Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Demokracja inwigilacyjna

Demokracja inwigilacyjna

Data: 2014-06-25 17:27:31
Autor: u2
Demokracja inwigilacyjna
Od tygodnia polska polityka kręci się wokół podsłuchów i wygląda na to, że potrwa to tym razem znacznie dłużej. Podsłuchy były wykorzystywane w walce politycznej od dawna – wystarczy przypomnieć słynną rozmowę Lecha Wałęsy z bratem jeszcze z 1982 r. – a w III RP kilkakrotnie powodowały mniejsze lub większe kryzysy (m.in. nagrania z rozmów: Rywin-Michnik; Oleksy-Gudzowaty; Beger-Lipiński). Wygląda jednak na to, że tym razem – z uwagi na skalę wykonanych nagrań – przekroczymy pewną istotną granicę.


To jasne, że w aferze podsłuchowej chodzi o głowę Donalda Tuska i przerwanie trwającej od 2007 r. supremacji PO na scenie politycznej. Jednak niezależnie od losów premiera i jego partii, wydaje się, że w tej sprawie chodzi jeszcze o coś więcej. O obowiązujące w Polsce reguły gry politycznej oraz standardy obowiązujące osoby sprawujące funkcje publiczne. Tylko nieliczne z nich da się zapisać w konstytucji i innych ustawach. Większość funkcjonuje jako niepisany zbiór reguł, kształtujących się na podstawie kolejnych precedensów. Obserwując życie polityczne różnych krajów można zauważyć, że w poszczególnych państwach uchodzących za demokratyczne politycy mają bardzo różny margines swobody jeśli chodzi o dopuszczalny zakres zachowań i wypowiedzi. To, co w jednym kraju wywoła co najwyżej uszczypliwe komentarze, w innym powoduje burzę zakończoną dymisją.

Polska przez minione dwadzieścia pięć lat ze zmiennym szczęściem próbowała stworzyć własne standardy tego co wolno, a co nie politykom. Po latach pełnych historii o szemranych biznesmenach przynoszących w reklamówkach gotówkę zaprzyjaźnionym politykom i tajemniczych „wyborcach” wpłacających na prowincjonalnych pocztach dziesiątki tysięcy złotych na fundusze wyborcze wybranych kandydatów, osiągnęliśmy standard w którym brak kosztownego zegarka w oświadczeniu majątkowym może doprowadzić ministra do dymisji.

Jednak zadowalający poziom kultury politycznej to nie tylko przysłowiowe „zero tolerancji” dla wszystkiego, co pachnie korupcją. To także odpowiedzialność polityków za to, co i jak mówią, gdy wyłączone zostają widoczne dla nich kamery i mikrofony. Niemal każdy w takiej sytuacji mówi znacznie więcej, a często i bardziej dosadnie. Tak jest nie tylko w świecie polityki i nie w tym problem. Rzecz w tym, że postęp technik inwigilacji sprawił, iż nikt kto jest osobą publiczną nie powinien się już czuć bezpieczny. Czy się to komuś podoba, czy nie, znaleźliśmy się w sytuacji, gdy ministrem, prezesem, posłem czy senatorem jest się nie tylko w swoim gabinecie, ale i w restauracji, środku lokomocji, na ulicy, a nawet we własnym domu. Można opowiadać bzdury o „zamachu stanu”, można reinterpretować kompromitujące wypowiedzi jako rzekome przejawy zatroskania o los państwa, można wreszcie widzieć w ostatniej aferze podsłuchowej długie ręce wszechwładnych służb rosyjskich. Natomiast nie można zmienić faktu, że podsłuchy były, są i będą na coraz większą skalę wykorzystywane w walce politycznej. Na naszych oczach rodzi się system polityczny, w którym ludzie władzy mając do dyspozycji coraz więcej informacji z coraz doskonalszych systemów inwigilacji, równocześnie sami będą musieli się coraz częściej zastanawiać nad tym co, gdzie, jak i do kogo mówią.To demokracja inwigilacyjna.

Osobiście mnie to aż tak bardzo nie martwi, bo ten system powinien poprawić jakość ludzi aspirujących do statusu osób publicznych. Obawiam się czego innego. Zobojętnienia tej mniejszości obywateli, którzy jeszcze głosują i ich przekonania, że wszyscy politycy są tacy sami, tylko nie wszystkich jeszcze nagrano. Jeśli tak się stanie, wówczas żadna podsłuchana wypowiedź nie będzie wystarczająco kompromitująca.


autor: Antoni Dudek
Politolog i historyk, prof. dr hab., wykładowca UJ i były doradca Prezesa IPN

http://wpolityce.pl/polityka/201849-demokracja-inwigilacyjna
--
Generał Skalski o żydach w UB :
http://www.youtube.com/watch?v=ScSz0xY5W88

Data: 2014-06-25 19:32:36
Autor: MarkWoydak
Demokracja inwigilacyjna

paj-dak "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:53aaea62$0$2165$65785112news.neostrada.pl...
Od tygodnia polska polityka kręci się wokół podsłuchów i wygląda na to, że potrwa to tym razem znacznie dłużej. Podsłuchy były wykorzystywane w walce politycznej od dawna – wystarczy przypomnieć słynną rozmowę Lecha Wałęsy z bratem jeszcze z 1982 r.

Tyle, że rozmowa o takiej treści się nie odbyła. Sklejono strzepki zdań, by zgnoić Wałęsę. Kto maczał paluchy? Oczywiście Jarosław!

MW

Data: 2014-06-26 04:28:34
Autor: stevep
Demokracja inwigilacyjna
W dniu .06.2014 o 17:27 u2 <u_2@o2.pl> pisze:

Od tygodnia polska polityka kręci się wokół podsłuchów i wygląda na to,  że potrwa to tym razem znacznie dłużej. Podsłuchy były wykorzystywane w  walce politycznej od dawna – wystarczy przypomnieć słynną rozmowę Lecha  Wałęsy z bratem jeszcze z 1982 r. – a w III RP kilkakrotnie powodowały  mniejsze lub większe kryzysy (m.in. nagrania z rozmów: Rywin-Michnik;  Oleksy-Gudzowaty; Beger-Lipiński). Wygląda jednak na to, że tym razem –  z uwagi na skalę wykonanych nagrań – przekroczymy pewną istotną granicę.


To jasne, że w aferze podsłuchowej chodzi o głowę Donalda Tuska i  przerwanie trwającej od 2007 r. supremacji PO na scenie politycznej.  Jednak niezależnie od losów premiera i jego partii, wydaje się, że w tej  sprawie chodzi jeszcze o coś więcej. O obowiązujące w Polsce reguły gry  politycznej oraz standardy obowiązujące osoby sprawujące funkcje  publiczne. Tylko nieliczne z nich da się zapisać w konstytucji i innych  ustawach. Większość funkcjonuje jako niepisany zbiór reguł,  kształtujących się na podstawie kolejnych precedensów. Obserwując życie  polityczne różnych krajów można zauważyć, że w poszczególnych państwach  uchodzących za demokratyczne politycy mają bardzo różny margines swobody  jeśli chodzi o dopuszczalny zakres zachowań i wypowiedzi. To, co w  jednym kraju wywoła co najwyżej uszczypliwe komentarze, w innym powoduje  burzę zakończoną dymisją.

Polska przez minione dwadzieścia pięć lat ze zmiennym szczęściem  próbowała stworzyć własne standardy tego co wolno, a co nie politykom.  Po latach pełnych historii o szemranych biznesmenach przynoszących w  reklamówkach gotówkę zaprzyjaźnionym politykom i tajemniczych  „wyborcach” wpłacających na prowincjonalnych pocztach dziesiątki tysięcy  złotych na fundusze wyborcze wybranych kandydatów, osiągnęliśmy standard  w którym brak kosztownego zegarka w oświadczeniu majątkowym może  doprowadzić ministra do dymisji.

Jednak zadowalający poziom kultury politycznej to nie tylko przysłowiowe  „zero tolerancji” dla wszystkiego, co pachnie korupcją. To także  odpowiedzialność polityków za to, co i jak mówią, gdy wyłączone zostają  widoczne dla nich kamery i mikrofony. Niemal każdy w takiej sytuacji  mówi znacznie więcej, a często i bardziej dosadnie. Tak jest nie tylko w  świecie polityki i nie w tym problem. Rzecz w tym, że postęp technik  inwigilacji sprawił, iż nikt kto jest osobą publiczną nie powinien się  już czuć bezpieczny. Czy się to komuś podoba, czy nie, znaleźliśmy się w  sytuacji, gdy ministrem, prezesem, posłem czy senatorem jest się nie  tylko w swoim gabinecie, ale i w restauracji, środku lokomocji, na  ulicy, a nawet we własnym domu. Można opowiadać bzdury o „zamachu  stanu”, można reinterpretować kompromitujące wypowiedzi jako rzekome  przejawy zatroskania o los państwa, można wreszcie widzieć w ostatniej  aferze podsłuchowej długie ręce wszechwładnych służb rosyjskich.  Natomiast nie można zmienić faktu, że podsłuchy były, są i będą na coraz  większą skalę wykorzystywane w walce politycznej. Na naszych oczach  rodzi się system polityczny, w którym ludzie władzy mając do dyspozycji  coraz więcej informacji z coraz doskonalszych systemów inwigilacji,  równocześnie sami będą musieli się coraz częściej zastanawiać nad tym  co, gdzie, jak i do kogo mówią.To demokracja inwigilacyjna.

Osobiście mnie to aż tak bardzo nie martwi, bo ten system powinien  poprawić jakość ludzi aspirujących do statusu osób publicznych. Obawiam  się czego innego. Zobojętnienia tej mniejszości obywateli, którzy  jeszcze głosują i ich przekonania, że wszyscy politycy są tacy sami,  tylko nie wszystkich jeszcze nagrano. Jeśli tak się stanie, wówczas  żadna podsłuchana wypowiedź nie będzie wystarczająco kompromitująca.


autor: Antoni Dudek
Politolog i historyk, prof. dr hab., wykładowca UJ i były doradca  Prezesa IPN

http://wpolityce.pl/polityka/201849-demokracja-inwigilacyjna

A początkiem tego typu demokracji była IV RP.
--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Demokracja inwigilacyjna

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona