Data: 2011-05-01 11:47:29 | |
Autor: Grzegorz Z. | |
Dziś 1 Maja więc idziemy na pochód | |
Kiedy na linie zadyndał pomnik Dzierżyńskiego z pl. Bankowego i rozpadł się
na kawałki, czułem radość. Taką samą na widok sceny: "Sztandar PZPR wyprowadzić". Kiedy jednak czytam, że w Warszawie nie będzie żadnego pochodu, czuję smutek Na Zachodzie 1 Maja wyruszają pochody. Tysiące ludzi domagają się pracy, godnych pensji, równouprawnienia. To będzie kolorowy, radosny, w niektórych miastach groźny tłum. W Berlinie znów pewnie dojdzie do zadym. Młodzi buntownicy i rozrabiający coś podpalą, zbiją witryny jakiejś korporacji. Nie obejdzie się bez potępienia bankierów, którzy doprowadzili banki na skraj bankructwa, wessali niewyobrażalne pieniądze podatników, by je ratować, a potem wypłacili sobie sute nagrody. Jak tu nie wychodzić na ulice? Jak nie rysować bankiera w formie świni - skarbonki na nasze pieniądze? Pokolenie bez pochodu - Fajne są u was pochody? - pytała mnie Iselin, dziennikarka z Norwegii mieszkająca teraz w Berlinie. - Beznadziejne. Fajne pochody macie w Berlinie i w Oslo - odpowiedziałem. Wtedy nie wiedziałem, że w Warszawie nie będzie żadnego 1 Maja. Wszelkiej maści czerwoni, zieloni, tęczowi i anarchiści przestraszyli się tłumów, które mają maszerować ulicami z okazji beatyfikacji Jana Pawła II. Tak św. Józef, patron ludzi pracy, pokonał nad Wisłą socjalizm i dobił "czerwonego diabła". W kraju bogactwa i dobrobytu - Norwegii - wciąż toczy się bój o jeszcze lepsze prawa pracownicze. Pochody są barwne i liczne. W Polsce, w kraju na dorobku, w którym mnóstwo młodych ludzi pracuje za darmo na stażach albo za psie pieniądze na zleceniach, nikt nie protestuje. Godzą się na taki los. Studiują jeszcze jeden fakultet, uczą się kolejnego języka w nadziei, że to coś da. Tylko że podaż głów znacznie przewyższa popyt. Nie ma i nie będzie dla nich oferty. "Wśród farciarzy, którzy pracę jakoś znaleźli, średni dochód na rękę w ostatnim miesiącu wyniósł 1446 zł" - przypomina w artykule "Stracone pokolenie. Czy zarobki mają płeć?" Agnieszka Graff we w piątkowej "Gazecie". Kobiety wciąż zarabiają mniej niż mężczyźni, to też powód, by się buntować. Kto zapomniał, skąd się wziął 1 Maja, musi zajrzeć do Wikipedii pod hasło: "Święto Pracy". Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy jest obchodzony od 1890 r. Upamiętnienia wydarzenia z maja 1886 r. "w Chicago, w Stanach Zjednoczonych podczas strajku będącego częścią ogólnokrajowej kampanii na rzecz wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy". Wtedy protestowało się, żeby pracować krócej, teraz wychodzi się na ulice, by utrzymać albo otrzymać jakąkolwiek robotę, apelować o niezamykanie kolejnej fabryki i nieprzenoszenie produkcji do Chin. Z Brutalem na czerwony mak Piękne święto zostało u nas zohydzone w PRL-u. Zamieniło się w żałosną szopkę. Zastraszani uczniowie, robotnicy, chłopi, urzędnicy po sprawdzeniu listy obecności w miejscu zbiórek albo czmychali w krzaki, albo karnie maszerowali pod okiem kapusiów. Partyjna nomenklatura okupowała wyniosłą trybunę. Towarzysze z PZPR machali jak marionetki według najlepszych wzorców z teatru "żywych trupów" z Moskwy. Lud taszczył karnie przydzielone szturmówki i hasła: "Niech żyje ZSRR - decydująca siła w rozgromieniu niemieckiego faszyzmu, ostoja pokoju w Europie", "Niech żyje KPZR - partia wielkiego Lenina" itp. itd. Dominowała czerwień. Goździki, róże, maki. Proporcje między flagami czerwonymi i narodowymi "stanowiły niejednokrotnie ważną przesłankę oceny klimatu politycznego w kraju". Zawłaszczone w dyktaturze Święto Pracy próbowała odzyskać "Solidarność", także ta zdelegalizowana w stanie wojennym. Demonstranci znów byli gazowani i pałowani, przepuszczani przez "ścieżki zdrowia". Plakat wydrukowany na powielaczu z datą 1 Maja 1985 ukazuje groźnego robotnika pod flagą biało-czerwoną z nazwą związku "S" i konturem Polski pod ręką z hasłem: "Pięść się zaciśnie i będziecie w matni, gdy wyruszymy na bój nasz ostatni". Reaktywacja Święta Pracy się nie udała, polityczna działalność "Solidarności" ostatnich lat zniechęciła do pięknego słowa pisanego "solidarycą". Pod takim sztandarem nie chce się już maszerować. Pamiętam jeden swój pochód. Był czas budowania drugiej Polski z dekady towarzysza Edwarda Gierka. Tłum pędraków z podstawówki maszerował w przededniu święta ul. Rakowiecką w rejonie kościoła św. Andrzeja Boboli uradowany, że nie ma lekcji. Każdy dzierżył kwiat. Miałem mak z krepiny na długim kijku. Wylałem na niego z pół butelki Przemysławki albo Brutala, by miał zniewalający zapach, który odurzy koleżankę. By przeżyć równe silne emocje we wspólnym marszu, muszę jechać do Berlina albo do Oslo. Tam jest jeszcze jakiś socjalizm - prawdziwy i z ludzką twarzą, jak to w kapitalizmie. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,9520032,Gdzie_sie_podzialy_tamte_pochody____Pierwszego_maja.html |
|