzm... Styropianowcy w ogóle się żarli od początku, ale w obliczu wspólnego wroga, dbali o to by z aliantów nie robić wrogów. Gdy wspólnego wroga zabrakło, wielu, po wszystkich stronach, straciło umiar. Chyba wszyscy mieliśmy i mamy dysfunkcyjnych rodziców, stąd tak powszechny brak wychowania i "zewnątrzsterowność".) Sprawa ma standardowy cd. https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Specjalna-komisja-bada-smierc-rowerzysty-n131073.html na policję nie liczę, ale może ktoś ich przypilnuje? |
|
Data: 2019-01-22 13:05:36 | |
Autor: Ĺ | |
Coraz mniej rowerzystów | |
Oczywiście, że są na temat, ponieważ jeżdżenie bez lampek nawet w dzień a już szczególnie po jezdni powinno być karalne.
Niektórzy dostają najwyższy wymiar :-((( -- -- - Zdarzenie miało miejsce po świcie, w świetle dnia, światełkologia, odblaskologia itp -ogie - są nie na temat. |