Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Finansować In Vitro?

Finansować In Vitro?

Data: 2012-10-23 18:12:48
Autor: WW
Finansować In Vitro?
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro, to za co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

Data: 2012-10-23 18:27:18
Autor: T.
Finansować In Vitro?
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro, to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi. Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.
T.

Data: 2012-10-23 18:30:11
Autor: u2
Finansowa In Vitro?
W dniu 2012-10-23 18:27, T. pisze:
W dodatku takie dzieci s bardziej obcione chorobami genetycznymi.
Zaraz za zapodnieniem pjdzie kasa na ekstra leczenie.


Bzdura, dzieci z probowki sa zdecydowanie zdrowsze od swoich rowiesnikow
nie z probowki.

Data: 2012-10-23 18:43:26
Autor: Bogdan Idzikowski
Finansować In Vitro?

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości news:5086c566$0$1216$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro, to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi. Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.

Skąd masz taką wiedzę, geniuszu?

--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".

Data: 2012-10-23 19:55:07
Autor: T.
Finansować In Vitro?
W dniu 2012-10-23 18:43, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086c566$0$1216$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro, to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi.
Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.

Skąd masz taką wiedzę, geniuszu?


"1. Dzieci poczęte in vitro (IVF) częściej cierpią na szereg chorób:
- Zaobserwowano do 25% razy większą zachorowalność na nowotwory mózgu, kości
i leukemię; 2,1 raza częściej wrodzone wady serca; 2,4 raza częściej
rozszepienie podniebienia; artrezja przełyku 4,5 razy częściej; zarośnięcie
odbytu 3,7 razy częściej (wg. Centrum Kontroli Chorób i Prewencji  CDCP w
Atlancie)
- Syndrom Beckwith-Wiedemann?a (powiększone niektóre narządy wewnętrzne,
zwiększa ryzyko nowotworów nerek, wątroby, mięśniaków) ? od 4 do 6 razy
częściej (Halliday J et al. Am Journal of human genetics, 75, Sep 2004)
- Zespół Angelmana (zaburzenia rozwoju, mowy, tzw. dzieci marionetki) ?
choroba prawie nie spotykana u pozostałych dzieci
- Rak oczu ? retinoblastoma ? 5 do 7 razy częściej (The Lancet, Jan 2003).
Podczas badań w Holandii z 2003 roku WSZYSTKIE przypadki tego nowotworu
wystąpiły tylko u dzieci IVF.
- Formowanie pęcherza moczowego na zewnątrz ciała ? 7 razy częściej (Journal
of Urology, Apr 2003)
- Podejrzewa się obecnie również częstsze zapadanie na autyzm u dzieci IVF
(E. Ahmed, Why children born by IVF may be more at risk of autism and
childhood cancers, The Independent, Oct 2006).
- Statystycznie wszystkie dzieci IVF do 7 roku życia są hospitalowane 76 %
dłużej niż dzieci z zapłodnienia naturalnego w ciągu pierwszych 7 lat życia
(IVF children 'are twice as likely' to suffer poor health, F. Macrae, B.
Osman,  July 2007).
- W 2004 roku pismo US journal Pediatrics przyznało że u dzieci z
zapłodniania in vitro ogólna liczba schorzeń jest większa od 40 do 100% niż
u dzieci naturalnie poczętych.
- Naukowcy sądzą że powodem powyższych zmian są zmiany w ekspresji genów i
rozwoju na wczesnych etapach zarodka u dzieci IVF. Powód może być również w
częstszych infekcjach chlamydiami u matek zapłodnionych in vitro.
2. Dzieci IVF statystycznie mają mniejszą masę urodzeniową (niedowaga u 6,5
% dzieci IVF vs 2,5% u pozostałych dzieci), dostają mniej punktów w skali
Apgar oraz ponad dwa razy częściej wykrywa się u nich poważne defekty
(niepełna przegroda serca, nierozwinięte narządy płciowe, niezrośnięte
podniebienie itp.) już przy urodzeniu ? u 9% dzieci IVF (The New England
Journal of Medicine, 2002; U.S. Centers for Disease Control and Prevention,
November 2009).
3. Jak na razie najstarsze dziecko IVF ma 31 lat ? nie wiemy więc jak te
dzieci będą się rozwijać w przyszłości. Większość nowotworów rozwija się
(począwszy od mutacji w genomie do wystąpienia uzłośliwienia) od 10 do 50
lat ? nie wiadomo więc jeszcze jak częstotliwość zachorowań będzie
wzrastała.
4. Istnieje podejrzenie, że fenotypowo zdrowe dzieci z zapłodnienia in vitro
mogą przenosić mutacje recesywne (niewidoczne na zewnątrz, tylko w genomie)
powstałe w wyniku zapłodnienia. Mogą one ujawnić się dopiero w następnych
pokoleniach (badania w Zakładzie Genomiki, Uniw. Wrocławski ? do
zweryfikowania za 20 ? 30 lat).
5. Matki które poddały się zabiegowi in vitro:
-  statystycznie 2,7 razy częściej zapadają później na raka jajników
(niezależnie od powodzenia się tego zabiegu) (R.Winston from University
College London, The Independent, Oct 2006).
- możliwość rozwoju zespołu hiperstymulacji jajników o ciężkim przebiegu
(Smitz M et al. Hum Reprod 5, Nov 1990)
- zwiększona skłonność do powstawania torbieli jajnika (Qublan HS, Human
Reprod 21, Mar 2006).
- nie zbadano do tej pory wszystkich możliwych długoterminowych skutków
ubocznych stosowanej przy in vitro terapii hormonalnej (Nedrelandse
Vereniging voor Obstetrie en Gynaecologie).
6. Do tej pory pytanie o dziedziczenie bezpłodności było w biologii
bezsensowne (jeśli bowiem ktoś jest bezpłodny, to i nie ma potomków którym
by tą bezpłodność przekazać). W tym wypadku wady genetyczne gamet
(powodujące np. zaburzenia w ruchu plemników) bądź narządów płciowych,
powodujące bezpłodność, będą powielane poprzez zapłodnienie in vitro w
następnych pokoleniach. Szacuje się, że w tym tempie, w roku 2050 ? około
50% populacji Europy i Ameryki będzie musiała korzystać z zabiegu in vitro.
7. W październiku 2010 r. został przesłany list stu polskich naukowców do
parlamentarzystów za apelem o powstrzymanie rozpowszechniania metody in
vitro. Sam jestem biologiem pracującym w PAN i z przerażeniem patrzę jak do
dyskusji o in vitro nie dopuszcza się naukowców (!), a jako przeciwników in
vitro pokazuje się zacofane babcie w moherowych beretach! Za propagowaniem
in vitro mogą stać koncerny farmaceutyczne (nie będę wskazywał konkretnych)
lobbujące za tą metodą w Rządzie pod przykrywką dbania o przyrost naturalny
i poszanowania prawa do posiadania dzieci przez osoby bezdzietne (od kiedy
to człowiek ma PRAWO do POSIADANIA dzieci?).
Koszt jednego zabiegu in vitro to około 12.000 zł plus leczenie
farmakologicznym przed i po, ceny konsultacji i testów. Może się to okazać
więc lepszym biznesem niż sprzedawanie Rządom państw UE szczepionki na grypę
H5N1, która ostatecznie jak wiemy okazała się łagodniejsza od wcześniejszych
wirusów grypy.
Tutaj jednak wzrost zysków pieniężnych wiąże się z nieporównywalnie większym
zagrożeniem dla człowieka.

Starałem się podawać źródła, ale nie musicie mi wierzyć. Wystarczy wpisać w
wyszukiwarce publikacji naukowych PubMed (albo po prostu w Googlach) tekst
?children IVF? i wybrać szereg obiektywnych publikacji na ten temat
(naukowcy prowadzący badania nie mają żadnego celu by wytykać wady metody
którą sami stworzyli!). Sam uczestniczyłem w zapłodnieniach in vitro? ale u
myszy do celów laboratoryjnych (u zwierząt IVF można wyliczyć nawet więcej
komplikacji ? znamy bowiem i te, które pojawiają się na starość), metoda in
vitro powinna być stosowana tylko u zwierząt. Uważam że zbyt pochopnie
została wprowadzona u ludzi?"


I drugi tekst:

Prof. Cebrat: In vitro to wielki biznes, a nie nauka

Czy metoda in vitro jest bezpieczna dla dzieci poczętych w ten sposób?
Czy państwo powinno ją refundować? Czy powinniśmy eksperymentować z
genomem człowieka? Z prof. Stanisławem Cebratem, kierownikiem Zakładu
Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawia o tym Maciej Sas

Spodziewałem się, że będzie u Pana kolejka polityków, którzy chcą się
dowiedzieć czegoś o in vitro. Tyle przecież ostatnio o tym mówią, więc
taka wiedza powinna być im potrzebna... Tłumu nie widzę. Ktoś próbował
się z Panem spotkać?

Z polityków nie. Chociaż wiedza naukowa bez wątpienia przydałaby się im
w tym przypadku. Jednak - jak pan zapewne zauważył - w dyskusji na temat
in vitro w ogóle nie mówi się o meritum sprawy, a więc o jakichkolwiek
zagrożeniach, jaki to problem, co może zrodzić stosowanie tej technologii.

Mnóstwo jest ideologii, emocji, a z wiedzą krucho w tych dyskusjach.

Zawsze się mówi o problemach natury religijnej, politycznej, jeśli o
społecznej to zwykle omija się zasadnicze problemy.

Kończy się na tym, że ktoś będzie musiał do tego dopłacać. Nikt nie mówi
natomiast o tym, jakie wady genetyczne mogą mieć dzieci, które przyjdą
na świat dzięki in vitro. I o tym, kto je będzie utrzymywał.

Przede wszystkim jednak proszę mi wyjaśnić wątpliwość - mówi się, że in
vitro to metoda leczenia niepłodności...

To wielki absurd. Porozmawiajmy o tym, jak wygląda samo in vitro, gdy
mężczyzna jest niepłodny. Mężczyzna może być niepłodny z powodu braku
wykształconych nasieniowodów lub ich niedrożności spowodowanej łagodną
formy mukowiscydozy (na ogół to choroba śmiertelna). W tym przypadku
mamy do czynienia z łagodną formą - mężczyzna nie ma wykształconych
nasieniowodów, ale nie jest on sterylny. Produkuje plemniki, ale nie
może doprowadzić do zapłodnienia w naturalny sposób. Plemniki można
pobrać dzięki biopsji jąder i użyć ich do zapłodnienia komórki jajowej.
I co - ten człowiek został wyleczony? Trudno to nazwać wyleczeniem, bo
będzie miał dziecko, ale stan jego organizmu absolutnie nie poprawił się.

Druga rzecz - jeśli w ten sposób uzyska się plemniki to każdy z nich
niesie defekt z genem odpowiedzialnym za mukowiscydozę. Jeżeli matka
jest nosicielką, to mamy 50 procent prawdopodobieństwa, że dziecko
będzie mieć mukowiscydozę. I wtedy najprawdopodobniej cięższą,
śmiertelną postać. Tego typu zabiegi są bardzo niebezpieczne, bo
związane są z ryzykiem przeniesienia defektu genetycznego.
Leczeniem można by nazwać udrożnienie jajowodów kobiety - bo leczymy w
ten sposób stan jej niepłodności.



Zaintrygowało mnie to, o czym się nie mówi. Politycy krzyczą, że ludzie
chcą mieć dzieci - zgodzić się na finansowanie tej procedury z kasy
państwa, czy nie. Nie mówi się o blaskach i cieniach tej metody z punktu
widzenia naukowego i ekonomicznego. A z tego, co Pan mówi, wynika, że
nie wszystko tu jest tylko dobre.


Jeśli się mówi o takiej metodzie, gdzie mamy parę bezpłodną, pierwsze
pytanie, jakie należy zadać, brzmi: "Dlaczego oni są bezpłodni?" To
znaczy, że jest naturalna bariera, która nie dopuszcza do zapłodnienia...

.... czyli natura sama zabezpiecza się przed kłopotami?


Natura hamuje rozwój gamet, czyli komórek jajowych i plemników, w takich
przypadkach, gdy doszło do przestawienia fragmentu genomu z jednego
miejsca w inne. Nazywa się to translokacją, czyli swego rodzaju mutacją.
Wyobraźmy sobie, że nasz genom to dwa wydania jakiegoś dzieła - jedno
dostaliśmy od matki, drugie - od ojca. Te wydania powinny być prawie
identyczne. Ale jednak różnią się. Każde z nich ma trzy miliardy
znaczków, którymi zapisana jest informacja genetyczna. Może się zdarzyć,
że jedno wydawnictwo, przygotowując to dzieło, doszło do wniosku, że
można zamienić miejscami jakieś opowiadania, że tak będzie lepiej,
bardziej czytelnie. Takie dwa różne wydania spotkają się u jednego z
rodziców. Jeśli teraz ten rodzic tworzy gametę, czyli komórkę rozrodczą,
to tworzy swoje wydanie (z dwóch, które dostał od swoich rodziców) i
przekazuje je swojemu dziecku. Tworzy nowe wydanie wybierając losowo
tomy z wydań rodzicielskich. Jeżeli więc wziął V tom, a tam była ta
historia, którą przeniesiono z tomu III, to w obu wydaniach może mieć tę
samą historię powtórzoną dwa razy, czyli - trzymając się przykładu
wydawnictwa - ma dwa razy ten sam rozdział. Nie ma za to historii, która
była pierwotnie w V tomie. Coś się powtórzyło, a coś innego zgubiło. A
prawdopodobieństwo tego jest bardzo duże. Jeżeli taka gameta zostanie
użyta do spłodzenia nowego człowieka, będziemy mieli ciężki defekt
genetyczny. Najprawdopodobniej w takim przypadku dziecko w ogóle się nie
urodzi. I to jest najszczęśliwsze rozwiązanie. Natura przed produkcją
gamet sprawdza, czy te dwa wydania pasują do siebie, czy nie ma
istotnych przemieszczeń. Jeśli są - nic z tego nie będzie, produkcja
gamet jest zablokowana.

Sam organizm eliminuje gamety z defektem?

Ogranicza ich produkcję. Można jednak przełamać tę barierę, zrobić
biopsję jąder, znaleźć plemnik i wstrzyknąć go do komórki jajowej,
ryzykując przeniesienie ciężkiego defektu. Natura właśnie ogranicza
takie przypadki.

Czyli czasami warto zaufać naturze.

W tych przypadkach z całą pewnością. Natura zwykle nie tworzy
organizmów, których prawdopodobieństwo dożycia wieku rozrodczego jest
bardzo małe.

Pisząc w swojej książce o in vitro, zwraca Pan uwagę na rzeczy, o
których wcześniej nie słyszałem i nie czytałem. Choćby o tym, że dzieci
poczęte dzięki tej procedurze częściej niż inne są wcześniakami, co też
rodzi inne konsekwencje.

Przed tym ortodoksyjni zwolennicy in vitro nie są w stanie się obronić.
Bardzo często, gdy o tym mówią, twierdzą, że defektów genetycznych nie
jest więcej niż normalnie. Ale jeżeli rodzą się wcześniaki i dzieci z
bardzo niską wagą urodzeniową, to od razu wiadomo, że te dzieci są
obarczone większą skłonnością do rozmaitych defektów rozwojowych. Przede
wszystkim za sprawą in vitro 27 razy częściej niż normalnie rodzą się
bliźnięta! A one są obciążone częściej wadami rozwojowymi. Nie trzeba
wykonywać specjalnych badań, żeby się o tym dowiedzieć. Zwolennicy in
vitro od razu twierdzą, że bliźnięta poczęte tą metodą wcale nie mają
częściej wad niż bliźnięta poczęte drogą naturalną. Nawet gdyby tak
było, to rodzą się 27 razy częściej. Najgorsze jest coś innego - ukrywa
się inne efekty korzystania z tej technologii.


Sugeruje Pan, że ktoś to robi celowo, świadomie?

Myślę, że tak. Gdyby o wszystkim ludzi informować, zmniejszyłby się
popyt na in vitro. A to olbrzymi biznes. Znakomitym przykładem jest
siatkówczak (nowotwór dna oka). To choroba wywoływana przez defekt
recesywny, to znaczy, że obydwa geny muszą być wadliwe, żeby pojawił się
siatkówczak. W połowie przypadków pierwszy defekt jest dziedziczony od
jednego z rodziców. Natomiast ta choroba pojawia się również wtedy, gdy
gen uszkodzony pojawi się w trakcie produkcji gamety lub już po
utworzeniu zygoty - w zarodku. Są takie błędy genetyczne, które
sprzyjają temu, żeby doszło do tego, że ten drugi allel (jedna z wersji
tego samego genu - przyp. red.) też będzie uszkodzony. Wtedy nowotwór
pojawia się w jednej gałce ocznej, a nie w dwóch. Ten defekt zdarza się
po in vitro częściej niż po poczęciu naturalnym. To jest najbardziej
niebezpieczny efekt zapłodnienia in vitro, bo wskazuje na o wiele
większą częstość mutacji.

Dlaczego tak się dzieje w przypadku dzieci poczętych za sprawą in vitro?


Nie wiadomo. Ale znamienne jest to, w jaki sposób takie badania były
publikowane. Pierwszy raz zostało to opublikowane przez Holendrów, to
znaczy sprawdzili, jak to jest z częstością występowania siatkówczaka. A
jak się to w ogóle sprawdza? Na zdrowy rozum powinno to wyglądać tak:
mamy dzieci po in vitro i sprawdzamy, jak często u nich pojawia się
siatkówczak. On się ujawnia do 5. roku życia. Ale nikt nie śledzi losów
dzieci poczętych tą metodą. Badania prowadzi się inaczej. Holendrzy
wzięli wszystkie dzieci z siatkówczakiem i sprawdzili, które urodziło
się po in vitro. Tylko żeby się o tym dowiedzieć, to trzeba o to zapytać
rodziców, a oni wcale nie muszą się przyznać... Okazało się, że te
maluchy cierpią na siatkówczaka pięć razy częściej niż poczęte
naturalnie. Oni to opublikowali, a jeszcze przy okazji kilku innych
naukowców stwierdziło, że oni też zauważyli pojawianie się siatkówczaka
po in vitro. Jakie były komentarze lekarzy? "No i co z tego? Jeden
przypadek na trzy tysiące urodzeń to i tak jest mało" Dodajmy, że u
dzieci poczętych tradycyjnie to jeden przypadek na 17 tysięcy urodzeń.

A jak się to ma do etyki lekarskiej? Gdy idę na operację, lekarz
informuje mnie przecież o ryzyku.

Tutaj tak się nie dzieje. Jeden z lekarzy powiedział, że nawet nie
należy ludzi o tym informować, bo po co straszyć tym ludzi. "Przecież
jak idą do łóżka, żeby począć dziecko, to też wiedzą, że jest pewne
zagrożenie..." - przekonywał.

Ale wróćmy do siatkówczaka. Wszystkie przypadki po in vitro, jakie do
tej pory stwierdzono, nie są wrodzone, przeniesione przez rodzica. One
pojawiły się w trakcie procedury. Dzieci urodziły się z siatkówczakiem,
mimo że żadne z rodziców nie nosiło defektu. Taki przypadek zdarza się
raz na 30 tysięcy urodzeń.

A tu stwierdza się go raz na trzy tysiące. Mamy więc do czynienia z nową
mutacją. Gen odpowiedzialny za tę chorobę, to nie jest jakiś szczególny,
wyjątkowy gen. To znaczy, że mutacje w innych genach też mogą się
zdarzać 10 razy częściej! I jeżeli tak jest, to cała populacja jest
zagrożona, nie tylko ludzie poczęci za sprawą in vitro. Dlatego, że te
wadliwe geny muszą być kiedyś wyrzucone z puli genetycznej człowieka.
Jak? Spotkają się w którejś z kolejnych generacji i zostaną
wyeliminowane przez tak zwaną śmierć genetyczną. Drugi problem związany
z siatkówczakiem - szacuje się, że urodziło się na świecie 4-5 milionów
ludzi po in vitro. Wśród nich znalazłem w literaturze zaledwie
kilkanaście przypadków siatkówczaka. Gdyby występował on tak samo
często, jak w całej populacji, to powinno się obserwować około 300
przypadków. Gdzie więc są te przypadki? Nie są raportowane. Przede
wszystkim nikt tego nie śledzi. Jeśli już ktoś się do tego niełatwego
zadania zabierze, wychodzi mu, że do tej choroby dochodzi znacznie
częściej niż normalnie. Takie wyniki, jak w Holandii, pojawiły się we
Francji. Niestety, nigdzie poza materiałami z konferencji naukowej nie
znalazłem ich...

Z tego, co Pan mówi, ludzie poczęci metodą in vitro są narażeni na
więcej kłopotów ze zdrowiem. Nikt tego nie śledzi, nie mówi o tym? Dlaczego?

Bo in vitro to nie nauka, to wielki biznes. Nauką nazwałbym terapię
genową. Niekorzystnych danych się nie publikuje. W USA, chyba w stanie
Minnesota, próbowano do książeczki zdrowia dziecka wprowadzić zapis o
tym, jaka metodą zostało poczęte. Nie wiem, czy to się udało. Ale
kliniki in vitro bronią się przed tym, twierdząc, że to ochrona dóbr
osobistych. "Dlaczego ktoś ma wiedzieć, jak mnie poczęto?" - pada taki
argument.

A czy są inne przypadłości, o których wiemy, że częściej dotyczą ludzi
poczętych wskutek in vitro? Przecież brak tej wiedzy najbardziej uderza
w człowieka tak poczętego i w jego bliskich.


Gubią się ślady o tych dzieciach. W amerykańskich raportach dotyczących
bezpośrednio efektów in vitro takich danych nie ma. Dlaczego? Albo
kliniki używają różnych standardów do oceny, albo np. w przypadku in
vitro kobieta zgłasza się do kliniki, a gdy dowie się, że jest w ciąży,
znika. I klinika traci możliwość śledzenia losów człowieka poczętego
drogą in vitro. A może należałoby zapisać w umowie, że trzeba wpisać w
dokumentach, jak dziecko zostało poczęte, że należy pozwolić na
kontrolowanie stanu zdrowia dziecka. Tylko, że wtedy mogłoby się okazać,
że należy płacić podwyższone ubezpieczenie za to dziecko.

W przypadku tej metody poczęć nie tylko nie mówi się o jej kosztach
bezpośrednich, ale i tych, które towarzyszą później człowiekowi tak
poczętemu. O tym politycy milczą.

Koszty in vitro nie są małe. Najdroższym elementem jest komórka jajowa,
którą można kupić. Trzeba zapłacić kobiecie poddającej się zabiegom,
które mogą stanowić poważny uszczerbek na jej zdrowiu. Dlatego w USA
obowiązuje limit, ile razy kobieta może być dawczynią komórek jajowych.
Taka kobieta jest poddawana intensywnej stymulacji hormonalnej, która
wywołuje kilkanaście jajeczkowań w czasie jednego cyklu. W jednym ze
szpitali australijskich wyliczono również, jakie są koszty przyjęcia
kobiety do porodu. One nawet dla pojedynczego dziecka są trzy razy
wyższe po in vitro niż po normalnym poczęciu. Natomiast poród
bliźniaków, które jak wspomniałem rodzą się wskutek tej metody 27 razy
częściej niż normalnie, kosztuje około 10 razy więcej.

Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje? Przecież i tu, i tu rodzi się
dziecko.

Ale widać prawdopodobieństwo powikłań ciąży i rozwoju płodu jest
znacznie wyższe niż w przypadku klasycznego poczęcia. To nie jest jednak
problem tylko tych kosztów porodu. Należy postawić pytanie: "Dlaczego
tak się dzieje?!" Odpowiedź jest znacząca, in vitro prowadzi do zaburzeń
w biologii rozwoju.

Natura podnosi poprzeczkę?

Nie, natura unika kłopotów. Przecież gdyby nie było opieki medycznej na
takim poziomie, takiej trudnej ciąży też by nie było. Żeby takie dziecko
mogło się urodzić, należy się liczyć z dodatkowymi kosztami. Zresztą, na
to zwrócił uwagę poznański neonatolog, profesor Janusz Gadzinowski.
Powiedział, że jeśli in vitro będzie refundowane, to trzeba też od razu
zwiększyć nakłady na oddziały neonatologiczne i położnicze, bo to będzie
kosztować znacznie więcej. W odpowiedzi usłyszał, że nie miał prawa się
odzywać bez zezwolenia rektora. A on mówił o tym, bo interesują go
koszty utrzymania oddziału. Ja nie jestem lekarzem, mnie interesuje coś
innego - dlaczego to ma więcej kosztować?


Ale, jak czytałem, nawet wśród lekarzy in vitro budzi mieszane uczucia.


Są metody, nawet w in vitro, których się nie poleca. Zdarza się, że
komórka jajowa jest zapłodniona dwoma plemnikami. Taka zygota ginie.
Natomiast kiedyś wyciągnięto jądro jednego plemnika i dziecko się
urodziło. Ogłoszono, że to wielki sukces. Ale opinia o tym sukcesie była
dość wstrzemięźliwa.

Pewien uznany ginekolog-położnik, zajmujący się in vitro, pisał o
bezpośrednim wstrzykiwaniu plemników do komórek jajowych: "gdy już
opracowali tak dobrą metodę, jak na ironię dowiedzieli się, skąd się
biorą te defekty". Miał na myśli poznanie faktów wskazujących na to, że
technika ta może przenosić defekty na następne pokolenia

Paradoksalnie w USA więcej niż połowa zabiegów in vitro odbywa się
właśnie przez bezpośrednie wstrzyknięcie plemnika do komórki jajowej.

Dzięki temu klinika będzie miała nowych klientów...

W niektórych przypadkach tak się dzieje. Jeśli ojciec ma defekt genów w
chromosomie Y, odpowiedzialnych za produkcję plemników i będzie miał
syna dzięki in vitro, to na pewno przekaże mu swoja wadę.
Przyjrzyjmy się parom, które zgłaszają się do kliniki i są oceniane jako
bezpłodne. Niech pan pomyśli - 1/3 to pary, w których oboje są
niepłodni, 1/3 z powodu niepłodnego mężczyzny, 1/3 z powodu niepłodnej
kobiety. Po drobnym wysiłku intelektualnym wychodzi, że niepłodna
kobieta trafia na niepłodnego mężczyznę z prawdopodobieństwem 50
procent. Gdyby tak było rzeczywiście, to dzięki in vitro w 4-5 generacji
nie byłoby już płodnych mężczyzn. Oczywiście absurdem jest to, że połowa
mężczyzn jest bezpłodna, tylko dlaczego dane podawane przez kliniki
rozrodu są tak absurdalne?

Sugeruje Pan, że to nieprawdziwe dane?

Oczywiście, że tak. Dlaczego? Bo gdy mężczyzna jest bezpłodny, wybiera
się zapłodnienie przez bezpośrednie wstrzykiwanie plemników (w
odróżnieniu od standardowej w tym przypadku metody polegającej na
zanurzeniu komórki jajowej w zawiesinie plemników). Ta metoda jest droższa.
Jest jeszcze jedna ciekawa sprawa związana z in vitro - w niektórych
krajach ogranicza się możliwość ingerencji, np. nie wolno wykonywać
badań preimplantacyjnych zarodków, jeśli nie ma do tego wskazań
genetycznych. Co prawda jest do tego taka furtka, że zawsze można
znaleźć wskazanie, ale pojawienie się tego zapisu już jest pewnym sygnałem.

Co znaczy "preimplantacyjnych"?

To znaczy jeszcze przed wprowadzeniem zarodka do macicy. Na przykład
gdybyśmy chcieli sprawdzić, czy z zarodka urodzi się blondynka, czy
brunetka i od tego uzależniali decyzję o jego wprowadzeniu do macicy. W
czasie pewnej serii badań prenatalnych, na nosicielstwo śmiertelnej
choroby, jaką jest pląsawica Huntingtona sprawdzano płeć płodu. Jest to
bardzo łatwe; jest chromosom Y - będzie chłopiec, nie ma - dziewczynka.
Oczywiście rodzice chcieli wiedzieć już w pierwszych tygodniach po
poczęciu, czy to chłopiec, czy dziewczynka. I okazało się, że dochodziło
do aborcji, bo dziecko było nie takiej płci, jaką sobie życzyli chociaż
dziecko nie było obarczone defektem Huntingtona. Teraz zaleca się, żeby
informacji o płci nie udzielać w I trymestrze, gdy aborcja jest
dozwolona, prosta.

W niektórych społecznościach wielu jest bogatych ludzi, którzy nie
mieliby chyba oporów, żeby płacić i dowiedzieć się? Np. w Chinach czy w
Indiach, gdzie chłopiec jest cenniejszym dzieckiem niż dziewczynka.

Ależ wiadomo, że to jest wykorzystywane. W Chinach mamy 100 milionów
więcej mężczyzn niż kobiet. Można sobie wyobrazić, że ta metoda jest tam
wykorzystywana.

Przychodzi do kliniki bogaty człowiek i mówi, że chce mieć ładnego,
zdrowego syna...

… i nie miałby z uzyskaniem obietnicy rozwiązania jego problemu (gorzej
z samym wykonaniem). Z taką selekcją zarodków nie ma kłopotu, a nawet w
pewnych przypadkach jest zalecana. Jeżeli matka jest nosicielką genu
odpowiedzialnego za hemofilię, a urodzi się syn, to jest 50 procent
prawdopodobieństwa, że będzie hemofilikiem. Dlatego sprawdza się płeć -
jeśli syn, czeka go aborcja, choć jest 50 procent szans, że będzie
zdrowy. Rodzą się więc tylko córki, bo one mogą być jedynie nosicielkami
genu, ale nie chorują.

Wyobraźmy sobie, że trafia do Pana zasmucona para i pyta, czy powinna
skorzystać z in vitro. Co by Pan doradził?

Żeby tego nie robili. Z punktu widzenia biologicznego in vitro powinno
być zabronione.

Teraz i Pan, i ja zostaniemy okrzyknięci ciemnogrodzianami, talibami
pisowskimi itd.

To bez sensu - nie chcę być kojarzony z jakąkolwiek partią. To nie jest
problem polityczny, czy religijny, a tylko biologiczny! Ta metoda niesie
tak wielkie ryzyko, że nie powinna być stosowana, ba, moim zdaniem
trzeba zabronić jej stosowania!
Kiedyś myślałem tak: "Skoro ktoś chce mieć dziecko, a to zrozumiałe, bo
to chyba największa instynktowna dążność człowieka, i chce ponieść
ryzyko, niech za to zapłaci - i za procedurę, i za ubezpieczenie
dziecka". Tylko że jak wyliczyłem po badaniach z siatkówczakiem, że mamy
do czynienia prawdopodobnie z wielokrotnie częstszymi mutacjami w
genomie po in vitro, to będą to efekty, które przeniosą się na kolejne
generacje. Żadna firma ubezpieczeniowa nie jest w stanie tego wyliczyć.
Dlatego uważam, że to powinno być zabronione. Bo to się nam odbije
czkawką w kolejnych generacjach.

Pamiętajmy, że mutacje z jednej strony generują coś nowego, ale z
drugiej - nie może ich być za dużo, bo są ryzykowne. Ich nadmiar
zabierałyby do grobu nawet te korzystne. Populacja cały czas balansuje
na granicy dopuszczalności. Nasze komputerowe symulacje ewolucji
populacji wskazują, że zwiększenie częstości mutacji może zabić
populację, nawet jeżeli te nowe mutacje będą wprowadzane jedynie przez
małą część populacji.

Ale muszę zapytać o coś jeszcze bardziej niepokojącego. Kilka tygodni
temu media doniosły, że w Stanach Zjednoczonych urodziło się już około
30 dzieci poczętych wskutek manipulacji genetycznych. Takich dzieci jest
około 30 w USA.

Teoretycznie to jest możliwe, chociaż bardzo ryzykowne. Jest memorandum
na takie techniki w przypadku terapii genowych - bo to się z tym wiąże -
nie wolno prowadzić terapii w sposób ingerujący w linie komórek
rozrodczych. Nie można więc ingerować w genom dziecka, sięgać metodami
służącymi do naprawy genów w linii komórek rozrodczych. To jest
ryzykowne - można raczej popsuć, niż naprawić. Najlepiej wiedzą o tym
ci, którzy pracowali nad transgenicznymi myszami. Trzeba być bardzo
sprawnym, żeby eksperyment się udał. Poza tym zwykle tymi technikami
rodzi się biedna mysz, czyli niepełnosprawna, bo czegoś jej brakuje albo
czegoś może mieć za dużo, albo nie w tym miejscu, co trzeba. Ale każdy
wie, że to majstersztyk - powołać do życia, a potem utrzymać przy życiu
taką mysz. Natomiast próby robienia tego na ludziach są co najmniej tak
samo ryzykowne. Tego się unika, to już jest drastyczna metoda
eugeniczna, czyli próba ulepszania człowieka droga manipulacji
genetycznych. Ulepszania za wszelką cenę. Bo to nie oznacza jedynie
usunięcia genu z defektem, ale wprowadzenie również takiego, który
uważamy, że jest lepszy.

Czyli chcemy wyprodukować stadko wysokich, niebieskookich,
inteligentnych blondynów.

Tak, ale prawdopodobieństwo popełnienia błędu przy takich manipulacjach
genetycznych jest bardzo duże. Gen, jak już wspomniałem, można wbudować
w inne miejsce niż pierwotnie. Ale czy to się utrzyma w kolejnych
generacjach, czy okaże się, że wywołujemy poważny defekt genetyczny?

Czyli urodzi się wysoki blondyn, ale nie spłodzi kolejnych takich samych?

Jego dzieci mogą mieć o wiele więcej defektów niż jego rodzice, którzy
przekazali mu geny.

Przypadek z USA to otwarcie furtki do tego, by mieć "dziecko na
zamówienie". Takie o określonych cechach.Jest znany przypadek, gdy dwie
niesłyszące panie chciały mieć dziewczynkę - też niesłyszącą. No i
zrobioną tak jak chciały. Czyli "zrób sobie dziecko, jakie chcesz..."


No i teraz jeśli zezwalamy na in vitro, a o ile wiem, jeden z projektów
pozwala na to ludziom, którzy nie są małżeństwem, to teoretycznie może
to być para lesbijek. Robimy im dziecko z cechą, której sobie życzą.

Upodobania seksualne dziecka też można by sobie zamówić?

Z tym nie jest tak prosto, bo jeszcze nie bardzo wiadomo, czym one są
warunkowane. Czy to jest sprawa genów. Moim zdaniem to mało
prawdopodobne, bo jeżeli to jest zawsze kilkanaście procent populacji,
to jaki miałby być mechanizm genetycznego przenoszenia się na kolejną
generację?

Słucham tego, co Pan opowiada, i rysuje mi się dość ponury obraz. Czy
niebawem, starając się o pracę, będziemy musieli np. pokazać badania
genomu zamiast CV.

Rzeczywiście, jesteśmy u progu tego. Skoro wiemy, jakie człowiek ma
predyspozycje genetyczne, kalkulujemy mu od razu odpowiednio wyższe
stawki ubezpieczenia, kształcimy go albo nie - no bo po co, skoro geny
mówią, że on nie ma odpowiednich predyspozycji? Niech zajmie się prostą
pracą fizyczną. Wysokie stanowiska są dla inteligentnych - takie
selekcjonowanie ludzi niebawem będzie możliwe. Praktycznie rzecz biorąc,
takie badania już zaczyna się robić. Bada się pewną cechę genetyczną i
przypisuje się ją jakiemuś genowi czy grupie genów. To nieprawdopodobnie
trudne i wymagające gigantycznych mocy obliczeniowych. Czasem o jakiejś
cesze decyduje odpowiednia konfiguracja kilkudziesięciu, a nawet
kilkuset genów! To bardzo wymagające badania, ale jesteśmy blisko
osiągnięcia takich możliwości.

Skoro tak, to zawczasu można by się dowiedzieć, kto ma predyspozycje, by
stać się zabójcą, i odpowiednio go wyizolować. Takie wizje pojawiały się
w filmach.

Tyle że jest dużo problemów, które wiążą się z takimi badaniami, m.in.
predyspozycje do agresywnych zachowań. Jeżeli stwierdzimy, że istnieje
układ genów, który oznacza takie predyspozycje, to co zrobić? Wyobraźmy
sobie, że ktoś popełnił przestępstwo i trzeba go osądzić. Ale on ma
właśnie strukturę genetyczną predysponującą go do tego. To co zrobić?
Traktować go łagodniej, bo jest chory? Część ludzi mówi, że tak należy
postąpić. Ale chwilkę - jak my się zachowujemy w tej chwili? Jeśli ktoś
ma takie skłonności, to jest skłonny do recydywy, a przecież to obecnie
oznacza zaostrzenie kary. Ale posuńmy sprawę do absurdu - czy agresja
może być genetycznie warunkowana? Pewnie, że tak! Nie są potrzebne żadne
ekstrabadania. Wystarczy pójść sprawdzić, kto siedzi w celach za
najcięższe przestępstwa. Kto? Osobniki z chromosomem Y, czyli mężczyźni!
O wiele częściej niż kobiety. A czy inaczej traktujemy kobiety i
mężczyzn, osądzając ich czyny? Chyba sąd bierze to pod uwagę.

Przy Pańskiej wiedzy genetycznej, która - mówiąc delikatnie - jest
ponadprzeciętna, są rzeczy związane z genetyką, których Pan się boi
szczególnie?

Boję się dyskryminacji. Podobno z historii nikt się dotąd niczego nie
nauczył. Przyjrzyjmy się ruchom eugenicznym, a więc "szukajmy metody,
która ulepszy ludzi". Zaczęło się to wieki temu, ale 150 lat temu
zostało ubrane w naukowe łaszki. Zawsze grupa uczonych dostarczała
argumentów, że "my już wiemy, jak to zrobić, jakie cechy są dobre". W
okresie międzywojennym tak mówili nawet niektórzy nobliści. A później
nadworny lekarz Hitlera powiedział w czasie procesu norymberskiego:
"Przecież my nie robiliśmy niczego innego, niż powiedzieli Amerykanie. I
zacytował lekarza Alexisa Carella, noblistę z fizjologii i medycyny,
który był Francuzem, ale żył w USA. On też twierdził, że człowiek może
wziąć losy ludzkości w swoje ręce i sprawić, że ta stanie się lepsza. On
nawet mówił, co trzeba zrobić, żeby się pozbyć tych gorszych - komory
gazowe były jego zdaniem całkiem dobrym rozwiązaniem, nie mówiąc o
sterylizacji, której w Stanach Zjednoczonych w okresie międzywojennym
poddano dziesiątki tysięcy ludzi. Żeby ulepszyć rasę. W Szwecji do 1976
roku sterylizowano ludzi, np. epileptyków.

A w Danii, idąc tym tropem, nie ma dzieci z zespołem Downa..

Bo one się tam nie rodzą, nie dopuszcza się do ich urodzenia. Ale to w
ogóle ciekawy kraj, bo tam najczęściej przeprowadza się zabiegi in
vitro. Za jej sprawą rodzi się 4-5 procent populacji. A średnio jest to
1-1,5 procenta.

Skąd taka różnica?

To się stało tam modne. Jest świetnie reklamowane. "Mam piękny dom,
luksusowe auto i bliźniaki poczęte dzięki in vitro..." jeśli tam
spotkamy bliźniaki na ulicy, to jest to bardzo prawdopodobne, że to
efekt in vitro. No bo skoro one wskutek użycia tej technologii rodzą się
27 razy częściej, a w Danii po in vitro rodzi się trzy razy więcej ludzi
niż gdzie indziej, to wniosek jest prosty.

Czy Pana zdaniem gwałtowny rozwój nauki oznacza schyłek naszej cywilizacji?

Jeżeli to będziemy eksperymentować na ludziach, to jest to realne
zagrożenie. Cały czas ruchy eugeniczne cieszyły się poparciem naukowców.
Potem następował upadek. I znowu mamy to samo - uczeni mówią, że wiedzą
"jak to zrobić". Moim zdaniem wcale nie wiemy. Pokazują to ciekawe
badania na myszach. Myszy są podobne do nas. Około dwa procent ich
genomu koduje białka. Do niedawna sądziliśmy, że tylko te dwa procent
jest ważne, a cała reszta to śmieci. Później zaczęliśmy zauważać, że to
wcale nie śmieci... Teraz stwierdzono, że u myszy co najmniej 15 razy
więcej DNA jest odpowiedzialne za pilnowanie tych dwóch procent, która
kodują białka.

Będziemy kiedyś mieli taką wiedzę, żeby nie obawiać się tego, przed czym
Pan przestrzega?

Nie sądzę, żebyśmy byli gotowi do podjęcia takiego ryzyka przyjmując, że
za 20-30 lat damy sobie radę z mutacjami, które sami naprodukujemy. Nie
powinniśmy robić żadnych ruchów, które by nas zmuszały do manipulowania
genomem człowieka.

To wszystko brzmi dość ponuro. Ale terapie genowe mogą przynieść ulgę
ludziom.

Może niezbyt wielu, ale mogą pomóc, to prawda. Założenia terapii
genowych są jednak inne. One mają przynieść ulgę w cierpieniu. Terapii
genowej nikt nie forsuje w przypadku grypy. Stosuje się ją tylko wtedy,
gdy inaczej nie można człowieka wyleczyć. Uważa się, że ryzyko tej
terapii jest wysokie i trudne do oszacowania. Dlatego przyjmuje się, że
się jej nie stosuje, jeśli jest szansa, że człowiek przeżyje dzięki
innej terapii. Był taki przypadek, gdy komisja etyczna nie zgodziła się
na terapię genową. Uznano, że ten człowiek będzie żył, choć może mało
komfortowo. Potem zmieniono zdanie i przeprowadzono terapię, ale
człowiek zmarł. To był jeden przypadek. Na całym świecie wywołało to
dyskusję na temat zasad etycznych stosowania takiej terapii. A in vitro?
Nikt tego nie pilnuje, nie mówi o tym.

To ciekawe, zwłaszcza że codziennie niemal dostaję na dziennikarską
pocztę wiadomości dotyczące szkodliwości GMO, czyli organizmów
genetycznie modyfikowanych. O in vitro nic podobnego nie dostałem nigdy...

Bo GMO jest pilnowane. Gdyby pan sięgnął do polskiej ustawy o GMO, tam
jest taki zapis "za wyjątkiem człowieka". Czyli ktoś zauważył, że gdyby
tego zapisu nie wprowadzić, to ludzie po in vitro zostaliby uznani za
organizmy GMO. Dlatego że GMO to organizm, który nie może powstać drogą
naturalną. A in vitro? Tak samo. Ale to, jak już wspominałem, wielki
biznes. W USA wykonuje się rocznie ponad 100 tysięcy zabiegów. To są
setki miliardów dolarów zysku.

A gdyby, tu popuśćmy wodze fantazji, jednak zgłosił się do Pana polityk,
prosząc o podzielenie się wiedzą o in vitro, porozmawiałby Pan z nim?

Oczywiście, i to bez względu na to, jaką partię by reprezentował.
Uważam, że tę dyskusję trzeba całkiem oddzielić od polityki i religii.
Katolicy nie akceptują metody in vitro z innych powodów, ale to nie
wyklucza dyskusji merytorycznej. Bo w dyskusji merytorycznej nie ma
sensownych argumentów politycznych, ani religijnych. Tu pojawia się
jeden argument natury etycznej: odpowiedzialność. Z tego, co pamiętam,
tę kategorię do etyki wprowadził Budda. Żeby postępować odpowiedzialnie,
człowiek powinien wiedzieć, jakie będą konsekwencje tego, co robi. Jeśli
nie ma się pewności, a jednak to coś się robi, to już nie można
postępować odpowiedzialnie. A jeśli się jest pewnym, że się zaszkodzi,
to już jest karygodne.

Data: 2012-10-23 21:24:29
Autor: Bogdan Idzikowski
Finansować In Vitro?

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości news:5086d9fb$0$26707$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:43, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086c566$0$1216$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro, to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi.
Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.

Skąd masz taką wiedzę, geniuszu?


"1. Dzieci poczęte in vitro (IVF) częściej cierpią na szereg chorób:
- Zaobserwowano do 25% razy większą zachorowalność na nowotwory mózgu, kości... ble.... ble...

Podaj żródło tej wiedzy.

Prawda jest taka:
Katole są zakłamani i hipokrytami i doskonale o tym wiedzą. Ich wartości chrześcijańskie są niewarte papieru, na którym je spisano. Każdy katol okazuje swoją wiarę werbalnie, a w życiu kieruje się tylko tym, co jest dla niego korzystne. I ma w głębokim poważaniu wartości i przykazania.
Gdyby tak nie było, to 95 % społeczeństwa bez żadnych ustaw, rozporządzeń itp. postępowałoby tak, jak bozia i ksiądz przykazał.
I to jest cała prawda związana z aborcją (legalnie blisko tysiąca, nielegalnie kilkadziesiąt tysięcy rocznie) i in vitro.

--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".







--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".

Data: 2012-10-24 09:00:10
Autor: T.
Finansować In Vitro?
W dniu 2012-10-23 21:24, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086d9fb$0$26707$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:43, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086c566$0$1216$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro,
to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi.
Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.

Skąd masz taką wiedzę, geniuszu?


"1. Dzieci poczęte in vitro (IVF) częściej cierpią na szereg chorób:
- Zaobserwowano do 25% razy większą zachorowalność na nowotwory mózgu,
kości... ble.... ble...

Podaj żródło tej wiedzy.

Prawda jest taka:
Katole są zakłamani i hipokrytami i doskonale o tym wiedzą. Ich wartości
chrześcijańskie są niewarte papieru, na którym je spisano. Każdy katol
okazuje swoją wiarę werbalnie, a w życiu kieruje się tylko tym, co jest
dla niego korzystne. I ma w głębokim poważaniu wartości i przykazania.
Gdyby tak nie było, to 95 % społeczeństwa bez żadnych ustaw,
rozporządzeń itp. postępowałoby tak, jak bozia i ksiądz przykazał.
I to jest cała prawda związana z aborcją (legalnie blisko tysiąca,
nielegalnie kilkadziesiąt tysięcy rocznie) i in vitro.

Dziękuję za jakże merytoryczną odpowiedź. :-)
T.

Data: 2012-10-24 11:16:30
Autor: Bogdan Idzikowski
Finansować In Vitro?

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości news:508791fa$0$26698$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 21:24, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086d9fb$0$26707$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:43, Bogdan Idzikowski pisze:

Użytkownik "T." <kuki543@interia.pl> napisał w wiadomości
news:5086c566$0$1216$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak się zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mieć dziecko a nie stać jej na In Vitro,
to za
co chce wychować to dziecko?



Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

W dodatku takie dzieci są bardziej obciążone chorobami genetycznymi.
Zaraz za zapłodnieniem pójdzie kasa na ekstra leczenie.

Skąd masz taką wiedzę, geniuszu?


"1. Dzieci poczęte in vitro (IVF) częściej cierpią na szereg chorób:
- Zaobserwowano do 25% razy większą zachorowalność na nowotwory mózgu,
kości... ble.... ble...

Podaj żródło tej wiedzy.

Prawda jest taka:
Katole są zakłamani i hipokrytami i doskonale o tym wiedzą. Ich wartości
chrześcijańskie są niewarte papieru, na którym je spisano. Każdy katol
okazuje swoją wiarę werbalnie, a w życiu kieruje się tylko tym, co jest
dla niego korzystne. I ma w głębokim poważaniu wartości i przykazania.
Gdyby tak nie było, to 95 % społeczeństwa bez żadnych ustaw,
rozporządzeń itp. postępowałoby tak, jak bozia i ksiądz przykazał.
I to jest cała prawda związana z aborcją (legalnie blisko tysiąca,
nielegalnie kilkadziesiąt tysięcy rocznie) i in vitro.

Dziękuję za jakże merytoryczną odpowiedź. :-)

Proszę bardzo.

--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".

Data: 2012-10-24 10:41:32
Autor: WW
Finansować In Vitro?
W dniu 2012-10-23 19:55, T. pisze:
. Uważam że zbyt pochopnie
została wprowadzona u ludzi?"

Wiec jakim prawem zabraniamy innym mieć własne zdanie?
Zostawmy tą decyzje rodzinie i nie mam tu na myśli "rodziny radia Maryja".


Przede wszystkim jednak proszę mi wyjaśnić wątpliwość - mówi się, że in
vitro to metoda leczenia niepłodności...

To ci w czarnych sukienkach tak wieszczą.
To to samo, co nazwać zapłodnioną komórkę "człowiekiem" i krzyczeć o "zabijaniu ludzi".

In vitro nie leczy bezpłodności, ale zmniejsza je skutki.
Wie o tym każdy, kto sam umie zawiązać sobie buty.


  Pozdrawiam
WW
„Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem
  Polska będzie wiochą a Polak burakiem”.

Data: 2012-10-24 11:17:48
Autor: Bogdan Idzikowski
Finansować In Vitro?

Użytkownik "WW" <wuwu0@vp.pl> napisał w wiadomości news:k689k2$pp3$1node2.news.atman.pl...
W dniu 2012-10-23 19:55, T. pisze:
. Uważam że zbyt pochopnie
została wprowadzona u ludzi?"

Wiec jakim prawem zabraniamy innym mieć własne zdanie?
Zostawmy tą decyzje rodzinie i nie mam tu na myśli "rodziny radia Maryja".


Przede wszystkim jednak proszę mi wyjaśnić wątpliwość - mówi się, że in
vitro to metoda leczenia niepłodności...

To ci w czarnych sukienkach tak wieszczą.
To to samo, co nazwać zapłodnioną komórkę "człowiekiem" i krzyczeć o "zabijaniu ludzi".

In vitro nie leczy bezpłodności, ale zmniejsza je skutki.
Wie o tym każdy, kto sam umie zawiązać sobie buty.

Czy insulina leczy cukrzycę? Oczywiście, że nie! Zakazać?

--
Donald Tusk - "wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną".

Data: 2012-10-23 18:52:32
Autor: Grzegorz Z.
Finansować In Vitro?
T. napisa:

W dniu 2012-10-23 18:12, WW pisze:
Witam

Tak si zastanawiam.
Skoro rodzina bardzo chce mie dziecko a nie sta jej na In Vitro, to za
co chce wychowa to dziecko?



Pozdrawiam
WW
Tylko pod tym krzyem, tylko pod tym znakiem
  Polska bdzie wioch a Polak burakiem.

W dodatku takie dzieci s bardziej obcione chorobami genetycznymi. Zaraz za zapodnieniem pjdzie kasa na ekstra leczenie.

Taaa... "a policja eby wej do mieszkania musi mie nakaz".


--
"Prawo do potwierdzenia swej osobowoci oznacza prawo do ycia"
Dietrich Bonhoeffer

Finansować In Vitro?

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona