Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Gdzie si schowa lasek

Gdzie si schowa lasek

Data: 2013-11-29 01:38:58
Autor: Mark Woydak
Gdzie si schowa lasek

Nowy błąd w raporcie

Rosyjskie protokoły oględzin, które trafiły do polskiej prokuratury,
wskazują inny czas odnalezienia rejestratora ATM-QAR Tu-154M niż raport
Jerzego Millera. Różnica to aż dwa dni.

 Według raportu Millera, cztery rejestratory rządowego Tu-154M znaleziono na
wrakowisku 10 kwietnia 2010 roku. W samolocie było łącznie pięć
rejestratorów: cztery parametryczne i jeden akustyczny. Załącznik nr 2 (pkt
2.1) do raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
mówi wprost: „Na miejscu wypadku 10.04.2010 r. zostały odnalezione
następujące rejestratory samolotu Tu-154M: katastroficzny MŁP-14-5,
eksploatacyjny KBN-1-1, kaseta pamięci ATM-MEM15 (odnaleziona w szczątkach
rejestratora ATM-QAR). Rejestrator K3-63 nie został odnaleziony na miejscu
wypadku”.

Wynikałoby z tego, że wszystkie, oprócz K3-63, rejestratory już w dniu
katastrofy były do dyspozycji śledczych i komisji technicznej.

Polska prokuratura wojskowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy,
dysponuje jednak rosyjskim protokołem oględzin, który nie pozostawia
najmniejszych wątpliwości: rejestrator ATM-QAR Rosjanie znaleźli dopiero w
poniedziałek, 12 kwietnia.

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, który odnotował fakt odnalezienia
ATM-QAR, stwierdza, że dowód ten „ujawniono w ramach prowadzonych oględzin
miejsca katastrofy 12 kwietnia 2010 r.”. Dokładna godzina podjęcia skrzynki
nie jest znana, bo protokół podaje czas zbiorczo dla wszystkich czynności
prowadzonych tego dnia na miejscu wypadku (od godz. 10.30 do godz. 18.00
czasu moskiewskiego). Starszy śledczy Komitetu Śledczego pisze: „Ujawniono
rejestrator pokładowy ATM-QAR, który zapakowano do polietylenowego worka,
opieczętowano metką z napisem objaśniającym oraz podpisami osób
uczestniczących w tej czynności”.

Z dokumentacji czynności śledczych wynika również, że 10 kwietnia, wbrew
informacji zawartej w raporcie Millera, nie odnaleziono też innego
rejestratora, a mianowicie KBN-1-1.

Stało się to dopiero w ciągu kolejnych kilku dni. W dniu katastrofy –
raportują rosyjscy prokuratorzy – zabezpieczono tylko dwa urządzenia:
parametryczny MŁP-14-5 i akustyczny MARS-BM. Potwierdza to protokół
oględzin i zabezpieczenia ich przez oficerów śledczych.

Los MŁP-14-5 i MARS-BM można odtworzyć jedynie częściowo. Nie wiadomo
przede wszystkim, kiedy dokładnie i przez kogo zostały znalezione na
miejscu katastrofy. Rosyjski protokół mówi tylko o formalnej czynności
oględzin dowodów, które mogły zostać ujawnione wcześniej. W każdym razie
śledczy zanotował czas swojej czynności w przedziale między godz. 20.30 a
22.40. Dokument mówi, że „opisano wygląd [rejestratorów] i zabezpieczono
poprzez zapakowanie do pudełek kartonowych (każdy rejestrator do
oddzielonego pudełka) w sposób uniemożliwiający osobom postronnym dostęp do
ich zawartości”.

Dalej mowa jest o tym, że nie otwierano osłon, a „na każdym pudełku
umieszczono notkę informacyjną opatrzoną pieczęcią oraz podpisami osób
uczestniczących w tej czynności”. Byli to śledczy, prokurator oraz dwóch
świadków, w sumie czterech obywateli Federacji Rosyjskiej. Wszyscy
podpisali się i na pieczęci, i w protokole.

Uderzający w całej sprawie jest fakt nieobecności żadnego z polskich
prokuratorów przy formalno-procesowych czynnościach podejmowanych przez
Rosjan, choć we wskazanych w protokołach godzinach byli już na miejscu.

Pierwszy samolot z Warszawy wylądował w Smoleńsku ok. godz. 19.00.
Przyleciało nim dwóch prokuratorów: płk Ireneusz Szeląg (szef Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie) i płk Zbigniew Rzepa (rzecznik NPW). Na
pokładzie był także dyrektor Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych płk
prof. dr hab. inż. Ryszard Szczepanik i płk dr inż. Antoni Milkiewicz,
znany z badania katastrofy Iła-62M w 1987 roku. Obaj są teraz w zespole
biegłych prokuratury. Rosjanie za głównego przedstawiciela Polski uznali
jednak płk. Edmunda Klicha, wówczas przewodniczącego PKBWL, któremu
towarzyszył członek komisji, były pilot specpułku Waldemar Targalski.

To do Klicha podeszli Tatiana Anodina i Aleksiej Morozow z MAK i
zaprowadzili do rejestratorów.

Targalski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” w sierpniu 2011 r. przypomniał,
że najpierw zostały sfotografowane. „Wtedy pierwszy raz zobaczyłem panią
Anodinę i pana Morozowa. Rosjanie zapytali, czy rejestratory mogą zostać
wydobyte. Po konsultacji z Edmundem Klichem zdecydowano, że tak. Zapakowano
je do pudeł, zaplombowano” – relacjonował. Zapewne jedna z fotografii,
przedstawiająca obudowę od MARS-BM, leżąca na ziemi w błocie, znalazła się
na s. 64 raportu Millera.

I tu pojawia się wyraźna sprzeczność. Według Targalskiego, przy tej
czynności obecni byli: on sam, Klich, Anodina i Morozow. Tymczasem rosyjski
protokół, opisując tę samą czynność, nie wymienia ani Targalskiego, ani
Klicha. Klich wspomina, że po wylądowaniu procedury graniczne trwały dwie
godziny, więc akurat ok. godz. 21.00 Polacy mogli już uczestniczyć w
wydobywaniu rejestratorów. Dlaczego jednak skoro, jak twierdzą, mieli być
świadkami tych czynności, ich nazwisk nie ma na pieczęciach?

Spóźniony wniosek

Polscy prokuratorzy ani 10, ani 12 kwietnia nie uczestniczyli w żadnych
czynnościach Rosjan przy rejestratorach. Dziś swoją absencję tłumaczą
brakiem podstaw formalnych.

– W tym czasie przebywający w Smoleńsku prokuratorzy nie mieli podstaw
prawnych do uczestniczenia w czynnościach o charakterze procesowym. Polski
wniosek o pomoc prawną datowany na 10 kwietnia 2010 r. dotarł do organów
procesowych Federacji Rosyjskiej 11 kwietnia 2010 r. – wyjaśnia ppłk Janusz
Wójcik, rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego.

Szeląg i Rzepa nie byli jednak zupełnie bezczynni. Rosjanie zgadzali się
wybiórczo na ich udział w niektórych innych czynnościach. I tak Szeląg
czynnie uczestniczył w pierwszym przesłuchaniu kontrolera lotów Pawła
Plusnina, a potem w nocnej naradzie w sprawie planu przedsięwzięć
śledczych. Przystali też na to, by jeden z nich, Rzepa, poleciał z
rejestratorami do Moskwy. Ze swej strony Klich wyznaczył do wyjazdu
Targalskiego. Później dotarł z Witebska konwój z drugiego samolotu, którym
leciał premier Donald Tusk. Byli w nim naczelny prokurator wojskowy płk
Krzysztof Parulski i ppłk Sławomir Michalak z ITWL.

Parulski został w Smoleńsku, uczestniczył m.in. w sekcji zwłok prezydenta,
zaś Michalak miał dołączyć do Rzepy i Targalskiego. Zapamiętał jednak, że
rejestratory jakoby „były już zapakowane w kartony, opieczętowane pieczęcią
rosyjskiej prokuratury i naszej Naczelnej Prokuratury Wojskowej, i czekały
na odlot do Moskwy”. Tak Michalak powiedział „Naszemu Dziennikowi” we
wrześniu 2011 roku. Jak na pudłach mogły znaleźć się polskie pieczęcie,
skoro polskich prokuratorów nie było przy pakowaniu? Tym bardziej że
rosyjski protokół mówi wyłącznie o pieczęciach Komitetu Śledczego i
podpisach obecnych osób.

W każdym razie te dwa pudła trafiły do Moskwy, do siedziby
Międzypaństwowego Komitetu Śledczego. MAK w swoim raporcie w ogóle nie
wspomina o czasie odnalezienia rejestratorów, jedynie o dostarczeniu MŁP i
MARS do swojej siedziby 11 kwietnia.

W raporcie MAK w analogiczny sposób podano informację o dostarczeniu
drugiego rejestratora parametrycznego KBN-1-1. Ale dopiero 14 kwietnia.
Wówczas go otwarto i zbadano. To kolejny dowód, że – wbrew raportowi
Millera – znaleziono go po 10 kwietnia. Nie ma śladów analogicznego
protokołu oględzin tego dowodu rzeczowego przez śledczych. Nie wiadomo, kto
i kiedy go odnalazł, a następnie przywiózł do MAK.

Tymczasem to właśnie zapis tego urządzenia Rosjanie wybrali jako podstawę
swojej pracy, gdyż „zarejestrował informację lepszej jakości”. KBN w
przeciwieństwie do MŁP i MARS nie jest czarną skrzynką. Tamte przypominają
magnetofony szpulowe, KBN – kasetowy. Rejestratory katastroficzne umieszcza
się w ogonie samolotu (ulega on najmniejszym zniszczeniom), natomiast KBN z
przodu kadłuba, aby ułatwić dostęp. Używa się go jako tzw. rejestrator
eksploatacyjny, czyli do bieżącego monitoringu stanu technicznego maszyny,
celów szkoleniowych i kontrolnych. KBN na kasecie zapisuje te same dane, co
MŁP i w podobnym systemie. Taśma zawiera dane z ok. 25 godz., gdy samolot
jest włączony, i rejestruje ponad 100 różnych parametrów.

O rozbieżność w czasie podjęcia rejestratora ATM-QAR „Nasz Dziennik”
usiłował zapytać Macieja Laska, szefa PKBWL. Po zasygnalizowaniu problemu
dalszy kontakt z członkiem komisji Millera nagle się urwał.

Polacy niepoinformowani

Z rosyjskiego protokołu oględzin wynika, że wyprodukowany w Polsce
rejestrator ATM-QAR, jak wspomniano, został znaleziony 12 kwietnia. Polscy
prokuratorzy mieli już pełnomocnictwa wynikające z realizacji wniosku o
pomoc prawną. Ale i wtedy nie brali udziału w jego oględzinach i
zabezpieczeniu.

– Nieobecność polskich prokuratorów przy oględzinach rejestratora
pokładowego ATM-QAR wynikała z faktu, że nie byli oni poinformowani o
prowadzeniu tej czynności przez stronę rosyjską – przyznaje ppłk Wójcik.

Dopiero 5 dni po odnalezieniu skrzynka wróciła do Polski. Otwarto ją 17
kwietnia. Zapis skopiowany 20 kwietnia był podstawą badań komisji Millera,
która musiała jednak dołączyć ostatnie 2 sekundy z MŁP. QAR z powodu
sposobu zapisu ich nie zarejestrował.

Rejestratora K3-63 według MAK i komisji Millera nie odnaleziono. Rejestruje
tylko wysokość barometryczną, prędkość i przeciążenie pionowe. MAK, komisja
Millera i prokuratura nigdy nie przywiązywały do niego większej wagi, gdyż
te same parametry zapisują inne urządzenia. Stary rosyjski K3-63
zamontowany był w środku kadłuba i służył celom eksploatacyjnym. W praktyce
zastąpił go ATM-QAR, ale urządzenie wciąż było zamontowane i działało.

Komisja Millera twierdzi, że mógł ulec całkowitemu zniszczeniu z powodu
delikatnej konstrukcji. Jednak K3-63 wart byłby uwagi, gdyby udało się go
odzyskać, bo gromadzi dane w prosty mechaniczny sposób, pobierając je
bezpośrednio z urządzeń pomiarowych, a nie wspólnego systemu MSRP
(magnetyczny system rejestracji parametrów), jak pozostałe urządzenia
rejestrujące.

Data: 2013-11-29 17:30:31
Autor: Mark Woydak
Gdzie się schował lasek
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Tani alkohol i
marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma
juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych
cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i
wyleniały ze starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Świr ten
po całonocnym fistingu z podobnym sobie indywidium wylazł z nory i znów
zasrywa grupę z rozwalonego odbytu. Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na
pełny powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy
chrześciański obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie
brata!

MW


Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1fvjtjw8phonn$.ynkba2xf1fwz.dlg40tude.net...

Nowy błąd w raporcie

Rosyjskie protokoły oględzin, które trafiły do polskiej prokuratury,
wskazują inny czas odnalezienia rejestratora ATM-QAR Tu-154M niż raport
Jerzego Millera. Różnica to aż dwa dni.



Według raportu Millera, cztery rejestratory rządowego Tu-154M znaleziono na
wrakowisku 10 kwietnia 2010 roku. W samolocie było łącznie pięć
rejestratorów: cztery parametryczne i jeden akustyczny. Załącznik nr 2 (pkt
2.1) do raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
mówi wprost: „Na miejscu wypadku 10.04.2010 r. zostały odnalezione
następujące rejestratory samolotu Tu-154M: katastroficzny MŁP-14-5,
eksploatacyjny KBN-1-1, kaseta pamięci ATM-MEM15 (odnaleziona w szczątkach
rejestratora ATM-QAR). Rejestrator K3-63 nie został odnaleziony na miejscu
wypadku”.

Wynikałoby z tego, że wszystkie, oprócz K3-63, rejestratory już w dniu
katastrofy były do dyspozycji śledczych i komisji technicznej.

Polska prokuratura wojskowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy,
dysponuje jednak rosyjskim protokołem oględzin, który nie pozostawia
najmniejszych wątpliwości: rejestrator ATM-QAR Rosjanie znaleźli dopiero w
poniedziałek, 12 kwietnia.

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, który odnotował fakt odnalezienia
ATM-QAR, stwierdza, że dowód ten „ujawniono w ramach prowadzonych oględzin
miejsca katastrofy 12 kwietnia 2010 r.”. Dokładna godzina podjęcia skrzynki
nie jest znana, bo protokół podaje czas zbiorczo dla wszystkich czynności
prowadzonych tego dnia na miejscu wypadku (od godz. 10.30 do godz. 18.00
czasu moskiewskiego). Starszy śledczy Komitetu Śledczego pisze: „Ujawniono
rejestrator pokładowy ATM-QAR, który zapakowano do polietylenowego worka,
opieczętowano metką z napisem objaśniającym oraz podpisami osób
uczestniczących w tej czynności”.

Z dokumentacji czynności śledczych wynika również, że 10 kwietnia, wbrew
informacji zawartej w raporcie Millera, nie odnaleziono też innego
rejestratora, a mianowicie KBN-1-1.

Stało się to dopiero w ciągu kolejnych kilku dni. W dniu katastrofy –
raportują rosyjscy prokuratorzy – zabezpieczono tylko dwa urządzenia:
parametryczny MŁP-14-5 i akustyczny MARS-BM. Potwierdza to protokół
oględzin i zabezpieczenia ich przez oficerów śledczych.

Los MŁP-14-5 i MARS-BM można odtworzyć jedynie częściowo. Nie wiadomo
przede wszystkim, kiedy dokładnie i przez kogo zostały znalezione na
miejscu katastrofy. Rosyjski protokół mówi tylko o formalnej czynności
oględzin dowodów, które mogły zostać ujawnione wcześniej. W każdym razie
śledczy zanotował czas swojej czynności w przedziale między godz. 20.30 a
22.40. Dokument mówi, że „opisano wygląd [rejestratorów] i zabezpieczono
poprzez zapakowanie do pudełek kartonowych (każdy rejestrator do
oddzielonego pudełka) w sposób uniemożliwiający osobom postronnym dostęp do
ich zawartości”.

Dalej mowa jest o tym, że nie otwierano osłon, a „na każdym pudełku
umieszczono notkę informacyjną opatrzoną pieczęcią oraz podpisami osób
uczestniczących w tej czynności”. Byli to śledczy, prokurator oraz dwóch
świadków, w sumie czterech obywateli Federacji Rosyjskiej. Wszyscy
podpisali się i na pieczęci, i w protokole.

Uderzający w całej sprawie jest fakt nieobecności żadnego z polskich
prokuratorów przy formalno-procesowych czynnościach podejmowanych przez
Rosjan, choć we wskazanych w protokołach godzinach byli już na miejscu.

Pierwszy samolot z Warszawy wylądował w Smoleńsku ok. godz. 19.00.
Przyleciało nim dwóch prokuratorów: płk Ireneusz Szeląg (szef Wojskowej
Prokuratury Okręgowej w Warszawie) i płk Zbigniew Rzepa (rzecznik NPW). Na
pokładzie był także dyrektor Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych płk
prof. dr hab. inż. Ryszard Szczepanik i płk dr inż. Antoni Milkiewicz,
znany z badania katastrofy Iła-62M w 1987 roku. Obaj są teraz w zespole
biegłych prokuratury. Rosjanie za głównego przedstawiciela Polski uznali
jednak płk. Edmunda Klicha, wówczas przewodniczącego PKBWL, któremu
towarzyszył członek komisji, były pilot specpułku Waldemar Targalski.

To do Klicha podeszli Tatiana Anodina i Aleksiej Morozow z MAK i
zaprowadzili do rejestratorów.

Targalski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” w sierpniu 2011 r. przypomniał,
że najpierw zostały sfotografowane. „Wtedy pierwszy raz zobaczyłem panią
Anodinę i pana Morozowa. Rosjanie zapytali, czy rejestratory mogą zostać
wydobyte. Po konsultacji z Edmundem Klichem zdecydowano, że tak. Zapakowano
je do pudeł, zaplombowano” – relacjonował. Zapewne jedna z fotografii,
przedstawiająca obudowę od MARS-BM, leżąca na ziemi w błocie, znalazła się
na s. 64 raportu Millera.

I tu pojawia się wyraźna sprzeczność. Według Targalskiego, przy tej
czynności obecni byli: on sam, Klich, Anodina i Morozow. Tymczasem rosyjski
protokół, opisując tę samą czynność, nie wymienia ani Targalskiego, ani
Klicha. Klich wspomina, że po wylądowaniu procedury graniczne trwały dwie
godziny, więc akurat ok. godz. 21.00 Polacy mogli już uczestniczyć w
wydobywaniu rejestratorów. Dlaczego jednak skoro, jak twierdzą, mieli być
świadkami tych czynności, ich nazwisk nie ma na pieczęciach?

Spóźniony wniosek

Polscy prokuratorzy ani 10, ani 12 kwietnia nie uczestniczyli w żadnych
czynnościach Rosjan przy rejestratorach. Dziś swoją absencję tłumaczą
brakiem podstaw formalnych.

– W tym czasie przebywający w Smoleńsku prokuratorzy nie mieli podstaw
prawnych do uczestniczenia w czynnościach o charakterze procesowym. Polski
wniosek o pomoc prawną datowany na 10 kwietnia 2010 r. dotarł do organów
procesowych Federacji Rosyjskiej 11 kwietnia 2010 r. – wyjaśnia ppłk Janusz
Wójcik, rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego.

Szeląg i Rzepa nie byli jednak zupełnie bezczynni. Rosjanie zgadzali się
wybiórczo na ich udział w niektórych innych czynnościach. I tak Szeląg
czynnie uczestniczył w pierwszym przesłuchaniu kontrolera lotów Pawła
Plusnina, a potem w nocnej naradzie w sprawie planu przedsięwzięć
śledczych. Przystali też na to, by jeden z nich, Rzepa, poleciał z
rejestratorami do Moskwy. Ze swej strony Klich wyznaczył do wyjazdu
Targalskiego. Później dotarł z Witebska konwój z drugiego samolotu, którym
leciał premier Donald Tusk. Byli w nim naczelny prokurator wojskowy płk
Krzysztof Parulski i ppłk Sławomir Michalak z ITWL.

Parulski został w Smoleńsku, uczestniczył m.in. w sekcji zwłok prezydenta,
zaś Michalak miał dołączyć do Rzepy i Targalskiego. Zapamiętał jednak, że
rejestratory jakoby „były już zapakowane w kartony, opieczętowane pieczęcią
rosyjskiej prokuratury i naszej Naczelnej Prokuratury Wojskowej, i czekały
na odlot do Moskwy”. Tak Michalak powiedział „Naszemu Dziennikowi” we
wrześniu 2011 roku. Jak na pudłach mogły znaleźć się polskie pieczęcie,
skoro polskich prokuratorów nie było przy pakowaniu? Tym bardziej że
rosyjski protokół mówi wyłącznie o pieczęciach Komitetu Śledczego i
podpisach obecnych osób.

W każdym razie te dwa pudła trafiły do Moskwy, do siedziby
Międzypaństwowego Komitetu Śledczego. MAK w swoim raporcie w ogóle nie
wspomina o czasie odnalezienia rejestratorów, jedynie o dostarczeniu MŁP i
MARS do swojej siedziby 11 kwietnia.

W raporcie MAK w analogiczny sposób podano informację o dostarczeniu
drugiego rejestratora parametrycznego KBN-1-1. Ale dopiero 14 kwietnia.
Wówczas go otwarto i zbadano. To kolejny dowód, że – wbrew raportowi
Millera – znaleziono go po 10 kwietnia. Nie ma śladów analogicznego
protokołu oględzin tego dowodu rzeczowego przez śledczych. Nie wiadomo, kto
i kiedy go odnalazł, a następnie przywiózł do MAK.

Tymczasem to właśnie zapis tego urządzenia Rosjanie wybrali jako podstawę
swojej pracy, gdyż „zarejestrował informację lepszej jakości”. KBN w
przeciwieństwie do MŁP i MARS nie jest czarną skrzynką. Tamte przypominają
magnetofony szpulowe, KBN – kasetowy. Rejestratory katastroficzne umieszcza
się w ogonie samolotu (ulega on najmniejszym zniszczeniom), natomiast KBN z
przodu kadłuba, aby ułatwić dostęp. Używa się go jako tzw. rejestrator
eksploatacyjny, czyli do bieżącego monitoringu stanu technicznego maszyny,
celów szkoleniowych i kontrolnych. KBN na kasecie zapisuje te same dane, co
MŁP i w podobnym systemie. Taśma zawiera dane z ok. 25 godz., gdy samolot
jest włączony, i rejestruje ponad 100 różnych parametrów.

O rozbieżność w czasie podjęcia rejestratora ATM-QAR „Nasz Dziennik”
usiłował zapytać Macieja Laska, szefa PKBWL. Po zasygnalizowaniu problemu
dalszy kontakt z członkiem komisji Millera nagle się urwał.

Polacy niepoinformowani

Z rosyjskiego protokołu oględzin wynika, że wyprodukowany w Polsce
rejestrator ATM-QAR, jak wspomniano, został znaleziony 12 kwietnia. Polscy
prokuratorzy mieli już pełnomocnictwa wynikające z realizacji wniosku o
pomoc prawną. Ale i wtedy nie brali udziału w jego oględzinach i
zabezpieczeniu.

– Nieobecność polskich prokuratorów przy oględzinach rejestratora
pokładowego ATM-QAR wynikała z faktu, że nie byli oni poinformowani o
prowadzeniu tej czynności przez stronę rosyjską – przyznaje ppłk Wójcik.

Dopiero 5 dni po odnalezieniu skrzynka wróciła do Polski. Otwarto ją 17
kwietnia. Zapis skopiowany 20 kwietnia był podstawą badań komisji Millera,
która musiała jednak dołączyć ostatnie 2 sekundy z MŁP. QAR z powodu
sposobu zapisu ich nie zarejestrował.

Rejestratora K3-63 według MAK i komisji Millera nie odnaleziono. Rejestruje
tylko wysokość barometryczną, prędkość i przeciążenie pionowe. MAK, komisja
Millera i prokuratura nigdy nie przywiązywały do niego większej wagi, gdyż
te same parametry zapisują inne urządzenia. Stary rosyjski K3-63
zamontowany był w środku kadłuba i służył celom eksploatacyjnym. W praktyce
zastąpił go ATM-QAR, ale urządzenie wciąż było zamontowane i działało.

Komisja Millera twierdzi, że mógł ulec całkowitemu zniszczeniu z powodu
delikatnej konstrukcji. Jednak K3-63 wart byłby uwagi, gdyby udało się go
odzyskać, bo gromadzi dane w prosty mechaniczny sposób, pobierając je
bezpośrednio z urządzeń pomiarowych, a nie wspólnego systemu MSRP
(magnetyczny system rejestracji parametrów), jak pozostałe urządzenia
rejestrujące.

Gdzie si schowa lasek

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona