Data: 2012-04-06 07:08:31 | |
Autor: stevep | |
Drżyjcie "zaprzańcy". | |
# Boi się, no tak, sam się przyznaje, że się boi. Dlaczego się boi? Bo wie, że narodowy duch się odradza, a jak się odrodzi, o tym też wie, to takich jak on, zaprzańców, zdmuchnie z placu boju.
Tak pewnie przeczytam na jednym czy drugim prawicowym forum. Ale nieważne. Dlaczego się boję 10 kwietnia? Nie dlatego, że boję się tłumu. Lubię tłumy. Nie dlatego, że boję się wspólnoty. Kocham poczucie wspólnoty. Nie dlatego, że nie lubię patriotycznej atmosfery. Lubię ją. Nie dlatego, że nie lubię manifestowania, że my, że razem, że Polska, że biało - czerwoni, że jeszcze nie zginęła i nigdy nie zginie. I flagi też lubię, dużo flag. Boję się, bo nie trzeba wielkiej umiejętności przewidywania, by wiedzieć że kolejny raz, tak jak w czasie uroczystości rocznicowych sprzed roku, pojawi się w stolicy wspólnota, ale będzie to - swego rodzaju paradoks - wspólnota wykluczająca. My tu to patrioci, my wiemy co się wtedy stało i kto to zrobił, my wiemy, że Lech Kaczyński był wielkim prezydentem, kto nie z nami jest Polakiem gorszym, a może jest Polakiem wyłącznie z paszportu i miejsca urodzenia. Czy to są jakieś rojenia i fobie? Nie. Po stronie, jak ona sama się nazywa, niepodległościowej czy niepokornej, mamy bowiem do czynienia z patriotyzmem wykluczającym. Nie jest przecież przypadkiem, że idol tej Polski zaraz po katastrofie napisał, że "co się podzieliło, to się już nie sklei". Nie jest przypadkiem, że niedawno całkiem poważnie stwierdził, iż jedna czwarta Polaków to patrioci, a reszta to takie tubylcze barachło. Rozumiem, że takie stwierdzenie ma być fundamentem sklejania dwóch Polsk, tak? Nie śmieję się z patriotyzmu zwolenników Jarosława Kaczyńskiego i miłośników Lecha Kaczyńskiego. Szanuję go. Szanując ich nie godzę się jednak absolutnie na to, by mi samemu patriotyzmu odmawiano. A czyni się to, czyni się to regularnie, w niepokornych tygodnikach niemal co tydzień, na portalach "po stronie prawdy" właściwie codziennie. W słowach często wybitnie brutalnych. Czasem glanowany niemiłosiernie, odgryzam się, pewnie za mocno niekiedy, ale z mocą będącą jakby manifestacją, że pognębić się rąbance nie mam. Teraz, w nastroju przedświątecznym i przedrocznicowym pytam jednak na spokojnie. Czy mogę być uznany za patriotę uważając prezydenturę Lecha Kaczyńskiego za nieudaną? Czy mogę być traktowany jak patriota, skoro koncepcje Jarosława Kaczyńskiego i jego praktyka polityczna zwykle są według mnie nie do zaakceptowania? Czy mogę być uznany za patriotę, skoro wszystkie słowa o zamachu uważam za brednie? Czy mogę być patriotą, skoro uważam, że pomysł z Wawelem był niedoważony? Czy mogę być patriotą, skoro uważam, że Rosjanie nie mieli z tym nic wspólnego, a Niemcy nie są naszym wrogiem? Czyż uważając tak nie dowodzę, że patriotą nie jestem, a w najlepszym razie jestem głupcem? Tak, kocham nasze poczucie wspólnoty, ale nie wspólnoty wykluczającej, nie wspólnoty wrogości, nie przeciw komuś i czemuś. Trudno dziś o nią w Polsce. Co się podzieliło, to się może rzeczywiście nie sklei. Może więc jedyną możliwą wersją wspólnoty jest ta stadionowa, biało - czerwona, gdy razem rykniemy hymn, wierząc, że za chwile nasi tam sięgną, gdzie wzrok nie sięga i złamią, czego rozum kibica nie złamie i poczują swą młodość razem z jej orlą potęgą. Gdy rykniemy "Jeszcze Polska", na kilkadziesiąt sekund a potem na 90 minut nikt z nas nie będzie miał politycznych poglądów, wszystko to stanie się doskonale nieistotne. Mury, choć na chwilę, runą. Przynajmniej na 90 minut naprawdę "złączym się z narodem". Też coś. # Ze strony: http://tiny.pl/hpdzk -- stevep Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/ |
|