Data: 2011-07-11 13:30:47 | |
Autor: dorota | |
Gorce, Beskid Sądecki - krótka relacja | |
Ja wczoraj wróciłam z Gorców i Beskidu Sądeckiego.
Trasa od Chabówki przez Maciejową i Stare Wierchy (pyszne ciasto!) na Turbacz dnia pierwszego. Dobrze, że te dwa schroniska po drodze były i można się było ogrzać, bo termometr na Maciejowej wskazywał 7 stopni a potem było już tylko zimniej. A ja uparcie chodziłam w krótkich spodniach (zgodnie z zasadą, że lepsze to niż długie ale mokre :)). Na Turbaczu ciepły posiłek (mam wrażenie, że jakość jedzenia się tam podniosła), gorący prysznic i pościel (nigdy nie zrozumiem, czemu tam wszystkim dają pościel) pomogły się ogrzać i dzielnie ruszyć dnia następnego. No dobrze, może nie tak bardzo dzielnie, bo przy dalszej okropnej pogodzie i niechęci do spania w tym zimnie w namiocie ruszyłyśmy tylko do Studzionek, żeby się przespać w kwaterze (gdyby ktoś chciał tam nocować radzę wcześniej zadzwonić). I to wlokłyśmy się niemiłosiernie, żeby nie dotrzeć za wcześnie i nie umrzeć z nudów :) Trzeci dzień do Krościenka z dłuższym przystankiem na Lubaniu. O ile wcześniej rozpaczałam nad zmianą tamtejszych "władz" (raz przyszłam i nie było naleśników!), to teraz naprawdę było miło i wszystko na miejscu (naleśniki też). A i namioty mają nowe, większe (nie korzystałam, ale widziałam :)). A w Krościenku nocleg w kwaterze (zaraz na początku po prawej z dużą drewnianą bramą - polecam tę kwaterę, choć może być ciężko z miejscem) tam dwie noce z zamiarem zrobienia dnia następnego pętelki po Słowacji, ale cóż... o ile póki idę z plecakiem i mam konkretny cel to mogę łazić w deszczu, to pętelkowanie w taką pogodę mnie nie bawi. Zostało nam więc tylko siedzenie i picie piwa :) Dalej czerwonym na Przehybę i to - w końcu - w pełnym cudownym słoneczku. Rozkoszując się pogodą, więcej odpoczywałyśmy niż szłyśmy, ale że trasa długa nie była, to udało się i tak dotrzeć dość wcześnie. A na Przehybie jak zawsze miło, przyjemnie, czysto i widoki piękne. A stamtąd już tylko do Piwnicznej i do domu. Trasa miała być krótka i przyjemna a tu nagle... burza. Z gradobiciem. Huczało i błyskało mi nad głową, strach mnie obleciał, deszcz zmoczył, grad posiniaczył... aż szlak NA SZCZĘŚCIE zgubiłam. Bo idąc żółtym nie skręciłam za kapliczką, lecz poleciałam prosto drogą. I patrzę, a tam dom. I tu najważniejsze: OGROMNE PODZIĘKOWANIA DLA MIESZKAŃCÓW TEGO DOMU ZA GOŚCINĘ. Nie tylko schowałyśmy się przed burzą, ale zostałyśmy ugoszczone kawą, ciachami, wódką i akordeonową muzyką. Będę miło wspominać to miejsce do końca dni swoich :) W samej Piwnicznej za to ciężko trochę o nocleg (może ktoś zna tam miłą kwaterę tak na przyszłość?) a stamtąd już tylko w PKS do Nowego Sącza, potem do Krakowa, a potem zaledwie 15h w pociągu do Gdańska (następnym razem lecę samolotem :P) Dorota -- |
|