Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Czerwone zombie

Czerwone zombie

Data: 2013-05-01 16:29:15
Autor: u2
Czerwone zombie
Dwadzieścia cztery lata po „okrągłym stole”, przy którym dygnitarze z PZPR podzielili się władzą z tą częścią opozycji solidarnościowej, która okazała się uległa wobec komunistów do granic kolaboracji, lewica ma się dobrze. A nawet bardzo dobrze. Jej liderzy nie tylko nie wylądowali na śmietniku historii, ale cały czas są w grze. Grają ostro, szykując się do ponownego wejścia na salony władzy.

Według badania ulicznego przeprowadzonego przez portal eurowybory.pl i opublikowanego 28 kwietnia, Sojusz Lewicy Demokratycznej notuje poparcie na poziomie 14,1 procenta, stając się trzecią siłą polityczną po Platformie Obywatelskiej i Prawie i Sprawiedliwości. Podobny wynik, od 15 do 20 procent, sondaże przewidują dla partii Leszka Millera w wyborach do Parlamentu Europejskiego. A przecież jest jeszcze Europa Plus, najnowsza inicjatywa Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Siwca i Roberta Kwiatkowskiego. Joanna Senyszyn z SLD w wywiadzie udzielonym „Uważam Rze” nie przecenia wagi tej inicjatywy, wskazując że może ona podzielić los LiD-u, czyli koalicji wyborczej SLD m.in. z Partią Demokratyczną powstałą z przekształconej Unii Wolności, z 2007 roku, ale jednak podkreśla, że „jeśli Europa Plus zabierze komuś głosy to przede wszystkim PO. Już widzę te hasła wyborcze: „Chcesz rządów PiS – głosuj na Europę Plus”. Czas działa na korzyść SLD i pogrąża polityków, którzy dobrzy są tylko w działaniach PR-owych”. Jest jednak jedno „ale”. Działaczka partii Millera mówi tu o sytuacji, gdy obie formacje lewicowe idą osobno. A co jeśli pójdą razem? Wydaje się, że Kwaśniewski, który był akuszerem LiD-u, i Miller wyciągają dziś wnioski z tamtej porażki, pamiętając czym skończyło się przed kilku laty rozejście się postkomunistów. Dzisiaj nie mówi się już o wrogości pomiędzy byłym prezydentem i byłym premierem, a o „szorstkiej przyjaźni”. Taka przyjaźń – jak to w polityce – nie jest żadną przeszkodą w stworzeniu bloku wyborczego. Tym bardziej, że ma on duże szanse na sukces. Kwietniowe badanie instytutu Homo Homini dla „Rzeczpospolitej” pokazuje, że Miller i Kwaśniewski mogą liczyć w wyborach parlamentarnych nawet na 27 procent głosów.

Niemożliwe? A dlaczego nie, skoro po 1989 roku nie przeprowadzono skutecznej lustracji i dekomunizacji, by wyeliminować z życia publicznego pezetpeerowską nomenklaturę i różnej maści esbeków. To że Jaruzelskiego nie można skazać, że Kiszczak od procesów wymiguje się złym stanem zdrowia, a jednocześnie robi zakupy, że sąd uznaje, że w grudniu 1970 robotników bito, a nie strzelano do nich, obciąża tzw. prawicę niepodległościową, obnażając jej katastrofalną nieskuteczność w czyszczeniu czerwonej stajni Augiasza podczas rządów Olszewskiego i PiS-u.

Jak rodziła się tzw. III RP, to liderzy Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego z tzw. lewicy styropianowej Michnika, Mazowieckiego i spółki, paktującej z czerwonymi aparatczykami przy „okrągłym stole”, nie dopuścili do rozliczenia komuny. Poszło z górki mimo dwóch niezakładanych przerw, w postaci gabinetów Olszewskiego i Kaczyńskiego, Miller i Kwaśniewski – by pozostać przy tych personach - są wciąż nie tylko demokratami bez skazy, ale mogą współrządzić Polską po wyborach parlamentarnych np. z Platformą Obywatelską, która jako jedyna może skutecznie wygrać wybory. Skutecznie tj. stworzyć w przyszłym Sejmie koalicję większościową, na co PiS, nawet je wygrawszy na dziś dzień nie ma szans. No bo kto z nim pójdzie? Z Platformą każdy, od PSL do lewicy. Polska scena polityczna jest zacementowana i chyba ma rację moja znajoma gdy mówi: „Gdyby wybory mogły cokolwiek zmienić, to zostałyby zdelegalizowane”. Coś w tym jest.

Ten cement, mieszanka haków i interesów, które stały się zaczynem operacji Magdalenka, decyduje o wszystkim. Był „dogowor” i koniec, kropka. Co z tego, że Zbigniew Ziobro przedstawił cały pakiet dokumentów dotyczących największej afery III Rzeczypospolitej o nazwie „moskiewskie pieniądze”? Nikomu nie spadł w III RP z tego powodu włos z głowy. A dziś, po latach, czytam tekst prześlizgujący się po temacie, taki jak ten z „Dziennika Gazety Prawnej”, gdzie po oczach wali pytanie „Moskiewska pożyczka. Nadal nie wiadomo, w co zainwestowano bratnią pomoc”. No i ręce opadają.

Mechanizm jest przecież znany (tekst Piotra Jakuckiego pt. „Czerwona forsa” ). Pieniądze z Moskwy przekazane za wiedzą Gorbaczowa zostały dobrze – z punktu widzenia lewicy – wykorzystane. Na początku lipca 1991 roku tygodnik „Rossija”, organ rosyjskiego parlamentu, ujawnił dokumenty świadczące, że w styczniu 1990 roku ówczesny I sekretarz KC PZPR – Mieczysław F. Rakowski podpisał w Moskwie porozumienie o zaciągnięciu od KPZR nie oprocentowanego kredytu w wysokości pół miliarda starych złotych polskich i 1 miliona 232 tysięcy dolarów amerykańskich. To jest właśnie początek moskiewskich pieniędzy dla PZPR i SdRP.

Pieniądze uzyskane od KPZR miały posłużyć na organizację XI Zjazdu PZPR oraz utworzenie nowej partii lewicy postkomunistycznej – czyli SdRP na czele której stanął Aleksander Kwaśniewski - i miały być zwrócone w ciągu roku. W bezpośredniej rozmowie z Janajewem, przeprowadzonej w Warszawie, Rakowski oraz Miller poinformowali, że 300 tysięcy dolarów zostało przeznaczonych na uruchomienie partyjnego dziennika „Trybuna”, 200 tysięcy – na wypłaty dla zredukowanych pracowników aparatu partyjnego. Kierownictwo SdRP było gotowe zwrócić pół miliona dolarów, a 200 tys. włożyć w biznes, by z zysków zwrócić całość kredytu. Według danych prasowych w listopadzie 1990 roku SdRP zwróciła Moskwie 600 tysięcy dolarów. Wysłannicy KPZR – Władymir Wierszynin (prawdziwe nazwisko Silwestrow, wysoki oficer KGB) i Witalij Swietłow – odebrali pieniądze od Millera i przesyłali je kanałami KGB do Moskwy, a więc poza normalną drogą bankową.

Po moskiewskiej pożyczce towarzysze rozkręcili dobrze prosperujące biznesy i bez obawy o własną skórę pełnoprawnie uczestniczą w polityce. Ale przecież żyjemy w końcu w państwie prawa. Tyle że ma ono w herbie grubą kreskę, dzięki której czerwone zombi zasiadają w Sejmie zamiast spędzać czas na spacerniaku. Powrót „Trybuny” do kiosków od połowy maja jest tego symbolem.
Julia M. Jaskólska

http://wgospodarce.pl/opinie/3850-czerwone-zombi

--
Istnieją trzy etapy ujawniania prawdy :
najpierw jest ona wyszydzana,
potem spotyka się z gwałtownym oporem,
a na końcu jest traktowana jak oczywistość.

Służba despotyzmowi i fałszowi
To patriotyzm ... wszarzy.

http://telewizjarepublika.pl/

Czerwone zombie

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona