Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Gdzie wyparoway emerytury?

Gdzie wyparoway emerytury?

Data: 2013-10-20 04:13:52
Autor: Mark Woydak
Gdzie wyparoway emerytury?

Gdzie wyparowały emerytury?



90 proc. Polaków będzie skazanych na głodowe emerytury.

 Nawet po 40 latach nieprzerwanego opłacania składki na ubezpieczenie
społeczne naliczanej od minimalnego wynagrodzenia brutto (1600 zł)
ubezpieczonemu nie uda się zgromadzić środków na najniższą emeryturę, która
teraz wynosi 674 zł na rękę – wynika z wyliczeń prof. Józefy Hrynkiewicz z
Uniwersytetu Warszawskiego, poseł PiS. Państwo, które jest gwarantem
emerytury minimalnej, będzie musiało co miesiąc dopłacać do świadczeń. Jak
to możliwe? To efekt nowych reguł prawnych przyjętych w 2008 r. i kolejnych latach.
Koalicja PO – PSL zmieniła zasady wyliczania emerytur, wprowadzając formułę
kapitałową tzw. zdefiniowanej składki w miejsce zasady emerytury
solidarnościowej (tzw. zdefiniowanego świadczenia). Można ją ująć krótko:
wiesz, ile płacisz, nie wiesz, jakie świadczenie otrzymasz.

– Według tej formuły liczy się tylko to, ile wpłaci się do systemu –
wyjaśnia profesor Hrynkiewicz. Wcześniej emerytury były wyliczane zgodnie z
formułą „zdefiniowanego świadczenia”, która uwzględniała staż pracy (okresy
składkowe i nieskładkowe), wysokość wynagrodzenia w wybranych 10
najlepszych kolejnych latach oraz kwotę bazową. Dzięki temu stopa
zastąpienia wynagrodzenia emeryturą sięgała – w przypadku najmniej
zarabiających – nawet 80 proc. ostatniego wynagrodzenia i blisko 50-55
proc. dla zarabiających ponad przeciętną płacę. W nowym, kapitałowym
systemie stopa zastąpienia nie przekroczy 30 procent.

Jakiej wysokości trzeba mieć wynagrodzenie, aby w obecnym systemie
wypracować najniższą emeryturę?

– Według moich obliczeń, emeryturę minimalną, bez dopłaty państwa, kobieta,
a także mężczyzna, osiągną wówczas, gdy przez 35 lat będą nieprzerwanie
opłacać składkę od wynagrodzenia w kwocie nie niższej niż 2200 zł –
wyjaśnia prof. Hrynkiewicz.

Wszystkie świadczenia wyliczone od płacy i składki niższej nie wystarczą na
samodzielne sfinansowanie najniższej emerytury. Składki opłacone od płacy
najniższej (1600 zł) nawet po 40 latach pracy (bez ani jednego dnia choroby
czy urlopu bezpłatnego) nie wystarczą na najniższą emeryturę. Trzeba będzie
do każdego świadczenia dopłacić ok. 150-200 zł z budżetu państwa, aby
osiągnęło poziom minimalny – twierdzi prof. Hrynkiewicz.

Obecnie opłaca się składkę na ubezpieczenie społeczne przeciętnie od 1960
zł wynagrodzenia. Taka podstawa obliczania składki po 40 latach opłacania
pozwoli uzyskać emeryturę w wysokości 680 zł na rękę. Wszystkie te wyliczenia wskazują, że w Polsce po wdrożeniu systemu
kapitałowego, nazywanego dla zmylenia obywatela systemem „zdefiniowanej”
składki, trzeba będzie dopłacać do blisko 80-90 proc. wszystkich
wypłacanych emerytur, tak by mogły być najniższe. Dopłaty wyniosą po
kilkaset złotych do każdej najniższej emerytury. Najniższe emerytury
państwo gwarantuje ustawowo kobietom, których staż ubezpieczenia wynosi 25
lat, i mężczyznom ze stażem 30-letnim.

– Z tego wynika, że w wyniku wprowadzonych zmian dojdzie do znacznego
obniżenia emerytur, ale nie spowoduje to zmniejszenia skali dopłat do
funduszu ubezpieczeń społecznych – podkreśla prof. Hrynkiewicz.

Formuła zdefiniowanej składki jest wprowadzana stopniowo od 2009 roku. W
każdym kolejnym roku coraz większa część emerytury wyliczana jest według
formuły zdefiniowanej składki: w 2013 r. jest to już 80 procent. Od 2014 r.
emerytury będą wyliczane w całości według zasady zdefiniowanej składki. Ile
wyniesie taka emerytura?

Trzeba to, co uzbieraliśmy „na koncie” w systemie emerytalnym, podzielić
przez przewidywany dalszy czas życia na emeryturze przyjmowany do
wyliczenia świadczenia (18 lat, czyli 216 miesięcy). Od tak wyliczonego
świadczenia brutto odjąć 18 proc. podatku i 1,25 proc. składki na NFZ. Dla
uproszczenia można przyjąć za podstawę rachunku wynagrodzenie w stałej
kwocie i pominąć waloryzację emerytur. Wychodzi na to, że 30-letni staż
pracy w przypadku mężczyzn i 25-letni w przypadku kobiet przy wynagrodzeniu
na poziomie 2 tys. zł wciąż nie wystarczy do wypracowania emerytury
minimalnej. Państwo będzie musiało dopłacać, aby świadczenie wyniosło 834
zł brutto. Oznacza to, że konieczne będzie podniesienie podatków albo
dalsze obniżenie świadczeń emerytalnych.

Głodowe świadczenia

Ale to nie wszystko. Skoro większość emerytur będą stanowiły świadczenia
minimalne (700 zł), to nie wystarczą one na utrzymanie gospodarstwa
domowego, zwłaszcza jednoosobowego. Rząd znalazł na to sposób: wprowadza
odwróconą hipotekę. Jeśli nisko wynagradzani, obciążeni podatkami,
wychowujący dzieci i pozbawieni wsparcia młodzi nie zdołają wziąć na swoje
utrzymanie rodziców i dziadków – ich schedę, dorobek pokoleń w postaci domu
czy mieszkania, przejmą banki lub różne instytucje finansowe.

Odwrócona hipoteka prawdopodobnie nie będzie dostępna dla wszystkich. Z
zamiany własności nieruchomości na dożywotnie świadczenie z prawem
dożywocia w miejscu zamieszkania będzie w stanie skorzystać tylko część
emerytów.

– Banki i konsorcja finansowe będą zainteresowane przejmowaniem
nieruchomości w dobrych dzielnicach dużych miast, a nie bloków z końca lat
60. w małych miejscowościach o wysokim bezrobociu – uważa prof.
Hrynkiewicz. Pozostała część emerytów, którym ani dzieci, ani banki nie
będą w stanie pomóc w utrzymaniu, może liczyć co najwyżej na darmową zupę,
rozdawaną przez gminy, pewnie na stadionach.

Transfer kosztów

– Obniżając emerytury, rząd stara się przerzucić koszty utrzymania
starszych ludzi na rodziny albo na samorząd – zwraca uwagę prof. Józefa
Hrynkiewicz. Ten sam cel przyświecał rządowi, gdy podnosił wiek emerytalny
kobietom, które na emeryturze tradycyjnie opiekowały się wnukami. Teraz,
jeśli młodzi chcą oddać wnuki pod opiekę 60-letniej babci, powinni ją
formalnie zatrudnić, opłacając składkę emerytalną docelowo przez 7 lat.
Państwo szuka rozmaitych sposobów, aby przerzucić ciężar finansowy
utrzymania ludzi starych m.in. na młode pokolenie.

– Władza publiczna robi wszystko, aby się wykręcić od zobowiązań zapisanych
w art. 67 Konstytucji – ocenia prof. Hrynkiewicz. – To, co wprowadza się w
Polsce od 1997 r. w systemie emerytalnym, jest głęboką zmianą systemową
polegającą na zlikwidowaniu systemu ubezpieczenia społecznego. To niszczy
system ubezpieczeń społecznych, instytucji utrwalonej od XIX wieku w
Europie.

– Gdy minister finansów na „przydechu” informuje o epokowym osiągnięciu,
jakim jest zlikwidowanie instytucji ubezpieczenia społecznego, to już nie
wiem, czy to jest wyraz cynizmu i bezczelności, czy bezradności i
nonszalancji wobec obywateli i zobowiązań państwa – dodaje.

Czas zawrócić

Podstawowe pytanie, które każdy sobie zadaje, brzmi: czy świadczenie, które
otrzyma jako emeryt, wystarczy na czynsz, jedzenie, ubranie, leki. Tym
jednak rząd się nie zajmuje. W systemie „miesza się” tak, aby ludzi
oszukać. W ferworze reform zagubiono cel systemu ubezpieczenia społecznego.
A jest nim zabezpieczenie: na starość (emerytura), w razie śmierci
żywiciela rodziny (renta rodzinna), w przypadku inwalidztwa (renta).

Dlatego powstał jeden system emerytalno-rentowy, który obejmował wymienione
trzy ryzyka. W 1998 r. w Polsce rozdzielno je. Wydzielono emeryturę, a
składkę podzielono na dwa „filary” – państwowy (ZUS) i prywatny (OFE).

Pieniądze OFE miały posłużyć do „rozkręcenia” giełdy i dać wysokie
emerytury. Jednak wypłaty emerytur z OFE po 10 latach odkładania wyniosły
od 23 do 50 złotych. Proces prywatyzacji emerytur, którego inicjatorem był
Bank Światowy, dotyczył krajów Ameryki Łacińskiej i Europy Środkowej.
Zachód nigdy w to nie wszedł. W Chile system emerytalny prywatnych funduszy
kapitałowych powstał w 1981 roku. Po 30 latach okazało się, że 55 proc.
obywateli wcale nie uskładało na żadną emeryturę, dalsze 25 proc. uzbierało
środki na emeryturę, która wymaga dopłaty z budżetu państwa, a 20 proc.
zebrało sobie na najniższą emeryturę bez dopłaty. Dlatego w Chile i
Argentynie wycofano się z systemu kapitałowego.

– Jeżeli nie chcemy w Polsce masowej nędzy ludzi starych, to musimy wrócić
do systemu solidarnościowego, repartycyjnego, do zasady zdefiniowanego
świadczenia. Trzeba jasno tłumaczyć ludziom, że opłacanie składek
emerytalnych wynika z solidarnego uczestnictwa w społeczeństwie. Z tego, że
młode pokolenie wykorzystuje dla budowania swojego dobrego bytu majątek
nagromadzony przez poprzednie pokolenia, którym – mówiąc językiem
ekonomistów – należy się dywidenda, gdyż to rodzice i dziadkowie stworzyli
z własnej pracy cały majątek narodowy – tłumaczy prof. Hrynkiewicz.


A co z kosztami pracy i presją demografii? – Mówimy o złej demografii, a
tymczasem młodych siłą wypychamy za granicę, nie dając im pracy we własnym
kraju. Wyjechało już ok. 2,2-2,5 mln osób. Dla pozostałych w kraju też nie
ma pracy, mieszkań, warunków do stabilizacji. Jeśli zaś chodzi o koszty
pracy – to obniżono je w Polsce tak, że są one 4 razy niższe niż w Europie
Zachodniej. Czy specjalizacją gospodarczą państwa w środku Europy ma być
tania siła robocza? Czy mamy w tym konkurować z Chinami? W którą stronę
zmierzamy? Co chcemy osiągnąć – pyta Hrynkiewicz.

Politycy nie mają spójnej wizji systemu, który chcieliby stworzyć, ani nie
poczuwają się do odpowiedzialności za przyszłe głodowe emerytury. Koalicja
rządząca, złożona z polityków dawnej AWS-UW, a także SLD i PSL, które w
1997 r. uchwaliły ustawę o OFE, dziś nie przyznaje się do autorstwa
systemu. Po kolejnych „ozdrowieńczych” reformach nasz system ubezpieczeń
społecznych jest kompletnie zniszczony, a najnowsze rządowe propozycje
ostatecznie mogą go rozsadzić. Pytanie do polityków: jeśli rzeczywiście
Polska świetnie rozwijała się przez ostatnie dwie dekady, to gdzie są nasze
emerytury?

Data: 2013-10-20 13:34:37
Autor: Mark Woydak
Gdzie wyparowały emerytury?
Znów psychopato podszywasz się  pod moje dane?

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:134xqrhtic1rb$.lg6iyslen8ws$.dlg40tude.net...

Gdzie wyparowały emerytury?



90 proc. Polaków będzie skazanych na głodowe emerytury.



Nawet po 40 latach nieprzerwanego opłacania składki na ubezpieczenie
społeczne naliczanej od minimalnego wynagrodzenia brutto (1600 zł)
ubezpieczonemu nie uda się zgromadzić środków na najniższą emeryturę, która
teraz wynosi 674 zł na rękę – wynika z wyliczeń prof. Józefy Hrynkiewicz z
Uniwersytetu Warszawskiego, poseł PiS. Państwo, które jest gwarantem
emerytury minimalnej, będzie musiało co miesiąc dopłacać do świadczeń. Jak
to możliwe?

To efekt nowych reguł prawnych przyjętych w 2008 r. i kolejnych latach.
Koalicja PO – PSL zmieniła zasady wyliczania emerytur, wprowadzając formułę
kapitałową tzw. zdefiniowanej składki w miejsce zasady emerytury
solidarnościowej (tzw. zdefiniowanego świadczenia). Można ją ująć krótko:
wiesz, ile płacisz, nie wiesz, jakie świadczenie otrzymasz.

– Według tej formuły liczy się tylko to, ile wpłaci się do systemu –
wyjaśnia profesor Hrynkiewicz. Wcześniej emerytury były wyliczane zgodnie z
formułą „zdefiniowanego świadczenia”, która uwzględniała staż pracy (okresy
składkowe i nieskładkowe), wysokość wynagrodzenia w wybranych 10
najlepszych kolejnych latach oraz kwotę bazową. Dzięki temu stopa
zastąpienia wynagrodzenia emeryturą sięgała – w przypadku najmniej
zarabiających – nawet 80 proc. ostatniego wynagrodzenia i blisko 50-55
proc. dla zarabiających ponad przeciętną płacę. W nowym, kapitałowym
systemie stopa zastąpienia nie przekroczy 30 procent.

Jakiej wysokości trzeba mieć wynagrodzenie, aby w obecnym systemie
wypracować najniższą emeryturę?

– Według moich obliczeń, emeryturę minimalną, bez dopłaty państwa, kobieta,
a także mężczyzna, osiągną wówczas, gdy przez 35 lat będą nieprzerwanie
opłacać składkę od wynagrodzenia w kwocie nie niższej niż 2200 zł –
wyjaśnia prof. Hrynkiewicz.

Wszystkie świadczenia wyliczone od płacy i składki niższej nie wystarczą na
samodzielne sfinansowanie najniższej emerytury. Składki opłacone od płacy
najniższej (1600 zł) nawet po 40 latach pracy (bez ani jednego dnia choroby
czy urlopu bezpłatnego) nie wystarczą na najniższą emeryturę. Trzeba będzie
do każdego świadczenia dopłacić ok. 150-200 zł z budżetu państwa, aby
osiągnęło poziom minimalny – twierdzi prof. Hrynkiewicz.

Obecnie opłaca się składkę na ubezpieczenie społeczne przeciętnie od 1960
zł wynagrodzenia. Taka podstawa obliczania składki po 40 latach opłacania
pozwoli uzyskać emeryturę w wysokości 680 zł na rękę.

Wszystkie te wyliczenia wskazują, że w Polsce po wdrożeniu systemu
kapitałowego, nazywanego dla zmylenia obywatela systemem „zdefiniowanej”
składki, trzeba będzie dopłacać do blisko 80-90 proc. wszystkich
wypłacanych emerytur, tak by mogły być najniższe. Dopłaty wyniosą po
kilkaset złotych do każdej najniższej emerytury. Najniższe emerytury
państwo gwarantuje ustawowo kobietom, których staż ubezpieczenia wynosi 25
lat, i mężczyznom ze stażem 30-letnim.

– Z tego wynika, że w wyniku wprowadzonych zmian dojdzie do znacznego
obniżenia emerytur, ale nie spowoduje to zmniejszenia skali dopłat do
funduszu ubezpieczeń społecznych – podkreśla prof. Hrynkiewicz.

Formuła zdefiniowanej składki jest wprowadzana stopniowo od 2009 roku. W
każdym kolejnym roku coraz większa część emerytury wyliczana jest według
formuły zdefiniowanej składki: w 2013 r. jest to już 80 procent. Od 2014 r.
emerytury będą wyliczane w całości według zasady zdefiniowanej składki. Ile
wyniesie taka emerytura?

Trzeba to, co uzbieraliśmy „na koncie” w systemie emerytalnym, podzielić
przez przewidywany dalszy czas życia na emeryturze przyjmowany do
wyliczenia świadczenia (18 lat, czyli 216 miesięcy). Od tak wyliczonego
świadczenia brutto odjąć 18 proc. podatku i 1,25 proc. składki na NFZ. Dla
uproszczenia można przyjąć za podstawę rachunku wynagrodzenie w stałej
kwocie i pominąć waloryzację emerytur. Wychodzi na to, że 30-letni staż
pracy w przypadku mężczyzn i 25-letni w przypadku kobiet przy wynagrodzeniu
na poziomie 2 tys. zł wciąż nie wystarczy do wypracowania emerytury
minimalnej. Państwo będzie musiało dopłacać, aby świadczenie wyniosło 834
zł brutto. Oznacza to, że konieczne będzie podniesienie podatków albo
dalsze obniżenie świadczeń emerytalnych.

Głodowe świadczenia

Ale to nie wszystko. Skoro większość emerytur będą stanowiły świadczenia
minimalne (700 zł), to nie wystarczą one na utrzymanie gospodarstwa
domowego, zwłaszcza jednoosobowego. Rząd znalazł na to sposób: wprowadza
odwróconą hipotekę. Jeśli nisko wynagradzani, obciążeni podatkami,
wychowujący dzieci i pozbawieni wsparcia młodzi nie zdołają wziąć na swoje
utrzymanie rodziców i dziadków – ich schedę, dorobek pokoleń w postaci domu
czy mieszkania, przejmą banki lub różne instytucje finansowe.

Odwrócona hipoteka prawdopodobnie nie będzie dostępna dla wszystkich. Z
zamiany własności nieruchomości na dożywotnie świadczenie z prawem
dożywocia w miejscu zamieszkania będzie w stanie skorzystać tylko część
emerytów.

– Banki i konsorcja finansowe będą zainteresowane przejmowaniem
nieruchomości w dobrych dzielnicach dużych miast, a nie bloków z końca lat
60. w małych miejscowościach o wysokim bezrobociu – uważa prof.
Hrynkiewicz. Pozostała część emerytów, którym ani dzieci, ani banki nie
będą w stanie pomóc w utrzymaniu, może liczyć co najwyżej na darmową zupę,
rozdawaną przez gminy, pewnie na stadionach.

Transfer kosztów

– Obniżając emerytury, rząd stara się przerzucić koszty utrzymania
starszych ludzi na rodziny albo na samorząd – zwraca uwagę prof. Józefa
Hrynkiewicz. Ten sam cel przyświecał rządowi, gdy podnosił wiek emerytalny
kobietom, które na emeryturze tradycyjnie opiekowały się wnukami. Teraz,
jeśli młodzi chcą oddać wnuki pod opiekę 60-letniej babci, powinni ją
formalnie zatrudnić, opłacając składkę emerytalną docelowo przez 7 lat.
Państwo szuka rozmaitych sposobów, aby przerzucić ciężar finansowy
utrzymania ludzi starych m.in. na młode pokolenie.

– Władza publiczna robi wszystko, aby się wykręcić od zobowiązań zapisanych
w art. 67 Konstytucji – ocenia prof. Hrynkiewicz. – To, co wprowadza się w
Polsce od 1997 r. w systemie emerytalnym, jest głęboką zmianą systemową
polegającą na zlikwidowaniu systemu ubezpieczenia społecznego. To niszczy
system ubezpieczeń społecznych, instytucji utrwalonej od XIX wieku w
Europie.

– Gdy minister finansów na „przydechu” informuje o epokowym osiągnięciu,
jakim jest zlikwidowanie instytucji ubezpieczenia społecznego, to już nie
wiem, czy to jest wyraz cynizmu i bezczelności, czy bezradności i
nonszalancji wobec obywateli i zobowiązań państwa – dodaje.

Czas zawrócić

Podstawowe pytanie, które każdy sobie zadaje, brzmi: czy świadczenie, które
otrzyma jako emeryt, wystarczy na czynsz, jedzenie, ubranie, leki. Tym
jednak rząd się nie zajmuje. W systemie „miesza się” tak, aby ludzi
oszukać. W ferworze reform zagubiono cel systemu ubezpieczenia społecznego.
A jest nim zabezpieczenie: na starość (emerytura), w razie śmierci
żywiciela rodziny (renta rodzinna), w przypadku inwalidztwa (renta).

Dlatego powstał jeden system emerytalno-rentowy, który obejmował wymienione
trzy ryzyka. W 1998 r. w Polsce rozdzielno je. Wydzielono emeryturę, a
składkę podzielono na dwa „filary” – państwowy (ZUS) i prywatny (OFE).

Pieniądze OFE miały posłużyć do „rozkręcenia” giełdy i dać wysokie
emerytury. Jednak wypłaty emerytur z OFE po 10 latach odkładania wyniosły
od 23 do 50 złotych. Proces prywatyzacji emerytur, którego inicjatorem był
Bank Światowy, dotyczył krajów Ameryki Łacińskiej i Europy Środkowej.
Zachód nigdy w to nie wszedł. W Chile system emerytalny prywatnych funduszy
kapitałowych powstał w 1981 roku. Po 30 latach okazało się, że 55 proc.
obywateli wcale nie uskładało na żadną emeryturę, dalsze 25 proc. uzbierało
środki na emeryturę, która wymaga dopłaty z budżetu państwa, a 20 proc.
zebrało sobie na najniższą emeryturę bez dopłaty. Dlatego w Chile i
Argentynie wycofano się z systemu kapitałowego.

– Jeżeli nie chcemy w Polsce masowej nędzy ludzi starych, to musimy wrócić
do systemu solidarnościowego, repartycyjnego, do zasady zdefiniowanego
świadczenia. Trzeba jasno tłumaczyć ludziom, że opłacanie składek
emerytalnych wynika z solidarnego uczestnictwa w społeczeństwie. Z tego, że
młode pokolenie wykorzystuje dla budowania swojego dobrego bytu majątek
nagromadzony przez poprzednie pokolenia, którym – mówiąc językiem
ekonomistów – należy się dywidenda, gdyż to rodzice i dziadkowie stworzyli
z własnej pracy cały majątek narodowy – tłumaczy prof. Hrynkiewicz.


A co z kosztami pracy i presją demografii? – Mówimy o złej demografii, a
tymczasem młodych siłą wypychamy za granicę, nie dając im pracy we własnym
kraju. Wyjechało już ok. 2,2-2,5 mln osób. Dla pozostałych w kraju też nie
ma pracy, mieszkań, warunków do stabilizacji. Jeśli zaś chodzi o koszty
pracy – to obniżono je w Polsce tak, że są one 4 razy niższe niż w Europie
Zachodniej. Czy specjalizacją gospodarczą państwa w środku Europy ma być
tania siła robocza? Czy mamy w tym konkurować z Chinami? W którą stronę
zmierzamy? Co chcemy osiągnąć – pyta Hrynkiewicz.

Politycy nie mają spójnej wizji systemu, który chcieliby stworzyć, ani nie
poczuwają się do odpowiedzialności za przyszłe głodowe emerytury. Koalicja
rządząca, złożona z polityków dawnej AWS-UW, a także SLD i PSL, które w
1997 r. uchwaliły ustawę o OFE, dziś nie przyznaje się do autorstwa
systemu. Po kolejnych „ozdrowieńczych” reformach nasz system ubezpieczeń
społecznych jest kompletnie zniszczony, a najnowsze rządowe propozycje
ostatecznie mogą go rozsadzić. Pytanie do polityków: jeśli rzeczywiście
Polska świetnie rozwijała się przez ostatnie dwie dekady, to gdzie są nasze
emerytury?

Gdzie wyparoway emerytury?

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona