Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Głos zamordowanych Żydów - wokół wywiadu prof. Krzysztofa Jasiewicza

Głos zamordowanych Żydów - wokół wywiadu prof. Krzysztofa Jasiewicza

Data: 2015-05-31 10:17:46
Autor: mkarwan
Głos zamordowanych Żydów - wokół wywiadu prof. Krzysztofa Jasiewicza
Jeśli mamy wątpliwości, czy teza głoszona przez historyka znajduje
uzasadnienie w faktach i zdarzeniach z przeszłości, jedyną drogą ustalenia
prawdy historycznej jest sięgnięcie do źródeł historycznych epoki, o której
historyk mówi lub pisze.
W wywiadzie udzielonym niemieckiej gazecie prof. Krzysztof Jasiewicz
powiedział, że holocaust: nie byłby możliwy bez aktywnego udziału Żydów w
mordowaniu swojego narodu.
Skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, "co się działo na
obrzeżach zagłady", lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie
mordowania swojego narodu.

W opracowaniach dotyczących zagłady Żydów bardzo rzadko poruszana jest
kwestia kolaboracji Żydów z Niemcami.
Nie znaczy to oczywiście, że problem współpracy europejskich Żydów z
Niemcami przy zagładzie żydowskiego narodu nie był Żydom znany i osądzany we
własnym środowisku.
Jak pisze Joanna Szczęsna, w Izraelu przez dziesięciolecia:
Powszechnie uważano, że ofiarą ludobójstwa padli najlepsi synowie
żydowskiego narodu.
Historyk i publicystka izraelska Idith Zertal, [...] przypomniała słowa Ben
Guriona z 1949 r.:
"Tym, którzy ocaleli, gdyby nie byli tym, kim byli: złymi, brutalnymi
egoistami, na pewno by się to nie udało.
To, co przeżyli, wyrwało z ich duszy wszystko, co najlepsze".[1*]
Inny żydowski historyk, Michael C. Steinlauf o polskich Żydach, którzy w
latach 1939-1942 zarządzali gettami, napisał, że:
Byli w większości przypadków skłonni do częściowej współpracy z
agresorem.[2*]

Naoczny świadek zagłady warszawskich Żydów, zamordowany przez Niemców
kronikarz getta warszawskiego Emanuel Ringelblum, relacjonuje zaś:
Kiedy akcja przesiedleńcza wybuchła w Warszawie w lipcu 1942 roku i żydowska
Ordnungsdienst [policja] przejęła kierownictwo akcją, tow. [Szachno Efroim]
Sagan nie posiadał się z oburzenia.
Uważał, że Gmina Żydowska powinna była, mimo gróźb niemieckich, odmówić jej
wykonania.
Lepiej by było, gdyby Niemcy sami to zrobili. [...]
Tow. Sagan przyszedł do Judenratu i złożył protest przeciw jego haniebnemu
postępowaniu, przeciwko temu, że wziął na siebie rolę kata i pomagiera
morderców z SS. [.]
Szachno Sagan nie mógł biernie przyglądać się, jak żydowscy Ordnungsmänner
[policjanci] łapią dzieci na ulicach i ładują je do wozów ciężarowych na
Umschlagplatz.
Nie mógł znieść widoku żydowskich kobiet ciągniętych za włosy przez
żydowskich łapaczy z Ordnungsdienstu.
Pewnego razu na widok takiej brutalnej sceny zainterweniował.
Rozjuszeni tym "chłopcy" [żydowscy policjanci] chcieli go załadować do wozu
i odtransportować na Umschlagplatz.
Znalazł się jednak wśród nich taki, co go poznał i uwolnił.[3*]
Ponadto amerykański historyk Bryan Mark Rigg ustalił, że:
W Wehrmachcie mogło służyć co najmniej 150 tysięcy mischlingów [ludzi
pochodzenia żydowskiego - uwaga E.K.].
Istnieją również dowody, że niejeden z nich był oficerem wysokiej rangi, a
niektórzy doszli nawet do szarż generalskich czy admiralskich galonów.[4*]

Pewne wzorce zachowań społeczności żydowskich wobec hitlerowskich Niemiec
datują się jeszcze z okresu przed wybuchem drugiej wojny światowej.
Dla przykładu, jak pisze żydowska profesor Hannah Arendt, dr Joseph
Löwenherz już w roku 1938:
Zdołał przekształcić całą wiedeńską gminę żydowską w instytucję będącą na
usługach władz nazistowskich.
Był także jednym z bardzo niewielu działaczy tego rodzaju, który za swe
usługi otrzymał nagrodę: pozwolono mu zostać w Wiedniu aż do końca wojny,
kiedy to wyemigrował do Anglii, stamtąd zaś do Stanów Zjednoczonych. [5*]


Z punktu widzenia rozwiązań technicznych, proces ludobójstwa względem
polskich Żydów składał się co najmniej z siedmiu etapów:
1. Zgromadzenia rozproszonych po niewielkich miasteczkach i osadach Żydów w
gettach zlokalizowanych w większych skupiskach miejskich;
2. Utrzymywania przez władze żydowskie mieszkańców gett w przekonaniu, że
ewentualne wysiedlenie związane jest z pracą na wyznaczonych przez Niemców
terenach;
3. Schwytania przeznaczonych do uśmiercenia Żydów (zwanego po dziś dzień
przez historyków nie wiadomo dlaczego wysiedleniem) i doprowadzenie ich na
plac przeładunkowy, tj. do miejsca, skąd odchodziły pociągi do obozów
zagłady oraz załadowanie skazanych na śmierć do wagonów;
4. Dowiezienia  Żydów do obozów zagłady;
5. Pzygotowania skazanych na śmierć (obcięcie im włosów, odebranie
kosztowności, bagaży itp.) i grabieży mienia pomordowanych;
6. Uśmiercenia;
7. Unicestwienia ciał zamordowanych.

Aby zrozumieć rolę, jaką w dokonanej w Polsce zagładzie Żydów odegrali
żydowscy funkcjonariusze (administracja gett, żydowska policja i inni),
należy prześledzić, co żydowskie źródła epoki mówią na temat wszystkich
wyżej wymienionych kolejnych etapach zbrodni ludobójstwa dokonanej na
Żydach: [...]

1. Eksterminacja pośrednia: zgromadzenie rozproszonych po niewielkich
miasteczkach i osadach Żydów polskich w gettach żydowskich zlokalizowanych w
większych skupiskach miejskich.

Pierwszym i najważniejszym etapem niemieckiego planu zagłady Żydów było
przeprowadzenie wśród nich swego rodzaju spisu powszechnego i skupienie
rozproszonej ludności żydowskiej w żydowskich dzielnicach zlokalizowanych w
większych ośrodkach miejskich.
Wykonanie tego planu stanowiło dla Niemców warunek niezbędny do eksploatacji
żydowskiej siły roboczej i żydowskiego majątku oraz przygotowania zaplecza
technicznego do wykonania planowanej zbrodni ludobójstwa (lokalizacja obozów
śmierci, transport itp.).
Jak dowodzą żydowskie źródła, plan koncentracji ludności żydowskiej w dużych
ośrodkach miejskich wykonała żydowska policja i żydowska administracja.

Emanuel Ringelblum pisze: Przesiedlenie 150.000 Żydów z Sosnowca, Będzina,
Katowic, Cieszyna (1200 osób), Zawiercia.
Projekt narodził się z tego, że [żydowska organizacja] "Joint", który
pomagał Żydom z okolicznych miasteczek, zaproponował, że podejmie się
przeprowadzenia przesiedlenia. [.]
Jeśli się to nie uda, to [Mojżesz Maryn, przewodniczący Starszeństwa Żydów w
Sosnowcu - E.K.] zorganizuje przesiedlenie.
[W czasie rejestracji Żydów, skupieni w Judenratach Żydzi:] . zrobili
wszystko, czego zażądały Galeje [Niemcy] choć nie zawsze było to w interesie
Żydów.
[.] Opowiadają, że mord w Otwocku był rezultatem interwencji Judenratu,
który nie mógł sobie poradzić z Żydami wyznaczonymi do obozów pracy; nie
chcieli się tam udać.
Sprowadzono esesmanów, żeby stłumili bunt przeciwko Judenratowi.
Tak mówią w Otwocku.[1]

Podobnie wyglądało wykonywanie niemieckich rozporządzeń w getcie w Łodzi.
W "Kronice getta łódzkiego" pod datą 3 grudnia 1941 roku czytamy: Spis
mieszkańców kolektywów.
W dniu dzisiejszym przeprowadzony został spis wszystkich mieszkańców. [...]
Ta sama kronika, m.in. pod datą 6 grudnia 1941 roku, opisuje przeprowadzane
przez Żydów łapanki Żydów:
"Łapanie" rozpoczęło się punktualnie o godz. 17.
W akcji tej brali udział funkcjonariusze [żydowskiej] Służby Porządkowej i
[żydowskiego] Centralnego Więzienia.
Złapanych koncentrowano na dziedzińcach rewirów.
Nie obeszło się bez licznych wypadków pobicia i szeregu przykrych
incydentów.[2]

2. Utrzymywanie Żydów w przekonaniu, że wysiedlenie związane jest z pracą na
wyznaczonych przez Niemców terenach na Wschodzie.

Ten rzadko przez historyków zauważany etap ludobójstwa dokonanego na
polskich Żydach polegał na dezinformowaniu ich co do celu masowych wywózek i
odegrał bodaj najważniejszą rolę w utrzymaniu wśród ludności żydowskiej
postawy bierności, która była warunkiem koniecznym sprawnej realizacji
planowanej zbrodni.
O roli, jaką w tym etapie zagłady odegrali funkcjonariusze żydowscy
stanowiący władzę w żydowskich gettach oraz Żydzi, jawni i tajni
współpracownicy Niemców, czytamy niemal we wszystkich najbardziej
wiarygodnych żydowskich źródłach historycznych.
W kronikarskich zapiskach sporządzonych w getcie łódzkim czytamy, iż w
styczniu 1942 roku przewodniczący łódzkiego Judenratu, prezes Rumkowski,
doskonale wiedząc, ze posyła swych braci na pewną śmierć, mówił:
Obecnie, wysiedlamy z getta 10.000 osób. [...]
Los wygnańców nie będzie wcale tak tragiczny, jak powszechnie w getcie
przewidywano.
Nie będą za drutami, a w udziale przypadną im roboty rolne.
Na marginesie akcji wysiedleńczej rozwielmożniła się hydra plotkarska.
Muszę w jak najostrzejszych słowach potępić mącenie spokoju publicznego.[3]

W Warszawie, w dniu 24 lipca 1942 roku, gdy od dwóch dni trwała akcja
wywożenia Żydów do komór gazowych Treblinki, funkcjonariusze Gminy
Żydowskiej - doskonale zorientowani, dokąd zmierzają wyładowane ludnością
żydowską wagony - w celu uśpienia czujności mieszkańców dzielnicy żydowskiej
i zapobieżenia ewentualnemu buntowi, wydali oficjalny dokument, w którym
napisali m.in., że:
Przesiedlenie ludności, która nie jest produktywna w dzielnicy żydowskiej w
Warszawie następuje rzeczywiście na tereny wschodnie.[4]
Oceniając postawę żydowskich urzędników, Emanuel Ringelblum zapisał:
Haniebny dokument Gminy.
O pogłoskach w sprawie wysiedlenia na wschód.
[Żydowski] Urząd Pracy wie, że na śmierć. [...]
Kłamstwa w sprawie wschodu. Rzekome listy z Pińska, Brześcia i innych miast.
Świadomie szerzyli takie pogłoski od razu po rozpoczęciu akcji, żeby
wprowadzić zamieszanie.
Nikt tych listów nie widział.
Kto rozpowszechniał te pogłoski?
Żydowscy agenci Gestapo.
Takie same pogłoski w miastach na prowincji.[5]

3. Schwytanie mieszkańców gett przeznaczonych do uśmiercenia i doprowadzenie
ich na plac przeładunkowy, tj. do miejsc, skąd odchodziły pociągi do obozów
zagłady.

Deportacja Żydów do obozów zagłady przebiegała niemal identycznie we
wszystkich żydowskich gettach okupowanej Polski.
Władysław Szpilman wspomina: [W lipcu] rozpoczęło się najgorsze. [.]
Otaczano domy jak popadło, raz w tej, raz w innej części getta.
Jednym gwizdkiem spędzano mieszkańców na podwórze i ładowano wszystkich bez
wyjątku, niezależnie od płci i wieku, począwszy od niemowląt, a skończywszy
na starcach, na furmanki i transportowano ich na Umschlagplatz.
Tam upychano ofiary do wagonów i wysyłano w nieznane.
W tych pierwszych dniach akcję przeprowadzała wyłącznie policja żydowska z
trzema siepaczami na czele: pułkownikiem Szeryńskim oraz kapitanami Lejkinem
i Ehrlichem.
Byli oni nie mniej groźni i bezlitośni niż Niemcy, a może nawet bardziej
jeszcze nikczemni niż oni: gdy znajdowali ludzi, którzy zamiast zejść na
dziedziniec gdzieś się ukryli, dawali się łatwo przekupić, ale tylko
pieniędzmi.
Łzy, błaganie, a nawet rozpaczliwe krzyki dzieci nie mogły ich poruszyć.[6]

Kronikarze getta łódzkiego, w ukazującym się na terenie getta w Łodzi
żydowskim "Biuletynie", pod datą 7 maja 1942 roku dość dokładnie opisali
sposób, w jaki Żydzi wysyłali swych braci na śmierć: 4-ty dzień wysiedleń.
Dziś opuścił getto transport wygnańców z Hamburga i Dusseldorfu. [.]
Doprowadzenie transportów odbywa się w sposób następujący.
W godzinach popołudniowych wysiedleni udają się do Centralnego Więzienia
względnie do otoczonych drutem domków przy ul. Szklanej.
Tu pozostają przez noc, a następnego dnia w południe, ustawiani partiami są
konwojowani do obozu na Marysinie. [.]
O godz. 4 nad ranem specjalne oddziały wyspecjalizowanej już w wykonywaniu
tak ciężkich obowiązków [żydowskiej] Służby Porządkowej transportują
wysiedlonych tramwajami na dworzec bocznicy radogoskiej.
Na pół godziny przed odjazdem pociągu - co następuje punktualnie o 7-mej -
przybywają samochodem funkcjonariusze policji tajnej [Niemcy] w asyście
zwykłych policjantów.
Do tego momentu wyjeżdżający zostają przez [żydowską] Służbę Porządkową
ustawieni w 10-osobowych grupkach przed drzwiczkami przedziałów w odległości
2 metrów od wagonów.
Pod okiem policji następuje zajmowanie miejsc. [.] Pociąg powraca tegoż dnia
o godz. 20.[7]

Jest w filmie Romana Polańskiego "Pianista" scena, w której Władysław
Szpilman w szpalerze umundurowanych mężczyzn idzie wraz z rodziną do wagonu.
Jest to ostatnia droga warszawskich Żydów.
Wagony pojadą do Treblinki.
Nie zorientowany widz nie zauważa z reguły, że mundury stojących przy
wagonach mężczyzn nie są niemieckie, lecz żydowskie.[8]

Obraz przekazany przez pianistę Władysława Szpilmana uzupełniają zapiski
kronikarza getta warszawskiego, Emanuela Ringelbluma, który tak oto opisuje
rolę Żydów w likwidacji największego skupiska Żydów w Europie, czyli w
rozpoczętej w dniu 22 lipca 1942 roku masowej wywózce warszawskich Żydów do
obozu zagłady w Treblince:
Umschlagplatz [plac przeładunkowy].
Szmerling [Żyd, komendant Umschlagplatz - E.K.] - oprawca z biczem.
Zbrodniczy olbrzym Szmerling z pejczem w ręku.
Pozyskał łaskę [Niemców].
Wierny wykonawca ich  zarządzeń. [...]
Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem.
W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach
do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą.
Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją.
Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia.
Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji,
polegającej na prowadzeniu swoich braci na rzeź.
Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie
ją wykonała.
Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi -
przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów [policji
żydowskiej] była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady
swych braci.
Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach kobiety i dzieci, starców i
chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź. [...]

Policja żydowska wykonywała z największą gorliwością zarządzenia niemieckie
w sprawie wysiedlenia. [.]
Na twarzach policjantów prowadzących tę akcję nie znać było smutku i bólu z
powodu tej ohydnej roboty.
Odwrotnie, widziało się ich zadowolonych, wesołych, obżartych, objuczonych
łupami, zrabowanymi wespół z Ukraińcami.
Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców,
Ukraińców i Łotyszów.
Niejedna kryjówka została "nakryta" przez policję żydowską, która zawsze
chciała być "plus catholique que le pape", by przypodobać się okupantowi.
Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski. [...]

Do powszechnych zjawisk należało, że zbójcy ci za ręce i nogi wrzucali
kobiety na wozy "Kohna i Hellera" lub na zwykłe wozy ciężarowe.
Bezlitośnie, z wściekłością obchodzili się z ludźmi stawiającymi opór.
Nie zadowalali się złamaniem oporu, surowo, bardzo surowo karali "winnych",
którzy nie chcieli dobrowolnie pójść na śmierć. [...]
Do akcji wysiedleńczej przyłączyły się dobrowolnie - poza policją - jeszcze
inne organizacje i grupy.
Czołowe miejsce zajmuje Pogotowie Ratunkowe Gancwajcha o amarantowych
czapkach, ta szalbiercza instytucja, która nie udzieliła ani jednemu Żydowi
pomocy lekarskiej. [...]
Ta oto bandycka szajka aferzystów zgłosiła się ochotniczo do "zbożnej"
roboty wysyłania Żydów na tamten świat.
I ta właśnie szajka wyróżniła się brutalnością i nieludzkim postępowaniem.
Czerwone czapki okryły się czerwonymi plamami krwi nieszczęśliwych mas
żydowskich.
Oprócz Pogotowia pomagali w akcji urzędnicy Gminy [Żydowskiej], jak również
Pogotowie KOS.[...]

Wszystko sprowadzało się u nich do kwestii "łebka".
W dnie, kiedy wyznaczano im kontyngent, handlowano "łebkami"; zapisywali w
książeczce: dostarczyłem tyle a tyle "łebków".
Przychodził na Dziką 3 i prosił o chleb, bo dostarczył "łebki" ponad normę.
Jakiś adwokat przechwalał się wobec mnie, że załadował na wozy 1000 Żydów.
Teraz, w końcu października 1942 roku, policja żydowska rozmyśla, jak tu
złapać jakiegoś Żyda, sprowadzić go na Umschlagplatz. [...]
Spośród Niemców brali udział w akcji na ogół esesmani.
Ich "sława" jest uzasadniona. [...]
Dlaczego 50 esesmanów (inni powiadają, że nawet mniej) przy pomocy oddziału
około 200 Ukraińców i tyluż Łotyszów mogło dokonać tego tak gładko?[9]

Jednym z najbardziej wstrząsających żydowskich źródeł o udziale Żydów w
zagładzie Żydów są wiersze Icchaka Kacenelsona.
Z wrażliwością poety, autor w sposób najbardziej bodaj czytelny oddaje
koszmar zbrodni dokonanej przez Żydów na Żydach.
W poemacie "O bólu mój" będącego częścią zbioru "Pieśni o zamordowanym
żydowskim narodzie" znajdujemy takie oto strofy:
Jam jest ten, który to widział, który przyglądał się z bliska,
Jak dzieci, żony i mężów, i starców mych siwogłowych
Niby kamienie i szczapy na wozy oprawca ciskał
I bił bez cienia litości, lżył nieludzkimi słowy.

Patrzyłem na to zza okna, widziałem morderców bandy -
O, Boże, widziałem bijących i bitych, co na śmierć idą...
I ręce załamywałem ze wstydu... wstydu i hańby -
Rękoma Żydów zadano śmierć Żydom - bezbronnym Żydom!

Zdrajcy, co w lśniących cholewach biegli po pustej ulicy
Jak ze swastyką na czapkach - z tarczą Dawida, szli wściekli
Z gębą, co słowa im obce kaleczy, butni i dzicy,
Co nas zrzucali ze schodów, którzy nas z domów wywlekli.

Co wyrywali drzwi z futryn, gwałtem wdzierali się, łotrzy,
Z pałką wzniesioną do ciosu - do domów przejętych trwogą.
Bili nas, gnali starców, pędzili naszych najmłodszych
Gdzieś na struchlałe ulice. I prosto w twarz pluli Bogu.

Odnajdywali nas w szafach i wyciągali spod łóżek,
I klęli: "Ruszać, do diabła, na umschlag, tam miejsce wasze!"
Wszystkich nas z mieszkań wywlekli, potem szperali w nich dłużej,
By wziąć ostatnie ubranie, kawałek chleba i kaszę.

A na ulicy - oszaleć! Popatrz i ścierpnij, bo oto
Martwa ulica, a jednym krzykiem się stała i grozą -
Od krańca po kraniec pusta, a pełna, jak nigdy dotąd -
Wozy! I od rozpaczy, od krzyku ciężko jest wozom...

W nich Żydzi! Włosy rwą z głowy i załamują ręce.
Niektórzy milczą - ich cisza jeszcze głośniejszym jest krzykiem.
Patrzą... Ich wzrok... Czy to jawa? Może zły sen i nic więcej?
Przy nich żydowska policja - zbiry okrutne i dzikie!

A z boku - Niemiec z uśmiechem lekkim spogląda na nich,
Niemiec przystanął z daleka i patrzy - on się nie wtrąca,
On moim Żydom zadaje śmierć żydowskimi rękami![10]

Dla Icchaka Kacenelsona, bezpośredniego świadka dokonanej przez Żydów
zbrodni na Żydach, którego poezja stanowi niepodważalne źródło historyczne,
oprawcami, którzy bili bez cienia litości, lżyli nieludzkimi słowy byli jego
bracia Żydzi.
Żydzi byli także tymi, którzy zadali śmierć Żydom - bezbronnym Żydom!

Znajdą się być może historycy, którzy uznają, iż poezja nie jest źródłem
miarodajnym ni wystarczająco wiarygodnym dla oceny wydarzeń historycznych,
że jest przede wszystkim emanacją uczuć i talentu poety, niekiedy także
wytworem jego fantazji, a nie świadectwem przeszłości.
Tyle tylko, że zbyt wiele innych żydowskich źródeł potwierdza prezentowaną
przez Kacenelsona poetycką prawdę o udziale Żydów zagładzie narodu
żydowskiego.
Zbyt wiele żydowskich źródeł historycznych jest zgodnych co do tego, że
najbardziej okrutna, ale także najważniejsza część niemieckiego planu
zagłady Żydów - schwytanie każdego dnia odpowiedniej liczby przeznaczonych
do uśmiercenia Żydów, doprowadzenie ich do miejsca, skąd odchodziły pociągi,
a następnie załadowanie do wagonów, zostało wykonane przez Żydów.

4. Dowiezienie  Żydów do obozów zagłady.
Pociągi wiozące warszawskich Żydów do Treblinki, tak jak wszystkie inne
pociągi wiozące Żydów do obozów zagłady, prowadzone były z reguły przez
polskich maszynistów, jako że do transportu przeznaczonych na śmierć Żydów -
ponieważ zagłady dokonali Niemcy na polskich ziemiach - używano polskich
pociągów, polskich torów i polskich bocznic kolejowych.
Logistyka transportu europejskich Żydów do obozów zagłady przez cały okres
jej trwania spoczywała w rękach niemieckiej administracji.
Wagony konwojowali Niemcy wespół z Ukraińcami służącymi w formacjach
wojskowych kolaborujących z Niemcami.
Żydzi nie uczestniczyli w tym etapie zagłady własnego narodu.

5. Przygotowanie Żydów na śmierć i grabież mienia pomordowanych.
O roli, jaką w ostatniej drodze Żydów odgrywali Żydzi, czytamy w całym
szeregu wspomnień i opracowań historycznych.
Podobnie jak w innych tego typu obozach, w obozie zagłady w Sobiborze Żydzi
pełnili różnorakie funkcje.
Polski Żyd, pochodzący z Izbicy Thomas Toivi Blatt, wspomina:

Serce ścisnął mi paniczny strach. Sobibór!
Byłem w fabryce śmierci.

Dostawa surowca.
W środku nocy wyrwał mnie ze snu świdrujący gwizdek.
Mój towarzysz z pryczy wyjaśnił mi, że przybył nowy transport Żydów - Żydzi
z Holandii. Transporty z Holandii przyjeżdżały czasami o trzeciej w nocy.
[.]

Przywiezieni Żydzi wysiadali z pociągu, podjechała wywrotka.
Jak się później dowiedziałem, na wywrotki wrzucano duże i ciężkie bagaże
oraz osoby chore, stare, niedołężne i niezdolne do samodzielnego poruszania
się.
Reszta szła za esesmanem do długiego baraku.
Do tego baraku przyprowadzono naszą ośmioosobową grupę i tutaj kazano czekać
na Żydów.
Był to duży barak bez okien, z szeroko otwartą bramą wejściową i wyjściową.
Dwóch więźniów ustawiono przy wejściu, czterech wewnątrz baraku, dwóch przy
wyjściu.
Mieliśmy mówić przechodzącym przez barak Żydom, aby tutaj zostawili niesiony
bagaż i kobiece torebki.

Nadchodziła pierwsza grupa skazanych.
Najpierw szły kobiety.
Były elegancko ubrane.
Było bardzo wcześnie rano i sporo kobiet niosło na rękach śpiące dzieci.
Nie miały najmniejszego pojęcia, że idą na śmierć.
Starsi, doświadczeni więźniowie mechanicznie powtarzali po holendersku
zdanie informujące przechodzących ludzi, aby tu zostawiali swoje rzeczy
osobiste.
Zacząłem ich naśladować powtarzając usłyszane słowa. [...]

Przez budowlę przeszła kolumna około pięciuset ludzi.
Na bocznicę wjeżdżały następne wagony.
Należało opróżnić to miejsce. [.]
Razem załadowaliśmy sterty ręcznego bagażu na koce i zanieśliśmy je do
przylegających pomieszczeń.
Na środku rozstawione były stoły, wokół których stały kobiety sortujące
zagrabione łupy.
Opróżnialiśmy koce jeden za drugim.
Wkrótce duży barak przejściowy był pusty, a piaszczysta podłoga uprzątnięta
i wyrównana grabiami. [.]

Ponieważ z peronu nadchodziła kolejna grupa Żydów, otrzymaliśmy rozkaz
powrotu do pierwszego baraku, gdzie odbierano bagaż podręczny.
Cała procedura powtórzyła się.
Później ponownie podeszliśmy do bramy prowadzącej na podwórze i czekaliśmy
aż esesmani wpuszczą nas do środka. [...]
SS-Oberscharfuhrer Karl Frenzel wybrał czterech więźniów, w tym mnie, i
zaprowadził nas do baraku, który stał w odległości około 10 metrów od komór
gazowych.
Stały tam drewniane ławy i krzesła.
Na środku baraku stał niewysoki, ciemnowłosy esesman Josef Wolf.
Dostałem wielkie nożyce i czekałem.
Do baraku zaczęły wchodzić nagie kobiety.
Nie wiedziałem, jak się zachować.
- Co mam robić? - pytam kolegę.
- Po prostu tnij włosy pękami, nie musi być blisko skóry.
Jeżeli któraś ma warkocze, to tylko warkocze. [...]
Kobiety opuściły barak, zapakowaliśmy włosy do worków po ziemniakach, które
później wyniesiono do magazynu.[.]

Usłyszałem warkot silnika spalinowego, a zaraz potem jeden przeraźliwy, mimo
iż przytłumiony krzyk masy ludzi.
Na początku siła głosu przebijała się przez ryk silników, jednak po kilku
minutach stopniowo osłabła.
Zamarłem. [...]
Po około trzech godzinach pracy i śmierci ponad dwóch tysięcy ludzi,
esesmani kazali nam wracać do baraków. [...]
Rano następna grupa więźniów zakończyła sortowanie i pakowanie zagrabionych
łupów .[11]

6. Uśmiercenie Żydów.
Żydzi w obozach zagłady nie obsługiwali komór gazowych.

7. Unicestwienie ciał zamordowanych.
Jak opisuje więzień Sobiboru oraz jak podają wszystkie wspomnienia podobnych
mu osób, Żydzi z całą pewnością uczestniczyli w procesie opróżniania komór
gazowych z zamordowanych współbraci i unicestwianiu ich ciał:
Kiedy zbliżaliśmy się do naszych baraków, usłyszeliśmy rytmiczny, głuchy
stukot.
Jakby ktoś wrzucał wielkie kamienie do metalowego pudła.
Odgłosy dobiegały z okolicy komór gazowych.
Później dowiedziałem się, co to było.
Więźniowie pracujący w krematorium wrzucali zwłoki na wąskotorowe wywrotki,
które wiozły martwe ciała do spalenia.[12]

Żydzi nie brali udziału w transportowaniu skazanych na śmierć do obozów
zagłady oraz zadawaniu im bezpośredniej śmierci w komorach gazowych, czynnie
natomiast uczestniczyli w pozostałych pięciu spośród siedmiu etapów zagłady
Żydów.
Należy przy tym podkreślić niejednoznaczność uczestnictwa w poszczególnych
etapach.
Uczestniczenie Żydów w dwu ostatnich, czyli "przygotowywaniu" idących na
śmierć ludzi i unicestwianie ich ciał, było działaniem podejmowanym na
terenie obozów zagłady pod przymusem.
Fakt zniewolenia i realna groźba śmierci zdejmuje z nich katowskie piętno.
Tym bardziej należy jednak z całą jasnością wyodrębnić trzy pierwsze
działania (gromadzenie ludności żydowskiej w gettach zlokalizowanych na
terenie większych miast Polski; szerzenie niemieckich kłamstw co do
charakteru "wysiedlenia"; chwytanie ludzi i ładowanie ich do środków
transportu), które Żydzi podjęli i wykonali dobrowolnie, co uczyniło z nich
katów własnego narodu.

Tragizm położenia żydowskich władz w gettach w Polsce polegał na tym, że
Niemcy i bez nich wysiedlaliby i wysiedlili Żydów - uważał żydowski prof.
Lucjan Dobroszycki.[13]
Pierwsza część tezy prof. Lucjan Dobroszyckiego nie podlega raczej dyskusji.
Z pomocą Żydów, czy bez, Niemcy zapewne przystąpiliby do realizacji
"Ostatecznego Rozwiązania", czyli rozpoczęli mordowanie Żydów.
Nie jest już jednak tak bardzo pewne, czy bez pomocy Żydów zdołaliby Niemcy
zrealizować plan zamordowania narodu żydowskiego.
Aby zrozumieć ten aspekt zagłady polskich Żydów, należy znaleźć odpowiedź na
co najmniej kilka pytań:
Ile dziesiątków tysięcy niemieckich żołnierzy musieliby użyć Niemcy w latach
1939-1941 do przesiedlenia do dużych miast liczącej w Polsce trzy i pół
miliona ludności żydowskiej oraz utrzymania w gettach posłuchu dla swych
rozkazów, gdyby tej części planu nie wykonali za Niemców sami Żydzi?
Czy gdyby Żydzi nie przeprowadzili przesiedleń do dużych miast, Niemcom w
ogóle udałoby się zamknąć ludność żydowską w dużych gettach?
Ile milionów marek musieliby wydać Niemcy i ilu zatrudnić robotników, aby
odgrodzić żydowskie getta od świata chrześcijańskiego, gdyby Żydzi odmówili
finansowania, wytyczenia i zbudowania murów?
Gdyby Żydzi polscy odmówili współpracy, czy Niemcom udałoby się odizolować
polskich Żydów od chrześcijan?[14]
Gdyby żydowskie władze nie okłamywały mieszkańców gett, jaki jest prawdziwy
cel wysiedleń, lecz informowały, że pociągi powiozą ich na śmierć, ilu Żydów
poszłoby dobrowolnie do wagonów?
Czy wówczas Niemcy byliby w stanie zapanować nad masowymi ucieczkami Żydów,
czy byliby w stanie odnaleźć wszystkie ich kryjówki oraz pokonać
prawdopodobnie także - może prymitywny - ale jednak opór?
Ile dziesiątków tysięcy niemieckich żołnierzy musieliby w 1942 roku ściągnąć
z frontów Niemcy, aby schwytać ponad trzy miliony ukrywających się w lasach
lub we własnych domach  (szafy, bunkry, itp.) polskich Żydów, a następnie
doprowadzić ich i załadować do wagonów, gdyby tej najbrudniejszej z brudnych
robót nie wykonali za nich sami Żydzi?
Czy ze względu na kalendarium wojny, od czerwca 1941 roku prowadzonej na dwa
fronty, a także wojenną taktykę, operacja taka w ogóle byłaby dla Niemców
możliwa do wykonania?

Pytania można mnożyć bez końca.
Łącznie z postawionym wcześniej pytaniem, jaką militarną siłę stanowiło dla
Hitlera 150.000 żydowskich żołnierzy wykonujących jego rozkazy w niemieckich
mundurach.
Specjaliści od wojskowości, finansów i murarstwa odpowiedzą na każde z tych
pytań precyzyjnie i fachowo.
Nie trzeba być jednak specjalistą, aby stwierdzić, że bez pomocy polskich
Żydów Niemcom byłoby nadzwyczaj trudno zrealizować plan zagłady polskich
Żydów.

W getcie łódzkim, jak dowodzą wiarygodne źródła żydowskie, w zagładzie Żydów
uczestniczyło zaledwie kilku Niemców, którzy przyjeżdżali na pół godziny
przed odjazdem pociągu.
Ich rola w praktyce sprowadzała się do nadzorowania odjazdu załadowanego
Żydami przez żydowską policję pociągu, który odwoził łódzkich Żydów do obozu
zagłady w Chełmnie nad Nerem.
Przygotowaniem list przeznaczonych na śmierć osób, łapaniem skazanych,
odbieraniem im bagażu i doprowadzaniem do wagonów zajmowali się wyłącznie
Żydzi. Podobnie było w getcie warszawskim, gdzie według Emanuela
Ringelbluma:
50 esesmanów (inni powiadają, że nawet mniej) przy pomocy oddziału około 200
Ukraińców i tyluż Łotyszów wystarczyło do nadzorowania przeprowadzonych
przez warszawskich Żydów łapanek i poprowadzenia na śmierć pół miliona
ludzi...

Problem współpracy Żydów europejskich z władzami hitlerowskich Niemiec przy
zamordowaniu żydowskiego narodu stanowi klucz do zrozumienia zagłady w
ogóle, a do zrozumienia zagłady polskich Żydów w szczególności.
Mówiąc inaczej, aby zrozumieć, co tak naprawdę w czasie drugiej wojny
światowej stało się z częścią żydowskiego narodu zamieszkującą Europę,
należy spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy Niemcy zdołaliby wymordować
sześć milionów europejskich Żydów, gdyby nie fakt, że właśnie wśród Żydów
znaleźli gorliwych współpracowników i wykonawców swych zbrodniczych planów.

Wracając do wywiadu prof. Krzysztofa Jasiewicza, mam dla oburzonych wywiadem
dziennikarzy, pracowników PAN i różnej maści "autorytetów" trzy propozycje:
Powinni jak najszybciej złożyć do prokuratury doniesienie na Emanuela
Ringelbluma, Władysława Szpilmana, Icchaka Kacenelsona, autorów "Kroniki
getta łódzkiego" oraz wszystkich tych żydowskich pamiętnikarzy, poetów i
dziennikarzy, którzy w latach 1942-1945 opisali dokonującą się na ich oczach
rzeczywistość, a następnie zażądać od sądów III RP surowego ukarania ich za
to, że przekazali potomnym prawdziwy obraz dokonanej na ich narodzie
zbrodni. Problem polega jedynie na tym, że wszyscy ci autorzy już nie żyją.
Ponieważ jednak kreatywność sądów III RP jest nieograniczona, wierzę, że
jakoś uporają się także z tym problemem.
Powinni jak najszybciej rozwiązać sekcję historii Polskiej Akademii Nauk, a
jej pracowników skierować do pracy w aparacie partyjnym lub dziennikarstwie,
w których to dziedzinach zarobki są stokroć wyższe, zaś wiedza historyczna i
znajomość metod badań historycznych są zbędnym balastem.

Na pewno powinni zostawić wreszcie w spokoju prof. Krzysztofa Jasiewicza i
wszystkich polskich historyków, bo jak dowodzą dzieje ludzkości, walka z
historykami na dłuższą metę jest zawsze sprawą przegraną.
Dlatego, że prawda przekazana przez źródła historyczne zawsze zmiata
kłamstwa.
Tak zawsze było z historycznymi kłamstwami i tak będzie tym razem.
Dramatyczna prawda przekazana potomnym przez zamordowanych Żydów - Emanuela
Ringelbluma, Icchaka Kacenelsona, autorów "Kroniki getta łódzkiego" i
innych - jeśli nie dziś, kiedyś na pewno przebije się do świadomości świata.

[1] E. Ringelblum, op. cit., s. 81-82, 108, 142, 150 i inne.
[2] Kronika getta łódzkiego, Red. Danuty Dąbrowskiej i Lucjana
Dobroszyckiego, Łódź 1965, s. 291 i 297.
[3] Ibidem, s. 398-399.
[4] E. Ringelblum, op. cit. str. 409, przypis 2.
[5] Ibidem, s. 409 i 418.
[6] W. Szpilman, Pianista, Kraków 2003, s. 86.
[7] Kronika getta łódzkiego, op. cit., s. 515-516.
[8] W. Szpilman, op. cit. s. 92-101.
[9] E. Ringelblum, op. cit., s. 404, 407, 410 i 426-428.
[10] I. Kacenelson, Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie, Warszawa 1982,
s. 23. Icchak Kacenelson (1886-1944) - wybitny poeta, dramaturg, tłumacz
żydowski i hebrajski. W getcie warszawskim prowadził tajną działalność
światowo-kulturalną. Wywieziony w kwietniu 1943 roku do obozu
koncentracyjnego; zamordowany w Oświęcimiu w 1944 roku.
[11] T. Blatt, Z popiołów Sobiboru, Chełm 2002, s. 89-95.
[12] Ibidem, s. 95.
[13] L. Dobroszycki, Kronika getta łódzkiego, Łódź 1965, s. XIX-XXI.
[14] E. Ringelblum, op. cit., s. 116 i 128, pisze: "Dziś 30 marca [1940]
potwierdziła się wiadomość, że Gmina Żydowska otrzymała nakaz wybudowania
murów w tych miejscach, gdzie dotychczas były druty kolczaste [...].
Zamknięto szereg ulic. [.] Wybudowanie grubych murów na rogach Próżnej,
Złotej itd. kosztuje Gminę Żydowską ćwierć miliona złotych."


[1*] J. Szczęsna, "Gazeta Wyborcza" z dn. 28/29 czerwca 2002.
[2*] M.C. Steinlauf, Pamięć nieprzyswojona, Warszawa 2001, s. 42.
[3*] E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego, Warszawa 1983, s. 538-539.
Szachno Efroim Sagan (1892-1942), czołowy działacz żydowskiej partii Poalej
Syjon-Lewica, publicysta, w getcie warszawskim organizator oporu cywilnego i
konspiracji, jak pisze Emanuel Ringelblum: 5 sierpnia 1942 Szachno Sagan był
w odwiedzinach u przyjaciół. [...] Kiedy dotarł do domu, jego rodzina już
stała w szeregu kierowanym na Umschlagplatz. [...] Chciał podzielić los
swojej rodziny, los swojej żony i dwojga dzieci. [...] Stanął w szeregu
idącym na śmierć.
[4*] B.M. Rigg, Żydowscy żołnierze Hitlera, Warszawa 2005, s. 71.
[5*] H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie, Warszawa 1987, s. 81.

Ewa Kurek - doktor historii, absolwentka Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego, jest reżyserem pięciu filmów dokumentalnych oraz autorką wielu
artykułów i siedmiu książek poświęconych drugiej wojnie światowej;  książki
Ewy Kurek zostały przetłumaczone na język angielski i wydane w USA.
Wyniki swych badań nad problemem stosunków polsko-żydowskich Ewa Kurek prezentowała na międzynarodowych kongresach naukowych oraz podczas wykładów, między innymi w Yad Vashem, Jerozolima (1988), Princeton University, USA (1993), Columbia University, USA (2007).
Wstęp do książki Ewy Kurek pt. Dzieci żydowskie w klasztorach napisał Prof. Jan Karski, odznaczony pośmiertnie najwyższym odznaczeniem Stanów Zjednoczonych za zasługi w ratowaniu polskich Żydów.
W 2008 opublikowała "Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie 1939-1945"
źródło http://solidarni2010.pl/15949-nbspglos-dr-ewy-kurek-w-sprawie-prof-krzysztofa-jasiewicza.html

Głos zamordowanych Żydów - wokół wywiadu prof. Krzysztofa Jasiewicza

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona