Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Czerwone bagno towarzysza NaĹ‚Ä™cza

Czerwone bagno towarzysza Nałęcza

Data: 2011-05-15 14:52:29
Autor: Inc
Czerwone bagno towarzysza Nałęcza


Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej” znowu zachwyciły się Tomaszem Nałęczem. Ten niezłomny bojownik o prawdę zgodnie z kryteriami „Agory” udzielił wywiadu pod wymownym tytułem „Bagno SLD”. Tym razem jego głównym wrogiem stał się aparat SLD, który pożerał takie jak on niewiniątka. Co gorsza ten okropny smok dalej zjada, zniewala i demoralizuje.

„Aparat to zwierzę, które genialnie wyczuwa koniunkturę – mówi Nałęcz. Jest wyćwiczone w socjotechnice i posiadło sztukę maskowania się w czasie kryzysu. Gdy w Polsce Ludowej oburzony lud palił komitety PZPR, a ludzie ginęli na ulicach, aparat potępiał winnych i ogłaszał się formacją reformatorską”.

Gdy palono siedziby partyjne towarzysz Tomasz Nałęcz był obiecującym aktywistą PZPR w komitecie uczelnianym w Uniwersytecie Warszawskim. Niczego nie podpalał, co najwyżej gasił zgodnie z instrukcjami ważniejszych komitetów. Nie oddał legitymacji partyjnej po stanie wojennym rozumując słusznie, że jeszcze niewiadomo czyje będzie na wierzchu. Od tamtej pory wyczulenie na koniunkturę jest u Nałęcza imponujące. Był uczestnikiem ostatniego zjazdu PZPR i kongresu założycielskiego Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej, ale już po roku opuścił Kwaśniewskiego i szeregi tej partii. Przepadł w wyborach i uznał, że główny nurt lewicy będzie stanowić Unia Pracy. Pobiegł więc do UP i natychmiast stał się głównym zwolennikiem Ryszarda Bugaja. W nagrodę został rzecznikiem partii i z jej listy w 1993 roku wszedł do Sejmu. Wierząc w szczęśliwą gwiazdę Bugaja był twardym krytykiem „postkomunistów” z SLD odrzucając myśli o jakiejkolwiek z nimi współpracy. Kiedy w wyborach 1997 r. Unia poniosła klęskę Nałęcz z dnia na dzień porzucił swojego szefa oskarżając go o wszystko, co najgorsze. Gdy nowy lider UP – Aleksander Małachowski – wystąpił z koncepcją szerokiej koalicji lewicy, Nałęcz w obliczu rosnących notowań SLD znów zachwycił się Sojuszem. Polemizując z dawnym przywódcą podkreślał, że „Ryszard Bugaj jest zadeklarowanym antykomunistą, choć komunistów już w Polsce nie ma. Nie uważa SLD za lewicę. A to znaczy, że lekceważy przekonania 40 proc. ludzi w kraju”.

Kiedy zawiązano koalicję SLD-UP niedawny krytyk stał się jej gorącym zwolennikiem przykładnie i bez wahań realizując jej program. Gdy tylko notowania SLD zaczęły spadać Nałęcz zaczął przekonywać swoją partię do wyjścia z koalicji rządowej. Twierdził, że jej przewodniczący Marek Pol powinien zrezygnować z funkcji wicepremiera i ministra infrastruktury, bo pełni ją nader nieudolnie, chociaż wcześniej bronił go żarliwie. Kiedy powstała partia Borowskiego przeskoczył do niej w nadziei, że to właśnie SdPL będzie tworzyć główny nurt polskiej lewicy. Swoim zwyczajem zachwycił się nowym szefem powtarzając, że Borowski jest jedynym kandydatem zdolnym stawić czoło prawicy, wokół którego trzeba budować lewicową alternatywę. Przez chwilę trwał w tym postanowieniu zostając nawet szefem sztabu Marka Borowskiego w wyborach na prezydenta RP. Kiedy do listy kandydatów na prezydenta dołączył Włodzimierz Cimoszewicz i sondaże wykazały jego przewagę nad Borowskim Nałęcz nie wahał się ani chwili. Wezwał do rezygnacji swego lidera i podążył do Cimoszewicza. Tu się jednak przeliczył nie przewidując jego szybkiej rezygnacji z prezydenckiego wyścigu.



Specjalista od łapania wiatru w polityczne żagle wygłasza dziś pogadanki o lojalności, rzetelności i uczciwości. Kiedy Tomasz Nałęcz mówi w „GW”, że „nie ma takiego cuchnącego bajora, przez które aparat by nie przeszedł, aby dojść do konfitur” stanowi idealną egzemplifikację tej tezy. Jak ulał pasują do niego słowa Bugaja, że „ nie jest człowiekiem misji. Lubi władzę i zaszczyty, które władza daje." Rozdając razy traktuje wielu dawnych kolegów z pogardą, której nie widziałem, kiedy prosił mnie o stanowisko wicemarszałka Sejmu i szefa rywinowskiej komisji Śledczej. Wtedy SLD nie był bagnem, a aparat był zupełnie przyjemnym wsparciem w drodze do kariery.

Panie dziennikarki z „Wyborczej”, ekscytują się jak to samodzielny i niezależny Nałęcz „urwał się z eseldowskiej smyczy” w trakcie pracy w komisji śledczej. Co za naiwność! Po prostu swoim zwyczajem widząc kłopoty SLD ustawił żagle na wiatr z pałacu prezydenckiego płynąc wytyczonym tam kursem. Ulubieniec „GW” uczynił to tym chętniej, że odmówiłem zdymisjonowania Aleksandry Jakubowskiej, o co usilnie zabiegał. Wyrok sądu uniewinniający Jakubowską jest ostatecznym rozstrzygnięciem sporu między nami. Sąd zrównał prokuraturę z ziemią, pouczając oskarżyciela, iż jego praca polega na szukaniu prawdy, a nie paragrafu, który można dopasować do przyjętej z góry tezy. Ziobro i Nałęcz dalej jednak myślą inaczej.

Leszek Miller

Data: 2011-05-15 22:32:10
Autor: cytryna
Czerwone bagno towarzysza Nałęcza


 

Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska z ?Gazety

Wyborczej? znowu zachwyciły się Tomaszem Nałęczem.

Ten niezłomny bojownik o prawdę zgodnie z kryteriami

?Agory? udzielił wywiadu pod wymownym tytułem ?Bagno

SLD?. Tym razem jego głównym wrogiem stał się aparat

SLD, który pożerał takie jak on niewini±tka. Co

gorsza ten okropny smok dalej zjada, zniewala i

demoralizuje.



?Aparat to zwierzę, które genialnie wyczuwa

koniunkturę ? mówi Nałęcz. Jest wyćwiczone w

socjotechnice i posiadło sztukę maskowania się w

czasie kryzysu. Gdy w Polsce Ludowej oburzony lud

palił komitety PZPR, a ludzie ginęli na ulicach,

aparat potępiał winnych i ogłaszał się formacj±

reformatorsk±?.



Gdy palono siedziby partyjne towarzysz Tomasz Nałęcz

był obiecuj±cym aktywist± PZPR w komitecie

uczelnianym w Uniwersytecie Warszawskim. Niczego nie

podpalał, co najwyżej gasił zgodnie z instrukcjami

ważniejszych komitetów. Nie oddał legitymacji

partyjnej po stanie wojennym rozumuj±c słusznie, że

jeszcze niewiadomo czyje będzie na wierzchu. Od

tamtej pory wyczulenie na koniunkturę jest u Nałęcza

imponuj±ce. Był uczestnikiem ostatniego zjazdu PZPR

i kongresu założycielskiego Socjaldemokracji

Rzeczpospolitej Polskiej, ale już po roku opu¶cił

Kwa¶niewskiego i szeregi tej partii. Przepadł w

wyborach i uznał, że główny nurt lewicy będzie

stanowić Unia Pracy. Pobiegł więc do UP i

natychmiast stał się głównym zwolennikiem Ryszarda

Bugaja. W nagrodę został rzecznikiem partii i z jej

listy w 1993 roku wszedł do Sejmu. Wierz±c w

szczę¶liw± gwiazdę Bugaja był twardym krytykiem

?postkomunistów? z SLD odrzucaj±c my¶li o

jakiejkolwiek z nimi współpracy. Kiedy w wyborach

1997 r. Unia poniosła klęskę Nałęcz z dnia na dzień

porzucił swojego szefa oskarżaj±c go o wszystko, co

najgorsze. Gdy nowy lider UP ? Aleksander

Małachowski ? wyst±pił z koncepcj± szerokiej

koalicji lewicy, Nałęcz w obliczu rosn±cych notowań

SLD znów zachwycił się Sojuszem. Polemizuj±c z

dawnym przywódc± podkre¶lał, że ?Ryszard Bugaj jest

zadeklarowanym antykomunist±, choć komunistów już w

Polsce nie ma. Nie uważa SLD za lewicę. A to znaczy,

że lekceważy przekonania 40 proc. ludzi w kraju?.



Kiedy zawi±zano koalicję SLD-UP niedawny krytyk stał

się jej gor±cym zwolennikiem przykładnie i bez wahań

realizuj±c jej program. Gdy tylko notowania SLD

zaczęły spadać Nałęcz zacz±ł przekonywać swoj±

partię do wyj¶cia z koalicji rz±dowej. Twierdził, że

jej przewodnicz±cy Marek Pol powinien zrezygnować z

funkcji wicepremiera i ministra infrastruktury, bo

pełni j± nader nieudolnie, chociaż wcze¶niej bronił

go żarliwie. Kiedy powstała partia Borowskiego

przeskoczył do niej w nadziei, że to wła¶nie SdPL

będzie tworzyć główny nurt polskiej lewicy. Swoim

zwyczajem zachwycił się nowym szefem powtarzaj±c, że

Borowski jest jedynym kandydatem zdolnym stawić

czoło prawicy, wokół którego trzeba budować lewicow±

alternatywę. Przez chwilę trwał w tym postanowieniu

zostaj±c nawet szefem sztabu Marka Borowskiego w

wyborach na prezydenta RP. Kiedy do listy kandydatów

na prezydenta doł±czył Włodzimierz Cimoszewicz i

sondaże wykazały jego przewagę nad Borowskim Nałęcz

nie wahał się ani chwili. Wezwał do rezygnacji swego

lidera i pod±żył do Cimoszewicza. Tu się jednak

przeliczył nie przewiduj±c jego szybkiej rezygnacji

z prezydenckiego wy¶cigu.







Specjalista od łapania wiatru w polityczne żagle

wygłasza dzi¶ pogadanki o lojalno¶ci, rzetelno¶ci i

uczciwo¶ci. Kiedy Tomasz Nałęcz mówi w ?GW?, że ?nie

ma takiego cuchn±cego bajora, przez które aparat by

nie przeszedł, aby doj¶ć do konfitur? stanowi

idealn± egzemplifikację tej tezy. Jak ulał pasuj± do

niego słowa Bugaja, że ? nie jest człowiekiem misji.

Lubi władzę i zaszczyty, które władza daje."

Rozdaj±c razy traktuje wielu dawnych kolegów z

pogard±, której nie widziałem, kiedy prosił mnie o

stanowisko wicemarszałka Sejmu i szefa rywinowskiej

komisji ¦ledczej. Wtedy SLD nie był bagnem, a aparat

był zupełnie przyjemnym wsparciem w drodze do kariery.



Panie dziennikarki z ?Wyborczej?, ekscytuj± się jak

to samodzielny i niezależny Nałęcz ?urwał się z

eseldowskiej smyczy? w trakcie pracy w komisji

¶ledczej. Co za naiwno¶ć! Po prostu swoim zwyczajem

widz±c kłopoty SLD ustawił żagle na wiatr z pałacu

prezydenckiego płyn±c wytyczonym tam kursem.

Ulubieniec ?GW? uczynił to tym chętniej, że

odmówiłem zdymisjonowania Aleksandry Jakubowskiej, o

co usilnie zabiegał. Wyrok s±du uniewinniaj±cy

Jakubowsk± jest ostatecznym rozstrzygnięciem sporu

między nami. S±d zrównał prokuraturę z ziemi±,

pouczaj±c oskarżyciela, iż jego praca polega na

szukaniu prawdy, a nie paragrafu, który można

dopasować do przyjętej z góry tezy. Ziobro i Nałęcz

dalej jednak my¶l± inaczej.



Leszek Miller
-- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -

Pięna droga do kariery, nie brak zakrętów, niepowodzeń ale znów na fali. Kolejny etap to ministrant, a na końcu ko¶cielny w cerkwi, może nawet w budzie ruskiej lub meczecie tureckim. Tomaszek to typowy produkt realnego
socjalizmu, załgany w zaparte, ograniczony w pogl±dach na rzeczywisto¶ć, typ służalczy do wynajęcia - kasa do uzgodnienia.


--


Data: 2011-05-15 22:59:41
Autor: matusm
Czerwone bagno towarzysza Nałęcza

Użytkownik "Inc" <gfhf@lljl.pl> napisał w wiadomo¶ci news:iqpatu$dne$1dont-email.me...

Panie dziennikarki z "Wyborczej", ekscytuj± się jak to samodzielny i niezależny Nałęcz "urwał się z eseldowskiej smyczy" w trakcie pracy w komisji ¶ledczej. Co za naiwno¶ć! Po prostu swoim zwyczajem widz±c kłopoty SLD ustawił żagle na wiatr z pałacu prezydenckiego płyn±c wytyczonym tam kursem.



oj,joj joj nic  sie nie  stalo  kur ,,,kur bla nie urwie

to tylko takie czary mary dla postpzperowskiego elektoratu ale oni lubia sobie dworowac w oborze a i tak nadal,,,,,,,,,,,,,,,,
--
-- Sluzba Bezpieczenstwa moze i powinna kreowac rozne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie gleboko infiltrowac istniejace gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewodzkim, a takze na szczeblach podstawowych, musza byc one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnic operacyjne mozliwosci oddzialywania na te organizacje, kreowania ich dzialalnosci i kierowania ich polityka." -- Czeslaw Kiszczak, luty 1989 roku z posiedzenia kierownictwa MSW -- -- -- -- -- -- -
pozdrowienia
matusm

Czerwone bagno towarzysza Nałęcza

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona