Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))

GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))

Data: 2010-12-20 16:33:43
Autor: obserwator
GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))
Przeciez bez wiarografu (nota bene zupelnie bezuzytecznego urzadzenia), wyraznie teraz widac kim jest Giertych i z kim zaczal sie nagle dogadywac,
kiedy rozwalil juz doszczetnie LPR.

Tylko wyjatkowy naiwniak, moze uwierzyc teraz Giertychowi, bowiem to wlasnie
rzad Tuska rozpoczal totalna inwigilacje spoleczenstwa.

Prosze przeczytac tekst, ktory jest dosc dlugi, ale dokladnie opisuje obecna
sytuacje w zakresie poteznej inwigilacji spoleczenstwa, przez PO.

****************************************************************************


BONDARYZACJA – CZYLI ORWELL PO POLSKU

 Farsa, jaką w iście putinowskim stylu zafundował społeczeństwu premier tego
rządu, organizując cenzurowaną „debatę z internautami” – obnaża lęk rzekomych
liberałów przed siłą wolnego słowa i dowodzi, że obecny układ dostrzega w
Internecie główne zagrożenie dla swoich interesów. I choć zapowiedź wycofania
się rządu z zapisów ustawy o grach, wprowadzających tzw. Rejestr Stron i Usług
Niedozwolonych została odebrana jako „zwycięstwo internautów” – jestem
przekonany, że obietnica ta stanowi jedynie element dezinformacji, a rząd
Donalda Tuska nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować z totalnej kontroli
społeczeństwa. Nie ma zamiaru – ponieważ projekt objęcia nadzorem całego życia
publicznego, a w szczególności obiegu informacji jest integralną częścią
planu, jaki od początku swoich rządów realizuje Platforma. Tylko haniebnej osłonie medialnej, jaką roztoczono nad partią powołaną przez
ludzi Departamentu I SB MSW zawdzięczamy, że przez dwa lata Polacy nie
dowiedzieli się - w ilu obszarach i w jaki sposób obecny rząd sprawuje nad
nimi kontrolę.

Za podstawę planu Platformy przyjęto starą, sprawdzoną zasadę stanowiąca, że
kto posiada informację, ten ma władzę. Kto zaś posiada informację pełną – ten
dysponuje władzą totalną. Do takiej władzy dążyli namiestnicy PRL, używając
policji politycznej jako narzędzia kontroli i represji społeczeństwa. Jednakże
ówczesny stan rozwoju technik informatycznych i brak komputerowych baz danych
uniemożliwiał uzyskanie pełnej wiedzy o obywatelach i objęcie społeczeństwa
totalnym „nadzorem elektronicznym”. To, co peerelowska bezpieka gromadziła na
temat Polaków, wykorzystywano do nadzoru i kontrolowania społeczeństwa, zaś
ewentualna wiedza obywatela na temat władzy, była uznawana za zagrożenie,
czyli działanie sprzeczne z interesem grupy rządzącej. Informacja była zatem
bronią skierowaną przeciwko społeczeństwu i wykorzystywaną wyłącznie dla
utrzymania władzy.

Na tej samej zasadzie oparto działania służb specjalnych po 2007 roku, a
niespełniony -peerelowski sen o państwie totalitarnym stał się idee fixe dla
ludzi, którym powierzono wówczas rządy. Model funkcjonowania służb specjalnych
– jako „zbrojnego ramienia” grupy rządzącej, zawdzięcza swoją niezmienność po
równo: kontynuacji kadrowej w służbach oraz oczekiwaniom i potrzebom obecnej
władzy. Idea elektronicznego i informacyjnego nadzoru (w tym kontroli
Internetu) ujawnia swoje ojcostwo w ludziach komunistycznych służb, zdolnych
iść z „duchem nowych czasów”. Rozwój technik informatycznych doprowadził
„specjalistów” z SB do konkluzji, iż znacznie skuteczniejszą od pałki i
donosów tajnego współpracownika formą sprawowania władzy nad społeczeństwem,
jest objęcie go systemem elektronicznego nadzoru. Dlatego postawienie na czele
„supersłużby” Krzysztofa Bondaryka było decyzją optymalną. Nikt inny nie
łączył dwóch, koniecznych dla utrzymania obecnego układu cech: uwikłania w
interesy postomunistycznej oligarchii – co miało zapewnić jej „rządowe”
gwarancje bezpieczeństwa i wpływów, oraz niemal obsesyjnego zainteresowania
gromadzeniem i przetwarzaniem informacji. Kariera Bondaryka przebiega tam
właśnie, gdzie dochodzi do zbierania lub przetwarzania informacji, a jego
promotorami są ludzie związani z komunistyczną policją polityczną.

Nie może zatem dziwić, że wspólną cechą wszystkich regulacji prawnych,
proponowanych przez obecny rząd w zakresie tzw. bezpieczeństwa państwa, jest
skupienie całej władzy w rękach Krzysztofa Bondaryka. Formalnym pretekstem,
uzasadniającym wydawanie nowych aktów prawnych jest rządowy „Program ochrony
cyberprzestrzeni RP na lata 2009-2011", przyjęty przez rząd Tuska w marcu 2009
roku. Podstawowe założenia tego programu przewidują przekazanie szczególnych
uprawnień w zakresie „ochrony infrastruktury krytycznej kraju, w przede
wszystkim krytycznej infrastruktury teleinformatycznej” Ministerstwu Spraw
Wewnętrznych i Administracji oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ma to
doprowadzić do „zwiększenia poziomu bezpieczeństwa krytycznej infrastruktury
teleinformatycznej państwa, zwiększenia poziomu odporności państwa na ataki
cyberterrorystyczne, oraz stworzenia i realizacji spójnej dla wszystkich
zaangażowanych podmiotów administracji publicznej oraz innych
współstanowiących krytyczną infrastrukturę teleinformatyczną państwa polityki
dotyczącej bezpieczeństwa cyberprzestrzeni”.Tyle teoria.

Praktycznych wzorców nie trzeba daleko szukać. W tym samym czasie, gdy rząd
Tuska opracowywał program ochrony cyberprzestrzeni, w putinowskiej Rosji
wydawano kolejne akty prawne w ramach oficjalnego, rządowego „programu
bezpieczeństwa antykryzysowego” i „publicznej kampanii przeciwko
terroryzmowi”. Wszystkie łączył jeden, wspólny mianownik – prowadziły do
zwiększania (i tak niebotycznych) uprawnień służb specjalnych, a tym samym –
do rozbudowy systemu kontroli nad społeczeństwem. Nikt w Rosji nie ukrywał, że
pod oficjalnymi, propagandowymi hasłami rządzący tym państwem „siłownicy” dążą
do umocnienia władzy, m.in. poprzez radykalne zwiększenie nadzoru
elektronicznego. Program został zapoczątkowany przez płk KGB Władymira Putina
już w roku 2005, gdy w ramach projektu „Bezpieczne Miasto” zainstalowano w
rosyjskich miastach tysiące kamer na dworcach, ulicach, w parkach, kinach i
wielu innych miejscach. Rosyjskie organizacje obrońców praw człowieka
wskazywały, że program jest wykorzystywany głównie przez FSB do śledzenia
opozycyjnych wobec Kremla działaczy organizacji politycznych i obywatelskich i
podawały liczne przypadki aresztowań, dokonywanych na podstawie ulicznego
monitoringu. Jednocześnie uruchomiono tworzenie ogromnej megabazy danych
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nazywając ją "jednolitym systemem
informacyjno-telekomunikacyjnym" (EITKS). Celem miała być walka ze
zorganizowaną przestępczością i zintegrowanie wszystkich dotychczasowych baz
danych policji w jednym systemie. Program ma umożliwiać natychmiastowy dostęp
do wszelkiego rodzaju informacji o osobie (nagrania audio, video, zdjęcia,
odciski palców, dane biometryczne, próbki tekstu) w dowolnym miejscu w kraju i
określenie tożsamości na podstawie nawet cząstkowej informacji. Na podobnej
zasadzie, organizuje się w III RP potężną bazę w ramach systemu PESEL 2 -
który ma umożliwić dostęp do wszystkich danych, jakie władze ale i firmy
prywatne gromadzą o obywatelu. Już w tej chwili szef ABW nadzoruje liczne
systemy informacji: SIP (prokuratura), system informacji więziennictwa, ZUS,
system informacji o osobach poszukiwanych, system ewidencji pojazdów, rejestr
skazanych, rejestr ewidencji gruntów, NIP, REGON i wiele innych. Wszystkie one
gromadzą informacje o najróżniejszych przejawach naszej aktywności życiowej.
Tym co je łączy, to numer PESEL.

Podobnie - jak w przypadku aktywności „siłowników”, również działaniom
środowisk służb pereelowskich towarzyszyły pozory legalizmu i demokracji,
ponieważ formalne decyzje zapadały w sposób zgodny z obowiązującym prawem, a
ich przesłanką były kwestie „bezpieczeństwa narodowego”, „walki z terroryzmem”
i „dobra obywateli”. Warto zauważyć, iż argument, jakoby Internet był dla
terrorystów „platformą komunikacyjną i narzędziem propagandy” wydaje się mało
wiarygodny dla każdego, kto posiada podstawową wiedzę o sposobach
wykorzystania tego źródła przekazu. Trudno przypuszczać, by terroryści
wysyłali sobie tradycyjne maile, lub kontaktowali się przez popularne
komunikatory. Zaszyfrowany tekst bez trudu zaszywa się w obrazku przy pomocy
programów do tzw. steganografii, a obrazek umieszcza np. jako zdjęcie z
wakacji na publicznym serwerze. Tylko ten, do którego informacja jest
skierowana będzie wiedział, jak go rozkodować. Tłumaczenie, że trzeba dać
służbom większe możliwości inwigilacji sieci, żeby mogły walczyć z
terroryzmem, jest dość marnym pretekstem.

Regulacje prawne, jakie proponuje rząd Tuska idą w kierunku bardzo zbliżonym
do rozwiązań rosyjskich. Podstawowym aktem prawnym była ubiegłoroczna
nowelizacja ustawy o zarządzaniu kryzysowym, którą przeforsowano w
błyskawicznym tempie 6 miesięcy. Zarzucano jej nadmierne eksponowanie roli ABW
i udzielenie tej służbie uprawnień do inwigilacji przedsiębiorstw. Na
podstawie nowych przepisów ABW uzyskała niekontrolowany dostęp do dokumentów i
informacji w firmach zarządzających tzw. infrastrukturą krytyczną (energetyka,
wodociągi, transport i komunikacja, teleinformatyka) oraz możliwość wpływu na
obsadę stanowisk pełnomocnika ds. kontaktów z ABW. Lektura tekstu ustawy nie
pozostawia wątpliwości, że zasadniczym celem jej uchwalenia było wyposażenie
służby pana Bondaryka w potężny instrument nadzoru nad przedsiębiorcami. Nowe
przepisy nałożyły na szeroki krąg podmiotów obowiązek przekazywania szefowi
ABW nie tylko informacji o zagrożeniach o charakterze terrorystycznym, lecz
również o zagrożeniach dotyczących działań, „które mogą prowadzić do
zagrożenia życia lub zdrowia ludzi, mienia w znacznych rozmiarach, dziedzictwa
narodowego lub środowiska”. W praktyce – pod pozorem walki z terroryzmem, dano
ABW uprawnienia pozwalające głęboko ingerować w procesy gospodarcze i
działalność najważniejszych firm.

Drugim, istotnym aktem prawnym jest gotowy już projekt nowelizacji ustawy o
ochronie informacji niejawnych. Zawarte w nim przepisy powierzają szefowi ABW
funkcję krajowej władzy bezpieczeństwa - instytucji odpowiadającej za kontakty
m.in. z NATO, ale także za wydawanie upoważnień do dostępu do informacji
niejawnych. Dotychczas odpowiedzialność za kontakty z sojusznikami była w
Polsce podzielona. Również w zakresie certyfikatów bezpieczeństwa istniał
wyraźny podział, a informacje wojskowe leżały w gestii SKW, cywilne zaś – ABW.
Obecnie wojskowy kontrwywiad byłby faktycznie podporządkowany cywilnej
agencji. Według projektu ustawy, szef ABW ma sprawować nadzór nad stanem
ochrony informacji niejawnych i prowadzić inspekcje w podmiotach
przetwarzających informacje. Co więcej - to on będzie odtąd określał definicję
informacji ściśle tajnej i tajnej oraz arbitralnie rozstrzygał, które
informacje należy ukryć przed obywatelami. Dotychczasowa ustawa miała dwa
załączniki, które wymieniały precyzyjnie poszczególne kategorie informacji.
Teraz, będzie to robił Krzysztof Bondaryk, a jego służba może dowolnie
definiować każdą informację i ścigać urzędników nakładających klauzulę..

Rozwiązanie takie oznacza powrót do praktyki z okresu komunizmu, gdy tajna
policja polityczna PRL decydowała co jest, a co nie jest tajne i sama
określała zakres dostępu obywatela do wiedzy. Wspólny z tamtym okresem jest
również fakt, iż decydujący głos w uchwalaniu prawa, związanego z ochroną i
przepływem informacji ma „resort siłowy”. W praktyce oznacza to, że głównym
konsultantem rządowych nowelizacji jest ABW. Co ważne - wsparcie dla tych
pomysłów, rząd Tuska uzyskuje ze środowisk, które niemal całkowicie
zawłaszczyły obszar ochrony informacji. Myślę tu o rozlicznych
stowarzyszeniach i organizacjach, skupiających byłych esbeków, a
reprezentujących tzw. „czynniki społeczne”. Większość z nich uczestniczy w
konsultacjach rządowych projektów i jest mocno zaangażowana w proces
stanowienia prawa.

Pozycje wiodącą zajmuje Krajowe Stowarzyszenie Ochrony Informacji Niejawnych
(KSOIN). Prezesem zarządu Stowarzyszenia jest Mieczysław Tadeusz Koczkowski.
Nazwisko tego pana spotkamy na str.31 Raportu z Weryfikacji WSI w rozdziale 3,
zatytułowanym: „Penetracja rosyjska: zagrożenia dla wewnętrznego i
zewnętrznego bezpieczeństwa państwa”, zawierającym listę oficerów
poszczególnych komórek organizacyjnych WSI, szkolonych w ZSRR. W składzie
Zarządu III w latach 1998-2000 głównym specjalistą był płk. Mieczysław
Koczkowski – uczestnik kursu KGB w marcu 1982 roku. Pan prezes stowarzyszenia
nadto nie chwali się swoją przeszłością, informując jedynie, że jest „oficerem
rezerwy, a po odejściu z wojska początkowo zajmował się szkoleniem
pełnomocników ds. informacji niejawnych”.

W gronie wykładowców i ekspertów KSOIN spotkamy nazwiska najwyższych rangą
dowódców WSI: gen. dyw. Bolesława Izydorczyka (kursy GRU w 1982r) , kadm.
Kazimierza Głowackiego (kursy GRU w 1985r) ,płk Krzysztofa Brodę ( studia w
Akademii Wojskowo-Politycznej ZSRR w 1989r), płk Andrzeja Glonka b. szefa
Zarządu Ochrony Informacji WSI. To m.in. ci, wymienieni powyższej ludzie
decydują dziś o kształcie ustaw związanych z dostępem do informacji
niejawnych, a tym samym – o bezpieczeństwie państwa.

Kwestia wydawania poświadczenia bezpieczeństwa osobowego czyli tzw.
certyfikatu, dopuszczającego do dokumentów o klauzulach poufności i tajności
jest jednym z najważniejszych narzędzi wpływu udzielonych Bondarykowi. Od
kandydatów na wiele stanowisk (w tym, w administracji rządowej i samorządowej)
wymaga się posiadania odpowiednich certyfikatów. Poświadczenia wydaje ABW, a w
stosunku do wojskowych i osób związanych z armią - Służba Kontrwywiadu
Wojskowego. Służby mogą jednak zawsze odmówić wydania certyfikatu i wszcząć
tzw. kontrolne postępowanie sprawdzające, które teoretycznie powinno trwać
maksymalnie trzy miesiące. Często się jednak zdarza, że ABW znacznie je
przedłuża ( nawet do dwóch lat) , a kandydat traci szansę na objęcie
stanowiska. Podobne zasady obowiązują w wielu firmach, produkujących
urządzenia podlegające certyfikacji. Tu również – jak w przypadku firmy Tech
Lab 2000 i aparatów do tajnej łączności - ABW ma możliwość przedłużania
procedury wydania zaświadczenia, co może doprowadzić nawet do upadku firmy.

 Gdy uporano się z regulacjami dotyczącymi obszaru gospodarczego, przyszła
kolej na objęcie nadzorem ogółu obywateli. W czerwcu ubiegłego roku na
spotkaniu w MSWiA, w którym brali udział przedstawiciele służb specjalnych
pojawił się pomysł inwigilacji działań internautów. Wówczas też powstała grupa
robocza mająca wprowadzić zmiany do nowelizowanej ustawy o świadczeniu usług
drogą elektroniczną. Zgodnie z założeniami zmian dostawca usług internetowych
miałby zapewnić możliwość zdalnego i niejawnego przeszukania informatycznych
nośników danych. Dane miałyby być gromadzone przez pięć lat, a niejawny dostęp
do tych informacji miałby służby. Policja bądź ABWA mogłyby na chybił trafił
sprawdzać aktywność poszczególnych użytkowników w sieci, nawet bez formalnych
podejrzeń w stosunku do inwigilowanych osób. Nikt nie wiedziałby, kiedy i
wobec kogo takie sprawdzanie się odbywa. I choć, po medialnym szumie, jaki się
rozpętał po ujawnieniu tej informacji, szybko się z pomysłu wycofano – można
być pewnym, że projekt nowelizacji nie został porzucony.

Obecny stan prawny pozwala bowiem służbom na uzyskanie od operatora
telekomunikacyjnego lub dostawcy Internetu tzw. logów, czyli rejestrów
połączeń. Prawo każe przechowywać je operatorom przez dwa lata. Ustawa o
policji stanowi też, w jakich przypadkach organa ścigania mogą prowadzić
niejawnie tzw. kontrolę operacyjną, czyli np. podsłuch internetowy. Wymagana
jest do tego zgoda prokuratora generalnego (lub prokuratora okręgowego), a
potwierdzenie wydaje właściwy dla danego miejsca sąd okręgowy. Nie ma jednak
mechanizmów prawnych regulujących to, co dzieje się, zanim organa ścigania
zwrócą się do dostawcy usługi o dane abonenta. Istnieje tu zatem ogromne pole
samowoli służb specjalnych, a skoro prawo stwarza możliwości nie
rejestrowanych działań – byłoby absurdem sądzić, że służba pana Bondaryka ich
nie wykorzysta. Podobnie – naiwnością byłoby uważać, że służby nie korzystają
z usług hakerów – traktując ich nawet jako tajnych współpracowników.

Poza tym, ( o czym warto pamiętać) przepisy zostały tak skonstruowane, że bez
żadnego problemu służby mogą podjąć legalną inwigilację. Wiemy, że bez zgody
sądu można stosować podsłuchy pięciodniowe, ale można też domagać się zgody na
podsłuch, wymyślając kwalifikację prawną na podstawie indeksu przestępstw
umożliwiających jego stosowanie. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by na
użytek sądu wymyślić zarzut zabójstwa, porwania, handlu bronią czy udziału w
przestępczości zorganizowanej i na tej podstawie uzyskać zgodę na podsłuch.

Warto zauważyć, że pomysł z czerwca ubiegłego roku został już częściowo
zrealizowany, poprzez rozporządzenie Ministra Infrastruktury, obowiązujące od
1 stycznia 2010 roku. Chodzi o wdrożenie unijnej dyrektywy o tzw. retencji
danych. Nowe przepisy zmuszają operatorów telekomunikacyjnych do
przechowywania wszystkich danych o lokalizacji użytkowników w momencie
nawiązania połączenia, a także - co jest niezgodne z unijną dyrektywą - przez
cały czas rozmowy.

Prace nad założeniami nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą
elektroniczną trwają nadal. Temat nie jest wcale zakończony, a pomysły
dotyczące retencji danych telekomunikacyjnych, są tylko jedną z propozycji
rozważanych na spotkaniach roboczych. Inne tematy to np. zmiana definicji
świadczenia usług drogą elektroniczną, poprawienie klauzuli państwa
pochodzenia, kwestie świadczenia usług w ramach zawodów regulowanych, ochrona
danych osobowych, kwestie spamu. Ze spotkań roboczych (wbrew zapowiedziom),
nie publikuje się stenogramów, nie wiemy zatem – jakie pomysły są obecnie
rozpatrywane.

Równocześnie z wprowadzaniem nowych regulacji prawnych, ABW pod wodzą
Bondaryka stosuje różne metody, by realnie powiększyć zakres swojej władzy.
Przed kilkoma miesiącami mogliśmy się dowiedzieć, że Agencja, niezgodnie z
prawem korzysta z poufnych informacji zebranych przez funkcjonariuszy wywiadu
skarbowego. Jedna z gazet ujawniła notatkę z marca 2008 r, stworzoną przez
funkcjonariusza wywiadu skarbowego. Opisuje w niej sytuację, w której oficer
ABW zażądał od niego poufnej informacji z baz danych Ministerstwa Finansów.
Przełożony polecił mu udostępnić te informacje. Według gazety, powołującej się
na rozmówcę z resortu finansów, przypadków takich było więcej. Praktyka
korzystania przez Agencję z tego rodzaju informacji musi być powszechna,
bowiem kolejni szefowie wywiadu skarbowego to osoby, których kariery są ściśle
związane z ABW.

Od wielu miesięcy funkcjonariusze służby pana Bondaryka obejmują stanowiska w
firmach i instytucjach kluczowych w dziedzinie teleinformatyki. Jest to
możliwe dzięki ścisłej współpracy ABW z rządem Donalda Tuska. W listopadzie
ubiegłego roku Agencja przejęła kontrolę nad NASK - najważniejszą instytucją
polskiego Internetu. Naukowo-Akademicka Sieć Komputerowa zajmuje się m.in.
przydzielaniem polskich domen i sprawuje technologiczną pieczę nad polską
częścią sieci. To właśnie w NASK, w 1991 roku nastąpiło pierwsze w Polsce,
historyczne połączenie internetowe. Instytucja podlega resortowi nauki i
prowadzi monitorowanie polskiego Internetu (nadzoruje rynek domen, świadczy
usługi teleinformatyczne oraz dba o bezpieczeństwo zwalczając ataki hakerów i
nielegalne treści w Internecie). W połowie listopada, w oparciu o rekomendację
komisji konkursowej minister nauki Barbara Kudrycka mianowała na stanowisko
dyrektora NASK czynnego pułkownika ABW Michała Chrzanowskiego - byłego
dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego i Informacji ABW.
Pretekstem do przejęcia kontroli nad NASK-iem było odwołanie poprzedniego
szefa tej jednostki naukowej po kontroli finansowej. Ministerstwo Nauki i
Szkolnictwa Wyższego ogłosiło konkurs na nowego dyrektora, by w ostatnim dniu
konkursu przedłużyć go o kolejne dni. Gdy przedłużono konkurs, kandydaturę
zgłosił oficer ABW, płk. Michał Chrzanowski. Kandydatów na nowego dyrektora
oceniała pięcioosobowa komisja konkursowa powołana przez ministra nauki i
szkolnictwa wyższego. ABW do komisji „wsadziła” dwóch swoich ludzi, w tym
Piotra Durbajło, podwładnego płk. Chrzanowskiego. Oficjalnie reprezentowali
ministerstwo nauki. Wyniki konkursu były w tej sytuacji do przewidzenia. Od
tej chwili, NASK stał się de facto kolejnym departamentem Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego

Po udanej akcji przejęcia tak ważnej dla polskiego Internetu instytucji, ABW
przystąpiło do ulokowania swoich funkcjonariuszy w kierownictwie Narodowego
Centrum Badań i Rozwoju. Sprawa pierwszy raz wypłynęła w grudniu ubiegłego
roku, kiedy sejmowa podkomisja nauki i szkolnictwa wyższego dyskutowała nad
rządowym projektem ustawy o instytutach badawczych. Wówczas poseł Jan
Kaźmierczak (PO) zaproponował poprawkę, zgodnie z którą w instytutach mieli
być obligatoryjnie zatrudniani "funkcjonariusze służb nadzorowanych przez
prezesa Rady Ministrów". Jak się okazało, za tą poprawką stała Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wówczas - po protestach przedstawicieli nauki i
posłów PiS, udało się poprawkę odrzucić.

Na początku bieżącego roku komisja przyjęła jednak inną poprawkę posła
Kaźmierczaka, która mówi, że przedstawiciel ABW wejdzie w skład Komitetu
Sterującego w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Jest to wyspecjalizowana
agencja rządowa, którą powołano w celu zarządzania badaniami naukowymi i
pracami rozwojowymi w strategicznych dla Polski dziedzinach. Projekty
realizowane przez NCBiR mają być wykorzystywane m.in. w gospodarce, kulturze,
ochronie zdrowia i administracji publicznej.

Poprawkę formalnie przygotował szef ABW. Krzysztof Bondaryk, który 11 stycznia
2010 r. skierował oficjalne pismo do ministra nauki, domagając się wprost
dopisania w projekcie ustawy przedstawiciela Agencji, obok przedstawicieli
MON, ministra nauki i szkolnictwa wyższego oraz administracji i spraw
wewnętrznych. Bondaryk powoływał się przy tym na art. 5, ust. 1 ustawy o ABW
oraz Agencji Wywiadu, który mówi, że ABW musi realizować wymienione w tym
przepisie zadania, przede wszystkim mające za podstawę ochronę bezpieczeństwa
państwa. Poprawkę przyjęto głosami posłów PO przy sprzeciwie PiS (jedyny
przedstawiciel SLD na podkomisji wstrzymał się od głosu). Zbigniew Wassermann,
były minister, koordynator służb specjalnych, zauważa, „jak potężna jest
ekspansja ABW pod rządami Bondaryka” i przypuszcza, że przez tego typu
inicjatywy szef Agencji próbuje stać się osobą o pierwszoplanowym znaczeniu -
"szefem szefów”.

 Sama ABW nie widzi w obecności swojego przedstawiciela w Komitecie Sterującym
Narodowego Centrum Badań i Rozwoju nic dziwnego i ustami rzecznika twierdzi,
iż „z uwagi na prowadzone w Agencji prace badawcze, m.in. z zakresu
bezpieczeństwa teleinformatycznego związanego wprost z ochroną bezpieczeństwa
państwa, udział przedstawiciela ABW w wymienionym gremium zapewniłby wymianę
myśli technicznej oraz rozwiązań związanych z ochroną bezpieczeństwa państwa
już na etapie opiniowania prac koncepcyjnych i kierunków przyszłych rozwiązań
naukowych, a także, co się z tym wiąże, sposobu finansowania przedmiotowych
badań”. Równocześnie rzecznik podkreśla, że wszelkie obawy o jakąkolwiek
stronniczość i próby poszerzania zakresu władzy przez funkcjonariuszy Agencji
są bezpodstawne, „ponieważ ABW realizuje jedynie swoje ustawowe zadania i
zawsze działa na rzecz Państwa Polskiego".

           Podczas wczorajszej, tzw. debaty z internautami, Donald Tusk
deklarował, jakoby forsowane przez rząd przepisy „nie miały na celu
ograniczania wolności, autonomii i bezpieczeństwa internautów”. Przedstawiony
powyżej przegląd niektórych rozwiązań prawnych oraz działań podejmowanych
przez ten rząd i „supersłużbę” Krzysztofa Bondaryka – przeczy słowom premiera
i dowodzi, że intencją obecnego układu jest objęcie kontrolą każdej, istotnej
sfery życia publicznego. Internet jest jedynie kolejnym etapem, w realizacji
długoletniej, peerelowskiej idei fixe.

W orwellowskiej wizji „Roku 1984” pada zdanie: „Jeżeli ktoś chce rządzić, rządzić nieprzerwanie, musi umieć burzyć w
poddanych poczucie rzeczywistości”. Owo poczucie rzeczywistości – nie jest
niczym innym, jak prawdą o otaczającym nas świecie – darem, który niekiedy
wydaje się groźny i niechciany. Władza – do jakiej dąży Bondaryk i
wspomagająca go „Partia” będzie realna tylko wówczas, gdy pozwolimy zburzyć
prawdziwy obraz rzeczywistości i tchórzliwie uwierzymy w deklaracje bez pokrycia.






http://cogito.salon24.pl/155239,bondaryzacja-czyli-orwell-po-polsku

--


Data: 2010-12-20 18:02:05
Autor: Marek Czaplicki
GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))
 obserwator pisze w poniedziałek, 20 grudnia 2010 17:33, na grupie pl.soc.polityka:

http://cogito.salon24.pl/155239,bondaryzacja-czyli-orwell-po-polsku

a ja będę się maksymalnie streszczał i zacytuję tylko: Konstytucja Art. 54.1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
--
3, 5, 7, 11, 13, 17, 19, 23, 29, 31, 37, 41, 43, 47, 53, 59, 61, 67...

Data: 2010-12-20 18:09:57
Autor: dK
GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))

Użytkownik " obserwator" <darz_bor@WYTNIJ.gazeta.pl> napisał w wiadomości news:ieo0h7$dt0$1inews.gazeta.pl...
Przeciez bez wiarografu (nota bene zupelnie bezuzytecznego urzadzenia),

Faktycznie w tym przypadku to prawda.  SB tak szkoliła swoich agentów, że są w stanie oszukać wykrywacz...

dK

GIERTYCH i WIAROGRAF?? :))))))

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona