Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Czy w grudniu 1981 była partia Moskwy?

Czy w grudniu 1981 była partia Moskwy?

Data: 2012-12-17 09:50:41
Autor: mkarwan
Czy w grudniu 1981 była partia Moskwy?
Z prof. Jerzym Wiatrem (JW) rozmawia Robert Walenciak (RW)

RW - Gdy analizuje się stan stosunków polsko-rosyjskich w roku 1981, to rzuca się w oczy, że Moskwa nie ufała zbytnio Kani i Jaruzelskiemu.
Że najchętniej wymieniłaby ich na inną ekipę, "prawdziwych" komunistów.

JW - Wymownym tego dowodem był bezprecedensowy list Komitetu Centralnego KPZR do Komitetu Centralnego PZPR, na początku czerwca 1981 roku.
List był bezprecedensowy, ponieważ nigdy dotąd Komitet Centralny KPZR nie zwracał się do Komitetu Centralnego bratniej partii w liście, w którym się wprost mówiło o tym, że i Sekretarz Stanisław Kania i premier Wojciech Jaruzelski nie dotrzymują swoich obietnic, swoich deklaracji.

RW - I że Moskwa jest ich postawą rozczarowana i zaniepokojona.

JW - Nie było tam kropki na i, wezwania, by odwołać ich ze stanowiska, ale każdy rozumiał, że Breżniew i jego kompani taką mieli intencję.
Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, to rozproszyło je najbliższe plenum Komitetu Centralnego, podczas którego toczyła się nad listem dyskusja. Kania i Jaruzelski rozegrali to wówczas bardzo zręcznie.
Na plenum postawiony został wniosek o wotum zaufania dla całego Biura Politycznego.
I tylko trzech członków Komitetu Centralnego głosowało przeciw. I to jest ta frakcja promoskiewska.

RW - A my ją znamy?
Kto to był?

JW - Głosowanie było tajne.
Natomiast dyskusja była jawna.
Wobec tego wiemy kto występował najbardziej aktywnie przeciw, no i wiemy kto występował w obronie kierownictwa.
Na przykład w obronie kierownictwa wystąpił były wysokiej rangi oficer armii radzieckiej gen. Józef Urbanowicz.
Wygłosił niesamowite przemówienie - on, ideowy komunista, ateista, wołał: "Na miłość boską, co robicie"?
Taki był ton.

RW - Bronił Kanię i Jaruzelskiego. A przed kim?

JW - Były głosy, także członków ówczesnego Biura Politycznego jak Tadeusza Grabskiego, bijące w kierownictwo.
Zwłaszcza w Kanię.
Grabski mówił, że Kania stracił zaufanie sojuszników, wobec tego powinien odejść.
Część tego rodzaju głosów pojawiła się w dyskusji, okazało się, że w Komitecie Centralnym istniała mniejszość, skłonna, z różnych powodów, do pójścia po linii radzieckich oczekiwań.
Ale już podczas głosowania Komitet Centralny przytłaczającą większością udzielił poparcia kierownictwu, co na pewien czas uspokoiło sytuację.
Ponieważ Moskwa zdała sobie sprawę, że metodami politycznymi nie obali Kani i Jaruzelskiego.

RW - Parę tygodni później odbył się IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR.

JW - .który w sumie był jednak zjazdem przez frakcję twardą przegrany.
Bo wprawdzie część osób związanych z linią odnowy przepadła, ale znacznie bardziej rozbita została frakcja twarda.
Owszem, nie weszli do KC Fiszbach z Gdańska czy Skrzypczak z Poznania, ale nie weszli też znacznie liczniejsi przedstawiciele  twardej frakcji: Andrzej Żabiński czy Stanisław Kociołek, pierwsi sekretarze największych komitetów partyjnych w kraju, w Katowicach i w Warszawie.
Nie weszli też członkowie Biura Politycznego - Grabski, Moczar.
Więc, per saldo, po IX Zjeździe skrzydło nastawione na socjalistyczną odnowę, używając ówczesnej terminologii, wyszło mocniejsze od skrzydła twardego.

RW - Stanisław Kania utrzymał stanowisko I sekretarza, ale na krótko, by ustąpić Wojciechowi Jaruzelskiemu.

JW - Kani nie można odmówić dobrych intencji.
Ale jego problem polegał na bardzo niskiej decyzyjności.
Pamiętam rozmowę z nim pod koniec września 1981, która zostawiła we mnie fatalne wrażenie.
Cokolwiek mówiłem, odpowiedź Kani była jedna: tego się nie da zrobić.
Być może to co ja mówiłem było nierealne, tylko przywódca, który widzi wszystko na nie, że nic się nie da.

RW - Taki przywódca traci autorytet.

JW - Faktycznie, na czas ciężkiego kryzysu on się do tego nie nadawał.
W dramatycznej sytuacji był człowiekiem pozbawionym woli.

RW - Jaruzelski do tej sytuacji się nadawał?

JW - Tak.
Choć początkowo go nie doceniano.
Pamiętam rozmowę w 1981 roku z jednym z głównych członków Biura Politycznego, ze Stefanem Olszowskim.
Otóż Olszowski wtedy mi powiedział mniej więcej tak o Jaruzelskim: nigdy się nie zdecyduje na żadne konsekwentne działania, a ta bezczynność doprowadzi do katastrofy!
Tak myślało wiele osób.
Część przeciwników Jaruzelskiego w obozie władzy była dlatego jego przeciwnikami, że uważała go za człowieka zbyt niezdecydowanego, zbyt wahającego się.  Nie doceniono tego, że za fasadą człowieka łagodnego kryje się silny charakter, typowa dla wybitnych przywódców zdolność do podjęcia trudnej decyzji.

RW - To się czuło w partii w roku 1981, że są tam ludzie, którzy mają dobre kontakty z radzieckimi?
Że radzieccy na nich stawiają?

JW - Ależ oczywiście.
To się czuło, to się widziało, choć stopień wiedzy poszczególnych ludzi był różny.
Wiedza tych, którzy byli na samej górze była dużo większa niż ludzi takich jak ja.

RW - A pan co wiedział?

JW - Byłem dyrektorem Instytutu Marksizmu-Leninizmu KC, w randze kierownika wydziału KC.
Mnie do ambasady radzieckiej nie zapraszano na różne spotkania, konwentykle.
Ale ja wiedziałem kogo zapraszano, kto tam był mile widziany.

RW - Lista tam zapraszanych i nie zapraszanych odzwierciedlała podziały w partii.

JW - W roku 1981, choć to się nie kończy wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, występowały w PZPR, z grubsza biorąc, trzy orientacje.
Pierwsza orientacja, większościowa, widziała w porozumieniach sierpniowych szansę lepszego socjalizmu w Polsce.
Choć widziała zagrożenia, sprzeciwiała się radykalizacji "Solidarności" i w ostatecznym rachunku, w ogromnej większości poparła stan wojenny.
Choć bardzo często ze ściśniętym sercem.
Po drugiej, przeciwstawnej stronie znajdowali się komunistyczni ortodoksi, dla których wszystko to, co zaczęło się w Sierpniu było zdradą socjalizmu i którzy chcieli, żeby to zostało cofnięte.
Myślę, że większość z nich wolała, żeby to zostało cofnięte polskimi rękoma, chociaż część uważała, że jak zrobią to sojusznicy to też się nic nie stanie.
Trzecią orientację stanowili ludzie, którzy nie tyle chcieli tego rodzaju zmiany, ile uważali, że sytuacja zmierza nieuchronnie w kierunku interwencji.
Moja rozmowa z Olszowskim to ilustruje.
Olszowski nie był, w moim przekonaniu, skostniałym ortodoksem jak niektórzy inni, ale był przekonany, że interwencja jest nieuchronna, i był jak sądzę, pogodzony z tą myślą.

RW - A miał dobre kontakty z ambasadą ZSRR?

JW - Miał.

RW - Więc nic by mu się nie stało.

JW - Myślę, że duża część z tych, którzy uważali, że interwencja jest nieuchronna, kalkulowała, że w takim razie oni odegrają taką rolę jak Kadar na Węgrzech. Że staną na czele Polski po interwencji.
Kariery niektórych osób, a raczej załamanie tych karier po wprowadzeniu stanu wojennego, mogą wskazywać o kogo chodzi.
Jeden z pierwszych odwołanych I sekretarzy to Andrzej Żabiński. Katowice były takim miejscem, gdzie bardzo mocni byli tzw. twardzi towarzysze.
 Tam też działało forum komunistów.

RW - Tam był "Wujek".

JW - "Wujek"!
Prowokacja ewidentna!
Jestem przekonany, że to nie był przypadek.
To było po to, żeby nastąpił wybuch.
Na szczęście dla Polski nie nastąpił!
Więc, Żabiński i Katowice.
Z wojska zostaje zwolniony, niezbyt długo po wprowadzeniu stanu wojennego, gen. Eugeniusz Molczyk, wiceminister obrony, przewidywany na stanowisko ministra obrony narodowej po interwencji.
Formalnie zrobiono to w rękawiczkach, odszedł ze względu na stan zdrowia, choć cieszył się dobrym zdrowiem jeszcze długo, długo później.
Odeszło też wielu innych.
Taki były minister kultury Najdowski, bardzo aktywny rzecznik twardego kursu.
Tadeusz Grabski wylądował z kolei na zaszczytnym stanowisku radcy w ambasadzie w Berlinie.

RW - Siwaka rzuciło do Libii.

JW - Został tam przedstawicielem KC do pracy partyjnej wśród załóg pracujących w Libii.
W tej grupie byli też ludzie mniej znani.
Ujawnione akta STASI pokazują kolejne nazwiska.
Takim informatorem, więcej niż informatorem, takim podjudzaczem był ówczesny kierownik wydziału administracyjnego Atlas.
To z akt STASI wynikało.

RW - To ważny wydział?

JW - Ważny.
To był ten, który nadzorował służby specjalne.

RW - A Mirosław Milewski?

JW - Milewski był najprawdopodobniej też człowiekiem związanym z promoskiewską frakcją.
Ale był na tyle sprytny, że nie ma na to wyraźnych dowodów.
Jego pozbyto się z kierownictwa w 1984 roku.
Jaruzelski z dużą konsekwencją czyścił kierownictwo partii z tego typu ludzi.
Czasami płacił za to cenę w postaci tzw. cięcia po skrzydłach, ale per saldo najbardziej eliminował ludzi, o których musiał wiedzieć, że są to ci, którzy byliby kierownictwem partyjno-państwowym po interwencji.
Nie mam na to bezpośrednich dowodów, ale jest dla mnie oczywiste, że polskie służby bezpieczeństwa, i cywilne i wojskowe, musiały mieć rozpoznanie kto z kim się zadaje, kto jest kim w tym wszystkim.

RW - Kto jest w Targowicy.

JW - Gdy używamy określenia targowiczanie, warto rozumieć czym jest ta formacja. Janusz Tazbir niedawno opublikował
ciekawą pracę, w której analizuje, co to byli ci targowiczanie.
Do nich przylgnęła opinia zdrajców i tak dalej.
Ale tak naprawdę to byli ludzie, którzy byli przekonani, że Polska to powinna to być taka Polska, jak była dotychczas, z tym ustrojem
jaki był.
Byli gotowi bronić tego ustroju, złotej wolności szlacheckiej, nawet mając Katarzynę Wielką za protektora.
Bardzo wielu targowiczan dramatyczne przeżyło drugi rozbiór.
Bo oni go nie chcieli!
Oni sądzili, że po prostu z pomocą rosyjską obali się dzieło Konstytucji 3 maja i wszystko będzie jak dotąd.
Oczywiście, obiektywnie byli zdrajcami.
Ale subiektywnie kierowali się swoim wyobrażeniem, jaka powinna być Polska.
Targowiczanie z początku lat 80 podobnie.
Oni mieli przed oczyma pewną wizję Polski jako ortodoksyjnego państwa komunistycznego.

RW - Jak Tadeusz Grabski.

JW - Wielu z nich chciało takiej Polski jak Tadeusz Grabski.
Poznałem go poprzez wspólnego przyjaciela z Poznania, gdzieś w końcu lat 70, przed początkiem kryzysu.
Utkwiło mi w pamięci to, że Grabski z jednej strony był bardzo krytycznie nastawiony do ekipy Gierka w sprawach, w których ja też byłem krytycznie nastawiony, na przykład w sprawie awanturniczej polityki gospodarczej, ale przeraził mnie jak w pewnym momencie zaczął mówić, że to skandal, że Gierek toleruje KOR, że powinno się ich wsadzić i tak dalej.
Część tych ortodoksów miała za złe Gierkowi zbyt pojednawczy ton wobec opozycji.
A jeszcze bardziej za złe mieli porozumienia sierpniowe.
Bo to zdrada socjalizmu.
No a później, każdy gest, każde ustępstwo odbierali coraz gorzej.
Oni się znaleźli w trudnej psychologicznie i politycznie sytuacji po wprowadzeniu stanu wojennego, dlatego, że w pewnym sensie Jaruzelski ich zaskoczył.
Dla nich moment, kiedy Jaruzelski po wprowadzeniu stanu wojennego zostaje przyjęty w Moskwie z honorami.

RW - Był straszny.

JW - Dla nich stan wojenny był subiektywnie katastrofą.
Natomiast de facto ich ocalił przed stoczeniem się w kierunku zdrady narodowej.
Bo gdyby doszło do interwencji, oni by przeszli do historii Polski tak jak Husak w Czechosłowacji, jak Branicki, Potocki.
Tak więc, dla nich stan wojenny też był mniejszym złem.

"Tak po prostu" Nr 8/2012 Listopad
źródło http://www.takpoprostu.pl/czy-w-grudniu-1981-byla-partia-moskwy/

Data: 2012-12-17 17:49:54
Autor: Przemysław M.
Czy w grudniu 1981 była partia Moskwy?
Dnia Mon, 17 Dec 2012 09:50:41 +0100, mkarwan napisał(a):

Z prof. Jerzym Wiatrem (JW) rozmawia Robert Walenciak (RW)

RW - Gdy analizuje się stan stosunków polsko-rosyjskich w roku 1981, to rzuca się w oczy, że Moskwa nie ufała zbytnio Kani i Jaruzelskiemu.
Że najchętniej wymieniłaby ich na inną ekipę, "prawdziwych" komunistów.

JW - Wymownym tego dowodem był bezprecedensowy list Komitetu Centralnego KPZR do Komitetu Centralnego PZPR, na początku czerwca 1981 roku.
List był bezprecedensowy, ponieważ nigdy dotąd Komitet Centralny KPZR nie zwracał się do Komitetu Centralnego bratniej partii w liście, w którym się wprost mówiło o tym, że i Sekretarz Stanisław Kania i premier Wojciech Jaruzelski nie dotrzymują swoich obietnic, swoich deklaracji.

RW - I że Moskwa jest ich postawą rozczarowana i zaniepokojona.

JW - Nie było tam kropki na i, wezwania, by odwołać ich ze stanowiska, ale każdy rozumiał, że Breżniew i jego kompani taką mieli intencję.
Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, to rozproszyło je najbliższe plenum Komitetu Centralnego, podczas którego toczyła się nad listem dyskusja. Kania i Jaruzelski rozegrali to wówczas bardzo zręcznie.
Na plenum postawiony został wniosek o wotum zaufania dla całego Biura Politycznego.
I tylko trzech członków Komitetu Centralnego głosowało przeciw. I to jest ta frakcja promoskiewska.

RW - A my ją znamy?
Kto to był?

JW - Głosowanie było tajne.
Natomiast dyskusja była jawna.
Wobec tego wiemy kto występował najbardziej aktywnie przeciw, no i wiemy kto występował w obronie kierownictwa.
Na przykład w obronie kierownictwa wystąpił były wysokiej rangi oficer armii radzieckiej gen. Józef Urbanowicz.
Wygłosił niesamowite przemówienie - on, ideowy komunista, ateista, wołał: "Na miłość boską, co robicie"?
Taki był ton.

RW - Bronił Kanię i Jaruzelskiego. A przed kim?

JW - Były głosy, także członków ówczesnego Biura Politycznego jak Tadeusza Grabskiego, bijące w kierownictwo.
Zwłaszcza w Kanię.
Grabski mówił, że Kania stracił zaufanie sojuszników, wobec tego powinien odejść.
Część tego rodzaju głosów pojawiła się w dyskusji, okazało się, że w Komitecie Centralnym istniała mniejszość, skłonna, z różnych powodów, do pójścia po linii radzieckich oczekiwań.
Ale już podczas głosowania Komitet Centralny przytłaczającą większością udzielił poparcia kierownictwu, co na pewien czas uspokoiło sytuację.
Ponieważ Moskwa zdała sobie sprawę, że metodami politycznymi nie obali Kani i Jaruzelskiego.

RW - Parę tygodni później odbył się IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR.

JW - .który w sumie był jednak zjazdem przez frakcję twardą przegrany.
Bo wprawdzie część osób związanych z linią odnowy przepadła, ale znacznie bardziej rozbita została frakcja twarda.
Owszem, nie weszli do KC Fiszbach z Gdańska czy Skrzypczak z Poznania, ale nie weszli też znacznie liczniejsi przedstawiciele  twardej frakcji: Andrzej Żabiński czy Stanisław Kociołek, pierwsi sekretarze największych komitetów partyjnych w kraju, w Katowicach i w Warszawie.
Nie weszli też członkowie Biura Politycznego - Grabski, Moczar.
Więc, per saldo, po IX Zjeździe skrzydło nastawione na socjalistyczną odnowę, używając ówczesnej terminologii, wyszło mocniejsze od skrzydła twardego.

RW - Stanisław Kania utrzymał stanowisko I sekretarza, ale na krótko, by ustąpić Wojciechowi Jaruzelskiemu.

JW - Kani nie można odmówić dobrych intencji.
Ale jego problem polegał na bardzo niskiej decyzyjności.
Pamiętam rozmowę z nim pod koniec września 1981, która zostawiła we mnie fatalne wrażenie.
Cokolwiek mówiłem, odpowiedź Kani była jedna: tego się nie da zrobić.
Być może to co ja mówiłem było nierealne, tylko przywódca, który widzi wszystko na nie, że nic się nie da.

RW - Taki przywódca traci autorytet.

JW - Faktycznie, na czas ciężkiego kryzysu on się do tego nie nadawał.
W dramatycznej sytuacji był człowiekiem pozbawionym woli.

RW - Jaruzelski do tej sytuacji się nadawał?

JW - Tak.
Choć początkowo go nie doceniano.
Pamiętam rozmowę w 1981 roku z jednym z głównych członków Biura Politycznego, ze Stefanem Olszowskim.
Otóż Olszowski wtedy mi powiedział mniej więcej tak o Jaruzelskim: nigdy się nie zdecyduje na żadne konsekwentne działania, a ta bezczynność doprowadzi do katastrofy!
Tak myślało wiele osób.
Część przeciwników Jaruzelskiego w obozie władzy była dlatego jego przeciwnikami, że uważała go za człowieka zbyt niezdecydowanego, zbyt wahającego się.  Nie doceniono tego, że za fasadą człowieka łagodnego kryje się silny charakter, typowa dla wybitnych przywódców zdolność do podjęcia trudnej decyzji.

RW - To się czuło w partii w roku 1981, że są tam ludzie, którzy mają dobre kontakty z radzieckimi?
Że radzieccy na nich stawiają?

JW - Ależ oczywiście.
To się czuło, to się widziało, choć stopień wiedzy poszczególnych ludzi był różny.
Wiedza tych, którzy byli na samej górze była dużo większa niż ludzi takich jak ja.

RW - A pan co wiedział?

JW - Byłem dyrektorem Instytutu Marksizmu-Leninizmu KC, w randze kierownika wydziału KC.
Mnie do ambasady radzieckiej nie zapraszano na różne spotkania, konwentykle.
Ale ja wiedziałem kogo zapraszano, kto tam był mile widziany.

RW - Lista tam zapraszanych i nie zapraszanych odzwierciedlała podziały w partii.

JW - W roku 1981, choć to się nie kończy wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, występowały w PZPR, z grubsza biorąc, trzy orientacje.
Pierwsza orientacja, większościowa, widziała w porozumieniach sierpniowych szansę lepszego socjalizmu w Polsce.
Choć widziała zagrożenia, sprzeciwiała się radykalizacji "Solidarności" i w ostatecznym rachunku, w ogromnej większości poparła stan wojenny.
Choć bardzo często ze ściśniętym sercem.
Po drugiej, przeciwstawnej stronie znajdowali się komunistyczni ortodoksi, dla których wszystko to, co zaczęło się w Sierpniu było zdradą socjalizmu i którzy chcieli, żeby to zostało cofnięte.
Myślę, że większość z nich wolała, żeby to zostało cofnięte polskimi rękoma, chociaż część uważała, że jak zrobią to sojusznicy to też się nic nie stanie.
Trzecią orientację stanowili ludzie, którzy nie tyle chcieli tego rodzaju zmiany, ile uważali, że sytuacja zmierza nieuchronnie w kierunku interwencji.
Moja rozmowa z Olszowskim to ilustruje.
Olszowski nie był, w moim przekonaniu, skostniałym ortodoksem jak niektórzy inni, ale był przekonany, że interwencja jest nieuchronna, i był jak sądzę, pogodzony z tą myślą.

RW - A miał dobre kontakty z ambasadą ZSRR?

JW - Miał.

RW - Więc nic by mu się nie stało.

JW - Myślę, że duża część z tych, którzy uważali, że interwencja jest nieuchronna, kalkulowała, że w takim razie oni odegrają taką rolę jak Kadar na Węgrzech. Że staną na czele Polski po interwencji.
Kariery niektórych osób, a raczej załamanie tych karier po wprowadzeniu stanu wojennego, mogą wskazywać o kogo chodzi.
Jeden z pierwszych odwołanych I sekretarzy to Andrzej Żabiński. Katowice były takim miejscem, gdzie bardzo mocni byli tzw. twardzi towarzysze.
 Tam też działało forum komunistów.

RW - Tam był "Wujek".

JW - "Wujek"!
Prowokacja ewidentna!
Jestem przekonany, że to nie był przypadek.
To było po to, żeby nastąpił wybuch.
Na szczęście dla Polski nie nastąpił!
Więc, Żabiński i Katowice.
Z wojska zostaje zwolniony, niezbyt długo po wprowadzeniu stanu wojennego, gen. Eugeniusz Molczyk, wiceminister obrony, przewidywany na stanowisko ministra obrony narodowej po interwencji.
Formalnie zrobiono to w rękawiczkach, odszedł ze względu na stan zdrowia, choć cieszył się dobrym zdrowiem jeszcze długo, długo później.
Odeszło też wielu innych.
Taki były minister kultury Najdowski, bardzo aktywny rzecznik twardego kursu.
Tadeusz Grabski wylądował z kolei na zaszczytnym stanowisku radcy w ambasadzie w Berlinie.

RW - Siwaka rzuciło do Libii.

JW - Został tam przedstawicielem KC do pracy partyjnej wśród załóg pracujących w Libii.
W tej grupie byli też ludzie mniej znani.
Ujawnione akta STASI pokazują kolejne nazwiska.
Takim informatorem, więcej niż informatorem, takim podjudzaczem był ówczesny kierownik wydziału administracyjnego Atlas.
To z akt STASI wynikało.

RW - To ważny wydział?

JW - Ważny.
To był ten, który nadzorował służby specjalne.

RW - A Mirosław Milewski?

JW - Milewski był najprawdopodobniej też człowiekiem związanym z promoskiewską frakcją.
Ale był na tyle sprytny, że nie ma na to wyraźnych dowodów.
Jego pozbyto się z kierownictwa w 1984 roku.
Jaruzelski z dużą konsekwencją czyścił kierownictwo partii z tego typu ludzi.
Czasami płacił za to cenę w postaci tzw. cięcia po skrzydłach, ale per saldo najbardziej eliminował ludzi, o których musiał wiedzieć, że są to ci, którzy byliby kierownictwem partyjno-państwowym po interwencji.
Nie mam na to bezpośrednich dowodów, ale jest dla mnie oczywiste, że polskie służby bezpieczeństwa, i cywilne i wojskowe, musiały mieć rozpoznanie kto z kim się zadaje, kto jest kim w tym wszystkim.

RW - Kto jest w Targowicy.

JW - Gdy używamy określenia targowiczanie, warto rozumieć czym jest ta formacja. Janusz Tazbir niedawno opublikował
ciekawą pracę, w której analizuje, co to byli ci targowiczanie.
Do nich przylgnęła opinia zdrajców i tak dalej.
Ale tak naprawdę to byli ludzie, którzy byli przekonani, że Polska to powinna to być taka Polska, jak była dotychczas, z tym ustrojem
jaki był.
Byli gotowi bronić tego ustroju, złotej wolności szlacheckiej, nawet mając Katarzynę Wielką za protektora.
Bardzo wielu targowiczan dramatyczne przeżyło drugi rozbiór.
Bo oni go nie chcieli!
Oni sądzili, że po prostu z pomocą rosyjską obali się dzieło Konstytucji 3 maja i wszystko będzie jak dotąd.
Oczywiście, obiektywnie byli zdrajcami.
Ale subiektywnie kierowali się swoim wyobrażeniem, jaka powinna być Polska.
Targowiczanie z początku lat 80 podobnie.
Oni mieli przed oczyma pewną wizję Polski jako ortodoksyjnego państwa komunistycznego.

RW - Jak Tadeusz Grabski.

JW - Wielu z nich chciało takiej Polski jak Tadeusz Grabski.
Poznałem go poprzez wspólnego przyjaciela z Poznania, gdzieś w końcu lat 70, przed początkiem kryzysu.
Utkwiło mi w pamięci to, że Grabski z jednej strony był bardzo krytycznie nastawiony do ekipy Gierka w sprawach, w których ja też byłem krytycznie nastawiony, na przykład w sprawie awanturniczej polityki gospodarczej, ale przeraził mnie jak w pewnym momencie zaczął mówić, że to skandal, że Gierek toleruje KOR, że powinno się ich wsadzić i tak dalej.
Część tych ortodoksów miała za złe Gierkowi zbyt pojednawczy ton wobec opozycji.
A jeszcze bardziej za złe mieli porozumienia sierpniowe.
Bo to zdrada socjalizmu.
No a później, każdy gest, każde ustępstwo odbierali coraz gorzej.
Oni się znaleźli w trudnej psychologicznie i politycznie sytuacji po wprowadzeniu stanu wojennego, dlatego, że w pewnym sensie Jaruzelski ich zaskoczył.
Dla nich moment, kiedy Jaruzelski po wprowadzeniu stanu wojennego zostaje przyjęty w Moskwie z honorami.

RW - Był straszny.

JW - Dla nich stan wojenny był subiektywnie katastrofą.
Natomiast de facto ich ocalił przed stoczeniem się w kierunku zdrady narodowej.
Bo gdyby doszło do interwencji, oni by przeszli do historii Polski tak jak Husak w Czechosłowacji, jak Branicki, Potocki.
Tak więc, dla nich stan wojenny też był mniejszym złem.

"Tak po prostu" Nr 8/2012 Listopad
źródło http://www.takpoprostu.pl/czy-w-grudniu-1981-byla-partia-moskwy/

No i co z tego wynika trollu? Skopiowałeś dziesiątki wierszy, po co? Masz
jakieś zdanie w tym temacie? Nie, to won!

--
"Na nich jest lekarstwo, ci którzy chcą aby był spokój niech piszą do
abuse. Im więcej takich donosów tym szybciej będzie spokój. Samo się nie
zrobi" - mkarwan - (c) Grzegorz Z.

Czy w grudniu 1981 była partia Moskwy?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona