W dniu .09.2014 o 05:02 Mark Woydak <markwoydak@outlook.com> pisze:
Niektórzy fani Donalda Tuska, w tym Gazeta Wyborcza, obawiają się nieco o jego angielszczyznę. Zastanawiałem się przeto, czy Donald Tusk nie wpadł wcześniej na pomysł, że język angielski też mu się może w życiu do czegoś przydać, bo podobno niemiecki wyniósł z domu. Gdybym był od 7 lat szefem rządu, też by mnie irytował brak jakiejś kluczowej umiejętności. Z drugiej strony wiadomo, że nie każdy ma zdolności językowe.
Później doczytałem, że premier Tusk co nieco już potrafi i obiecuje, iż w ciągu trzech miesięcy wypoleruje angielski do połysku tak, że będziemy z niego dumni. Cóż, pomyślałem, gdzie mi do Donalda Tuska. Kiedyś niemal trzy lata chodziłem na kurs angielskiego trzy razy w tygodniu (plus trochę wysiłku w domu) i jakoś udało mi się zdać pierwszy egzamin. A tu trzy miesiące. Chapeau bas! No, ale w końcu nie jestem premierem, więc pewnie nie mam takich talentów.
Zupełnie przypadkowo wpadło mi dziś do ręki omówienie wywiadu, jaki udzieliła Hanna Gronkiewicz-Waltz. Zostawmy na boku peany i skoncentrujmy się tylko na angielskim premiera Donalda Tuska. Co w tej materii ma do powiedzenia HGW? Ano, dokładnie to:
Od siedmiu lat ma codzienne rozmowy z native speakerem - świetnie się porozumiewa!
Siedem lat dzień w dzień, czyli od początku premierowania, a efekty raczej przeciętne. Swoją drogą ciekawi mnie, czy usługa native speakera wliczona jest w cenę premierowania, czy też Donald Tusk bulił z własnej kieszeni. Jeśli z własnej, to jego sprawa, lecz jeśli podatnicy, to proponuję konkurencyjną do Gazety Wyborczej akcję. Nie "wszyscy uczymy się z premierem języka angielskiego", lecz "cała Polska egzaminuje premiera z języka angielskiego przed wyjazdem do Brukseli". Każdy gimnazjalista i licealista będzie mógł w ten sposób z powodzeniem sprawdzić, czy pod względem językowym też nadaje się na "króla Europy".
Do budy zawszony kundlu.
--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/
|