Żeby nie być gołosłownym zrobiłem dzisiaj pewne doświadczenie. Idąc po
chodnikach o szerokości od 0,8 do 1,5m  i zachowując ruch prawostronny
postanowiłem nie ustępować rowerzystom, schodząc w krzaki i chowając się
między prawidłowo zaparkowanymi samochodami. Efekt to trzy razy zostałem
obrzucony przekleństwami rodem z pod budki z piwem (nie zwracałem im
żadnej uwagi), a raz dostałem wyjaśnienie, że Pani jedzie z nieletnim,
który zasuwał 100m przed nią wypadając na ulicę bez nadzoru (tę Panią
faktycznie spytałem dla czego usiłuje mnie staranować na chodniku o
szerokości ok. 0,8m). Gwoli uczciwości, spotkałem też dwóch jadących
ulicą, jeden na góralu i drugi na czymś podobnym do składaka :). Dla
ułatwienia dodam, ze chodniki z kostki niefazowanej, ograniczenia na
ulicach do 30 i 50 km/h i w zasięgu wzroku jeden lub dwa samochody w
ruchu. Potem dziwimy się, że nie lubią rowerzystów? To osiedlowe
uliczki, gdzie większość pojazdów jedzie ok. 20 km/h by nie potrącić
dzieciaka, psa lub kota i tam też większość boi się jechać ulicą?
Zazwyczaj jeszcze spotykam na chodniku o szerokości ok. 2-2,5m
rozpędzonych rowerzystów jadących wzdłuż Krasińskiego, gdzie też jest
ograniczenie do 50km/h i ruch stosunkowo niewielki.
Szanowna Grupo, co powoduje, że w tak dogodnych warunkach większość
rowerzystów jeździ "kosztem" pieszych. To jakiś odruch zemsty za to co
robią kierowcy rowerzystom? Pokazywanie wyższości? Czy może tylko
głupota? W moim bloku do 10% lokatorów jeździ częściej lub rzadziej
rowerami i nie ma konfliktów, ale jak przyjedzie rowerzysta z zewnątrz
to musi po wąskiej ścieżce dla pieszych poszaleć i awantura gotowa,.
Szpan? Głupota? A może stary, głupi i wredny jestem?