Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Donek - gejzer pomysłów ?

Donek - gejzer pomysłów ?

Data: 2009-12-03 02:17:55
Autor: muto2100
Donek - gejzer pomysłów ?


Czy poświęcanie przez naszą poważną i szanowaną witrynę czasu na
jednego z największych błaznów w polityce europejskiej, Donalda Tuska,
nie jest dla niego dowartościowaniem? Obawiamy się, że może tak być...
Donal Tusk

Czy kupiłbyś od niego używany samochód?

"Donald Tusk konsekwentnie realizuje strategię 'Donek - gejzer
pomysłów'. Ma pomysły na wszystko, tylko nie do zrealizowania. Myślę,
że także ten [zmiany Konstytucji - red.], podobnie jak wcześniejsze,
dotyczące in vitro czy drugiej Irlandii, nie będzie rozwijany" -
szydził dr Wojciech Jabłoński, specjalista od wizerunku politycznego z
Uniwersytetu Warszawskiego, choć sam opowiada się za wyborem głowy
państwa przez Zgromadzenie Narodowe.

Konstytucyjny show Tuska

Miłość nie zna granic, szczególnie w Unii Europejskiej, gdzie takowych
nie ma. Nie od dziś wiadomo, że Angela Merkel stanowi przedmiot (a
właściwie podmiot) uwielbienia Tuska. Ponadto jest jego mentorką i
preceptorem. Jak przystało na tak zażyłe relacje, mówią sobie "na ty".
Najwidoczniej Donald chciał się upodobnić do Anieli, więc postanowił
zostać kanclerzem. Dlaczego nie? Nie wziął jednak pod uwagę, że
kanclerz Merkel jest politykiem poważnym i skutecznym (czego Polska
przy wydatnej pomocy premiera bezustannie doświadcza). Natomiast
nazwanie Tuska politykiem poważnym i skutecznym stanowiłoby dowcip
raczej marny.

Będąc więc specjalistą od coraz to nowych pomysłów pan premier
zaskoczył nas nową "ideą". Ogłosił on 21.11.09 r. "urbi et orbi"
konieczność zmiany Konstytucji z 1997 r. Rewelacje te wyglądają
następująco. Primo - prezydent byłby wybierany nie w wyborach
powszechnych, ale przez Zgromadzenie Narodowe (tzn. przez Sejm i Senat
łącznie). Secundo - prezydent stałby się ustrojowym decorum, albowiem
zostałby pozbawiony jakichkolwiek (i tak niezbyt jasnych i
ograniczonych) prerogatyw, z prawem veta włącznie. Rada Ministrów i
jej Prezes skupiliby całą władzę wykonawczą w swych rękach, "wspierani
przez większość parlamentarną". Tertio - zostałaby ograniczona liczba
posłów i senatorów. Quarto - zmianie uległaby ordynacja wyborcza.
Senatorów wybieralibyśmy w okręgach jednomandatowych, a posłów według
ordynacji mieszanej. Quinto - już w grudniu ma powstać komisja
konstytucyjna w Sejmie. Nadto zmiany te zostałyby wprowadzone w
ekspresowym tempie (podobnie jak tzw. ustawa hazardowa) i już pod
koniec 2010 r. Sejm i Senat wybrałyby prezydenta według nowej
konstytucji.

W ferworze reformatorskim premier jakoś "zapomniał" o art. 235 ust. 1
Konstytucji, który inicjatywę zmiany ustawy zasadniczej przyznaje "co
najmniej 1/5 ustawowej liczbie posłów, Senatowi lub Prezydentowi
Rzeczypospolitej". Poza tym ust. 4 wymaga by zmiany w Konstytucji Sejm
dokonywał "co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy
ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w
obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów".  A PO taką
przewagą w Sejmie nie dysponuje, nawet gdyby wsparło ją koalicyjne
PSL.

Czyż jednak "gejzer pomysłów" może przejmować się takimi drobiazgami?
Przeciwnie, ogłosił on, że w kluczowych sprawach tzn. zmiany
kompetencji prezydenta otrzymał poparcie ludowców i Waldemara Pawlaka.
Jak się okazało, obaj panowie mówili różnymi językami, o czym poniżej.

Co interesujące, od Tuskowych zapędów kanclerskich delikatnie, acz
wyraźnie, odcięli się niektórzy politycy Platformy. Bronisław
Komorowski uważa, że nie mając do dyspozycji 307 głosów w Sejmie nie
uda się przeprowadzić postulatu ograniczenia liczby posłów. "Nie wie"
czy powstanie komisja konstytucyjna, a sam "widzi potrzebę pracy
seminaryjnej, bo w tej konstelacji, która jest, trudno zmierzać do
rozstrzygnięć". Marszałek Sejmu pocieszył nas jednak, bo za realne
uważa przeforsowanie noweli w kwestii naszej obecności w Unii
Europejskiej. "Zleciłem już przygotowanie rozdziału 'Polska w
Europie'" - uspokoił nas.

Przypominając, że rząd nie ma inicjatywy ustawodawczej w tym zakresie,
gwiazdor ekipy Tuska - Michał Boni zapewnił, iż projekt zmian w
Konstytucji zgłosi klub PO. No to możemy odetchnąć. "Nie wiadomo też,
kiedy odbędą się zapowiedziane przez premiera konsultacje z klubami"
oświadczył rzecznik rządu. (Sic!)

Zjeść ciastko i mieć dwa

"Konstytucja jest zła. Trzeba ją zmienić, ale w wielu punktach, a nie
tylko w tych, które w tej chwili są doraźnie potrzebne PO. (...) Do
rozmowy o przebudowie polskiego ustroju jesteśmy gotowi, ale poważnej"
- komentował lider PiS, Jarosław Kaczyński, odcinając się od
"hazardowego" tempa uchwalenia zmian. Według niego o zakresie
kompetencji prezydenta i premiera powinno rozstrzygnąć referendum. I
dodał: "Czar premiera Tuska się kończy. W wielu środowiskach ta
propaganda zaczyna budzić śmiech. Pustka jest coraz trudniejsza do
ukrycia. (...) My od dawna twierdzimy, że w polskim państwie wiele
należy zmienić. Jednak to się może udać tylko przy poważnym podejściu,
a nie propagandowym, jak to bez przerwy czyni obecny rząd".

Minister w Kancelarii Prezydenta - Paweł Wypych określił wystąpienie
Tuska jako "kolejny, świetny, duży show" i kontynuował: "Pan premier
chce zjeść ciastko i mieć dwa ciastka". Jego zdaniem premier po dwóch
latach rządu doszedł do wniosku, że cała realna włada spoczywa w
rękach szefa rządu i należy znieść resztki uprawnień Głowy Państwa.
Poza tym zrealizowanie tej koncepcji pozwoliłoby mu na zachowanie
przywództwa w partii, którego nie mógłby sprawować, gdyby został
prezydentem. Z drugiej strony - utrzymuje minister - Tusk i tak będzie
kandydował na urząd prezydenta, gdyż zarówno ze względów technicznych,
jak i czasowych (pominąwszy układ sił sejmowych) koncepcje Tuska są
nie do zrealizowania.

Spokojnie, bez pośpiechu

Zarówno sposób, jak i cele zmiany Konstytucji budzą sprzeciw nie tylko
głównej partii opozycyjnej - PiS-u. PSL, wbrew oświadczeniom Tuska,
nie udzieliło poparcia jego pomysłom. Z zapowiedzi Pawlaka wynika co
innego. Według niego należałoby zlikwidować Senat, a kompetencje tej
Izby przenieść do Urzędu Prezydenta. "Wówczas Prezydent mógłby
pozytywnie wpływać na porządek prawny. Sposób wyboru Prezydenta, to
odrębna sprawa. Taka zmiana mogłaby posłużyć również do czytelnego
rozgraniczenia uprawnień, aby nie dochodziło do niepotrzebnych
konfliktów w sprawach bieżących. (...) Równowaga władz powinna być
oparta na zdrowych zasadach" - pisał 22.11.09 r. na swoim blogu
przywódca ludowców. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, PSL zwraca
też uwagę na zapisy Konstytucji dotyczące gospodarki, w tym finansów.
Kierownictwo Stronnictwa zwraca np. uwagę na paraliż decyzyjny między
Radą Ministrów a Radą Polityki Pieniężnej. Ta ostatnia ustala
arbitralnie kurs walutowy oraz stopy procentowe, natomiast
odpowiedzialność ponosi rząd.

Również SLD nie zachwyca się postulatami Tuska. "Premier zrobił o
jeden krok za daleko" - twierdzi Wojciech Olejniczak. "W przypadku
ustawy zasadniczej wzywanie do pośpiechu jest niedopuszczalne" -
zauważa. Według lidera SLD autorom tych propozycji chodzi głównie o
"perspektywę własnej formacji". Z jednej strony popiera on wybór
Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe, a z drugiej odrzuca stanowczo
odrzuca wybory w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych. O tych
sprawach należy dyskutować w Radzie Konstytucyjnej. Projekt powołania
takiego ciała został wniesiony do laski marszałkowskiej pół roku temu
- przypomniał Olejniczak. Podkreślił też: "... trwałość konstytucji jest
jedną z najważniejszych wartości demokracji". Przytoczył przykłady
trwałości konstytucji w USA i RFN.

Pominięte bezpieczeństwo państwa

Nie ulega wątpliwości, że zarówno koalicja (co zrozumiałe), jak i
opozycja podjęły ochoczo wydumany problem zmian konstytucyjnych, aby
uniknąć zagadnień rzeczywiście istotnych dla Polski i jej obywateli..
Na bardzo istotne niedomogi obecnej Konstytucji w kwestii obronności
kraju i bezpieczeństwa narodowego zwrócił uwagę ekspert wojskowy gen.
Stanisław Koziej na stronie internetowej wp.pl. Generał uważa, że
kompetencje w tej dziedzinie są wyjątkowo podzielone między oba organy
władzy wykonawczej, tzn. prezydenta i rząd. W przypadku konfliktu
wojennego nie ma czasu na "ucieranie się różnic konstytucyjnych" -
zwraca uwagę autor, ponieważ wówczas "potrzebne jest nie tylko mądre,
ale i szybkie decydowanie". Przypomniał on spory na temat nominacji w
Wojsku Polskim i Policji, które osłabiały obie te instytucje. Pisze
również o uwiądzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ulokowanej w
Kancelarii Prezydenta. Jego zdaniem organ ten powinien stanowić nie
tylko ciało doradcze, ale również scalać cały polski system
bezpieczeństwa. Koziej uważa, że RBN powinna być przeniesiona do
struktur rządowych. Krytykuje też zapis dotyczący Naczelnego dowódcy
Sił Zbrojnych na czas wojny: "Jeśli taki organ ma być w ogóle
ustanawiany, to powoływanie go dopiero w stanie wojennym jest
zdecydowanie za późne". Taki system należy ustanowić już w czasie
pokoju, "aby nie zmieniać go w biegu i pod ogniem" - domaga się gen.
Koziej.

Spór bez znaczenia

Najtrafniej cały humbug podsumował konstytucjonalista dr Ryszard
Piotrowski na łamach "Naszego Dziennika" (z 23.11.09 r.). Sprzeciwia
się on odebraniu obywatelom zarówno prawa wyboru prezydenta, jak i
możliwości kandydowania. Zwraca też uwagę na uniemożliwienie Głowie
Państwa wpływu na proces legislacyjny, gdyż poprzez veto prezydent ma
możliwość obrony praw aktualnej mniejszości politycznej. Sam natomiast
pomysł wyboru prezydenta przez obie izby parlamentu ogranicza
demokrację, ponieważ składa ów wybór w ręce kilku liderów partyjnych.
"Wzmocni się tym samym upartyjnienie państwa" - uważa dr Piotrowski.
Zmniejszenie liczby posłów i senatorów rozmówca "ND" rozpatruje nie w
perspektywie kosztów diet poselskich, ale zmniejszenia kontroli nad
działaniami rządu. Przypomniał w tym miejscu powiedzenie jednego z
wicemarszałków, że prawo w Polsce jest tworzone przez lobbystów i
niektórych polityków. Ergo powstałoby "więcej miejsca dla lobbystów" -
zaznacza. Zwiększy się przez to również komfort rządzenia, co "nie
znaczy, że nam będzie dobrze. Będzie lepiej dla rządu" - puentuje
konstytucjonalista.

Konstytucja obecnie obowiązująca nie jest zła - jest bardzo zła. Zbyt
obszerna, "przegadana", a nade wszystko w bardzo wielu miejscach
niejasna, co stwarza często możliwość sprzecznych interpretacji, z
których korzystają macherzy polityczni i wynajęci przez nich prawnicy..
Rozmycie kompetencji prezydenta i rządu, stanowi jaskrawy przykład
antypaństwowych tendencji autorów tego tworu. Z tych i wielu jeszcze
innych względów powinna być zmieniona, a właściwie zastąpiona całkiem
nową.

Ale show Tuska nie ma na celu poprawienie tego stanu rzeczy. Doskonale
wie, że takich spraw nie załatwia się "na kolanie" i - bez względu na
kierujące nimi intencje - nie pozwolą mu na to partie opozycyjne i te
"lewicowe" i te "prawicowe". Chodziło mu raz jeszcze o uchylenie się
od rozwiązywania palących problemów Rzeczypospolitej i - jak zwykle w
takich przypadkach - odwrócenie uwagi od rzeczywistych zamiarów rządu..
Trzeba przecież wyprzedać resztki majątku narodowego. Im ciszej, tym
skuteczniej. A w ogóle czy cała gadanina konstytucyjna ma sens, gdy
pan prezydent RP zrzekł się formalnie suwerenności Państwa Polskiego
podpisując Traktat Lizboński? Przecież już w majestacie prawa
(unijnego) istotne i mniej istotne decyzje dotyczące naszego kraju
będą zapadać w Brukseli. A tak naprawdę w Berlinie.

Data: 2009-12-03 11:43:27
Autor: cytryna
Donek - gejzer pomysłów ?


Czy poświęcanie przez naszą poważną i szanowaną witrynę czasu na
jednego z największych błaznów w polityce europejskiej, Donalda Tuska,
nie jest dla niego dowartościowaniem? Obawiamy się, że może tak być...
Donal Tusk

Czy kupiłbyś od niego używany samochód?

"Donald Tusk konsekwentnie realizuje strategię 'Donek - gejzer
pomysłów'. Ma pomysły na wszystko, tylko nie do zrealizowania. Myślę,
że także ten [zmiany Konstytucji - red.], podobnie jak wcześniejsze,
dotyczące in vitro czy drugiej Irlandii, nie będzie rozwijany" -
szydził dr Wojciech Jabłoński, specjalista od wizerunku politycznego z
Uniwersytetu Warszawskiego, choć sam opowiada się za wyborem głowy
państwa przez Zgromadzenie Narodowe.

Konstytucyjny show Tuska

Miłość nie zna granic, szczególnie w Unii Europejskiej, gdzie takowych
nie ma. Nie od dziś wiadomo, że Angela Merkel stanowi przedmiot (a
właściwie podmiot) uwielbienia Tuska. Ponadto jest jego mentorką i
preceptorem. Jak przystało na tak zażyłe relacje, mówią sobie "na ty".
Najwidoczniej Donald chciał się upodobnić do Anieli, więc postanowił
zostać kanclerzem. Dlaczego nie? Nie wziął jednak pod uwagę, że
kanclerz Merkel jest politykiem poważnym i skutecznym (czego Polska
przy wydatnej pomocy premiera bezustannie doświadcza). Natomiast
nazwanie Tuska politykiem poważnym i skutecznym stanowiłoby dowcip
raczej marny.

Będąc więc specjalistą od coraz to nowych pomysłów pan premier
zaskoczył nas nową "ideą". Ogłosił on 21.11.09 r. "urbi et orbi"
konieczność zmiany Konstytucji z 1997 r. Rewelacje te wyglądają
następująco. Primo - prezydent byłby wybierany nie w wyborach
powszechnych, ale przez Zgromadzenie Narodowe (tzn. przez Sejm i Senat
łącznie). Secundo - prezydent stałby się ustrojowym decorum, albowiem
zostałby pozbawiony jakichkolwiek (i tak niezbyt jasnych i
ograniczonych) prerogatyw, z prawem veta włącznie. Rada Ministrów i
jej Prezes skupiliby całą władzę wykonawczą w swych rękach, "wspierani
przez większość parlamentarną". Tertio - zostałaby ograniczona liczba
posłów i senatorów. Quarto - zmianie uległaby ordynacja wyborcza.
Senatorów wybieralibyśmy w okręgach jednomandatowych, a posłów według
ordynacji mieszanej. Quinto - już w grudniu ma powstać komisja
konstytucyjna w Sejmie. Nadto zmiany te zostałyby wprowadzone w
ekspresowym tempie (podobnie jak tzw. ustawa hazardowa) i już pod
koniec 2010 r. Sejm i Senat wybrałyby prezydenta według nowej
konstytucji.

W ferworze reformatorskim premier jakoś "zapomniał" o art. 235 ust. 1
Konstytucji, który inicjatywę zmiany ustawy zasadniczej przyznaje "co
najmniej 1/5 ustawowej liczbie posłów, Senatowi lub Prezydentowi
Rzeczypospolitej". Poza tym ust. 4 wymaga by zmiany w Konstytucji Sejm
dokonywał "co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy
ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w
obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów".  A PO taką
przewagą w Sejmie nie dysponuje, nawet gdyby wsparło ją koalicyjne
PSL.

Czyż jednak "gejzer pomysłów" może przejmować się takimi drobiazgami?
Przeciwnie, ogłosił on, że w kluczowych sprawach tzn. zmiany
kompetencji prezydenta otrzymał poparcie ludowców i Waldemara Pawlaka.
Jak się okazało, obaj panowie mówili różnymi językami, o czym poniżej.

Co interesujące, od Tuskowych zapędów kanclerskich delikatnie, acz
wyraźnie, odcięli się niektórzy politycy Platformy. Bronisław
Komorowski uważa, że nie mając do dyspozycji 307 głosów w Sejmie nie
uda się przeprowadzić postulatu ograniczenia liczby posłów. "Nie wie"
czy powstanie komisja konstytucyjna, a sam "widzi potrzebę pracy
seminaryjnej, bo w tej konstelacji, która jest, trudno zmierzać do
rozstrzygnięć". Marszałek Sejmu pocieszył nas jednak, bo za realne
uważa przeforsowanie noweli w kwestii naszej obecności w Unii
Europejskiej. "Zleciłem już przygotowanie rozdziału 'Polska w
Europie'" - uspokoił nas.

Przypominając, że rząd nie ma inicjatywy ustawodawczej w tym zakresie,
gwiazdor ekipy Tuska - Michał Boni zapewnił, iż projekt zmian w
Konstytucji zgłosi klub PO. No to możemy odetchnąć. "Nie wiadomo też,
kiedy odbędą się zapowiedziane przez premiera konsultacje z klubami"
oświadczył rzecznik rządu. (Sic!)

Zjeść ciastko i mieć dwa

"Konstytucja jest zła. Trzeba ją zmienić, ale w wielu punktach, a nie
tylko w tych, które w tej chwili są doraźnie potrzebne PO. (...) Do
rozmowy o przebudowie polskiego ustroju jesteśmy gotowi, ale poważnej"
- komentował lider PiS, Jarosław Kaczyński, odcinając się od
"hazardowego" tempa uchwalenia zmian. Według niego o zakresie
kompetencji prezydenta i premiera powinno rozstrzygnąć referendum. I
dodał: "Czar premiera Tuska się kończy. W wielu środowiskach ta
propaganda zaczyna budzić śmiech. Pustka jest coraz trudniejsza do
ukrycia. (...) My od dawna twierdzimy, że w polskim państwie wiele
należy zmienić. Jednak to się może udać tylko przy poważnym podejściu,
a nie propagandowym, jak to bez przerwy czyni obecny rząd".

Minister w Kancelarii Prezydenta - Paweł Wypych określił wystąpienie
Tuska jako "kolejny, świetny, duży show" i kontynuował: "Pan premier
chce zjeść ciastko i mieć dwa ciastka". Jego zdaniem premier po dwóch
latach rządu doszedł do wniosku, że cała realna włada spoczywa w
rękach szefa rządu i należy znieść resztki uprawnień Głowy Państwa.
Poza tym zrealizowanie tej koncepcji pozwoliłoby mu na zachowanie
przywództwa w partii, którego nie mógłby sprawować, gdyby został
prezydentem. Z drugiej strony - utrzymuje minister - Tusk i tak będzie
kandydował na urząd prezydenta, gdyż zarówno ze względów technicznych,
jak i czasowych (pominąwszy układ sił sejmowych) koncepcje Tuska są
nie do zrealizowania.

Spokojnie, bez pośpiechu

Zarówno sposób, jak i cele zmiany Konstytucji budzą sprzeciw nie tylko
głównej partii opozycyjnej - PiS-u. PSL, wbrew oświadczeniom Tuska,
nie udzieliło poparcia jego pomysłom. Z zapowiedzi Pawlaka wynika co
innego. Według niego należałoby zlikwidować Senat, a kompetencje tej
Izby przenieść do Urzędu Prezydenta. "Wówczas Prezydent mógłby
pozytywnie wpływać na porządek prawny. Sposób wyboru Prezydenta, to
odrębna sprawa. Taka zmiana mogłaby posłużyć również do czytelnego
rozgraniczenia uprawnień, aby nie dochodziło do niepotrzebnych
konfliktów w sprawach bieżących. (...) Równowaga władz powinna być
oparta na zdrowych zasadach" - pisał 22.11.09 r. na swoim blogu
przywódca ludowców. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, PSL zwraca
też uwagę na zapisy Konstytucji dotyczące gospodarki, w tym finansów.
Kierownictwo Stronnictwa zwraca np. uwagę na paraliż decyzyjny między
Radą Ministrów a Radą Polityki Pieniężnej. Ta ostatnia ustala
arbitralnie kurs walutowy oraz stopy procentowe, natomiast
odpowiedzialność ponosi rząd.

Również SLD nie zachwyca się postulatami Tuska. "Premier zrobił o
jeden krok za daleko" - twierdzi Wojciech Olejniczak. "W przypadku
ustawy zasadniczej wzywanie do pośpiechu jest niedopuszczalne" -
zauważa. Według lidera SLD autorom tych propozycji chodzi głównie o
"perspektywę własnej formacji". Z jednej strony popiera on wybór
Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe, a z drugiej odrzuca stanowczo
odrzuca wybory w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych. O tych
sprawach należy dyskutować w Radzie Konstytucyjnej. Projekt powołania
takiego ciała został wniesiony do laski marszałkowskiej pół roku temu
- przypomniał Olejniczak. Podkreślił też: "... trwałość konstytucji jest
jedną z najważniejszych wartości demokracji". Przytoczył przykłady
trwałości konstytucji w USA i RFN.

Pominięte bezpieczeństwo państwa

Nie ulega wątpliwości, że zarówno koalicja (co zrozumiałe), jak i
opozycja podjęły ochoczo wydumany problem zmian konstytucyjnych, aby
uniknąć zagadnień rzeczywiście istotnych dla Polski i jej obywateli.
Na bardzo istotne niedomogi obecnej Konstytucji w kwestii obronności
kraju i bezpieczeństwa narodowego zwrócił uwagę ekspert wojskowy gen.
Stanisław Koziej na stronie internetowej wp.pl. Generał uważa, że
kompetencje w tej dziedzinie są wyjątkowo podzielone między oba organy
władzy wykonawczej, tzn. prezydenta i rząd. W przypadku konfliktu
wojennego nie ma czasu na "ucieranie się różnic konstytucyjnych" -
zwraca uwagę autor, ponieważ wówczas "potrzebne jest nie tylko mądre,
ale i szybkie decydowanie". Przypomniał on spory na temat nominacji w
Wojsku Polskim i Policji, które osłabiały obie te instytucje. Pisze
również o uwiądzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ulokowanej w
Kancelarii Prezydenta. Jego zdaniem organ ten powinien stanowić nie
tylko ciało doradcze, ale również scalać cały polski system
bezpieczeństwa. Koziej uważa, że RBN powinna być przeniesiona do
struktur rządowych. Krytykuje też zapis dotyczący Naczelnego dowódcy
Sił Zbrojnych na czas wojny: "Jeśli taki organ ma być w ogóle
ustanawiany, to powoływanie go dopiero w stanie wojennym jest
zdecydowanie za późne". Taki system należy ustanowić już w czasie
pokoju, "aby nie zmieniać go w biegu i pod ogniem" - domaga się gen.
Koziej.

Spór bez znaczenia

Najtrafniej cały humbug podsumował konstytucjonalista dr Ryszard
Piotrowski na łamach "Naszego Dziennika" (z 23.11.09 r.). Sprzeciwia
się on odebraniu obywatelom zarówno prawa wyboru prezydenta, jak i
możliwości kandydowania. Zwraca też uwagę na uniemożliwienie Głowie
Państwa wpływu na proces legislacyjny, gdyż poprzez veto prezydent ma
możliwość obrony praw aktualnej mniejszości politycznej. Sam natomiast
pomysł wyboru prezydenta przez obie izby parlamentu ogranicza
demokrację, ponieważ składa ów wybór w ręce kilku liderów partyjnych.
"Wzmocni się tym samym upartyjnienie państwa" - uważa dr Piotrowski.
Zmniejszenie liczby posłów i senatorów rozmówca "ND" rozpatruje nie w
perspektywie kosztów diet poselskich, ale zmniejszenia kontroli nad
działaniami rządu. Przypomniał w tym miejscu powiedzenie jednego z
wicemarszałków, że prawo w Polsce jest tworzone przez lobbystów i
niektórych polityków. Ergo powstałoby "więcej miejsca dla lobbystów" -
zaznacza. Zwiększy się przez to również komfort rządzenia, co "nie
znaczy, że nam będzie dobrze. Będzie lepiej dla rządu" - puentuje
konstytucjonalista.

Konstytucja obecnie obowiązująca nie jest zła - jest bardzo zła. Zbyt
obszerna, "przegadana", a nade wszystko w bardzo wielu miejscach
niejasna, co stwarza często możliwość sprzecznych interpretacji, z
których korzystają macherzy polityczni i wynajęci przez nich prawnicy.
Rozmycie kompetencji prezydenta i rządu, stanowi jaskrawy przykład
antypaństwowych tendencji autorów tego tworu. Z tych i wielu jeszcze
innych względów powinna być zmieniona, a właściwie zastąpiona całkiem
nową.

Ale show Tuska nie ma na celu poprawienie tego stanu rzeczy. Doskonale
wie, że takich spraw nie załatwia się "na kolanie" i - bez względu na
kierujące nimi intencje - nie pozwolą mu na to partie opozycyjne i te
"lewicowe" i te "prawicowe". Chodziło mu raz jeszcze o uchylenie się
od rozwiązywania palących problemów Rzeczypospolitej i - jak zwykle w
takich przypadkach - odwrócenie uwagi od rzeczywistych zamiarów rządu.
Trzeba przecież wyprzedać resztki majątku narodowego. Im ciszej, tym
skuteczniej. A w ogóle czy cała gadanina konstytucyjna ma sens, gdy
pan prezydent RP zrzekł się formalnie suwerenności Państwa Polskiego
podpisując Traktat Lizboński? Przecież już w majestacie prawa
(unijnego) istotne i mniej istotne decyzje dotyczące naszego kraju
będą zapadać w Brukseli. A tak naprawdę w Berlinie.

****************************************************************************

To raczej gejzery wytrysków impotenta politycznego. I taki cwaniak chrumka przy korycie ze stadem jemu podobnych od 20 lat. Zgroza i czas powiedzieć KONIEC!

--


Data: 2009-12-03 18:02:00
Autor: - heÂŽsk -
Donek - gejzer pomysłów ?
On Thu, 3 Dec 2009 02:17:55 -0800 (PST), muto2100
<maniekxxx@gazeta.pl> wrote:


Czy kupiłbyś od niego używany samochód?
  od donka tak. od jarka - nie. bo coz ona ma na zbyciu?
 wylenialego kota ? zajezdzonego gokarta ?


--

 HeSk

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Donek - gejzer pomysłów ?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona