Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Dysonans rozpoznawczy.

Dysonans rozpoznawczy.

Data: 2009-12-31 15:17:47
Autor: Roger Perejro
Dysonans rozpoznawczy.
Nie wiem, czy arcybiskup Henryk Muszyński był rzeczywiście tajnym współpracownikiem SB - jak na to wskazują zapisy ewidencyjne poczynione przez bezpiekę w latach 1984 - 1989. Mam na ten temat wiedzę czysto gazetową, czyli nader wątłą. Ponieważ jednak badam od kilu lat podobne sprawy z krakowskiego katolickiego podwórka, uderza mnie dezynwoltura większości obrońców arcybiskupa. Bywa, że użyte przez nich argumenty nie pomagają nowemu Prymasowi Polski.
Ostatnio punktem odniesienia dla obrońców abpa Muszyńskiego jest tekst Piotra Semki w "Rzeczpospolitej" (Prymasostwo za wszelką cenę, 17 grudnia). Semka, nie przesądzając, jak naprawdę było, powiada, że skoro rzecz jest niewyjaśniona, to nominacja prymasowska dla abpa Muszyńskiego jest decyzją pochopną i szkodliwą dla reputacji Kościoła. Ma rację.

Prawa abpa Muszyńskiego do objęcia godności Prymasa Polski broni m. in. o. Tomasz Dostatni OP na łamach "Gazety Wyborczej" (Ostrożniej ze stosem, 29 grudnia). Chciałbym zatrzymać uwagę Czytelników na kilku argumentach o. Dostatniego.

Argument pierwszy: arcybiskup zaprzeczył, jakoby był tajnym współpracownikiem SB, a przecież w demokratycznym państwie tak długo, jak nie udowodniono obywatelowi, że kłamie, przyjmuje się jego publicznie wypowiedziane słowa za prawdziwe.

Zwracam uwagę, że znane są liczne przypadki, gdy czyjeś zapewnienia poddaje się w wątpliwość, mimo że nie istnieje żaden przesądzający dowód. By nie szukać daleko, tak było ostatnio ze sprawą domniemanej agentury Aleksandra Kwaśniewskiego (zob. np. artykuł niżej podpisanego na ten temat w "Tygodniku Powszechnym" z 13 grudnia).

Wątpić jest rzeczą ludzką. Są takie deklaracje, które zwyczajnie budzą wątpliwości, choćby natury logicznej. Zaklajstrowywanie tych wątpliwości argumentem, że sprawa dotyczy osoby zasłużonej etc., niczego w istocie nie załatwia, jedynie pozostawia wrażenie, że ktoś komuś próbuje zamknąć usta.

Argument drugi: arcybiskup stwierdził, że nie ma pojęcia, dlaczego został przez SB zakwalifikowany jako tajny współpracownik. "Być może były to wydarzenia stanu wojennego, kiedy bardzo wzmogła się inwigilacja, albo mogło to być związane z moją bliską nominacją biskupią (...)".

Arcybiskup Muszyński w tej wypowiedzi robi wrażenie, jakby nie wiedział, o czym mówi. Czym innym bowiem była inwigilacja, czyli prześladowanie ludzi przez bezpiekę, czym innym zaś tajna współpraca z bezpieką. Można różne rzeczy powiedzieć o metodach pracy SB, ale nie to, że rejestrowano inwigilację osobnika X jako jego tajną współpracę.

W pytaniu o rejestrację abpa Muszyńskiego w roku 1984 jako tajnego współpracownika chodzi o to, czy były i jakie były powody tej rejestracji. W tym wypadku musimy pytać o charakter relacji ks. Muszyńskiego z SB w latach i miesiącach poprzedzających tę rejestrację.

Jest bowiem faktem, że przez wiele lat ks. Muszyński był przez SB traktowany jako kandydat na tajnego współpracownika (co było kategorią całkowicie arbitralną, SB przydzielała ten status jedynie na podstawie własnego przekonania, że kogoś należy zwerbować), a potem z jakichś powodów zaczął być traktowany jako tajny współpracownik. Czy i co się w tych relacjach zmieniło? To jest pytanie, na które powinien odpowiedzieć arcybiskup.

Argument trzeci: arcybiskup stwierdził: "(...) nigdy, w żadnej formie - ani ustnej, ani pisemnej - nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek formę współpracy z SB. Nigdy też nie zgodziłem się na żadne spotkania dobrowolnie czy z własnej inicjatywy. Wszystkie one miały charakter konieczny lub nawet wymuszony".

Także to zapewnienie hierarchy kiepsko się broni wobec wiedzy, jaką dziś już mamy o metodach werbunkowych SB. W latach 80. było, otóż, regułą, że od osób duchownych nie pobierano pisemnego zobowiązania do współpracy. Także kwestie zobowiązania ustnego traktowano nierygorystycznie.

Zwykle, gdy chodziło o osoby z kościelnej elity (a taką był w 1984 r. ks. Muszyński, o którym mówiło się, że niebawem zostanie biskupem), werbujący esbek nie pytał: "czy ksiądz będzie z nami współpracował?", lecz załatwiał to bardziej elegancko. Mówił: "chciałbym się z księdzem spotykać od czasu do czasu, żeby wymienić poglądy", albo: "i u nas, i u was są ekstremiści, jest więc ważne, aby ze sobą rozmawiali ludzie umiarkowani, tacy jak ja i ksiądz".

Gdy na takie słowa, które przecież średnio rozgarnięty wikary rozumiał jako zakamuflowaną propozycję współpracy, esbek nie usłyszał, żeby poszedł do diabła, mógł skonstatować, że delikwent zgadza się na współpracę. Czy tak było w tym przypadku, nie wiemy, ale też wypowiedź abpa Muszyńskiego niczego nam tu nie wyjaśnia.

Argument czwarty: na temat przypadku abpa Muszyńskiego wypowiedziała się kościelna komisja historyczna. Jeśli dobrze rozumiem, nie zachowała się teczka pracy TW "Henryk", a zatem nie wiemy tego, co najważniejsze, czyli co ksiądz, a potem biskup Muszyński mówił esbekom. Ale zapewne jakieś ślady potwierdzające rejestrację TW "Henryk" istnieją.

Jakie to są ślady? Ile jest odnotowanych spotkań z SB? Jak były one częste? Czy zachowały się fragmenty informacji od TW "Henryk" w innych teczkach osobowych albo w aktach spraw operacyjnych, do których je wykorzystywano? Jakie to są informacje?

Tego wszystkiego, niestety, nie wiemy, bo komisja historyczna tę wiedzę trzyma pod korcem, a Episkopat Polski swego czasu uznał, że jakakolwiek byłaby ta wiedza, to i tak abp Muszyński (i pozostali biskupi, kiedyś zarejestrowani jako tajni współpracownicy) są po wsze czasy oczyszczeni z zarzutów.

Ecclesia locuta, causa finita est - zdaje się mówić o. Dostatni. Problem jest jednak taki, że dzisiaj, w czasach gdy ludzie (także wierni Kościoła) realnie rewindykują prawdo do informacji, postępowanie Episkopatu musi się jawić jako wybitnie pokrętne.

Argument piąty, teologiczno-duszpasterski: Kościół nie opiera się na radykalnym podziale na dobrych i złych, bo wszyscy są grzesznikami, lecz na przebaczeniu. Przyznam, że nie rozumiem. Jest oczywiste, że przebaczenie jest fundamentem postawy życiowej chrześcijan. Ale tu mamy jakiś zasadniczy dysonans poznawczy.

Bo albo jest tak, że abp Muszyński nie ma sobie nic do zarzucenia i wtedy nie ma on za co przepraszać, a wierni nie mają najmniejszego powodu cokolwiek mu w tej sprawie wybaczać, albo też należy arcybiskupowi po chrześcijańsku przebaczyć jego grzech. Jedno z dwojga. Powtarzam: nie wiem, jaki był naprawdę charakter kontaktów abpa Muszyńskiego z SB. Ale i ten argument o. Dostatniego nie wyjaśnia sprawy, raczej ją zaciemnia.

Ojca Tomasza Dostatniego trochę znam, bardzo go cenię i lubię. Dlatego ten jego tekst z "Wyborczej" mnie zmartwił. W każdym razie biorę za dobrą monetę jego słowa, że o wszystkich sprawach kościelno-agenturalnych (Dostatni wymienia sprawy abpa Wielgusa, ks. Czajkowskiego, o. Hejmy, bpa Skworca) "warto uczciwie kiedyś porozmawiać". Na pewno warto i zgłaszam niniejszym akces do takiej rozmowy. Myślę, że na początek dobrze byłoby ustalić kryteria takiej uczciwej rozmowy.

Ojca Tomasza serdecznie pozdrawiam na nowy rok, Anno Domini 2010. PT Czytelników (włącznie z tymi, którzy skomentują powyższe jako lustracyjne oszołomstwo) - również.



http://fakty.interia.pl/felietony/graczyk/news/obroncom-arcybiskupa-do-sztambucha,1417626



Przemek

--

- PiS stał się niewydolny jak realny socjalizm w okresie późnego Breżniewa. Taka jest cena braku wewnętrznej debaty, i otaczania się potakiwaczami - pisze w liście otwartym do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego Jacek Świetlicki, Przewodniczący Klubu Radnych PiS w Sejmiku Województwa Śląskiego. I ogłasza odejście z partii, w której był od początku jej powstania.


http://jedyniesluszne.blox.pl/2007/09/Czlonkowie-PZPR-w-szeregach-PiS.html

Data: 2009-12-31 15:29:16
Autor: Leslaw Malesz
Dysonans rozpoznawczy.

"Roger Perejro" <brońmy RP przed pisem@op.pl> schrieb im Newsbeitrag
news:hhibqe$lh0$1news.onet.pl...
Nie wiem, czy arcybiskup Henryk Muszyński był rzeczywiście tajnym
współpracownikiem SB - jak na to wskazują zapisy ewidencyjne poczynione
przez bezpiekę w latach 1984 - 1989. Mam na ten temat wiedzę czysto
gazetową, czyli nader wątłą. Ponieważ jednak badam od kilu lat podobne
sprawy z krakowskiego katolickiego podwórka, uderza mnie dezynwoltura
większości obrońców arcybiskupa. Bywa, że użyte przez nich argumenty nie
pomagają nowemu Prymasowi Polski.
Ostatnio punktem odniesienia dla obrońców abpa Muszyńskiego jest tekst
Piotra Semki w "Rzeczpospolitej" (Prymasostwo za wszelką cenę, 17
grudnia).
Semka, nie przesądzając, jak naprawdę było, powiada, że skoro rzecz jest
niewyjaśniona, to nominacja prymasowska dla abpa Muszyńskiego jest decyzją
pochopną i szkodliwą dla reputacji Kościoła. Ma rację.

Prawa abpa Muszyńskiego do objęcia godności Prymasa Polski broni m. in. o.
Tomasz Dostatni OP na łamach "Gazety Wyborczej" (Ostrożniej ze stosem, 29
grudnia). Chciałbym zatrzymać uwagę Czytelników na kilku argumentach o.
Dostatniego.

Argument pierwszy: arcybiskup zaprzeczył, jakoby był tajnym
współpracownikiem SB, a przecież w demokratycznym państwie tak długo, jak
nie udowodniono obywatelowi, że kłamie, przyjmuje się jego publicznie
wypowiedziane słowa za prawdziwe.

Zwracam uwagę, że znane są liczne przypadki, gdy czyjeś zapewnienia
poddaje
się w wątpliwość, mimo że nie istnieje żaden przesądzający dowód. By nie
szukać daleko, tak było ostatnio ze sprawą domniemanej agentury Aleksandra
Kwaśniewskiego (zob. np. artykuł niżej podpisanego na ten temat w
"Tygodniku
Powszechnym" z 13 grudnia).

Wątpić jest rzeczą ludzką. Są takie deklaracje, które zwyczajnie budzą
wątpliwości, choćby natury logicznej. Zaklajstrowywanie tych wątpliwości
argumentem, że sprawa dotyczy osoby zasłużonej etc., niczego w istocie nie
załatwia, jedynie pozostawia wrażenie, że ktoś komuś próbuje zamknąć usta.

Argument drugi: arcybiskup stwierdził, że nie ma pojęcia, dlaczego został
przez SB zakwalifikowany jako tajny współpracownik. "Być może były to
wydarzenia stanu wojennego, kiedy bardzo wzmogła się inwigilacja, albo
mogło
to być związane z moją bliską nominacją biskupią (...)".

Arcybiskup Muszyński w tej wypowiedzi robi wrażenie, jakby nie wiedział, o
czym mówi. Czym innym bowiem była inwigilacja, czyli prześladowanie ludzi
przez bezpiekę, czym innym zaś tajna współpraca z bezpieką. Można różne
rzeczy powiedzieć o metodach pracy SB, ale nie to, że rejestrowano
inwigilację osobnika X jako jego tajną współpracę.

W pytaniu o rejestrację abpa Muszyńskiego w roku 1984 jako tajnego
współpracownika chodzi o to, czy były i jakie były powody tej rejestracji.
W
tym wypadku musimy pytać o charakter relacji ks. Muszyńskiego z SB w
latach
i miesiącach poprzedzających tę rejestrację.

Jest bowiem faktem, że przez wiele lat ks. Muszyński był przez SB
traktowany
jako kandydat na tajnego współpracownika (co było kategorią całkowicie
arbitralną, SB przydzielała ten status jedynie na podstawie własnego
przekonania, że kogoś należy zwerbować), a potem z jakichś powodów zaczął
być traktowany jako tajny współpracownik. Czy i co się w tych relacjach
zmieniło? To jest pytanie, na które powinien odpowiedzieć arcybiskup.

Argument trzeci: arcybiskup stwierdził: "(...) nigdy, w żadnej formie -
ani
ustnej, ani pisemnej - nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek formę współpracy
z
SB. Nigdy też nie zgodziłem się na żadne spotkania dobrowolnie czy z
własnej
inicjatywy. Wszystkie one miały charakter konieczny lub nawet wymuszony".

Także to zapewnienie hierarchy kiepsko się broni wobec wiedzy, jaką dziś
już
mamy o metodach werbunkowych SB. W latach 80. było, otóż, regułą, że od
osób
duchownych nie pobierano pisemnego zobowiązania do współpracy. Także
kwestie
zobowiązania ustnego traktowano nierygorystycznie.

Zwykle, gdy chodziło o osoby z kościelnej elity (a taką był w 1984 r. ks.
Muszyński, o którym mówiło się, że niebawem zostanie biskupem), werbujący
esbek nie pytał: "czy ksiądz będzie z nami współpracował?", lecz załatwiał
to bardziej elegancko. Mówił: "chciałbym się z księdzem spotykać od czasu
do
czasu, żeby wymienić poglądy", albo: "i u nas, i u was są ekstremiści,
jest
więc ważne, aby ze sobą rozmawiali ludzie umiarkowani, tacy jak ja i
ksiądz".

Gdy na takie słowa, które przecież średnio rozgarnięty wikary rozumiał
jako
zakamuflowaną propozycję współpracy, esbek nie usłyszał, żeby poszedł do
diabła, mógł skonstatować, że delikwent zgadza się na współpracę. Czy tak
było w tym przypadku, nie wiemy, ale też wypowiedź abpa Muszyńskiego
niczego
nam tu nie wyjaśnia.

Argument czwarty: na temat przypadku abpa Muszyńskiego wypowiedziała się
kościelna komisja historyczna. Jeśli dobrze rozumiem, nie zachowała się
teczka pracy TW "Henryk", a zatem nie wiemy tego, co najważniejsze, czyli
co
ksiądz, a potem biskup Muszyński mówił esbekom. Ale zapewne jakieś ślady
potwierdzające rejestrację TW "Henryk" istnieją.

Jakie to są ślady? Ile jest odnotowanych spotkań z SB? Jak były one
częste?
Czy zachowały się fragmenty informacji od TW "Henryk" w innych teczkach
osobowych albo w aktach spraw operacyjnych, do których je wykorzystywano?
Jakie to są informacje?

Tego wszystkiego, niestety, nie wiemy, bo komisja historyczna tę wiedzę
trzyma pod korcem, a Episkopat Polski swego czasu uznał, że jakakolwiek
byłaby ta wiedza, to i tak abp Muszyński (i pozostali biskupi, kiedyś
zarejestrowani jako tajni współpracownicy) są po wsze czasy oczyszczeni z
zarzutów.

Ecclesia locuta, causa finita est - zdaje się mówić o. Dostatni. Problem
jest jednak taki, że dzisiaj, w czasach gdy ludzie (także wierni Kościoła)
realnie rewindykują prawdo do informacji, postępowanie Episkopatu musi się
jawić jako wybitnie pokrętne.

Argument piąty, teologiczno-duszpasterski: Kościół nie opiera się na
radykalnym podziale na dobrych i złych, bo wszyscy są grzesznikami, lecz
na
przebaczeniu. Przyznam, że nie rozumiem. Jest oczywiste, że przebaczenie
jest fundamentem postawy życiowej chrześcijan. Ale tu mamy jakiś
zasadniczy
dysonans poznawczy.

Bo albo jest tak, że abp Muszyński nie ma sobie nic do zarzucenia i wtedy
nie ma on za co przepraszać, a wierni nie mają najmniejszego powodu
cokolwiek mu w tej sprawie wybaczać, albo też należy arcybiskupowi po
chrześcijańsku przebaczyć jego grzech. Jedno z dwojga. Powtarzam: nie
wiem,
jaki był naprawdę charakter kontaktów abpa Muszyńskiego z SB. Ale i ten
argument o. Dostatniego nie wyjaśnia sprawy, raczej ją zaciemnia.

Ojca Tomasza Dostatniego trochę znam, bardzo go cenię i lubię. Dlatego ten
jego tekst z "Wyborczej" mnie zmartwił. W każdym razie biorę za dobrą
monetę
jego słowa, że o wszystkich sprawach kościelno-agenturalnych (Dostatni
wymienia sprawy abpa Wielgusa, ks. Czajkowskiego, o. Hejmy, bpa Skworca)
"warto uczciwie kiedyś porozmawiać". Na pewno warto i zgłaszam niniejszym
akces do takiej rozmowy. Myślę, że na początek dobrze byłoby ustalić
kryteria takiej uczciwej rozmowy.

Ojca Tomasza serdecznie pozdrawiam na nowy rok, Anno Domini 2010. PT
Czytelników (włącznie z tymi, którzy skomentują powyższe jako lustracyjne
oszołomstwo) - również.




http://fakty.interia.pl/felietony/graczyk/news/obroncom-arcybiskupa-do-sztambucha,1417626



Przemek

-- - PiS stał się niewydolny jak realny socjalizm w okresie późnego
Breżniewa.
Taka jest cena braku wewnętrznej debaty, i otaczania się potakiwaczami -
pisze w liście otwartym do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego Jacek
Świetlicki, Przewodniczący Klubu Radnych PiS w Sejmiku Województwa
Śląskiego. I ogłasza odejście z partii, w której był od początku jej
powstania.


http://jedyniesluszne.blox.pl/2007/09/Czlonkowie-PZPR-w-szeregach-PiS.html




   moze ktos to wytlumaczy: z jakiego powodu ten judaizujacy dywersant
   w kosciele mialby nie byc tw sb?

   ar

   ps moj prymas osobisty przyjaciel obecnego papieza hrabia z urodzenia
   zadnym parchem z sb bogu dzieki nie jest! :-)))

Data: 2009-12-31 15:35:33
Autor: = heÂŽsk =
Dysonans rozpoznawczy.
On Thu, 31 Dec 2009 15:17:47 +0100, "Roger Perejro" <brońmy RP przed
pisem@op.pl> wrote:

Nie wiem, czy arcybiskup Henryk Muszy?ski by? rzeczywiÂście tajnym wspĂł?pracownikiem SB - jak na to wskazujÂą zapisy ewidencyjne poczynione przez bezpiek? w latach 1984 - 1989. [...]

 "przemus" czy jak ci tam. chcesz to pokaze ci papiery, ze byles
 esbeckim kapusiem w dowolnym okresie twego nedznego zycia.

 ps. nie uzywaj okreslen ktorych znaczenia nie rozumiesz, zmniejszysz
     w ten sposob dysonans. jaki? pocztaj cos na temat psychologi
     spolecznej


--

 HeSk

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Data: 2009-12-31 15:45:15
Autor: Roger Perejro
Dysonans rozpoznawczy.

Użytkownik "= heRsk =" <tesame?bigbrednie@interia.pl> napisał

 ps. nie uzywaj okreslen ktorych znaczenia nie rozumiesz, zmniejszysz
     w ten sposob dysonans. jaki? pocztaj cos na temat psychologi
     spolecznej


No wikary, to dołożyłeś Graczykowi, bo to jego słowa, he, he, he! Następnym razem jak chcesz coś skrytykowac to przeczytaj cały tekst. Nie podniecaj się tym, że tekst o katabasach, tylko postaraj się zrozumiec!

Przemek
--

- PiS stał się niewydolny jak realny socjalizm w okresie późnego Breżniewa. Taka jest cena braku wewnętrznej debaty, i otaczania się potakiwaczami - pisze w liście otwartym do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego Jacek Świetlicki, Przewodniczący Klubu Radnych PiS w Sejmiku Województwa Śląskiego. I ogłasza odejście z partii, w której był od początku jej powstania.

http://jedyniesluszne.blox.pl/2007/09/Czlonkowie-PZPR-w-szeregach-PiS.html

Data: 2009-12-31 16:01:02
Autor: = heÂŽsk =
Dysonans rozpoznawczy.
On Thu, 31 Dec 2009 15:45:15 +0100, "Roger Perejro" <brońmy RP przed
pisem@op.pl> wrote:

 ps. nie uzywaj okreslen ktorych znaczenia nie rozumiesz, zmniejszysz
     w ten sposob dysonans. jaki? pocztaj cos na temat psychologi
     spolecznej

No wikary,

 ciebie to chyba faktycznie zerznal wikary ;o)))

to do?o?y?eÂś Graczykowi, bo to jego s?owa, he, he, he!

 ty uzyles tego okreslenia w temacie a nie jak widze nie
 masz o tym  rozowego pojecia wiec ucz sie smyku.

Nast?pnym razem jak chcesz coÂś skrytykowac to przeczytaj ca?y tekst.

 twoje zalosne wypociny na temat pracia jakiegos klechy zupelnie
 mnie nie interesuja. masz schize na tym punkcie i to twoj problem.

Nie podniecaj si? tym, ?e tekst o katabasach,

 ja?! to ty osiagasz multiorgazmy brandzlujac sie kopiowaniem
 tekstow na temat jakiegos 70-letniego klechy z dzungli ktory  30 lat temu rzekomo obciagal druta jakiemus kozojebcowi.

tylko postaraj si? zrozumiec!

 twoich schizofrenicznych fobii wokol rozporkow starych
 purpuratow nie mam zamiaru rozwazac. to twoj problem.
--

 HeSk

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Data: 2009-12-31 16:35:19
Autor: Dirko
Dysonans rozpoznawczy.

Użytkownik "= heRsk =" <tesame?bigbrednie@interia.pl> napisał w wiadomości news:rjdpj5pq6rn9f51dij6df87lneffeaqlfh4ax.com...

 ps. nie uzywaj okreslen ktorych znaczenia nie rozumiesz, zmniejszysz
     w ten sposob dysonans. jaki? pocztaj cos na temat psychologi
     spolecznej

    Oczywiście, że chodzi o dysonans poznawczy ale moim zdaniem dysonans albo jest albo go nie ma a zmniejszanie kojarzy się raczej z dystansem. ;-)

Dysonans rozpoznawczy.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona