Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Fanatycy czuj e s robieni w konia"

"Fanatycy czuj e s robieni w konia"

Data: 2012-12-06 12:30:42
Autor: Grzegorz Z.
"Fanatycy czuj e s robieni w konia"
Tym razem skupię się na tym, w jaki sposób fanatycy katoliccy (nie mylić z
normalnymi katolikami) odpłacają społeczeństwu za tolerancję. Polska jest
krajem bardzo tolerancyjnym pod względem wyznania – o ile rzecz jasna mowa
o katolicyzmie. Pewna grupa fanatyków/celebrytów uznała więc, że biedny
nasz kraj nad Wisłą jest idealny do robienia kariery medialnej. Fanatyk nie
musi się specjalnie starać – casus Terlikowskiego jest tu idealnym
przykładem. Człowiek, który pisze ewidentne brednie, w które sam nie wierzy
jest zapraszany do telewizji, w której te same brednie może powtarzać.
Cejrowski, który zajmuje się zawodowym obrażaniem wszystkich myślących
inaczej niż on (czyli większą część społeczeństwa). Hołownia, który pod
płaszczykiem ubogiej w „morderców nienarodzonych” retoryki chowa poglądy,
których nie powstydziłby się Terlik. I cała czereda ludzi o poglądach,
które sprawiłyby, że idealnie odnaleźliby się w dowolnym ustroju
totalitarnym – o ile tylko ktoś pozwoliłby im decydować o tym, jak mają
postępować inni.

Fanatycy ci w ramach „ewangelizacji” starają się zmusić wszystkich do tego,
aby wierzyli w to, w co oni wierzą (a przynajmniej w co udają, że wierzą).
Starają się wpływać na ustawodawstwo tak, aby przypadkiem ktoś nie zrobił
użytku z tej swojej mitycznej wolnej woli. Oni wiedzą lepiej. Wiedzą
lepiej, bo powołują się na „najwyższy autorytet” czyli boga. Kwestią
otwartą pozostaje to, w jaki sposób się z nim kontaktują. A muszą się jakoś
kontaktować, bo większość z ich wypowiedzi brzmi tak kategorycznie, jakby
przekazywali nam informacje z „pierwszej ręki”.

W dobrym tonie (według każdego fanatyka) jest wyzywanie zwolenników wyboru
od morderców. Kobiety, które korzystają z antykoncepcji są dla nich
dziwkami. Jedno poszkodowane stworzenie argumentowało (na fanpage
piknikowym), że pigułki to wynalazek francuskich prostytutek – bo nie czuły
nic do swoich klientów. Ergo - kobieta, która stosuje pigułkę jest jak taka
francuska prostytutka. Mało tego, owo stworzenie nieszczęsne w ramach
krytykowania pigułki dowaliło jeszcze biednej i poczciwej gumce: „po co im
były te pigułki? Czyżby kondomy nie działały???”. Idąc dalej – każda
kobieta, która nie chce urodzić dziecka „pochodzącego” z gwałtu jest
morderczynią. Albo nie wie co robi i trzeba ją koniecznie powstrzymać!
Kobieta, która nie chce donosić ciąży w przypadku uszkodzonego płodu, nie
powinna mieć możliwości wyboru. Bo co, jeśli „wybierze źle”? Tego rodzaju
perełki pojawiają się na FP piknikowym (nieczęsto, bo piknik ma renomę i
polityka „pro life free zone” jest przestrzegana). Owe mądrości czerpią
pełnymi garściami od swoich idoli (których nazwiska wymieniłem już
wcześniej). O tym, że prezerwatywa „uprzedmiotawia” kobietę najwięcej mają
do powiedzenia faceci (którzy nie lubią gumek), kobiety (które nigdy nie
korzystały z tego rodzaju antykoncepcji) oraz księża (brak komentarza).

Ta dygresja nie wynikała li tylko z chęci podzielenia się przykładami
miłości bliźniego, jakie mnie i fanom pikniku serwują wiadome środowiska.
Chodziło mi o pokazanie tego, że nie tylko „bossowie” są napastliwi i
wulgarni – tego rodzaju retoryka i schematy postępowania przechodzą na ich
fanów (skrót od fanatyków). Przez jakiś czas zastanawiałem się nad tym
schematem postępowania. Wszak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby katolicy
żyli sobie tak jak chcą, postępowali podle swoich praw etc., etc. Cały
problem polega na tym, że niektórzy z nich (chcę wierzyć w to, że
mniejszość) zamiast skupić się na sobie i swojej rodzinie, skupia się na
wszystkim wkoło. Skąd taki a nie inny model postępowania? Dysonans
poznawczy się kłania. A konkretnie mechanizmy usuwania tegoż. No bo niby
skoro ja nie mogę mieszkać z narzeczoną przed ślubem, to czemu kto inny ma
to robić? Jeśli ja nie mogę mieć kochanki, to czemu Kowalski (albo nie daj
boże Kowalska) non stop z inną osobą przychodzi do domu? Skoro nam nie
wolno korzystać z pigułek, to czemu inni mają mieć takie prawo? Czemu skoro
my nie możemy cieszyć się seksem przez cały miesiąc, inni mają się nim
cieszyć? I tak dalej, i tak dalej.

Cała ta quasi ewangelizacja ma swoje korzenie w prostym mechanizmie. Ci
najbardziej fanatyczni z „ewangelizatorów” czują, że są robieni w konia.
Ale jednocześnie dochodzą do wniosku, że jeśli inni będą postępować tak jak
oni, to wszystko będzie w porządku. No bo ja kto? Ja mam z czegoś
zrezygnować, a inni mają się tym cieszyć? Nie chodzi tu o zwykłą zazdrość –
to coś głębszego. Po pewnym czasie bowiem człowiek sam siebie zaczyna
przekonywać, że to z czego zrezygnował faktycznie jest złe, musi więc
nauczać o tym innych. I naucza - głównie tych, którzy nie chcą być
nauczani, bo mają własne rozumy. Całe to gadanie o szkodliwości pigułki to
wynik tego, że ktoś bardzo chce wierzyć w to, że jest ona czymś złym, żeby
zracjonalizować sobie to, że z niej zrezygnował. Ostatnio furorę robią
bzdury o mikroporach w prezerwatywie, które to mikropory są tak wielkie, że
prezerwatywa przed niczym w sumie nie chroni (bo według tych teorii nawet
plemniki mogą się przedostawać przez te mikropory – ergo może dojść do
zapłodnienia!). W tym miejscu można by chwilę pomyśleć i zastanowić się nad
tym, po co w takim razie kościół krytykuje gumkę? Skoro nie działa to o
żadnym uprzedmiotawianiu nie może być mowy - skoro nie jest skutecznym
środkiem antykoncepcyjnym, to nie oznacza „zamknięcia się na dziecko”!
Krytycy gumki nieco przeholowali i popadli w „lekkie” sprzeczności. Zdarza
się im to dość często (tzn. brnięcie). Przypomnijmy sobie niedawny
komentarz jednego z moich ulubionych katolickich celebrytów, Tomka
Terlikowskiego, który skomentował był zwycięstwo Obamy: „W USA zwyciężyła
antykultura śmierci”. Widać chłopak chciał napisać coś o kulturze śmierci
(albo cywilizacji śmierci) i antykulturze – i tak mu się niefortunnie
poskładało... Swoista nonszalancja argumentacyjna ma się u nas bardzo
dobrze i to nie tylko po prawej stronie, aczkolwiek prawa strona zrobiła z
tej nonszalancji niemalże dogmat.

Z racji wewnętrznego przekonania fanatyków o niepodważalnej słuszności
własnych poglądów, jakakolwiek dyskusja z fanatykami jest bezcelowa. Oni
wiedzą, że mają rację, toteż żaden z argumentów do nich nie przemówi.
Przykład? Ostatni przypadek „irlandzki” - kobieta zmarła, bo lekarze
uznali, że płód jest ważniejszy od niej. „Frondziarze” skomentowali to tak,
że cała sprawa jest zmanipulowana. Zapewne ich zdaniem kobieta sfingowała
własną śmierć, żeby zrobić im na złość. Aż dziw bierze, że nikt tej
sytuacji nie określił mianem „wyjątku potwierdzającego regułę” - co rzecz
jasna miałoby poprawić nastrój mężowi zmarłej (no bo taka wyjątkowa). Ten
przykład to nie dowód na moje zafiksowanie tematyczne, a jedynie próba
zobrazowania zacietrzewienia pewnych środowisk. Skoro nawet śmierć będąca
wynikiem regulacji prawnych, których się domagają może być przez nich
potraktowana jako „manipulacja”, to próby poruszania mniej drastycznych
tematów będą jeszcze bardziej „obśmiewane”.

Gdyby opór materii dotyczył jedynie dyskusji, byłoby to co najwyżej
pocieszne. Ot, zafiksowali się jacyś ludzie, żyją sobie jak chcą, nie wadzą
nikomu. Ale nie jest pocieszna sytuacja, w której mniejszość chce dyktować
większości jak żyć. A jeśli dodamy do tego Dulszczyzm w wykonaniu
fanatyków: „my może nie potrafimy żyć według tych zaleceń, ale inni
muszą!”, sytuacja robi się bardzo mało śmieszna. Aczkolwiek wisienką na
torcie jest to, że „bossowie” fanatyków domagają się zmian w prawodawstwie
opierając się na czymś, w co sami nie wierzą. To, że większość
społeczeństwa nie popiera fanatyków i ich dążeń nie przeszkadza bossom -
oni i tak wiedzą, że „reprezentują większość”.

Czemu bossowie (Cejrowski, Terlikowski, Hołownia & Co) tak śmiało sobie
poczynają? Odpowiedź na to pytanie będzie tematem kolejnej notki. http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2012_11_01_archive.html

Poprzednią notkę zakończyłem pytaniem o to, czemu bossowie fanatyków
(nazwisk już nie będę powtarzał, bo są one ogólnie znane) tak śmiało sobie
poczynają. Dlaczego kościół zagroził rządowi „wojną”, jeśli rząd zacznie
„majstrować przy ustawie antyaborcyjnej” (nie udało mi się znaleźć źródeł,
ale tego rodzaju „wojenna” retoryka ze strony kościoła pojawiła się
niemalże zaraz po wygranych przez PO wyborach – tzn. tych pierwszych)?
Wszak w interesie kościoła powinna leżeć współpraca z rządem. Czemu
Bossowie zamiast spróbować łagodnej retoryki, która jest o wiele bardziej
skuteczna od ostrej - bo nie zniechęca „niezdecydowanych” - stosują tę
drugą właśnie? W przypadku tematu aborcji jest to szczególnie widoczne.
Obrazkiem można zaszokować, ale jego oddziaływanie jest krótkotrwałe.
Szokowanie jest na dłuższą metę nieskuteczne, bo nie można cały czas robić
tego w ten sam sposób. Dlatego też bossowie starają się cały czas szokować
różnymi metodami. Ku uciesze swoich fanów (będących niemalże ich
wyznawcami), prześcigają się w krytykowaniu tych, którzy maja inne zdanie w
temacie aborcji. Terlikowski osiągnął już niemalże perfekcję – nikt, kto
nie jest zacietrzewionym „prolajferem”, nie jest w stanie czytać jego
celebryckich wypocin nie odczuwając jednocześnie chęci rzucenia monitorem o
ścianę. Tego rodzaju zachowanie sprawia, że czytają go tylko ci, którzy
mają takie same poglądy jak on – a co za tym idzie, do jego wypowiedzi mało
kto się odnosi. Czasem ktoś udaje, że próbuje dyskutować z Terlikowskim,
ale kończy się to tak jak jego ostatnia wymiana uprzejmości z Maziarskim.
Pod koniec której Maziarski poprosił, żeby jednak nie krytykować
Terlikowskiego, bo to fajny facet jest.

Ja widzę dwie przyczyny (równie ważne), dla których bossowie sobie tak
folgują. Pierwsza to ta, że łagodna retoryka – choć skuteczna - nie
zapewnia rozgłosu. Cejrowski, będąc grzecznym ewangelistą, nie mógłby
liczyć na rozgłos, który jest mu niezbędny – bez rozgłosu książki będą się
gorzej sprzedawać. A tak – ma chłop darmową reklamę. Hołownia mógłby być
nieco mniej zarozumiały, ale wtedy nie byłby tak bardzo rozchwytywany przez
media. I tak dalej, i tak dalej.

Druga przyczyna jest banalnie prosta. Robią to, bo mogą. Społeczeństwo się
nie buntuje przeciwko temu, choć nie zgadza się z opiniami wszystkich tych
panów, którzy są zwolennikami całkowitego zakazu aborcji, antykoncepcji,
mieszkania ze sobą przed ślubem etc. Mainstreamowi są oni na rękę, bo
wystarczy zacytować , a klikalność w Internecie wzrasta. Publicyści nie
bardzo wiedzą jak dyskutować z „argumentami” kogoś, kto kategorycznym i
nieznoszącym sprzeciwu tonem plecie o tym, że powinniśmy postępować tak, a
nie inaczej, bo bóg tego od nas chce. I jeśli naruszyłem czyjeś uczucia
religijne tym zdaniem to bardzo mi przykro, ale skoro człowiek nie jest w
stanie „poznać” boga, to w jaki sposób Terlikowski & co. mają pewność, że
to co mówią/piszą jest w 100% zgodne z wolą boską?

Pozwolę sobie w tym miejscu na małą dygresje (kolejną ;)) Pewnie już
opisywałem ów casus, ale nie zaszkodzi przypomnieć. „Znajomy-znajomej”,
osoba wierząca, praktykująca, uczęszczająca na spotkania młodzieży
katolickiej, będąca „pro life” (owa osoba podpisała nawet petycję – tę
dotyczącą „dużej książki o aborcji”) napisała u siebie na FB coś, od czego
mi się nieco włos na głowie zjeżył. Tajemnicą nie jest dla nikogo to, jakie
zdanie na temat pigułki mają fanatycy. No jest zła i tyle. Ów osobnik
(nazwiska nie podam) również ma takie zdanie - zalinkował artykuł dotyczący
tego, że pigułka może zwiększać ryzyko zatoru, który może doprowadzić do
zgonu. W artykule stało o odszkodowaniach od firmy farmaceutycznej (bo
zator zabił kilka osób) itd. No i nie byłoby w tym fakcie nic zdrożnego –
wszak artykuł zgodny z „jedyną słuszną linią”, gdyby nie to, jakim
komentarzem go opatrzył. Było to „ojej, kto by pomyślał, że pigułka jest
szkodliwa”. Przypomnijmy: wierzący katolik, „pro life” skomentował artykuł
dotyczący śmierci -nastu osób (albo i –dziesięciu, nie pamiętam) - „ojej”.
Jedyne, co było dla tego osobnika ważne, to to, że „miał rację”! A to, że
ktoś umarł – czort z tym! Napisze się ironiczny komentarz i wszystko będzie
super. Innymi słowy - „chronimy i szanujemy wszelkie życie, ale baba co
bierze pigułkę jest głupia i możemy się z niej śmiać, jak umrze!”

Do tego rodzaju zachowań doprowadza owa deklarowana niezachwiana pewność
siebie, którą prezentują bossowie. „Szaraczki-fanatycy” tacy pewni niczego
nie są i z radością powitają wszystko co jest zgodne. Ktoś umarł? To bardzo
dobrze! Wreszcie mamy potwierdzenie! Jeśli ktoś jest czegoś pewien
(przykładowo tego, że grawitacja działa), nie będzie z radością wklejał na
swojego FB zdjęć ludzi, którzy wyskoczyli z 10 piętra i komentował „HA! A
jednak miałem rację!”. Że przykład z grawitacją jest przejaskrawiony? W
kontekście bezrefleksyjnej wiary „szaraczków” w to, co mówią bossowie,
przykład grawitacji jest moim zdaniem za mało „kolorowy”. Jednakże trudno
znaleźć przykład, który w pełni będzie odzwierciedlał ośli upór i ślepą
wiarę w to, co z siebie wyrzucają bossowie. Taki szaraczek nie ma łatwego
życia. Z jednej strony bowiem bossowie grzmią, że pigułka zabija, Frondzia
podrzuca odpowiednie smakowite artykuły, a z drugiej strony sporo kobiet
pigułek używa i jak na złość nic się im nie dzieje...

Ale to tylko taka dygresja, rzecz jasna tendencyjna - jak wszystko inne u
mnie - mająca na celu pokazanie (rzecz jasna na jednostkowym przykładzie),
że woda z mózgu jaką robią ludziom bossowie, czasem daje efekty w rodzaju
„głęboko wierzącego katolika”, który żartuje sobie ze śmierci „tych co nie
słuchali”. Bo takiemu człowiekowi - w tym konkretnym przypadku - wszystko
co złe spotka kobietę biorącą pigułki. To rodzaj niemalże „boskiej
sprawiedliwości”.

Powróćmy do argumentu „bo mogą”. Tutaj bowiem w pełnej krasie widać w jaki
sposób bossowie postrzegają tolerancję i jak ją wykorzystują do swoich
celów. Społeczeństwo – większa jego część, która się z poglądami bossów nie
zgadza – toleruje ich wybryki i nie mówi głośno tego, co o tychże wybrykach
sądzi. Że przesadzam? Że kraj katolików? To jak wytłumaczyć, że ogromna
większość społeczeństwa nie popiera wymarzonego i upragnionego przez
Terlikowskiego całkowitego zakazu aborcji? Tak samo rzecz się ma z
terminacją ciąży będącej wynikiem gwałtu. Ale co tam aborcja. Bossowie mają
ściśle określone zdanie na temat antykoncepcji, które to zdanie większość
społeczeństwa ma w głębokim poważaniu. Czemu więc to samo społeczeństwo nie
buntuje się przeciwko filozofii miłości w wykonaniu bossów? Czemu tak mało
ludzi protestowało przeciwko obwoźnemu horror show (sławetna „wystawa
antyaborcyjna” obwożona po całym kraju)? Czemu nie udało się zebrać
odpowiedniej ilości podpisów pod akcją „tak dla kobiet” (skoro 44% ludzi w
Polsce jest zdania, iż przerwanie ciąży do 12 tygodnia powinno być
dopuszczalne i zależeć od decyzji kobiety)? Czemu większość milczy?

Dlatego, że mniejszość sterowana przez bossów osiągnęła coś, co wydaje się
być prawie niemożliwe. Tej mniejszości udało się zawrzeszczeć wszystkich
dokoła. Udało się doprowadzić do tego, że większość boi się ostracyzmu.
Bossom udało się zaprowadzić w naszym kraju coś, co można określić mianem
terroru semantycznego połączonego z etykietowaniem. Każdy, kto nie jest z
nimi, jest: mordercą, złodziejem, bolszewikiem, Żydem, masonem (czasem
cyklistą), chorym człowiekiem, nieukiem, komunistą etc. Katolicy
nieutożsamiający się z bossami są w jeszcze gorszej sytuacji, bowiem
wystarczy jedno złe (z punktu widzenia bossów) słowo wypowiedziane
publicznie żeby boss uznał, że ktoś już nie jest katolikiem (casus
Komorowskiego i ekskomuniki, której się domagał dla niego Terlikowski). Są
też ludzie, którzy po prostu nie słuchają tego, co mają do powiedzenia
bossowie - tzn. nie są w najmniejszym stopniu zainteresowani ich retoryką
(bo „nie mają zdania” w temacie danym). Owa swoista znieczulica doprowadza
do tego, że bossowie ogłaszają wszem i wobec, że przemawiają w imieniu
większości. I trudno mieć do nich pretensje o to. Wiedzą, że sytuacja nie
będzie trwała wiecznie – chcą więc wydrzeć dla siebie jak najwięcej (w
wymiarze stricte monetarnym). A że przy okazji sami przykładają rękę do
demonizowanej laicyzacji? To już nie ich problem.

Wspomniałem już o publicystach, którzy nie bardzo wiedzą jak dyskutować z
bossami. Nie wiem, czy wynika to z pewnych problemów natury argumentacyjnej
(jak dyskutować z kimś, kto powołuje się na niepodważalny autorytet)? Czy
też ze zwykłego lenistwa intelektualnego – „a po cholerę z oszołomami
rozmawiać, ludzie swoje wiedzą!”. Czy też może chodzi o to, że bossowie są
wymagający –być może prezentują zbyt wysoki poziom aby publicyści lewej
strony umieli sobie z nimi poradzić? Czy też po prostu brakuje nam elit.
Takich elit, których przedstawiciele nie bali by się złapać za bary z
Hołownią i zrobili z niego sieczkę (w wymiarze argumentacyjnym rzecz
jasna). Przykład Hołowni nie jest tu przypadkowy – wszak to on twierdził (w
swej książce pt. „Bóg, życie i twórczość”), że jego argumenty są zawsze
skuteczne. I chyba miał rację bowiem nikt jeszcze nie rzucił mu wyzwania.
Tym niemniej, efektem tego „lenistwa” oponentów bossowskich jest supremacja
bossów w debacie publicznej. Z której to supremacji korzystają gdy
„zauważą”, że ich wiara, uczucia religijne itp. są zagrożone. Współczesnymi „zagrożeniami” dla kościoła zajmę się w kolejnej części
„cyklu fanatycznego”. http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2012_12_01_archive.html

--
"Nie kradnę, nie zabijam, nie wierzę"

Data: 2012-12-06 12:34:42
Autor: Wiesiaczek
"Fanatycy czuj e s robieni w konia"
On Thu, 06 Dec 2012 12:30:42 +0100, Grzegorz Z. wrote:

Tym razem skupię się na tym, w jaki sposób fanatycy katoliccy (nie mylić
[...]

Mógłbyś streścić?

--
Wiesiaczek (dziś z DC)

"Ja piję tylko przy dwóch okazjach:
Gdy są ogórki i gdy ich nie ma" ®

Data: 2012-12-06 20:02:10
Autor: Grzegorz Z.
"Fanatycy czuj e s robieni w konia"
Wiesiaczek napisa:

On Thu, 06 Dec 2012 12:30:42 +0100, Grzegorz Z. wrote:

Tym razem skupi si na tym, w jaki sposb fanatycy katoliccy (nie myli
[...]

Mgby streci?

Nie chce ci si, nie masz obowizku czyta.

--
"Hodys zawsze jest w kapeluszu, nasuwa si wic pyanie,  czy z powodu
ysy, czy z powodu yd?" - mkarwan

Data: 2012-12-06 19:45:05
Autor: Wiesiaczek
"Fanatycy czuj e s robieni w konia"
On Thu, 06 Dec 2012 20:02:10 +0100, Grzegorz Z. wrote:

Wiesiaczek napisał:

On Thu, 06 Dec 2012 12:30:42 +0100, Grzegorz Z. wrote:

Tym razem skupię się na tym, w jaki sposób fanatycy katoliccy (nie
mylić
[...]

Mógłbyś streścić?

Nie chce ci się, nie masz obowiązku czytać.

Uff... dzięki :)



--
Wiesiaczek (dziś z DC)

"Ja piję tylko przy dwóch okazjach:
Gdy są ogórki i gdy ich nie ma" ®

Data: 2012-12-07 02:55:09
Autor: Leszczur
"Fanatycy czuj e s robieni w konia"
On 6 Gru, 13:34, Wiesiaczek <ciotkazielin...@vp.pl> wrote:
On Thu, 06 Dec 2012 12:30:42 +0100, Grzegorz Z. wrote:
> Tym razem skupi si na tym, w jaki sposb fanatycy katoliccy (nie myli

[...]

Mgby streci?

Nie jest dobrze ;-)

Data: 2012-12-07 10:50:20
Autor: leszek niewiadomski
"Fanatycy czują że są robieni w konia "


Dlatego, że mniejszość sterowana przez bossów osiągnęła coś, co wydaje się
być prawie niemożliwe. Tej mniejszości udało się zawrzeszczeć wszystkich
dokoła. Udało się doprowadzić do tego, że większość boi się ostracyzmu.
Bossom udało się zaprowadzić w naszym kraju coś, co można określić mianem
terroru semantycznego połączonego z etykietowaniem. Każdy, kto nie jest z
nimi, jest: mordercą, złodziejem, bolszewikiem, Żydem, masonem (czasem
cyklistą), chorym człowiekiem, nieukiem, komunistą etc. Katolicy
nieutożsamiający się z bossami są w jeszcze gorszej sytuacji, bowiem
wystarczy jedno złe (z punktu widzenia bossów) słowo wypowiedziane
publicznie żeby boss uznał, że ktoś już nie jest katolikiem (casus
Komorowskiego i ekskomuniki, której się domagał dla niego Terlikowski). Są
też ludzie, którzy po prostu nie słuchają tego, co mają do powiedzenia
bossowie - tzn. nie są w najmniejszym stopniu zainteresowani ich retoryką
(bo „nie mają zdania” w temacie danym). Owa swoista znieczulica doprowadza
do tego, że bossowie ogłaszają wszem i wobec, że przemawiają w imieniu
większości. I trudno mieć do nich pretensje o to. Wiedzą, że sytuacja nie
będzie trwała wiecznie – chcą więc wydrzeć dla siebie jak najwięcej (w
wymiarze stricte monetarnym). A że przy okazji sami przykładają rękę do
demonizowanej laicyzacji? To już nie ich problem.

Wspomniałem już o publicystach, którzy nie bardzo wiedzą jak dyskutować z
bossami. Nie wiem, czy wynika to z pewnych problemów natury argumentacyjnej
(jak dyskutować z kimś, kto powołuje się na niepodważalny autorytet)? Czy
też ze zwykłego lenistwa intelektualnego – „a po cholerę z oszołomami
rozmawiać, ludzie swoje wiedzą!”. Czy też może chodzi o to, że bossowie są
wymagający –być może prezentują zbyt wysoki poziom aby publicyści lewej
strony umieli sobie z nimi poradzić? Czy też po prostu brakuje nam elit.
Takich elit, których przedstawiciele nie bali by się złapać za bary z
Hołownią i zrobili z niego sieczkę (w wymiarze argumentacyjnym rzecz
jasna). Przykład Hołowni nie jest tu przypadkowy – wszak to on twierdził (w
swej książce pt. „Bóg, życie i twórczość”), że jego argumenty są zawsze
skuteczne. I chyba miał rację bowiem nikt jeszcze nie rzucił mu wyzwania.
Tym niemniej, efektem tego „lenistwa” oponentów bossowskich jest supremacja
bossów w debacie publicznej. Z której to supremacji korzystają gdy
„zauważą”, że ich wiara, uczucia religijne itp. są zagrożone.

Współczesnymi „zagrożeniami” dla kościoła zajmę się w kolejnej części
„cyklu fanatycznego”.

http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2012_12_01_archive.html


Powinniscie miec pretensje do mediow (telewizji, prasy, radia), ze daja glos oszolomstwu. Gdyby sobie gadali do zwolennikow w knajpach, domach parafialnych, we wlasnych niszowych radiach, gazetkach, w parkach, na ulicach, w mieszkaniach prywatnych to nikt poza wyznawcami o nich by nie slyszal. Chce ktos bredzic o helu, trotylu, dziurach w prezerwatywach i pigulce, to niech se bredzi, ale nie puszczac go do telewizora, nie drukowac itd. W kazdym spoleczenstwie jest pewien odsetek idiotow, paranoikow, totalistow, ale w normalnych warunkach zajmuja sie nimi rodziny, wyspecjalizowane sluzby, cierpia tylko waskie kregi (sasiedzi, pracownicy, rodzina), a nie ogol.
ln.
--
"As an online discussion among Poles grows longer, the probability of a comparison involving a security service, or a calling the opponent an agent of influence, a Volksdeutsch, a Jew or an idiot approaches 1" (The new Godwin's Law)

Data: 2012-12-07 11:17:23
Autor: stevep
"Fanatycy czują że są robieni w konia""
Dnia 07-12-2012 o 10:50:20 leszek niewiadomski <leszek@invalid.invalid>  napisał(a):



Dlatego, że mniejszość sterowana przez bossów osiągnęła coś, co wydaje  się
być prawie niemożliwe. Tej mniejszości udało się zawrzeszczeć wszystkich
dokoła. Udało się doprowadzić do tego, że większość boi się ostracyzmu.
Bossom udało się zaprowadzić w naszym kraju coś, co można określić  mianem
terroru semantycznego połączonego z etykietowaniem. Każdy, kto nie jest  z
nimi, jest: mordercą, złodziejem, bolszewikiem, Żydem, masonem (czasem
cyklistą), chorym człowiekiem, nieukiem, komunistą etc.. Katolicy
nieutożsamiający się z bossami są w jeszcze gorszej sytuacji, bowiem
wystarczy jedno złe (z punktu widzenia bossów) słowo wypowiedziane
publicznie żeby boss uznał, że ktoś już nie jest katolikiem (casus
Komorowskiego i ekskomuniki, której się domagał dla niego Terlikowski).  Są
też ludzie, którzy po prostu nie słuchają tego, co mają do powiedzenia
bossowie - tzn. nie są w najmniejszym stopniu zainteresowani ich  retoryką
(bo „nie mają zdania” w temacie danym). Owa swoista znieczulica  doprowadza
do tego, że bossowie ogłaszają wszem i wobec, że przemawiają w imieniu
większości. I trudno mieć do nich pretensje o to. Wiedzą, że sytuacja  nie
będzie trwała wiecznie – chcą więc wydrzeć dla siebie jak najwięcej (w
wymiarze stricte monetarnym). A że przy okazji sami przykładają rękę do
demonizowanej laicyzacji? To już nie ich problem.

Wspomniałem już o publicystach, którzy nie bardzo wiedzą jak dyskutować  z
bossami. Nie wiem, czy wynika to z pewnych problemów natury  argumentacyjnej
(jak dyskutować z kimś, kto powołuje się na niepodważalny autorytet)?  Czy
też ze zwykłego lenistwa intelektualnego – „a po cholerę z oszołomami
rozmawiać, ludzie swoje wiedzą!”. Czy też może chodzi o to, że bossowie  są
wymagający –być może prezentują zbyt wysoki poziom aby publicyści lewej
strony umieli sobie z nimi poradzić? Czy też po prostu brakuje nam elit.
Takich elit, których przedstawiciele nie bali by się złapać za bary z
Hołownią i zrobili z niego sieczkę (w wymiarze argumentacyjnym rzecz
jasna). Przykład Hołowni nie jest tu przypadkowy – wszak to on  twierdził (w
swej książce pt. „Bóg, życie i twórczość”), że jego argumenty są zawsze
skuteczne. I chyba miał rację bowiem nikt jeszcze nie rzucił mu  wyzwania.
Tym niemniej, efektem tego „lenistwa” oponentów bossowskich jest  supremacja
bossów w debacie publicznej. Z której to supremacji korzystają gdy
„zauważą”, że ich wiara, uczucia religijne itp. są zagrożone.

Współczesnymi „zagrożeniami” dla kościoła zajmę się w kolejnej części
„cyklu fanatycznego”.

http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2012_12_01_archive.html


Powinniscie miec pretensje do mediow (telewizji, prasy, radia), ze daja  glos oszolomstwu. Gdyby sobie gadali do zwolennikow w knajpach, domach  parafialnych, we wlasnych niszowych radiach, gazetkach, w parkach, na  ulicach, w mieszkaniach prywatnych to nikt poza wyznawcami o nich by nie  slyszal. Chce ktos bredzic o helu, trotylu, dziurach w prezerwatywach i  pigulce, to niech se bredzi, ale nie puszczac go do telewizora, nie  drukowac itd. W kazdym spoleczenstwie jest pewien odsetek idiotow,  paranoikow, totalistow, ale w normalnych warunkach zajmuja sie nimi  rodziny, wyspecjalizowane sluzby, cierpia tylko waskie kregi (sasiedzi,  pracownicy, rodzina), a nie ogol.
ln.

No, no piwiarnie zdecydowanie odradzam.  '<
--
stevep
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Data: 2012-12-07 10:26:04
Autor: Sevek
"Fanatycy czują że są robieni w konia ""
On 07/12/12 10:17, stevep wrote:
No, no piwiarnie zdecydowanie odradzam.

Sie zdziwilbys, piwiarni nie odwiedzasz na prowincji.

--
Sevek

"Fanatycy czuj e s robieni w konia"

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona