Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Dzień Niepodległości w pustoszejącym kraju

Dzień Niepodległości w pustoszejącym kraju

Data: 2013-11-12 05:24:27
Autor: Mark Woydak
Dzień Niepodległości w pustoszejącym kraju

 Dziwnie obchodzi się Dzień Niepodległości w państwie, z którego wciąż
uciekają obywatele i rodzi się w nim coraz mniej dzieci. Tak, mówię o
Polsce.
 Co prawda 11 listopada nawiązuje datą do wydarzeń związanych z powstaniem
II Rzeczpospolitej, ale przecież jest to przede wszystkim święto naszej
wolności. Jest, a przynajmniej powinno być. Bo radość coraz częściej
przyćmiewa poczucie, że ewidentnie coś się we współczesnej Polsce nie
udaje. Że choć świętujemy niepodległość w realiach państwa demokratycznego,
to już dalece niewystarczające, by rzeczywiście cieszyć się własnym krajem,
panującym w nim realiami.

 Jak będzie opisywana współczesna Polska po dziesięcioleciach, na kartach
podręczników do historii? Z jej polityki być może nie wiele zostanie.
Pozostaną za to z pewnością dwa fakty: emigracja za chlebem i wzrastający
niż demograficzny. I pewnie ktoś po latach bardzo na serio będzie sobie
zadawał pytanie, dlaczego tak nieumiejętnie zagospodarowaliśmy ten dziejowy
splot wydarzeń, jaki przyniósł rozstanie z Polską Rzeczpospolitą Ludową...
Dziś nawiązujemy do czasów II Rzeczpospolitej. To nie był doskonały kraj,
ale wówczas przynajmniej zbudowano Gdynię, scalano z powodzeniem trzy
porozbiorowe połacie kraju, w dodatku zniszczone straszliwą wojną, w jeden
byt. Dziś stawia się stadiony i wymagające niemal natychmiastowego remontu
autostrady.

 "Według obliczeń Eurostatu do 2060 roku Polskę będzie zamieszkiwało już
tylko 31 mln osób - oficjalnie, bo realnie może to być nawet mniej niż 30
mln" - czytam w nowym numerze "Gościa Niedzielnego". Oznacza to, że w tym
czasie odsetek osób w wieku produkcyjnym może stanowić tylko 53 proc.
populacji (dziś liczba ta wynosi 71 proc.)

 Ponadto, tylko w roku 2013 prognozowana przez Główny Urząd Statystyczny
liczba zgonów przewyższy liczbę narodzin o blisko 40 tys. Ma to być
najwyższa różnica po roku 1945! Spodziewano się takiej różnicy za dwa lata,
ale najwyraźniej "niż przyspieszył". Obecnie w Polsce na jedną kobietę w
wieku rozrodczym przypada - urok statystyki - 1,32 dziecka. Tymczasem dla
zastępowalności pokoleń liczba ta powinna wynosić 2,1 proc.

 Drugim problemem, który ciągnie nas na dno i każe ze smutną zadumą
spoglądać w tych dniach na łopoczącą biało-czerwoną, to rosnąca emigracja
zarobkowa. Powoduje ona, że realna populacja Polaków w kraju to już tylko
36 mln. Oficjalnie, bo często są głosy, że dane GUS są w tym względzie
niedoszacowane. Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, rektor Uczelni Łazarskiego
mówi "GN", że realnie może to być 500-800 tys. osób więcej. Dlaczego? Np.
Norwegowie twierdzą, na podstawie swoich rejestrów, że pracuje u nich 180
tys. Polaków, a wedle danych GUS to "tylko" 90 tys. Podobnie niedoszacowane
są rodzime dane dla emigracji w Anglii. Czym się to tłumaczy? Pani profesor
twierdzi: "[W Anglii] to bardzo dokładnie mierzą - to są twarde dane
obejmujące osoby, które płacą podatki. (...) Natomiast jeśli patrzeć na
GUS, to nie ma tam żadnej metodologii, bo nie ma na to pieniędzy, w
departamencie, który się tym zajmuje, pracuje tylko kilka osób". Myślę, że
także ostatnie zdanie wiele mówi o rodzimych realiach... Rzetelne
dofinansowanie strategicznych placówek naukowych jest ciągle poza
wyobrażeniem klasy politycznej.

 Najbardziej w tym wszystkim żenujące jest to, że przez lata elity same
tworzyły obraz emigracji jako najlepszego rozwiązania dla Polaków/Polski.
To wręcz swoista "polityka społeczna" w wydaniu naszej klasy politycznej.
"Polski hydraulik" stał się niemal symbolem rodzimego sukcesu. Myślę wręcz,
że w gabinetach władzy odetchnięto z ulgą, gdy kolejne kraje otwarły swoje
rynki pracy dla Polaków - odpływała ogromna rzesza (potencjalnie)
bezrobotnych. Cieszono się, że emigranci będą przesyłać pieniądze do
Polski. Bardziej prymitywnej i krótkowzrocznej społecznie i państwowo
strategii, opartej na odpływie z kraju obywateli, nie można sobie
wyobrazić. W telewizji pokazywano naszych radosnych rodaków, mówiących, że
"wreszcie ich na to lub tamto stać". Nie mówiono o dylematach emigracji, o
tym, że często była to ostatnia deska ratunku, że wielu ludzi naprawdę
chciałoby zostać tutaj i układać sobie tutaj życie. Nie zastanawiano się
wreszcie, jakie skutki dla kondycji Polski przyniesie ten odpływ. Nie
informowano, że wszystkie koszta utrzymania i tak nędznej infrastruktury
publicznej spoczną na tych, co jeszcze tutaj zostali i płacą podatki. A
ponieważ w Polsce największe koszta wobec fiskusa ponoszą średnio zamożni,
a nie najbogatsi i wielki kapitał, to ponownie zwykli ludzie dostaną po
kieszeni, na najróżniejsze sposoby. A to znów dobry powód, by wyjechać.
Koło się zamyka.

 Nie ma co robić sobie złudzeń: rosnąca emigracja i niż demograficzny to
tylko najwyraźniejsze symptomy wielu nakładających się na siebie procesów
społeczno-gospodarczych. Ubogie społeczeństwo nie jest w stanie udźwignąć
kosztów komercjalizacji wszystkiego, co wokół: od transportu przez
szkolnictwo po służbę zdrowia.  Pechowo, jeden pożar gasi się następnymi.
Podam drobny przykład. Podniesiono wiek emerytalny. Ale w ciągu ostatniego
roku liczba bezrobotnych w wieku 50+ wzrosła dwukrotnie szybciej niż ogólna
liczba szukających zatrudnienia. Wciąż przybywa starzejących się
bezrobotnych, którzy nie mogą przejść na wcześniejszą emeryturę, a także na
rentę. Pechowo dla decydentów (i dla samych siebie), oni z reguły już nie
wyemigrują. Za co żyją? Koszta pewnie często rozkładają się "po rodzinie",
co jest jeszcze jednym przyczynkiem do dyskusji o tym, skąd się w Polsce
bierze rozwarstwienie społeczne i dlaczego rośnie pauperyzacja.  Skoro jesteśmy przy starzejącym się społeczeństwie. Wciąż gwałtowanie rosną
dopłaty pacjentów do leków refundowanych. W skali Europy już należymy do
narodów, które płacą za leki najwięcej. Przeprowadzałem niedawno wywiad z
Małgorzatą Aulejtner, pielęgniarką z bardzo długim stażem, z jej słów
wynika, że pacjent, którego nie stać na wykupienie leków to już standard (i
to w stolicy!), a nie wyjątek. A przecież żelazna logika wskazuje, że
negatywne procesy jeszcze się zaostrzą, bo wraz z upływem lat skutki niżu
demograficznego, emigracji zarobkowej, słabości systemu podatkowego,
drenażu potencjału wytwórczego i niedofinansowania sfery publicznej dadzą o
sobie znać kolejnymi problemami, dziś jeszcze trudnymi do unaocznienia.
Problem współczesnej Polski polega także na tym, że o tych sprawach nikt
nie chce mówi publicznie - bo naprawdę złe wieści zawsze źle się sprzedają.

 Dzień Niepodległości, 2013 r. Radujmy się póki czas. Bo nie wiadomo, czy w
nie tak odległej przyszłości będzie komu obchodzić to święto. Narody nie są
nieśmiertelne, choć umierają wolniej niż jednostki.

Data: 2013-11-12 16:47:53
Autor: Mark Woydak
Dzień Niepodległości w pustoszejącym kraju
PiS-owski PSYCHOPATA podpisujący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek m.in. Prinzlaff Herrlich) piszacy z mx05.eternal-september.org
uzywajacy czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to FAŁSZYWKA!. Fakt, ze podszywa sie pod moje dane
swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina
dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla
niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich
chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze
starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny
powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański
obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--


Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:d1up94bq6jff.rbmy685uhopq.dlg40tude.net...

Dziwnie obchodzi się Dzień Niepodległości w państwie, z którego wciąż
uciekają obywatele i rodzi się w nim coraz mniej dzieci. Tak, mówię o
Polsce.


Co prawda 11 listopada nawiązuje datą do wydarzeń związanych z powstaniem
II Rzeczpospolitej, ale przecież jest to przede wszystkim święto naszej
wolności. Jest, a przynajmniej powinno być. Bo radość coraz częściej
przyćmiewa poczucie, że ewidentnie coś się we współczesnej Polsce nie
udaje. Że choć świętujemy niepodległość w realiach państwa demokratycznego,
to już dalece niewystarczające, by rzeczywiście cieszyć się własnym krajem,
panującym w nim realiami.


Jak będzie opisywana współczesna Polska po dziesięcioleciach, na kartach
podręczników do historii? Z jej polityki być może nie wiele zostanie.
Pozostaną za to z pewnością dwa fakty: emigracja za chlebem i wzrastający
niż demograficzny. I pewnie ktoś po latach bardzo na serio będzie sobie
zadawał pytanie, dlaczego tak nieumiejętnie zagospodarowaliśmy ten dziejowy
splot wydarzeń, jaki przyniósł rozstanie z Polską Rzeczpospolitą Ludową...
Dziś nawiązujemy do czasów II Rzeczpospolitej. To nie był doskonały kraj,
ale wówczas przynajmniej zbudowano Gdynię, scalano z powodzeniem trzy
porozbiorowe połacie kraju, w dodatku zniszczone straszliwą wojną, w jeden
byt. Dziś stawia się stadiony i wymagające niemal natychmiastowego remontu
autostrady.



"Według obliczeń Eurostatu do 2060 roku Polskę będzie zamieszkiwało już
tylko 31 mln osób - oficjalnie, bo realnie może to być nawet mniej niż 30
mln" - czytam w nowym numerze "Gościa Niedzielnego". Oznacza to, że w tym
czasie odsetek osób w wieku produkcyjnym może stanowić tylko 53 proc.
populacji (dziś liczba ta wynosi 71 proc.)



Ponadto, tylko w roku 2013 prognozowana przez Główny Urząd Statystyczny
liczba zgonów przewyższy liczbę narodzin o blisko 40 tys. Ma to być
najwyższa różnica po roku 1945! Spodziewano się takiej różnicy za dwa lata,
ale najwyraźniej "niż przyspieszył". Obecnie w Polsce na jedną kobietę w
wieku rozrodczym przypada - urok statystyki - 1,32 dziecka. Tymczasem dla
zastępowalności pokoleń liczba ta powinna wynosić 2,1 proc.



Drugim problemem, który ciągnie nas na dno i każe ze smutną zadumą
spoglądać w tych dniach na łopoczącą biało-czerwoną, to rosnąca emigracja
zarobkowa. Powoduje ona, że realna populacja Polaków w kraju to już tylko
36 mln. Oficjalnie, bo często są głosy, że dane GUS są w tym względzie
niedoszacowane. Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, rektor Uczelni Łazarskiego
mówi "GN", że realnie może to być 500-800 tys. osób więcej. Dlaczego? Np.
Norwegowie twierdzą, na podstawie swoich rejestrów, że pracuje u nich 180
tys. Polaków, a wedle danych GUS to "tylko" 90 tys. Podobnie niedoszacowane
są rodzime dane dla emigracji w Anglii. Czym się to tłumaczy? Pani profesor
twierdzi: "[W Anglii] to bardzo dokładnie mierzą - to są twarde dane
obejmujące osoby, które płacą podatki. (...) Natomiast jeśli patrzeć na
GUS, to nie ma tam żadnej metodologii, bo nie ma na to pieniędzy, w
departamencie, który się tym zajmuje, pracuje tylko kilka osób". Myślę, że
także ostatnie zdanie wiele mówi o rodzimych realiach... Rzetelne
dofinansowanie strategicznych placówek naukowych jest ciągle poza
wyobrażeniem klasy politycznej.



Najbardziej w tym wszystkim żenujące jest to, że przez lata elity same
tworzyły obraz emigracji jako najlepszego rozwiązania dla Polaków/Polski.
To wręcz swoista "polityka społeczna" w wydaniu naszej klasy politycznej.
"Polski hydraulik" stał się niemal symbolem rodzimego sukcesu. Myślę wręcz,
że w gabinetach władzy odetchnięto z ulgą, gdy kolejne kraje otwarły swoje
rynki pracy dla Polaków - odpływała ogromna rzesza (potencjalnie)
bezrobotnych. Cieszono się, że emigranci będą przesyłać pieniądze do
Polski. Bardziej prymitywnej i krótkowzrocznej społecznie i państwowo
strategii, opartej na odpływie z kraju obywateli, nie można sobie
wyobrazić. W telewizji pokazywano naszych radosnych rodaków, mówiących, że
"wreszcie ich na to lub tamto stać". Nie mówiono o dylematach emigracji, o
tym, że często była to ostatnia deska ratunku, że wielu ludzi naprawdę
chciałoby zostać tutaj i układać sobie tutaj życie. Nie zastanawiano się
wreszcie, jakie skutki dla kondycji Polski przyniesie ten odpływ. Nie
informowano, że wszystkie koszta utrzymania i tak nędznej infrastruktury
publicznej spoczną na tych, co jeszcze tutaj zostali i płacą podatki. A
ponieważ w Polsce największe koszta wobec fiskusa ponoszą średnio zamożni,
a nie najbogatsi i wielki kapitał, to ponownie zwykli ludzie dostaną po
kieszeni, na najróżniejsze sposoby. A to znów dobry powód, by wyjechać.
Koło się zamyka.



Nie ma co robić sobie złudzeń: rosnąca emigracja i niż demograficzny to
tylko najwyraźniejsze symptomy wielu nakładających się na siebie procesów
społeczno-gospodarczych. Ubogie społeczeństwo nie jest w stanie udźwignąć
kosztów komercjalizacji wszystkiego, co wokół: od transportu przez
szkolnictwo po służbę zdrowia.  Pechowo, jeden pożar gasi się następnymi.
Podam drobny przykład. Podniesiono wiek emerytalny. Ale w ciągu ostatniego
roku liczba bezrobotnych w wieku 50+ wzrosła dwukrotnie szybciej niż ogólna
liczba szukających zatrudnienia. Wciąż przybywa starzejących się
bezrobotnych, którzy nie mogą przejść na wcześniejszą emeryturę, a także na
rentę. Pechowo dla decydentów (i dla samych siebie), oni z reguły już nie
wyemigrują. Za co żyją? Koszta pewnie często rozkładają się "po rodzinie",
co jest jeszcze jednym przyczynkiem do dyskusji o tym, skąd się w Polsce
bierze rozwarstwienie społeczne i dlaczego rośnie pauperyzacja.



Skoro jesteśmy przy starzejącym się społeczeństwie. Wciąż gwałtowanie rosną
dopłaty pacjentów do leków refundowanych. W skali Europy już należymy do
narodów, które płacą za leki najwięcej. Przeprowadzałem niedawno wywiad z
Małgorzatą Aulejtner, pielęgniarką z bardzo długim stażem, z jej słów
wynika, że pacjent, którego nie stać na wykupienie leków to już standard (i
to w stolicy!), a nie wyjątek. A przecież żelazna logika wskazuje, że
negatywne procesy jeszcze się zaostrzą, bo wraz z upływem lat skutki niżu
demograficznego, emigracji zarobkowej, słabości systemu podatkowego,
drenażu potencjału wytwórczego i niedofinansowania sfery publicznej dadzą o
sobie znać kolejnymi problemami, dziś jeszcze trudnymi do unaocznienia.
Problem współczesnej Polski polega także na tym, że o tych sprawach nikt
nie chce mówi publicznie - bo naprawdę złe wieści zawsze źle się sprzedają.



Dzień Niepodległości, 2013 r. Radujmy się póki czas. Bo nie wiadomo, czy w
nie tak odległej przyszłości będzie komu obchodzić to święto. Narody nie są
nieśmiertelne, choć umierają wolniej niż jednostki.

Dzień Niepodległości w pustoszejącym kraju

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona