Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.gory   »   Damavand w 2 dni

Damavand w 2 dni

Data: 2010-06-19 03:27:52
Autor: mihau
Damavand w 2 dni
Hej,

Pytałem tu ostatnio o aklimatyzację pod kątem tej góry. Jak się
okazało, wystarczyły jedynie 2 dni na zdobycie szczytu i zejście.

Dzień 1:
Rano zbieramy się w 4 osoby: Erfan, Sahar, Hamid i ja. Ruszamy
taksówką z Teheranu do Reyneh. Tu przesiadka w terenówkę i jazda pod
schronisko Goosfandsara na wysokości 2200m. Irańscy znajomi załatwiają
wszystkie formalności, a ja zakryty kapeluszem, chustą i słonecznymi
okularami udaję niemowę, by uniknąć haraczu w wysokości 50 USD
pobieranego od obcokrajowców. Jak się potem okazuje, poborcę w ogóle
ominęliśmy - chyba jeszcze spał.

Dwa najcięższe plecaki z namiotami lądują na ośle, a my drepczemy
powoli do Baragh-e Sevvom, schroniska na 4200m. Nie przemęczamy się,
robimy regularne postoje i dużo rozmawiamy. Pod koniec trasy ekipa
zaczyna powoli odczuwać wpływ wysokości. Hamida boli głowa. Przy
rozbijaniu namiotu jest z nim już słabo. Częstuję go aspiryną, ale
zaraz oddaje ją naturze wraz z ostatnim posiłkiem, po czym pakuje się
do śpiwora. Tymczasem przychodzi mała burza i lekki opad śniegu -
nienajlepszy znak na jutro.

Na biwaku spotykamy przesympatyczną polską parę - Kubę i Martę
(pozdrawiam!). Po miesiącach spędzonych w Iranie z wielką ochotą
rozmawiam po polsku. Przy kolacji umawiamy się na wspólne poranne
wyjście o 3 rano.

Mimo braku karimaty i sporego chłodu, śpię dobrze.

Dzień 2:
W nocy dosypuje śniegu. Z powodu sporego zachmurzenia odsuwamy wymarsz
do godziny 5, wraz z brzaskiem. Inaczej w godzinę dotarlibyśmy do
podstawy, a nikomu wędrówka w chmurze po ciemku nie wydaje się
atrakcyjna.

Hamid nadal nienajlepiej znosi wysokość, posiłkuje się Diuramidem od
polskich znajomych. Sahar też spała nienajlepiej i nie tryska energią..
Jak się okaże, za trzy godziny zawrócą do obozowiska.

Gdy ruszamy, ludzi na szlaku jest sporo. Wieje mocno z zachodu,
podstawa chmur na około 5000m. W miarę gdy my idziemy w górę, chmury
opanowują coraz niższe pułapy. Trzymam się z Polakami, którzy mają
dość szybkie, odpowiadające mi tempo. Ich irański znajomy (imienia nie
pamiętam) ma potężne bóle głowy, w końcu rzuca pawia ale nadal idzie w
górę. Próbuję mu zasugerować żeby zawrócił, ale mój perski nie
obejmuje terminów medycznych, a on jedynie bełkocze że mu ulżyło i że
czuje się dobrze. Okazuje się, że miał rację.

Czekamy na Erfana, który resztę ekipy odprawił w dół, podjadamy trochę
słodyczy i ruszamy dalej. Przy silnym wietrze z boku, we mgle, bez
raków i jakiegokolwiek innego sprzętu, czujemy się czasem niepewnie
przechodząc przez zaśnieżone fragmenty. W końcu docieramy do
fałszywego szczytu, zwanego tutaj "cyckiem", skąd droga na sam czubek
jest już łagodniejsza.

Nie jest stromo, ale pojawia się kolejny przeciwnik - siarka. Damavand
jest uśpionym wulkanem, ciągle emitującym gazy. Pełno tu żółtych
kamieni, a niektóre wyglądają dokładnie jak kryształy siarki oglądane
na lekcjach chemii. Pomaga nam tu zachodni wiatr, oddalając główny
wyziew, ale szkwały czasem nanoszą fetor ciężki do wytrzymania. Wlokę
nogę za nogą, płuca pracują na najwyższch obrotach, a w pewnym
momencie siarczana chmura, zawrócona zawirowaniem przy skale, leci
prosto na mnie. Krztuszę się, nie mogę zrobić wdechu (może to i
dobrze) i miękną mi nogi. Cuchnie jak w piekle. Półświadomie skupiam
resztkę uwagi tylko na ruchu powietrza i czekam na zbawczy podmuch, by
łapczywie nabrać rzadkiego tutaj, ale świeżego powietrza. Wszyscy są
tu półżywi, jedynie Marta pokazuje niesamowitą kondycję i dziarsko
kroczy na czele.

Do szczytu docieram mocno otumaniony. Pamiątkowe zdjęcia robimy prawie
po omacku. I tak dominuje wicher, mgła, nic nie widać. Wzajemne
gratulacje i szybko zawracamy.

Irański znajomy Polaków wyprowadza nas na inną trasę, w stronę
lodowca. Można tu iść po śniegu lub osuwającej się mieszaninie żwiru i
większych kamieni. Moje zużyte buty i przemakalne spodnie kierują mnie
na suchą część szlaku. Ledwo idę, co chwilę obsuwam się i przewracam.
Nienawidzę schodzić w dół!

Po długiej walce, w okolicach 5000-5200m decydujemy się na zjazd na
tyłkach po lodowcu. Jakaś tam znaleziona reklamówka ma teoretycznie
chronić spodnie, ale to tylko wymówka. Na szczęście po nocnym opadzie
wierzch lodowca jest miękki i mokry. Pozwala to kontrolować prędkość.
Szybko docieramy do obozowiska, mocząc się kompletnie, ale
oszczędzając jakieś 3 godziny. Daje nam to chwilę na likwidację
zapasów żywnościowych. Żegnamy się z Martą i Kubą, którzy zostają na
noc, a sami dreptamy na dół.

Potem tylko terenówka do Polour i minibus, który 3 godziny tkwi w
gigantycznym korku na wjeździe do Teheranu. Cóż, koniec weekendu
przypomina o tłoku i smrodzie spalin nieodłącznie związanym z tym
miastem. Do hostelu docieram wyczerpany, dojadam słodyczy i uzupełniam
potężne braki wody, po czym walę się do łóżka i momentalnie zasypiam.

Podsumowując:
 - Na Damavand da się wejść w dwa dni i dużo ludzi to robi, ale wielu
też nie daje rady. Ja trochę trenowałem na Tochalu (3964m) wraz z
noclegiem na szczycie, ale ci co wchodzili pierwszy raz po długiej
przerwie - w większości nie dotarli do szczytu.
 - Są i tacy, co wchodzą w jeden dzień.
 - Z pogodą mieliśmy pecha. Ostatni miesiąc to czyste niebo i pełne
słońce, a w dniu ataku szczytowego mieliśmy wicher i chmury. Schodząc
na sam dół znowu zobaczyliśmy szczyt, który się odsłonił na dłuższą
chwilę.
 - Na południowej trasie ruch jest spory. Na tej trasie kasują też po
50 USD od obcokrajowców, czego da się uniknąć. Trzeba omijać namiot z
łańcuchem w poprzek polnej drogi, zaraz na początku odcinka zazwyczaj
pokonywanego terenówką. Albo wchodzić inną trasą.
 - Wyziewy na szczycie są naprawdę znaczne. Gdzieniegdzie widać
dziury, z których z sykiem wylatują duże chmury gazu. Choć zazwyczaj
omija się to wchodząc od nawietrznej, posiadanie lekkiej maski gazowej
z pochłaniaczem nie uznałbym za ekstrawagancję.
 - Po powrocie ciuchy zalatują siarką. Jeśli było dużo gazu, podobno
nawet pranie nie pomaga.

--
mihau

Data: 2010-06-19 05:18:18
Autor: Michal Brzozowski
Damavand w 2 dni
On Jun 19, 12:27 pm, mihau <michal.sala...@gmail.com> wrote:
Hej,

Pytałem tu ostatnio o aklimatyzację pod kątem tej góry. Jak się
okazało, wystarczyły jedynie 2 dni na zdobycie szczytu i zejście.


Gratuluje wejscia. Fajnie, ze spotkales Marte i Kube. Podrozuja
dookola swiata. Tutaj jest ich blog:

http://nastopach.pl

Michal

Data: 2010-06-20 08:05:08
Autor: Kornel
Damavand w 2 dni
Gratulacje.

1. Czy używałeś raków?
2. W jakich butach wchodzą Irańczycy?
3. Przeczytałem, że od 2007 roku instalowanie anten satelitarnych jest
legalne. Potwierdzasz?

Kornel

"Kornel: moje podróże" http://kornel-1.webpark.pl

--


Data: 2010-06-23 09:51:45
Autor: mihau
Damavand w 2 dni
On Jun 20, 1:05 pm, "Kornel " <korne...@WYTNIJ.gazeta.pl> wrote:

1. Czy u ywa e rak w?

Nie, żadnego dodatkowego ekwipunku. Raki nie były potrzebne, ale
trzeba mieć tu na uwadze fakt, że ta zima była w Iranie wyjątkowo mało
śnieżna. Zazwyczaj w czerwcu jeszcze jest mocno zasypane.

2. W jakich butach wchodz Ira czycy?

Zazwyczaj w porządnych górskich, choć widziałem i ludzi w półbutach.
Ale sądząc po ubiorze, to z powodów finansowych.

3. Przeczyta em, e od 2007 roku instalowanie anten satelitarnych jest
legalne. Potwierdzasz?

Nie potwierdzam i pierwsze słyszę. Wszystkie anteny nadal są ukrywane..
Za to prawie się już nie zdarza by policja je usuwała czy robiła
jakiekolwiek problemy z tego powodu. Zakaz jednakże nadal obowiązuje.

W Iranie prawo nie rozluźnia się ani na milimetr. Odpuszcza się
natomiast jego egzekwowanie (np. brak policji obyczajowej na ulicach),
ale możliwość ponownego przykręcenia śruby nadal jest.

--
mihau

Data: 2010-06-23 17:15:07
Autor: Kornel
Damavand w 2 dni
mihau <michal.salaban@gmail.com> napisał(a):
Nie potwierdzam i pierwsze słyszę. Wszystkie anteny nadal są ukrywane

O antenach przeczytałem tu:
http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,7980511,List_z_Teheranu__Metrem_przez_rok_1388.html

stąd moje pytanie.

W Iranie prawo nie rozluźnia się ani na milimetr. Odpuszcza się
natomiast jego egzekwowanie (np. brak policji obyczajowej na ulicach),

Gdy byłem w 2006 roku, prezydent Ahmadineżad odgrażał się, że zakaże
podróżowania w savaris płciom przeciwnym. Mam nadzieję, że tego nie zrobił ;-)

http://kornel-1.webpark.pl/qazteh.htm

;-)

Kornel

--


Damavand w 2 dni

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona