Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Dziki zachd"

"Dziki zachd"

Data: 2010-07-04 19:56:15
Autor: Grzegorz Z.
"Dziki zachd"
Przyjeżdżali z różnych stron. Bydlęcymi wagonami i zdezelowanymi
ciężarówkami. W centrum miasta widzieli morze gruzów z kikutami ocalałych
kamienic. Na obrzeżach stały domki otoczone zielenią. Ale paradoksalnie to
właśnie zrujnowane centrum było bezpieczniejsze do zamieszkania.

Wogóle wtedy, w czterdziestym piątym, Szczecin był miastem dla ludzi o
silnych nerwach i mocnej woli przetrwania – uważa Stanisław Lagun, pionier
Szczecina.

Wilno już nie jest polskie
Już 8 maja 1945 r. był w Dąbiu, w parę dni później znalazł się w
Szczecinie. Przyjechał z niemieckiego obozu spod Kassel. Chciał dotrzeć do
rodzinnego Wilna. Dowiedział się, że Wilno już nie jest polskie. Teraz
polski jest Szczecin. Został.

– Tyle lat minęło a ja ciągle pamiętam te pierwsze wrażenia – opowiada. –
Gruzy, ruiny, setki trupów, straszliwy odór rozkładających się ciał. Rano
ulicami zrujnowanego miasta jechał wóz zaprzężony w konia i zbierał świeże
trupy. Ciała chowano wszędzie, na podwórkach, zieleńcach, przy kościołach.
Panował głód. Trochę kaszy i chleba można było dostać za pracę. Pracowałem
przy odgruzowywaniu ulic a potem w straży pożarnej. Odbierałem telefony o
pożarach. Każdej doby było ich kilka, a nawet kilkanaście. Mam niemiecki
plan miasta z zaznaczonymi miejscami, gdzie się paliło. Mapa jest cała
pokreślona na czerwono. Pożary wzniecali ukrywający się w ruinach
hitlerowcy. Niemców ciągle było w mieście dużo, nie brakowało też Rosjan.
Ci byli zajęci wywożeniem wszystkiego co się dało. Nigdy nie zapomnę widoku
setek fortepianów stojących na nabrzeżu u podnóża Wałów Chrobrego. Ładowali
je prosto na barki.

Podgórski – najlepsze delikatesy
W Szczecinie tworzyły się pierwsze enklawy polskości. Zawodowe grupy ze
względów bezpieczeństwa trzymały się razem. Strażacy, kolejarze, pocztowcy,
tramwajarze. W sierpniu 1945 r. uruchomiono dwie pierwsze linie tramwajowe.

W lipcu w Szczecinie obchodzono uroczyście 535. rocznicę zwycięskiej bitwy
pod Grunwaldem. Plac, na którym odbywała się manifestacja, nazwano placem
Grunwaldzkim. W październiku ukazał się pierwszy szczeciński przewodnik i
informator. Nosił tytuł „Szczecin wczoraj i dziś”. W nim jest plan miasta z
niemieckim i polskim nazewnictwem ulic, wykaz sklepów, restauracji, adresy
lekarzy, stolarzy, szklarzy, piekarzy. Pierwsze reklamy typu „Podgórski –
najlepsze delikatesy” i skromna książka telefoniczna z 4-cyfrowymi
numerami. Wiceprezydent Józef Maciejewski w przedmowie do wydania napisał
m.in. „Mamy pełną świadomość, że Szczecin przedstawiać będzie taką wartość,
jaką wniosą weń jego obywatele”

Morze gruzów
Krystyna Łyczywek (tłumaczka, pasjonatka fotografii) przyjechała z Poznania
z mamą i 3-miesięcznym synem. W Szczecinie od lipca mieszkał już mąż, Roman
Łyczywek. Był radcą prawnym w Zarządzie Miasta. Pierwszym polskim adwokatem
w mieście.

– Jechałyśmy niewiarygodnie zatłoczonym pociągiem. Wysiadłyśmy na Turzynie
i niosąc synka w koszu do bielizny szłyśmy z mamą na ulicę Polonii
Zagranicznej, obecna Rayskiego, tam było nasze mieszkanie – wspomina. –
Dotarłyśmy, klucząc wśród ruin, dzięki wskazówkom wyrysowanym przez męża na
kartce. W porównaniu z Poznaniem Szczecin był bardzo zrujnowany. Nigdy nie
zapomnę widoku dzisiejszej ulicy Wyszyńskiego. To było morze gruzów. Przez
długie lata niepewny był los Szczecina. Pamiętam, że do mamy do Poznania
wywoziłam zimowe rzeczy, bo mówiono, że któregoś dnia każą nam Szczecin
opuścić z jedną walizką.

Napady, kradzieże, gwałty, rozboje
Niektórzy wyjeżdżali sami, nie mogli wytrzymać trudów życia na „dzikim
Zachodzie”, bo tak wtedy nazywano Szczecin. Stanisław Lagun przypomina
Anielę Bocian, która przyjechała latem i przy ul. Niedziałkowskiego
otworzyła sklep spożywczy. Wkrótce został rozkradziony i zdemolowany.
Rodzina cudem przeżyła i następnego dnia opuściła Szczecin.

Napady, kradzieże, gwałty, rozboje były na porządku dziennym. Marian
Strugała już w maju 1945 r. otworzył restaurację. Nazywała się „Portowa” i
znajdowała w obecnym budynku Teatru Polskiego. Któregoś dnia na restaurację
napadło kilku uzbrojonych bandytów. Rozkradli i zdewastowali lokal,
dotkliwie pobili właściciela, który zmarł.

– To jeden z setek pionierów, którzy stracili życie w powojennym Szczecinie
– przypomina Stanisław Lagun. – Jesteśmy im winni pamięć. Wkwaterze
pionierów na Cmentarzu Centralnym jest pochowanych 417 osób. Po wielu
latach benedyktyńskiej pracy udało się ustalić nazwiska i daty śmierci 182
pionierów. Dzięki Stanisławowi Lagunowi w 1995 r. zostały one uwiecznione
na 11. tablicach. Dwunasta symbolizuje pochowanych bezimiennie.

Pani Halina żadnej pracy się nie boi
Kilkunastoletnia Halina Radtke-Łabaziewicz przyjechała do Szczecina na
początku lipca.

– Przyjechaliśmy z Wilna towarowym wagonem wyścielonym słomą. Cała rodzina,
mama, babcia, ciotki, wujowie, kuzyni. Trzynaście osób. Jechaliśmy przez
zielone dzielnice z domkami. Wysadzili nas na dworcu Niebuszewo. Straszliwe
ruiny zobaczyłam potem w centrum. Moja pierwsza praca była w Państwowym
Przedsiębiorstwie Rozbiórkowym. Cegły z rozbiórek zniszczonych domów
układaliśmy w stosy. Potem były wywożone doWarszawy na odbudowę stolicy. Za
pracę przy odgruzowywaniu można było dostać paczki UNRA. Był w nich olej,
kukurydziana mąka i taka gruba czekolada. Rarytas. Babcia była zielarką.
Przywiozła zWilna 360 rodzajów ziół, sprzedawała je na rynku Tobruckim albo
zamieniała na chleb i słoninę. Mieliśmy co jeść. Mama z wujkiem szyli
kapcie i też je sprzedawali. Ja pracowałam, potem się uczyłam i
najważniejsze - śpiewałam i tańczyłam w zespole założonym przez pana
Stanisława Laguna, bo to on był animatorem szczecińskiej kultury. Tworzył
pierwsze domy kultury, zespoły artystyczne, dzisiejszy Teatr Pleciuga.
Dzięki tym występom łatwiej było mi znieść trudną codzienność.

Pani Halina śmieje się, że jest kobietą, która żadnej pracy się nie boi.
Była urzędniczką, sekretarką, rejestratorką, a najdłużej, bo aż 30 lat
kierowcą. Rozwoziła garmażerkę produkowaną w przedsiębiorstwie Konsumy. Od
lat jest na emeryturze, ale aktywnie uczestniczy w życiu miasta, nie
opuszcza miejskich sesji, uroczystości. I powtarza: – Kochajmy pionierów,
szanujmy pionierów, bo to oni swoje młode lata poświęcili na odbudowę i
rozbudowę Szczecina. http://www.mmszczecin.pl/34782/2010/7/4/szczecin-- miasto-dla-ludzi-o-silnych-nerwach?category=news

--
Nasz bog to my i nasze idee.

Data: 2010-07-04 20:42:57
Autor: zenek
"Dziki zachód"
Mieszkalem w szczecinie 2 lata w 1996-1998 i powiem ze od wojny niewiele sie zmienilo, chamstwo ruja i porobstwo to normalka w tym dziwnym miescie.

"Dziki zachd"

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona