Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Goclawski przemeczony !!

Goclawski przemeczony !!

Data: 2010-03-21 18:12:11
Autor: abc
Goclawski przemeczony !!
Zle mu nie zycze , bo nie zycze tego nikomu , nawet takim jak on , Peatz ,
czy Wielgus biskupom ,

ADAM WIELOMSKI O AKTACH SB:  CHCIELI POZBYĆ SIĘ WIELGUSA

      - W ujawnionych aktach SB jest mowa, że `Grey' wyjeżdża na kilka lat,
podczas gdy ks. Wielgus wyjeżdżał zaledwie na 5 miesięcy ( ) `Grey' ma
stemple `ściśle tajne', a pieczątki takiej używano w Polsce do roku 1961 i
od 1999 roku, podczas gdy ks. Wielgus miał być agentem w latach
siedemdziesiątych - mówi dr Adam Wielomski w rozmowie z Robertem Witem
Wyrostkiewiczem.

      Jest Pan jednym z nielicznych publicystów broniących abpa Stanisława
Wielgusa...

      - Mój stosunek do afery uległ w ciągu ostatniego czasu sporej zmianie.
Gdy afera wybuchła, nie miałem powodu nie wierzyć w winę Ekscelencji,
szczególnie że media podały, iż abp Wielgus - po czasie pewnego
zakłopotania - przyznał się do winy. Mimo to uważałem, że rozgłos jest
nieadekwatny do sprawy. Nigdy nie uważałem, że kolaboracja z wywiadem
zagranicznym PRL jest czymś kompromitującym. Jako naukowiec w pełni
rozumiem, że inny naukowiec chce wyjechać za granicę na stypendium. Być może
w PRL po prostu nie było innej możliwości wyjazdu niż podpisanie zgody na
współpracę z wywiadem. W takiej sytuacji trzeba było podjąć dramatyczną
decyzję czy praca naukowa, czy podpis? Jestem w stanie zrozumieć tych,
którzy wybrali podpis, z góry nie mając zamiaru na nikogo niczego donosić.

      Ale poza podpisem w grę musiało wchodzić konkretne zadanie.

      - Zadanie, jakie miał dostać ks. Wielgus, czyli rozpracowywanie
ośrodków ukraińskich nacjonalistów, nie byłoby nawet niczym kompromitującym.
Ci `nacjonaliści' to wszak nic innego jak pogrobowcy banderowców z UPA,
którzy mieli na rękach polską krew i żądali przyłączenia do Ukrainy
Przemyśla i okolic. Zauważmy jednak, że ks. Wielgus z zadania się nie
wywiązał. Przygotował bełkotliwy i ogólnikowy raport i nawet SB uznała go za
agenta nieprzydatnego dla wywiadu. Prawdę mówiąc - nie znając osobiście ani
jednego banderowca - mógłbym przygotować podobny, gdzie bym wyjaśnił, że
Ukraińcy na emigracji nie lubią ZSRR i marzą o niepodległym państwie,
słowem: żadna rewelacja. Wyglądało na to, że ks. Wielgus oszukał SB,
wyłudził paszport, wyjechał i nie wykonał zadania wywiadowczego. Nie było
więc powodu, aby uważać go za `agenta wszech czasów'.

      A Pan za kogo go uważa?

      - Uważam, że Ekscelencja był wielką szansą polskiego katolicyzmu. Po
dziesięcioleciach panowania w nim trendów liberalnych i - nazwijmy po
imieniu - wprost lewicowych, mieliśmy dostać prawdziwego katolickiego
duszpasterza ze starej szkoły. Benedykt XVI to szansa katolicyzmu na miarę
światową, szansa na zatrzymanie rewolucji posoborowej - co właściwie stało
się już za pontyfikatu Jego poprzednika - a nawet na jej cofnięcie,
przynajmniej częściowe. Ale papież nie czyni takich historycznych wydarzeń
sam. Potrzebuje ludzi, współpracowników, którzy tę - choćby częściową -
kontrrewolucję wraz z nim poprowadzą na poziomie diecezji czy metropolii.
Dlatego abp Wielgus miał zostać metropolitą. Nie mógłby nim zostać ani za
Jana XXIII, ani za Pawła VI, ani za Jana Pawła II. Ci papieże nie
mianowaliby metropolitą kogoś o tak konserwatywnych poglądach. Uważałem, że
racja polskiego katolicyzmu wymagała, aby przymknąć oczy na jakieś papierki
sprzed trzydziestu lat.

      Jednak te papierki według większości obserwatorów sprawy abpa Wielgusa
to dowód na jego zhańbienie.

      - Przyznam, że wgłębiając się w szczegóły sprawy `papierków sprzed
trzydziestu lat', nabrałem stopniowo coraz większego sceptycyzmu co do
materiału dowodowego. Właściwie cały dowód, że abp Wielgus jest `Grey'em'
opiera się na fakcie, że raport `Grey'a' znajduje się w jego teczce.
Szczegóły nakazują postawić znaki zapytania. Po pierwsze, w ujawnionych
aktach SB jest mowa o tym, że `Grey' wyjeżdża na kilka lat, podczas gdy ks.
Wielgus wyjeżdżał zaledwie na 5 miesięcy. Zakładam, że zarówno piszący
raport agent, jak i jego oficer prowadzący dobrze wiedzą, na ile wyjeżdża
autor raportu. O ile oficer śledczy może się pomylić (ostatecznie), o tyle
sam wyjeżdżający wie takie rzeczy na pewno. Po drugie, chodzi o pieczątki.
`Grey' ma stemple `ściśle tajne', a pieczątki takiej używano w Polsce do
roku 1961 i od 1999 roku, podczas gdy ks. Wielgus miał być agentem w latach
siedemdziesiątych. Oznacza to, że pieczątki przystawiono po roku 1999. Może
to świadczyć albo o fałszerstwie, albo o tym, że ktoś w tych aktach grzebał
w ciągu ostatnich ośmiu lat. Pracownicy IPN jako dogmat traktują zasadę, że
`SB nie fałszowała swoich dokumentów'. Śmiem o tym wątpić, ale to w tej
chwili bez znaczenia. Zwracam uwagę, że tych pieczątek nie przystawił żaden
esbek - bo wiedziałby, jakie pieczątki obowiązywały w PRL - przystawiono je
w III RP. Jeśli zaś jedynym dowodem, że Ekscelencja i `Grey' to ta sama
osoba jest fakt, że raport `Grey'a' znajduje się w teczce Ekscelencji, to
mamy absolutną pewność, że ktoś w tej teczce grzebał. Wystarczyło przełożyć
raport z jednej teczki do drugiej... Dopóki nie mamy absolutnie pewnego
badania grafologicznego podpisu `Grey', nie mamy żadnego dowodu na winę
Arcybiskupa.

      Skąd czerpie Pan informacje na temat tego, że takie konkretnie
pieczęci były używane właśnie w tych latach?

      - Szczegółową analizę tej i innych technicznych zagadnień opisał były
prokurator krajowy Włodzimierz Blajerski. Warto zacytować jego analizę 15.,
16. i 17. karty z teczki arcybiskupa: `Umowa o współpracy o treści nieznanej
w instrukcjach MSW. Powinno być na początku:  Ja, Stanisław Wielgus ur. ...'
itd. i na końcu:  będę podpisywał się jako' - tu pseudonim - i podpis:
Stanisław Wielgus'. To dla wszystkich służb specjalnych na świecie
najważniejszy dokument personalny (nigdy nie znajdziemy go w teczce sprawy
operacyjnego rozpracowania). Taki dokument, o ile jest autentyczny, to dla
SB skarb - nie byłby niszczony i filmowany w żadnym wypadku. Gryf  ściśle
tajne' to kompletna bzdura. Nikt w SB w tym czasie nie używa takiego gryfu.
Żaden esbek prowadzący ewidencję nie przyjąłby tak oznaczonego dokumentu.
Doskonale wie to prowadzący sprawę ppłk Leonard Mroczek, który wszystkie
raporty i notatki oznacza prawidłowo  tajne spec. znaczenia'. Ale nie ma
podpisu tegoż pułkownika Mroczka. Nie ma też stopki zarejestrowania tego
dokumentu, który byłby skarbem, gdyby pochodził od księdza. Świadczy to o
tym, że takiego dokumentu w obiegu prawnym SB nigdy nie było. Arcybiskup
Wielgus nie przyznaje się do podpisania jakiegokolwiek dokumentu sprzed 1978
roku. Materiał ten jest sfabrykowany. Zachodzi podejrzenie popełnienia
przestępstwa i jest to w wysokim stopniu prawdopodobne. To samo dotyczy
pozostałych dokumentów o współpracy, a więc instrukcji k. 16 i 17 oraz umowy
o łączności k. 28 i 29. Sfabrykowano te dokumenty współpracy. W obrocie
prawnym MSW gryf  ściśle tajne' był używany do połowy 1961 r., a następnie
wszedł w użycie dopiero na podstawie ustawy ze stycznia 1999 r. o ochronie
informacji niejawnych. Taki gryf przewidywała też zawetowana przez
prezydenta Wałęsę w 1995 r. ustawa o tajemnicy państwowej, według projektu z
1992 roku. Najprawdopodobniej więc w tym czasie dokonano takiej
fabrykacji'' (analiza prokuratora Blajarskiego:
http://www.myslpolska.org/?idx=janek_art&lust  erko=136242).

      Czy według Pana abp Wielgus jest niewinny?

      - Żeby nie było nieporozumień: nie twierdzę, że wiem, iż abp Wielgus
jest niewinny. Istnieją poszlaki - choćby raport owego `Grey'a' -
wskazujące, że mógł być agentem wywiadu. Ale poszlaki to nie dowody.
Tymczasem media wydały wyrok, a sprawa ma charakter trudnego procesu
poszlakowego. Powiem prywatnie, że na podstawie takiego materiału
dowodowego, jaki w tej chwili mamy, nie odważyłbym się po prostu powiedzieć,
że abp Wielgus był agentem. Ja tego po prostu nie wiem. Zaś stara łacińska
formuła uczy: in dubio pro reo, czyli, że wątpliwości przemawiają na korzyść
oskarżonego. Cywilizacja łacińska polega na tym, że to oskarżonemu należy
udowodnić winę, a nie, że oskarżony musi dowieść swojej niewinności. W
medialnej nagonce zasada ta nie była respektowana.

      Wszystko to przedstawiałoby logiczną całość, gdyby nie fakt, że
hierarcha sam przyznał się do winy.

      - No tak, ale do czego się przyznał? Przyznał się, że podpisał zgodę
na współpracę z wywiadem, aby otrzymać paszport. Obowiązujące w Polsce prawo
nie uznaje tego za współpracę z SB - świadczy o tym przypadek ministra w
kancelarii prezydenta RP Andrzeja Krawczyka (zresztą z PiS), który 14 marca
tego roku został uniewinniony przez sąd lustracyjny, choć podpisał
zobowiązanie do współpracy, ale na nikogo nie donosił. Mitem krążącym w
polskim społeczeństwie jest rzekome oświadczenie abpa Wielgusa, w którym
przyznaje się do winy i przeprasza za to Kościół. Prawda jest zaś taka, że
oświadczenie to wydał spanikowany w obliczu medialnej nagonki Nuncjusz
Apostolski Józef Kowalczyk w imieniu abpa Wielgusa, ale bez jego zgody i
wiedzy. Ekscelencja wydał następnie oświadczenie, w którym zaprzeczał, aby
takie oświadczenie wydał. Pokazano to tylko chwilę w mediach koło południa,
potem znikło. Nie przebiło się w medialnej wrzawie i dlatego 99 procent
Polaków jest przekonanych, że abp Wielgus przyznał się do donosicielstwa.

      Jedyne, do czego Ekscelencja się przyznaje, to podpisanie zgody na
współpracę z wywiadem. Nie przyznaje się do żadnych raportów `Grey'a', a tym
bardziej iż donosił SB w kraju na kolegów. Tego drugiego zarzutu nie da się
zresztą udowodnić, gdyż mamy tu tylko cienkie poszlaki w postaci raportów
esbeków z rozmów z Ekscelencją. Nic nie zostało napisane tam jego ręką i
niczego nie podpisał. Nawet jego wrogowie nie twierdzą, że mają dowody w tej
sprawie. Są to oczywiście pewne poszlaki, ale znów tylko poszlaki. To tak,
jakby mnie uznać winnym kradzieży samochodu 30 lat temu, gdyż znaleziono
pamiętnik nieżyjącego sąsiada, w którym pisze, że mu się przyznałem, że to
ja pojazd ukradłem. Czy jakikolwiek sąd skazałby mnie za kradzież auta na
podstawie takich dowodów?

      Jednak ujawnienie dokumentów mówiących o współpracy z `bezpieką' było
bezpośrednim powodem rezygnacji arcybiskupa.

      - No, to akurat na pewno nie jest prawdą. Już Nuncjusz Apostolski w
swoim oświadczeniu stwierdził, że Ekscelencja rezygnuje nie ze względu na
fakt ewentualnej współpracy z wywiadem, ale ze względu na istnienie
atmosfery uniemożliwiającej sprawowanie urzędu. Dokładnie jest powiedziane
tak: `Będąc zniesławionym, nie można przejmować obowiązków (...)'. Innymi
słowy: w obliczu szalejących w liberalnej TVN Pawła Milcarka i Tomasza
Terlikowskiego, wykrzykujących, że `arcybiskup kłamie' nie da się sprawować
urzędu. No bo i nie da się! To samo jest w liście Benedykta XVI do abpa
Wielgusa, gdzie czytamy, że `Ekscelencja (jest) świadomy, że sytuacja, która
zaistniała, nie pozwala rozpocząć posługi biskupiej z niezbędnym jej
autorytetem, wyraźnie widziałem w tym akcie głęboką wrażliwość na dobro
Kościoła (...)'. Zwracam uwagę na słowo `świadomy' (w oryginale włoskim:
conoscio - świadomy, rozumiejący, zdający sobie sprawę) jest niezwykle
istotne. Nie, że agent nie może pełnić funkcji, ale, iż musi `mieć
świadomość', że w zaistniałej sytuacji - dla dobra Kościoła - lepiej, aby
urzędu tego nie pełnił.

      Innymi słowy: nie ujawnienie dokumentów było powodem rezygnacji
Ekscelencji, ale nagonka na niego. Potwierdził to nawet Tomasz Terlikowski,
komentując list papieski dla `Dziennika': `wierni będą mieli prawo odczytać
ten list jako wybielenie Wielgusa i zwalenie całej odpowiedzialności na
tych, którzy dążyli do poznania prawdy'. Nic dodać, nic ująć. Trudno pełnić
urząd, opierający się wyłącznie na autorytecie, w atmosferze takiej nagonki
dziennikarzy, jaką widzieliśmy.

      Jego winę stwierdziły dwie komisje, w tym komisja kościelna.

      - Komisje zapoznały się wyłącznie ze stanem dokumentacji. Oglądały ją
zresztą bodaj tylko przez kilka godzin. Nie dokonały jej krytycznej
weryfikacji. Przykładowo nie zrobiono badania grafologicznego, czy Wielgus i
`Grey' to ta sama osoba. Na podstawie dostępnych źródeł, bez ich weryfikacji
krytycznej, Ekscelencja oczywiście jest winny. Rzecz w tym, że źródła - o
czym już mówiłem - właśnie tej weryfikacji wymagają ze względu na pieczątki
i czasokres pobytu `Grey'a' za granicą. Do takiej weryfikacji są sądy, ale
IPN celowo opóźniał dostarczenie materiałów sądowi lustracyjnemu, aby proces
nie zdążył się odbyć. Nie dziwię się: w końcu to ten IPN odpowiada za
wypłynięcie materiałów i okrzyczenie Ekscelencji `agentem' i ewentualne
uniewinnienie przyczyniłoby się do prestiżowej porażki tej instytucji.

      Komu mogło zależeć na sfałszowaniu materiałów obciążających abpa
Wielgusa?

      - Ja wcale nie powiedziałem, że wiem na pewno, iż Ekscelencja jest
niewinny i nie mam dowodów na to, że dokumenty są fałszywe. Dokumenty są
poszlakami przeciwko Arcybiskupowi, a szczegóły tychże dokumentów - na
przykład owe pieczątki - są poszlakami, że dokumenty te mogą nie być
prawdziwe lub - będąc prawdziwymi - mogą być wyjęte z innej teczki.

      Za to mogę powiedzieć, komu zależało na uczynieniu z tych poszlakowych
materiałów gigantycznej afery. Wystarczy zobaczyć, kto sprawę rozdmuchał:
dziennikarze związani z PiS (`Gazeta Polska' i Paweł Milcarek) oraz
liberalne media, sympatyzujące z PO, szczególnie TVN, z królującym tu
Tomaszem Terlikowskim. Cele były sprzeczne. Liberalne media były przerażone
`reakcjonistą' w warszawskim Kościele, a przede wszystkim obawiały się
wzmocnienia o. Tadeusza Rydzyka, dla którego abp Wielgus nie ukrywał nigdy
sympatii. Co do środowisk PiS-owskich, to myślę, że są tam ludzie, którzy
chcieliby zrobić z Kościoła kolejną `przystawkę' do PiS. W Kościele widać
coraz większe zniecierpliwienie rządem pisiackim, wprost zawód. W takiej
sytuacji mógł się tam zrodzić - nie twierdzę, że `zrodził się', bo to tylko
moja hipoteza - pomysł uzależnienia hierarchów za pomocą `kwitów' z IPN. Abp
Wielgus wyleciałby w powietrze, aby pokazać, co stanie się z hierarchami,
jak nie będą popierać rządu. Zauważmy, że akcja jest szerzej zakrojona.
Zaraz potem `cudownie' znaleziono pustą teczkę abpa Michalika. Tak jakby
chciano mu powiedzieć: `w każdej chwili może znaleźć się jej zawartość'. Ta
akcja trwa zresztą jakby nadal: te same środowiska - Frondy i
Christianitas - które rozdmuchały aferę, teraz rozdmuchują afery seksualne w
diecezji płockiej. Tak się składa, że jeden z moich kolegów dzień przed
aferą `seksualną' powiedział prorocze słowa: `Gdyby abp Wielgus nie był
agentem, to by ogłosili, że jest pedofilem'. Jak zaczął się lustrować, to i
afery się pojawiły. Oczywiście w `cudowny' sposób akurat w tym momencie!
Odnoszę wrażenie, że to jest szersza i skoordynowana akcja części środowisk
pisiackich. Ale to tylko moje wrażenie. Dowodów na to nie mam. To raczej
dedukcja na podstawie tego, kto z propagatorów tej afery mógł na tym zyskać.

      Czy nominacja abpa Kazimierza Nycza jest sukcesem tego lub raczej tych
środowisk?

      - To jest ich katastrofa. Gdy broniłem Ekscelencji, wielu ludzi
gwałtownie mnie atakowało, bo oni już wydali wyrok, zanim poznali materiał
dowodowy. Zresztą wcale nie chcieli go poznać. Teraz sytuacja się zmieniła.
Wielu najbardziej zagorzałych lustratorów Ekscelencji przyznaje, że miałem
rację. Nie jest przypadkiem, że na związanej ze środowiskiem Pawła Milcarka
stronie internetowej - o tematyce stricte religijnej - po dziś dzień
`zapomniano' podać informacji o tej nominacji; wystarczy poczytać bloga
Milcarka, w którym kwestionuje on, że abp Nycz na pewno jest liberałem (a
może jednak nie?). Nic dziwnego, to jest prawdziwa katastrofa dla
katolicyzmu powiązanego w Polsce z prawicą. Abpa Wielgusa miał zastąpić ktoś
równie prawicowy, a zastąpił go kościelny liberał. `Gazeta Wyborcza' od razu
zachwalała tę kandydaturę jako człowieka `apolitycznego'. Dwa dni później ta
sama `GW' z triumfem - oczywiście na pierwszej stronie - zamieściła pierwszą
`apolityczną' wypowiedź nowego metropolity: `Gwałtowny atak na ministra
Romana Giertycha'.

      Nominacja abpa Nycza oznacza radykalne przechylenie się Kościoła w
Polsce w kierunku procesów europeizacji. Zapewne Benedykt XVI uznał, że to
chore, lewicowo-liberalne miasto, zwane Warszawą, nie zdzierży pasterza o
konserwatywnych poglądach. I słusznie: w jednym mieście nie mogą panować dwa
niepodzielne autorytety: `Arka Noego' i abp Wielgus. Działacze PiS nie
chcieli konserwatywnego hierarchy, to dostali liberała. Odegrali wobec
środowisk liberalnych i lewicy laickiej rolę, którą Lenin określał mianem
`pożytecznych idiotów'. Ale to nie jest katastrofa PiS: to katastrofa nas
wszystkich, uczyniona rękami `Gazety Polskiej' i Pawła Milcarka. To im
dziękujmy.

      Dziękuję za rozmowę.

 -- Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.GIF89a

Goclawski przemeczony !!

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona