Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Działania ABW i CBA gdy premierem był dupowaty Hitler!

Działania ABW i CBA gdy premierem był dupowaty Hitler!

Data: 2010-10-08 08:39:18
Autor: Jarek nie obronił kżyża
Działania ABW i CBA gdy premierem był dupowaty Hitler!
ABW znała billingi Moniki Olejnik z prawie dwóch lat! Aż 20 razy ściągała dane o rozmowach reporterów RMF FM! CBA tropiło źródła "Gazety"! Jakim prawem?

W latach 2005-07 Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne i policja zbierały dane na temat rozmów telefonicznych co najmniej dziesięciorga dziennikarzy.

Inwigilowani w ten sposób byli: Monika Olejnik (TVN 24 i Radio Zet), Cezary Gmyz ("Rzeczpospolita"), Maciej Duda ("Rzeczpospolita", "Newsweek"), Roman Osica i Marek Balawajder (obaj RMF FM), Piotr Pytlakowski ("Polityka"), Andrzej Stankiewicz ("Newsweek"), Bertold Kittel ("Rzeczpospolita"), Wojciech Czuchnowski i Bogdan Wróblewski (obaj "Gazeta Wyborcza").



Ujawniamy informacje ze śledztwa, które miało zbadać, czy ta "kontrola operacyjna" dziennikarzy nie była bezprawna.

Prowadziła je prokuratura w Zielonej Górze. W maju 2010 r. zakończyło się umorzeniem "z powodu niewykrycia przestępstwa". Jednak materiały pokazują bulwersujące praktyki służb specjalnych.

ABW ściągnęła np. dane o połączeniach telefonicznych Moniki Olejnik za prawie dwa lata. Nie wiadomo, do czego specsłużbom były potrzebne te informacje. W przypadku dziennikarzy Radia RMF tylko w 2007 r. różne komórki ABW 20 razy pobierały dane: (do kogo dzwonili, (kto się z nimi kontaktował, (w jakich stacjach bazowych logowały się ich telefony.

Billingami Bogdana Wróblewskiego interesowało się CBA. Na zlecenie Biura ściągnięto wykazy jego kontaktów z sześciu miesięcy - gdy pisał o głośnych i bulwersujących akcjach tej służby, m.in. o zatrzymaniu dr. Mirosława G.

Zarówno ABW, jak i CBA pytane przez prokuraturę, czy numery dziennikarzy były objęte kontrolą operacyjną, w oficjalnych pismach zaprzeczyły!

Prowadzący śledztwo zdobył jednak dowód: wykaz zleceń od ABW, CBA i policji, które drogą elektroniczną uzyskiwały dane o telefonach dziennikarzy z sieci Era GSM.

Materiały na temat inwigilacji mediów, które ujawniamy, to tylko niewielka część akt zielonogórskiego śledztwa. Większość zebranych w nim dokumentów, łącznie z postanowieniem o umorzeniu, jest tajna. Ale już z tych akt, które znamy, wynika jeden wniosek: służby specjalne notorycznie nadużywają uprawnień przyznanych im po to, by skuteczniej walczyły z groźną przestępczością.

Wykorzystują przepisy ułatwiające im dostęp do połączeń telefonicznych i wykazów rozmów, aby tropić dziennikarskie źródła informacji.

Na dodatek - mimo publicznych deklaracji o konieczności rozliczenia nadużyć z lat 2005-07 - obecne służby blokują dotarcie do prawdy.

Prawda o podsłuchach

Ujawniamy dane ze śledztwa, które prokuratura w Zielonej Górze prowadziła od 2008 r. i które w maju 2010 r. umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa. Większość z 13 tomów akt sprawy jest "tajna" lub "ściśle tajna". Poznaliśmy zawartość tylko trzech jawnych tomów udostępnionych sądowi w Warszawie, który ma rozpatrzyć zażalenie na odmowę prowadzenia dalszego postępowania.

To, co jest w tych materiałach, pokazuje skalę inwigilacji dziennikarzy, łatwość, z jaką służby specjalne uzyskują dostęp do danych na temat połączeń telefonicznych, oraz ich arogancję w kontaktach z prokuraturą próbującą dojść do prawdy.

Lista prokuratora

Zielonogórskie śledztwo wszczęto z zawiadomienia sejmowej speckomisji po zeznaniach, które odebrała od byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka; potem zawiadomienie złożył jeszcze komendant główny policji. Po zebraniu pierwszych dowodów prowadzący śledztwo prokurator Marcin Baworowski uznał, że kontrolą operacyjną, podczas której doszło do złamania prawa, mogło zostać objętych dziesięcioro dziennikarzy.

Wiosną 2009 r. prok. Baworowski rozesłał do ABW, CBA i policji zapytanie, czy w latach 2005-07 objęto inwigilacją następujące osoby (kolejność nazwisk z pisma prokuratora, ich macierzyste redakcje podajemy wg stanu z lat 2005-07): Monika Olejnik (TVN 24 i Radio ZET), Cezary Gmyz ("Rzeczpospolita"), Bogdan Wróblewski ("Gazeta Wyborcza"), Maciej Duda ("Rzeczpospolita", "Newsweek"), Roman Osica i Marek Balawajder (obaj (RMF FM), Piotr Pytlakowski ("Polityka"), Wojciech Czuchnowski ("Gazeta Wyborcza"), Andrzej Stankiewicz ("Newsweek") i Bertold Kittel ("Rzeczpospolita").

Jednocześnie prokurator wystąpił do operatorów telefonii komórkowych i stacjonarnych, w których dziennikarze mieli telefony. Pytał, czy odnotowali wnioski policji i służb specjalnych o przekazanie billingów, logowań do stacji BTS oraz o umożliwienie podsłuchów.

"Finezja" służb

6 maja 2009 r. ABW odpowiedziała, że w latach 2005-07 nie stosowano kontroli operacyjnej telefonów i osób wskazanych we wniosku prokuratury. Podobnie odpowiedziało CBA. Prokurator mógł to zweryfikować jedynie na podstawie danych od operatora telefonów. Uzyskał je z Ery GSM.



Jest to tabela zleceń, które służby składały, by dostać dane o połączeniach oraz wykaz logowań w stacjach bazowych BTS pozwalający prześledzić, gdzie i kiedy znajdował się abonent. System, który pozwala przekazywać te dane, nosi kryptonim "Finezja".

Z tabeli wynika, że za pomocą "Finezji" rozpracowywano kontakty: Moniki Olejnik, Marka Balawajdra, Romana Osicy i Bogdana Wróblewskiego. Zlecenie na Olejnik złożyła ABW. Departament postępowań karnych i przestępczości zorganizowanej Agencji trzykrotnie wystąpił o dane na temat jej połączeń. Uzyskano pełne wykazy za okres od 7 marca 2006 do 10 grudnia 2007 - czyli prawie dwa lata!


Dane na temat rozmów dziennikarzy RMF dotyczyły okresu od 1 stycznia do 15 lutego 2007 i od 1 maja do 20 czerwca 2007 r. (Balawajder) oraz od 15 kwietnia do 6 lipca 2007 r. (Osica). Tu również wnioski wpłynęły od ABW. Było ich aż 20, część z delegatury w Krakowie, część z Warszawy.

Dziennikarz "Gazety" Bogdan Wróblewski był rozpracowywany na wniosek CBA, które uzyskało dane na temat jego połączeń od 1 stycznia do 15 maja 2007 r.

Porównując pisma Ery z odpowiedziami ABW i CBA, widzimy więc, że obie służby okłamały prokuraturę, twierdząc, że nie kontrolowały telefonów dziennikarzy. Dopiero po ponownym zapytaniu, w którym prokurator wskazał na dane od Ery, służby przesłały odpowiedzi. Niestety, włączono je do tajnej części akt, więc nie znamy ich treści.

Ale jedna jest jawna. Otóż ABW odpowiada, że latem 2007 r. kontrolowała połączenia z telefonu Andrzeja Stankiewicza w związku ze sprawą przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Agencja potwierdziła też (nie podając, w jakiej sprawie), że 20 maja 2007 r. w trybie pilnym (tzw. procedura operacyjna) ściągnęła dane o połączeniach Macieja Dudy.

Występując o informacje na temat dziennikarzy, ABW podawała tylko ich numery, bez nazwisk.

Inaczej zachowała się policja. Pisaliśmy już, że po kontroli w CBŚ jego szef przygotował zawiadomienie o złamaniu prawa przy podsłuchiwaniu telefonu Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety" (autora niniejszego tekstu). Jego telefon podsłuchiwano przez dwa tygodnie na przełomie kwietnia i maja 2007 r. Mimo że wiedziano, iż jest to telefon dziennikarza - we wniosku o podsłuch podano tylko numer.

W śledztwie zielonogórskim na pytanie, czy prowadzono działania wobec innych dziennikarzy, policja wymieniła Balawajdra. W piśmie z 18 czerwca 2009 r. czytamy, że chodziło o dobro operacji biura spraw wewnętrznych KG Policji, które w Krakowie tropiło powiązania policjantów z właścicielami firm holujących samochody.

Balawajder miał na ten temat materiał, który chciał ujawnić w Radiu RMF FM, a policja była temu przeciwna. Pismo nie wyjaśnia, dlaczego zarządzono kontrolę jego telefonu. Jest odnotowana w wykazie przesłanym przez Erę.

Tajniacy w centralkach

Operatorzy telefonów stacjonarnych i komórkowych nie wiedzą, w którym momencie i jakie numery ich abonentów są objęte zainteresowaniem służb specjalnych i policji. Pozwala na to rozporządzenie Rady Ministrów z 13 września 2005 r. "w sprawie wypełniania przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych zadań na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa". Zgodnie z tym dokumentem operatorzy komórek "udostępniają ABW i Policji system zapewniający niezależny dostęp do treści przekazu telekomunikacyjnego".

Mówiąc prościej, ABW i policja mają otwarty dostęp do połączeń. W piśmie Ery znajduje się wręcz sformułowanie, że "podczas stosowania kontroli, a także przetwarzania i niszczenia materiałów" operator nie otrzymuje o tym żadnych informacji.

Jeszcze ciekawsze jest stanowisko Telekomunikacji Polskiej SA. Jej departament bezpieczeństwa na pytanie prokuratora o podsłuchy telefoniczne numerów stacjonarnych - z 10 numerów zidentyfikowaliśmy trzy należące do RMF, trzy do "Rzeczpospolitej" i dwa do "Gazety" - odpisuje, że nie ma danych na ten temat. "Nie oznacza to jednak, że taka kontrola nie mogła być prowadzona" - pisze szef departamentu Leszek Motyliński. Przywołując wspomniane rozporządzenie Rady Ministrów, pisze: "Na możliwość przeprowadzenia kontroli bez udziału operatora wskazuje w omawianych przypadkach fakt, że większość wskazanych numerów należy do Centralek Zakładowych (CZ). Pełne monitorowanie abonentów CZ jest możliwe i optymalne bezpośrednio na tej centralce, ale fakt ten pozostaje poza wiedzą i odpowiedzialnością TP".

I znów, w przekładzie na zwykły język, oznacza to, że służby mogą (i robią to) podsłuchiwać telefony stacjonarne, podłączając się bezpośrednio do wspomnianych centralek.

Poznać źródła

Z danych, do których dotarliśmy, jedynie fragmentarycznie wynika, dlaczego interesowano się akurat tymi dziennikarzami. Wprost powiedziane jest to tylko w przypadku Andrzeja Stankiewicza (przeciek z afery gruntowej) i częściowo Marka Balawajdra. Okres, w jakim ABW monitorowała połączenia jego i Romana Osicy, oraz liczba wniosków, które wpłynęły z tej służby do Ery w sprawie ich telefonów, pokazuje, że mogło chodzić o kilka spraw, którymi się zajmowali.

Bogdan Wróblewski - gdy CBA sprawdzało jego połączenia - opisywał kulisy spektakularnych akcji tej służby, takich jak zatrzymanie dr. G.

Zainteresowanie telefonami Bertolda Kittela i Macieja Dudy z okresu ich pracy w "Rzeczpospolitej" w 2006 r. może się wiązać z publikacjami na temat konfliktu między ministrami rządu PiS Zbigniewem Wassermannem i Zbigniewem Ziobrą, które opierały się na poufnych źródłach w prokuraturze.

W materiałach, które opisujemy, nie ma danych (nawet daty) wskazujących, jaki był powód zainteresowania telefonami Cezarego Gmyza i Piotra Pytlakowskiego. Można powiedzieć tylko, że obaj dziennikarze opierali się w swoich publikacjach na poufnych i anonimowych źródłach, które najwidoczniej chciano zidentyfikować.

Osobną kwestią jest inwigilacja telefonu Moniki Olejnik - zebrano dane za długi okres - prawie dwa lata, z czego końcówka już z czasów rządów PO. Dziennikarka opowiada "Gazecie", że wiele razy dostawała telefony z ważnymi informacjami od osób proszących o zachowanie ich danych w tajemnicy. Wygląda na to, że ABW wręcz standardowo sprawdzała jej billingi, by się dowiedzieć, kto się z nią kontaktuje.

Czy szedł za tym również podsłuch? Tego nie wiadomo. - Jeden z moich rozmówców, którego telefon - jak się potem okazało - był podsłuchiwany, powiedział mi, że jeżeli z nim rozmawiałam, to mój telefon też jest na podsłuchu - wspomina Olejnik.

Sięganie po dowody z dziennikarskich połączeń telefonicznych i logowań nie dotyczy tylko lat 2005-07. W 2008 r. "Dziennik" ujawnił tzw. raport gruziński ABW - na temat strzałów oddanych w pobliżu delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim. ABW błyskawicznie ustaliła wtedy sprawców przecieku na podstawie danych o połączeniach autorów tekstu z urzędnikami Kancelarii Prezydenta.

Z cyklu tekstów "Gazety" na temat inwigilacji mediów wynika, że w opisywanych przypadkach chodziło o poznanie źródeł informacji chronionych tajemnicą dziennikarską. Wykorzystywano do tego prawo, stworzone, by ułatwić ściganie terrorystów i groźnych przestępców kryminalnych.

Powszechną praktyką było też wprowadzanie w błąd sądu i prokuratury - pisano bowiem we wnioskach o kontrolę, że nie jest znane nazwisko abonenta rozpracowywanego numeru.

Mimo tak oczywistych nadużyć prokuratura w Zielonej Górze dwa razy - latem 2009 i w maju 2010 - umorzyła sprawę. Treść umorzenia, podobnie jak większość materiałów ze śledztwa, jest tajna.

Prokurator Marcin Baworowski, który zebrał najważniejsze dowody, został od niej odsunięty. Nie pracuje już w prokuraturze okręgowej, lecz w niższej rangą prokuraturze rejonowej.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,8480752,Parszywa_dziesiatka.html?as=2&startsz=x#ixzz11kL6gP1P




Przemysław Warzywny

--

Publicysta Cezary Michalski o Jarosławie Kaczyńskim: nasz dupowaty Hitler już o Henrykę Krzywonos może się potknąć w swoim nieudolnym marszu do władzy".

Działania ABW i CBA gdy premierem był dupowaty Hitler!

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona