Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Deficyt wiary w kościół

Deficyt wiary w kościół

Data: 2012-07-28 21:37:34
Autor: Przemysław W
Deficyt wiary w kościół
Kościół ponad 20 lat temu stał się w państwie modny. Wreszcie oficjalnie, nikt go nie spychał do kruchty, przeciwnie, każdy chciał Kościołowi coś wynagrodzić, za coś podziękować. Szybko zatracono miarę. Kościół zyskiwał przywileje, odrabiał stracone lata.


Józefa Hennelowa była wtedy posłanką OKP (solidarnościowego klubu parlamentarnego), potem Unii Demokratycznej. Jej książka "Otwarty, bo powszechny" mogłaby być rozliczeniem z Kościołem, gdyby nie to, że Hennelowa nikogo rozliczać nie chce, bo sama czuje się częścią Kościoła.

Błędy hierarchii, ekspansywność Kościoła uderzają więc w nią samą, w jej rozumienie katolicyzmu. Stąd podtytuł: "O Kościele, który może boleć". W Kościele, który boli, forma przykrywa istotę, a gesty i symbole antagonizują. Tak jak w grudniu 1989 r., gdy Sejm zmieniał Polsce godło, a trzej posłowie OKP i Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Marek Jurek, Jan Łopuszański i Stefan Niesiołowski zażądali, by korona orła była zwieńczona krzyżem.

Albo gdy instrukcją ministra oświaty w 1990 r. wprowadzono religię do szkół. W pośpiechu, bo Kościołowi zależało na czasie. Wedle Hennelowej zabrakło w tej kwestii namysłu, czy Kościół i szkoła są przygotowane na taką zmianę. I czy to dobrze, że katecheta jest niemal wyjęty spod kontroli władz świeckich.

Z książki wyłania się Kościół, który był na te znaki zapytania kompletnie zamknięty. Gdy o swoich wątpliwościach napisała do bp. Józefa Michalika, ówczesnego ordynariusza gorzowskiego, ten uderzył w wysokie C. Pytał, czy państwo ma "czerpać z Nadprzyrodzoności", czy odcinać się od chrześcijańskich korzeni. Potem w wywiadzie dla katolickiego tygodnika "Ład" postponował Hennelową, mówiąc, jak to "pewna redaktorka i posłanka  katolicka" uważa, że "z powodu trudności ekonomicznych religia >musi wrócić < do kościoła". Co wedle abp. Michalika dowodzi, że opowiada się "za hierarchią wartości niechrześcijańskich".

Kościół, który boli, to Kościół osądzający, głuchy na niuanse. Który nie chce zrozumieć, że to, co katolickie, nie musi być niesione na sztandarach ani dekretowane w państwowych dokumentach. W przeciwieństwie do hierarchii Hennelowa sceptycznie patrzyła na wprowadzanie do ustawy medialnej nakazu respektowania wartości chrześcijańskich. "Wywieszanie szyldów odbieram jako oznaczanie swojego terytorium: jeszcze to i to, i to Bo Kościół zdaniem niektórych potrzebuje i posłów manifestujących przywiązanie do Imienia Bożego, i krzyża w sali Sejmu, a nawet swoich mediów, bo rzetelności dziennikarskiej tych, którzy nie podkreślają swojej katolickości, ufać nie można" - pisze.

Kościół dążył do tego, by coraz mocniej zakorzeniać się w państwie. Zdaniem Hennelowej to błąd: każdy przywilej staje się przeszkodą w misji Kościoła. Tak jak konkordat wprowadzony "prawie kuchennymi drzwiami", przez Kościół odtrąbiony jako sukces. Hennelowa punktuje: jeden z artykułów konkordatu, który mówi, że program nauczania religii i podręczniki opracowuje władza kościelna, i podaje do wiadomości władzy państwowej. A jeśli program będzie słaby? Co z tej "wiadomości" przyjdzie państwu? Inny przykład: w konkordacie zagwarantowano dotacje państwowe dla KUL i PAT. Mimo to w kościołach przeprowadza się zbiórki pieniędzy na te uczelnie.

Przywilejów Kościół pilnuje, gorzej z obowiązkami. Konkordat daje prawo osobom kościelnym do zakładania fundacji, ale podlegają one takim samym rygorom co fundacje świeckie. Dlaczego w takim razie oburzenie i zarzuty o ingerencję wywołują próby przeprowadzenia kontroli w fundacji Lux Veritatis o. Rydzyka?

Konkordat dał Kościołowi poczucie bezpieczeństwa. Ma jednak rację Hennelowa, twierdząc, że gdybyśmy go nie podpisali, Kościołowi paradoksalnie mogłoby to wyjść na korzyść. Zwykli katolicy czuliby się bardziej odpowiedzialni za Kościół, skoro nie wyręczałoby ich w tym państwo. Urzędowe wspomaganie wywołuje często odwrotny skutek: budzi antyklerykalizm.

Hennelowa przywołuje zwyczaje, które odgradzają księży od ludzi. Np. tradycja fundowania auta prymicjantowi (ksiądz tuż po święceniach) przez wiejskie parafie. Czy jakaś instytucja funduje auto absolwentowi wyższej uczelni wchodzącemu na rynek pracy?

Ksiądz nie musi się też przejmować, że nie będzie miał z czego spłacić kredytu mieszkaniowego; ma zapewniony wikt i opierunek. Duchowni na poletku finansowym działają skutecznie i na ogół wychodzą na swoje. Także w sporze o odzyskiwanie majątków zagrabionych w PRL. Bo przecież "się należy". Hennelowa przypomina jednak sprzedaż gruntów z kilkakrotnym przebiciem i pyta: "Czy mój Kościół musi być aż tak po świecku zapobiegliwy?".

Kościół domaga się od państwa, aby jego idee wpisywało do ustaw. Tak było np. w sporze o aborcję. Na początku lat 90. Andrzej Wielowieyski, działacz katolicki i poseł Unii Demokratycznej, proponował znaczną liberalizację przepisów antyaborcyjnych. Uważał, że aborcja powinna być dopuszczona także z przyczyn społecznych. Kobiety musiałyby wcześniej zgłosić się do poradni. Wywołało to burzę w środowiskach kościelnych.

Hennelowa popierała pomysł Wielowieyskiego.Uważała, że takie poradnictwo przedaborcyjne to jedyna droga, żeby dotrzeć do wielu kobiet, które chcą usunąć ciążę. Bo jeśli nie będzie furtki w prawie, czyli pozwolenia na aborcję ze względów społecznych, to kobieta znajdzie drogę nielegalną.

Hennelowa była na straconej pozycji. Hierarchia i tzw. porządni katolicy nie chcieli rozwiązać problemu aborcji, ale pokazać, że stoją po jasnej stronie mocy. W końcu od Marka Jurka usłyszała wtedy, że trzeba "być za życiem", nawet jeśli ustawa nie będzie działać. A pewna lekarka, matka szóstki dzieci, z troską pytała w liście, czy władza uderzyła jej do głowy.

Dziś wyrafinowaną aborcją biskupi nazywają metodę in vitro. A Hennelowa pyta: "Jeśli in vitro jest niegodnym sposobem powoływania ludzi do życia, to kim są wedle Kościoła ci, którzy dzięki temu się narodzili - ten >głupi < milion ludzi? Za nich też umarł Chrystus czy nie?". To nie są dla Kościoła wygodne pytania. Dlatego woli nie odpowiadać, ograniczając się do kategorycznych werdyktów.

Kościół, o którym pisze Hennelowa, może boleć z jeszcze jednego powodu: widać dziś, po ponad 20 latach, że prawie nic się nie zmieniło. Episkopat dobrze czuje się w roli jednego z głównych rozgrywających w państwie, domaga się, by konsultowano z nim projekty ustaw, podnosi protesty, doszukując się w działaniach państwa zamachu na swoją uprzywilejowaną pozycję. Żąda przywrócenia religii do ramowego planu nauczania, bo wedle biskupów szkoła publiczna powinna religię katolicką traktować na równi z matematyką czy geografią. Można potem tłumaczyć, że coraz mniej ludzi chodzi do kościoła, bo tracą wiarę w Boga. A kto zajmie się deficytem wiary w Kościół?



Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,12200424,Kosciol_gluchy__bo_nie_slucha.html#ixzz21woHORvU



Przemek

--

"Istnieje przedsiębiorstwo produkujące kłamstwa - PiS jako partia i "Gazeta Polska", media o. Rydzyka jako narzędzie propagandy.
 I nie chodzi tu tylko o kłamstwo smoleńskie, ale o kłamstwa dotyczące wielu innych spraw:  domniemanego obecnego rozbioru Polski, mitycznego dorobku politycznego Lecha Kaczyńskiego,
krzywdy ludzkiej, która jest wszechobecna i celowo implementowana."

Data: 2012-07-28 19:45:56
Autor: Marek Czaplicki
Deficyt wiary w kościół
Dnia Sat, 28 Jul 2012 21:37:34 +0200, Przemysław W napisał(a):

A kto zajmie się deficytem wiary w Kościół?
wyborcza.pl/1,75968,12200424,Kosciol_gluchy__bo_nie_slucha.html#ixzz21woHORvU

Można odpowiedzieć prosto. Gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. :)

Data: 2012-07-28 22:04:13
Autor: pluton
Deficyt wiary w kościół

Kościół zyskiwał
przywileje, odrabiał stracone lata.


Jeszcze jedne swinie do jeszcze jednego koryta.

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Data: 2012-07-28 22:42:35
Autor: abc
Deficyt wiary w kościół
nikt go nie spychał do kruchty

Kruchta (dawniej nazywana babińcem), to przedsionek usytuowany przed głównym wejściem, niekiedy również przed bocznym - do naw lub zakrystii.

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2012-07-28 20:52:39
Autor: Marek Czaplicki
Deficyt wiary w kościół
Dnia Sat, 28 Jul 2012 22:42:35 +0200, abc napisał(a):

nikt go nie spychał do kruchty

Kruchta (dawniej nazywana babińcem), to przedsionek usytuowany przed
głównym wejściem, niekiedy również przed bocznym - do naw lub zakrystii.

A łyżka na to:"Niemożliwe".Używasz googla? Ja też. :)

Data: 2012-07-29 09:14:12
Autor: Przemysław W
Deficyt wiary w kościół

Użytkownik "Marek Czaplicki" <emcza@gazeta.pl> napisał w wiadomości news:jv1jen$7tj$1inews.gazeta.pl...
Dnia Sat, 28 Jul 2012 22:42:35 +0200, abc napisał(a):

nikt go nie spychał do kruchty

Kruchta (dawniej nazywana babińcem), to przedsionek usytuowany przed
głównym wejściem, niekiedy również przed bocznym - do naw lub zakrystii.

A łyżka na to:"Niemożliwe".Używasz googla? Ja też. :)


Lefebrysta myślał, że jest jedyny ;-))


Przemek

--

"Istnieje przedsiębiorstwo produkujące kłamstwa - PiS jako partia i „Gazeta Polska”, media o. Rydzyka jako narzędzie propagandy.
 I nie chodzi tu tylko o kłamstwo smoleńskie, ale o kłamstwa dotyczące wielu innych spraw:  domniemanego obecnego rozbioru Polski, mitycznego dorobku politycznego Lecha Kaczyńskiego,
krzywdy ludzkiej, ktĂłra jest wszechobecna i celowo implementowana."

Deficyt wiary w kościół

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona