Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Czerwony szmatławiec Michnika

Czerwony szmatławiec Michnika

Data: 2011-04-20 00:11:55
Autor: Inc
Czerwony szmatławiec Michnika
Kłamstwo? A kto się tym przejmuje

Schemat jest zawsze ten sam: pojawia się „wrzutka”, która jest komentowana przez prorządowe media (chociaż właściwsze określenie to proprezydenckie media), która staje się główną informacją. Gdy okazuje się, że jest to zwyczajne kłamstwo, pojawia się inny „news”, tak samo nieprawdziwy.

Klasycznym przykładem jest sprawa „kłótni” śp. gen. Andrzeja Błasika z dowódcą załogi Tu-154 M kpt. Arkadiuszem Protasiukiem przed wylotem do Smoleńska. „Śledczy badają nowy wątek ws. katastrofy smoleńskiej. Przed startem TU-154 miało dojść do emocjonalnej rozmowy między generałem Andrzejem Błasikiem a kpt. Arkadiuszem Protasiukiem. Dotychczas ta informacja pojawiała się nieoficjalnie. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa potwierdził dziś, że prokuratorzy mają nagranie z kamery przemysłowej z lotniska Okęcie z 10 kwietnia 2010 r. Na nagraniu nie słychać wypowiadanych słów. Widać tylko obraz” – informował 26 lutego TVN24. Dzień później media pisały już o „awanturze”, a „Gazeta Wyborcza” znalazła nawet „naocznego świadka”.

„Jest świadek, który słyszał, jak tuż przed wylotem prezydenckiego Tu-154 dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik zwymyślał kapitana samolotu Arkadiusza Protasiuka. Awanturę słyszał chorąży BOR. Ale nie powiedział o niej prokuratorowi.[...] – Słyszał, jak między Błasikiem a Protasiukiem wybuchła ogromna kłótnia – opisuje oficer BOR, który zna relację chorążego. – Chodziło o to, że Protasiuk nie chciał lecieć, bo nie miał informacji o sytuacji pogodowej nad lotniskiem w Smoleńsku, a wiedział o pogarszających się warunkach. Generał zwymyślał go w wulgarnych słowach. Kazał mu iść do kokpitu i sam meldował prezydentowi samolot gotowy do odlotu. [Chorąży] powiedział, że wyglądało to tak, jakby ten chłopak [Protasiuk] nie chciał lecieć, jakby coś przeczuwał” – mówił rozmówca Agnieszki Kublik, Wojciecha Czuchnowskiego i Pawła Wrońskiego, autorów artykułu w „GW”.

Po tych doniesienia prokuratura przesłuchała wszystkich świadków, którzy byli obecni przed wylotem na płycie lotniska i słyszeli rozmowę śp. gen. Andrzeja Błasika z kpt. Arkadiuszem Protasiukiem. O „kłótnię” zapytaliśmy rzecznika prasowego wojskowej prokuratury płk. Zbigniewa Rzepę. – Z ubolewaniem stwierdzam, że funkcjonujące w przestrzeni medialnej relacje, dotyczące tego, co określiła Pani mianem „kłótni miedzy gen. Błasikiem a kpt. Protasiukiem”, nie opierają się na jakiejkolwiek udokumentowanej wiedzy procesowej – odpowiedział nam płk Rzepa.

Według nieoficjalnych informacji Radia Zet, żaden świadek nie potwierdził faktu „kłótni”.

Sprawa przestała żyć w mediach, jednak nikt nie przeprosił rodziny gen. Błasika, widzów i czytelników za nieprawdziwe informacje. Nie ma się czemu dziwić – to niemalże klasyka działania smoleńskiej propagandy. Wystarczy przypomnieć „pijanego” gen. Błasika czy też „naciski” śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pilotów.

Manipulacja faktami

Klasycznym przykładem „wrzutki” smoleńskich propagandzistów jest rozmowa w „GW” Agnieszki Kublik z gen. Bogusławem Packiem. Już sam tytuł jest wymowny: „Katastrofa Tu 154. Nowe fakty”.

Z rozmowy dowiadujemy się, że „już o 7 rano dowódca Tu-154 wiedział, że nie powinien lecieć do Smoleńska” i że „załoga Tu-154 10 kwietnia 2010 r. miała jednak aktualną prognozę pogody na smoleńskim lotnisku. Prognoza wojskowych służ meteorologicznych na Okęciu z godziny 7 mówiła o niskich chmurach i mgle nad lotniskiem”.

Tymczasem z oficjalnych zapisów stenogramów rozmów pracowników wieży w Smoleńsku jednoznacznie wynika, że o 8.55 czasu moskiewskiego widoczność wynosiła 4 km i było jasno.

Skąd więc informacje, że w Polsce była inna prognoza niż rzeczywista pogoda Smoleńsku? Nie wiadomo. Zupełnym skandalem jest sprawa załogi JAK-a, który przewoził dziennikarzy i który wylądował przed rządowym Tu-154 10 kwietnia w Smoleńsku.

W czerwcu wojskowa komisja uznała, że załoga zachowała się prawidłowo i wszystko było w porządku. Teraz komisja wydała diametralnie inny werdykt i skierowała zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę JAK-a. Powodem ma być lądowanie w bardzo złych warunkach i sprowadzenie zagrożenia życia na osoby będące na pokładzie samolotu.

Sprawa jest o tyle dziwna, że we wspomnianych stenogramach z wieży rosyjscy kontrolerzy wydają komendę odejścia dopiero wtedy, gdy JAK już ląduje i nie ma żadnej możliwości zaprzestania tego manewru.

Czy w takim razie chodzi o to, by wbrew faktom w polskim raporcie znalazła się wina pilotów, a lądowanie Jaka ma być dowodem pośrednim? Dowodem – jak widać – mocno wątłym, by nie powiedzieć, kompletnie nic nieznaczącym.

Pułkownik Klich uniemożliwił badanie wraku Tu-154 M

Dokumenty, do których dotarliśmy, pokazują zupełnie różną od tej oficjalnej rolę płk. Edmunda Klicha, polskiego akredytowanego przy MAK.

Według pisma skierowanego do ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka i szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego przez członków Komisji Badania Wypadków Lotniczych, przewodniczący komisji płk Klich w trakcie wystąpień medialnych przekazywał nieprawdziwe informacje. W dokumencie czytamy m. in.: „nagły i nieuzgodniony zarówno z zespołem doradców, jak również ze stroną rosyjską wyjazd Edmunda Klicha ze Smoleńska w trakcie prac polskich specjalistów na miejscu zdarzenia uniemożliwił stronie polskiej dokończenie tych prac, w tym badanie wraku Tu-154 M. Zgodnie z podstawowymi zasadami prowadzenia badania wypadków należy zabezpieczyć osoby prowadzące badanie przed wszelkimi zewnętrznymi naciskami, a należą do nich również naciski polityczne. Pan Edmund Klich skrajnie nieodpowiedzialnie wprowadził do sfery badań zdarzeń lotniczych element polityki. I nie chodzi tutaj o jego wypowiedź w mediach, w której stwierdza: »mogłem wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich, ale nie zrobiłem tego«, ale o przekazywanie niektórym członkom Komisji informacji o gwarancjach ze strony polityków zachowania przez niego stanowiska na następną kadencję, bez względu na wynik głosowania Komisji” – czytamy w piśmie podpisanym przez członków PKBWL.

– To absolutny skandal, a sprawą powinna jak najszybciej zająć się prokuratura. Tym bardziej że niektóre osoby zasiadające w Komisji były jednocześnie obserwatorami podczas prac MAK-u, były świadkami pracy płk. Klicha jako akredytowanego przy MAK – mówi nam poseł Antoni Macierewicz (PiS), szef parlamentarnego zespołu badającego smoleńska katastrofę.

W piśmie czytamy również, że płk Klich bez protestu przyjmował decyzje MAK. „Jednym z przykładów niewypełniania przez Pana Edmunda Klicha upoważnień zawartych w Załączniku 13 była jego bierna postawa w trakcie niedopuszczenia obserwatorów ze strony polskiej do udziału w oblocie środków radiotechnicznej kontroli lotów lotniska Smoleńsk »Północny« przeprowadzonego w dniu 15 kwietnia 2010 r. czy też braku zgody strony rosyjskiej na właściwe udokumentowanie wizji lokalnej tych środków” – napisali członkowie PKBWL.

Co ciekawe, członkowie Komisji wielokrotnie informowali swoich przełożonych m.in. o braku profesjonalizmu płk. Edmunda Klicha w trakcie realizacji zadań wynikających z funkcji Akredytowanego Przedstawiciela Rzeczpospolitej Polskiej przy MAK. Mimo alarmujących sygnałów płynących zaraz po tym, jak płk Klich został akredytowanym przy MAK, polskie władze, które miały taką wiedzę, nie zrobiły w tej sprawie nic.

– To ewidentne działanie na szkodę Polski, ale za to w interesie rosyjskim. Zaprzepaszczono szansę zbadania wraku, a także możliwości przeprowadzenia szeregu innych, niezmiernie ważnych czynności, które mogłyby pomóc w dotarciu do prawdy o tej strasznej tragedii – mówi nam Antoni Macierewicz.

Dorota Kania

Czerwony szmatławiec Michnika

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona