Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Dezinformacyjny montaż

Dezinformacyjny montaż

Data: 2011-07-26 22:18:49
Autor: u2
Dezinformacyjny montaż
... by Jacek Bartyzel

http://www.bibula.com/?p=41227

Sposób, w jaki rozgrywany jest krwawy czyn Breivika, wyraźnie wskazuje
na snucie planów jakiegoś “ostatecznego rozwiązania” kwestii “skrajnej
prawicy” i “chrześcijańskiego fundamentalizmu”.

To, co działo się i dzieje nadal w mainstreamowych mediach, od kiedy
tylko poznano personalia zamachowca z Oslo, winno stać się przedmiotem
ćwiczeń warsztatowych na uczciwych studiach dziennikarstwa, gdziekolwiek
takowe jeszcze się uchowały. Jak w soczewce można tu dostrzec, w jaki
sposób panujący system preparuje ideologiczny wizerunek wroga, jak chce
zagospodarować zwiększony potencjał strachu i agresji, a nawet do
pewnego stopnia można się zorientować, jakie są bardziej długofalowe
plany odnośnie do eliminacji tego, co w jego gremiach decyzyjnych
postrzegane jest jako zagrożenie.

Od pierwszych chwil przeto w montażowniach kłamstwa wykuwa się dwie
podstawowe sztance identyfikujące Andersa Behringa Breivika – i to od
razu jako figurę reprezentującą pars pro toto wroga ogólnego – “skrajny
prawicowiec” i “chrześcijański fundamentalista”. Dwa określenia i cztery
słowa. Dwa z nich: “prawica” i “chrześcijaństwo”, mają funkcję
quasi-referencyjną, czytelnie, a nawet “łopatologicznie”, powiadamiając,
gdzie czai się zło. Dwa następne: “skrajny” i “fundamentalizm”,
spełniają funkcję ekspresyjną, bo przedmiotowo nie znaczą nic.
“Skrajność” sygnalizuje tylko coś ogólnie nieprzyjemnego, bo
nieumiarkowanego, “fundamentalizm” natomiast – słówko niezmiernie
popularne, które trafiło nawet, niestety, do języka akademickiego – w
przekładzie z żargonu demoliberalnego na język naturalny oznacza kogoś,
kto naprawdę wierzy i traktuje serio swoją wiarę, zamiast już na wstępie
ogłosić akt kapitulacji wobec wierzeń sprzecznych i konkurencyjnych.
Używane w zasadzie w odniesieniu do wyznawców religii, czasem także do
pewnych systemów przekonań, ale zawsze tylko tych, o których “wszyscy
wiedzą”, że są “niesłuszne”. Proszę zauważyć, że nigdy nie mówi się o
“fundamentalistycznym demokracie”, “fundamentalistycznym liberale” ani
nawet – co jeszcze ciekawsze – o “fundamentalistycznym rewolucjoniście”.

Wróg uniwersalny

Naturalnie wizerunek z minuty na minutę obrasta następnymi “znakami
szczególnymi”. Dowiadujemy się, że Breivik jest nacjonalistą, a nawet
nazistą i rasistą, ale również konserwatystą, też – a jakże –
“skrajnym”. Ze szczególnym wdziękiem połączyła to pewna młoda osoba
wezwana w charakterze ekspertki, która na pytanie dziennikarki w studiu
telewizyjnym, czy wiemy już coś o poglądach Breivika, odpowiedziała
płynnie, mile się uśmiechając: “Tak, wiemy. Jest nazistą i chciał
zaprowadzić skrajny konserwatyzm”. Na czym polega nazistowska – a
raczej, nazywajmy w końcu rzecz ściśle i po imieniu:
narodowosocjalistyczna – metoda zaprowadzania konserwatyzmu, już
niestety nie wyjaśniła. Bo i po co zresztą.

Jak widać, “portret pamięciowy” wroga uniwersalnego jest niemal
kompletny. Do pełni szczęścia brakuje “montażystom” chyba tylko
“homofobii”, więc jak na razie na tym odcinku frontu ideologicznego
muszą się zadowolić szczuciem na zacnego i mądrego prof. Aleksandra
Nalaskowskiego. Tu jednak nie ma co ironizować, bo sposób, w jaki
rozgrywany jest krwawy czyn Breivika, wyraźnie wskazuje na snucie planów
jakiegoś “ostatecznego rozwiązania” kwestii “skrajnej prawicy” i
“chrześcijańskiego fundamentalizmu”. Gnijący od libertynizmu, który sam
propaguje, podbijany przez inwazję ludów “licznych jak piasek morski”,
do której sam zachęca w obłędzie “wielokulturowości”, bankrutujący
finansowo od Grecji po Portugalię, socdemoliberalizm dostrzegł w
mobilizacji sił do rozprawienia się z “wrogiem wewnętrznym” szansę na
przedłużenie o kilka czy kilkanaście lat swojej agonii, z której
nieuchronnością nie chce się pogodzić.

Masoński trop

Zostawmy jednak na boku prognozy i wróćmy do naszej analizy. W miarę jak
napływają kolejne informacje, zwłaszcza publikacje samego sprawcy, który
okazał się nie tylko mordercą, ale i nieokiełznanym grafomanem, jego
“portret pamięciowy” mocno się komplikuje. Kluczowa staje się przede
wszystkim wiadomość, że Breivik jest masonem należącym do loży Solene –
pojawia się nawet jego zdjęcie w stroju “rytualnym”. Fakt ten
potwierdzili sami wolnomularze, wykluczając Breivika ze swoich szeregów.
Informacji o masońskiej przynależności nie sposób ukryć, niemniej zdaje
się ona kompletnie nie interesować tych, których z racji wykonywanego
formalnie zawodu powinna interesować najbardziej. Nagle gdzieś zniknęli
sławni “dziennikarze śledczy”: czyżby wszyscy wyjechali na urlop, czy
może jednak raczej dobrze wiedzą, że nie powinni wściubiać nosów tam,
gdzie nie trzeba? W każdym razie fakt ów, tak kapitalnej wagi, podawany
jest jako nic nieznacząca ciekawostka, ot tak, jakby chodziło o to, że
lubi kolekcjonować znaczki. Nie twierdzę, że przynależność mordercy do
masonerii ma na pewno bezpośredni związek z jego krwawym wyczynem; na
razie brak na to bezpośrednich dowodów. Ale przecież elementarna wiedza
historyczna pozwala nam stwierdzić, że masonerię spotykamy nieustannie
jako siłę inspirującą i sprawczą znakomitej części, jeśli nie
większości, spisków, rewolucji, przewrotów, zbrodni, zamachów, tak
kolektywnych, jak i indywidualnych, jakie wydarzyły się przez ostatnie
ponad dwa stulecia. Winno to skłaniać przynajmniej do zbadania, czy i
tym razem nici nie prowadzą do tego diabelskiego kłębka. Jak słyszę,
nasze ABW też jęło sprawdzać jakowyś “polski ślad” zamachu w Oslo: czy
nie od tego należałoby zacząć?

Cokolwiek zresztą z masoństwa Breivika wynika albo nie wynika
praktycznie, jedno jest pewne: przynależność do masonerii absolutnie
wyklucza “chrześcijański fundamentalizm”. Sama ta etykietka zresztą jest
w naszym kraju wyjątkowo perfidną manipulacją. Przeciętny odbiorca w
Polsce przecież (który zazwyczaj nie wie nic o tzw. ewangelikanach
protestanckich w USA) kojarzy to natychmiast z katolicyzmem – w pewnym
sensie zresztą słusznie, bo przecież nie ma innego prawdziwego
chrześcijaństwa niż katolickie. Nie umniejsza to jednak manipulacji, bo
wiadomo, że w Norwegii katolicyzm jest wyznaniem śladowym, liczbowo
mniejszym chyba nawet od zielonoświątkowców. Gdyby nawet zatem nic
innego nie było wiadomo o Breiviku, to z samego rachunku
prawdopodobieństwa możliwość przynależności tego “chrześcijańskiego
fundamentalisty” do Kościoła katolickiego zbliżałaby się do zera. Ale
przecież już to i owo wiadomo. Jak poinformował dyrektor Centrum Studiów
nad Nowymi Religiami (CENSUR) Massimo Introvigne, Breivik w liście
rozesłanym kilka godzin przed zamachami groził Papieżowi Benedyktowi
XVI, wypowiadając się o nim w słowach pogardliwych i nienawistnych
(“tchórzliwy, niekompetentny, skorumpowany i nielegalny” [sic!] –
ciekawe, z punktu widzenia jakiego “legalizmu”, skoro sam Breivik
formalnie jest luteraninem?). Na jego blogu znajdują się też wypowiedzi
skrajnie nieprzychylne chrześcijaństwu średniowiecznemu i powtarzające
bajdurzenia wszystkich wrogów Kościoła o jego rzekomych milionach ofiar.
Interesującym wątkiem jest także podpisywanie się jako “templariusz”; to
znana metoda różnych masońskich i paramasońskich bractw “ezoterycznych”
podszywania się pod ten czcigodny i nieszczęśliwy zakon rycerski. Sam
zainteresowany wreszcie określa się jako “chrześcijanin kulturowy” o
wyłącznie antyislamskim ostrzu oraz zwolennik zwołania
ogólnochrześcijańskiego kongresu, który by stworzył “jednolity,
antyislamski kościół europejski”. Wszystko to na kilometr pachnie
wolnomularskim synkretyzmem, okultyzmem, “klimatami” New Age, a nie
żadnym “fundamentalizmem chrześcijańskim”.

Wyznawca postępu

Nic się nie zgadza również w pozostałych kwalifikacjach jego tożsamości,
gdzie sprzeczność goni sprzeczność. Podobno był użytkownikiem profilu
jakiegoś portalu nazistowskiego. Zakładając nawet, że to prawda – czego
nie możemy uznać za pewnik, wiedząc, jak łatwo przykleja się tę łatę
wszystkiemu, co niezgodne z panującą ideologią – to jak pogodzić to z
faktem, że do swoich idoli zalicza bohatera antyhitlerowskiego ruchu
oporu Maxa Manusa? Mówią też, że rasista: wydaje się, że tak, ale jakiś
taki bardzo selektywny, bo tylko antyislamski, a co najważniejsze –
mocno niewygodny dla mainstreamu, bo prosyjonistyczny i proizraelski, i
to w sposób wręcz egzaltowany. Na swoim blogu napisał na przykład, że
“Europa zginęła w Auschwitz”. Ważnym – a skrzętnie ukrywanym przez media
masowego rażenia – motywem jego drugiej zbrodni, na wyspie Utoya,
wymierzonej w obóz młodzieżowy Partii Pracy, było to, że ta
ultralewicowa partia jest propalestyńska i antyizraelska, reprezentując
coraz powszechniejszy na Zachodzie nurt “lewicowego antysemityzmu”.
Wydaje się więc, że Breivikowi wyjątkowo blisko jest do sprawcy
niegdysiejszej masakry Palestyńczyków w Hebronie, dr. Barucha Goldsteina
– oczywiście jedynie “duchowo”, bo z facjaty może uchodzić za wzór
błękitnookiego blond nordyka.

Nazywają go też nacjonalistą. Wiadomo jednak, że atakował w swoich
wynurzeniach autentycznie nacjonalistyczne ruchy, jak francuski Front
Narodowy, natomiast jego jednostronna islamofobia ma raczej to samo
podłoże, co zamordowanych holenderskich, laickich populistów: Pima
Fortuyna i Theo van Gogha czy Oriany Fallaci, histerycznie broniącej
bardzo specyficznie pojmowanych “europejskich wartości”. Jeśli to ma być
europejska prawica, to trzeba powiedzieć, że w dekadenckim bagnie, jakim
dziś jest Europa, nawet “prawica” może być tylko bagienna.
Tym bardziej podejrzany jest jego “konserwatyzm”, kojarzony z tym, iż
Breivik należy do Partii Postępu. A od kiedy to konserwatyści są
czcicielami postępu? Wiadomo przecież, że oprócz lewicy postępowy jest
jedynie paraliż. Co się zaś tyczy norweskiej Partii Postępu
(Fremskrittspartiet), to wiadomo o niej, że założył ją (nieżyjący już)
Anders Lange, który był wyznawcą tzw. obiektywizmu Ayn Rand, apologetki
kapitalizmu, nienawidzącej chrześcijaństwa i konserwatyzmu nie mniej niż
komunizmu. W partii tej długi czas dominującą rolę odgrywali
libertarianie, czyli wyznawcy indywidualistycznej wersji anarchizmu. I
chociaż wskutek secesji “ortodoksyjni” libertarianie znaleźli się potem
poza partią, to jednak jej ideologią pozostaje klasyczny liberalizm,
ekonomiczny i polityczny – aczkolwiek śladowym elementem konserwatyzmu w
sferze wartości jest w niej to (za co należy się jej uznanie), iż
sprzeciwia się legalizacji “związków jednopłciowych”. Lecz przecież i
tego “libertarianizmu” Breivika niepodobna brać całkiem na serio, skoro
na motto swojego manifestu wziął cytat z progresywnego socjalliberała
Johna Stuarta Milla. Przecież J.S. Mill jest również ulubionym autorem
na przykład prof. Magdaleny Środy, a chyba nikt nie będzie podejrzewał
tej niewiasty o jednoczesne bycie konserwatystką i chrześcijańską
fundamentalistką? Ów wielbiciel Milla wygrażał tak samo i liberalizmowi,
i marksizmowi!

W bagnie pojęć

Wniosek z powyższego nasuwa się w sposób oczywisty: nie ma najmniejszego
sensu traktowanie z powagą jakichkolwiek deklaracji ideowych zbrodniarza
z Oslo. “Światopogląd” Breivika to bełkotliwy zlepek haseł, zmieszanych
i wyjętych jak słowa na kartkach z kapelusza w “poezji” dadaistów. To
wytwór nieuporządkowanego umysłu “inteligentnego półgłówka”, który
naczytał się chaotycznie rozmaitych rzeczy i wszystko mu się pomieszało:
masońskie mity z chrześcijaństwem, Izrael z wikingami, Cyd z Drakulą,
Jan III Sobieski z Winstonem Churchillem itd., itp. Nawiasem mówiąc,
dokładnie taką samą breję pojęciową ma w umyśle wspomniana przeze mnie
“ekspertka”, której nazizm kojarzy się z zaprowadzaniem skrajnego
konserwatyzmu – choć oczywiście nie sugeruję, by ta, zapewne miła i
łagodna osoba, miała jakieś zbrodnicze zamiary i skłonności.

Lecz jako exemplum jest to coś jeszcze. Breivik to produkt
postmodernistycznego nihilizmu metafizycznego i epistemologicznego, w
którym pojęcia i ich desygnaty utraciły wszelką substancjalność, przeto
dadzą się używać jako dowolne elementy składanki niezobowiązującej do
czegokolwiek lub przeciwnie – uzasadniającej wszystko. Te słowa to
przecież tylko – jak pisał jeden z guru tej antyfilozofii – zwłoki
metafor naszych przodków. Jak widać, mogą one jednak przekształcić się
również w stos zwłok jak najbardziej empirycznych. Jeśli nawet jest to
swoista droga powrotu od “hermeneutyki pustki” do rzeczywistości, w
której grę interpretacyjną “zobacz gdziekolwiek” zastępuje “zabij
kogokolwiek”, to musi budzić przerażenie taki sposób odzyskiwania
substancjalności.

Jacek Bartyzel

Autor jest kierownikiem Katedry Hermeneutyki Polityki na Wydziale
Politologii i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w
Toruniu.

Dezinformacyjny montaż

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona