Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Dostatek

Dostatek

Data: 2012-08-02 19:06:30
Autor: Anatol
Dostatek

Użytkownik "gazeta" <ozeirtychy@wp.pl> napisał w wiadomości news:jvd9uv$p60$1inews.gazeta.pl...
Jestem osobą w podeszłym wieku.
Pamiętam czasy kiedy nic nie było: mięsa dostawało się 4,5 kg na osobę miesięcznie a chętnie zjadło by się więcej,

Dla emerytów, pracowników umysłowych, chłoporobotników, studentów była kartka M-I - 2,5 kg z czego 0,7 kg to wołowe z kością, które powinno się nazywać raczej kości z wołowiną (czy też resztkami ścięgien i żył).

Dla robotników M-II = 4 kg w tym 0,7 kości.

http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Kartki-PS01.JPG&filetimestamp=20091114200820

Oczywiscie lepsze mięso i wędliny były dostępne dla czołóki kolejki - pracujący i uczący (czyli wszyscy oprócz rencistów i emrytów) musieli brać co było dostępne bez kolejki. Mi te 2,5 kg starczyło na 2 wizyty w miesiącu czyli zakup 1 kurczaka (wymiana za kości wołowe) i ok. 1,5 kg kiełbasy zwyczajnej lub toruńskiej.


nie było biedy, bezrobocia, bezdomnych, ludzie się nie zabijali ani nie wieszali, nikt nikogo nie zostawiał w potrzebie, ludzie żyli jak rodzina.
Dzisiaj gdy nastał dobrobyt, jest wszystko, bieda bezdomni, bezrobotni, bezskutku poszukujący prace.
Co dotyczy wspomnianego mięsa to dzisiaj można kupić nawet 1000kg miesięcznie jednak ponad 80% polskiego społeczeństwa nie stać jest kupić nawet 2ch kg miesięcznie.


Byle emeryt może sobie teraz kupić 2 kg schabu za 30-40 PLN i jeść codziennie schabowe oraz wygodnie ogladać sobie TV kolor kilkanaście-kiladziesiąt programów, które w w PRL były luksusem zamiast stać w wielogodzinnych kolejkach na mrozie, deszczu czy w upale.



Anatol

Data: 2012-08-02 20:47:11
Autor: Trybun
Dostatek
W dniu 2012-08-02 19:06, Anatol pisze:

Użytkownik "gazeta" <ozeirtychy@wp.pl> napisał w wiadomości news:jvd9uv$p60$1inews.gazeta.pl...
Jestem osobą w podeszłym wieku.
Pamiętam czasy kiedy nic nie było: mięsa dostawało się 4,5 kg na osobę miesięcznie a chętnie zjadło by się więcej,

Dla emerytów, pracowników umysłowych, chłoporobotników, studentów była kartka M-I - 2,5 kg z czego 0,7 kg to wołowe z kością, które powinno się nazywać raczej kości z wołowiną (czy też resztkami ścięgien i żył).

Czysta propaganda, za takie oszustwa w PRLu można byłoby dostać "czapę". Wtedy nie do pomyślenia były bułki z kleksika ciasta i dawki spulchniacza, czy nasączanie mięsa wodą.  Takie kości jak piszesz były w wolnej sprzedaży, klienci kupowali je dla psów. i kotów. Tak, w tym złym systemie nie było Whiskasów  i Pedigri. Dla zwierzątek trzeba było samemu gotować.



Dla robotników M-II = 4 kg w tym 0,7 kości.

http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Kartki-PS01.JPG&filetimestamp=20091114200820 Oczywiscie lepsze mięso i wędliny były dostępne dla czołóki kolejki - pracujący i uczący (czyli wszyscy oprócz rencistów i emrytów) musieli brać co było dostępne bez kolejki. Mi te 2,5 kg starczyło na 2 wizyty w miesiącu czyli zakup 1 kurczaka (wymiana za kości wołowe) i ok. 1,5 kg kiełbasy zwyczajnej lub toruńskiej.

To jak skomentujesz to co robiła siostra znajomego mieszkająca w Holandii, otóż przyjeżdżała ona co jakiś czas do Polski i wyładowywała bagażnik kilkunastoma kilogramami wołowiny, a także sera (kupowała całe kilkukilogramowe okręgi) i z tymi towarami wracała do Holandii? Tylko nie mów że to niemożliwe, bo ona kilka razy korzystała z naszej lodówki na te swoje towary, ten jej brat, a mój znajomy to mój poznański sąsiad.


nie było biedy, bezrobocia, bezdomnych, ludzie się nie zabijali ani nie wieszali, nikt nikogo nie zostawiał w potrzebie, ludzie żyli jak rodzina.
Dzisiaj gdy nastał dobrobyt, jest wszystko, bieda bezdomni, bezrobotni, bezskutku poszukujący prace.
Co dotyczy wspomnianego mięsa to dzisiaj można kupić nawet 1000kg miesięcznie jednak ponad 80% polskiego społeczeństwa nie stać jest kupić nawet 2ch kg miesięcznie.


Byle emeryt może sobie teraz kupić 2 kg schabu za 30-40 PLN i jeść codziennie schabowe oraz wygodnie ogladać sobie TV kolor kilkanaście-kiladziesiąt programów, które w w PRL były luksusem zamiast stać w wielogodzinnych kolejkach na mrozie, deszczu czy w upale.



Anatol

Jakoś w PRLu nikt nie wpadł na pomysł żeby wystawiać do sprzedaży łapy kurczaków.. Podobno mają one w tym naszym raju niezłe wzięcie wśród tych emerytów, których to niby stać na schaby..  I nie chwaląc się - telewizor kolorowy kupiłem bez żadnej kolejki..

Data: 2012-08-02 22:19:02
Autor: Anatol
Dostatek

Użytkownik "Trybun" <rg@yachoo.com> napisał w wiadomości news:jvei1d$jt0$1node2.news.atman.pl...
W dniu 2012-08-02 19:06, Anatol pisze:

Użytkownik "gazeta" <ozeirtychy@wp.pl> napisał w wiadomości news:jvd9uv$p60$1inews.gazeta.pl...

Jestem osobą w podeszłym wieku.
Pamiętam czasy kiedy nic nie było: mięsa dostawało się 4,5 kg na osobę miesięcznie a chętnie zjadło by się więcej,

Dla emerytów, pracowników umysłowych, chłoporobotników, studentów była kartka M-I - 2,5 kg z czego 0,7 kg to wołowe z kością, które powinno się nazywać raczej kości z wołowiną (czy też resztkami ścięgien i żył).

Czysta propaganda, za takie oszustwa w PRLu można byłoby dostać "czapę".

Początek kolejki zawsze wykupywał najlesze asortymenty i kawałki mięsa. Na koniec zostawały  prawie same kości bo kawąłki najbardziej mięsiste były już powybierane (w sklepach mięsnych były grube drewaniane dechy lub pieńki gdzie persenel siekierkami czy tasakami sztukował te kawałki zgodnie z zyczeniem klienta). Nawet na takie kości trzeba było mieć kartki a ich spożycie było zaliczne przez GUS - podobnie jak z podrobami i głowizną  - do spożycia mięsa.


Wtedy nie do pomyślenia były bułki z kleksika ciasta i dawki spulchniacza, czy nasączanie mięsa wodą.

W dużym zakładzie przemyslowym w którym odbywałem praktyki był wypadek spawacze ktory doznał dużych poparzeń twarzy po eksplozji kiełbasy zwyczajnej podgrzewanej palnikiem acytyleno-tlenowym (tzn. ekslodowała woda ktora wyparowała w ułamku sekundy). BHPowiec który prowadził szkolenie dla praktykantów podał ten przykład ku przestrodze.


Takie kości jak piszesz były w wolnej sprzedaży, klienci kupowali je dla psów. i kotów. Tak, w tym złym systemie nie było Whiskasów  i Pedigri. Dla zwierzątek trzeba było samemu gotować.

Oficjalne normy mogły być  wyższe, ale kreatywność pracowników przetwórni, sklepów i stołówek nie miała granic. Zawartość mięsa w mięsie na stołówce  w której sie żywiłem  przez jakiś czas (pod odcięciu 1kg z kartki) była bardzo niska, za to po pracy kucharkom mało sie ręce nie pourywały od wynoszonych pełnych toreb. Zrezygnowałem gdy kucharka która w ramach zastępstwa nakładała komuś porcję powiedziała coś w stylu "kiedy wreszcie wróci pani Jadzia bo ja się nie lubię babrać w tym gównie".

Do tego dochodziły problemy z przechowywaniem z powodu braku opakowań i przerw w zasilaniu lodówek i chłodni.


To jak skomentujesz to co robiła siostra znajomego mieszkająca w Holandii, otóż przyjeżdżała ona co jakiś czas do Polski i wyładowywała bagażnik kilkunastoma kilogramami wołowiny, a także sera (kupowała całe kilkukilogramowe okręgi) i z tymi towarami wracała do Holandii? Tylko nie mów że to niemożliwe, bo ona kilka razy korzystała z naszej lodówki na te swoje towary, ten jej brat, a mój znajomy to mój poznański sąsiad.

Możliwe bo skoro w przeliczniku dolarowym można było kupić miesieczną pracę Polaka za 20 USD, to nawet 2 razy droższe mięso
o z wolnego rynku było bardzo tanie.


Byle emeryt może sobie teraz kupić 2 kg schabu za 30-40 PLN i jeść codziennie schabowe oraz wygodnie ogladać sobie TV kolor kilkanaście-kiladziesiąt programów, które w w PRL były luksusem zamiast stać w wielogodzinnych kolejkach na mrozie, deszczu czy w upale.

Jakoś w PRLu nikt nie wpadł na pomysł żeby wystawiać do sprzedaży łapy kurczaków.. Podobno mają one w tym naszym raju niezłe wzięcie wśród tych emerytów, których to niby stać na schaby..  I nie chwaląc się - telewizor kolorowy kupiłem bez żadnej kolejki..

Ale kurzych łap nie wlicza się do statystyk spożycia mięsa :

http://wiadomosci.radiozet.pl/Gospodarka/Wiadomosci/Gigantyczne-spozycie-miesa-w-Polsce

 W KFC ludzie zajadają się skrzydełkami które nie mają dużo więcej mięsa - zstaw z frytkami z napojem to obecnie chyba 15 PLN = ok. 0,7 kg schabu.


Anatol

Data: 2012-08-04 09:53:52
Autor: trybun
Dostatek
W dniu 2012-08-02 22:19, Anatol pisze:

Użytkownik "Trybun" <rg@yachoo.com> napisał w wiadomości news:jvei1d$jt0$1node2.news.atman.pl...
W dniu 2012-08-02 19:06, Anatol pisze:

Użytkownik "gazeta" <ozeirtychy@wp.pl> napisał w wiadomości news:jvd9uv$p60$1inews.gazeta.pl...

Jestem osobą w podeszłym wieku.
Pamiętam czasy kiedy nic nie było: mięsa dostawało się 4,5 kg na osobę miesięcznie a chętnie zjadło by się więcej,

Dla emerytów, pracowników umysłowych, chłoporobotników, studentów była kartka M-I - 2,5 kg z czego 0,7 kg to wołowe z kością, które powinno się nazywać raczej kości z wołowiną (czy też resztkami ścięgien i żył).

Czysta propaganda, za takie oszustwa w PRLu można byłoby dostać "czapę".

Początek kolejki zawsze wykupywał najlesze asortymenty i kawałki mięsa. Na koniec zostawały  prawie same kości bo kawąłki najbardziej mięsiste były już powybierane (w sklepach mięsnych były grube drewaniane dechy lub pieńki gdzie persenel siekierkami czy tasakami sztukował te kawałki zgodnie z zyczeniem klienta). Nawet na takie kości trzeba było mieć kartki a ich spożycie było zaliczne przez GUS - podobnie jak z podrobami i głowizną  - do spożycia mięsa.

O jakich ty kolejkach piszesz? Zdarzyło ci się kiedy nie wykupić przydziału ze względu na że mimo tego że stałaś w kolejce zabrakło dla ciebie towaru? Z mojej perspektywy to wygląda tak - w pobliskim miasteczku jest sieć sklepów masarskich "Grosik", i raczej z pamięcią nie mam problemu - otóż kolejki po mięso w tych sklepach są nieraz dłuższe od tych co pamiętam z PRLu. Mieszkałem w kamienicy w której na parterze był sklep rzeźnicki. Z małym zastrzeżeniem od początku 80tych lat w kraju bywałem sporadycznie, ale chyba musiałbym mieć wyjątkowego pecha żeby trafiać na takie chwile że akurat w tym czasie nie było wielkich kolejek. Trochę gorsza sytuacja była z dostępem do towarów przemysłowych - w tym przypadku gdy ktoś chciał kupić meble czy wieżę stereo to raczej regułą było to że trzeba się było zapisać do kolejki, i odstać nieraz kilka dni. Oczywiście piszę tu tylko o sytuacji która panowała podczas kryzysu wywołanego rebelią "Solidarności" a nie o sytuacji panującej przez cały czas trwania PRLu.



Wtedy nie do pomyślenia były bułki z kleksika ciasta i dawki spulchniacza, czy nasączanie mięsa wodą.

W dużym zakładzie przemyslowym w którym odbywałem praktyki był wypadek spawacze ktory doznał dużych poparzeń twarzy po eksplozji kiełbasy zwyczajnej podgrzewanej palnikiem acytyleno-tlenowym (tzn. ekslodowała woda ktora wyparowała w ułamku sekundy). BHPowiec który prowadził szkolenie dla praktykantów podał ten przykład ku przestrodze.

Uwierzyłbym gdybyś napisał że stało się to w obecnych czasach. Wiesz że w PRLu nie zawijano twarogu w folię? I wyobrażasz co by z twarogiem stało się dzisiaj gdyby go nie zapakowano w folię? Otóż wiedz że w PRLu była w nim zniloma zawartość wody, a dzisiaj składa się on prawią z samej wody. Odwinąłem niedawno kostkę (250gram) takiego twarogu z folii i zacząłem ugniatać w dłoni - po minucie w ręku miałem grudkę białe masy wielkości orzecha włoskiego. Tak  - w PRLu ktoś za takie rzeczy mógłby dostać czapę, a dzisiaj mimo zachowania praktycznie w całości organów kontroli z PRLu  sprzedawcy bytów z tekturową podeszwą nie są niczym zagrożeni.


Takie kości jak piszesz były w wolnej sprzedaży, klienci kupowali je dla psów. i kotów. Tak, w tym złym systemie nie było Whiskasów  i Pedigri. Dla zwierzątek trzeba było samemu gotować.

Oficjalne normy mogły być  wyższe, ale kreatywność pracowników przetwórni, sklepów i stołówek nie miała granic. Zawartość mięsa w mięsie na stołówce  w której sie żywiłem  przez jakiś czas (pod odcięciu 1kg z kartki) była bardzo niska, za to po pracy kucharkom mało sie ręce nie pourywały od wynoszonych pełnych toreb. Zrezygnowałem gdy kucharka która w ramach zastępstwa nakładała komuś porcję powiedziała coś w stylu "kiedy wreszcie wróci pani Jadzia bo ja się nie lubię babrać w tym gównie".

Do tego dochodziły problemy z przechowywaniem z powodu braku opakowań i przerw w zasilaniu lodówek i chłodni.

Tu akurat muszę przyznać ci rację, - w stołówkach i innych jadłodajniach pracownicy kradli. Np. do kotletów mielonych bułka zamiast mięsa itd. Miałem znajomą która pracowała w stołówce HCP. - wynosiła do domu całe torby mięsa. Jednak i dzisiaj nic nie jest lepiej pod tym względem.



To jak skomentujesz to co robiła siostra znajomego mieszkająca w Holandii, otóż przyjeżdżała ona co jakiś czas do Polski i wyładowywała bagażnik kilkunastoma kilogramami wołowiny, a także sera (kupowała całe kilkukilogramowe okręgi) i z tymi towarami wracała do Holandii? Tylko nie mów że to niemożliwe, bo ona kilka razy korzystała z naszej lodówki na te swoje towary, ten jej brat, a mój znajomy to mój poznański sąsiad.

Możliwe bo skoro w przeliczniku dolarowym można było kupić miesieczną pracę Polaka za 20 USD, to nawet 2 razy droższe mięso
o z wolnego rynku było bardzo tanie.

Ja bym postawił na jakość tych towarów. Wtedy w Holandii już funkcjonowały fermy tuczu przemysłowego, a w Polsce niczym jeszcze nie skażano żywności.



Byle emeryt może sobie teraz kupić 2 kg schabu za 30-40 PLN i jeść codziennie schabowe oraz wygodnie ogladać sobie TV kolor kilkanaście-kiladziesiąt programów, które w w PRL były luksusem zamiast stać w wielogodzinnych kolejkach na mrozie, deszczu czy w upale.

Jakoś w PRLu nikt nie wpadł na pomysł żeby wystawiać do sprzedaży łapy kurczaków.. Podobno mają one w tym naszym raju niezłe wzięcie wśród tych emerytów, których to niby stać na schaby..  I nie chwaląc się - telewizor kolorowy kupiłem bez żadnej kolejki..

Ale kurzych łap nie wlicza się do statystyk spożycia mięsa :

http://wiadomosci.radiozet.pl/Gospodarka/Wiadomosci/Gigantyczne-spozycie-miesa-w-Polsce W KFC ludzie zajadają się skrzydełkami które nie mają dużo więcej mięsa - zstaw z frytkami z napojem to obecnie chyba 15 PLN = ok. 0,7 kg schabu.


Anatol

Tak samo nie wlicza się ubierania się w sklepach z używanymi łachami.. Nikt nie chodzi z gołą d*pą po ulicach a więc jest "dobrze" - niech żyje kapitalizm..

PS. w NYC "hot-dog" - bułka z parówką na ulicy kosztuje tyle samo co śniadanie (baz żadnych ograniczeń) w Las Vegas..

--
Kapitalizm jest chorobą (zarazą) z którą należy walczyć..
Instalując Linuksa na swoim komputerze robisz pierwszy krok w tym kierunku..

Data: 2012-08-04 10:01:02
Autor: Bogdan Idzikowski
Dostatek

Użytkownik "trybun" <Che@yahoo.com> napisał w wiadomości news:jvikeo$96t$2node1.news.atman.pl...
W dniu 2012-08-02 22:19, Anatol pisze:

Użytkownik "Trybun" <rg@yachoo.com> napisał w wiadomości news:jvei1d$jt0$1node2.news.atman.pl...
W dniu 2012-08-02 19:06, Anatol pisze:

Użytkownik "gazeta" <ozeirtychy@wp.pl> napisał w wiadomości news:jvd9uv$p60$1inews.gazeta.pl...

Jestem osobą w podeszłym wieku.
Pamiętam czasy kiedy nic nie było: mięsa dostawało się 4,5 kg na osobę miesięcznie a chętnie zjadło by się więcej,

Dla emerytów, pracowników umysłowych, chłoporobotników, studentów była kartka M-I - 2,5 kg z czego 0,7 kg to wołowe z kością, które powinno się nazywać raczej kości z wołowiną (czy też resztkami ścięgien i żył).

Czysta propaganda, za takie oszustwa w PRLu można byłoby dostać "czapę".

Początek kolejki zawsze wykupywał najlesze asortymenty i kawałki mięsa. Na koniec zostawały  prawie same kości bo kawąłki najbardziej mięsiste były już powybierane (w sklepach mięsnych były grube drewaniane dechy lub pieńki gdzie persenel siekierkami czy tasakami sztukował te kawałki zgodnie z zyczeniem klienta). Nawet na takie kości trzeba było mieć kartki a ich spożycie było zaliczne przez GUS - podobnie jak z podrobami i głowizną  - do spożycia mięsa.

O jakich ty kolejkach piszesz? Zdarzyło ci się kiedy nie wykupić przydziału ze względu na że mimo tego że stałaś w kolejce zabrakło dla ciebie towaru? Z mojej perspektywy to wygląda tak - w pobliskim miasteczku jest sieć sklepów masarskich "Grosik", i raczej z pamięcią nie mam problemu - otóż kolejki po mięso w tych sklepach są nieraz dłuższe od tych co pamiętam z PRLu. Mieszkałem w kamienicy w której na parterze był sklep rzeźnicki. Z małym zastrzeżeniem od początku 80tych lat w kraju bywałem sporadycznie, ale chyba musiałbym mieć wyjątkowego pecha żeby trafiać na takie chwile że akurat w tym czasie nie było wielkich kolejek. Trochę gorsza sytuacja była z dostępem do towarów przemysłowych - w tym przypadku gdy ktoś chciał kupić meble czy wieżę stereo to raczej regułą było to że trzeba się było zapisać do kolejki, i odstać nieraz kilka dni. Oczywiście piszę tu tylko o sytuacji która panowała podczas kryzysu wywołanego rebelią "Solidarności" a nie o sytuacji panującej przez cały czas trwania PRLu.

Boś ty komuch, kupował w specjalnych sklepach dla komuchów. Młodzszym wyjaśniam, że za PRL były dwa rodzaje sklepów. Dla wybranych i dla chołoty.

--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".

Data: 2012-08-04 20:13:31
Autor: Anatol
Dostatek

Użytkownik "trybun" <Che@yahoo.com> napisał w wiadomości news:jvikeo$96t$2node1.news.atman.pl...

O jakich ty kolejkach piszesz? Zdarzyło ci się kiedy nie wykupić przydziału ze względu na że mimo tego że stałaś w kolejce zabrakło dla ciebie towaru?

Konkretnie to w czerwcu i lipcu 1989. Z zaopatrzeniem nawet na kartki było tak kiepsko że panstwo wypłacało ekwiwalent pieniężny za niewykorzystane kartki, którzy oczywiscie nie wsytarczał na pokrcie róznicy w cenie wobec cen wolnorynkowych.
 Nigdy nie udało mi się kupić lepszych gatunków wędlin (np. szynka, kiełbasa myśłiwska, krakowskakabanosy) czy mięsa (np. schab) ponieważ zakupy robiłem tylko wtedy gdy miałem czas i gdy kolejka nie przekraczała kilku osób.

Z mojej perspektywy to wygląda tak - w pobliskim
miasteczku jest sieć sklepów masarskich "Grosik", i raczej z pamięcią nie mam problemu - otóż kolejki po mięso w tych sklepach są nieraz dłuższe od tych co pamiętam z PRLu. Mieszkałem w kamienicy w której na parterze był sklep rzeźnicki. Z małym zastrzeżeniem od początku 80tych lat w kraju bywałem sporadycznie, ale chyba musiałbym mieć wyjątkowego pecha żeby trafiać na takie chwile że akurat w tym czasie nie było wielkich kolejek.

Kolejki po mięso w 40-tysiecznym mieście  w którym mieszkałem zaczely sie od conajmniej 1976. Na początku wakacji 1980 kolejki pod mięsnym formowały  się już ok. północy.

 Trochę gorsza sytuacja była z dostępem do towarów
przemysłowych - w tym przypadku gdy ktoś chciał kupić meble czy wieżę stereo to raczej regułą było to że trzeba się było zapisać do kolejki, i odstać nieraz kilka dni. Oczywiście piszę tu tylko o sytuacji która panowała podczas kryzysu wywołanego rebelią "Solidarności" a nie o sytuacji panującej przez cały czas trwania PRLu.

Kolejki i pustoszenie półek zaczęły narastać od 1975.

Na samochód czekało się 2 lata (trzeba było zapłacic z góry całą kwotę  na które się składały się wielopokoleniowe rodziny a przy odbiorze po 2-3 latach trzeba bylo dopłacić jeszcze różnicę jeżeli cena wzrosła) . Cukier był masowo wykupywany na zapas, a w 1976 wprowadzono na niego kartki.


Wtedy nie do pomyślenia były bułki z kleksika ciasta i dawki spulchniacza, czy nasączanie mięsa wodą.

W dużym zakładzie przemyslowym w którym odbywałem praktyki był wypadek spawacze ktory doznał dużych poparzeń twarzy po eksplozji kiełbasy zwyczajnej podgrzewanej palnikiem acytyleno-tlenowym (tzn. ekslodowała woda ktora wyparowała w ułamku sekundy). BHPowiec który prowadził szkolenie dla praktykantów podał ten przykład ku przestrodze.

Uwierzyłbym gdybyś napisał że stało się to w obecnych czasach. Wiesz że w PRLu nie zawijano twarogu w folię? I wyobrażasz co by z twarogiem stało się dzisiaj gdyby go nie zapakowano w folię? Otóż wiedz że w PRLu była w nim zniloma zawartość wody, a dzisiaj składa się on prawią z samej wody.

W papierowym opakowaniu ser po jakimś czasie po prostu wysychał. Ze swieżego kapało woda - kupowałem taki na wsi w mleczarni w ramach nieoficjalnych przydziałów bez kolejki (także masło) jakie przysługiwały w zamian za dostarczone przez dziadków mleko.




Do tego dochodziły problemy z przechowywaniem z powodu braku opakowań i przerw w zasilaniu lodówek i chłodni.

Tu akurat muszę przyznać ci rację, - w stołówkach i innych jadłodajniach pracownicy kradli. Np. do kotletów mielonych bułka zamiast mięsa itd. Miałem znajomą która pracowała w stołówce HCP. - wynosiła do domu całe torby mięsa. Jednak i dzisiaj nic nie jest lepiej pod tym względem.

Jest rynek - można żywić się gdzie indziej albo kupować w lepszym sklepie. Co do nieświeżego mięsa , ryb i nabiału to  obecnie nie ma takich masowych zatruć salmonellą i jadem kiełbasianym jak w PRL.


Możliwe bo skoro w przeliczniku dolarowym można było kupić miesieczną pracę Polaka za 20 USD, to nawet 2 razy droższe mięso
o z wolnego rynku było bardzo tanie.

Ja bym postawił na jakość tych towarów. Wtedy w Holandii już funkcjonowały fermy tuczu przemysłowego, a w Polsce niczym jeszcze nie skażano żywności.


Na pewno były też sklepy z lepszą żywnością, łącznie z tą importowaną z Polski.


Anatol

Dostatek

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona